niedziela, 19 października 2014

Rozdział 75


                                                                   ~~Anakin~~

 Po raz kolejny stanął przed radą, lecz teraz przed jedenastoma członkami, a nie dwunastoma. Słońce, które wzeszło kilka godzin wcześniej raziło go oczy, lecz znosił to o wiele lepiej niż minę Obi-Wana. Był zawiedziony i obojętny. W ogóle nie patrzył na byłego padawana, którego uważał za przyjaciela. Ahsoka trzęsła się z nerwów. Nie wiedziała czy kiedykolwiek sobie wzajemnie wybaczą. Kenobi sam nie był bez skazy, ale Anakin wraca, więc nie wiedziała, po której stronie ma stanąć. Jeżeli stanie po stronie mentora - straci drugiego brata, niedoszłego Mistrza. Jeżeli wybierze jego... sama nie wiedziała co zrobi Anakin. Sam oddał ją pod opiekę Negocjatora Jedi, bo chciał dla niej dobrze. Pragnął się pogodzić i chyba raczej by się nie obraził. Uszanowałby to, ale i tak została w punkcie wyjścia. Jej jedynym sposobem na utrzymanie prawdziwej neutralności w tej sytuacji, jest zostać Padawanem Mistrza Plo. Odnalazł ją, przywiózł i to on miał ją uczyć. Wszystko potoczyło się inaczej. Ona i Skywalker są po prostu identyczni. Oboje narwani, oboje się nie słuchają, oboje mają tendencję do łamania zasad i rozkazów.
 Propozycja, którą złożyła mu Rada była kusząca. Z jednej strony nie chciał wracać. Sam się dziwił dlaczego tak szybko podjął tę decyzję. Było to prawdopodobnie pod wpływem emocji. Ahsoka na nim polegała, Padme... jeżeli Palpatine zamierza robić coś, co może zagrażać jej i dziecku zgodził się. Będzie bezpieczna w Świątyni. Dziecko i tak miało być wrażliwe. Mimo że nie pasował tutaj, widział jakąś nadzieję.
-Zgadzam się.-odpowiedział prosto w twarz Korunowi. Ten podał mu miecz, który mężczyzna przypiął do pasa na swoje dawne miejsce. Wróci do Rady. Chociaż tego nie czuł, to w głębi duszy się cieszył, ale nie śmiał spojrzeć na Obi-Wana. Kątem oka widział jego minę. Jeszcze nigdy jego twarz nie była tak zawiedziona. Nawet nie odpowiedzialność młodego Skywalkera go tak nie zbulwersowała. Mężczyzna sam nie wiedział czy były mentor był mu obojętny, przez to wszystko, czy jednak czuć jakieś poczucie winy. Powinien wcale się nim nie przejmować. On się przyznał. Przyznał się do małżeństwa, a Kenobiemu brakło odwagi by przyznać się do romansu z trzema kobietami. Powinien dawno powiedzieć to radzie, a mimo to nie zrobił tego tak, jak Obi-Wan. Od razu pobiegłby na skargę, a były uczeń trzymał by buzie na kłódkę dochowując tajemnicy przed całą Galaktyką.
-Usiądź na swoje miejsce. Czeka nas wiele rzeczy do omówienia.-rzekł spokojnie Windu, prosząc gestem dłoni.

