niedziela, 29 lipca 2018

Rozdział 209


~~Anakin Skywalker~~

      Rycerz Jedi wrócił do pałacu o umówionej porze. Gammoreańscy strażnicy wpuścili go bez żadnych formalności. Skywalker nawet nie skupił się na tym fakcie. Jego głowę wciąż zaprzątały wspomnienia rozmowy z Owenem i Beru. Zdawali się być po prostu bliscy, jakby żył z nimi zawsze. Przestał mieć żal do wszystkich o to, co stało się z matką. Przestał żywić urazę do kogokolwiek, prócz Zygerrian, bo to, co działo się aktualnie w jego życiu, sprawiało, że czuł się bardzo szczęśliwy.
       - Czy namyśliłeś się? - przemówił Anakin. Po raz kolejny nabrał ochoty na to, żeby mówić w języku huttów, ale to źle kojarzyło mu się z dzieciństwem, przez które w późniejszym życiu cierpiał katusze. Trzy lata rozłąki z żoną i dziećmi to jedna z najbrutalniejszych kar, jaką mogli go obdarować, a przeżył naprawdę wiele.
       Jabba zaczął przemawiać. O ile jego krótkie wypowiedzi naprawdę dało się zrozumieć, tak, gdy się rozkręcił, ni w ząb. Anakin cierpliwie czekał aż Hutt skończy, a potem kazał droidowi przetłumaczyć. W prawdzie, udało mu się coś z tego wyłapać, ale nie miał pewności czy dobrze zrozumiał.
       - Wielki Jabba mówi, że bardzo chętnie nawiąże z wami współpracę. Otworzy dla was wybrane szlaki handlowe. Nadal jest dłużny uratowania swojego syna. Nie pozwoli też, aby Zygerria szerzyła swoje zasięgi zaburzając jego to, co panuje na tej planecie - przetłumaczył droid protokolarny. Nawiasem mówiąc, Anakin dziwnie się czuł patrząc na jakiegokolwiek droida protokolarnego. Wszystkie były takie poukładane! Cecha zupełnie przeciwna do tych, którymi odznacza się jego C-3PO. Jego dzieło, to ewenement sam w sobie. Kto widział tak roztropnego, a zarazem roztrzepanego robota? Nie mówiąc o tym, że wzorowo wykonywał polecenia jednej z ważniejszych senator w Senacie Galaktycznym. Zajmował się dziećmi jak należy...
       - W imieniu Najwyższej Rady Jedi oraz Republiki Galaktycznej, dziękuję za porozumienie. Powtarzam jeszcze raz, nie zamierzamy przejąć kontroli, ani wdrążyć tej planety do Republiki. Przybywamy z pomocą i nawiązujemy kontakty, które również nam, w tym konflikcie, ułatwią wygraną. Już za niedługo odezwiemy się ponownie. - Skywalker ukłonił się i skierował nogi ku drzwiom. 
     Wychodziło na to, że misja zakończyła się powodzeniem. Naprawdę zabrało mu to dużo siły przez nerwy. Sama rozmowa z Owenem kosztowała go wiele stresu, ale wszystko się przecież dobrze się kończy. Musi.

