niedziela, 16 grudnia 2018

Rozdział 230


~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Endor]
       W momencie kiedy naprawdę miał dość wszechobecnych chaszczy utrudniających przejście nie tylko jemu, ale nawet klonom pomimo dobrze przystosowanych pancerzy, jak na tę misję - po prostu nie nie były tak dobre jak te elitarnych komandosów lub żołnierzy zwiadowczych - przypomniał sobie, gdzie się wychował, gdzie przebywa przez większość czasu. Tak naprawdę, znalazł się w miejscu, które śmiało mógł traktować jak skarb. Mieszkał na światach wybrakowanych w rośliny, naturę. Zaczął się zastanawiać skąd na Tatooine oraz Coruscant brał się tlen, skoro to roślinność go produkowała.
       Tak bardzo zamyślił się nad prawami natury, że uderzył stopą o dość spory głaz.
       - Au! - stęknął.
       - Dziwne. Nie przypominam sobie, żebyś skarżył się na zanik wzroku - zażartowała Padme.
       - Zamyśliłem się. Z jednej strony, ta misja jest jakaś przeklęta, a z drugiej cieszę się, że trafiłem na tę planetę. Dawno nie widziałem tylu drzew... zieleni na taką skalę. Wybacz, ale jest to piękniejsza planeta od Naboo - odparł Anakin.
       - Zadziwia mnie pański gust. Na tej planecie jest tylko osiem procent wody, podczas gdy na Naboo jest jej ponad dziesięć razy więcej, aż osiemdziesiąt pięć procent! - Wtrącił C-3PO.
       - A na Kamino jest jej aż sto procent - zripostował Fives. - Co wygrałem?
       - Oczyszczenie drogi z krzewów i innych roślin utrudniające nasz chód - zaśmiał się Skywalker, a reszta oddziału mu zawtórowała. Anakin jak i jego ulubiony żołnierz ARC wiedzieli, że ten generał Jedi nigdy nie wykorzystałby klonów do tak haniebnej i niepotrzebnej czynności, jak zabawa w ogrodnika. Nie potrzebował sługi, potrzebował wiernego kompana, który odda swoje życie za Republikę, niekoniecznie z powodów nabytych czy wrodzonych.
       - Nikt mnie tu nie rozumie - stwierdził z żalem 3PO.
       - Wręcz przeciwnie. Wyobraź sobie, że mam do ciebie naprawdę wielki szacunek - powiedział Anakin.
       - Dziękuję, o stwórco - ucieszył się złoty droid protokolarny.
       Skywalker mówił prawdę.
       Najszczerszą.
       Pomimo tego, jak bardzo R2 był mu potrzebny i jak wiele informacji mu powierzył i jak wiele razy ten mały astrodroid uratował im życie, to wiecznie spanikowanego 3PO stawiał wyżej. Z bardzo prostego powodu - sentymentu. Czy faktycznie można tak to nazwać? C-3PO to nie tylko pierwsza jego poważna konstrukcja, ale też podopieczny jego mamy, miał jej pomagać, bo do tego Anakin go stworzył. Za każdym razem, kiedy młodzieniec o nim myślał lub na niego spoglądał, przypominał sobie dom, a dom w jego rozumowaniu, to miejsce gdzie znajdowała się jego rodzicielka. Po jej śmierci, domem stał się apartament Padme i nadal nim jest. Dlatego właśnie, ten droid protokolarny służy Amidali, jest w domu, zajmuje się w jakimś stopniu bliźniętami - bo tam jest jego miejsce.
       W domu jego stwórcy.
       Anakin tak wiele tracił przez swoje życie, tak wiele szans przeciekło mu pomiędzy palcami, ale nadal istniało coś lub żyli ludzie, którzy utrzymywali go przy życiu. Rzeczy przypominające mu o przeszłości to teleporty
       Dlaczego miałby z tego zrezygnować?
       Dlaczego miałby stracić kogokolwiek po raz kolejny?