                                                               ~~Apailana~~

 Stała przed oknem z rękoma złączonymi z tyłu. Przez okienne witraże przedzierały się promienie słońca, co było tu codziennością, a pochmurna pogoda wraz z deszczem - bardzo rzadko. Nawet podczas inwazji było słonecznie. Przynajmniej tak słyszała. Urodziła się miesiąc po inwazji. Wszystko to, co słyszała zostało potwierdzone przez ludzi, którzy brali w tym udział, ale dopiero kiedy zasiadła na tronie. Kapitan Panaka z chęcią opowiedział jej o wszystkim. Amidala zasłużyła na szacunek, który dostała od mieszkańców. Tak wiele jej zawdzięczano i ufało. Jamillii udało się podtrzymać relacje z Gunganami, by nie doszło do sporu, który nie dawno został zażegnany. Teraz obowiązek należy do młodej trzynastolatki. Obiecała, że będzie się starać ze wszystkich sił. Nie chciała zawieść mieszkańców. Kochała planetę i chciała, aby mieszkańcom wiodło się jak najlepiej.
-Królowo.-Zza jej pleców odezwał się głos Kapitana Panaki. Dziewczyna obróciła się powoli w jego stronę. Kapitan ukłonił się lekko, co wyrażało szacunek dla jej wysokości. Mężczyzna był jedną z osób, któremu ufała, jeżeli chodzi o rady i bezpieczeństwo. Tak wiele królowych już uchronił.
-Tak?-spytała. Jej głos był naturalnie dziewczęcy jak na jej wiek.
-Pan Ruwee Naberrie prosił o audiencję.-przekazał. Apailana poszła w stronę jednej z sal, gdzie przyjmowała gości takich, jak pan Naberrie. Był to wspaniały człowiek. Można powiedzieć, że to dzięki braniu z niego przykładu, jego córka osiągnęła tak wiele.
-Dzień dobry.-powitała go mile. Ojciec byłej królowej skłonił się lekko odpowiadając podobnie.-Co słychać? Wszystko dobrze.
-Tak. Oczywiście. Jak najlepiej. Dziękuję za troskę.-odpowiedział.-A Pani, Wasza Wysokość?
-Jak najlepiej. Wczoraj przyjęłam Radę Jedi. Musi się pan bardzo cieszyć.-stwierdziła wskazując na fotel.
-Ale z czego jeżeli można wiedzieć, Wasza Wysokość?
-Że spodziewa się pan nowego wnuczka.
-Jak to?-spytał zupełnie zbity z tropu
-Pan nic nie wie?
-A co miałbym wiedzieć? O co chodzi, Wasza Wysokość?
-Może niech Pan lepiej porozmawia z Senator Amidalą. Nie powinnam zaczynać tego tematu, przepraszam.
-Czy Padme jest w ciąży?-spytał nie dowierzając.
-Na prawdę, lepiej by Pan sam z nią o tym porozmawiał. Nie potrzebnie się wtrąciłam.
-Nie nic się nie stało, Królowo.
-Może omówmy to, po co się tu znaleźliśmy.-zaproponowała.
-Oczywiście.-odparł z lekkim uśmiechem.
 Czuła się strasznie. Myliła się, ale nie rozumiała dlaczego nic nie wiedzą. Przecież to rodzina, a tutaj takie rozczarowanie. Stwierdziła, że w ogóle nie powinna się odzywać skoro nic nie wiedziała. Była to niezręczna sytuacja.

