niedziela, 25 września 2016

Rozdział 145


                                                  ~~Barriss~~

    Planetę Naboo zaczęła spowijać ciemność. Barriss przerażona popatrzyła w górę.
   - Ahsoka... ty żyjesz? Proszę, obudź się. Nie mogę cię stracić! - Barriss zapłakała przytulając ciało swojej przyjaciółki. Śmierć dziewczynek i Ahsoki bolała. Fakt, że nie mogła im pomóc, odbierała siły Mirialnace. Odebrała jej siłę skrycia w sobie swojego koszmaru, który był częścią planu Palpatine'a.
*******
    Otwieram oczy.
    Co w dzisiejszych czasach ma jakikolwiek sens?
    Wszędzie kłamstwa, mało prawdy. To jest życie? Jaki sens jest tego wszystkiego skoro nie możesz iść przez swój żywot, tak, jak chcesz. Wszystko się krzyżuje. Napotykasz osobę, mówiącą kłamstwo i osobę mówiącą prawdę. Nie wiesz, które jest które. Nieświadomie wybierasz wymysł lub realność. To jak zabawa dzieci w "W której ręce?".
    Osoba chowająca jakąś rzecz wie, co jest gdzie. Zmuszają nas do wyboru czasem dobrego, czasem złego, a my nie mieliśmy pewności.
    Tak samo wygląda życie.
    Kłamstwo lub prawda się wyjaśnią albo nie, ale przez jakiś czas będziesz żyć opierając się na złych słowach lub prawdziwych. Każda osoba, za którą się podąży ma nad Tobą władzę. Każdej, której się posłuchasz i pójdziesz za jej słowami.
    Najgorsze, jeżeli ma ktoś nad Tobą wielką władzę.
    Ja się dałam jak głupia, bezmyślna, bezbronna. Jak małe dziecko, chociaż są zdecydowanie silniejesze. Zawiodłam tyle osób, a najbardziej siebie. Kto mnie stąd wyciągnie? Nie jestem silna. Jestem przecież słaba. Jestem bardzo słaba, bo jestem głupia. Nie walczę o to, co dla mnie ważne. Po prostu zawodzę każdego. Sama się nie uratuje.
    W co się wpakowałam? Sama nie umiem określić. Stoję w miejscu, które właśnie nazywam Nicością. Na czymś co nazywam Nie-podłożem. Nie ma ścian. Nie ma sufitu. Czy ja latam?
    Obok mnie lata mgiełka i widzą ją tylko ja. Czy coś ze mną nie tak? A może jestem jakaś wybrana? Przez zrządzenie losu. Tylko przez to mogłabym być wyznaczona. Inne rzeczy do mnie nie pasują. Nie jestem taka, jak inni by chcieli. Zawsze mówiono, że lepiej zostać sobą, lecz nikomu to przecież nie pasuje. Każdy ma swoje "ale". Po za tym, jak ma się zostać sobą, skoro inni mają nad Tobą władzę?
    Muszę walczyć z samą sobą.
    Solo.
    Moje sumienie, przeciwko mnie. Jedna osoba, jedno ciało, jedna sytuacja, to samo miejsce...
    Ta sama niewiedza.
    A może jednak nie?
    Może właśnie moje sumienie coś wie? Może tylko ja jestem tą gorszą osobą i nie mam bladego pojęcia? Czy ja w ogóle wiem na czym polega bycie tym kim jestem? Czy jestem tym, kim powinnam? Czy w ogóle wiem kim byłam, jestem i będę?
    Wszystko się zmienia.
    W moim przypadku również.
    Każde życie się zmienia.
    Czasem drastycznie, czasem lżej, a czasami pomiędzy tymi dwoma. A moje przyżycie? Jak wielka była przez to zmiana? Podniosę się jeszcze?
    Czy... kto mi pomoże?
    Kogo ja w ogóle miałam przy swoim boku? Kto był mi wierny i kto był dla mnie ważny?
    Czy mam jeszcze kogoś takiego?
    Próbuję przypomnieć sobie jakiekolwiek twarze. Obrazy przed moimi oczami... nie widzę ich. Jest tam tylko "gęste mleko" niczym w wieczory. Patrzę na swoje dłonie...
    NIE! - krzyczę w sobie. Podobna, trochę zamglona - trochę nie - dłoń mnie dotyka. Widzę siebie... niezupełnie dosłownie. Widzę białą plamę, na białym karku. Skąd wiem, że to ja? Wyczuwam ten sam ból i wyczuwam to samo zagubienie, a jednak... a jednak jest w drugiej mnie coś innego. Zupełnie coś innego. Wielka złość; kłamliwa niewinność, którą da się usprawiedliwić słodkim kłamstwem, w które każdy uwierzy.
    To ja.
    To ta gorsza strona mnie. Zła strona, którą każdy ma, ale ja powinnam ją pozostawić w dali. Nie dać jej się uwolnić i nie zadać nią nikomu krzywdy, ale ją posiadam. Była zła, lecz jest w niej coś jeszcze. Coś co jest wymieszane ze złością.
    - Tu Cię maaaam - odezwała się. - Już mi nie uciekniesz. Wreszcie zostałaś uwięziona w czeluściach własnego umysłu. Nie ma stąd szybkiej ucieczki. Mogę Ci zrobić wszystko co zechcę, albowiem jesteś słaba.
    NIE!
    Jak...?
    Czemu...?
    Dlaczego nie mogę powiedzieć na głos chociaż w tej chwili?! Nie mogę się poddać! Nie mogę milczeć! Nie mogę przegrać walki z samą sobą.
    - A jednak - odpowiedziała mi na moje myśli. - Widzisz? Jesteś słaba. Nic tego nie zmieni. Zdziwiona? JESTEŚ SŁABA, JAK ZRESZTĄ KAŻDY Z TWOJEGO GATUNKU! - wrzeszczała. - Nic nie możesz na to poradzić. Ani Ty, ani oni - powiedziała słodko robiąc równie słodką minę. - Och, smutne, nieprawdaż? Kto Cię uratuje? Sama się gubisz. Gdyby nie ja, dawno by się tak stało. Przedłużyłam Twój czas. Możesz mi podziękować... ahahaha, wybacz. Zapomniałam.
    Skoro słyszy moje myśli...
    - Ależ oczywiście, że tak - potwierdziła.
   GIŃ!
    - Jeżeli ja zginę, Ty również. Jeżeli Ty, ja nie całkiem. Jako twa złość zostanę w pamięci tego, kto Cię pamięta i widziało złość w twym wykonaniu. Tego nie da się zapomnieć.
    - To... to nie była moja wina?
    Coś pamiętam. Coraz to bardziej, ale jednak nie. Cały czas miałam tę nieznośną mgłę. Chciałabym by wszystko powróciło. Wspomnienia, uczucia...
    HYY!
__________________________________________ 
NA NOWYM BLOGU POJAWIŁ SIĘ ONE SHOT -> KLIK
Cześć!
Rozdział napisany rok temu, na urodziny Jawy. Nie pamiętam czy poprawiłam, ale no xD
Dedyk dla:
Soni <3
Igi :*

