niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 106


                                                            ~~Ahsoka~~

    Jej ciało ogarnął chłód.
   Była Togrutanką, dlatego każdy kto ją dotknie poczuje tylko zimną skórę, ale nie o to tym razem chodziło. Nie dosłownie, nie z powodu jej rasy, ale ze strachu. Był to jeden z niewielu momentów  w jej życiu, kiedy odczuwała coś, czego Jedi czuć nie mógł. W tamtej chwili miała ku temu powody powody. Zresztą każdy ma jakieś powody do strachu. A jej?
   Sama nie umiała określić. W jej głowie była istna kumulacja tych wszystkich obaw, a z każdą chwilą przychodziły nowe, co wcale nie pomagało.
   Na przykład w chwili, kiedy zetknęła się z nową grupą droidów. Większą niż reszta, którą spotkała między murami zamku. W tamtym momencie przypomniała sobie o Ashli i Katooni. Było jej wstyd, że powróciły do jej myśli dopiero po paru dniach, a powinna to robić częściej. Nigdy nie zdarzyło jej się zapomnieć o kimś na więcej niż jeden dzień, aż wreszcie musiało to nastać.  Niezbyt zabawna sytuacja. Mogłaby usprawiedliwić się tym, że bitwa sprawiła, iż nie dała rady o nich myśleć. Zresztą: nie tylko o nich. Nie potrafiła wytłumaczyć się czymś, co było kłamstwem.
   Nagle jej prawego ramienia dotknęło jakieś tworzywo sztuczne, objęło je mniejszymi częściami, a następnie pociągnęło za jeden z filarów. Wtedy zauważyła wystrzelone lasery lecące przez miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej się znajdowała. Osoba, która ocaliła jej życie, to Fives. Jej rozkojarzenie nie tylko o mało ją nie uśmierciło, ale możliwe, że nawet i jego. W końcu on wyrwał się jej na pomoc.
   - Dziękuję. - powiedziała patrząc na niego dużymi, niebieskimi oczami, po czym dodała. - Przepraszam.
   Żołnierz przez BARDZO KRÓTKĄ chwilę zastanawiał się nad jej słowami, po czym odpowiedział:
   - Nie ma sprawy, Komandorze.
   Rex czasami nazywał ją "Młoda". Na początku tak do niej mawiał, ale gdy tylko zyskała stopień komandora - zaprzestał. Wiedział, że wtedy przydomek byłby nie na miejscu, dlatego wołał tak na nią kiedy znajdowali się na przykład; w koszarach WAR. Przyzwyczaiła się do tego i wcale nie miałaby za złe gdyby nadal ją tak przezywał. Po prostu istniał jeden problem - inni. Fives może również by tak do niej mówił, w innych okolicznościach, ale prawdopodobnie mu to przeszkadzało. Była Jedi, jego dowódcą, ale liczył się również wiek. Pozwoliła im mówić do siebie "Ahsoka", a Kapitan z Coric'iem to podłapali i tak zostało do teraz tylko w mniejszym stopniu. Co do Anakina... nawet gdyby pozwolił sobie mawiać do siebie na "ty" - żaden klon by nie skorzystał. Z Obi-Wanem była równie podobna sytuacja. Dwojga Jedi darzono zbyt wielkim szacunkiem. Zwłaszcza za to, jak dobrze traktowali żołnierzy. Wątpiono w to, że mogli by wykonać Rozkaz 66 na tych dwoje... troje.
   Dziewczyna wybiegła zza kolumny i rozcięła kolejne droidy.

                                 ~~Padme Amidala~~

   Zatrzymały się w miejscu, gdzie zamiast ziemi porośniętej trawą zaczynały się duże kafle bruku. Kobieta zaczęła przypatrywać się im, a po chwili przyklękła ostrożnie przy jednym z nich.
   - Pani, wszystko w porządku? - spytała po raz kolejny Barolianka. Sądziła, że stało się coś nie tak, że polityk ma jakieś skurcze.
   - Nie. Jest dobrze. - odparła senator przykładając palec przy szczelinie między jednym, a drugim kaflem. - Jest. - szepnęła. - Czy mogłybyście to podnieść?
   - Po co? - zdziwiła się Wysy, a w odpowiedzi dostała tylko miły uśmiech. Spełniła polecenie wyciągając dłoń i używając Mocy. Następnie pojawiła się dziura.
   - Co to? - Ekria była zupełnie zbita z tropu.
   Po metalowej drabince zeszła najpierw Padme, a za nią Ekria oraz Wysy. Zanim stopy Amidali dotknęły powierzchni, mroczny tunel rozjaśnił się przez lampy przywieszone do ścian co dziesięć metrów. Padawanki Jedi, nadal zmieszane, stanęły na podsłodze. Tunele i oświetlenie lamp nie wyglądały staro, lecz jakby stworzone mniej niż dziesięć lat temu. Ściany były równe i grafitowe, zaś podłoga, nadal nie równa.
   - Jak...? - nie mogła dokładniej się wyrazić Wysy, zaczynając iść za Padme.
   - Każda królowa Naboo powinna zostawić pamiątkę, którą jest dobudowana komnata. Ja swoją postanowiłam zacząć budować w najniższym poziomie pałacu. Jest ona tak jakby spiżarnią, która ma służyć podczas okupacji planety lub na co dzień mieszkańcom, którym coś brakuje, a tutaj tacy są. Kazałam je zrobić by można było się poruszać dochodząc do paru dużych pomieszczeń, gdzie mają się zmieścić mieszkańcy. Są ukryte miejsca w Theed. Wiedziałam, że Federacja będzie się chciała zemścić. Gdy zaczęły się zamachy na mnie, nie bałam się umrzeć. Wiedziałam, że uchronią się tutaj, bo w pałacu nie jest też łatwo znaleźć wejścia do spiżarni. Witajcie w mojej komnacie.
   - Bardzo pomysłowe. - skomentowała z podziwem Ekria podążając dalej przed siebie. - Gdzie zmierzamy? Jeśli mogę wiedzieć
   - Do najbliższego punktu w mieście, gdzie są jeńcy. Dacie radę pokonać parę droidów. Zabierzemy mieszkańców ze sobą i damy do wyznaczonego pomieszczenia. Służki przyniosą jedzenie.
   - Skąd wiesz gdzie iść? - zaciekawiła się różowowłosa.
   - Do każdej budowli są potrzebni ludzie. Wynajęłam tylko dwudziestu. Najpierw pomogli zrobić spiżarnie, a później wraz ze mną i paroma żołnierzami na zmianach robiliśmy tunele. Tak, jak też pomagałam. Nie śpieszyło nam się. Nie męczyli się. Budowaliśmy tunele przez pięć lat. Nie sądziłam, że będę zatrzymana na drugiej kadencji. Chciałam powierzyć to zadanie następnej królowej, ale jednak mogłam to skończyć tak, jak zaplanowałam. Z pałacu tylko ja pamiętam wszystkie drogi. Jeżeli ja nie będę pomocna w tej sprawie, wtedy inne królowe będą musiały zapamiętać mapkę. - ostatnie słowa wypowiedziała z lekkim rozbawieniem.
   - Apailana nic nie wie?