                                                               ~~Asajj Ventress~~

  Na Kamino cele wcale nie były jakieś nadzwyczajne. Tak samo twarde oraz szare ściany z podłogą. Prycza także była twarda, posłana jedynie cienkim prześcieradłem, małą poduszką i grubszym kocem, by nie zamarznąć. Asajj, mimo że była z tych wielkich złoczyńców, wiedziała,  że zasłużyła sobie na takie warunki, a nawet gorsze. Jej pamięć zaczęła wracać. Mogła wreszcie się normalnie zastanowić i pomyśleć nad sensem tego wszystkiego. Tak wiele popełniła złych czynów w tym zabijanie, a teraz jakoś jej to nie przychodziło. To, że jakoś cofnęła ten rozkaz, nie było sobie od tak chop siup. Ktoś ją zmienił. I tym kimś zdecydowanie była Ahsoka Tano. Przez jeden miesiąc musiała się z nią utrzymywać w dolnych poziomach planety-miasta. Ten miesiąc wystarczył by przypomniała sobie wspaniałe uczucie mając styczność z dobrem. To jej Mistrz uczył ją po Jasnej Stronie Mocy, ale to też jego śmierć wprowadziła ją na złą drogę. Mimo że ponownie odróżniała dobro od zła, to czuła chęć robienia złych rzeczy. Nadal nie czuła pomsty za Mistrza. Jak każdy Jedi, miała wpojone, że zemsta nie jest dobrą rzeczą. Sprowadza na złą ścieżkę, a zamiast przynieść ulgę sobie, krzywdzi się bardziej i wiele innych rzeczy. Teraz to przyznała, ale nadal chciała czynić zło. To ją wzmacniała. Zapominała o całym bólu straty prawdziwego przyjaciela i pokazać każdej swojej ofierze, która wcześniej sobie u niej nagrabiła, przez co przechodziła, kiedy zabijano ważną dla niej osobę. Matka Talzin niby ją rozumiała, a prawda była inna, nawet jeżeli kobieta miała mistyczne Moce. Ventress traktowała Dooku, jako kolejnego opiekuna, a jednak się myliła. Jest to kolejny wróg, którego niestety nie zdołała zabić. Była to dla niej wielka porażka. Wewnątrz przechodziła katusze. Chciała pokazać, że nie powinno się kpić z jej uczuć, ale nie udało jej się. Nie pokazała na co ją stać. O dziwo nie wyczuwała Hrabiego. Kiedyś mogła wyczuć wszędzie, teraz - w ogóle. Jedynie co jej przychodziło na myśl, to jego śmierć. Było to całkiem możliwe. Skywalker mógł go wreszcie pokonać. Jeżeli tak było, to dziękowała mu w duszy, ale to była jej wielka tajemnica. Nigdy mu za to nie podziękuje twarzą w twarz. Byłaby to dla niej hańba, którą nawet przyznanie samej sobie takiego czegoś jest wstydem. To, że powróciło w niej jakieś dobro, nie oznacza, że wypleniły z niej zło płynące z Ciemnej Strony Mocy. Zawsze będzie ją prowadziło, bo nadal czuła tą zemstę, ale jest pod pewnym względem dobra. Ale nikt o tym nie wiedział oraz nikogo nie obchodziło. Teraz była tą złą co zawsze, którą w jakiś sposób dało się schwytać i oddać w ręce swoich władz.
_________________________________________________ 
Czy tylko ja mam tak zapierniczony ten tydzień nauką? -.- Ale spokojnie. Znajduje czas by pisać i weny mam nawet sporo :P
Dedyk dla Ali, z którą właśnie piszę <3

NMBZW!  

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 74


                                                                      ~~Ahsoka~~

 Czuła wielki ciężar na sercu i w umyśle. Nie przespała nocy, podobnie jak Atari, która skontaktowała się z Togrutanką kiedy ta, była w Salach Uzdrawiania z małą Ymel. Nadal była na siebie zła, że nie zdołała zobaczyć kto wyrządzi krzywdę małej adeptce. Mimo że mówiono jej aby się nie przejmowała, to była zawiedziona. Każdy błąd, który popełniła odbijał się na niej mocno. Wiedziała, że się zmieniła. Bierze na siebie zbyt dużo niż wcześniej. Spędziła u Atari całą noc siedząc i rozmawiając, lecz tamtej nie udało się pocieszyć Ahsoki. Próbowała ją rozweselić lub pocieszyć, ale bez skutku. Przez to też się zaczęła obwiniać o byle błahostkę. Nie umiała pocieszyć przyjaciółki. Był to dla niej cios. Cios świadczący o tym, że nie daje rady nawet pocieszyć najlepszej przyjaciółki. Wyrwać z świata, gdzie wszystkie błędy bierze się na swoje barki, niczym skazaniec noszący dwie tony.
 W środku "pół żywe", na zewnątrz "tryskające" energią, szły przez ulice Coruscant. Szły przez spokojniejsze uliczki, gdzie były stragany, sklepiki z warzywami lub owocami, a także z ubraniami. Był dzień wolny. Na tej planecie nie przejmowano się wojną, aż do pierwszej bitwy. Wiele osób w takie dni, mogły oderwać się od groźnej rzeczywistości, ale raczej spacery Jedi im tego nie ułatwiały, dlatego dziewczyny zamierzały iść szybko. Jedi w spokojnej uliczce wskazywał na to, że w pobliżu było jakieś zagrożenie, mimo że cel na to nie wskazywał. Nikt nie wiedział, że sławny Skywalker i Padme się pobrali. Nikt nie wiedział, po prostu każdy żył w przekonaniu, że łączy ich służba. Ile razy pokazywali się we wspólnym towarzystwie? Jedi był tylko jako ochrona. Owszem, była taka prawda, lecz Anakin dbał o bezpieczeństwo Amidali nie tylko w celach służby. Martwił się o nią każdego dnia. Myślał o niej każdego dnia. Zawsze poświęcał choć jedną sekundę na tą czynność. Od ślubu była to dla niego tradycja.