NMBZW!      

niedziela, 18 września 2016

Rozdział 144


                                       ~~Ahsoka/Padme~~

    Zaraz po tym, jak jej Mistrz znikł z ich pola widzenia, usiadła bezradna w kącie czując na sobie wzrok wielu osób. Wśród nich wyraźnie zaciekawienie płynęło ze strony rodziny Padme. Uderzające podobieństwo tych ludzi do wizerunku Padme Amidali wszytko wyjaśniało, wcale nie trzeba być Jedi aby się zorientować. Nie potrzebowała Mocy aby zrozumieć, że patrzą na nią ze względu na Anakina - w końcu nazwała go "Mistrzem" i próbowała powstrzymać tego człowieka od czegoś złego, ale oni nigdy nie zrozumieją. Nikt nie zrozumie, jaką jest stawka tego całego zamieszania, a Jedi przez tę wojnę i tak są uważani za szaleńców.
    Nie miała pojęcia ile tak siedziała, ale pasowało jej to, że nikt się jej nie czepiał i nie zechciał pomóc. Litość to ostatnie czego wtedy potrzebowała. To była jej udręka i sama chciała się z nią uporać czekając aż wróci Anakin albo Obi-Wan.
     - Aayla! - krzyknęła Barriss tonem głosu, który nie spodobał się Ahsoce, więc odruchowo wstała i podeszła do dwóch Jedi w celu dowiedzenia się pewnych informacji i udawać, że wszystko jest w porządku. Bo tak powinno być i tak miała myśleć rodzina Padme.
    - Coś nie tak? - zapytała zwyczajnie. Na dźwięk jej głosu Jedi zrobiły miny, jakby zaliczyły randkę ze ścianą.
    - Obi-Wan nawiązał kontakt z Maulem - oświadczyła Barriss.
    - Czyli punkt kulminacyjny - stwierdziła Secura. - Wszystko dzieje się w jednym czasie - zauważyła.
    - I żadnych sygnałów ze strony Mocy. Jesteśmy odcięci. Wszyscy. - Choć każda z nich to wiedziała, Offee musiała powiedzieć  tę informację na głos. Od razu zrobiło się jej lżej. 
    Ahsoka słuchała jednym uchem, ponieważ Moc się do niej odzywała, co było przyczyną braku skupienia na rozmowie. Moc do niej przemawiała, jak dawniej, ale to wszystko wydawało się takie... mroczne. Chciała ją ostrzec. Na pewno, sygnały wydawały się bardzo jasne.
    - Soka - odezwała się niepewnie mirialanka.
    Wzrok Padawanki był pusty, bez emocji. Po prostu - patrzyła przed siebie, jakby była w ciele swojej przyjaciółki w momencie, kiedy siedemnastolatka zainteresowała się raportem.
    Nie miała czucia w nogach, nie panowała nad swoim ciałem i umysłem. To... nicość. Nicość nią zawładnęła. To śmierć, śmierć przyszła po Ahsokę Tano i sprawiła, że dziewczyna opadła bez życia na ziemię. Nie słyszała już swojej przyjaciółki, z której ust wydobył się głośny krzyk w wypowiadający imię padawanki. Ostatnim uczuciem życia Ahsoki stał się duch Córki, którą wysysano z serca dziewczyny. W tamtej chwili, postać kobiety w jasnym blasku uniosła się nad ziemią, a niebieskie oczy padawanki zastąpiły "światełka".
    W jednej chwili ciało togrutanki zmieniło barwę, a jej ciemniejszą skórę zdobiły dziwne blizny. Powieki stały się sine. Wyglądała, jak nieudolne dzieło Sitha.
    - AAA! - krzyknęła Barriss. - Ashla, Katooni!
    Ona... Nie umiała tego wytłumaczyć, ale... śmierć zabrała wszystkie dzieci... one... umarły. Czuła ich pożegnanie ze światem żywych.
*****
    Padme zgięła się w pół. Poczuła jeszcze gorszy ból niż wcześniej. Jakby straciła jakąś cząstkę siebie, a przecież co miało się dziać. Jej płód... Wysy się nim opiekowała, parę minut chyba nie mogło aż tak dużego znaczenia, a Wysy... miała niezwykły talent, nie mógł tak po porostu zawieść, bo to niemożliwe. 
    Dziewczyna dotknęła brzucha próbując ukoić ból. Skupiła się i zaraz po tym cofnęła rękę. Jej oczy i mina odzwierciedlały przerażenie.
    - Co jest? - zapytała zmartwiona Amidala.
    Wysy zamknęła swe oczy czując strach.
    - Dziecko... dziecko... ono... -dukała padawanka.
    - Co z nim jest?!
    - Nie żyje. Jak większość adeptów. Poczułam ich śmierć w jednej chwili.
*****
    Ahsoka zobaczyła wszechobecną biel.

