niedziela, 25 listopada 2018

Rozdział 225


 ~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, nadprzestrzeń, podróż na Endor]
       Prócz rodziny, ciepłego domu spokojem napawał go cudowny widok niebieskiego tła oraz miłe kołysanie nadświetlnej. Kochał latać, kochał zatracać się w ciszy i wolności jaką dawały my maszyny potrafiące wzbić się w powietrze, polecieć w kosmos, gdzie grawitacja nie ma miejsca oraz udać się gdziekolwiek zabraknie, ponieważ - prawdopodobnie - lud Columi wynalazł tak cudowną rzecz , jak hipernapęd.
       Poczuł obecność Padme za swoimi plecami i doznał szczytu spokoju. Ta kobieta go kochała najprawdziwiej w świecie, bez przymusu czy koniecznej miłości poprzez więzy krwi. Naprawdę, takiego jaki jest, był i na pewno będzie. Miał ochotę ją przytulić, ale nie zrobi tego, bo nie jest z nią sam na sam. Nie zamierzał obnosić się ich związkiem na prawo i lewo, bo to jego prywatna sprawa i był na misji - odróżniał służbę od życia uczuciowego. Poza tym, jak kiedyś powiedział "Najpierw służba, zwłaszcza w czasie wojny".*
       - Pani senator oceniła kwestie dyplomatyczne - zaraportował Yularen.
       - Bardzo dobrze. Czekamy na koniec lotu - odparł Kenobi za ich plecami.
       - Nadal masz złe przeczucia? - zapytał Wybraniec.
       - Niestety - przyznał ze skwaszoną miną starszy Jedi.
       - Była jakaś misja, kiedy ich nie miałeś? - zaciekawiła się Padme.
       - Tak. Zawsze wtedy, kiedy nie dzieliłem jej z Anakinem - zaśmiał się Obi-Wan.
       - Nie ma za co - skomentował ironicznie Skywalker.
    Cofnęli się do pomieszczenia poprzedzającego mostek. W okół nich znajdowało się pełno iluminatorówm, a w centrum stał największy, okrągły stół wyświetlający lub symulujący daną bitwę.
       - Przygotuje mój szwadron Cieni do ataku na wrogie statki. Zygerria nadal nie zaopatrzyła się w dobrą armię pilotów, więc mamy przewagę - zauważył Anakin.
      - Nasze krążowniki na pomogą wam łamać blokadę, kiedy tylko dasz znak. Potem będziemy musieli rozdzielić się w lesie. Przygotuję naszych żołnierzy zanim wyjdziemy z nadświetlnej - podjął Obi-Wan.
       - Idziesz ze mną czy chcesz osobny oddział - zapytał Skywalker swoją żoną.
       - Idę z tobą - postanowiła po chwili zamyślenia.
       - Tak myślałem, więc obmyśliłem już plan, tak, żebyś mogła poświecić swoimi umiejętnościami dyplomatycznymi, kiedy tylko nadarzy się taka okazja - zaśmiał się.
       - On nigdy nie wydorośleje - stwierdził Obi-Wan.