[Dwa dni później, Coruscant, Apartament Królowej Amidali]
       - Podaj - poprosił Anakin syna, kiedy to budował z nim wieże z klocków. Wiedział, że za niedługo będzie mógł pokazać swojemu potomkowi maszyny i razem z nim dzielić się zainteresowaniami. Pragnął, aby Luke osiągnął coś więcej niż tytuł syna Anakina Skywalkera. Chciał, aby galaktyka znała go z sukcesów o wiele większych niż osiągnął jego przodek.
       Luke w pewnym momencie wstał, podreptał do sofy, wszedł na nią, przysunął do siebie poduszkę i położył na niej głowę, po czym zamknął oczy. Anakin usiadł obok niego, podniósł a następnie ułożył się z nim tak, żeby poduszka z głową chłopca leżała pod jego prawym ramieniem, a żywym mógł go obejmować. Luke usunął w parę minut, a Skywalker wraz z nim.
        Nie śniło mu się praktycznie nic, jak za każdym razem kiedy zamknął oczy po powrocie do domu. Napawał się ciszą, albowiem cały czas był na wpół przytomny i dobiegały do niego lekkie kroki Lei z poprzedniego pokoju i cichy trzask zabawek, kiedy je kładła lub obijała jedną o drugą. Takie chwile nie posiadały ceny, nie oddałby ich za żadne skarby i to nie tylko dlatego, że Jedi nie mogą niczego posiadać. Rodzina, którą miał, to najważniejszy priorytet jego życia i nie wymieniłby go na inny. Tak uczyła go matka, między innymi wtedy, kiedy to ryzykował dla Watta swoje własne życie, a jego rodzicielka cierpiała katusze. Bo bardzo kochała.
        Usłyszał w pewnym momencie Padme i wyraźnie wyczuwał też jej obecność w Mocy. Otworzył lekko oczy, kiedy schyliła się pogłaskać synka po włosach. Niestety, Anakina już pominęła, więc postanowił się z nią podroczyć. Wstał i zabrał Luke'a do jego łóżeczka, a Padme zrobiła tak samo z Leią. Okazało się, że Anakin stracił na chwilę czujnosć i pozwolił na to, żeby bardzo zmęczona Leia zasnęła na podłodze. Fakt, tak damie nie przystoi, w końcu jest córką senatora i byłej królowej sektora Chommell.
       - Nie sądziłem, że tak będziesz mnie zaniedbywać, zwłaszcza po trzech latach nie obecności - przemówił z kamienną twarzą.
       Padme odwróciła się od szafy z sukienkami, do której zmierzyła od razu z pokoju dzieci, do którego drzwi znajdują się trzy metry na prawo od jej garderoby. Na jej twarzy malowało się duże zdezorientowanie.
       - O co ci chodzi? - Jej twarz zaczynała się robić ostrzejsza i jeszcze bardziej zdziwiona oraz zmartwiona.
       Anakin patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym spuścił głowę i odpowiedział:
       -  Mnie nie pogłaskałaś po głowie.
       Amidala patrzyła na niego jeszcze chwilę i potem wybuchła śmiechem. Podeszła do niego i złapała jego twarz w dłonie. On pochylił głowę i zderzyli się czołami. Przez długi czas patrzyli sobie w oczy.
__________________________________________
Zastanawiałam się, czy dobrze robię, że daję sobie dwa tygodnie. Yup, chyba mam dobre wyczucie czasu. Zaczęłam pisać we wtorek, bo dopiero wtedy w końcu czułam się na siłach. Nie potrafię powiedzieć, czy doświadczenia po operacji z tamtego roku są normalne, czy o dziwo lepsze, ale tę zniosłam okropnie, pod względem wybudzania z narkozy i potem samopoczucia. Oko jest bardziej opuchnięte niż prawe, więc trochę mu jeszcze zajmie dojście do siebie, ale wszystko idzie w dobrą stronę. Wracam!
NA "IF WE WANNA..." jest już na rozdział!

NMBZW!