   - Nie. Nie było potrzeby jej mówić. Teraz każdy pozna tę tajemnicę, a później uzbroimy te drogi. Jeżeli każdy będzie wiedział, to to przestanie być bezpieczne. Dotrze to wszystko do wrogów, chyba, że Moc będzie nam sprzyjać i ta informacja nie wpadnie w niepowołane ręce, ale w to bardzo wątpię.
   Kolejne lampy się rozświetlały, a ominięte gasły. Było trochę mrocznie, ale bardzo bezpiecznie.
   - Już wiem co miałaś na myśli kiedy tak bardzo przepowiadałaś swoje zaangażowanie.

                                                       ~~Tarkin~~

   Obserwował całe zajście w pałacu. Był bezpieczny w oknach budynku. Nikt go nie widział, a on przyglądał się wszystkiemu z kamienną twarzą. Nie dało się dowiedzieć czy jest przerażony tym co się dzieje, czy może taki był ich plan. Druga wersja była możliwa. Palpatine planował i do tej pory większość rzeczy szło po jego myśli. Separatyści oddali się w jego ręce ślepo wierząc w to co robił. Nikt nie wierzy w siły Republiki, mimo że informacja o szybkiej odbudowy rządu już dawno do nich dotarła. Nie obawiali się niczego, bo byli przekonani, że Palpatine szybko temu zaradzi i nie pozwoli dalej rozwijać się Republice. Zrealizuje swoje plany o zabiciu Jedi, które przez Ventress się nie udało.
   Klony...
   Nie miał do nich zbytnio szacunku. Przywiązali się do Jedi, zaprzyjaźnili się i niektórzy nawet nie umieliby oddać strzału by ich zabić. Pozostali wierni Republice i Jedi, którzy nagle stali się tacy dobrzy. Ideologia tego wszystkiego jest bardzo prosta, ale rozbudowana w słowa.
   Zawsze w konflikcie są spory. Każda z nich uważa się za dobrą, a tą drugą gardzi i uważają ich za złych. W tym konflikcie tylko jedna połowa z jeden ze stron nie gardziła tą drugą. Przyznała się, że została przyćmiona zbyt wielkim złem, ale obiecała poprawę bo wszystko co robili, było dla Republiki. Bronili jej, chociaż nie tak, jak kiedyś i przyznali, że niezbyt dobre wyjście. Przeprosili, obywatele zaczęli powoli wybaczać, a później coraz to szybciej po tym, jak sprzątali ich rząd.
   Ale ta druga strona...
   Ta druga strona nadal upada, ale ma swoje plany, którymi zamierza pokrzyżować poczynania swoich wrogów.
   Tarkin w pewnym momencie wreszcie wykonał jakiś ruch twarzą.
   Zagościł na niej chytry uśmieszek.
______________________________________
DZIEŃ DOBRY!
Pożegnałam was w pierwszą niedzielę, witam was w ostatnią! :D
Przyznam się bez bicia: pogubiłam się przez te wakacje. Muszę zakończyć parę wątków, które otworzyłam, bo inaczej zgubię się jeszcze bardziej, niczym w labiryncie. Zwłaszcza, że zamiast pisać nn wzięłam się za one-shota... w te wakacje zdałam sobie również sprawę, jak bardzo się zleniłam. Mam nadzieję, że uda mi się to ogarnąć w klasie, która jest podobno najtrudniejsza, jak i z tym, że z własnej woli idę na olimpiadę, bo wreszcie chcę coś osiągnąć xD
Mam nadzieję, że każdy spędził swoje wakacje jak najlepiej. O sobie tego nie powiem. Lipiec był przykry, a sierpień dupy nie urywa :/ Jedynie co uratowało te wakacje to... spotkanie na żywo Idki/Melonika/Miry/Jawy Naprawdę, polecam wam to uczucie spotkać osobę z neta na żywo, która jest prawdziwa i która w jakimś stopniu jest dla was ważna. Przez to wydarzenie zdałam sobie sprawę z tego, że co dwa lata następuje w moim życiu wydarzenie, które je po prostu zmienia. Dwa lata temu były aż dwa, w tym roku jeden, a za dwa lata również będą dwa, na pewno jeden, do drugiego mam nadzieję :)
Jak zwykle zmienia się u mnie w wakacje coś dotyczącego pisania.
Co do ogarniania blogów, to się dziś zabieram za Karsy i za nowy Ashary i ogólnie muszę jeszcze przygotować coś prywatnego i musi to być dzisiaj >.<
Chciałabym wam życzyć, żeby te 10 miesięcy koszmaru minęło jak z bicza strzelił, dobrych ocen, uśmiechu mimo wszystko i jak najmniej zadań i w ogóle tych pierdół szkolnych.
Dedykacja dla wszystkich na umilenie <3

NMBZW!

czwartek, 6 sierpnia 2015

One-Shot "Wypełnienie Przeszłości"

O czym będzie to opowiadanie?
Hmmm... dowiecie się! :P Trochę będzie przypominać motyw "Sotkanie z Nadziei", a także z książką "Zjawa z Tatooine". Co do czasu - ujawni się w trakcie opowiadania pewną informacją ;)
W tym opowiadaniu nie ma Ahsoki, nigdzie nie będzie wspomniana. Nie pytajcie mnie co z nią, bo sama nie wiem. Nie było jej w pomyśle, nie jest tu potrzebna, więc jest zupełnie (choć przykro mi to mówić) zbędna c:
Uwaga! 
Kiwi pisze...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
     [Dwa lata po bitwie o Geonosis]
    Powiadają, że zemsta jest słodka. Nie dla wszystkich. Osoba, która to planuje czuje się niebo wzięta, natomiast druga - wręcz przeciwnie. Niekiedy obydwie zemsty działają w tej samej chwili, a czasem zdarza się tak, że płynie to od tego samego.
   Każdy miał jakieś szalone pomysły, a szczególnie członkowie rady Separatystów, którzy postanowili zaatakować dwie planety dokładnie w tym samym czasie: Naboo i Tatooine. Planetą Gunganów i Kanclerza Palpatine kazał zająć Nute Gunray, a piaszczystą kryjówkę wielu zbirów galaktyki postanowił  najechać Dooku. Obydwoje kierowali się rządzą zemsty. Wymyślili dziwny plan, który miał przede wszystkim zaszkodzić Naboo.
    - Proponuję wypuścić Łowców Nagród, których złapiemy na planecie. - powiedział Neimoidianin. - Pokażemy im gdzie są różne skarbce. Jakąś część nam oczywiście oddadzą.
   - Ciekawe jak ich do tego zmusisz. - powiedziała kpiąco w swoim języku Shu Mai.
   - Oto już się nie martw, moja droga. Nie wtrącaj się lepiej. - poradził jej.
   - Bez sprzeczek, przyjaciele. - uspokoił Dooku. - Wszystko musi być idealne i w jak najkrótszym czasie. Nie możemy sobie przerywać czasu na wasze kłótnie i moje upomnienia
   - Chciałbym zaznaczyć, że powinniśmy nauczyć tej pani kultury. Najlepiej takiej, która wpoi jej, żeby nie wtrącała się w sprawy, w których nie bierze udział i nie ma prawa się odezwać. - dodał v-ce król z wściekłością.
    - Każdy może się odezwać. Nie robimy z siebie ważniaków. - skarcił Hrabia. - Ostrzegam was po raz ostatni, że jeżeli znowu będziecie się sprzeczać, to nie ręczę za siebie.