~~Obi-Wan Kenobi~~

       - Eskadra cieni zaatakuje najpierw lewy krążownik. Zawsze lewe krążowniki są tymi głównymi, a Zygerrianie nadal nie zorientowali się, że już to zauważyliśmy. Podzielimy się na atakujących mostek, lewą i prawą burtę. Cień drugi, siódmy wraz z dziewiątym lecą razem za mną na mostem. Piąty, trzeci i ósmy na lewą, a prawą zajmą się jedynka, czwórka i szóstka - poinstruował Anakin.
       - Nasze krążowniki będą powoli przesuwać się w przód i zajmiemy się środkowym - dodał Obi-Wan.
       - Prawym zajmie się dwunastka, jedenastka i dziesiątka. Nasze krążowniki spróbują was osłaniać, ale waszym zadaniem będzie powstrzymać myśliwce wylatujące z tamtego hangaru, który służy im za główny hangar. Nie mamy wiele czasu, akurat wpadamy na okazję, gdzie polecili po posiłki oraz zapasy czy paliwo. Większość statków stamtąd zniknęło, ale bazy zostały po drugiej stronie planety. Trochę im zajmie przylecenie z pomocą, ale nadal to za mało. Trzeba się spieszyć.
       - Możesz na nas liczyć, generale - odezwał się żołnierz klon, który nosił miano "Cień pierwszy". Był dobrze wyszkolonym pilotem, na którego Anakin zawsze mógł liczyć.
       A Obi-Wan mógł liczyć na Anakina.
       Ich misje zawsze napawały Obi-Wana spokojem w sprawie opieki nad Anakinem. To nie tak, że mu nie ufał, choć Skywalker uparcie trwał w tym przekonaniu przez wiele lat. Chodziło o to, że Kenobi zawsze mógł mu pomóc, kiedy ten wpakował się w większe bagno. Wolał być na bieżąco i służyć pomocną dłonią, niż potem czytać raporty i mieć sobie za złe, że nie miał zareagować, bo znajdował się w innym systemie. Poza tym, pomoc przyjaciela, jakakolwiek, to najlepsze co może się trafić bez względu na to czy dana operacja okaże się fiaskiem. Wspólna porażka, to wspólna nauka i przede wszystkim - umacnianie więzi.
       - Wszystko mamy ustalone - podsumował starszy Jedi. - Przygotujcie się. Za pół godziny wychodzimy z nadprzestrzeni. Obiecuję, że to będzie dość bliskie spotkanie.
       - Jak bliskie? - zainteresował się jeden z pilotów.
       - Tak, że możecie od razu wlecieć między nich. To nie wojny klonów. Tu trzeba szybkiej reakcji. I tak za długo zwlekaliśmy. Mieszkańcy owej planety czekają na naszą pomoc - odpowiedział Obi-Wan.
       - Jesteśmy zwarci i gotowi - zarzekał się cień pierwszy.
     - Wiemy, że możemy na was liczyć - przemówił Anakin. - Pokażcie na co stać żołnierzy Republiki. Pokażcie, że dla wolności zrobimy wszystko.
       - Tak jest generale - wykrzyczeli chórem żołnierze.
_____________________________________WAŻNE!
Nie macie pojęcia jak bardzo jestem podekscytowana i jak długo czekałam na tę niedzielę. DLACZEGO?
NIESPODZIANKA JUŻ ZA TYDZIEŃ!
Spodziewajcie się, już 2 grudnia! Nie pożałujecie, bo mam dla was prezent na święta!
*Cytat z 4 odcinka, drugiego sezonu TCW

NMBZW!

niedziela, 18 listopada 2018

Rozdział 224


~~Obi-Wan Kenobi~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Świątynia Jedi]
       Często zaczął się zastanawiać nad rolą Mistrza Jedi, jako mentorem dla danego padawana. Nigdy wcześniej nie miał jakiś większych refleksji, a teraz doszedł do wniosku, że to po prostu kwestia ilości i charakteru szkolenia. Kiedy miał pod swoją opieką Anakina, dążył tylko do tego, by jak najlepiej spełnić życzenie Qui-Gona i robić wszystko, co by tylko nie wyprowadziło Skywalkera z równowagi. Oraz wiecznie hamowanie młodzieńca.
       Jako jego drugiego padawana można śmiało uznać Ahsokę od pierwszej chwili, kiedy tylko pojawiła się przy boku Anakina. Mieli tak wiele misji ze sobą, że traktował ją jak swojego ucznia, zwłaszcza, że miała podobny charakter do Skywalkera. Potem, gdy Anakin trafił do niewoli, trening Ahsoki polegał na próby mieczem świetlnym oraz większość czasu spędzała przy Padme i jej dzieciach albo w bibliotece.
       Kiedy trafił mu się Luke... to był prawdziwy padawan, taki, jakich mieli inni Jedi. Fakt, został spłodzony przez wybrańca, ale nie wykazywał się szczególnymi zdolnościami, jak jego ojciec. Zdarzały się momenty porywczości, ale Luke miał w sobie dużo więcej powściągliwości od Anakina. Obi-Wan czuł, że wreszcie mógł naprawdę wyszkolić kogoś tak, jak powinien. Bez większych zobowiązań, po prostu musiał się o niego troszczyć i go uczyć, to wszystko, bez dodatkowych zobowiązań, zastępstw, pójścia na ugodę ze względu na sytuację. Nie widział również potrzeby martwienia się o swojego ucznia, kiedy miał wyruszać na Endor.
       Zaniepokoił go fakt, który przedstawił im późnym popołudniem Anakin wraz z Yodą. Nie ukrywał przykrości, którą wyrządził mu przyjaciel - miał prawo zachować dla siebie kwestie swojej rodziny, nie zamierzał się mieszać ani domagać więcej informacji ze względu na pieczę jaką sprawuje nad jego synem. Zanim nadszedł zachód słońca, czyli pora odlotu z Coruscant, wyruszył z Anakinem, Padme i Yodą na przechadzkę po Świątyni Jedi. Ta misja wymagała większej uwagi i dłuższego czasu na rozwiązanie sprawy.
       - Wszystko gotowe, należy tylko wygrać - potwierdził Anakin.
       - Zastanawia mnie tylko czy to nie żadna pułapka biorąc również śmierć naszych zwiadowców - oznajmiła Amidala.
       - To nie pułapka - odparł pewnie jej mąż.
       - Pewni być niczego nie możemy - zauważył Yoda.
     - No tak, ale to przesadne podejrzenia. Nie wpadniemy w pułapkę. Wygramy dla moich zwiadowców. Ich poświęcenie nie mogło pójść na marne.
       O umówionej porze zjawili się w hangarze Świątyni Jedi, aby wyruszyć na krążownik Republiki znajdującego się już w przestworzach. Bliźnięta pod opieką Ahsoki pożegnały się z rodzicami.
       - Niech Moc będzie z wami - życzyła im togrutanka.
       - Z tobą również - odpowiedział Anakin. - Opiekuj się nimi. Jeszcze się zobaczymy - obiecał.
       Wycofali się pospiesznie aby nie przedłużać. To nie był czas na rozczulanie - przede wszystkim dlatego, że się im spieszyło.
        Obi-Wan czuł, że ta misja zmieni losy każdego z nich. Miał wrażenie, jakby Ahsoka nie zasługiwała na miano padawana, bo zmieniła się jej psychika i zmieni się jeszcze bardziej kiedy tu zostanie. Chciał się odwrócić i prosić o to, aby leciała z nimi, aby była przy Anakinie i Padme, ale z drugiej strony powinna zostać i zająć się bliźniętami.
       - Oglądać się nie możesz, Obi-Wanie - pouczył go Yoda gdzieś z tyłu.
       Nauki Yody od zawsze były cenne, a Kenobi starał się dostosować się do tego, czego zdążył wysłuchać, ale jak każdy - miał własną wolę i na to nikt nic nie mógł poradzić. Problem w tym, że nie chodzi o interpretacje czyich słów. Nawet jeśli dobrze się to zrobi, to nie zawsze czyny staną się adekwatne, to po prostu niemożliwe. Nieważne ile się nasłuchamy rad, przesądów, zawsze coś z góry daje nam wolną wolę, choć często łamie się zasady. Obi-Wanem kierowała Moc i wiara w nią, ale ufność w idee, które się wyznawały nie zawsze idą w parze z rozumem.
       Od zawsze pragnął jednego dla Anakina - aby słuchał go i nie popełniał jego błędów, bo Skywalkera nie dało się opanować.Właśnie dlatego Kenobi zawsze, ale to zawsze, starał się mu wbić do głowy, aby ten żył rozważnie. Potyczki mentora nie byłyby tak straszne w skutkach, jak te, które mógłby popełnić Anakin, wybraniec. Kolejnym problemem jest to, że nie da się żyć we wszystkich czasach naraz. To po prostu wprowadza chaos: przeszłość radzi, teraźniejszość komplikuje, przyszłość przeraża. Choćby cel został osiągnięty - teraźniejszość i przeszłość zbyt bardzo nas rozpraszają i zawodzą.
       Równowaga wszechświata to równowaga nas samych.
       Istoty rozumne budują równowagę.
       Wszystko co złe, jest w nas samych, choć nie wiadomo jak bardzo bylibyśmy święci.
       Czy się boimy?
       Tak.
       Obi-Wan był przerażony.
       - Mam jakieś złe przeczucia - podsumował.
___________________________________________
Jestem po zrobieniu zadania dla maturzysty i dwóch rozprawkach dla kogoś XD
Na razie tworzę i trochę mam pracy, ale wszystko idzie po mojej myśli.