                                                                       ~~ Anakin~~

Ranek był dla niego spokojny, mimo że jego plany na świetne wyspanie nie powiodły się. Nadal ból go męczył. Nie wiedział, jak to ukoić. Musiał porozmawiać z żoną, ale nie chciał jej martwić, ale nie chciał mieć nic wspólnego już z Jedi, więc nie może się tym przejmować. Lecz problem w tym, że wszystko to co go dotknęło tej nocy było niewątpliwie związane z Zakonem. Chciał jej się wyżalić. Najbardziej jej ufał, ale obiecał, że już nigdy do tego nie wrócą. Nigdy nie wrócą do Jedi. Będą żyć spokojnie, jakby byli normalnymi Republikanami. Ale i tak to nic nie zmieni. Będzie ta prawda. Prawda, w której on Jedi - Wybrańcem. Będzie odczuwał różne rzeczy związane z tym wszystkim. Bez wyjątku. Nie był z tego zbytnio zadowolony.
 W trakcie kiedy siedział i dumał na szklanej ławeczce stojącej na końcu łóżka, do sypialni weszła Padme odziana w granatowy szlafrok. Była zaniepokojona. Twarz mężczyzny była kamienna. Nie dało się z niej nic odczytać, mimo że dla niej było to łatwe. W ogóle nie mrugał oczami i były puste. W nich także nic się nie kryło. Wszystko było pozbawione wyrazy.
-Annie.-rzekła. Dopiero po jej głosie wyprostował się "wylewając" na twarz i w oczy wszystkie uczucia, które się w nim kryły. W czasie wojny nie był tak zmartwiony i zdezorientowany.-Co się stało?
 Miał ochotę powiedzieć jej wszystko. Problemem było to, że nie chciał mówić jej o Zakonie. Obiecał jej to, ale mimo wszystkiego - nie umiał opisać swojego stanu.
-Jedi umierają... cierpią.-Za nim wypowiedział te słowa, musiał się zastanowić parę sekund nad ruchem. Nie mógł cofnąć swoich swoich słów. Musiał czekać na komentarz Amidali.
-Dlatego dziś w nocy nie spałeś.-bardziej stwierdziła niż spytała.
-Nie wyobrażasz sobie tego bólu. Nie umiem go opisać.
 Więcej wytłumaczenia nie potrzebowała. Wiedziała co go trapiło i zaczęła się martwić. Zawsze będzie związany z Zakonem i uczucie nigdy go nie ominie. Chciała mu powiedzieć parę słów na ten temat, lecz nie umiała. Nawet gdyby umiała, nie zdążyłaby. Jej mąż wstał błyskawicznie i patrzył się przed siebie. Naberrie obróciła się. W jej mieszkaniu znajdowała się Atari i Ahsoka.
-Cześć.-przywitała się Atari. Sama nie wiedziała jak zwrócić się do dej dwójki. Po raz pierwszy widziała ich razem, otoczonych wzajemną miłością, którą przed nią ukrywali. Była im bardzo wdzięczna. Nie chcieli by była zagrożona tak, jak Ahsoka. Wiele ryzykowali, a zwłaszcza ona. Już raz była po za Świątynią, ale wróciła. Bardzo to się liczyło dla Skywalkera. Dopiero co wróciła, a nie zamierzał pozwolić jej na kolejne opuszczenie murów domu Jedi.
-Witajcie.-powiedziała togrutanka, próbując się uśmiechnąć.
-Nie było mnie jeden dzień, Smarku. Już się stęskniłaś?-spytał próbując rozluźnić lekko atmosferę.
-Nie tylko ja. Cała Świątynia. A najbardziej Rada.-odpowiedziała poważnie.
-Czułeś to, prawda?-spytała go Atari.
-Bardzo wielki ból. Jedi giną.
-Tak. Plus jeszcze Palpatine uciekł.-dodała Tano.
-Co?!- Skywalker nie umiał pojąć informacji, którą przed chwilą usłyszał. Nie mieściła mu się w głowie. Sith, którego złapał - uciekł.-Czy to on stoi za tym wszystkim?
-Nie wiemy. Działo się to tej samej nocy.-odpowiedziała Orgeen.
