niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 97

 

                                                                     ~~Anakin~~

  Teraz wszystko szło w zadziwiająco szybkim tempie. Samo to, że Obi-Wan wysłał jeden ze swoich krążowników poprawił całą tę sytuację. Anakin ucieszył się w duchu. Musieli zakończyć te całe fochy. Dla niego, to była wina Obi-Wana, ale nie ukrywał przed samym sobą, że również ma w tym swój udział. W końcu go okłamał, lecz były mentor mógł mu wybaczyć. Tak się robi, to błahostka... w normalnym życiu, owszem. Jeżeli jest się Jedi - nie.
  Kenobi wiedział, że Anakin chciał ponownie zobaczyć matkę, uwolnić i zabrać ją z Tatooine. Oznaczało to zmieszanie życia Jedi z tym normalnym. Przywiązanie, które nie było dozwolone. Z Padme było podobnie. Zawsze w niej widział coś... coś co Obi-Wana niepokoiło i się spełniło. Rada się zgodziła, a on się nie umiał z tym pogodzić. Skywalker wiedział, że starszy czeka na przeprosiny i je dostanie.
  Kolejny krążownik Separatystów wybuchł, a Republika powoli zaczynała tracić jeden ze swoich. Nie wyglądało to za dobrze. Nie mogli tracić żołnierzy. Na powierzchni zacznie się jeszcze większa zabawa. Nie będą mieli nawet jak odpocząć. Od razu ruszą do walki zamierzając ją wygrać z małymi stratami. A jeżeli chodzi o sepów, to mieli zamiar pozbawić ich wygranej i skazać ich na całkowitą przegraną. Spróbują odbudować Republikę. Tą lepszą Republikę. Pomimo wszystkiego co się działo przez te trzy lata, zamierzają zapomnieć i robić wszystko, żeby tylko było lepiej. O wiele lepiej. Nie są to jakieś błahe obietnice. Będą się starać jak tylko mogą. Nie będą chcieli dopuścić to kolejnej wojny.
  - Jest co raz lepiej! - zauważyła rozweselona Ahsoka. Wstąpiła w nią jeszcze większa nadzieja, jakby po wielu dniach pochmurnej i deszczowej pogodzie nagle nastąpiły długie, słoneczne.
  - I będzie tak przez jakąś chwilę. - zapewnił ją mentor pocieszając równocześnie siebie. W takiej chwili umiały go pocieszyć nawet tak proste słowa.
  - Nie powinniśmy jeszcze teraz oceniać sytuacji, ale poprę wasze zdanie. - odezwał się Plo. Jak zwykle starał się myśleć trzeźwo, ale w tej chwili nie bardzo mu to wychodziło. Problem tkwił w tym, że niezbyt odpoczął po ostatniej akcji. Początkowo czuł się dobrze ponieważ zmusił się do szybszego powrotu do siebie. Nie bardzo nad tym panował, dlatego wszystkie jego starania runęły. Próbował robić wszystko, by tylko nie wzbudzić zmartwień i zrobić to, co należy do jego obowiązków.
  W tej chwili, była to bitwa.

