niedziela, 4 listopada 2018

Rozdział 222


~~Ahsoka Tano~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, miesiąc przed misją na Endor, Coruscant, biura Senatu]
       Najważniejsze pytanie to: co ona wyprawiała? Postradała zmysły... przynajmniej tak sądziła, bo tylko ona znała swoje prawdziwe myśli, wiedziała jaką nową wojnę z samą sobą rozpoczęła? Ahsoka nie wszystko robiła z przemyśleniem... znaczy, zawsze zastanawiała się co robi lub co ma zrobić, że być jak najbardziej świadoma tego, co osiągnęła i dzieje się w danej chwili, ale niekoniecznie mogła stwierdzić, czy jej wywody brną w dobrą stronę. Miała ochotę się cofnąć, lecz gdyby to zrobiła, to jednak stwierdziłaby, że skoro tak daleko zaszła, to niech brnie do końca. Ostatecznie idzie dalej przed siebie, bo jej wewnętrzna bitwa wyszłaby na jaw robiąc z niej pośmiewisko - no bo kto normalny, kręci się w koło? Jakby się wytłumaczyła? Jeszcze Jedi! Jaką opinię daje obrońcom Republiki?
       Kiedy podeszła do odpowiednich drzwi, jeszcze chwilę się wahała, ale taką chwilę chwilę naprawdę krótką, bo znowu bała się, że ktoś może uznać ją za wariatkę. I tak dość spory popis dały z Barriss sześć lat wcześniej w sprawie zamachu na Zakon Jedi.
       Zaraz po tym, jak zdecydowała się nacisnąć ten przeklęty guzik i to zrobiła, drzwi otworzyły się. Zielone oczy spojrzały na nią z zakłopotaniem. Nie zdziwiła się. Oboje się zmienili, on naprawdę wyrósł i wyglądał na poważnego mężczyznę. Uroku faceta dodawał mu nienaganny zarost. Włosy pozostawił w nieładzie, o wiele lepiej wyglądał w nich, w porównaniu do ulizanego piętnastolatka, którego spotkała po raz pierwszy na Raxus.
       - Ahsoka - przywitał ją. - Nie spodziewałem się, że tak szybko cię zobaczę.
       - Przepraszam cię za to... parę lat temu. To nie był czas na takie myślenie. To nie był też czas na szukanie przyjaciół - wyznała.
       Patrzył na nią przez chwilę.
       - Nie zapomniałem o tobie. Codziennie gdzieś pojawiasz się w moich myślach. Zastanawiałem się, co u ciebie. Wiele słyszałem z HoloNetu, jak się mają sprawy, senatorowie mi wszystko relacjonowali, ale interesowało mnie, jak ty to znosisz. Usiądź. - Wskazał fotel po drugiej stronie biurko. Togrutanka skorzystała z zaproszenia.
       - Kiedy rozmawialiśmy ze sobą po raz ostatni, byłam po stracie przyjaciółki i po wydarzeniach, o których nie wolno mi mówić. A potem... Anakin zaginął. Pomagałam Padme, byłam cały czas przy niej. Wspierałyśmy się cały czas. Straciłam mistrza, Obi-Wan się mną opiekował, ale to nie to samo. Strasznie tęskniłam za Anakinem, zastanawiałam się czy żyje. A potem wrócił i jakoś życie próbowało się unormować. Ale...
       Nie dokończyła. Nie potrafiła stwierdzić, czy naprawdę chce wyznać mu całą prawdę, a to jedno "ale" nie dawało jej odwrotu.
       Nie poganiał jej i bardzo cierpliwie czekał aż podejmie temat. Wiedział, że trzeba jej czasu, lecz jego twarz wyraźnie odzwierciedlała ciekawość, która nim zawładnęła. Tak bardzo pragnął wiedzieć, co chciała mu powiedzieć. Tano zauważyła coś jeszcze... pewien błysk w oczach swojego przyjaciela. Była tak wyczulona na tym podobne tematy, że nie istniał żaden sposób, aby pomylić go z czym innym. Zrozumiała to, jako punkt zapalny - znak mówiący, że może wyznać wszystko.
        - Gdzieś zawsze byłeś z tyłu mojej głowy -  podjęła. - Brakowało mi pewnej prywatności, którą mogłabym się z kimś podzielić i kto by mnie zaakceptował taką, jaką jestem. Przyjaciele to nie to samo, oni są od pomocy, nie mają tak silnego zobowiązania, o które mi chodziło... - Ponownie się zawahała. - Nie wiem czy po prostu byłam zaślepiona swoimi ideologiami, czy twierdziłam, że to nieważne, czy próbowała okłamać samą siebie... brakuje mi ciebie, Lux. Przychodzę tu teraz, bo jestem dojrzała i nie będę czuć się winna tego, że mogłabym złamać kodeks Jedi. Bo nie złamię, bo jest jakiś immunitet. Jestem pewna. Nie było dnia, kiedy nie przemknąłeś mi przez myśli. Problem w tym, że oboje wiemy, że istnieją rzeczy ważniejsze. Anakin kiedyś powiedział "Najpierw służba. Zwłaszcza w czasie wojny". Moje życie i tak jest skomplikowane, nie chciałam go komplikować jeszcze bardziej. Tylko że nie da się bardziej. To, co tutaj wychodzi zmieni moje życie tylko na lepsze. Sam fakt, że ci to mówię, sprawia, że w końcu czuję pewną ulgę.
       Znowu zapadła cisza.
      Ahsoka zastanawiała się, czy faktycznie dobrze odczytała jego emocje, czy znowu dała się zwieść swoim błędnym myśleniem. Choć, to nieważne.
      Znaczy, nie no - ważne. Tylko po prostu do wypowiedzenia pewnej prawdy, trzeba mieć odwagę. Nie tylko po to, by w końcu zobaczyć reakcję czyjeś osoby, ale przede wszystkim przyjąć to, co będziemy wtedy czuli i czy wybaczymy sobie ten akt prawdomówności oraz czyny, przez które musieliśmy dopuścić się sytuacji, gdzie trzeba przedstawić brutalną prawdę. Bo taka była - nieważne czy jaka jest, zawsze jest okropna, nikczemna. Nawet nasze prawdziwe imię jest smutną prawdą. Najlepiej to po prostu milczeć.
       - Jestem zaskoczony - odezwał się w końcu.
       - Wiem, domyśliłam się - odpowiedziała mu.
       - Przez te wszystkie lata znosiłaś Steelę, moją pewną obojętność i swoje autosabotujące myśli, by sobie odpuścić. Sądzę, że też nie byłam dojrzały, choć nie ma co się zastanawiać nad tym, wiele razy to udowodniłem - zachichotał. - Rozumiem, że jest ci ciężko. Każdy ma w życiu swoje mroczne chwile, nieważne czy gorsze czy lżejsze. Kiedy ja byłem w trakcie odzyskiwania Onderonu i śmierci matki... sama wiesz. Też potrzebowałem pewnego schronienia. Nie ukrywam, miałeś jakąś nadzieję. Teraz, kiedy mi to mówisz... może to za szybko, ale nie mam ochoty po raz kolejny na ciebie czekać, więc... spróbujmy poznać się jeszcze raz.
______________________________________
Coś mi się wydaje, że za szybko, no, ale... ile miałam to ciągnąć? Fakt, czasem w życiu zdarzają się takie ekstremalne szybkie akcje, ale... coś mi nie wyszło w opisach :/ Ups. Mam nadzieję, że wybaczycie.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz