niedziela, 30 września 2018

Rozdział 217

 
~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, apartament senator Amidali, Coruscant]
       No cóż, nie ukrywał, że dwudziesty ósmy rok życia przyprawiał go o dreszcze. Za dwa lata miał mieć na początku trójkę i obawiał się, że skończy, jak Obi-Wan - zbyt przesadnie przestrzegający zasad i utrudniający życie swoim padawanom... zwłaszcza, że miał drugiego... w prawdzie to trzeciego, licząc Ahsokę i to, iż chciał ją za padawana oraz była nim przez czas niewoli Anakina. W każdym razie, i uczeń Skywalkera i jego syn, cierpieli równie bardzo, jak on sam. A tak na poważnie: w nauce Obi-Wana albo nastąpiła zmiana, albo po prostu Anakin faktycznie był trudnym wyzwaniem, a jego potomek ma wiele więcej ogłady.
       Cóż można rzec? Wiele się pozmieniało.
      Jak zwykle - po dziecku idzie najbardziej poznać, jak czas szybko mija. Bliźnięta mówiły już płynnie i odnosiły swoje pierwsze sukcesy w szkoleniu Jedi. Oczywiście, według umowy - tylko jeden dzień i noc w domu przypadało im na tydzień. Ojca widzieli praktycznie codziennie w Świątyni, a Padme fatygowała się tam co drugi dzień. Nie dziwili się - od początku nastawili się na takie poświęcenie. Nie da sie ukryć, na pewno Padme znosiła to gorzej, bo od ośmiu lat musiała wysłuchiwać wyrzeczeń "Bo Zakon". Ale sama wybrała tę drogę, sama wiedziała w co się pakuje i... nie dała się złamać. Za to ją Anakin kochał. Zawsze odzwierciedlała siłę, nic nie potrafiło ją złamać i potrafiła dostosować się do wszystkiego, byleby potem zaznać większego szczęścia.
       Obserwował swoje dzieci w archiwum świątynnym, kiedy to studiowały kolejne zasady Jedi. Stał nie mówiąc nic, skupiając się bardziej na tym, co się dzieje w Senacie. Padme miała na zadanie wyjść z inicjatywą obrony Endoru i bezinteresownej pomocy, z której Republika nie zyskałaby żadnych korzyści pomimo wysłania na pewną śmierć żołnierzy, których produkcja już dawno została zatrzymana.
       - Udało się - przerwał cisze Obi-Wan.
       - Akurat o tym myślę - odpowiedział młodszy.
      - Czekamy na kolejną wiadomość od wywiadu. Wyruszamy przy najbliższej okazji wraz z Padme i naszymi legionami - poinstruował Kenobi.
       - Jak to z Padme? - zdziwił się jej małżonek.
       - Jestem wysłannikiem senatu - wtrąciła Amidala.
       - Martwię się o ciebie - przyznał Skywalker.
       - Będę w dobrych rękach. - Pogładziła go po ramieniu. Nagle w tali objęły ją cztery ramiona. Jej dzieci nie wydały z siebie okrzyku radości, ponieważ przestrzegali ciszy, której nakazano w archiwum. Wszyscy zaraz potem ulotnili się z ogromnego skrzydła i szli przez korytarze, gdzie nie trzeba było szeptać. - Co w tym tygodniu?
       - Bardzo dobrze posługujemy się mieczem świetlnym. Potrafimy bezbłędnie wyczuć strzał z kuli ćwiczebnej. Od następnego mają nam dać bardziej zaawansowane - pochwalił się Luke. Nie kierowała nimi pycha, po prostu odpowiedzieli na pytanie, lecz ich dziecięca natura i fakt, że mają rodziców sprawia, że zbyt ochoczo przedstawiają fakt. Ale kto by tego nie robił, gdyby znał swojego ojca i matkę, którzy naprawdę interesują się ich życiem i mają świadomość, jaką ogromną odpowiedzialność narzuciła na ich barki Moc.
       - Dziś wracacie na dwa dni do domu - oświadczyła senator. - Rada sama zaproponowała.
       - Idźcie się spakować - poleci Anakin, a dzieci od razu usłuchały i ruszyły szybkim krokiem do swoich komnat. Kiedy zniknęły za rogiem, a Skywalker upewnił się, że nie słyszą, zacytował swojego dawnego mistrza. - Mam jakieś złe przeczucia.
       - Z ust mi to wyjąłeś. - Kenobi zachichotał.
     - Skoro Rada oddaje nam dzieci na dwa dni, to znaczy, że za trzy wylatujemy - zauważył Skywalker. Skoro ciebie wybierają na wysłannika senatu, to co w takim razie z wyborami?
       - Ostatnie dwa były na szybko. To wymaga trochę więcej przygotowań, kiedy to można w miarę na spokojnie przeprowadzić. Zygerria nie atakuje wszystkiego na raz. Nie zmusza planety, ona nie daje im prawa głosu. Tu nie chodzi o samą walkę, tu chodzi o przywrócenie wolności. Kiedy wyzwoli się innych, automatycznie zygerrianie stacjonujący na planecie opadają z sił i się wręcz wycofują. Separatyści atakowali na wszystkie strony, wręcz na oślep - wytłumaczyła.
       - Są faworyci? - zaciekawił się Kenobi.
       - Aang. Ale z drugiej strony, dobry tylko do odbudowy Republiki, niekoniecznie by nią rządzić, a pomimo tak dobrej opinii i jakieś chęci do tego, aby go zostawić, senatorowie nie zgodzą się na kolejną kadencję. Nie po tym, jak wykorzystał to Palpatine. To może i jest brak zaufania, bo Palpatine to wszystko zaplanował, ale... boją się o to, że od nadmiaru władzy, Aangowi może się poprzestawiać w głowie i zacznie wykorzystywać swoją władzę do własnych celów.
       - Nadal mam swoje zdanie co do polityki - wtrącił Anakin. Padme dokładnie wiedziała o co mu chodzi i uśmiechnęła się na wspomnienie ich wspólnych chwil na Naboo, tuż przed wojnami klonów.
______________________________________ WAŻNE!
Proszę państwa! Blogger mi świruje, nie mogę zrobić ankiety, ups! Proszę was chociaż o anonimowe komentarze. Chodzi o kwestię snapa. Zagłosujcie anonimowo wpisując numer statusu:

1) Mam cię na snapie, czemu nie dodajesz?!
2) Nie mam, ale zaraz dodam
3) Nie mam i nie chcę dodawać.

Chodzi o dobry kontakt. Zaniedbałam go i nie wiem czy warto wracać. Nie mogę zrobić ankiety, a wiem, że jest spory odzew wtedy. Szkoda :/

NMBZW!

niedziela, 23 września 2018

Rozdział 216


~~Padme Amidala~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Senat]
       Jej życie polityczne, o dziwo, ciągnęło się dalej. Co najlepsze, królowa Apailana również, podobnie jak Padme niegdyś, została na drugą kadencję, jako władczyni Naboo. Wtem, zadała pytanie swoim podwładnym, kto ma reprezentować sektor Chommel na Coruscant, podczas obrad senatu. Wszyscy chcieli, aby nadal tę rolę odgrywała senator Amidala. Naberrie nie mogła odmówić, nie potrafiła. Umiała sobie radzić, zorganizować czas i nie wyobrażała sobie pracy, jako ktoś inny. Uważała siebie za osobę odpowiedzialną i walczyła o wszystko, co jest dobre dla Republiki oraz jej planety.
       Jak praktycznie każdego dnia, zasiadała na loży wysłuchując jednej z ostatnich obrad prowadzonych przez Kanclerza Aanga. Czekała na swoją kolej, aby przedstawić stan rzeczy. Jedi i WAR potrzebowali osoby, która by ich poparła i wystąpiła w ich imieniu. Amidala nigdy nie robiła niczego na siłę, nikt ją nie mógł zmusić, bez względu na to, czy była żoną Jedi, czy też nie.
       - Senatorowie - zaczęła, kiedy jej platforma wysunęła się na środku gmachu senatu. - W imieniu Jedi, oraz na ich prośbę, występuję, aby przedstawić wam następującą kolej rzeczy. Jak wszyscy mogliśmy zauważyć, Zygerrianie zajmują planety nie tylko zaludnione pozbawiając mieszkańców wolności, ale często inwestują w budowanie baz na światach, które są mało zaludnione lub takie, których mieszkańcy nie potrafią się z nikim dogadać. Jedną z tych planet, jest planeta Endor, gdzie żyją małe istotki zwane Ewokami. Mają swoich szamanów, bóstwa i są całkowicie neutralne. Według wywiadu WAR, Zygerria zaczęła budować się na ich ziemiach.Wprawdzie przez dłuższy czas nie ingerowali w życie tych istotek, ale traktują je jak zagrożenie. Wiadomo nam też, że zostały zburzone dwie wioski istniejące na wielkich drzewach. Pozbawiono tym domu jednej z gromad. Prośbą Jedi, jest uzyskanie zgody na obrony Ewoków, które same nie dadzą rady. Endor jest neutralny, więc nie możemy od tak tam wtargnąć.
       - Jak więc chcesz z nimi negocjować? - zapytał senator Glee Anselm.
       - Co negocjować? Nie chcemy niczego negocjować. Jedi mają za zadanie bronić pokoju i strzec osób, którym dzieje się krzywda i nie mogą się sami bronić. To, że Endor jest neutralny, nie znaczy, że WAR nie może im ruszyć na ratunek. Ewoki mają własną politykę i kontrowersyjną religię. Żeby cokolwiek zrozumieć, wojsko będzie musiało zabrać ze sobą droida protokolarnego. Poza tym, chcemy powstrzymać rozwój Zygerriańskiego imperium dążącego do wielkiej władzy i zniewolenia kolejnych planet. Choć raz powstrzymajmy się od snucia korzyści materialnych za każdą pomoc. Na Endorze nie ma nic, co jej mieszkańcy mogliby nam zaoferować, więc jaki sens jest w zadanym mi pytaniu?
       - Republika to nie organizacja charytatywna - odparł dug z Malastare.
     - Kiedy ostatni raz zrobiliśmy coś bezinteresownie? - wykrzyczała. Odpowiedziała jej głucha cisza. - Właśnie. Jeden raz nam nie zaszkodzi. Wymagacie za dużo. Jak możecie więc twierdzić, że oceniają senat tak źle, skoro patrzycie tylko na własne zyski?! Jeżeli faktycznie macie tak dobre serca, jak mówicie we własnej obronie w chwili ataku, to zgódźcie się na defensywę w imieniu Ewoków, które swoimi technikami nie potrafią sobie poradzić z Zygerrianami.
       - Zagłosujmy - postanowił kanclerz Aang.
      Nagle cała sala zamieniła się w chaos spowodowany wypowiadanymi słowami senatorów. Nie mieli włączonych barier wygłuszających, dlatego nawet zwykły szmer wszystkich obecnych powodował niewyobrażalny hałas trudny do uciszenia. Po jakimś czasie, Kanclerz zarządził ciszę i czekali na wyniki.
      - Siedemdziesiąt procent głosujących, zezwala na bezinteresowną pomoc Ewokom w wypędzeniu Zygerrian z ich ojczystej planety. Jedi mają pełne prawo do szykowania swoich wojsk. Niech wyruszają, jak najszybciej się da - zawyrokował roonan.
       Zaraz po tych słowach zebranie się skończyło, a Amidala skierowała platformę na swoje miejsce. Przy doku czekał na nią Mace Windu, który lekko ukłonił głowę na znak podziękowania.
       - Jesteś jednym z naszych największych sprzymierzeńców, pani - powiedział.
       - Proponuję, oczywiście zapytam jeszcze kanclerza, że polecę z wami jako pośrednik. Na pewno mają tam jakiegoś wodza. Wezmę ze sobą swojego droida protokolarnego - odpowiedziała.
      - Polityk nam się przyda. Jeżeli tylko Skywalker nie będzie miał nic przeciwko, chętnie panią weźmiemy ze sobą. Zakon nie chce spięć między wami. Nie zrozum mnie źle, nie każę cię prosić swojego męża o pozwolenie, pani, ale chodzi o twoje bezpieczeństwo. Dzieci będą u nas, w Świątyni, pod najlepszą opieką mentorów - obiecał.
       - Myślę, że Mistrz Skywalker oraz Mistrz Kenobi najlepiej nadadzą się do tego zadania. Chętnie im potowarzyszę. Razem na pewno rozwiążemy problem z zajęciem planety tych małych stworzonek. One... przypominają dzieci. Nie potrafię sobie wyobrazić, co by było gdyby gromadkę dzieci, w tym moje, zaatakowano. Próbowano im odebrać coś, co jest ich.
        - Twoje dzieci są wyjątkowe. Tak, jak ich ojciec. Jeżeli zdecydujecie się oddać ich Zakonowi w pełni, naprawdę zostaną potężnymi Jedi, bez względu na to, kto ich spłodził.
____________________________________
Witam proszę państwa. Jakoś ogarnęłam się po chorobie, mam w tym tygodniu trzy kartkówki, odpowiedź i sprawdzian. I wiecie co? Żyję! XD Dam radę, piszę, co prawda wieczorem złapała mnie spoko wena, o 21:00, przed chwilą. I skończyłam 228 rozdział, napisałam 30% 229.