                                                                  ~~Naboo~~

  W lesie można było łatwo zgubić kogokolwiek, ale jeżeli nie biegło się powyżej pięciu osób. Tutaj aż przekroczyło dziesięć. Nie było łatwo zmylić droidy. Najgorsze było to, że znajdowali się w istnej pułapce. Gdy wyjdą z lasu, jest większe prawdopodobieństwo, że będą na nich czyhały blaszaki z nie wiadomo jaką super wymyślną bronią. Święte miejsce Gungan było najlepszym schronieniem, ale nie mogli tam dłużej zostać, by ich nie narażać. Powinni się w jakimś spokoju uzbroić i przygotować do ataku z Republiką. Po za tym, jak sama nazwa wskazuje, to było   ś w i ę t e   m i e j s c e   Gungan. Jedyne ich schronienie przed niebezpieczeństwem i Apailana to uszanowała. Przecież i tak będą walczyć przeciwko Separatystom. Pozwolenie na atak jedynej, najlepszej kryjówki podwodnej rasy Naboo, było według niej po prostu bez sensu.
  - Zatrzymajmy się na chwilę. - poprosił Panaka. - Nie słychać droidów, więc są daleko. Parę sekund niczego raczej nie zmieni.
  - Nie możemy być pewni, Kapitanie, - odparła dziewczyna. - ale masz racje. Powinniśmy chociaż te parę sekund odpocząć.
  - Mam nadzieję, że nie zdołali wykryć świętego miejsca Gungan. - powiedziała jedna ze służek.
  - Nie ma nadziei. My musieliśmy stamtąd uciec, by nie narazić ich na niebezpieczeństwo. Nie ma innej opcji. Muszą być bezpieczni. Przecież zerwaliśmy się szybko. - mówiła królowa.
  Sama próbowała się pocieszać tymi słowami, ale nie wiele jej to wychodziło. Czasami jest się zmuszonym mówić to, czego tak naprawdę nie czuje. Zastanawiała się czy jej słowa mają dla kogoś jakiekolwiek znaczenie. Była królową i wszystko co robiła dla planety było szanowano, ale zastanawiała się nad tą chwilą. Czy wyczuli, że sama jest niepewna swoich słów, jak nigdy dotąd? Potrzebowała Padme Amidali. Chociaż głupio było jej to przyznać, ale sądziła, że w tej bitwie sobie nie poradzi. Owszem, była przygotowana na jakąś bitwę, ale nie tak szybko! Nie była jeszcze dość gotowa psychicznie. Mówiła w myślach do ludu, że może źle wybrali. A może ją to przerosło? Może sama potrzebuje pocieszających słów, od kogoś kto już sobie z czymś podobnym poradził i był o niewiele starszy?
  Naboo wybrało już trzy królowe odkąd Amidala porzuciła swoje stanowisko po drugiej kadencji. Tak naprawdę każdy chciał by znowu usiadła na tronie, bo dla nich była to najlepsza królowa. Zrobiła bardzo wiele, a kiedy zaczynała, Apailana była tylko małym zawiniątkiem w rękach matki, które nawet nie wiedziało o co chodzi.
  - Ruszajmy dalej. - postanowiła łagodnie i pognała przed siebie.

                                                                  ~~Ventress~~

  Czekała ją podróż do miejsca, którego tak naprawdę nie chciała już widzieć. Dawno o nim zapomniała, ale jeżeli popatrzeć w głąb swej pamięci, wiedziała gdzie co się znajduje. Te obrazy wszystkich korytarzy, którymi przechadzała się przez wiele lat, pojawiły się w jej głowie od bardzo długiego czasu. Nigdy nie miała czasu by pomyśleć o swoim dawnym domu, bo zazwyczaj miała lepsze rzeczy do zrobienia. Dziwiła się, że myśląc o Jedi - a najczęściej o dwóch Bohaterach Republiki - nie wspominała Świątyni. W czasie Wojen Klonów, gdy w głowie pojawiało się słowo ,,Jedi" od razu kombinowała jak ich pokonać. 
  Sądziła, że następny dzień będzie normalny, dlatego postanowiła po prostu zasnąć, ale to nie było takie proste. Tak naprawdę stresowała się. Bo kim teraz jest? Uznawali ją za więźnia, ale tu nie o to chodziło. Chciała wiedzieć kim naprawdę jest. Na pewno Jedi i na pewno nie Sithem. Czuła się zagubiona. Poukładała sobie w głowie wiele spraw, ale czuła się jak w labiryncie. Galaktyka była teraz dla niej jednym, wielkim labiryntem, z którego, jak sama sądziła, prawdopodobnie nie da rady wyjść. Nikt jej już nie pomoże. Jedynie co ma, to swoje sumienie, z którym się strasznie ostatnio zaprzyjaźniła.
  Nie liczyła na jakiekolwiek ułaskawienie ze strony Republiki. Była pewna, że zginie prędzej czy później. Nie była już tą samą osobą. Że też mała amnezja musiała ją zmienić! Stała się słaba, bezsilna. Nie była już taka sprytna. Wszystko to, co nabyła przez lata - zniknęło z jej życia. Tamto życie jej się podobało, to nawet też. Wreszcie wiedziała, co tak naprawdę robiła. Najchętniej wymieszałaby to z tamtym i wróciła do przeszłości. Jakby nigdy nic się nie zmieniło, ale jednak byłaby mądrzejsza. Przemyślenie swoich czynów i całego swojego życie dało jej bardzo do myślenia. Była gotowa by się przyznać i stanąć przed wyzwaniem, które spotka ją nazajutrz, ale i też nie. Nie była pewna siebie. Czy sobie w ogóle ufa?
  Czy pamięta jeszcze co to łzy?
  Większość osób byłoby już bezsilnych; zapłakanych, bo nie umieją sobie poradzić. Ona nie umiała. Nie umiała już uronić łzy. Pod tym względem była silna. Na jej twarzy malowała się bezwzględność i pogodzenie się z tym, że siedzi w klitce. W środku jej uczucia... wszystko było pogmatwane.
  Wszystko się zmieniło. Wszystko.
  Czy kiedykolwiek się odnajdzie?
  Nie dam rady. Zabiją mnie za nim to zrobię, bo wszystko wymaga czasu, pomyślała. Szanse na to, że jej odpuszczą były bardzo minimalne. Wręcz poza zerem. Na minusie.
  Niech Moc będzie z Tobą.
  Zamknęła oczy.
_____________________________________________
Dzień doberek! Jak mija dzionek? ^^
Dedykacja dla wszystkich! :*

NMBZW!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 96


                                                    ~~Tarkin~~

  Jak on go irytował! Jak on strasznie działał mu na nerwy. Ten potwór dostał wyraźny rozkaz zabicia żołnierzy, a wziął sobie ich do lochów, myślał. Wcale nie ma specjalnych uprawnień! Miał wykonywać polecenia, a nie sam sobie postanawiać co ma robić!
  Prawda była taka, że oboje wykonywali swoje obowiązki zupełnie inaczej co irytowało tego drugiego. Każdy z tej dwójki sądził, że jest na wyższym piedestale niż tamten. Wzajemnie próbowali się wykluczyć, mimo że wiedzieli iż oboje są potrzebni Palpatinowi. Maul miał zabić Obi-Wana, a Tarkin ma się pozbyć Ahsoki. Oboje musieli również wyrównać rachunki. Wprawdzie Wilhuff po prostu nie znosił Tano za charakter i za to, że krzyżuje im plany. Swoją osobą go denerwuje. Zamierzał się jej pozbyć. No bo na co komu taka pyskata padawanka nie umiejąca zamknąć buzi na kłódkę? Dla admirała była tylko smarkaczem, który się wybił w Zakonie na byciu padawanką Anakina Skywalker. Jeżeli chodzi o umiejętności - wcale nie miał dobrych opinii, nawet jak dziewczyna go uratowała. Miała... szczęście. Szczęśliwy traf, w którego Jedi nie wierzą.
  No i jeszcze to zjednoczenie się z Ventress. Według niego trzeba było być naprawdę genialnym, by złączyć siły z dawnym wrogiem, który oszpecił mentora i próbował ją zabić. Jaki w tym wszystkim był sens? Asajj wcale nie była cwana jak o niej mówiono. Możliwe, że wyszła z wprawy, ale co go to interesowało? Nie ma, to nie ma. Koniec tematu. Jeżeli ktoś od początku nie ma odpowiednich umiejętności lub je traci, to dla Tarkina ta osoba jest już skreślona. Nie liczy się. Nie miał zamiaru się z nikim użerać zwłaszcza gdy, nie spełniał jego wymagania. Jednym z tych osób jest Maul.
  Ciągnie swój do swego, komentował w myśli trening Ventress z amnezją, którą sam Sith spowodował. Na rozkaz Palpatina, oczywiście. Tak naprawdę bał się powiedzieć prosto w twarz Sidiousowi, że się z nim nie zgadza.
  - Admirale. - zwrócił się do niego automat. - Sidious wzywa pana do kryjówki. Chodzi o plany.
  - Zaraz przybędę. - odparł.
  Bał się powiedzieć mu, że uważa niektóre jego ruchy są błędami, ale nie bał się wyrazić zdania o Maulu. Po za tym doszły go słuchy, że Sidious się wściekł na ich kompana z powodu Ventress. Jest możliwość pozbycia się tego potwora. Tarkinowi był potrzebny tylko do zabicia Obi-Wana... jeżeli w ogóle to potrafił. W końcu to on poległ trzynaście lat temu.

                                                     ~~Obi-Wan~~

  Nie był pewny czy chciał się spotkać twarzą w twarz z Padme. Miał do niej żal, ponieważ go nie posłuchała. Sądził, że Senator była pewna, że nie dotrzymała słowa. Można powiedzieć, że Anakina obwiniał bardziej za to wszystko. To on nie stłumił swoich uczuć, nie posłuchał go, okłamywał, a najbardziej w chwilach kiedy zaczął się temat o niej. Czy w ogóle im wybaczy?
  Została Ahsoka. Nie ukrywał, że chciałby ją wziąć na Padawana. Nie była wcale gorsza od Anakina i skoro dał sobie radę z nim, to z nią tym bardziej. Jednak Anakin postanowił ją szkolić. Takie było postanowienie od samego początku, ale gdyby Skywalker postanowił zrobić to, co obiecywał jak tylko oświadczyła, że ma zostać jego Padawanem, Kenobi mógłby go zastąpić. Dla niego to żadna trudności.
  Teraz patrzył na całą tę bitwę obserwując poczynania Atari. Nie walczyła od samego początku, ale dobrze sobie radziła. Wyczuwał od niej niepokój. Martwiła się o życie wielu osób, a w tym momencie najbardziej o Padme. Obi-Wanowi został przedstawiony cały plan, ale tego nie było. Dostał sygnał od dziewczyny więc przybył. Musiał również pomóc tam, ale miał nadzieję, że szybko się z tym uporają. W gruncie rzeczy, nawet Anakin go tam potrzebował.
  Na Utapau wcale się nie skończyło. To wszystko nadal trwało. Zabił Grievousa, trochę powalczył i został zmieniony. Chwila wytchnienia dla niego była mała. Zaledwie w parę godzin ponownie miał uzbierać ponownie wystarczająco dużo sił by mógł walczyć w kolejnej, niełatwej bitwie.
  - Admirale, wyślijcie jeden krążownik na Naboo. Niech im pomogą i powiadomią co z nami. My sobie tu poradzimy. - polecił Kenobi.
  - Oczywiście, Generale. - odparł admirał i od razu skontaktował się z trzecim krążownikiem.
  - Atari, powinnaś się pośpieszyć. - ponaglił dziewczynę.
  - Wiem, próbuję. Jak widzisz nadal jest ciężko. - odpowiedziała.
  Wprawdzie nie mieli dużo czasu, dlatego Mistrz Jedi postanowił wysłać jeden ze swoich statków na Naboo. Nie mógł zostawić Atari i Padme oraz tej całej sytuacji. Na co Zygerrianie postanowili atakować? Co znowu planowali? Przecież nie mogą się znów sprzymierzyć z Separatystami. Wojna miała się kończyć. Czyżby Sidious liczył na to, że dzięki wznowieniu wielkiego handlu niewolnikami wszystko wygra? Republika na to nie pozwoli.

                                                     ~~Anakin~~

  Miał kompletnie dość! Ile już tu byli? Wszystko ciągnęło się po prostu w nieskończoność, a na powierzchni planety na nich liczono. Ileż można strzelać w te sępy, żeby wreszcie dotrzeć do kolejnego krążownika i go rozwalić? Jeżeli się planowało - było łatwo. W praktyce to już nie jest takie hop siup. Wprawdzie w ogóle się tego nie spodziewali. Znaczy przewidywali, że będzie duży opór, ale nie aż tak duży.
   Był blisko do rozwalenia kolejnego krążownika, ale zarazem miał ochotę to wszystko rzucić i polecieć pomóc dziewczynom. Tak naprawdę chciał się znajdować w wielu miejscu na raz. Najbardziej chciał być przy Padme. Ochronić ją przed tym co ją spotkało. To, że wyruszyła z nimi, nie było zbyt dobrym pomysłem. Wręcz przeciwnie. Istne szaleństwo, głupota, nieostrożność. Nie wątpił w to, że Atari ja ochroni, ale sam chciałby to zrobić. Jego żonie nie dało się przemówić do rozumu i to był duży problem.
  Zrobił unik myśliwcem by pocisk mógł go ominąć i trafić  w sępa.  Za długo trwała ta zabawa w kotka i myszkę. I najgłupsze było to, że nie wiedział kto jest tym kotem, a kto myszą. Obydwie strony mogły zasłużyć na obydwa tytuły.
  Był tak zajęty bitwą, że nawet nie zauważył przyjacielskiego krążownika, który właśnie wyskoczył z nad przestrzeni. Statek pojawił się dość blisko wroga, dlatego można było skierować ogień na pobliski krążownik Separatystów. Padło na cel Anakina, który jak najszybciej postanowił zbierać się stamtąd.
  Wiedział skąd przybyli.
  - Co z nimi? - zapytał.
  - Za niedługo przybędą. Niestety wyszła z tego bitwa. Na razie Komandor Orgeen i Senator Amidala nie mogą się z niego wydostać. Też walczą. - odpowiedział.
  - Słucham?! - zdziwiła się Ahsoka. - Czy Padme zawsze musi się w coś takiego wpakować?
  - Ależ oczywiście, Smarku. Gdyby tego nie robiła, to pomyślałbym, że ją podmienili. To nie byłaby wtedy ona. -zażartował.
  Wybuch. Co raz mniej było statków do zestrzelenia, a jeszcze mniej czasu.
_________________________________________
I jak tam niedziela? ^^
U mnie jest strasznie super.
Dedykacja dla Patataja ♥, z którą właśnie spędzam ten dzień.
Wiesz jak poprawić mi humor i sprawić, że dzień jest jednym najlepszych

NMBZW!   

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 95


                                                                      ~~Maul~~

  W pałacu było ciszej niż zwykle. Echa kroków i rozmów rozchodziły się jeszcze głośniej. Rozmowy prowadzono rzadko, ponieważ każdy bał się wyrazić swojego zdania na temat tej sytuacji. Najczęściej odzywał się tylko Maul, który kontaktował się z droidami i swoim Mistrzem. Bali się go. Jego twarzy, jego tonu głosu, jego ruchów. Sztuczne kończyny przyprawiały o dreszcze. Wyglądał jak obrzydliwy robal. Galaktyka znowu poznała pojęcie "Sith", ale nadal większość nie wiedziała co to oznacza. Dooku przewodził Konfederacją wraz ze swoim Mistrzem, który tak naprawdę również był Sithem. Przyniosło to zło w postaci Wojny - Wojny Klonów.
  Ci, którzy nie zdążyli uciec z pałacu zostali by nadal wykonywać swoje prace. Piloci i żołnierze ukryli się. Maul bardzo dobrze ich wyczuwał, ale zamierzał czekać na ich ruch. Cokolwiek zaplanują, nie uda im się to. Republika nadal przysyła swoje wojsko, ale kolejne krążowniki Separatystów już są w drodze.
  Do sali tronowej weszli żołnierze prowadzeni przez droidy. Widział, że dzielnie się bronili, ale nie miało to sensu, skoro i tak zostali pojmani.
  - Dałem wam wolną rękę. - syknął Maul. Jego głos przyprawił mężczyzn o dreszcze. - Czekałem aż coś zrobicie. Jaki to miało sens? Lepiej było się ukrywać. Wy zginiecie i oni zginą. Zabierzcie ich do cel. - polecił droidom. - Chcę żeby królowa widziała ich egzekucję. - dodał.
  Usłyszał dźwięk komunikatora.
  - Panie, na bagnach odbieramy sygnały życia. Możliwe, że tam są uciekinierzy. - powiedział automat.
  - Przyprowadźcie królową, resztę możecie zabić. - rozkazał. - Królowa ma być żywa, żadnych pomyłek. - warknął.
  - Tak jest!
  Urwano połączenie.
  Zastanawiał się co z Ventress. Dostało mu się przez nią. Jak można być tak słabym i dać się złapać? Najgorsze jest to, że nie liczyła się ona. Na Maula też spadła wina tego, że wiedźma wszystko zepsuła i jest słaba. Ale on też przez to jest słaby. Tak sądził jego Mistrz. Jak jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, ale nie całkiem. Jakoś nie skreślił armii za pomyłkę jednego z tych durnych droidów typu B1. Kto je programował?
  Przynajmniej nie musieli się użalać nad zmarłymi klonami, co robili Jedi. Po co w ogóle mieli tę armię skoro każda śmierć ich tak boli? Maul nie znał prawdy, którą poznał Dooku i podzielił się ze swym Mistrzem. Nie wiedział skąd się wzięły i w jakim czasie je stworzono, by mogły na czas dotrzeć na Geonosis, a później stać się częścią wojny.
  Skupił się na wspomnieniach. Zdecydowanie teraz zabije Obi-Wana, nie ma innej opcji. Dzięki temu człowiekowi, wygląda jak wygląda, ale wiedział, że jego przyjaciel również ma coś sztucznego. W każdym razie mniej niż on. Dla Maula jedna ręka a dolna połowa ciała, to różnica pod względem ilości. Jedynie co go cieszyło to to,  że Skywalkera załatwił Dooku. Dla Zabraka Hrabia był słaby, co nie było prawdą, ale dla Maula utrata głowy w walce, to słabość. Bo dał się zabić Jedi...
  Można powiedzieć, że Sith po całych tych latach stał się dziwny.

