niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 81


                                                                    ~~Ahsoka~~

 Umieranie było rzeczą naturalną, ale zazwyczaj każda osoba odczuwała opuszczenie nieżyjącego po informacji o tym wydarzeniu. W przypadku Jedi było to bolesne podczas tego procesu. Nic nie ukryje się przed osobą wrażliwą na Moc. Czuje śmierć drugiej, z którą się przyjaźnił, spędził dzieciństwo, mógł polegać na nim, był byłym Padawanem lub Mistrzem. Pękająca więź przyjaciela jest do zniesienia, ale zrywająca się "lina" łącząca Mentora i Ucznia - była niezwykle bolesna dla duszy. Osoba, która przekazała Ci tak dużo wiedzy, poświęcała czas by nauczyć czegoś ważnego oraz pożytecznego, opiekował się Tobą; Padawan... wysłuchał i cenił, że to co mu właśnie przekazywano jest potrzebne, odwdzięczał się za każdy trening i naukę, martwił się o nauczyciela, co także było wynagrodzeniem. Taka więź łączyła Plo i Ahsokę. Nie byli Mistrzem i Padawanem, ale Koon towarzyszył jej odkąd tylko była w Świątyni, pomagał jej, był oparciem, przyjacielem, a także miał być jej przyszłym Mistrzem. Zastąpiono go. Rozumiał. Dla niego Anakin był dla niej dobrym nauczycielem. Rozumieli się, byli tacy sami... niczym rodzeństwo. Lecz nikt nikogo miejsca nie zajął. Choć Ahsoka ma komu ufać, to Atari oraz Barriss są najlepszymi przyjaciółkami i nikt ich nie zastąpi, ani jedna drugiej. Obie były na równi. Skywalker... osoba nie zwykła pod wieloma względami. Był uznawany za Wybrańca i zbytnio nie ufał osobom, ale jej tak. Kolejny był Obi-Wan. Drugi brat, między którym przyjdzie jej wybierać. Zdecydowanie nie pasował jej ten spór. Jedyną jej deską ratunku był Plo Koon, który zaginął, a Moc w nim malała. Czuła to.
 Ile już siedziała w pokoju? Nie liczyła. Zatracając się w psychicznym bólu przyszłej straty straciła rachubę czasu. Atari chciała jej towarzyszyć, ale dziewczyna odmówiła jej bez uczuciowym głosem wpatrując się w szarą ścianę. Nie chciała by dziewczyna zakrzątała sobie nią głowę nawet jeżeli były przyjaciółkami. Miała wrażenie, że nie ma już sensu ryzykować dla niej życia. Między innymi dla jej osoby zrobił to Kel Dorianin. Czuła się jak osoba, której nikt nie chciał pomagać, a ten kto zrobi inaczej - po prostu zginie. Tak było po prostu od zawsze. Kiedy jako mała dziewczynka straciła wiarę, że ktoś jej pomoże i zaczęła się do tego przyzwyczajać, zjawił się on. Zabrał ją do Świątyni i napełnił wielką nadzieją, a tu nagle ona prysła. Za każdym razem kiedy było z nim coś nie dobrze, chodziła smutna, zmartwiona, a teraz nie ma wszystkiego. Z jakiegoś powodu wierzyła, że gdzieś tam jest, Że może żyć, ale sądziła - aż wstyd było jej to przyznać -, że nie ma żadnego ratunku. Nie wiadomo gdzie zleciał, a każdy trafiony przez klona Jedi - umierał.
 Zmęczoną już samą sobą przestraszył cichy dźwięk, który pojawił się na wskutek naciśnięcia guzika, znajdującego się po drugiej stronie drzwi. Niewątpliwie ktoś chciał z nią porozmawiać, czego ona na razie nie potrzebowała. Nawet nie próbowała sprawdzić kto się do niej dobija. Była tak pozbawiona sił tym wszystkim, że odechciewało się jej wszystkiego, lecz tamta osoba jej nie pozwalała. Sama weszła do pokoju. Był to wysoki Mistrz Jedi zwany potocznie Anakin Skywalker, Bohater Republiki oraz Wybraniec, który ma przywrócić równowagę Mocy w galaktyce.
-Ahsoka, ja wiem co się stało.-oświadczył po wejściu.
-I?-spytała. Była zdziwiona swoim głosem oraz tym, że w ogóle zdołała coś z siebie wydusić.
-Wiem, jak to jest.-odpowiedział
-Znaleźli choć... jego ciało?
-Nie. Szukają go. Myślę, że jeszcze żyje.
-Nie wyczuwam go!-Na to mężczyzna już nie odezwał się choć jednym słowem.