NMBZW!

niedziela, 16 września 2018

Rozdział 215


[Dwa lata później, 14BBY]
       Odwet zygerriański trwa już dobre pięć lat i końca konfliktu niestety nie widać. Republika mimo szybkiej renowacji po wojnach klonów i spłacenia długów, znowu popada w dołek budżetowy i polityczny, a jeszcze większe obawy powodowane były tym, że Kaminoanie zaprzestali, na prośbę Kanclerza Aanga, produkcji żołnierzy-klonów dla WAR. Klonerzy przecież nie wyprodukują im nagle kolejnych partii, potrzebowali przecież dziesięć lat na przygotowanie do wojen klonów. Niepewne czasy nadeszły, zwłaszcza, że kadencja roonana się kończyło, a Senat miał na zadanie wybór kolejnego Kanclerza. Szansy na drugą kadencję Aang raczej nie dostanie - ostatni władca wykorzystał to bardzo źle. Mimo dobrych rządów obecnego, nie chciano obdarzyć nikogo więcej tak dużym zaufaniem, jak Palpatine'a. Możan by rzec, że przedstawiciele planet, wreszcie uczą się na błędach.
       Co w Świątyni?
     Skład Rady Jedi w ogóle się nie zmienił, kodeks ani zasady również nie. Praktycznie, jakby wszystko stanęło w miejscu, choć trzeba przyznać, że powrót Anakina Skywalkera zaszczepił we wszystkich nadzieję, odwagę i determinację. Mimo że uważano go za Wybrańca potrafiącego nie wiadomo co, tak naprawdę stwierdzono, że skoro jemu udało się wydostać z opresji, po tym, jak okaleczono jego ciało i psychikę, to ta wojna jest to wygrania. Jeszcze większą motywacją była dla nich Aayla Secura, która po roku zamknięcia się w sobie, wróciła do dawnej formy. Wręcz lepszej, korzystała z życia jak tylko się dało, lecz nigdy nie wysłano jej na misję związaną z konfliktem z Zygerrianami.
       Ahsoka to dość ciężki przypadek. Mimo wewnętrznej wojny samej z sobą, postanowiła jakoś rozmawiać i podejmować naprawdę śmiałe decyzje. Stać się samodzielna, aż w końcu doprowadziła do takiego stanu, że tylko oficjalnie była padawanem. Zachowywała się jak Rycerz Jedi, pełnoprawny, odpowiedzialny. W medytacjach często wracała do dawnych czasów, wymuszała na sobie wizje przeszłości. Przewertowała swoje życie od momentu pierwszych wspomnień, aż po Mortis i odnalazła samą siebie, a potem po prostu zaczęła kreować się na taką, jaką wszyscy ją pamiętali, tylko dodała do tego zachowanie, jak na swój wiek przystało. W wieku niespełna dwudziestu dwóch lat mogła śmiało powiedzieć o sobie, że jest taką osobą, jaką mistrz Plo chciałby, żeby się stała.
       Anakin Skywalker większość czasu przesiedział na Coruscant niż na wojnie. Poznał swoje dzieci bardziej, niż się spodziewał. Codziennie zasypywały go faktami, co lubią, czego się nauczyły i co sądzą na dany temat. Za każdym razem, kiedy kończyły trening w Świątyni wypytywały go, co i jak, pragnęły rad i chwaliły się postępami. Leia stała się wręcz córeczką tatusia, a Luke pilnym uczniem Obi-Wana, który traktował swojego ojca, jak swojego drugiego mentora, tak więc końcem końców, mały miał dwóch Mistrzów.
       W życiu uczuciowym Skywalkera i Amidali nic się nie zmieniło. Nadal bardzo się kochali, nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Potrafili wszystko podzielić tak, by znaleźć jak najwięcej czasu na rodzinę i na czas tylko dla siebie. Mimo wszystko, z tygodnia na tydzień było jej coraz trudniej. Jej rodzice nadal trwali w złości do córki, twierdząc, że jest bardzo nieodpowiedzialna wchodząc w związek z młodym Jedi i narażając go na wydalenie z Zakonu, a ich czteroosobową rodzinę uważali za komedię, bo według nich, to nie miało sensu, niszczyli życie sobie i tym dzieciom. Padme utrzymywała kontakt tylko z Solą, więc, kiedy tylko wyznała siostrze o włączeniu dzieci do szeregów Jedi, ta mimo wszystko przekazała tę informację rodzicem wspominając co słychać u młodszej. Wybuchli gniewem.
       A Obi-Wan... no cóż, jak zwykle potrafił upominać, wchodzić w życie Anakina i Ahsoki dając im rady jak mentor powinien zachowywać się wobec ucznia i na odwrót. Próbuje sobie zaprogramować młodego Skywalkera, ale uniemożliwia mu to jedna rzecz: chłopiec jest zbyt podobny do swojego ojca, co Anakin traktuje jako dobry powód do żartów z Kenobiego. Mimo wszystko, ich przyjaźń nadal trwa i z dnia na dzień stawała się coraz to silniejsza. Jak zwykle szli ramię w ramię na pole bitwy. Obi-Wan może i zachowywał się, jak dziadek, którego wszystko boli, jakby miał zaraz wybuchnąć, żeby ponarzekać na wszystko, lecz to na jego osobie, Wybraniec polegał najbardziej. Łączyła ich miłość braterska, młodszy miał mu tak wiele do wynagrodzenia... każdą dobrą radę, cierpliwość, naukę, uratowanie życia, opiekę oraz szkolenie syna. To jemu mógł zaufać i choć ukrywał przed nim wiele spraw raniących Mistrza, zawsze wiedzieli, że mogą na sobie polegać.
       Anakin wiedział, że cokolwiek by go w życiu nie spotkało, Obi-Wan zawsze zrobi co w jego mocy na korzyść swojego dawnego padawana.
________________________________________
No siema siema! Próbowałam dziś coś napisać, ale z wielkim trudem. Od wtorku źle się czuję, a wczoraj rano już złapał mnie katar, jedzenie szło na marne :/ Poza tym, nie miałam weny xd
3 KOMENTARZE, PLZ

NMBZW!