                                                                   ~~Ahsoka~~

  - Mistrzu!  - krzyknęła patrząc jak myśliwiec jej mentora znika w wybuchu jednego z krążowników. Wiedziała co robi, ale bała się o niego. Nie każdy jego ruch może być perfekcyjnie przewidziany.
  - Tak, Ahsoko? - spytał się. Wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi dlatego od razu zabrał się do opisania swoich planów. - Udało mi się znaleźć trochę bliżej tyłów. Ja i mój szwadron jakoś się tym zajmiemy. Zestrzelcie jeszcze te dwa. - polecił.
  - Przyjęliśmy. - odpowiedział za wszystkich Plo Koon.
  Mistrz Jedi wraz z paroma pilotami ułożył się w odpowiednim szyku i pognał przed siebie. W ich stronę zmierzało około dziesięć sępów. Gdy były w odpowiednim polu, Koon wydał polecenie, po którym wraz z klonami otworzył ogień. W czasie trzech sekund wszystkie droidy zmierzające ku nim wybuchło, a ich szczątki poleciały na wszystkie strony, a następnie Republikańskie myśliwce pokonały dystans dzielący ich od odpowiedniej pozycji by chociaż parę razy trafić w krążownik wroga.
  W tym samym czasie Skywalker oddawał salwę strzałów w kolejny krążownik, wraz z połową swojego szwadronu. Reszta osłaniała ich przed droidami. Musieli jak najszybciej trafić w mostek, ale na razie było to niemożliwe.
  Barriss oraz Ahsoka leciały obok siebie by przedostać się do kolejnego krążownika. Szło im całkiem nieźle, gdyby nie to, że Separatyści wysyłali na nie co raz więcej swoich blaszaków. Tano zauważyła, że nawet Plo i Anakin nie są tak ostrzeliwani jak one.
  - Separatyści nie mają żadnej kultury. - zauważyła togrutanka. - Tyle blach na dwie dziewczyny?
  - Myślisz, że ich to obchodzi? Jesteś po prostu Jedi i walczysz za Republikę, ale w sumie to masz racje. - przyznał jej mentor.
  - W sumie to Ty i Obi-Wan walczyliście przeciwko kobiecie. Dwóch na jednego, to banda łysego. - skomentowała Barriss.
  - Łysa to była Ventress. -odciął przyjaciel.
  - Mógłbyś teraz jej nie obrażać? Gdyby nie ona, pewnie dalej bym się wahała nad decyzją powrotu. - wytłumaczyła mu.
  - Ahsoka, ona jednym czynem niczego nie odkupi.
  - Czyli mnie tu nie chcesz? - spytała.
  - Oczywiście, że chce, ale sama widziałaś nagranie. Co zrobiła. Ilu Jedi zginęło? Skoro Cię tak bardzo lubi, powinna pomyśleć, że Cię to może zabić!
  - A może byś tak poczekał aż ją wysłuchają i wtedy ocenił jej poczynania? - zaproponowała.
  - Już wiele razy ją wysłuchałem i widziałem. Z Ciemnej Strony nie da się wrócić. Nie wierzę w jej nagłe dobro. - odpowiedział. - Po za tym znała moją tajemnicę, stąd ta blizna. Jakby coś pisnęła to by na pewno nie skończyło to się tak, jak jest teraz. Zastanów się.
  - Oboje się zastanówcie, bo oboje możecie mieć rację. - wtrącił się Plo.

                                                          ~~Zygerria~~

  Istota stała przed hologramem swojego pana. Przed chwilą przekazał mu złe informacje. Choć Zygerrianin miał dość ważny stopień w rządzie i armii, bał się władcy. Obserwował jak na twarzy pana malują się emocje... negatywne emocje.
  Na kręgosłupie poczuł mrowienie.
  - Mieliście się nie ujawniać. - warknął władca. Jest w miarę dobrze, skomentował żołnierz.
  - Ten statek pojawił się ni stąd ni zowąd! - tłumaczył się przestraszony. - Pochwyciliśmy go, ale po paru minutach przyleciały krążowniki Republiki. 
  - Kto był na tym statku?
  - Była to Jedi i ważna Senator z Naboo, widzieliśmy na kamerach. Jedi bawiła się w cwaniaka, ale się jej dostało.
  - To jak udało się jej uciec?! Zawiodłeś mnie. Jeżeli nie wygrasz tej bitwy i nie zabijesz świadków, spotka Cię straszna rzecz. Obiecuję Ci to.
  Po tych słowach połączenie urwało się.
  - Ognia. Macie wszystkich zabić. - rozkazał groźnie swoim żołnierzom. - Natychmiast. - dodał.
  Nie mógł pozwolić na stratę posady i śmierć. Chciał być jednym z kluczy nowego Imperium. Już niedługo galaktyka będzie zniewolona. Będzie mógł dostać tylu niewolników ilu tylko zapragnie. Republika upadnie. Nie da rady powstać. Będzie trudno jej się podnieść. Ta wojna tylko ułatwiła Zygerrianom pracę. Przez trzy lata obie strony były zajęte sobą i nie spodziewali się trzeciej strony, która obie strony może zniszczyć. Separatyści jak i Republika trafią do niewoli. Będą bezsilni. Co do wspólnych sił nie ma co liczyć. Republika nigdy raczej nie pogodzi się z Konfederacją. Szala zwycięstwa przenosi się na Zygerrian. Już niedługo...
_____________________________________________
Właśnie przed chwilą skończyłam pisać rozdział 100 ^^ Pojawi się za pięć tygodni, także wyczekujcie go!
Dedyk dla:
Idasi ♥
Adama ^^
Margaret
Akiry

Czyli dla tych, których dzisiaj nn będę czytać i komentować :D

NMBZW! 