"A ja będę twym aniołem, 
twą radością, smutkiem, żalem.
Będę gwiazdą na twym niebie.
Będę zawsze obok ciebie"

                                          ~~Ashla i Katooni~~

    Siedziały z Ganodi, Ymel oraz Sotri w pokoju Ashli i grały w grę karcianą zwaną potocznie "Dureń". Mimo znakomitej pogody, zrezygnowały z zabawy w Aboretum, pozostawiając, że inaczej wykorzystają swój wolny czas. Podczas gry radosny śmiech odbijał się od ścian w ponurym szarym kolorze. Ich gra przeplatała się też poważnymi tematami, które według nich trzeba było poruszyć choć były tak młode.
    - Nie uważacie, że adepci też coś powinni wiedzieć? Ogólnie, to chyba zacznę się zgadzać z cywilami, ponieważ Rada ma dużo tajemnic przed całym zakonem.To niezdrowe. Teraz mówili o naprawie, ale w naszych szeregach nic nic się nie zmieniło. Podczas wojny zataili wiele oczywistych rzeczy - ciągnęła Ganodi.
    - Na przykład Ahsoka i Barriss. Jak mają walczyć, skoro są pozbawione wielu informacji. Do dekoncentruje - przyznała Katooni.
    - Widzę, że macie szerokie słownictwo - skomentowała Ashla.
    - Zdziwisz się, jak ci powiem, że odsiadywanie kary w bibliotece za wybryki  Petro, mają swoje plusy - zaśmiała się Ganodi.
    - Zdziwisz się, jak ci powiem, że po raz trzeci zostałaś durniem! - oświadczyła Katooni. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech.
    - No cóż w wielu rzeczach nie jestem najlepsza - przypomniała Rodianka.
    - Praktyka czyni mistrza, a ten tytuł czeka na nas od lat - skwitowała Sotri.
    - Tak, ale jakby nie patrzeć do Katooni ma już zajęte miejsce w radzie. Mistrzyni tak cię chwali... - powiedziała Ganodi. W sercu poczuła ukłucie zazdrości. Katooni za niedługo stanie się padawanem, będzie mieć swojego, mentora, wyjdzie z klanu... wielu Jedi tak twierdziło.
    Drzwi otworzyły się z sykiem i do pomieszczenia wpadła jakaś blond ludzka padawanka licząca sobie co najwyżej osiemnaście standardowych lat. Popatrzyła na nie ze zdziwieniem.
    - Co? - zapytała marszcząc czoło. Wyglądała jakby nie takiego widoku się spodziewała. Czyżby życzyła im śmierci, skoro patrzyła na dziewczynki jakby zmartwychwstały?