niedziela, 9 września 2018

Rozdział 214


~~Ahsoka Tano~~

[Dwa tygodnie później, Coruscant]
      Misja zakończyła się sukcesem, choć spędzili tam półtora tygodnia. Nie czuła się tam zbyt dobrze, bo; raz: musiała zabijać żywe istoty. Na każdą jedną z trzech misji podczas nieobecności jej mentora, niewiele musiała robić. Praktycznie, wydawała rozkazy z mostka krążownika, choć i tak w Mocy odbijały się echa śmierci. Dwa: po raz kolejny musiała patrzeć na swoich pobratymców zakutych w kajdany, wymęczonych, wygłodzonych i brudnych. Tak naprawdę, nie miała styczności z niewolnictwem, ale z tego, co opowiadał Anakin, nie wszędzie było aż tak tragicznie. Właśnie ze względu na jego historię, bardzo się zdziwiła. Czytanie podręczników to nic, w styknięciu z rzeczywistością. Wiedziała, że bez względu na to, ile przyjdzie jej się mierzyć z namacalnym odwetem zygerriańskim i tak zawsze wywoła to u niej przerażenie.
       Zdawało się, jakby nie miała w Świątyni co robić. Wszystkie alternatywy wykorzystała w poprzednich trzech latach. Jej przyjaciele albo znajdowali się na wojnie, albo nie żyli. Na przykład Barriss Offee. Zdecydowanie, najtrudniejszym testem w życiu Ahsoki stało się zabicie kompanki na jej własne życzenie. Ahsoka tak naprawdę nie była sobą i nigdy już nie będzie. Nie znajdzie swojego spokoju, równowagi. Jej jedynym ratunkiem, to odcięcie się od Anakina, ponieważ gdyby nie została jego padawanką, miałaby o wiele prostsze życie. Całe komplikacje zaczęły się od wyprawy na Mortis, gdzie przeżyła coś niewyobrażalnego - coś co spisało jej psychikę na wieczną zagładę. Mogłaby śmiało zgodzić się na miano Rycerza Jedi, a zaniechała tego, dalej kurczowo trzyma się Skywalkera.
       Co tak naprawdę skłoniło ją do owej decyzji?
       Zbyt wielkie poświęcenie okazane wcześniej?
       Przyzwyczajenie?
       Miłość?
       Nie.
       Ogranicza ją strach.
      Boi się, że może Moc ją ukarze za to, że mogłaby od tak chcieć poradzić sobie sama zostawiając go samego w towarzystwie Obi-Wana, w którym dalej tkwią niepohamowane żądze do pouczania byłego ucznia. Do kazania mu nieść brzemię rodzicielstwa po tym, jak go tyle czasu nie było. Bo prawdą jest, że w pewnych momentach pytał Ahsokę o swoje dzieci. Bo je znała, on nie miał tej możliwości. Obawiała się, że sam mógłby utknąć we wspomnieniach z niewoli zygerriańskiej, co i tak odcisnęło piętno na jego psychice.