   - Hrabio... - spróbował dodać coś jeszcze w tej sprawie v-ce król, ale Dooku wyczuwając to, natychmiast przerwał krótkim:
    - Nie!

**********

    Dzień, jak co dzień. Ratował galaktykę, był Rycerzem Jedi, Anakinem Skywalkerem, Bohaterem Republiki. Wraz z wieloma Jedi, strażnikami Republiki, walczył u boku żołnierzy-klonów przeciwko Separatystom. Niestety ta wojna sprawiła, że Jedi stracili dobre imię. Czy uda im się je przywrócić?
    Rzadko sypiał w kajucie, jak i w swoim pokoju w Świątyni. Odkąd żyje w związku małżeńskim z panią Senator, Padme Amidalą, zazwyczaj spędzał noce w jej mieszkaniu przytulając ją do siebie. Gdy zasypiał w innym miejscu, miał nadzieję, że obok niego pojawi się jego żona i zaśnie przy niej, a rankiem, kiedy się wybudził, zobaczy ją obok siebie. Jeżeli będzie sytuacja, że rano nie jest już w niego wtulona, to ponownie weźmie ją w ramiona.
    Tego dnia, śpiąc na pryczy po prawej - od wejścia - stronie, wybudzając się miał wrażenie, że w nocy po prostu obrócił się na lewy bok. Z tego powodu, odwrócił się na prawy, by znów przytulić swoją żonę, której niestety tam nie było. Próbował ją znaleźć machając ręką i przysuwając się, gdyby była za daleko, przez co po chwili spadł na podłogę.
    - Stang. - zaklął. Miał ochotę... śmiać się? Płakać? Rzucić czymś o ścianę z powodu tego, że znowu marzył o nierealnych rzeczach podczas misji?
    Otworzył oczy i rozejrzał się po kajucie, ale nie było tam nikogo prócz niego.
    Odetchnął z ulgą.
   Obi-Wan nie widział jego upadku i nie będzie musiał słuchać zbędnych, dla niego, pytań oraz ominie go tłumaczenie całego zajścia, w którym znowu będzie musiał albo po raz kolejny okłamać Mistrza, albo jąkać się jak głupi.
    Wstał i od razu stwierdził, że jest już całkowicie przytomny i ogarnia co w okół niego się dzieje. 
   Poszedł w stronę mostka licząc na spokojną pogawędkę z Mistrzem albo Rexem, ale to, co zobaczył, zdecydowanie nie były uwzględnione w jego planie. Kompletny rozgardiasz, wrzaski, rozkazy, wojskowi biegali w te i we wte.
    - Co się tu stało? - zapytał byłego mentora, gdy udało mu się przedrzeć.
    - Naboo i Tatooine. - odparł szybko Kenobi.
    - Chyba sobie żartujesz! - oskarżył Mistrza.
    - A czy ja wyglądam jakbym żartował?
    - Ale za to bardzo dobrze udajesz. - przypomniał Anakin.
    - Teraz nie udaję! Lecimy na Naboo. Wiem, że chciałeś odpocząć, ja też, ale takie rozkazy.
    Skywalkerowi jakoś smutno z tego powodu nie było. Doskonale wiedział, że zastanie tam Padme, więc nie będzie czuł wyrzutów sumienia, że wróci później niż w ostatnich godzinach planował.
    Z jakiegoś powodu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem. Tatooine zaatakowana przez Separatystów? Ma pomagać okrutnej przeszłości? Dla niego to jakiś śmieszny, nierealny sen. Jego wesoła pobudka była wytworem jego wyobraźni. Nadal spał.
   - A Tobie co tak wesoło? - zdziwił się Kenobi.
   - Bo chce się obudzić z tego paranoicznego snu. - młodszy Rycerz Jedi śmiał się co raz głośniej.
   - Ucisz się. - poprosił groźnym tonem starszy. -To nie sen.
  - Błagam, nie Tatooine. Drwicie sobie ze mnie czy jak?
   - Anakinie, nie! - Obi-Wan chwycił go za ramiona i potrząsnął nim. - To jest prawda! Rozumiesz? Nikt sobie z Ciebie nie drwi! Musisz sobie jakoś poradzić z przeszłością w takiej postaci. Przykro mi, że los plata Ci takie figle.
   - Ty, nie jesteś niczego świadomy. - odparł.
    Naprawdę tylko Padme mogła go wesprzeć bo powiedział jej co zrobił, ona jedyna wiedziała co się stało, co go gryzie, z czym musi sobie poradzić.
**********
    Słońce wyłaniało się zza horyzontu, powoli budząc się ze snu i wchodząc na swoją zmianę zastępując księżyc.
    Na Naboo dopiero nastał nowy dzień, który miał być normalny; zwyczajny, ale w tych czasach przypadki chodzą po planetach. Parę dni wcześniej Separatyści, bez ostrzeżenia, zajęli planetę i wysadzili na jej powierzchni wiele osobników, różnych ras, zakutych w kajdany. Pochodzili oni z Tatooine. Zostali wmieszani w lud  Naboo więżąc ich w obozach. Pałac został zajęty, ale królowa nadal tam została wraz ze świtą. Lecz nikt poza murami budowli nie wiedział co się tam dzieje...
    Padme Amidala, wpływowa Senator w Senacie Galaktycznym i potajemnie żona Bohatera Republiki, Anakina Skywalkera, przylatując na Naboo miała nadzieję na odpoczynek w gronie rodziny daleko od wszystkich kryzysów, korupcji, wojny. Z ostatnim punktem niewiele się udało - nawet w ojczyźnie znalazła byłą królową. Miało to jakieś plusy: droidy, o dziwo, nie rozpoznały jej i nie zaprowadzili ją w inne miejsce, jak na przykład; do pałacu, czego zdecydowanie żałowała. Nie miała pojęcia co zrobili z królową, jakie - prawdopodobnie - warunki jej stawiali. Przez tę niewiedzę, strach zżerał ją od środka.
  Co powie Anakinowi, gdy wróci, a jej nie będzie?Oczywiście, pewnie dostanie jakieś powiadomienie o ataku na jej rodzinną planetę, ale skąd mogła mieć pojęcie kiedy je otrzyma.
    - Amidala. Senator Amidala. - zwrócił się do nich droid.
  Była pewna, na sto procent, że ją znaleźli. Jej spokój minął. Czekało jej jeszcze większe niebezpieczeństwo niż wcześniej.
  Wstała z twarzą niewyrażającą żadnych uczuć. Tyle przeszła, nadal żyła, nie bała się. I tak wcześniej czy później. Każdego czeka śmierć. A ona się jej nie obawiała. Umierała każdego dnia, od jednego momentu...
    - Pójdziesz z nami. - rozkazał.
   - Przecież wiem. - mruknęła poirytowana. Uśmiechnęła się do siostry. Nie chciała aby się o nią martwili. To zbędne, za dużo niebezpiecznych przygód przeżyła, żeby obawiać się kogokolwiek z Separatystów, nawet jeśli był to v-ce król, który tuż przed Wojnami Klonów przygotował dla niej specjalne zamachy, z czego, ku jego oburzeniu, wyszła cało.
    Prowadzili ją przez labirynt ulic. Mimo ataku z zaskoczenia nic nie ucierpiało. Wzdłuż płotów ciągnęły się zadbane, zielone żywopłoty. Kwiaty rozpylały wokół swą woń. Taki piękny dzień, które na Naboo były normalnością i nigdy się nie nudziły, a im przyszło być więzionym i atakowanym.