NMBZW!

niedziela, 11 listopada 2018

Rozdział 223


~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
       Podjęto decyzję - wyruszają o zachodzie słońca. Do tego czasu Obi-Wan zbierze całe ich wojska, a Padme przekaże pracę Jar Jarowi i ustali ostatnie potrzebne dokumenty Kanclerzowi zanim rozpoczną się kolejne wybory. Anakin pozostał w Świątyni - coś nie pozwalało mu usiedzieć i czuł, że dobrą decyzją będzie spędzić ten dzień w domu Jedi.
       W centrum dowodzenia usłyszał, że Yoda znajduje się w jednej z sal treningowych, gdzie szkolił jego dzieci. Do tej pory zdarzyło się to raz. Nie to, że Yoda nie miał czasu, po prostu nie widział potrzeby - dzieci Skywalker miały dobre szkolenie codziennie poprzez swoich mentorów, jednych z potężniejszych Jedi zasiadających przez to w Najwyższej Radzie Jedi. Poza tym, wierzył, że w każdej osobie żyje pycha, dlatego nie chciałaby jej podświadomie budzić choćby w małym stopniu wraz z zazdrością innych. U Jedi nie ma czegoś takiego jak zdrowa motywująca zazdrość - zbyt często prowadzi to do upadku. Anakin to w zupełności rozumiał. Był wdzięczny za samo pozwolenie na takie życie, jakie właśnie prowadził.
       - Dooobrze. Bardzo dobrze - skomentował wiekowy mistrz poczynania bliźniąt. Anakin w ciszy oparł się o framugę sali, gdzie ćwiczyli. Z uwagą obserwował wszystkie ruchy dzieci rejestrując ich płynność i pewność. Pomimo nauki tak łatwej formy mieczem świetlnym, jak forma I Shii-Cho, wierzył, że mogą mieć z nią problemy. Nie wywyższał ani Luke'a, ani Leię, przede wszystkim; ne miał żadnej podstawy. To, że dowiódł tego, iż Qui-Gon miał rację, nie oznaczało, żedzieci miały dostać jakieś fory.
       Yoda postukał gimerową laseczką o podłogę prosząc tym o wysłuchanie tego, co miał do powiedzenia. Leia i Luke wyłączyli miecze świetlne i stanęli w dwuosobowym szeregu. Kątem oka zauważyli ojca i uśmiechnęli się promiennie.
       - Płynniejsze ruchy... tak. Poćwiczyć musicie. Koniec na dzisiaj. Z ojcem spędzić czas musicie. Ale prysznic najpierw - zachichotał.
       - Mistrz Yoda ma rację. Spotkamy się przy stołówce. Będę na was czekał - obiecał Skywalker, a dzieci usłuchały go i spełniły prośbę o uwolnienie się od przykrego odoru potu.
       Anakin zaczął kroczyć przez Świątynię dorównując mu wolnym krokiem małemu Wielkiemu Mistrzowi Zakonu Jedi. Nie umawiali się na żadną rozmowę, ale Yoda wiedział, kiedy trzeba zacząć rozmowę i że w ogóle jest to konieczne, dlatego wybraniec przyjął propozycję cierpliwie czekając na nadchodzące pytanie, ale jednocześnie zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie spodziewał się, co dokładnie będzie chciał wiedzieć Yoda.
       - W Świątyni zdecydowałeś się zostać, hmm? - odezwał się w końcu wiekowy mentor.
       - Mam jakieś złe przeczucia co do tej misji - wyznał młodszy. Tak była prawda, choć wolałby ją usłyszeć z ust Obi-Wana. Nie tylko dlatego, że ukradł mu kwestię, ale z racji tego, że zdrowo sobie żartował ze swojego dawnego mistrza, to nie przyjąłby tego aż tak dosadnie, jak nasuwa mu jego własny umysł.