       Wiele się zastanawiała nad sobą, ale za każdym razem miała po prostu dość. Nauczyła się żyć chwilą, to, co widzi, nie to co było, czy co ma być. W Mocy skupiała się tylko i wyłącznie wtedy, kiedy chciała wspomóc się w odczytywaniu emocji, treningach czy walce. Medytowała, ale tak rzadko jak tylko się dało, byleby nie odczuwać tego, co dzieje się w jej aurze. Cały czas miała wrażenie, że ci, którzy poznali potęgę Mocy i znaleźli nową ścieżkę, gdzie mogą kontaktować się z żywymi, biją się o nią.
       Bo nie żyła za pozwoleniem.
       Wydostała się. Nie miała pojęcia jak, ale znalazła się w świecie żywych i nikt nie próbował ją zatrzymać, a wiedzieli, że nie może żyć. Jej przyjaźń z Anakinem mogła poskutkować tym, że wyznałaby mu wszystko. A ona po prostu się w sobie zamknęła, powiedziała Radzie i tak za dużo, nawet, jeśli ograniczyła się do suchych faktów.
       Jej przyjaźń z Ashlą i Katooni mocno się poluźniła. Nie były sobie bliskie jak dawniej i miały swoje własne życie. Mała togrutanka skończyła dziewięć lat i stała się bardzo samodzielna, a Katooni wraz z ukończeniem dwunastego roku życia zajęła się uzdrawianiem, jak jej mistrzyni - Stass Allie. Same dziewczynki od siebie się oddaliły. Problem w tym, że nie ma kto ich scalić. Barriss nie żyła, Ahsoka miała swój własny świat zagubienia, gdzie chowała się przed wszystkimi. Ponadto - przez ostatnie trzy lata służyła pomocą Padme Amidali poświęcając jej oraz dzieciom Anakina całą swoją uwagę.
       Anakin podczas podróży na Kiros oświadczył jej, że chciał, aby szkoliła Leię jako swojego padawana. Utwierdziło ją to w przekonaniu, iż podjęła dobrą decyzję. Posiadanie ucznia jest naprawdę trudne i miała świadomość problemów z wychowaniem jej samej przez Skywalkera. Gdyby faktycznie mogła wybrać swojego podopiecznego, na pewno nie wzięłaby Skywalkerówny. Sprawiłaby sobie kolejny problem związany z przywiązaniem do ojca dziewczynki.
       Prawda jest taka, że Ahsoka ma swój własny świat, którym utknęła w dziwnej pętli. Pragnęła odciąć się od Anakina Skywalkera, ale wiedziała, że musi mieć pod nogami jakiś grunt, zgadzała się na przeróżne jego pomysły, wpakowywała się w jego sidła, chciała się oddalić... i tak w kółko, bez końca.
       Jaki sens ma historia Ahsoki w tym wszystkim?
       Jaki sens ma jej kolejna egzystencja?
       Jak ma nauczyć się żyć?
       Jak ma walczyć o wolność innych, skoro sama stała się niewolnikiem samej siebie?
_____________________________________
Postaraliście się XD Co najmniej 3 komentarze poproszę
Jak tam szkoła? Ja mam już sprawdzian z geografii na 24 września z całego świata (25 nizin, 18 wyżyn, 36 pasm górskich, 21 pustyń) i z historii powtórkę z gimnazjum, bo w pierwszej klasie nie miałam historii. Z historii się meeega cieszę ^^