   Pani Senator zauważyła, że idą drogą, którą najszybciej można było dostać się do pałacu. Dokładnie ją pamiętała i w duszy była trochę radosna. Wreszcie będzie mogła przestać zastanawiać się nad sytuacją w wewnątrz pałacu. Czy królowa nadal żyje.
   Gdy weszła do sali tronowej kompletnie ją zamurowało. Zobaczyła tam Grievousa. Nie spodziewała się go, zwłaszcza po tym, jak wraz z Gunganami uwięziła go i upokorzyła.
     - Droga Pani Senator, mamy do omówienia pewną sprawę. - powitał ją.
     - Słucham. - odpowiedziała miło.
    - Gdzie pani schowała swój komunikator, którym pani wezwała Republikę mimo zablokowania wszystkich połączeń?
     - Są tu? - zdziwiła się
     - Gdzie? Było wszystko dopilnowane. Jak zwykle popsułaś wszystko. Pytam ostatni raz: gdzie? 
     - To nie ja. Oddałam wszystkie urządzenia, które miałam ze sobą.
     - Widocznie nie wszystkie.
  Generał odwrócił się i jej oczom ukazała się znajoma postać. Clovis.
    - Radzę Ci mówić szybciej.
    Chytry uśmiech byłego kochanka przekonał ją, iż to on zorganizował to wszystko. Ale... to było dziwne. Chciał się zemścić czy potajemnie się zrehabilitować Republice mimo roli wtyczki?
    - To nie ja, ale...
    - Dość! To Ty! Łżesz! Zabrać ją! Za karę wyciągniemy z Ciebie informacje brutalnym sposobem. Gdyby nie Twój upór, rozmawialibyśmy spokojnie, bez żadnych krzywd. Pamiętaj, że sama sobie sprawiłaś ból.
*********
    - Jeden z naszych komandosów, zdobył listę wszystkich mieszkańców Tatooine, które należą do Jabby, ale przez Separatystów nie mogliśmy od tak sobie o nią poprosić. - przedstawiał dalej swój plan Obi-Wan. - Trzeba będzie ich przegrupować tak, aby byli mieszkańcami miast lub wiedli życie w ich okolicach. Ja i Anakin zajmiemy się Mos Eisley oraz Mos Espą. Prawdopodobnie Separatyści planują dla nich coś specjalnego.
   Anakin miał ochotę otworzyć usta i wytrzeszczyć oczy. Nie mógł uwierzyć w co go wpakowano. Jeszcze te dwa miasta... wyczuwał spisek przeciwko niemu. Jakby specjalnie chcieli, by zmierzył się dawnymi czasami, on natomiast  wręcz przeciwnie. Nie to, że się bał, i tym podobne, tylko nie chciał wracać. To, co się stało po śmierci matki... nie umiał wygrać z czymś co jest niewidoczne. Starał się, ale to, nawet dla Anakina Skywalkera, zbyt wiele.
   - Stang! - Nie wytrzymał i uderzył pięścią w odpowiednie miejsce panelu, dzięki czemu nic nie zepsuł. - Za co?
   - Generale, nie chcę być niemiły, ale wydaje mi się, że to pytanie powinien pan zadać Separańcom. - wtrącił Rex, Kapitan 501 Legionu, który często towarzyszył Wybrańcowi na wojnie.
   - To jest bardziej zagmatwane. - powiedział Kenobi.
   - Rozumiem. - odparł z szacunkiem żołnierz.
   - Gdzie są? - zapytał Skywalker.
   - Są przesiedlani. Zwiadowcy nadal obserwują. - poinformował były mentor.
   - Trzeba poinformować Gunganów. - zauważył Cody.
   - Ja to zrobię. Spotkałem parę razy Bossa Lyonie. Będzie lepiej jak spotka zaufaną osobę.
   - Anakinie... - zaczął starszy, ale młodszy od razu mu przerwał.
   - No, czyli decyzja podjęta.
    I ruszył w swoją stronę, a reszta została.
   - Co mu się stało? - zdziwił się Rex.
   - Przeszłość. - przypomniał Kenobi.
    Rex miał ochotę pacnąć się w czoło. Zapomniał o informacji, która mówiła o przeszłości Generała. Być może zapomniał o niej dlatego, że nie zamierzał tego rozpowiadać na prawo i lewo. Bez względu na to, jaki okrutny rozkaz będzie musiał wykonać nie zamierzał skrzywdzić osoby, której ufał. Anakin dbał o swoich żołnierzy. Wśród klonów krążyły opowieści o Kalu Skiracie. Rex zdecydowanie twierdził, że ta dwójka, to najlepsi ludzie w galaktyce. Tylko oni umieją tak oddać się swoim kompanom.
    - Zaczniemy się zbierać. - postanowił i zmierzył ku hangarowi.
**********
    Gdziekolwiek w mieście by nie poszli, słyszał o Wojnie, ale nigdy nie sądził, że ta okrutna rzeź dotrze do takiej planety jak Tatooine. Niektórzy z więźniów twierdzili, że ma to coś wspólnego z Jabbą, który z Separatystami naraził się na wzajemny gniew i, że wydarzenie zaczynające ten cały spór miało miejsce dwa lata wcześniej.
    Owen Lars, farmer wilgoci na obrzeżach miasta Mos Eisley, nie chciał się mieszać w żadne konflikty; był spokojnym człowiekiem; ale nie oznaczało to, że nie chciał być bezpieczny. Pragnął prowadzić spokojne życie w gronie i miłości rodziny. Nie sądził, że szybko zapomni o tym wydarzeniu, zwłaszcza wtedy, kiedy będzie ono długo trwać.
    Nie znajdowali się w dogodnych warunkach. Cały czas byli pod presją, że podejdzie do nich osobnik groźnej rasy i będzie tak głodny, że będą musieli mu oddać swój jedyny posiłek, a oni sami, niechętnie, przejdą na dietę.
    Z żoną i innymi mieszkańcami Mos Eisley zostali  zmieszani z obywatelami Mos Espy. Owen przez długi czas nie mógł znaleźć nikogo znajomego, ale w końcu mu się udało. W jednym miejscu siedziała piątka nastolatków wraz ze starszą kobietą. Młodych pamiętał ze ślubu ojca i macochy, a starsza kobieta... to widocznie musiała być Jira, starsza kobieta, której Anakin pomagał, gdy Jedi jeszcze go nie zabrali. "Matka" często opowiadała o Jirze, ale nie sądzili, że tyle lat przeżyje.
    Odruchowo dotknął kieszeni.
    Nadal je miał. 
    Z ulgą wypuścił powietrze z płuc.
  Usłyszał kobiece krzyki, po czym odszukał źródło  cierpiącego wrzasku. Kasztanowe włosy kobiety były rozczochrane, piękna sukienka, pewnie przez wyszarpywanie się, nadawała się na szmaty.
  Nie miał pojęcia za co na to zasłużyła, ale wychodziło na to, że nawet jeszcze z nią nie zaczęli.
    "Więźniarka" - jeżeli można było ją tak nazwać - podniosła głowę i ukazała się jej twarz.
    To była Padme!