                                 ~~Asajj Ventress~~

     - Czy to możliwe, że Palpatine chce tak dużej władzy, jaką miał Vitiate? - zapytała ducha Qui-Gona Jinna. Nie miała pojęcia jak ten Jedi przybrał taką postać, ale nie chciała wiedzieć i nie miała na to czasu.
    - Rodzina Mocy. Syn odpowiada za ciemną i to on wszystko kontroluje. Cały ten wirus jest przeciśnięty ciemną stroną Mocy i tylko ty zdołasz go wyłączyć, ale musisz zdążyć. Nie myśl o naszej rozmowie, bo syn cię zabije. Jesteś nadzieją, bo Palpatine czerpie Moc z klonów. A syn mu pomaga, choć Palpatine nie wie. Tu Jedi mają przewagę - Ahsoka, Obi-Wan i Anakin wiedzą o trójcy. Ahsoka żyje dzięki córce... Nie ma sensu bym ci to tłumaczył. Wszystko co teraz się dzieje, jest nie do przewidzenia. Wszyscy jesteśmy zagrożeni. Nawet świat umarłych. Rób co należy do ciebie.
    - Jeżeli Anakin się zmierzy z Palpatinem, to jest możliwe, że ten unicestwi Naboo. On o tym nie wie.
    - Problem w tym, że nie mogę się do niego dostać. Twój zanik pamięci miał cię ochronić, ale wychodzi na to, że przepowiednia miała dla ciebie inne plany. Nie mogę się dostać do Anakina, bo Moc mi nie pozwala. Wyłącz rozkaz, a osłabisz Palpatine'a.
    - Jest jakiś haczyk - bardziej stwierdziła niż zapytała.
    - Chciałbym wiedzieć.
________________________________________
Przepraszam, że dziś bez koloru i jakichkolwiek poprawek, ale wczoraj po 23 dopadło mnie osłabienie, ból gardło i objawy grypy. Jak poczuję się lepiej, to "pokoloruję" te słowa. (Pokolorowane 21 września o 14:27)
Dedyk dla:
Patataj 😍😍
Patelnia 😙😙
Dziecinka 😉😗
Olga 😆😄

NMBZW!