       - Przeczucia, hmmm - powtórzył Yoda. - Konkretnego coś masz namyśli? - zaciekawił się.
       - Nie bardzo. Nie wiem nawet kogo określa. Mnie? Jedną z dwójki ważnych mi osób? Misji czy zostawienia tutaj dzieci beze mnie i Padme? Wiem, że jako Jedi musimy być samodzielni, ale zawsze miały nas przy sobie... znaczy... Padme, bo mnie nie było przez trzy lata, ale... są blisko nas.
       - Rozumieć powinieneś to najlepiej - zauważył Yoda. - Jakie uczucia tobą targały, gdy matkę opuszczałeś.
       - Że każdy ma jakieś misje w swoim życiu. Że najwyraźniej tak powinno być. Problem w tym, że nie rozumiem czym się martwię. Nie żegnamy się na zawsze. Wrócimy za jakiś czas, ale nie wiem czy chcę ich zostawić samych - wytłumaczył. - Miałeś rację - przyznał po dłuższej chwili. - Dlatego nie można się przywiązywać. Bo wiecznie się martwisz. To nie jest strasznie złe, ale dość uciążliwe. Myśl o nich ratowała mnie w niewoli, ale kiedy mam walczyć i nie wiem ile mi to zajmie... poza tym. Nie powiedziałem czegoś przez dwa lata. Nikomu. Nawet Padme.
       - To znaczy?
       - Wiele razy mi grożono, że wyruszą na Coruscant. Wydaje mi się, że kiedy udało mi się uciec, automatycznie zaczęli planować zemstę. Fakt, minęły dwa lata... a co jeśli Endor to jakaś zasadzka. Odwrócenie uwagi? Co jeśli zechcą zaatakować albo uprowadzić bliźnięta? - zastanawiał się na głos.
       - Za dużo pytań... - stwierdził Yoda. - Ale rację masz. Ukrywanie tego, złą decyzją było. Sam stawić czoła... przyjaźń. Pilnuj jej, to jedyne przywiązanie, na która pozwala ci Zakon. Ramię w ramię obrona dobra, to jedyna słuszna decyzja. Za twoje dzieci mentorzy odpowiadają również. Rada przygotować może się. Jeżeli spostrzeżenia są twe trafne, to dwa lata stracić mogliśmy.
       - Wybacz, mistrzu Yoda - przeprosił.
       Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Anakin widział problem w tym, że zataił prawdę przed Wielkim Mistrzem Zakonu Jedi, ale po części dalej tkwił w przekonaniu, że to jego osobista sprawa, choć Jedi nigdy nie ma prywatności. Jego porachunki to porachunki innych Jedi, na nich wszystkich spadała odpowiedzialność. Skywalker również twierdził, że może sam rozwiązać problem z zemstą zygerrian na nim. Dzieci nie mógł pozwolić skrzywdzić, nie tylko miłość mu na to nie pozwalała, ale również idea obrońców pokoju.
       Anakin czekał na bliźnięta przy stołówce sam, Yoda oddalił się wraz z Ki-Adi-Mundim pogrążając się w rozmowie. Skywalker zdawał sobie sprawę z tego, że już na najbliższym posiedzeniu mały mistrz zacznie ten temat, a wtedy młody Jedi spotka się taksującym spojrzeniem mistrzów oraz niezadowoleniem Obi-Wana.
       - Gotowi i głodni - oświadczyła Leia pojawiąc się z Lukiem u swojego boku.
       - To wchodzimy! - Na ostatni posiłek w Świątyni.
_______________________________________
Ej no, gdzie komentarze? O.o
Wszystko spoko.