NMBZW!

niedziela, 2 września 2018

Rozdział 213


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu zygerriańskiego, Kiros]
       Obi-Wan przybył szybciej niż się spodziewali. Do tamtego momentu nic nie wskazywało na to, żeby Zygerrianie mieli zaatakować ich posterunek. Najwyraźniej czekali na trzeciego Jedi, aby się lepiej zabawić. Mimo wszystko, to nie było zdrowe, bo WAR nie miało co do tamtego czasu robić. Nie żeby pomoc zniewolonym - których uwolnili, oczywiście - ich nie satysfakcjonowała, no, ale przybyli tu walczyć i rozwalić okrutne rządy na tejże planecie.
       - Zajmę się miastem na wschodzie, wy bierzecie zachód - postanowili ostatecznie.
       - Mistrzu Kenobi, zachód jest bardziej strzeżony - zauważyła Ahsoka.
       - Was jest dwoje, ja jeden. Do tego będę chronić stolicy jednocześnie - odpowiedział najstarszy.
      - Po prostu ma za stare kości i nie może się przemęczyć. Brudna robota jak zwykle przypada nam - dopowiedział Anakin.
       - Dokładnie tak. Żebyś wiedział - droczył się z nim były mentor.
      - Wyruszamy - zarządził Skywalker. - Kapitanie Appo, zbieraj ludzi i kanonierki. Wyślijcie prośbę o wsparcie powietrzne. Przyda nam się na sto procent. Dwie eskadry.
       - Wszyscy przygotowani, czekamy na pańskie rozkazy - poinformował żołnierz.
       - Doskonale. W drogę - nakazała togrutanka.
       Szli ramię w ramię w stronę jednej z grup przydzielonej do danej kanonierki. Nie stracili zbyt wielu żołnierzy - wprawdzie dziesięciu - jak na wcześniejsze oszacowania, dlatego humor wszystkim dopisywał. Fakt, nikt nie zwróci życia poległym, ale to naprawdę niewielu, jak na żywych przeciwników. Są pozytywy i negatywy - zawsze były, bo takie są realia. We wszystkich aspektach, w każdej sekundzie należało dostrzec plusy oraz minusy. Obiektywizm, to dar, na który niewielu stać, więc należy się nim kierować częściej niż raz na jakiś czas lub gdy sytuacja akurat tego wymaga.
      Uwielbiał ten dreszczyk emocji, kiedy kanonierka wzbijała się w górę. Choć czasem przyprawiało go o mdłości ze względu na niepewny wynik starcia, to zawsze próbował jakoś się zachęcić. Przecież walczył w imię dobra... jego dobra... dobra, którego przyjęła Republika. W każdym razie, zawsze szedł jako obrońca pokoju. To trochę dziwne, bo powinien siedzieć, a nie być częścią wojny. Lecz jak ma zapewnić pokój, jak nie tym, że powstrzyma osoby ze sprzecznymi - według Republiki, oczywiście - ideami ograniczającą wolność oraz wyznającą niemądry sposób rządzenia. Choć, czy w wojnach klonów, Separatyści naprawdę mieli dobre powody? Przecież to tylko gra Palpatine'a, a tak naprawdę chcieli w miarę pokojowo żyć na swoich warunkach. Ale ostatecznie zechcieli się posłużyć armią, hegemonia i te sprawy, aż w końcu znaleźliśmy się tu! W odwecie zygerriańskim. Przez jeden, durny plan byłego Kanclerza jego obiecanki cacanki. Przez jedną obronę Kiros w trakcie wojen klonów. Idiotyczne, prawda?