-Mistrzu, Rada chcę byś wrócił.-rzuciła Togrutanka. Nie zamierzała się obwijać w bawełnę. Nikt nie odpowiedział, więc zaczęła tłumaczyć o co chodzi w prośbie.-Miałeś go zabić i musisz to zrobić. To Twoja rola by go odnaleźć. Zakon na Ciebie liczy.
-Odszedłem Ahsoko. Nie wracam.-odpowiedział je.
-Jest większe prawdopodobieństwo, że Wasze dziecko będzie wrażliwe na Moc.-powiedziała Atari.-Rada ma plan, ale musisz ich wysłuchać.
-Nie będziemy mogli wychowywać dziecka?-spytała zdruzgotana Amidala.
-Padme, jeżeli wysłuchacie Rady to się dowiecie, jak to wszystko będzie przebiegać.-powiedziała do kuzynki Dathomirianka.
-Nie wrócę.-odpowiedział były niewolnik.
-Dlaczego? Pozwolą Wam być razem.
-Nie chodzi o to, Atari. Nie odszedłem tylko z tego powodu. Nie czuję się jak Jedi, rozumiesz? Dla mnie tam nie ma miejsca. To nie jest życie dla mnie.
-Jesteś Wybrańcem.
-Masz dowód? Nie. Nie ma tam miejsca dla mnie. Rada mnie nie docenia. Od zawsze.
-No to zaczną Cię doceniać.
-To się nie zmieni.
-Miałeś wizję Mocy, że tak twierdzisz?
-Wiem po prostu, że się to nie zmieni.
-Nie masz pewności.
-Nic nie wiesz, Atari.
-Spokój.-powiedziały w tym samym czasie Padme z Ahsoką.
-Anakin, wróć. Tak będzie najlepiej.-stwierdziła Naberrie.
-Obiecałem Ci coś i nie zamierzam złamać tej obietnicy.-odpowiedział jej mąż.
-Nie wiedzieliśmy, że tak będą się toczyły sprawy. Później uporamy się z planami na przyszłość. Teraz ważniejsze jest schwytanie Palpatina.-Amidala rozumiała dokładnie jaka jest stawka.
 Skywalker sam nie wiedział co ma myśleć. Z jednej strony chciał złapać Palpatina i zaprowadzić go ostatecznie przed oblicze sprawiedliwości. Z drugiej; chciał żyć z Padme w odosobnieniu od tego wszystkiego. Tyle razy jej obiecywał, a teraz ona sama chce to zmienić. Nie wiedział czym sobie na to zasłużył. Był rozdarty pomiędzy jedną, a drugą stronę. Czuł wiarę Ahsoki w spełnienie wszystko co chciałaby, czyli też jego powrotu. Nie było go jeden dzień, ale dziewczyna nie wyobrażała sobie życia bez niego w Świątyni. Ta więź kiedyś musiała się rozwiązać, ale na razie o tym nie myśleli. Nie myśleli o tym, że opuszczą siebie jako Mistrz i Rycerz Jedi. Że już jeden nie będzie musiał pilnować drugi. Będą na jednej równi. Ona będzie mogła mieć padawana i przekazywać mu wszystko, czego nauczyła się od Anakina. Ale nie myśleli o tym. On myślał o chwili, która spełniła się poprzedniego wieczoru.
 Trzy pary oczu były w niego zapatrzone. W dużym, niebieskim salonie panowała napięta cisza, która podkreślała wyczekanie trzech kobiet na decyzje byłego Jedi. On stał nieruchomo myśląc co począć w tej sytuacji. Choć dla innych ta sytuacja wydawałaby się banalna - dla niego zdecydowanie nie była. Musiał wybrać między obowiązkiem i prośbą ukochanej; a obietnicą, którą ją złożył już dawno temu, za nim na jego drodze stanęła Ahsoka.
 Mimo wszystko zdecydował na jedno. Decyzję będzie pamiętał do końca życia. Będzie wspominana zapewne przez długie lata. Albo odzwierciedli szczęście, albo przyniesie mu wielkiego pecha, którego nie będzie się dało za żadne skarby cofnąć.
-Wracam.-powiedział wreszcie.
______________________________________________________
Lalalalalalalalala... :P On musiał wrócić... :P Wiem, że tylu to pisało, ale ten rozdział jest napisany dawno temu i z mojej decyzji :P
Dedyk dla:
Patataja ♥ i Jainy ♥

NMBZW! 