niedziela, 11 września 2016

Rozdział 143


                                   ~~Anakin~~

    To istne szaleństwo. Uwierzył w tę przepowiednię, uwierzył, że to on jest wybrańcem i do niego należy rola zmierzenia się z Palpatinem. Ponadto, włączył mu się tryb myślenia o Padme. Bo czemu nie?! Idzie się walczyć z gościem, który chciał wybić cały zakon i pragnął głowy Padme, to sobie o niej pomyśli! Świetnie! Niech szybciej ją znajdą! Co z tego, że miał o niej nie myśleć? Musiał i to jeszcze w takim momencie!
    Przeszedł przez dach, jakby to była zwyczajna płaszczyzna, a jego zachowanie można oceniać, jak zachowanie idioty. Czemu? Szedł sobie swobodnie, jak gdyby nigdy nic, jakby żadna bitwa w okół niego nie miała miejsca, a on sobie spacerował po bazarku, choć żaden w pobliżu się nie znajduje. No, ale co mu zostało do stracenia? Nie zamierzał kroczyć ze spuszczoną głową, przecież nie podążał do miejsca, gdzie znajduje się szubienica, bądź, w najgorszym wypadku, gilotyna. Do czego dążył? Do pokonania pomarszczonego Sitha, ale kto wie czy mu się uda. Mimo wszystko, z każdą chwilą tracił wiarę w swoje możliwości. To przykre.
    W sumie, to nie miał bladego pojęcia dokąd zmierza. Jego szatę efektownie rozwiewał wiatr, a twarz wykrzywiał grymas, bo do oczu leciały mu ziarenka piasku. Tak, jak na złość, przyjdzie wichura, a razem z nią burza, potop, armagedon i te sprawy. W końcu Palpatine zamierza wyjść z kryjówki. Tak na poważnie, nie oszukujmy się. Czekają na niego mroczne chwile, które równie dobrze można nazwać poważną katastrofą. Nie wiadomo, jak skończy się nadchodzące spotkanie.
    Przyznał, że za nim dość długie godziny, niezbyt się wyspał, a bitwa trwa w najlepsze. Drugi dzień, a ten co? A ten wędruje na drugi koniec miasta, na jakiś mały plac, bo Palpatine tego chce? Chyba tam mają się spotkać... w sumie, to skomplikowane. Sam nie wiedział co się z nim dzieje, w jakim jest stanie psychicznym.
    Stanął na szczycie dachu i popatrzył w dal. Ujrzał zakapturzoną postać stojącą na jednym z końców małego placu pomiędzy paroma kamienicami.
    Anakin ruszył przed siebie dumnym krokiem. Z każdym metrem co raz bardziej czuł mroczną aurę Palaptine'a.
    Minuty ciągnęły się, jak godziny, ale wreszcie wszedł na plac. Podeszwy jego butów uderzały o kostkę brukową i ten dźwięk był jedynym dźwiękiem, który wypełniał niezręczną ciszę. Oczy Jedi dumnie wpatrywały się w przeciwnika, którego twarz zakrywał kaptur.
    - Liczyłem na to, że przyjdziesz, Anakinie - odezwał się Palpatine. Jego głos brzmiał, jak za dawnych czasów, jakby nigdy nic się nie stało, jakby ich wieloletnia przyjaźń się nie skończyła. Ale czy można takie coś nazwać przyjaźnią? Anakin ufał Kanclerzowi Republiki, bo przyjaźń polega na zaufaniu. Czuł się u niego bezpiecznie, bo przyjaźń polega na wzajemnej opiece. Czuł się, radosny, spokojny, opanowany, bo przyjaźń polega na tym, aby wzajemnie poprawiać sobie humor i powstrzymywać od różnych złych uczuć, bądź popełnienia błędu. Czuł się szczęśliwie, bo na tym polega przyjaźń - wzajemnie uszczęśliwiać przyjaciela.
    Czy w takim razie, Anakin miał uważać jego relacje z Palpatinem za przyjaźń? Czy sam dał takie poczucie Palpatinowi? Zapewne nie, skoro Palpatine go tak strasznie potraktował! Oszukiwał cały czas, a osoba, która była mu najbliższa... on ją odsunął. Odsuwał Obi-Wana za każdym razem, kiedy chciał podważyć zdanie Mistrza argumentem, w którym pojawiało się "Palpatine" albo "Kanclerz".
    - Co robisz z Mocą? - zapytał bez wahania Skywalker.
    - Dowiesz się pod jednym warunkiem - obiecał Palptine.
    - Nie gadaj mi głupot, że "Jak przejdziesz na Ciemną Stronę Mocy" albo coś w stylu "Przyłącz się do mnie", bo mnie szlag jasny trafia! Gadaj, co robisz! I gadaj co robisz z Barriss! Wiem, że to twoja sprawka!
   - Wykańczam ją psychicznie. Wszystko idzie łańcuchem. Ona umiera, ale Moc na to nie pozwalała. Więc teraz nie ma żadnych przeszkód! A co do Ahsoki, ta wasza padawanka Wysy, nie uratuje jej. Raz, nie zdąży; dwa - sama nie da rady wyjść z tych tuneli.
    - Co?! Jakich tuneli?! Jak to nie wyjdzie?! - Skywalker przestraszył się nie na żarty, ale starannie to ukrył.
    - Wiem, gdzie jest twoja żona. Nie udało wam się jej ukryć. Przykro mi. Wisiałem nad nimi, a te dziewczyny myślały, że faktycznie ktoś nad nimi stoi. Teraz to czują. Znam każdy ich ruch. Jeśli teraz wyjdą z tego ukrycia po ludność Naboo, zginą. - Palpatine uśmiechnął się złowieszczo, jakby już zdobył swojego przyszłego ucznia.
    - Nie... nie - powtórzył Anakin i po chwili skoczył, zrobił salto, w między czasie włączył miecz świetlny.
    Sith zdążył wyciągnąć swój i skrzyżowali laserowe bronie patrząc w swe oczy - w każdej parze tkwiła taka determinacja, że zdawało się, iż nic nie zdoła jej złamać. Ale szala zwycięstwa była tylko po jednej stronie. Ten pojedynek miał to rozstrzygnąć.
    Anakin odskoczył i ponownie natarł na swojego byłego przyjaciela. Ich taniec miał trwać w nieskończoność, choć pragnął, aby zakończył się już teraz. Wygraną. No, bo na co Palpatinowi przyda się prowokowanie młodego Jedi? Przecież to pewne, że w obronie swojej żony i przyjaciół zrobi wszystko!
    Dźwięk ocierających się o siebie mieczy, drażnił Anakina, jak nigdy w życiu. To spotkanie miało niezwykły charakter, ale jednocześnie tak beznadziejny, że ręce opadają. Przekonania Palpatina są bez sensu, walka na miecze z nim też jest bez sensu, ta bitwa jest bez sensu, a wojna tym bardziej jest pozbawiona sensu! Na co to wszystko? Dla władzy, której teraz nikt nie zaakceptuje po natychmiastowych wyborach nowego kanclerza. W głowach się wszystkim już doszczętnie poprzewracało! Nie oszukujmy się, zawsze na swojej drodze spotkamy jakiegoś idiotę.
   - Nie opieraj się, Anakinie. I tak, to ja w tym momencie kieruję Mocą. Wiem, że chcesz jakieś potęgi. Od tak tego nie można zmienić! - drążył Sith.
   - Powoli odpycham to uczucie. Zwłaszcza, że teraz wszystko się zmieniło na lepsze w moich uczuciach. - Młody Jedi odskoczył od Palpatina i stanął parę metrów przed nim nie wyłączając swojej broni. - Usilnie próbujesz mnie zdobyć. Już nie podstępem. To twój błąd!
    - Wręcz przeciwnie. Sam powoli się staczasz, masz wątpliwości! A każda moja ofiara, ma coś na pieńku! Padme Amidala wiele razy mi zaszkodziła i truć będzie dalej, jeśli natychmiast nie zostanie zabita! A jej śmierć przysunie do mnie ciebie!
    - Nie pozwolę ci na to! - krzyknął Anakin.
    Podbiegł i z dużą siłą uderzył mieczem w miecz swojego przeciwnika, co wywołało wielki huk.

