piątek, 7 grudnia 2018

Opowieść Wigilijna #1

       Mistrz Yoda zmęczony przygotowaniami do świąt wrócił do swojej komnaty. Nadzorował tylko tyle, aby nic nie było przesadzone i Jedi mogli obchodzić święta w umiarkowaniu jakie wyznawali od początku istnienia Zakonu. Na za wiele ostatnio pozwalał, dlatego pragnął powrócić do dawnych tradycji. Przecież tak należy. To jego obowiązek.
       Na Coruscant już dawno zapadł zmierzch, a prace w messie powoli dobiegały końca. Wszystko zostawił pod nadzorem Ahsoki oraz Luminary. Stwierdził, że to dobry wybór, nawet Tano, pomimo pewnych opinii, naprawdę była osobą odpowiedzialną.
       Usiadł na łóżku aby następnie wsunąć się pod cienką kołderkę. Gimerową laskę położył obok posłania. Tak o to, próbując wyzbyć się uciążliwych myśli na temat sytuacji Zakonu i problemów z odwetem zygerriańskim, czekał na spokojny sen dla regeneracji ciała oraz duszy. Miał swoje lata - osiemset osiemdziesiąt dwa.

       - Odpoczynku dziś nie dostaniesz - usłyszał swój głos.
     Szybko się ocknął. Między szparami w roletach widział miliony przewijających się pojazdów, które w nocy pomagały drapaczom chmur utrzymać niezwykły efekt uwielbiany przez wielu podróżujących i stałych mieszkańców stolicy Republiki. Według Yody na sto procent było już po północy i nadszedł dzień wigilii. W momencie zalał się potem, nie potrafił określić co się stało. Wyostrzył wzrok i zobaczył lekko niebieską poświatę samego siebie. Widział go tak wyraźnie, jak zdarzało mu się doznać rozmowy z Qui-Gonem w tej samej postaci.
       Przeraził się. To znaczy, że nadszedł jego moment? Nie żyje? Przecież nie skupił się tak bardzo na żywej Mocy, jak zrobił to Jinn. Yoda skrupulatnie studiował te same nauki, co nieżyjący przyjaciel, ale wiedział, że jest niedostatecznie gotowy, aby umrzeć i potrafić pojawiać się jako duch Mocy.
       - Umrzeć nie umarłeś - uspokoił go duch. - Twoim umysłem jestem. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość pokazać mam ci.
       - Hmm... - zastanowił się "prawdziwy Yoda".
       Duch machnął ręką.
       - Do początków przenosimy się. Na wiele lat przed traktatem na Coruscant - poinformował drugi Yoda.
       - Cel jaki masz? - zaintrygował się Wielki Mistrz Zakonu.
     - Dawne tradycje pokazać ci. Jak bardzo pozwoliłeś zmienić zakon, niezbyt dobre skutki przyniosło. Dawną harmonię przywrócić chcesz, hmm? - zaśmiał się. - Z pomocą przybywam.

       W jednej chwili mistrz Yoda zjawił się na Tythonie. Doskonale znał tę faunę i florę między innymi z wielu hologramów znajdujących się w bazie archiwum świątyni. Najbardziej charakterystycznym obiektem była enklawa. Siedziba dawnych mistrzów Jedi.
       - Cztery tysiące lat wstecz cofnęliśmy się.
      - Wielka wojna galaktyczna... - opisał wydarzenia Yoda. Wojna pomiędzy Jedi a imperium Sithów zakończona traktatem na Coruscant niecałe trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt lat temu. Tak naprawdę galaktyka zaczęła liczyć czas od tego wydarzenia. Są wydarzenia przed i po tej wojnie.
       - Do początków istnienia cię nie zabiorę, ale wojna owa, ważna jest. Mimo wszystko, Jedi wierni swoim tradycjom oraz naukom zostali. Wielkiego i licznego przeciwnika mieli, a mimo to...
       - Źle zrobiłem - przyznał Yoda.
      - Nie. Zmiany po tej wojnie nadeszły. U ciebie też stać się to musiało. Wierni nadal jesteście. Problem tkwi w zasad łamaniu.
       - Nie ma pasji - jest pogoda ducha - zacytował.
       - Właśnie. Pozwoliłeś na to. Wrócić do tradycji musisz. Pomimo zmian, Zakon musi trzymać się. Zasady... bez nich nie istnieje nic. Dawną świetność udowodnić musisz. Wojny klonów nie zmieniły tego. Rakatan Imperium zwalczyliście, odwet zygerrian też zdołacie. Wrócić do dawnych tradycji musisz.

       Pojawili się w messie świątynnej. Wszystkie ozdoby zostały powieszone. Nie było przepychu, wszystko z umiarem. To jeden z dowodów, że Yoda się starał i miał nadzieje, że jego... kopia to zrozumie. Święta miały charakter celebrowania narodzin Ashli - Mocy, którą czcili niegdyś Lasatowie. Moc zawsze istniała. Wiele musiano przejść, żeby przedstawiciele wrażliwych na Moc z paru układów się połączyli i założyli Zakon Jedi.
       - Nowy zwyczaj wprowadziłeś. Harmonię zachowałeś. Trzymać tak powinieneś dalej.
       - Wskazówki mi dasz?
      - Tobą jestem. Pomyśleć głębiej musisz swoje pomysły wykorzystywać. W życie wprowadzić. Czekać nie powinieneś. Póki możesz szybko to naprawić, zrób to. Następca twój kontynuować będzie.
       - Windu... - stwierdził Yoda.
       - Swoich podopiecznych pilnuj. Stawią czoła niezwykłemu zamieszaniu. -Zniknął.
       Yoda został sam i wrócił na swoje łóżko. Stał na nim, a kołdra nadal była ułożona w nieładzie po jego nagłym przebudzeniu. Nie potrafił racjonalnie myśleć o tym, co się stało i w jaką podróż wyruszył. Dało mu to do myślenia. Musiał zacząć reformy do powrotu starych tradycji, natychmiast póki nie jest za późno. Windu mu pomoże. Jakiekolwiek zamieszanie, które ma nastąpić, nie złamie Zakonu. Pokażą, że walczą o to razem.
       Właśnie - walka.
      To przez konflikty ciągnące się w nieskończoność, Jedi stracili w oczach innych. Prawda jest taka, że wewnętrzne konflikty przelewali na pole bitew. To nie wojny klonów ich złamały, stało się to w momencie, kiedy pojawił się Sidious oraz Darth Maul, na Naboo. Po tych wydarzeniach Zakon zmienił się w chaos. Wieczne szukanie, strach co może się zdarzyć, jakie konsekwencje przyniesie fakt pojawienia się nowych przeciwników oraz odejście Dooku. Wszystko ma swoje korzenie w Mocy - wszystko. Gdyby nie ciemna strona Mocy, wojny klonów nigdy by nie nastąpiły, ani reszta innych sporów.
       Moc jest wszechobecna.
       Moc jest nieuchwytna.
       Może uda ją się w te święta okiełznać?
__________________________________________
Jak zostały dodane komentarze, to poszłam spać, więc lekka obsuwa

NMBZW!

1 komentarz: