poniedziałek, 10 grudnia 2018

Opowieść Wigilijna #2

PRZECZYTAJ MÓJ KOMENTARZ LUB POD KRESKĄ!

       Pustynny piasek przedarł się przez materiał lichych butów i drażnił jego skórę swoją strukturą oraz wysoką temperaturą spowodowaną nagrzaniem przez codziennie święcące słońce na niebie. Na Tatooine nigdy nie padał deszcze, nie widziano nawet śniegu - planeta nie bywała dobrym celem na wakacje czy urlop. Życiu codziennemu również nie sprzyjała, zwłaszcza jeśli twoje życie zależy od kogoś.
       Słońce leniwie kierowało się ku horyzontowi, co oznaczało bardziej porę popołudniową, niż zachód słońca towarzyszący wczesnym wieczorom. W każdym razie, godzina, na którą miał wrócić Anakin już dawno minęła, co nie umknie Watto. Na samo powitanie chłopiec pewnie dostanie ostrą reprymendę i na pewno jego właściciel przez najbliższe dni będzie obdarowywał. Zawsze w takich momentach gdzieś z tyłu siedziało mu, że nadajnik w ciele wybuchnie za nieposłuszeństwo, ale z drugiej strony, Anni jak i jego matka nie potrafiliby uciec, a Watto to wyjątkowo dobry pan. Skywalker to mały chłopiec, ale niezwykle zdolny i bystry. Mimo wszystko, nigdy nie wpadłby mu pomysł aby zwiać - to samobójstwo. Toydarianin zawsze wiedział, że jeżeli niewolnik się nie pojawił, to coś się stało.
       Tak.
      Został okradziony i błąkał się przez pustynię nie do końca wiedzieć co zrobić. Oddalił się za daleko i trochę pogubił orientację w terenie. Kiedy dotarł na wydmę, z której ujrzał osadę, Mos Espę, w której mieszkał, kamień spadł mu z serca. Od razu poczuł w swoim ciele adrenalinę i zbiegł ze wzniesienia, co spowodowało dalszy rozpęd. W ciągu półgodziny dotarł do sklepu Watto.
       - Bona nai kaczu!* - wydarł się właściciel sklepu. - Kuuna tii-yoky malaja?!**
       - Muucza*** - odpowiedział Skywalker.
       - Puszii uampa**** - nakazał.
       Anakin czuł się źle. Pozwolił obrabować się tym małym, głupkowatym istotom, jakimi są Jawy. Nie miał nawet jak się obronić, napadły go w grupie, przytrzymały, zabrały złom i uciekły. Ci, którzy go obezwładnili, ogłuszyły go na chwilkę i zaczęły biec ostatnie. Były szybsze niż chłopiec przypuszczał i dodatkowo miał pewne opóźnienie. Watto miał nieźle przechlapane bo towar nie przybył na czas do klienta. Będzie musiał to rozwiązać inaczej.
       - Annie! Martwiłam się - wykrzyczała na jego widok matka, gdy wszedł wycieńczony i brudny do domu.

    Skywalker obudził się cały zalany potem. Miał wizję przeszłości. To na pewno nie sen, niemożliwe. Jedi nie doświadczali obrazów podczas nieprzytomności. To wytwór wyobraźni, a oni nie mogli tego robić. Jeśli coś widzieli, to tylko dlatego, że Moc tak chciała, bo musiała im coś przekazać.
       - I wysłała mnie - powiedział jego własny głos. Przed nim stała jego podobizna w postaci ducha, wypisz wymaluj.
       - Coo... - chciał zapytać.
      - Padme cię nie usłyszy. To była twoja przeszłość. Zabiorę cię teraz w twój świat teraźniejszy, żebyś zobaczył siebie z perspektywy trzeciej osoby. Żebyś wyciągnął wnioski.
       - W przyszłość też? - zapytał Anakin.
       - Nie. Nie mogę zabrać cię w przyszłość. To zbyt ryzykowne - odparł drugi on.
       - A nie możesz chociaż mi powiedzieć, co się stanie? Wolałbym się jakoś zabezpieczyć.
       (Pozwolę sobie wtrącić - koleś, masz bliźnięta! Trochę za późno na to!/Kiwi)
       - Nie - odmówił duch. - W drogę.
       Obraz się zmienił.
       Jego oczom ukazał się ranek, kiedy to spał spokojnie w sypialni apartamentu senator Amidali. Nie miał żadnych obowiązków, dlatego mógł sobie pozwolić na długi odpoczynek. Tsa, "mógł". Jego dzieci miały zupełnie inne plany, więc, gdy tylko obudziły się nad ranem, tuż przed śniadaniem, to wbiegły do pokoju, wskoczyły na łóżko i zaczęły go budzić. Padme dawno wstała, żeby nadzorować prace w swoim apartamencie.
       - Tato, obudź się! - krzyczał Luke potrząsając ojcem, żeby się w końcu otworzył oczy i tak też się stało. Tuż przed nim pojawiła się Leia z misiem. Rodzeństwo zostało ubrane w pajacyki, chłopiec w granatowy, a dziewczynka w czerwony. Prócz tego, na materiale widniały atrybuty świąteczne.
       - Już, już! - zgodził się Anakin i podniósł do pozycji siedzącej. - Lećcie do kuchni, ja się ubiorę.
       Dzieci posłusznie wykonały polecenie. Skywalkerowi chwilę zajęło oprzytomnienie. Zaraz potem wyruszył do odświeżacza umyć zęby i przemyć twarz, a następnie wyruszył do kuchni, by dołączyć do dzieci by skonsumować śniadanie.
       - Czemu mi to pokazujesz? - zastanowił się rycerz Jedi.
       - Porównaj te dwie sceny - polecił mu duch.
     - Ta jest typowo świąteczna, a tamta była zwykłym dniem jako niewolnik. To oczywiste - stwierdził.
      - Z matką nie obchodziłeś świąt. Pracowałeś całymi dniami, miałeś tylko ją. Ale to twoja rodzina. Teraz masz dzieci, żonę, ale nie masz matki. Najważniejsze, że masz rodzinę. Nie mówię ci tego po to, aby pokazać, jakie masz braki w życiu, tylko żebyś doceniał życie i niczego nie żałował. Matki już nie ma, nawet gdybyś z nią żył, nie udało by ci się jej uratować...
       - Nieprawda! - wybuchnął Anakin. - Nie waż się tak mówić.
     - Niczego jeszcze nie pojąłeś? Jestem tobą, wziąłem się z ciebie i z twoich najodleglejszych czeluści umysłu i duszy. Nie potrafisz sobie tego przyznać. Nie byłbyś Jedi, nie panowałbyś na tym i przyniósłbyś jeszcze większe zło. Sęk w tym, że nie potrafisz zaakceptować w pełni siebie. Bo potrafisz być obiektywny, ale nie chcesz. Odpędzasz od siebie "Co by było gdyby". Musisz cieszyć się z teraźniejszości, doceniać to co masz, nie rozpamiętywać tego, co straciłeś, ale mieć świadomość, że to się zdarzyło i cię ukształtowało. Matka cały czas z tobą jest.
       - Czemu nie pojawiła się zamiast ciebie? Mam cię dość - odpowiedział Skywalker.
       - Bo czasem nikt nie jest w stanie ze sobą wytrzymać.
       - Może i tak. To wszystko?
       - Zaakceptuj moje pojawienie się i rozmyślaj nad tym, bo może być potem za późno - ostrzegł duch.
       I zniknął, a Anakin pojawił się z powrotem obok śpiącej Padme. Stwierdził, że to jakiś żart, ale cały czas w jego głowie rozbrzmiewały ostatnie słowa zjawy. Nie chciał go lekceważyć, coś podkusiło go, aby w to wierzyć i przemyśleć. Dlatego też nie przespał reszty nocy.
       Nie potrafił zmrużyć oczu, zastanawiał się nad tym, co zdarzyło się w jego życiu, jak wiele się zmieniło, jaką metamorfozę przybrało określenie "rodzina". Równie dobrze mógł uznać dwie, a nawet trzy. Jedna to przecież cały Zakon, drugą Padme, dzieci, Obi-Wan i Ahsoka, a trzecią to żona wraz bliźniętami.
       Do ranka Skywalker nie zmrużył oka, a gdy Padme się zbudziła, stwierdził, że uda, iż też to zrobił. W dniu wigilii czuł się zagubiony zaistniałą sytuacją. Powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że wszystko to, to jakieś halucynacje, ale z drugiej strony - czy Moc mogłaby pozwolić na taką kolej rzeczy?
       - Tatooo... - zagadnęła Leia. - Kiedy pójdziemy do Świątyni?
       - Za godzinę. Trzeba pomóc Ahsoce i choinkę trzeba do końca udekorować.
       - Mogę dać gwiazdę na czubek? - poprosiła dziewczynka.
      - Tak. Razem z Luke'm to robicie. Pokażecie swoje umiejętności. Tylko nie potłuczcie jak nasze bombki - ostrzegł.
       - To wina Lei! - oskarżył brat.
       - Nieprawda! - odkrzyknęła córka.
       - To wasza wina - postanowił Anakin.
       - Najważniejsze, że kolejne już dobrze powisieli - wtrąciła Padme.
_________________________________________
*Wpadłeś w tarapaty!
**Czemu to trwało tak długo?
***Kraść/Okradziono mnie
****Zejdź mi z oczu lub drogi/odejdź

Ze względu, że opublikowałam w szkole, to strasznie się pomieszało. Miała być zupełnie inna postać, ale opublikuję w poniedziałek ten co miał być dziś i pozmieniam w środę, tuż przed rozdziałem, numerację oraz datę publikacji

NMBZW!

2 komentarze:

  1. Wow! 😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze względu, że opublikowałam w szkole, to strasznie się pomieszało. Miała być zupełnie inna postać, ale opublikuję w poniedziałek ten co miał być dziś i pozmieniam w środę, tuż przed rozdziałem, numerację oraz datę publikacji

    OdpowiedzUsuń