                                     ~~Padme~~

    - Nadal to czuję! - poskarżyła się Ekria. W jej głosie było słychać strach, a nie powinna się bać. Napajała Sitha satysfakcją i sama niekorzystnie podburzała swoje ego. 
    - Spokojnie. Tu jesteśmy bezpieczne - powiedziała Padme po raz... co ona, kalkulator?! Za dużo razy to mówiła, a one nadal zachowywały się niespokojnie i to nie było dojrzałe, jak na takie Jedi.
   - Zauważcie, że dotarłyśmy do następnego punktu i musimy zabrać stąd jeńców.
    - Racja - przyznała Ekria. - Chodź, Wysy -  pospieszyła przyjaciółkę.
    Podreptały parę metrów do drabinki i zaczynały wspinać się po szczeblach w górę do włazu. Ekria, która prowadziła, odchyliła, przy użyciu Mocy, wielką kostkę bruku, aby wyjść na ze wnętrz. Niestety, skupienie się na jednej rzeczy i wcześniejsze narzekanie sprawiło, iż jej refleks się strasznie się opóźnił, co spowodowało, że nie wyczuła i nie zdążyła zareagować na droida, który wycelował w nią wiązkę. Dziewczyna spadła z jękiem, a Wysy odepchnęła się od szczebla, po czym skoczyła w górę włączając swój miecz świetlny i ścięła nim łeb separańskiego droida, którego nigdy wcześniej na oczy nie widziała.
    - Jest źle! - krzyknęła dziewczyna.
    - A konkretnie? - dopytywała się senator.
   - Konkretna to jest ta duża "garstka" armii, która tu na nas czekała! - wrzasnęła między strzałami i brzękami jej miecza świetlnego o nietypowym ostrzu w różowej kolorze. Jedyny taki kryształ w galaktyce dla jedynej Jedi o tak niezwykłych zdolnościach. - Ekria! - wezwała rozpaczliwie przyjaciółkę.
    - Wysy, jak dasz radę, to rzuć mi tu blister, ja pomogę Ekrii! - powiedziała Amidala po czym zabrała się do dźwignia Jedi z podłogi. Czuła się wspaniale, brzuch w ogóle jej nie przeszkadzał, co oznaczało, że Wysy dobrze wykonała swoją pracę. Niestety, dopiero teraz wiedziała, że każda kuracja młodej Padawanki poprzez dotyk, jest chwilowa. Ma określony czas, a dziewczyna użyła swej Mocy jakieś dwie godzina przed tym.
    Padme puściła Ekrię, a tamta wydała z siebie jęk bólu.
    - Wybacz - przeprosiła.
    - Nic się nie stało - odparła dziewczyna i sama się podniosła. Z trudem, ale dała radę. - Wyjdę i Wysy mnie uzdrowi. Schowaj się, nie powinni cię tu złapać, bo będziemy skłaniać wejście, ale najpierw Wysy musi tu zejść.
   Ekria wspięła się na metalową drabinę i wyskoczyła. Stanęła ze swą kompanką plecami do siebie i różowowłosa dotknęła przyjaciółkę. Bariolanka poczuła, jak jej rana na prawym ramieniu się zrasta. 
    - Zejdź do pani senator - poleciła starszą młodszej. - Chyba minęło - obwieściła.
    Dziewczyna bez wahania wyskoczyła do dziury i dotknęła brzucha kobiety.
___________________________________
Przyznam szczerze - nie chce mi się poprawiać.
Zgadnijcie kto czyta cztery książki naraz. Tak, to ja xD
Dedykacja dla:
Magdy/dziecinki - ach ta twoja próba padawana! xD

NMBZT!