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 73



                                                                      ~~Ahsoka~~

 Przez większość nocy nie mogła zasnąć. Dzięki Ventress, Jedi ginęli. jedynie co podnosiło ją na duchu to to, że żałowała. Lecz nadal czuła ból. Śmierć tylu Jedi odcisnęła się mocno na jej młodym sercu. Nic nie mogła na to zaradzić. Nadal nie wiedziała czy ktoś z ważnych jej osób żyje. Wyczuć też nie umiała. Każda próba powodowała echo, które dudniło jej w całym ciele, a najbardziej w umyśle. Nie pomagało jej się to skupić, przez co nie mogła nawiązać kontaktu z Mocą. Było to nie do zniesienia. Wieczna niewiedza, wieczne zmartwienie... musiała czekać na raporty, które przedstawią w nie wiadomo kiedy. Ale było coś co zdecydowanie podnosiło ją na duchu. Nazajutrz miała udać się z Atari do Anakina i Padme. Miały przekazać informacje i przekonać Skywalkera do powrotu. Nie myślała, że może się nie zgodzić. Że właśnie po to odszedł. Dla niej było ważne, że go zobaczy. Po niespełna jednym dniu może go zobaczyć. Stęskniła się. Wróciła, powalczyła, rozdzieliła się, znowu wróciła... on opuścił Zakon. Nie miało to dla niej sensu. Wszystko się psuło. Zawsze coś stawało na drodze. Potrafiło to uszanować. Potrafiła uszanować, że chciał być szczęśliwy. Że chciał żyć inaczej, nie jak Jedi. Wiedziała, że woli miłość. Że woli kochać i posiadać rodzinę niż być w Jedi. Ale wiedziała, że zależy mu na niej. Była jego padawanką i przyjaciółką. Nie chciałby wymienić ją na kogoś innego. Znała jego sekrety, a on zabronił jej je wyjawić tylko po to, by była bezpieczna, a on był szczęśliwy. Ale co z nią? Przecież ona tak nie była szczęśliwa. Było dobrze, kiedy on był w Zakonie. Była za tym by wrócił. Wiedziała, że jakoś się ułoży. Była dobrych myśli.
 Od kilku godzin leżała na nieskazitelnie pościelonym łóżku z oczami wbitymi w szary sufit. Jej pokój nie był nadzwyczajny, ale pod pewnym względem oryginalny. Podłoga była zrobiona na wzór pasków na lekku i jedynie to było wyjątkiem. Reszta - podobna do innych pokoi. Szare ściany i sufit. Proste łóżko i pościel. Obok łóżka jedynie szara, podłużna etażerka. Prostota to coś co miało sprzyjać Jedi i tak było w przypadku Tano. Patrzenie się w szary sufit pozwalało jej intensywnie myśleć, niż patrzenie się na różne wzory, czy podziwiać jakiś kolor, który nigdy się nie znudzi. Szarość... była pusta i nudna od zawsze. To pozwalało jej się skupić. Ale nie na długo. Wreszcie musiała się namyślić i skończyć, co miało miejsce. Nie mogła też zasnąć. Wiedziała, że próba skontaktowania się z kimś nie było słuszne, ale musiała. Nic nie robienie w tej sytuacji sprawiało, że mogła w każdej chwili oszaleć. Wbrew woli Rady, musiała wreszcie działaś. Była posłanką i powinni dawać jej takie pozwolenia, ale nie dali. Nie miała do tego prawa i rozumiała to, ale musiała. Po prostu musiała.
 Wstała na nogi rozciągając się. Kręgosłup od kilku godzin był drętwy. Nie zmieniała pozycji od kilku godzin. Całe ciało było obolałe, ale dla nie był to pikuś. Schyliła się - co pozwoliło rozruszać parę mięśni - po miecze, które leżały na etażerce i przypięła je do pasa, by mogły swobodnie obijać się o jej chude uda, po czym ruszyła przed siebie. Próbowała skontaktować się przez bardziej większe łączę niż komlink. Rada chciała czekać na połączenia od Jedi. Niby najpierw członkowie Rady i jedna posłanka, ale jeżeli Jedi żyją też będą musieli się skontaktować. Od przypadku połączenia tworzy się kolejka, na którą togrutanka nie chciała czekać. Sama chciała się skontaktować tylko z trzema osobami. Z tymi, o których najbardziej boi. Strach prowadzi do cierpienia, a ona właśnie kierowała się takim strachem. Jeżeli im się coś im się stanie lub któryś z nich umrze, ona będzie cierpieć. Wszyscy to są przyjaciele. To jest rodzina, która na prawdę o nią dba.