**********
    Zdecydowanie wolał już iść do Gunganów, ale miał świadomość, że tak czy siak będzie musiał pomóc Obi-Wanowi, chyba że sprawa z wodną rasą się przedłuży - wtedy on niewiele będzie mieszał się do zadania, które mu powierzono, o co się zresztą modlił. Nie sądził, że kiedykolwiek odmówi takiej służby, a zamiast tego zechce zostać chłopcem na posyłki, co zawsze przeklinał.
    Wyleciał z hangaru swoim myśliwcem Delta 7 i skierował się w stronę lasu znajdującego się niedaleko jeziora, gdzie ukrywali się Gunganie w mieście Otoh Gunga. Potrzebny mu był Jar Jar, ale  nie mógł się z kontaktować ze swoim niezdarnym przyjacielem. Miał nadzieję, że nie uciekli jeszcze do świętego miejsca. Nie miał zamiaru szukać ich po całym lesie, nie pamiętał drogi, którą podążał dwanaście lat wcześniej i nie zwracał na nią uwagi.
    Moc zdecydowanie towarzyszyła w tamtym momencie Skywalkerowi. Gunganie dopiero co  wychodzili z naturalnego zbiornika wody.
    Wylądował jak najszybciej, pozostawił statek pod opieką R2 i pobiegł w stronę Jar Jara i bossa Lyonie
    - Wasza wysokość. - ukłonił się z szacunkiem Jedi.
   - Generale Jedi. - zwrócił się do niego wódz Gunganów.
   - Przybyłem z pomocą i mam nadzieję, że Twoja armia ponownie zjednoczy się z WAR w obronie Naboo. - powiedział Rycerz Jedi.
   - Dlatego nasza czekać na wasza z niecierpliwością. - poinformował go Lyonie. - Jednak nasza musi się bezpiecznie ukryć i zabrać to, co dla nasza ważne. 
    - Oczywiście. Pomogę wam. -zaoferował.
    W duchu wręcz skakał z radości.
**********
  - Królowo! - krzyknęła na widok władczyni wchodząc do sali tronowej.
  - Pani Senator! - odpowiedział jej radosnym tonem v-ce król Federacji Handlowej. - Jak się cieszę, że obdarzyła nas pani swoją obecnością! 
   - V-ce królu, skąd ta uprzejmość? - zapytała z ironią.
  - Ale chyba nie będziemy się, teraz, niepotrzebnie sprzeczać? Grievous podejrzewa swoje. - Machnął lekceważąco ręką. - Ukaranie Twojej osoby należy do moich przyjemności. Nie będziesz cierpieć tylko za to przeszkodzenie, ale też z powodu przeszłości. Skoro mam już Cię nareszcie w swoich sidłach, mogę zacząć działać, prawda? Przygotowałem dla Ciebie niespodziankę i to nie jedną. Clovis, - zwrócił się do swojego pomagiera - zaprowadź panią Senator, gdzie trzeba.
    - Oczywiście. - zgodził się i wypełnił polecenie.
    Padme myślała, że zwróci swój niewielki posiłek , kiedy usłyszała jego głos. Nienawidziła tego człowieka.
    - Jesteś z siebie zadowolony?! - wybuchła, gdy znaleźli się w korytarzu.
    - Nie wiedziałem nic o tobie. - odparł spokojnie.
    - I na to pozwalasz? Czyli nic do mnie nie czujesz? - Kobieta chciała dodać, że ją to raduje, ale on nie dał jej skończyć.
    Odwrócił się gwałtownie po tym, jak jego była kochanka wypowiedziała drugie pytanie.
    - Moje uczucia do Ciebie nigdy się nie zmieniły! - zaprzeczył.
   Zbliżył się do niej, dotknął jej szyi obiema dłońmi. Tak bardzo chciał ją pocałować!
    - Zostaw mnie... - rozkazała groźnym tonem.
   - Nie mam jak Cię uratować i nie jestem tu po to. Mam swoje sprawy do załatwienia i nie dotyczą one Ciebie. Kocham Cię, ale nie ma już dla Ciebie ratunku. Przykro mi, najdroższa.
   Poczuła coś na szyi i miała nadzieję, że to wiatr wkradający się przez małą dziurę w oknie, którą zobaczyła patrząc w jakąkolwiek stronę, byle nie w jego oczy.
    Zbliżył się bardziej.
    - Odejdź ode mnie! Wolę umrzeć niż być dotykana przez Ciebie!
    - Przykro mi, że to mówisz.
    - A mi wcale.
    Zaprowadził ją do znajomych drzwi, jej sypialni. 
    - Żegnaj. - powiedział ze smutkiem.
   Elektroniczne wrota otworzyły się, a ona ujrzała istny koszmar. To nie była jej sypialnia tylko pokój tortur. Widziała dwie misy, w powietrzu unosił się okropny zapach, a po środku, z wieloma pomysłami w głowie, stał kat. Nie mogła uciec, na szybki ratunek nie mogła liczyć, musiała wszystko znosić. Ale czy będzie potrafiła?
    Kazano jej klęczeć przy jakimś pieńku, została rozebrana z ubrań, co było bardzo upokarzające. Skąd miała wiedzieć co chcą jej zrobić?
    Usłyszała dźwięk.
    Bicz.
   Na samym początku zamierzał ją biczować. Najłatwiejsza do zniesienia kara, ale to się dopiero zaczynało!
    Pierwsze dotknięcie - ból.
    Drugie dotknięcie - ból.
    Następne dotknięcia - większy ból i większe przyzwyczajenie.
   Gdy ta "runda" się skończyła, Padme upadła na ziemię i przyłożyła policzek do zimnej posadzki. Czuła ulgę, ale uczucie szybko minęło, kiedy usłyszała kroki i dziwny dźwięk. Później coś niewyobrażalnie gorącego polało jej plecy.
    Wydobyła z siebie bardzo głośny krzyk.
**********
    Zrezygnował z podniesienia jakieś skrzynki, kiedy o jego czaszkę obiło się echo bólu. Obi-Wan to nie był... coś nowego, nie bardzo znanego, wielkiego. Ktoś bardzo cierpiał, chciał go ratować, ale musiał również znaleźć Padme, gdziekolwiek była. Potrzebował jej w takich chwilach chociaż obecnością, niekoniecznie słowami
    - To wszystko. - oznajmił, kiedy doszli do świętego miejsca. Trochę im to zajęło, ale Skywalker wydawał się być zadowolony, w końcu ominęła go jakaś część odbicia przeszłości, ale jego przyjacielowi zdecydowanie nie będzie do śmiechu. Rozkazy wyrażały iż Anakin był potrzebny, a ten zlekceważyli je i bez pytania podążył ku Gunganom.
    - Twoja może zabrać nasza wojowników. - wyraził pozwolenie Lyonie. - Będą wiernie służyć Wasza.
    - Dziękuję, Bossie Lyonie. - Jedi ukłonił się. - Skontaktuje się dowództwem Przydzielą wam miejsce i jedną z kompani żołnierzy-klonów. Ja mam już pomoc Generałowi Kenobiemu. Niech Moc będzie z Wami. - życzył i odszedł do Myśliwca.
    - R2. - zwrócił się do droida. - Leć w stronę wschodniego placyku. Wyląduj trzy, najdalsze, ulice dalej od niego i wróć na krążownik.
    Robot spełnił życzenie swojego opiekuna.