niedziela, 4 września 2016

Rozdział 142


                                                   ~~Asajj Ventress~~

    Miała serdecznie dosyć. Najchętniej to wściekłaby się, jak prawdziwy Sith, uwolniła swą Moc ze szponów i rozwaliłaby wszystko wokoło. No, ale jak, skoro czuła się nadzwyczajnie słaba i pozbawiona Mocy? I to nie było to samo uczucie co wcześniej, że po całym tym zajściu z amnezją i Kamino wykazywała niezdolność do zdrowego myślenia i postępowania, tylko tym razem ktoś wyssał z niej Moc, jak odkurzacz okruszki z dywanu po niedojedzonym ciastku przez maluśkie dziecko, co mu się konsumpcja słodkości znudziła i potraktował je, jak zabawkę, porzucając na puchowej wykładzinie. Można by rzec: biedny odkurzacz, ale Ventress nie żałowała tego odkurzacza w jej metaforze. Wręcz przeciwnie. Pragnęła, aby smażył się w piekle! Dobra, to bez sensu pragnienie, bo ona, wrażliwa na Moc istota, nie wierzyła w piekło. Zabawne.
    Co spowodowało w niej tak duże rozdrażnienie?
    Pastwienie się nad nią. Od dość długiego czasu.
    O, i nie zapomnijmy wspomnieć równie irytujący fakt, o tym, że ponownie zostanie wywieziona na Kamino. Czemu nie! Niech męczy się dalej i gnije w zrytej psychice. Bo Jedi muszą wyłączyć rozkaz i nie da im się przemówić do rozumu, że NIC NIE PAMIĘTA! No, ale co to ma do rzeczy. Próbować zawsze warto.
    Gówno prawda!
    Założyła się sama ze sobą, że zejdzie tam na wykończenie psychiczne. Tylko jeszcze nie wiedziała o co się założyła. W sumie, to co do ma do rzeczy? Jedi zatuszują jej śmierć albo nikt jej nie będzie żałował. No tak, była separatystka, uczennica Hrabiego Dooku. Zero szacunku! A przecież Republika taka szlachetna! Ale potępią opętanego człowieka. Jak Barriss Offee. A tak na serio, czy ktoś w ogóle zewnątrz wie co z tą Jedi się stało? HoloNet coś o niej mówi? Kto tam wie Jedi! Na pewno nie chcieli się upokorzyć, mimo że ją z powrotem przyjęli do Zakonu i zaakceptowali. Znaczy, tylko Rada Jedi, bo reszta, prawdopodobnie, nie jest zadowolona z decyzji głów ich ogromnej, szczęśliwej rodzinki.
    - Jesteś gotowa? - zapytała Shaak Ti rzucając okiem na torbę z ekwipunkiem, który dostała od Jedi. Mistrzyni przyszła się z nią tak jakby pożegnać, ale z powodów oficjalnych, przybyła, aby sprawdzić czy Asajj wszystko spakowała i odprowadzić ją na lądowisko.
   - A czy to ważne? Nie żartuj sobie, to pytanie to tylko formalność i nic cię nie obchodzi, czy jestem gotowa czy nie. I tak polecę, nie mam wyboru. Trzymacie mnie tu - wypomniała była lady Sith.
    - Sama się poddałaś - przypomniała Togrutanka.
    - Poddałam się Kaminoanom z nadzieją, że przerobią mnie na potrawkę dla swoich podopiecznych - wyznała Ventress.
    - Nie powinnaś tak mówić...
    - Decyzja o przetransportowaniu mnie na Coruscant nie wyszła ode mnie, tylko od waszego Jedi. Nie chciałam tu być i nadal nie chcę. Zrozum to wreszcie!
    - Cóż, stwierdzam, że raczej wyszło Ci to na dobre. Znowu jesteś wredna, niewdzięczna i stajesz po stronie zła. Czy to niedobrze?
    - Nie, jeśli mam siedzieć w tym więzieniu! - syknęła.
    - Ale wracasz do Kamino. Jeśli ci na tym zależy, możesz prosić o przerobienie na żywność, ale nie sądzę, że cię posłuchają i nie sądzę, że Rada ci pozwoli. - Shaak Ti odwróciła się. - Wstawaj. Czas na ciebie.
    - Ty jesteś urażona - zauważyła dathomirianka. - Naprawdę obchodzi cię moje zdanie?
  - Powierzono mi nad tobą opiekę. Choć tego nie wyczuwałaś, ani nie zauważyłaś, bo prawdopodobnie ci się nie chciało, to wkładałam w to wiele cierpliwości i cóż... serca. Po prostu się starałam. Dla ciebie. Serce? Bo miałam nadzieję, że mimo zła, to docenisz. Że uchroniliśmy cię przed śmiercią. To mnie boli. Chciałam żebyś wróciła do siebie, ale pragnęłam, aby beż uświadamiania cię, mogłabyś dostać jakiegoś przebłysku wdzięczności. Myliłam się.
    - Fakt, nie doznałam olśnienia, ale wiedz, że wracam do siebie i nie możesz na mnie wymuszać innego uczucia, niż to, odzwierciedlające smutek drapieżnika uwięzionego w klatce. Nie możesz mi się dziwić, że tak to postrzegam, bo sama widzisz, jak jest. Po prostu boisz się przyznać. Jesteś słaba i sama o tym wiesz. Wyczuwam, że przez ten cały czas martwiłaś się o to, czy nie zginę, bo powierzono ci nade mną opiekę, a każdy twój padawan - ginął. Bałaś się o mnie, prawda? Tu, w bezpiecznym miejscu. W Świątyni Jedi... to miejsce nie jest bezpieczne? - Ventress spojrzała wyzywająco na Mistrzynię Jedi
   Togrutanka otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
    - Czyli jednak - podsumowała była lady Sith.
    Podniosła z łóżka mały plecak i wyszła za swoją opiekunką.