       - Wolałam szczęk blach oraz charakterystyczny dźwięk wbijanego pocisku droida. A przecięcie mieczem świetlnym? Miód dla uszu - odezwała się nagle Ahsoka.
      - Na pewno to lepsze niż ostatni gardłowy krzyk, który jest oznaką tego, że zabijamy żywe osoby- zgodził się z padawanką.
       - Nie są nieuzbrojeni i atakują nas. Nie jest aż tak źle, mistrzu - uspokoiła go.
       - Ale jest coraz trudniej - uświadomił ją.
      - Czy widzisz jakieś zalety końca tego? Widzisz jakikolwiek koniec? Jest jakiś czuły punkt? - zastanowiła się Tano.
     - Nie. Są dwa cele zygerrian: niewolnictwo i wybicie Jedi za zemstę i rozbój poprzedniego imperium. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie znamy poszczególnych osób kierujących tym. Nie ma jakieś osoby, która by się ukrywała. Wątpię, że w ogóle się ukrywa. Nie potrafimy znaleźć jednostki niewyróżniającej się zupełnie niczym na tle innych. To bardziej uwłaczające niż poznanie antagonisty wojen klonów - zastanawiał się głośno.
       - Czyli to nigdy nie będzie mieć końca?
       Skywalker zamyślił się bardziej niż powinien. Dobrze, że potrafił się oderwać od tego w porę, aby nie ocknąć się dopiero, kiedy otworzą się wrota kanonierki. W każdym razie, Tano zadała bardzo trafne pytanie. Co zostanie końcem całego konfliktu? Jak coś bez sensu, może skończyć się z sensem? Wszystko w tamtym czasie było bez sensu. Nawet to, że żył też nie miało sensu. No bo kim on jest? Jedi na posyłki w wojnie? Czy ktokolwiek dostawał za to profity? Charytatywnie się udzielał, a prawda jest taka, że nawet czas z rodziną mu zabierano. Nic mu nie dawano. Parę chwil wolnego i co? To tyle? Nie zapomnijmy o cudownych wakacjach - całe trzy lata atrakcji. Niektórzy piszą pamiętniki, aby utrwalić wspomnienia, jemu zapewnią to blizny spowodowane tą rozrywką. O Aayli nie wspominając. O ile z sytuacji Anakina da się jeszcze jako tako pożartować, tak o przeżyciach tej Twi'lekanki raczej nikt się odważy.
       To właśnie niewiele z tego, co daje im bycie Jedi. Czym jest w ogóle ich Zakon? Naborem do wojska czy kształcenie wrażliwych na Moc, co by się tylko nie powybijali i służyli tym innym. Ale gdzie? Na polu bitwy, gdzie cięli mieczem świetlnym co popadnie? Po co im w ogóle miecz świetlny skoro są obrońcami pokoju? Powinni być neutralni albo nosić przy sobie broń ogłuszającą, a mają w posiadaniu coś, czemu żadnych blaster nie da rady. A mimo to, nadal trwają. Przestrzegając kodeksu, zasad. W imię dobra.
       Jakiego dobra?
       Wolności.
       Czyjej wolności?
       - Koniec nadejdzie wraz z końcem Jedi.
_________________________________________
Pięć komentarzy albo nie wstawiam. Budzimy się XD

NMBZW!