niedziela, 8 lipca 2018

Rozdział 208


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu Zygerriańskiego, Tatooine]
       Żyjąc na Coruscant, nikt nie przejmował się tym, jaki śmigacz minął, prócz tych fanatyków, co zachwycali się każdą nowością aż za dosadnie. Kiedy Anakin znajdował się na polu bitwy podczas wojen klonów, nikt nie zwracał uwagi czym lata, tylko zależało wszystkim by usunąć mu się z drogi, bo zrobi rozróbę. Jak każdy uczestniczący w wojnie. Teraz, o dziwo, czuł się bardzo dziwnie lecąc tak nisko nad Mos Eisley. Zdecydowanie było to największe miasto na tej planecie, które swymi cenami w porcie przewyższyło popularność Anchorad i tym samym odebrało miano stolicy Mos Espie. Mimo wszystko, wiedział, że większe wrażenie zrobił by lecąc nad tymi dwoma, niż nad Mos Eisley, ale na tym zacofanym świecie, wszystko co obce robi sensacje. Wynikiem jego niewygody były trzy lata w kolejnej niewoli. Teraz jego podświadomość mąciła mu głowie podpowiadając, że handlarze niewolników najchętniej by go złapali i wsadzili kolejny czip. Cudownie jest mieć pokrzywdzoną psychikę. Żyć nie umierać!
       Kiedy minął sławny kosmoport skierował się do obszarów farm wilgoci, gdzie w jednej z nich zostawił grób matki. Oczywiście pod opieką jej męża. Dziwnie czuł się z tym, że ma potencjalnego ojca, skoro nigdy go nie było. Qui-Gon twierdził, że został poczęty przez Moc, a przez wszystkie lata nauki w Świątyni jego ojcem stał się Obi-Wan. Mimo tego, nawet gdyby losy Anakina potoczyły się inaczej, Anakin nie traktowałby Cliegga jak ojca. Nie przypadł mu do gustu podczas pierwszego spotkania, a jak ktoś wydaje się zły Anakinowi, to tak już zostaje na zawsze. Jego złość na Cliegga zrodziła się z tego, że po prostu stracił nadzieję. Matka mu wiele razy opowiadała o swoim synu, czekała na niego każdego dnia, a Lars powiedział Anakinowi prosto w twarz "Wątpię, że żyje". A ostatnimi resztkami żywota, wyznała, że jest dumna i że kocha swojego synka.
       R2 zapiszczał.
       - Nie było mnie tu sześć lat i widziałem tę farmę raz. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak ci zaufać. Jak zawsze - odpowiedział. To może dziwne, ale R2 to jeden z jego najprawdziwszych przyjaciół.
       Wylądował na skraju, parę metrów od domu. Na dźwięk lądowania na powitanie wyszedł mu młody mężczyzna, a wraz za nim młoda kobieta. Owen i Beru. Patrzyli z zaciekawieniem na myśliwiec, który osiadł na ich posesji, a kiedy kokpit się otworzył i ukazał się im Anakin, bardzo się zdziwili.
       - Witaj - powiedział Owen.
       - Jestem tu na chwilę - odpowiedział. - Przyjechałem do matki.
       - Zjedz chociaż obiad. Porozmawiajmy - zaproponował Lars.
     - Jasne - zgodził się Skywalker po krótkiej chwili i wyminął ich kierując się do grobu matki. Ostatnim razem znajdowały się tylko dwa groby. Teraz obok siebie stały trzy, między pomnikiem Shmi, a matki Owena stał Cliegga. Z daty wynikało, że umarł rok przed zakończeniem wojen klonów.
       Anakin klęknął przed grobem mamy. Czuł wzrok Owena na swoich plecach, a na schodach prowadzonych do domu usłyszał delikatne, kobiece kroki, które świadczyły o tym, że Beru weszła do środka.
       - Cześć, mamo - powiedział. - Pamiętasz, jak mówiłaś, że jesteś dumna? Nie zawsze robiłem wszystko, co przynosiłoby dumę. Zwłaszcza na wojnie. Ale jedną rzecz wykonałem dobrze... wyuczyłem padawana. Zabiłem Sitha i wygraliśmy wojnę. Podczas tych trzech lat ukrywałem małżeństwo z Padme. Urodziła mi dzieci. Pomimo że nie ma cię przy mnie fizycznie mam wrażenie, że widzę cię w oczach mojej córki. Ma na imię Leia. Jej starszym bratem bliźniakiem jest Luke. Problem w tym, że ich nie znam. Trafiłem do niewoli. Do Zygerrian. Siedziałem tam trzy lata, patrzyłem na przyjaciółkę jak ją krzywdzili. Miałem też  wiele czasu do myślenia. Doszedłem do wniosku, że naprawdę zepsułem sprawę. Nie wybaczę sobie tego, że nie przyleciałem w porę by cię uratować. Nie potrafię. Nie powinienem obwiniać Obi-Wana. Nikogo. Zdałem sobie sprawę. Zawsze o mnie dbał, martwił się i był dla mnie ojcem. Gdy mnie porwano, zadbał o Padme i dzieci. Mój brak upartości i postawienia na swoim jest winne. Czasem odpowiedzialność i dojrzałość po prostu się nie opłaca. Gdybym nie słuchał, uratowałbym cię...