       Właśnie. Stracił już najdroższą osobę jego życia - matkę. Znaczy, drugą, bo jest jeszcze Padme, ale... kiedy był małym chłopcem nie wyobrażał sobie życia bez matki, nie myślał nawet o tym, żeby opuścić ją na dłuższy czas. Fakt, miał marzenie uwolnić wszystkich niewolników i zdawał sobie sprawę, że może nawet na chwilę zostawi ją samą, lecz nigdy w życiu nie zdobył się na to, aby przez jego myśl przeleciało gdybanie, iż jego rodzicielka mogłaby zginąć podczas jego nieobecności. Kiedy zabierano go do Świątyni Jedi, obiecał, że po nią wróci. Nie zdążył. Nikt do tej pory nie potrafi zrozumieć, co czuje i jak pluje sobie w twarz z powodu ociągania się poprzez słuchanie rozkazów. Mógł je znieważyć już wcześniej. Dla niej chętnie odszedłby z Zakonu.
       Dzięki Mocy była przy nim Padme - osoba, dzięki której widział sens życia.
       Potem na jego drodze stanęła Ahsoka. Mówi się, że Padawan jest jak dziecko. Strata jej zabolała go tak strasznie. Luminara miała rację, nie potrafiłby dać jej odejść. Nigdy. Za bardzo ważna się stała. Z jednej strony traktował ją jak młodszą siostrę, a z drugiej wręcz jak córkę. Pamiętał dokładnie przeszywający jego serce ból.
       Udany zamach na jego dzieci, byłby o wiele bardziej bolesny.
       Miłość i przywiązanie do Ahsoki to niebezpodstawne uczucie, to więź, która ratuje im życie, dba i nie opuści choćby nie wiadomo co. Nie potrzebował jej miana padawana, aby to czuć. Ahsoka to osoba w pełni zasługująca na miano Rycerza Jedi. Jej relacja do drugiej istoty to przykład postawy obrońcy pokoju, jaki Zakon Jedi zakłada. Zrobiła błędy, jak każdy. Nikt nie jest idealny i wszystkie potyczki każdego kształtują, ukształtowały też ją. Tano od zawsze była niewinna, większość swoich złych decyzji podejmowała przez jego rozkazy, więc przyjął to na klatę, ale jednak przez swoją własną głupotę go słuchała, więc też ma swoje na pieńku.
       W każdym razie, zawdzięcza jej naprawdę wiele, wbrew pozorom. Uratowała życie jego dzieciom i uchroniła go od wielkiego bólu i kolejnego plucia sobie w twarz, że kogoś zobaczył. Czy miałby wtedy żal do Ahsoki? Nie umiał określić. Jej zadaniem jest ich pilnować, ale zygerrianie są tak odważni i przebiegli, że nawet Rada Jedi nie potrafiła ich przewidzieć we własnym domu.
       - Aaa! - krzyknęła Padme.
       Nieokreślone, latające zwierzę o mało nie wyszarpało jej włosów... albo w ogóle nie pozbawiło jej głowy. Appo otworzył ogień celując w skrzydła p... ptaka? Można tak to nazwać?
     - Kapitanie, nie! Możesz go tylko bardziej rozwścieczyć. Poczekajmy chwilę - powstrzymał go Anakin.
       Zwierzę zaczęło unosić i opuszczać skrzydła w dość niepokojący sposób. Syczało i otworzyło dziób wydając chrapliwy głos świadczący o zamiarze kolejnego ataku. Wśród szumu liści rozbrzmiało dziwne, długie wycie, jakby z jakiegoś prymitywnego instrumentu. Zwierze od razu się spłoszyło i odleciało w inną stronę. Hałas nie ustępował.
       - Skąd to dochodzi? - zastanowił się na głos jeden z żołnierzy.
       Patrzyli w przeróżne strony doszukując się źródła.
       - Spójrzcie - poleciła Amidala kierując wzrok przed siebie. Zza liści wystawał skórzany materiał i kawałek futra. Istota przemieszczała się niepewnie w ich stronę.
___________________________________
TADAM! Jeśli czytacie to w poniedziałek, to mam tak śliczny OS dla was na dziś, że aż szok!

NMBZW!

4 komentarze:

  1. Czemu ostatnio były opóźnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ bardzo sporo miałam na głowię i komentarze się późno pojawiają do wglądu. Na przykład twojego dziś rano jeszcze nie widziałam, a widnieja data wczorajsza i godzina 22:07. Póki komentarza nie było, nie wstawiłam, bo jasno mówiłam, że jeden komentarz i jest one-shot

      Usuń
  2. Meeega rozdział! Cudo!! 💗💗💗

    OdpowiedzUsuń