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 94


                                             ~~Piloci Naboo~~

  Piloci zdążyli się ukryć zanim droidy wkroczyły do pałacu. Ich dowódca, Ric Olié, z  rozkazu królowej ukrył się z nimi tak, by automaty nie mogły ich znaleźć. Tam obmyślił plan, by w odpowiedniej chwili wyjść z ukrycia i pomóc siłom Republiki.
  W jeszcze innej części pałacu ukryli się ocalali żołnierze Naboo, którzy według planu mieli odciągnąć droidy, by ci mogli odlecieć nie tracąc w podróży żadnego z pilotów, który był im potrzebny.
  Wreszcie nadeszła chwila, kiedy postanowili zaatakować.
  Dwudziestu trzech uzbrojonych żołnierzy wbiegło do hangaru ostrzeliwując droidy, które nie miały czasu się przygotować. Każdy z tych żołnierzy, wiedzieli, że idą na śmierć, ale gdy tylko wszyscy piloci wylecą, oni zamierzali się poddać. To dawało im większą szansę na życie i byli pewni, że zanim postanowią ich ukarać, Republika im pomoże i nadal będą żyć.
  Tuż za żołnierzami biegli piloci, którzy najszybciej jak mogli, zaczęli wskakiwać do kokpitu. Jeden z nich w padł na pomysł by zestrzelić z dział droidy i dać tym drugim szansę na ucieczkę do dawnego schronienia. Ich obowiązkiem było walczyć o swoją planetę i pomagać sobie wzajemnie, więc ten ruch nie był żadną niespodzianką.
   Ric wyleciał z hangaru jako pierwszy przewodząc wszystkimi. Nie miał czasu by sprawdzić załogę. Jeżeli ktoś się odezwie, będzie wiedział kto. Liczyło się teraz to, że nikt nie ucierpiał. Miał nadzieję, że żołnierze sobie poradzą.
  Wylecieli w przestrzeń kosmiczną. Przed nimi były statki Separatystów i Federacji Handlowej, a w okół nich liczne wybuchy. Wszystkie sępy Separańców były skupione na krążownikach Republiki i ich siłach, więc z łatwością myśliwce z Naboo typu N1 mogły zaatakować od tyłu z zaskoczenia.
   Nawet gdy Separatyści się zorientowali, że pojawiły się myśliwce, to zbyt późno. Piloci z Naboo ustawili się w odpowiednim szyku i zaczęli ostrzeliwać Separańskie krążowniki i ich droidy. Pomału zaczęli lecieć w przód cały czas strzelając.

                                                                  ~~Anakin~~

  Nie sądził, że to się szybko skończył. Tracił nerwy, ale nie zamierzał dać Sidiousowi jakieś satysfakcji. Wyczuwał jego chęci. Był blisko... był tu, czekał na niego. Był tego świadomy. To wszystko zostało zaplanowane. Nie zamierzał dać za wygraną. Chociaż nie popierał zbytnio zasad Zakonu i miał własne pojmowanie, nie chciał zdradzić Zakonu. Dobra, może zrobił to żeniąc się, ale jego pojmowanie wszystkiego było inne, dziwne. Chciał być Jedi i wiedział, że jak wszystko ma to swoje zasady, ale chciał czegoś więcej. Chciał, ale wiedział, że nie może. Był gotowy rzucić życie, o którym kiedyś marzył i nie wchodziła w grę kobieta, która go tak oczaruje, ale było inaczej. Czasami postanowienia ulegają zmian. Parę dni temu był gotowy opuścić Zakon, ale cieszył się, że dostał drugą szansę. Nie chciał jej zmarnować.
  Leciał otoczony przez liczne wybuchy; strzały oraz myśliwce, ale nie przeszkodziło mu to zobaczyć, jak żółte; znajome statki ostrzeliwały krążowniki wroga.
  - Piloci z Naboo! - krzyknął z uradowany.
  - Co oni tu robią? - zdziwiła się radośnie Barriss.
  - Widocznie musieli się jakoś wydostać. - stwierdził i od razu spróbował połączyć się z którymś z nich. - Generał Skywalker do myśliwca Naboo.
  - Tu Ric Olie. - Usłyszał w głośnikach Anakin. - Udało nam się wylecieć by wam pomóc. Zaskoczyliśmy ich. - Uśmiechnął się dowódca.
  - Brawo, daliście nam jakąś przewagę. Możesz dowodzić swoimi pilotami dalej. Myślę, że Cię bardziej posłuchają i wiem, że masz pewność co robisz. - odparł Jedi.
  - Przypominam Ci, że to dzięki Tobie wygraliśmy trzynaście lat temu.
  - Wygrana należała do każdego, który walczył dla Naboo.