       Wszedł cichym krokiem do domu. Beru stawiała talerze na blacie stołu. Cała trójka zasiadła do posiłku.
        - Naprawdę trafiłeś znowu do niewoli? - nie dowierzał Owen.
        Anakin kiwnął potwierdzająco głową.
        - Zastawiono na mnie i jeszcze jedną Mistrzynię Jedi pułapkę. Na szczęście w porę wycofaliśmy nasze oddziały żołnierzy-klonów. Jedi stawiają życie żołnierzy ponad swoje - odpowiedział.
       - Słyszałem wiele o tych klonach. Co jest prawdą? - zaciekawił się Lars.
       - To ludzie z krwi i kości. Są klonami pewnego sławnego łowcy nagród. Są mięsem armatnim jak każdy jeden Jedi. Bardzo dobrze wyszkoleni, ale mimo wszystko jednostki się różnią. Zależy jak je... wyselekcjonowali klonerzy. Zakon nie miał wpływu na to jak ich tam traktowali, ale po prostu mieli przy... produkcji dane sektory - ci oddziały specjalne, ci żołnierze ARC, ci zwiadowcy, tamci wywiadu. Wiele istnieje sektorów, nawet tych, gdzie żołnierze są dostosowywani do fauny i flory panujących na danej planecie.
       - Jak dużo ich jest? - wtrąciła Beru. - Wszystkich żołnierzy.
     - Kiedy przygotowywano żołnierzy do pierwszej wyprawy, była podana ich liczba. Z tego co powiedzieli mojemu mistrzowi, dwieście tysięcy było gotowych, milion w przygotowaniu. Potem przestali to liczyć. Nie było czasu. Produkcja, ciągle napływały nowe dane z bitew toczonych na wielu planetach równocześnie.
       - Dlatego odlecieliście? Bo zaczęła się wojna? Chciałeś w ostatnim momencie...? - domyślał się Owen.
       - Nie. Przyleciałem, bo wiedziałem, że mojej matce działa się krzywda. Miałem misje dzięki, której mogłem jakoś tu przylecieć, nie pozwalano mi wcześniej. Mój mistrz dotarł na Geonosis, planety od której zaczęła się wojna, na pewno słyszeliście. - Para pokiwała głową. - Wpadł w tarapaty, Separatyści go uwięzili. Dostałem zadanie pilnowania Padme. To ona uparła się, żeby lecieć mu pomóc, a ja miałem wykonywać swoją robotę polegającą na utrzymanie jej przy życiu - wytłumaczył Anakin.
        - Mówiłeś głośno, nie chciałem podsłuchiwać... - zaczął jego brat.
      - Pobraliśmy się tuż po rozpoczęciu wojen klonów. Przez trzy lata żyliśmy w tajemnicy. W końcowej bitwie nas ujrzano, potem sama to potwierdziła. Próbowano wejść w nasze życie z butami, ale z drugiej strony jestem Jedi, potem zaginąłem i Kanclerz się tak zdenerwował, że zaczął nakładać sankcję za naruszenie prywatności. Parę osób zapłaciło, ale uważanie, że to absurd nie trwało długo. Ich pieniądze pomogły spłacić dług Republiki. Media przestały ingerować w życie prywatne Senatorów.
       - A dzieci?
       - Urodziły się zaraz po tej bitwie. Bliźnięta. Luke i Leia.
       - Nam się jeszcze nie udało - skomentowała Beru, a Owen pogłaskał ją po dłoni.
       - Cierpliwość jest drogą do szczęścia, w które wy, zwykli cywile, wierzycie.
________________________________________WAŻNE!
Po pierwsze, pod poprzednim rozdziałem zostały wytłumaczone słowa Jabby. Przyznaję się, zapomniałam o tym, a miałam zrobić to od razu po skończeniu rozdziału... ups.
Po drugie, tak, jestem tępą dzidą, bo dwie soboty z rzędu zapomniałam dodać rozdziału na Anidali... za tydzień na pewno też NIE BĘDZIE, ale za dwa tygodnie już tak.
Po trzecie, jeju... dwie nowe osoby zaczęły komentować. Nie wiem ile to czytają, ale zachęcam do tego samego. Nie macie pojęcia jak mnie to uszczęśliwiło i dało powera do pracy! Napisałam na szybko jeden rozdział, zaraz zacznę kolejny... naprawdę jesteście moją osobistą Mocą.
Po czwarte, tak napisane obok - rozdziału za tydzień nie będzie, w piątek idę na operację. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko się udało.