NMBZW!

niedziela, 4 listopada 2018

Rozdział 222


~~Ahsoka Tano~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, miesiąc przed misją na Endor, Coruscant, biura Senatu]
       Najważniejsze pytanie to: co ona wyprawiała? Postradała zmysły... przynajmniej tak sądziła, bo tylko ona znała swoje prawdziwe myśli, wiedziała jaką nową wojnę z samą sobą rozpoczęła? Ahsoka nie wszystko robiła z przemyśleniem... znaczy, zawsze zastanawiała się co robi lub co ma zrobić, że być jak najbardziej świadoma tego, co osiągnęła i dzieje się w danej chwili, ale niekoniecznie mogła stwierdzić, czy jej wywody brną w dobrą stronę. Miała ochotę się cofnąć, lecz gdyby to zrobiła, to jednak stwierdziłaby, że skoro tak daleko zaszła, to niech brnie do końca. Ostatecznie idzie dalej przed siebie, bo jej wewnętrzna bitwa wyszłaby na jaw robiąc z niej pośmiewisko - no bo kto normalny, kręci się w koło? Jakby się wytłumaczyła? Jeszcze Jedi! Jaką opinię daje obrońcom Republiki?
       Kiedy podeszła do odpowiednich drzwi, jeszcze chwilę się wahała, ale taką chwilę chwilę naprawdę krótką, bo znowu bała się, że ktoś może uznać ją za wariatkę. I tak dość spory popis dały z Barriss sześć lat wcześniej w sprawie zamachu na Zakon Jedi.
       Zaraz po tym, jak zdecydowała się nacisnąć ten przeklęty guzik i to zrobiła, drzwi otworzyły się. Zielone oczy spojrzały na nią z zakłopotaniem. Nie zdziwiła się. Oboje się zmienili, on naprawdę wyrósł i wyglądał na poważnego mężczyznę. Uroku faceta dodawał mu nienaganny zarost. Włosy pozostawił w nieładzie, o wiele lepiej wyglądał w nich, w porównaniu do ulizanego piętnastolatka, którego spotkała po raz pierwszy na Raxus.
       - Ahsoka - przywitał ją. - Nie spodziewałem się, że tak szybko cię zobaczę.
       - Przepraszam cię za to... parę lat temu. To nie był czas na takie myślenie. To nie był też czas na szukanie przyjaciół - wyznała.
       Patrzył na nią przez chwilę.
       - Nie zapomniałem o tobie. Codziennie gdzieś pojawiasz się w moich myślach. Zastanawiałem się, co u ciebie. Wiele słyszałem z HoloNetu, jak się mają sprawy, senatorowie mi wszystko relacjonowali, ale interesowało mnie, jak ty to znosisz. Usiądź. - Wskazał fotel po drugiej stronie biurko. Togrutanka skorzystała z zaproszenia.
       - Kiedy rozmawialiśmy ze sobą po raz ostatni, byłam po stracie przyjaciółki i po wydarzeniach, o których nie wolno mi mówić. A potem... Anakin zaginął. Pomagałam Padme, byłam cały czas przy niej. Wspierałyśmy się cały czas. Straciłam mistrza, Obi-Wan się mną opiekował, ale to nie to samo. Strasznie tęskniłam za Anakinem, zastanawiałam się czy żyje. A potem wrócił i jakoś życie próbowało się unormować. Ale...
       Nie dokończyła. Nie potrafiła stwierdzić, czy naprawdę chce wyznać mu całą prawdę, a to jedno "ale" nie dawało jej odwrotu.