                                                               ~~Atari~~

  Zawróciła i sama oddała salwę strzałów niszcząc tym samym paru myśliwców.
  Nie podejrzewała, że umie tak dobrze strzelać. Mogło to być wynikiem chęci ratowania się z opałów. W każdym razie przez parę chwil, gdyż Kenobi wysyłał dla nich pomoc myśliwców. Spostrzegła ironicznie w myślach, że miała lecieć na jedną, a nie na dwie bitwy.
  - Według mnie raczej jesteście jakoś spokrewnione. - odezwał się Obi-Wan.
  - Czemu tak sądzisz? - odpowiedziała.
  - Oby dwie dobrze strzelacie. - dokończył.
  - Gdzie myśliwce? - spytała
  - Właśnie startują. - udzielił informacji.
  - Najwyższy czas.
  Po chwili była otoczona przez myśliwce Republiki, w których znajdowali się żołnierze-klony. Nie było widać ich identycznych twarzy - które zawsze zakrywały hełmy - ani ruchów, ale zapewne rozmawiali i żartowali jak zwykle. Byli radośni, choć walczyli o życie, które było ważne dla Jedi. Co będzie z nimi po wojnie? Nie wiadome, lecz sądziła, że przydadzą się jeszcze w przyszłości... w bliskiej przyszłości.
  - Proszę się nie martwić, Pani Komandor. My się już nimi zajmiemy. Lepiej, żebyście już wracały. - polecił pilot.
  - Wiesz, że szybko nie możemy się wycofać. Będzie dobrze. Niech Moc będzie z Wami. - życzyła i oddała kolejne strzały w stronę wroga.

                                                                   ~~Tarkin~~

  Ahsokę Tano zamierzał wziąć na siebie. Pozbycie się całej trójki zostało podzielone. On zamierzał zabić Ahsokę. Już dawno miał to zrobić. Nie dość, że od samego początku Palpatine uprzedził go przed nią, to działała mu na nerwy. Była zbyt pewna siebie, pyskata i narwana. Gdyby nie to, że Barriss Offee wydostała się spod opętania, dawno by ta "smarkula" nie żyła. No i znalazła dość mocnego obrońcę, ale bez dowodu. Po za tym kto uwierzyłby dziecku, które zadawało się z uczennicą Hrabiego Dooku?
  Zastanawiało go, czemu Sidious postanowił dać Maulowi wolną rękę. Po co Ventress była im potrzebna? Palpatine sam się jej przecież obawiał. Obawiał się, że wraz z Dooku go zdradzą i zabiją, dlatego kazał ją zamordować. Tylko po co? By znowu mogła się przyłączyć? Z wymazaną pamięcią, by liczyła się tylko chwila? Ten zabrański nieudacznik ją zostawił. Zostawił ją i Rozkaz 66 się nie udał, a ona ich pewnie zdradzi. Jeżeli tylko skończy się to na Naboo, obiecał sobie, że zabije tego idiotę. Dał się przepołowić na pół jakiemuś Padawanowi, a później oszalał siedząc sam jak palec zapomniany przez wszystkich. Tak... Tarkin sądził, że to właśnie przez to Maulowi odbija.
  Republika... upadnie a wraz z nim cały Zakon Jedi. To tylko kwestia czasu. On i Darth Sidious, do tego doprowadzą. Skończą się fory dla Jedi. Były Kanclerz Republiki zbyt długo się ukrywał, a Trakin mu pomagał. Sądził, że jako jedyny zostanie u boku swojego Pana, ale będzie też Anakin Skywalker... słyszał już o tym, źe jest jakimś tam Wybrańcem Jedi, ale jakoś w to nie wierzył. A to, że Sidious wyczuwał od niego potęgę to to już nie jego sprawa. W każdym razie, nie pozwoli się zastąpić. Nawet temu, który od wielu lat miał stać się uczniem jego przyszłego władny.
  - Przepraszam. - przerwał mu rozmyślania droid. - Chciałbym złożyć raport.
  - Co się dzieję? - odparł beznamiętnym tonem wojskowy.
  - Piloci z Naboo wylecieli w przestrzeń. Dostaliśmy powiadomienie, że przyłączyli się do Republiki. - poinformował sowim głupkowatym tonem robot. Jak mnie to irytuję, myślał nieraz Wilhuff.
  - Jak oni się przedostali?! - wybuchnął mężczyzna. To był już szczyt wszystkiego!
  - Noo... - zaczął automat. - Byli z nimi inni żołnierze, ale zniknęli. Nie ma po nich śladu...
  - Znajdźcie ich i zabijcie! - przerwał mu Admirał. - Ale już! - krzyczał. - To niedopuszczalne! Wynoś się zanim przerobię Cię na kawałek ścigacza! - grzmiał.
_________________________________________ 
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO... Tfu! Mokrego dyngusa! ^^ Nie utopcie mi się czasem :*
Dedykacja dla wszystkich! ♥

NMBZW!