NMBZW!

niedziela, 1 lipca 2018

Rozdział 207


~~Anakin Skywalker~~

       Po śmierci matki obiecał sobie, że już więcej nie wróci na Tatooine. Parę miesięcy później wysłano go tam ze śmierdzącym synem Jabby, którego uratował z Ahsoką z rąk Asajj Ventress wykonującej niecną intrygę Hrabiego Dooku. Po dobrze wykonanej misji ponownie przyrzekł sobie, iż nigdy więcej. A tu co? Rada, jak zwykle pokrzyżowała jego plany, bo czemu by nie? I to jeszcze przed powrotem do służby. Skywalker sądził, że Mace Windu nadal ma złudne nadzieje - niby Jabba miałby się ulitować nad nimi po niezwykle wzruszającej historii, co przeszli z Aaylą przez trzy lata?
       - Wszystko w porządku, R2 - odpowiedział na piski droida. Mimo że program wbudowany do jego myśliwca tłumaczył słowa, to Anakin bardzo dobrze znał język swojego małego przyjaciela.
       Skierował się myśliwcem w stronę pałacu Jabby the Hutt. Z lewej strony biegły Jawy, które miały złudną pewność, że coś z jego myśliwca będzie ich. Nic bardziej mylnego - R2 nie pozwoli, a nawet jeśli, to zanim cokolwiek udałoby im się ukraść, Anakin by już wrócił.
       Kiedy grodzie otworzyły się, Gammoreanie unieśli broń w celu zatrzymania Jedi. Ten, ruchem dłoni, zbył ich poprzez perswazję Mocy. Wszedł pewnym krokiem, a na miejscu powitał go Bib Fortuna.
       - Jestem członkiem Rady Jedi. Przybyłem negocjować z Jabbą - przemówił Anakin.
       - Wielki Mistrz Jabba ma masę spraw na głowie... - zaczął tłumaczyć Twi'lek.
     - Jeżeli Zygerria napadnie na Tatooine, to dopiero będzie mieć wiele pracy. Jestem Anakin Skywalker. Uratowałem jego syna. Muszę się widzieć z Jabbą natychmiast - zażądał.
       Doradca zawahał się na chwilę, ale dłonią wskazał by Wybraniec szedł przed siebie w stronę wielkiej sali. Kiedy się tam znaleźli, Fortuna wyszeptał po Huttańsku do Jabby.
       - Czoubaso! Kii czai czai kan kiuta?*
       - Przybyłem negocjować umowę, która zapewni ci pomoc w wypadku ataku - zaczął Jedi.
       - Bargon uan czii kospah** - uniósł się Jabba.
       - Wysłuchaj mnie. Wiem, że taki atak jest planowany. Trochę się dowiedziałem. I to nie dlatego, że byłem sprytny, ale wzięli mnie w niewolę. Próbowali wyciągnąć cokolwiek, a przy tym mówili, do czego dana informacja jest im potrzebna. Jedna z nich, to atak. Twoja reputacja ciągle rośnie. Ponadto, nasz wywiad, wie, że już za niedługo zostaniecie napadnięci. Pomyśl, ilu łowców nagród stanie w twojej obronie? Liczą na zyski, a żeby je mieć, trzeba żyć. Jeżeli trafią w niewolę, to skończą się ich interesy, a potem życie. Nie uda im się stamtąd wydostać żadnymi fizycznymi sztuczkami. Ledwo stamtąd wyszedłem żywy.
       - Sądzisz, że tylko Jedi są silni? Wielu jest lepszych od was - wtrącił z pogardą Bib Fortuna.