 Szła przez ciemne korytarze, które pochłaniał mrok nocy. Swoich zmysłów musiała używać jedynie niekiedy, ponieważ większość drogi prowadziła przez korytarze, które po jednej stronie miały okna rozświetlające korytarze światłami wyłaniających się z wielu okien drapaczy chmur. Na korytarzach było pusto i cicho. Jedynie co dało się usłyszeć, to stąpanie Togrutanki. Jej buty nie były płaskie, ale podeszwa była lekko twarda. Nikt prócz niej tam nie był. Jedi nie przemierzają obszernych korytarzy Świątyni o tej godzinie, a tym bardziej adepci, którzy nie powinni. Padawani też nie powinni, ale ich tyczyło się to w mniejszym stopniu. Lecz dziewczyna - przynajmniej według niej - miała poważny powód. Niewiedza zaczęła podniszczać ją od środka. Nie była cierpliwa podobnie jak Anakin.
 Krzyki. Dziewczęce krzyki było słychać wyraźnie. Były one... dziecinne. Padawanka Wybrańca doszła do wniosku, że to była Adept. Adeptka, której niewątpliwie coś się działo, przez co Ahsoka pobiegła w stronę echa przerażonego zgiełku dziewczynki. Dziewczynką, która krzyczała była Adeptka, która miała długie; czekoladowe; spięte w warkocz włosy. Twarz wyglądała znajomo. Była to Ymel. Jej gardło było ściśnięte przez duże, męskie dłonie. Wiedziała, że nie był to osobnik rasy ludzkiej, ale nie zauważyła do jakiej rasy mogły należeć.
-Ymel!-krzyknęła dziewczyna. Napastnik puścił małą i zaczął uciekać.-Zostań tu!-poleciła adeptce i pobiegła za złoczyńcą. Nie miała pojęcia jak się dostał do Świątyni. Zdecydowanie nie był to Jedi, ponieważ nie czuła od niego wrażliwości na Moc, która jest przewodnikiem życia Jedi. Tajemnicza osoba niespodziewanie rzuciła się na okno, które rozbiło się przez siłę jego ciała. Razem z kawałkami szkła. Tano zauważyła, że okno było nowe. Było to to samo miejsce, przez które wyskoczyła Barriss podczas pojedynku z jej Mistrzem. Widać było, że jest nowe. Była to pamiątka po zamachu, a teraz pozostanie pamiątka po sobie, która nawet nie ujawniła swojej twarzy. Nie było widać jakiej jest rasy. Zaczęła obwiniać się, że nie próbowała lepiej zadziałać. Nie mogła zobaczyć kto to był. Zrezygnowana wróciła do biegiem do Ymel.
-Coś Ci jest?-spytała gdy pojawia się przy dziewczynce. Mała kurczowo trzymała się za prawe ramię. W szparkach między paluszkami dziewczynki, zaczęły wypływać kropelki krwi. Ymel nie płakała, ale było widać na jej twarzyczce skupienie i walkę z łzami. Taki cios, dla sześcioletniego dziecka ogromnym bólem, a ona próbowała być twarda. Twarda, jak czteroletnie dziecko, które stłucze sobie kolano i musi nie płakać. To samo było teraz. Bycie Jedi nie jest łatwe, ale czy ktoś kiedykolwiek spodziewał się napadu w środku Świątyni w dodatku na adepta? - Zabiorę Cię do Sal Uzdrawiania.-Wzięła dziewczynkę na ręce, by droga minęła szybciej. Zaraz po ty zadała jej dziewczynce pytanie.-Co Ty tu w ogóle robiłaś? Nie powinnaś chodzić o tej porze.
-Coś złego wyczułam. Najbliżsi Jedi są dopiero na drugim piętrze, więc chciałam powiedzieć. Nie umiałam czekać do rana. A tu nagle ktoś mnie zaatakował. Wiesz kto?-spytała.
-Niestety nie.