                                            ~~Ahsoka~~

    Wśród jęków i łez znalazło się miejsce na ostrzeżenie w Mocy. Pomińmy fakt, że u niej to zjawisko w ostatnim czasie jest baaaaardzo nietypowe. Ba! Nie tylko u Ahsoki, u innych również, ale skupmy się na tym, że dostała sygnał o tej mistycznej potęgi.
    Zerwała się z łóżka, jak oparzona, otarła słone krople z czerwonych policzków i pobiegła w stronę głównego wyjścia. Przynajmniej próbowała biec, bo wyglądała dziwacznie kuśtykając. O tym, że może zgubić się wśród ścian pałacu, pomyślała dopiero wtedy, kiedy zorientowała się, że nie ma pojęcia, jak się wydostać z budynku w szybkim tempie, a na czasie zależało jej najbardziej. Od tego wiele zależało i dopiero wtedy to sobie uświadomiła.
    Minuty, w ciągu których dotarła do wrót, ciągnęły się, jak wieczność, ale jej mistrz jeszcze był. Był, lecz nagle przestał stać i ruszył przed siebie. Mina Aayli Secury nie wróżyła nic dobrego, ale mimo to, pozwoliła mu odejść. Tak po prostu patrzyła, jak Anakin odwraca się plecami i idzie w przód. Zgodziła się, aby ich zostawił. Ahsoka nie mogła na to pozwolić, nie potrafiła się zgodzić na takie poświęcenie.
    Poczłapała, jak najszybciej, trzymając się za miejsce znajdowania się żeber. Minęła Twi'lekankę i swoją najlepszą przyjaciółkę.
    - Ahsoka - zaczęła Barriss. - Miałaś leżeć. - Ahsoka puściła tę uwagę mimo uszu i szła dalej.
    - Mistrzu! - zawołała. Ten odwrócił się ku niej. - Nie rób tego! Nie idź tam, proszę! - błagała.
    - Ahsoko, muszę. Myślę, że to mój obowiązek - tłumaczył.
    - Nie... nie puszczę cię samego. Idę z tobą!
    - Nie, Ahsoko. Zostań tu. Zrobiłaś wystarczająco dużo i musisz odpocząć, wylizać się ze swojego stanu.
    - Mistrzu, proszę cię, nie idź! On na to czeka!
    - Jestem tego świadom, Ahsoka. Wierz we mnie i wierz w to, że wrócę.
    - Nie idź tam! - Na znak swojej ponownej prośby chwyciła go za nadgarstek.
    - Niech Moc będzie z Tobą, Smarku - życzył jej wyswabadzając się z jej uścisku.
    Następnie widziała, jak za pomocą Mocy wzbija się w powietrze, ląduje na dachu, patrzy na nią i schodzi z drugiej strony po dachówkach.
________________________________________
Czeeeść!
Jak tam nowy rok szkolny?
U mnie zapowiada się nieźle :P
We wtorek poszłam na urodziny koleżanki i przed północą zostałam ciocią! ^^
Rozwiązałam głupie spory
Dostałam zadanie z historii na trzy tygodnie... -.- Nie zmienili mi babki
Ale zmienili mi wychowawcę - na największą kosę w szkole! Cudownie, bo jest lepsza niż poprzednia XD

NMBZW!

czwartek, 1 września 2016

Suprajs!

Cześć wszystkim!
Znowu przybyłam z niecodziennym postem.
Podejrzewacie, że to reklama?
Nooo... wyjdzie w praniu, kiedy przeczytacie wytłumaczenie.
Historia na tym blogu weszła w punkt kulminacyjny.
Od 2014 mam chęć założenia bloga z opowiadaniami, One-shotami, które będą sobie liczyć najwyżej 2/3 części.
Jawa mnie zapytała o tematykę. Odpowiedziałam jej - przeważnie SW.
Dostałam pytanie, dlaczego nie chcę poszerzać horyzontów?
Chcę.
Po prostu chciałabym pisać one-shoty SW, ponieważ chciałabym trochę odbiec od mojego tematu, a EU jest bardzo rozbudowane i mam wiele możliwości.
"Z racji tego, że muszę się skupić na rozdziałach, nie mam zbytnio czasu na one-shoty", tak uważałam.
Wreszcie zdecydowałam się założyć bloga. Nie pamiętam kiedy to zrobiłam, chyba na początku tego roku. Nadałam tytuł, chowałam go, ustawiłam jako prywatny i skupiłam się na rozdziałach dochodząc do siebie.
Pod koniec roku szkolnego zdecydowałam, że powinnam już zacząć coś pisać, poprosiłam Wikę o szablon, w wakacje wpadłam na pomysł i... poszło.
Wtem zorientowałam się, że tu nie chodzi o czas!
Dwa one-shoty w wersjach roboczych leżą i kwiczą na tym blogu, w ogóle nieskończone.
Ba! Nawet wstępu nie zakończyłam!
Zorientowałam się, że chodzi o przestrzeń i przeznaczenie strony internetowej.
Od tej pory - wszystkie one-shoty (zwykłe, okolicznościowe), będą pojawiać się na blogu pt.:

(Tak, macie w to kliknąć xD)

Na który gorąco was zapraszam. Już czeka tam na was post.
Proszę o jakiś znak czy się wam podoba sam one-shot i pomysł bloga.
Jeżeli nie macie konta, dawać z anonima! :D
No to co...
Miłego czytania i do jutra! :D