*****Parę godzin później*****
    Obi-Wan był zadowolony ze swojego dzieła. Udało mu się z Anakinem, który zdecydowanie nie pajał  do tego zadania optymizmem, zapobiec jakichkolwiek nieprzyjemnych działań wobec niewinnych mieszkańców Tatooine. Zwyczajny dzień ratowania galaktyki był już prawie za nimi, ale podczas wojny nie można chwalić nic przed zachodem słońca. Jak na razie szło im dobrze, lecz Kenobi miał świadomość, że jeszcze wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza mówiąc ogólnie. Nigdy do takiego czegoś się nie mylił, wręcz wiele razy takim myśleniem wykrakał i w tamtym momencie wcale nie zdarzył się wyjątek. Obi-Wan zdecydowanie musiał się nauczyć "wypluwać" myśli. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło.
    - Generale. - Podszedł do niego Cody. - Udało nam się uwolnić jedną z grup ludności Naboo. Tam... okazało się, że tam - poprawił się. - była rodzina pani Senator Amidali. Podobno była tam z nimi, ale droidy znalazły ją i zabrały. Prawdopodobnie do pałacu. Tam dalej jest królowa. Ją też trzeba uwolnić. Pewnie jest zmuszana do podpisania jakiegoś paktu.
   - Też tak sądzę. Właśnie czekam na zwiad. Obmyślimy plan uwolnienia królowej. Myślę, że zabrano tam Senator z przyczyn podobnych do tych sprzed parunastu lat. - odpowiedział Jedi.
    - Zgodzę się.
    - Idź odpocząć, czeka nas wiele pracy.
    - Dobrze. - zgodził się Komandor i zostawił swego dowódcę samego, ale nie na długo. Po paru minutach, wraz ze zwiadowcami, przyleciał kanonierką Anakin.
    - Zaproponowałem chłopakom, że ich podrzucę.  - oświadczył z uśmiechem na twarzy.
    - Jakie wieści.
    - W ciągu paru godzin obserwacji niewiele się wydarzyło, ale widzieliśmy senator Amidalę. Miała na sobie potarganą suknię i wierzgała się próbując uwolnić się od droidów. Została wprowadzona do pałacu, następnie widzieliśmy ją przez okno. Szła z jakimś mężczyzną, później weszła do pokoju, a po paru minutach usłyszeliśmy krzyk.
    - Facet potem wyszedł i jakiś inny go wołał. Nazwał go "Clovis". - wtrącił drugi.
   - CLOVIS?! - powtórzył Anakin. Miał ochotę coś rozwalić, najlepiej całe miasto i torturować byłego kochanka żony. Miał się nigdy nie pojawić, a nagle jest na Naboo z Separatystami. Zaprowadził Padme do jakiegoś pokoju... z którego dochodziły ... k r z y k i! - Trzeba szybko interweniować! - postanowił.
    - Najpierw plan. - przypomniał były Mistrz.
    - Ale... - urwał. Nie mógł znowu tak robić, bo znowu byłoby to podejrzane. Postanowił spróbować zachować zdrowy rozsądek, co dla Anakina Skywalkera to BARDZO rzadki wyjątek. - Dobra. - zgodził się jednak.
**********
    Jej ciało z impetem dotknęło betonowej posadzki. Zabolały ją bardziej wszystkie kości i rany jakie odniosła w karze, praktycznie, za nic. Zaczęła coraz bardziej uważać, że albo Separatyści albo Grievous jest głupi. Przecież Jedi mogli dowiedzieć się tego w każdej sytuacji, ta cisza planety za długo trwała, by nikt nigdy nie spostrzegł o co chodzi. Po za tym, to był Clovis. Znała ten jego wzrok. Tylko zastanawiała się; dlaczego? Niby już trochę rozszyfrowana jakiś schemat, ale czy była pewna jego wiarygodności? Czy on naprawdę kombinuje coś co nie ma sensu? Chyba, że robi coś dla swoich celów nie stojąc po żadnej stron... nie, to nie miało sensu... nie wszystko... ostatnia myśl. Jak każdy posiadał swoje priorytety.
    Gunray zdecydowanie wybrał moment, by ukarać ją za dawne unikanie śmierci, którą miały spowodować wszystkie zamachy na jego polecenie. I tak się nie dała i miała nadzieję, że również tak będzie, ale to, ile zniosła podczas tortur... nie miała już po prostu na nic siły. Czuła, że jest z nią gorzej niż powinno. Wzięła pod uwagę także, iż ostatnio nie czuła się za dobrze, czy to miało jakiś wpływ? Byle jakie, prawdopodobnie, przeziębienie?
    Nie ufała swojemu słuchowi. Szumiało jej w uszach i niewiele ogarniała. Chciała mieć święty spokój, ale odgłosy dochodzące zza ścian nie dawały jej tego błogosławieństwa.
     Powieki powoli opadały mając nadzieję, że ich właścicielce spodoba się ten pomysł, ale okazało się, że było wręcz przeciwnie. Miała ochotę poddać się snu, ale nie dawała rady już się tak trzymać. Jednak pozwoliła sobie na drzemanie. Kosztowało ją to wysiłek, co oznaczało, że zbytnio nie mogła odpocząć.
    Drzemanie nie potrwało długo. Po paru minutach co raz mniej dochodziło do niej dźwięków, odprężyła się czując spokój i pragnęła tak zostać przez jeszcze dłuuugi, dłuuuugi czas. Przestały ją boleć oparzenia i rany, lecz nadal nie pragnęła zobaczyć się w lustrze, bała się swojego odbicia, swego ciała i oszpeconej twarzy (Kat jej nie oszczędzał).
    - Padme. - powiedział znajomy głos, którego jej brakowało. Tak się cieszyła, że właśnie taki sen ją nawiedził!
    - Padme. - powtórzył. - Padme... proszę Cię, otwórz oczy...
    O czym on mówi?, zapytała we śnie samej siebie.
    - Padme, to ja Anakin. Nic Ci nie będzie, zajmiemy się Tobą. - potrząsnął nią przez parę chwil, co spowodowało, że wróciła do rzeczywistości.
    Otworzyła gwałtownie oczy. Przestraszyła się, że znowu przeżyje piekło.
    - Padme...
    To... to naprawdę on!
    - A-Anakin? - zapytała niepewnie. Skąd była pewna, że to nie wybryk jej mózgu?
    - Taak. - odparł. - C-co... - zająknął się.
    Nie dotykał materiału sukienki, lecz większej mierze nagiego ciała, które było pokrwawione i przepełnione nieprzyjemnymi plamami zaschniętej krwi, sińcami oraz coraz mniej krwawiącymi ranami.
    - Zabiorę Cię stąd. Wyleczą Cię. - obiecał i zabrał się do ostrożnego wzięcia jej na ręce, by móc ją stąd wynieść.
    - Gdzie... - próbowała zapytać.
    - Ciii... - uciszył ją.
    Ona objęła go i przymknęła oczy czekając, aż ktoś się nią zajmie.