                                                               ~~Barriss~~

 Na Felucii zagościł średniej siły wiatr, pod którego biegła z Ekrią. Czuła go na twarzy, jak i kosmyki włosów, które nie poprawiła od kilku dni. Na głowie miała swój stary kaptur, których chronił jej głowę. Jej organy, mimo że kryły się pod dłuższymi włosóami, nadal musiały być chronione, ale tylko dlatego, że dziewczyna nie miała specjalnego środka przeciw wysuszeniu, które zaleciła jej Padme. Nie miała tego przy sobie tym razem, lecz kaptur dobrze ją chronił. Kosmyki przeszkadzały jej trochę, ale nie miała kiedy je spiąć dokładnie. Na bitwę poświęca się odpowiedni czas, w którego grafiku mieści się tylko jedno - walka. Nie było tam poprawiania włosów, mimo że i tak Jedi byli obojętni, lecz każdemu coś przeszkadza.
 Zatrzymała się w jednym miejscu, słysząc roboty bojowe i inną broń, która nie była bronią klonów. Dała znak padawance, by była cicho i nie załączała miecza dla bezpieczeństwa, lecz miała robić to co ona, czyli w tym momencie spokojnie i cicho iść. Poruszały się cicho, by tylko nie zwrócić i nie wkopać się do walki, która mogła nie być ich. Felucianie nie byli uzbrojeni w taką broń i się schowali w podziemiach by tylko nic im się nie stało. Obrona ich domu należała do Republiki. Jedi zgadła. Nie była to Republika przeciw droidom. Nie była to nawet walka mieszkańców przeciw droidom. Byli to Zygerrianie, którzy z  łatwością niszczyli blaszaki nadające się później tylko na złom.
 Dziewczyna dała znak uczennicy i odbiegły pośpiesznie w stronę, z której przybiegły.
-To byli Zygerrianie.-powiedziała barolianka, gdy zatrzymały się wiele metrów od miejsca, w którym zobaczyły coś co zupełnie zbiło obie z tropu.
-Mhm.-odpowiedziała równie zdziwiona i lekko zdyszana Offee.
-Co oni tam robili?
-Nie wiem, ale trzeba wracać do punktu zbiorczego. Cokolwiek jest przyczyną tamtej walki, nie możemy w nią wejść. Nie wiemy o co idzie. Musimy zostawić Felucian tutaj w ukryciu i najwyżej przysłać innych Jedi. Trzeba to jak najszybciej wyjaśnić. Jeżeli wchodzą w Wojny Klonów, to niestety wojna się nie kończy. Musimy wracać. Chodź.
 Bieg wspierały Mocą, by jak najszybciej dobiec do Aayli Secury. Młoda Jedi ufała Twi'lekance bo wiedziała iż jest mądra. Barriss sama taka była, ale była jeszcze młoda by wszystko to pojąć. Całe życie, które wydaje się wszystkim proste - jest skomplikowane bardziej od zamachu.
___________________________________________
Czy tylko ja mam tak dużo nauki? :c Można oszaleć prawda? :D Wczoraj spotkała mnie niespodzianka. Patrząc na statystki byłam wręcz zdziwiona, więc... dziękuję Wszystkim .___.
Dedykacja dla:
Idul - wracaj proszę :C <3 
Soni - my jesteśmy jakieś durne xD <3
Brato-Wnuczka - co ja bym bez Ciebie zrobiła? <3
Ali Skywalker - tak super się z Tobą gada. Czekam aż gg założysz :**

NMBZW!