                                                           ~~Plo Koon~~


 Umieranie w taki sposób było dla niego śmieszne, ale tego nie okazywał. Sam przecież czuł, że umierał. Zginie w idiotycznej dla niego śmierci, acz ciekawej. Został trafiony przez klona pilota, a druga rzecz to to, że został pokonany przez żołnierza. Nawet nie umie pojąć co skłoniło Żołnierza do takiego czynu. Była to zdrada, w której Kel Dorianin musiał ucierpieć, leżąc nie wygodnie we wraku myśliwca, co tylko sprawiało gorszy ból w wielu miejscach. Trochę myślał nad tym, czy maska jest dobrze uszczelniona. Nie potrzebował tlenu, a raczej musiał go unikać. Na wszystkich światach prócz jego własnej ojczyzny musiał mieć założoną maskę.
 Cały czas przed jego oczyma widniał obraz uśmiechniętej, szczęśliwej Małej Soki mająca już siedemnaście lat. Tyle Jedi sprowadził do Świątyni i się z nimi zaprzyjaźnił, lecz tak na prawdę tylko z nią tak bardzo się zaprzyjaźnił. Nie umiał wytłumaczyć jaki wpływ na niego miała ta dziewczynka. Nie chciał jej zostawiać, bo dzięki Mocy był świadomy, że ona go potrzebuje. Opuszczenie jej nie było dla niego łatwe. Wręcz przeciwnie. Doznawał małego uczucia smutku, opuszczenia, nie zrozumienia... a to wszystko płynęło od jednej osoby. Ahsoki Tano. Zastanawiał się czy ona go czuje. Sam był bezsilny jakby ubywało z niego życie. Było to tak smutne doznanie. Myślenie o młodej przyjaciółce, która jest słabsza psychicznie pod względem straty bliskiej osoby, okazywało się najgorszymi katuszami jakie sobie kiedykolwiek sobie wyobrażał.
 Myślałby tak zapewne jeszcze przez długi czas, ale nawet nie wiedział co sprowadziło ciemność przed jego oczyma. Jedynymi, bardzo słabymi doznaniami przed mroczną nicością, było mrowienie w Mocy i cichutkie głosiki, których nawet zwykła istota kosmosu nie zdołała by ich usłyszeć.

                                                          ~~Palpatine~~

 Jak wszystkie jego "wspaniale niecne" plany szły tak, jak sobie to od kilku dni zaplanował, doskonale. Był dumny z siebie, ale ostatecznym zwycięstwem dla niego będzie przekabacenie Skywalkera na swoją stronę czego z resztą nie mógł się doczekać od wielu lat. Próbował raz, ale nie udało mu się. Do trzech razy sztuka, a zostały mu dwie. Obiecał sobie, że tym razem na pewno się uda. Zabije tych co staną mu na przeszkodzie. Nie uważał, że jego przyszły uczeń jest aż tak szalenie zakochany w Amidali by nie mógł bez niej żyć. Po za tym wystarczy pozbyć się jej i Tano, a Obi-Wan z tego co mu wiadomo wypadł z gry. Nadal miał swoich szpiegów, a jeden z nich był klonem. Jakież one są naiwne!- myślał często, zwłaszcza po tej akcji. Tak łatwo było mu przekonać Żołnierza, gadając mu bzdury za pomocą Mocy. Najcudowniejsze we wszystkim było to, że Kenobi był również słaby i naiwny. Nic nigdy nie podejrzewa i jest za bardzo ufny. Nigdy nie wyczuje czy ktoś go zdradził czy nie. Nie ma pojęcia czy ktoś widzi i słyszy do czego się przyznaje jego "przyjaciel". Jedynie jego osłabi przejście Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy.
 Tym razem osobiście postanowił się pofatygować dla Republiki i lecieć z Separatystami na miejsce ofensywy na daną planetę. Nie miał już po co się ukrywać skoro każdy wiedział kto kim na prawdę jest. Uciekł by ukryć się przed Republiką tylko dla zorganizowania dobrego planu. Dla niego miał ogromny sens, zwłaszcza gdy pomagał mu Tarkin. Admirał był na pierwszym miejscu ze wszystkich, którzy mu pomagali. W nim raczej widział przyszłą, dobrą współpracę przeciwko Republice, czyli coś czego nie robił względem innych. Reszty się pozbywał, więc Wilhuff mógł czuć się wyróżniony pod tym względem. Lecz jednak mężczyzna czuł niepokój. Wiedział, że Palpatine chciał mieć Anakina jako ucznia, a uczeń mógłby mu zagrozić. Pamiętał jak na Mortis wywyższał się co do przyjaźni z byłym Kanclerzem. Ten pierwszy wiedział o tajemnicy tego wpływowego człowieka, a drugi miał się dopiero z nią lepiej zapoznać. Wybraniec zdecydowanie jest ważniejszy dla Sitha z powodu wrażliwości na Moc, ale Tarkin nie miał zamiaru popchnąć się w cień. Też musiał być ważny i zamierzał się wybić w miarę lepiej na jego przypadek jako bycie wojskowym.
 Admirał podszedł do Dartha Sidiousa. Najpierw na widzieli niebieskie tło rozczepiające się z czarnymi paseczkami, a następnie planeta zwana Naboo. Tuż przed nimi znajdowały się statki Federacji. Już za chwile zaczną inwazję, wybijając na samym początku Gunganów, którzy są armią świata przepełnionego wodospadami; gęstymi lasami; bagnami, a przede wszystkim - spokojem.
__________________________________________
WAŻNE!!!
Miałam strasznie zakręcony i zapracowany tydzień, a musiałam pisać 3 ff. Jeden mam skończony, zostało o-s na Święta i nn. Zróbmy tak, do Świąt zostało tylko dwa tygodnie. Jak na razie, mam zapowiedziane tylko dwa sprawdziany, ale będą łatwe według mnie. Nie umiem się skupić na dwóch rzeczach zbytnio, więc umówmy się, że nie dodam nn aż do Świąt i w dniach od 21 Grudnia do 23 grudnia, powitam was one-shotem na święta. Od razu chcę uprzedzić, nie będzie on tematyczny, ale będzie najdłuższy i będzie poświęcony na tą chwilę. Nie mam do tej pory pomysłu na tematyczny, ale rozwija mi się pomysł na tamten. Zrozumcie mnie, umówmy się tak.
Dedykuję ten rozdział, mojej najlepszej przyjaciółce PATATAJOWI <3

NMBZW!