*****[Trzy dni później, Naboo]*****
   V-ce król Gunray nadal był ścigany przez Republikę za swoje czyny, natomiast  na Tatooine Separatyści nadal bawili w podchody. Generałowie Jedi szybko rozszyfrowali całą tę sprawę stwierdzając iż ma to trochę większy sens, ale nie mieli dokładnie pojęcia co te dwie planety miały ze sobą wspólnego... bohatera? Przecież nie mogło im chodzić o Anakina, bo co on zawinił na dwóch planetach i wszystkim Separatystom? Większe prawdopodobieństwo spoczywało na zemście lub jakiś nikczemnych planach w wygraniu wojny... na co była im potrzebna piaszczysta planeta? Bo przebywa i rządzi nią Jabba? Myślą
    Neimoidianie nadal znajdowali się na oblężonej planecie wraz ze swoimi poplecznikami, lecz nie mieli jak uciec z zajętego świata ponieważ był bardzo strzeżony przez WAR, ale ukrywali się gdzie popadnie, mając pewność, że uda im się wydostać. Możliwe, że żyli w błędzie.. Jedi już paru wyłapali, a reszta to tylko kwestia czasu. Rycerze Republiki co parę godzin wyruszali na poszukiwania, jednym z nich to Anakin Skywalker. Jak na razie nic nikogo nie udało mu się schwytać, więc wrócił z niczym. Denerwowała go ta bezczynność.
    - Nic. - zameldował.
   - Droidy zbierają się na północy. Zbierz żołnierzy, wyruszysz za pół godziny. - polecił mu Mace Windu, który przybył przed dwoma dniami.
   - Dobrze. - zgodził się i poszedł szukać Rexa.
   W czasie drogi zauważył, że jeden z żołnierzy próbuje zatrzymać jednego człowieka z Tatooine, który próbował się dostać na strefę zakazaną. Nie żeby byli gorsi, przebywali w miejscu gdzie znajdowało się coś na kształt bazy. Nie chcieli, żeby pojawiły się jakieś komplikacje i urazy, broń nie jest dla wszystkich i nie każdy widzi ją na co dzień.
    Owym człowiekiem był... Owen Lars. Jego przyrodni brat... tylko po co mu było przedostanie się na "drugą stronę"?
   - Żołnierzu. - zwrócił się do klona podchodząc do nich. - Mogę Cię prosić o to byś dał mi to załatwić? Myślę, że się dogadamy. - stwierdził.
    - Oczywiście, Generale. - odparł żołnierz i odszedł.
    - Owen, przecież wiesz, że tam nie można. - powiedział Anakin.
    - Masz rację, ale muszę Ci coś ważnego przekazać. - odrzekł Lars.
    - To znaczy?
    - Widzisz, gdy podlecieli obok naszej farmy, w ostatniej chwili udało mi się zdobyć najważniejszą rzecz mamy. Na pewno by chciała, żeby znalazło się to w twoim posiadaniu. Kiedy byłeś na Tatooine... nie było czasu byś to wziął. - Przyrodni brat wręczył mu materiałowy woreczek. Czuł, że jest w nim parę przedmiotów. - To mniejsze nośniki.
    - Co w nich jest?
    - Pamiętnik matki. Robiła go dla ciebie.
    - Gdzie Cliegg? - zadał kolejne pytanie po chwili milczenia - Chcę z nim porozmawiać.
    - Nie żyje. Umarł cztery miesiące temu.
   - Rozumiem, przykro mi. Dziękuję za to, że przekazałeś mi to. To wiele znaczy. Może później porozmawiamy. Mam bitwę na głowie, swoje obowiązki w tej wojnie.
    - Oczywiście.
   - Dziękuję Ci... za te wszystkie lata... kiedy mnie nie było przy mamie. Chciałem ją uratować, obiecałem jej to... cieszę się, że miała was, że nie została sama. Zastąpiłeś mnie w jakieś sprawie, ale obaj wiemy, że mamy swoje miejsca w jej sercu. Nie wiem co się z nią działo, nie było czasu by o tym porozmawiać.
    - Mama byłaby z Ciebie dumna. - zapewnił Owen.
   - Mam nadzieję. - odpowiedział zamyślony Skywalker. - Na razie. - pożegnał się i odszedł zapatrzony w woreczek.
    Nie mógł tego zostawić przy sobie. Od razu by mu zabrano, ponieważ nie wolno mu posiadać, ale mógł to schować... spojrzał przed siebie i zobaczył idącą Padme w stronę swojej rodziny. Nie miał pojęcia skąd się wzięli jej najbliżsi, ale nie zamierzał wnikać Potruchtał do jak najszybciej i gdy był wystarczająco blisko chwycił ją za przegub.
    Spojrzała na niego zdezorientowana, gdy on błyskawicznie chował jej coś do kieszeni.
    - Schowaj to, gdy wrócimy na Coruscant przy najbliższej okazji to zobaczę. - powiedział.
    - Co... - chciała spytać zdziwiona, ale on przerwał jej jednym słowem:
    - Mama.
    I poszedł przed siebie, nie odwracając się, nie patrząc w tył i zostawiając ją zbitą z tropu.
    Jej samej trudno było mu spojrzeć w oczy. Bała się... że znowu zgubi coś, co dla niego jest ważne.
**********
    Jedi już złapała paru ukrywających się Separatystów, a reszta to tylko kwestia czasu. Rycerze Republiki co parę godzin wyruszali na poszukiwania. Nadeszła kolej na Anakina Skywalkera. Nie musiał wcale czekać. Jego ofiara sama się zjawiła.
    Rush Clovis.
    Były Padawan Obi-Wana Kenobiego zeskoczył z dachu zaskakując swojego rywala.
   - Jesteś hipokrytą. - przywitał byłego kochanka żony. - Najpierw twierdzisz, że ją kochasz, a później pozwalasz na jej tortury. Bardzo inteligentne, Clovis. - pochwalił.
    - To nie zależało ode mnie! Gdybym mógł, uratowałbym ją. Ja tu mam swoje plany, potrzebuję Separatystów, a oni mnie. Nie mogę zbaczać ze swojego kursu. Przeżyłaby. Wiedziałem, że nadejdzie pomoc, ale to nie oznaczało, że nie mam swoich planów. - tłumaczył się zdrajca.
    - Zginiesz. Gdybym mógł, torturowałbym Cię gorzej.
    - A czy nawet takie słowa nie są wykroczeniem?
    - Niech Cię nie obchodzi wykraczanie zasad Jedi. Robię to co konieczne.

    Za Clovisem stanęli żołnierze i próbowali go skuć, ale ten zaczął się wyrywać.
    - To nie ma sensu. - poinformował go Rex. - I tak skończysz w celi.
    - Skywalker, nie rozu...
    - Zrozumiałem już wystarczająco, uwierz. Zabierzcie go. - polecił żołnierzom.
   Rush jeszcze raz szarpnął, ale nie udało mu się wydostać. Kiedy go wyprowadzili, Anakina przywołał głos Rex'a trzymającego coś w dłoni.
    - Co to jest? - zapytał zdziwiony żołnierz.
   Rycerz Jedi podszedł do kapitana i nagle stanął jakby dobił do muru. Skąd Clovis miał naszyjnik Padme zrobiony przez jej męża?
    - Wiem kogo to jest. Pozwól, że oddam to tej osobie. - powiedział tylko.
    - Oczywiście, Generale. - zgodził się Rex.