      - Zgodzę się, ale powiedziałem "Fizycznymi sztuczkami". Gdyby nie Moc, w którą Jedi wierzą, nie stał bym tutaj, tylko nadal tkwiłbym w celi - zauważył Anakin. - Nie wiecie co to Moc, ale uwierzcie mi, że żeby jej użyć, musiałem zbierać siły trzy lata. TRZY LATA. Nie udawało się złamać krat, unieść czegokolwiek. Mają dobry system i trochę już to rozszyfrowałem, więc pracujemy nad tym, aby się temu przeciwstawić. Nasi klonerzy, najlepsi technicy w galaktyce opracowują, jak nie być podatnym na ich urządzenia. Nasza armia wygrała wojny klonów i dobrze radzi sobie również z mięsem armatnim. Nadal potrzebujesz argumentów? Jeśli wtargną na Tatooine, to pierwszym celem będziesz ty. Wybacz, za to co powiem, ale twoją bronią są interesy. Nie ruszasz się stąd nigdzie, nie dasz rady sprawnie uciec, jeśli zaatakują nagle i ze wszystkich stron. Jeżeli naszej armii nie udałoby się ich dostatecznie powstrzymać, to przynajmniej ułatwią ci ucieczkę. Zastanów się. Proszę - nalegał Skywalker.
       Jabba zamyślił się.
       - Jest jeszcze ranek - zauważył Rycerz Jedi. - Wrócę tu o zachodzie słońca. Dam ci czas. Popytaj doradców. Nie skreślaj naszej propozycji od tak. Co możesz nam w zamian zaoferować, również pozostaje w twoich rękach. Ja mogę potem to wynegocjować.
       - Iniki.***
       Anakin wyszedł z pałacu. Poszło łatwiej niż myślał. Nawet miał rację co do Jaw - nie udało im się nic zdziałać, a on już wrócił. Na jego widok natychmiast uciekły. Od zawsze były płochliwe i bardzo nieuczciwe. Uśmiechnął się na wspomnienie, jak raz zirytowały Watta tak bardzo, że ze złości kazał pracować Anakinowi dłużej niż miał. Kiedy wrócił do domu, jego matka odetchnęła z ulgą. Bała się, że coś mu się stało. Właśnie... jego mama.
       Kobieta, która po prostu zaszła w ciążę. Nie miała żadnego mężczyzny, Anakin nigdy nie miał ojca, do póki nie został Jedi, o czym tylko marzył. Ona, mimo tak abstrakcyjnych planów syna, zawsze gdzieś czuła, że się spełnią. Anakin po prostu to wiedział. Wiedział, że bez względu jak bardzo jego pomysły były zwariowane lub niebezpieczne, ona zawsze w niego wierzyła - nawet w obliczu śmierdzi coś - na pewno Moc - podpowiadała jej, że jeszcze go ujrzy i się z nim pożegna. Że popatrzy na niego oczami pełnymi dumy. Że zobaczy go, jako Jedi.
       Ona gdzieś tam była i widziała go. Widziała każdą jego decyzję - dobrą, jak i złą. Cały czas przy nim czuwała i nie opuściła go na krok. Zwłaszcza teraz. Przecież ma Leię.
__________________________________
Stwierdziłam, że przerwę sobie zrobię w pisaniu i poczytam. Jest oki :))
Proszę o pare komentarzy, naprawdę XD
*Witajcie, co tu robisz?
**Nie zawrę takiej umowy
***Dobrze.
NMBZW!