       Nie poganiał jej i bardzo cierpliwie czekał aż podejmie temat. Wiedział, że trzeba jej czasu, lecz jego twarz wyraźnie odzwierciedlała ciekawość, która nim zawładnęła. Tak bardzo pragnął wiedzieć, co chciała mu powiedzieć. Tano zauważyła coś jeszcze... pewien błysk w oczach swojego przyjaciela. Była tak wyczulona na tym podobne tematy, że nie istniał żaden sposób, aby pomylić go z czym innym. Zrozumiała to, jako punkt zapalny - znak mówiący, że może wyznać wszystko.
        - Gdzieś zawsze byłeś z tyłu mojej głowy -  podjęła. - Brakowało mi pewnej prywatności, którą mogłabym się z kimś podzielić i kto by mnie zaakceptował taką, jaką jestem. Przyjaciele to nie to samo, oni są od pomocy, nie mają tak silnego zobowiązania, o które mi chodziło... - Ponownie się zawahała. - Nie wiem czy po prostu byłam zaślepiona swoimi ideologiami, czy twierdziłam, że to nieważne, czy próbowała okłamać samą siebie... brakuje mi ciebie, Lux. Przychodzę tu teraz, bo jestem dojrzała i nie będę czuć się winna tego, że mogłabym złamać kodeks Jedi. Bo nie złamię, bo jest jakiś immunitet. Jestem pewna. Nie było dnia, kiedy nie przemknąłeś mi przez myśli. Problem w tym, że oboje wiemy, że istnieją rzeczy ważniejsze. Anakin kiedyś powiedział "Najpierw służba. Zwłaszcza w czasie wojny". Moje życie i tak jest skomplikowane, nie chciałam go komplikować jeszcze bardziej. Tylko że nie da się bardziej. To, co tutaj wychodzi zmieni moje życie tylko na lepsze. Sam fakt, że ci to mówię, sprawia, że w końcu czuję pewną ulgę.
       Znowu zapadła cisza.
      Ahsoka zastanawiała się, czy faktycznie dobrze odczytała jego emocje, czy znowu dała się zwieść swoim błędnym myśleniem. Choć, to nieważne.
      Znaczy, nie no - ważne. Tylko po prostu do wypowiedzenia pewnej prawdy, trzeba mieć odwagę. Nie tylko po to, by w końcu zobaczyć reakcję czyjeś osoby, ale przede wszystkim przyjąć to, co będziemy wtedy czuli i czy wybaczymy sobie ten akt prawdomówności oraz czyny, przez które musieliśmy dopuścić się sytuacji, gdzie trzeba przedstawić brutalną prawdę. Bo taka była - nieważne czy jaka jest, zawsze jest okropna, nikczemna. Nawet nasze prawdziwe imię jest smutną prawdą. Najlepiej to po prostu milczeć.
       - Jestem zaskoczony - odezwał się w końcu.
       - Wiem, domyśliłam się - odpowiedziała mu.
       - Przez te wszystkie lata znosiłaś Steelę, moją pewną obojętność i swoje autosabotujące myśli, by sobie odpuścić. Sądzę, że też nie byłam dojrzały, choć nie ma co się zastanawiać nad tym, wiele razy to udowodniłem - zachichotał. - Rozumiem, że jest ci ciężko. Każdy ma w życiu swoje mroczne chwile, nieważne czy gorsze czy lżejsze. Kiedy ja byłem w trakcie odzyskiwania Onderonu i śmierci matki... sama wiesz. Też potrzebowałem pewnego schronienia. Nie ukrywam, miałeś jakąś nadzieję. Teraz, kiedy mi to mówisz... może to za szybko, ale nie mam ochoty po raz kolejny na ciebie czekać, więc... spróbujmy poznać się jeszcze raz.
______________________________________
Coś mi się wydaje, że za szybko, no, ale... ile miałam to ciągnąć? Fakt, czasem w życiu zdarzają się takie ekstremalne szybkie akcje, ale... coś mi nie wyszło w opisach :/ Ups. Mam nadzieję, że wybaczycie.

NMBZW!