*****[Pięć dni później]*****
   Po skończonej bitwie, sprzątaniu planety, przechwyceniu paru Separatystów i przesłuchaniu ich, Anakin Skywalker mógł wreszcie odpocząć. Jeszcze zanim wrócił na Coruscant przeprowadził dość długą rozmowę ze swoim przyrodnim bratem i Beru, spojrzał prosto w oczy starym "przyjaciołom", po czym wsiadł do kanonierki i odleciał na krążownik by udać się do Świątyni Jedi. Niestety nie dane mu było iść do Padme. Obi-Wan w pewnym momencie podróży zaproponował, aby jego były uczeń trochę się zdrzemnął, a gdy pojawili się w Świątyni siedzieli i rozmawiali do dość później godziny, więc nie udał się do domu. Na drugi dzień dostał jaką robotę i znowu musiał spędzić noc w swoim pokoju. Im dłużej przebywał w Świątyni, tym co raz szybciej tracił cierpliwość. Jego żona posiadała pliki pamiętnika Shmi Skywalker.
   Udało mu się. Od południa miał być już wolny. Nikt nie potrzebował jego pomocy, aż do kolejnego wieczora. Ruszył natychmiast do apartamentu pani Senator. Zastał ją gdy wymieniała kwiaty w szklanym wazonie. Sławny polityk robiący zwyczajne porządki w domu, widok - bezcenny.
    - Cześć. - powitał ją kładąc łokcie na oparciu kanapy.
    - Myślałam, że już się nie zjawisz. - wyznała.
    - Gdyby mnie jeszcze gdzieś wysłali, to bym oszalał. Ta cała sytuacja... i te pliki...
    - Są bezpieczne, schowałam je. - zapewniła.
    - Wiem... gdyby Rada się dowiedziała... nie pozwolili by mi.
    - Chcesz teraz...? - zapytała niepewnie.
    Wciągnął parę razy powietrze do płuc i po czym wypuścił.
    - Tak. - zdecydował. - Ale mam do Ciebie jeszcze jedną sprawę.
    - Słucham.
    Wyciągnął z kieszeni kawałek japoru i powiesił go na palcu przed jej twarzą.
    - Powiedz mi, dlaczego miał go Clovis? Był tu przed tym wszystkim? Znowu coś nie tak? Czy... to wszystko... to podchody, że cię tam zostawił...
    - Nie. Annie, słuchaj. Spotkałam go dopiero na Naboo. Miałam ten naszyjnik zawsze przy sobie. Wtedy... jak mnie prowadził. Dotknął mojej szyi. Widocznie ten podmuch wiatru... coś mnie łaskotało w szyję... widocznie musiał go odpiąć i zabrać. Miałam go cały czas. W kajucie... gdy się przebudziłam... nie było go. Szukałam, spytała droida medycznego, nic nie było. Myślałam nad "pokojem tortur", ale też nic nie było, wysprzątali. Bałam się, że go zgubiłam. Nie chciałam żeby tak wyszło. - wytłumaczyła.
    - Przepraszam, wiesz przecież...
    Objęła go.
    - Tak. - wyprzedziła odpowiedzią dalszy część pytania. - Przyniosę adaptery.
    Kobieta zniknęła w przejściu do sypialni. On wziął datapad ze stolika i usiadł na podłodze uznając, że będzie mu tak najwygodniej.
    - Proszę. - podała mu adaptery. - Zostać z tobą czy wolisz sam?
    - Rób co chcesz. Nie zmuszam cię do niczego.
    Postanowiła zostać.
   Odtworzyli pierwsze nagranie. Przed ich oczyma pojawiła się uśmiechnięta Shmi Skywalker. Anakin miał ochotę płakać, tylko nie wiedział czy ze szczęścia czy ze smutku. Nie miał pojęcia co zobaczy na następnych nagraniach, o czym mu opowie, ale słuchał i patrzył uważnie. Była taka wesoła i szczęśliwa, mimo że została sama, a jej syn odleciał na Coruscant aby szkolić się na Rycerza Jedi. Przekazała o tym co się dzieje, co u jego przyjaciół, że dowiedziała się o Qui-Gonie i martwi się o swojego syna, nie mając pojęcia, że miał dobrego Mistrza.
   Na innych zaś opowiadała na przykład o swoim ślubie, był również pokazany, później gdy mieszkała na farmie Larsów, gdzie w tle czasami przewijał się Cliegg i Owen. Również czasami coś dodali od siebie.
    Ostatnie nagranie przedstawiało ostatni dzień przed jej zniknięciem.
   Po skończeniu nie mógł się dostatecznie otrząsnąć. Z każdym nagraniem było mu coraz trudniej znieść jej braku w świecie żywych, ale bardzo żałował kiedy wszystko już obejrzał. Chciał więcej, bo wiedział, że to raczej nie jest wszystko. Wiedział co się mniej więcej u niej działo, lecz chciałby to widzieć na własne oczy. Wszystkie te lata...
    - Która godzina? - zapytał nagle swojej żony.
    - Po pierwszej w nocy. - odparła drżącym głosem.
   - Teraz wiem... wiem co się mniej więcej się u niej działo, ale nie wszystko. Najważniejsze jest jedno. Te wszystkie luki... wypełniłem przeszłość.
___________________________________________
Dzień dobry! Jak mijają wam wakacje? :*
Jest napisane, że nie dodaję ROZDZIAŁÓW, nie "postów".
Jak wszyscy wiecie, udało się nam! Udało nam się przenieść premierę! Siła internetu i fanów! Możemy sobie pogratulować! :D 
Pisałam to przez każdy wolny czas, większą połowę. Niestety miałam trochę problemu z dawnym telefonem, plus nowy prawie rozwalił mi kartę pamięci dając do niego... jakieś dziwne pliki i blokując foldery, ale się udało to usunąć na starym telefonie, który jeszcze jakoś się trzyma. One-shot byłby wcześniej, gdyby nie to, że w obawie iż wszystkie 650 ileś piosenek szlag trafi, przerzuciłam je na kompa, a później od wieczora poniedziałku, aż do 12 rano wtorku musiałam przerzucać je z powrotem po 3, gdzie, w między czasie, występowały błędy, tak więc... było trochę roboty.
Parę zmian się w te wakacje nawinęło, problemów i innych przeżyć, które, niestety, to te niemiłe. Całe szczęście, że mam "przy sobie" Melonika ♥
Jestem dumna z tego one-shota pod względem składni. Oceniło to parę osób i stwierdziło, że odpowiednie. Co do treści... jak pewnie widzicie... są niedociągnięcia, ale tak ma być. Jeżeli macie pytania, to... postaram wymyślić coś aletrnatywnego na odopowiedź :)
Zastanawiam się nad zmianą nazwy, wow. Dodanie coś z Ewokiem. Ewoki ostatnio mnie od siebie uzależniły. Macie jakieś propozycje?
Kiwi Ewok?
Mroczne Kiwi z gangu Ewoka?
Mroczne Kiwi (Ewok)?
Poproszę o pomoc :D :*
A, no właśnie. Doszukaliście się czasu? Przyjżeliście się dokładnie? Jak nie, to od razu mówię. Rozmowa Anakina i Owena odbywa się, dokładnie, 4 miesiące po śmierci Cliegg'a :P Ha! Mówiłam, żeby szukać? nie piszę tam "dokładnie", bo chciałam tu dodać, jakbyście mieli problem.
Zdj. na górze to art Wiktorii na moją prośbę, za co bardzo jej dziękuję.
Dobra, ja lecę, wesołych JESZCZE wakacji! I oby się nie kończyły! Haha :D

NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! ♥