niedziela, 29 kwietnia 2018

Rozdział 200


       Aayla wstała i udała się za tłumem. Kiedy statek wylądował, zarządzono wyjście według określonych zasad. Anakin poszedł za nią i ustawił się w kolejce. Zastanowił się, co będzie dalej. Wyjdą na lądowisko i co? Czy ktoś ich rozpozna? Zdał sobie sprawę, jak oboje wyglądali - całe ciała i twarze posiniaczone, wszędzie zadrapania, blizny czy głębsze rany. Ubiór Secury odsłaniał jej ramiona, a Anakin został odziany w zwyczajne męskie spodnie i tunikę. Jego twarz nie odzwierciedlała już danych mu dwudziestu sześciu lat. Duży zarost znacznie go postarzał, przez co nikt nie był wstanie go poznać. A włosy? W ciągu trzech lat tylko raz je ścięto na krótko i znowu sięgały mocno za ramiona, jak Qui-Gonowi.
       Jedna z rzeczy, które zdziwiły obu Jedi, to fakt, że nie czuli nic szczególnego. W każdym dniu ich życia na Coruscant, wyczuwali każdego Jedi z osobna, który znajdował się na Coruscant, a zwłaszcza Świątyni. Teraz istniało minimalne wibrowanie, tak jakby ktoś był niedaleko. Czy wraz z powrotem do domu, znowu zostali pozbawieni pełnego korzystania z Mocy? A może po prostu nikogo z ich bliskich nie ma na planecie. Skywalker zadał sobie pytanie: "Padme uciekła?" Jeżeli tak, to jedyne miejsce, gdzie mogła się wynieść, to Naboo, do Krainy Jezior. Tylko że istniały komplikacje - jak ich ochroni? Sprowadzić ich do stolicy? Zostać tam z nimi? A może tylko odwiedzać? Dlaczego nigdy, choć raz, nie może przez chwile być dobrze? Czemu zawsze muszą pojawiać się wątpliwości?
       Gdy wrota ku wyjściu się otworzyły, poraziło ich światło słońca.
       - Trochę mi zajmie przyzwyczajenie się do wolnej przestrzeni - stwierdził Anakin i zrobił krok w przód.
      - Czekaj! - poleciła i chwyciła go za przegub, po czym odciągnęła w tył za skrzynki. - Poczekaj. Wyjdźmy jako ostatni.
       - Co? Niby Czemu? - zdziwił się. Nie odpowiedziała. Nakierowała jego głowę tak, aby ujrzał tych, co mieli ich powitać. - Padme.
       - Ahsoka, Mistrz Yoda - dokończyła zgryźliwie, ale wiedziała, że dla niego najważniejszy jest widok swojej żony. Na pewno Ahsoka nie będzie mieć żalu.
       - Dziękujemy wszystkim za zaufanie i przybycie - przemówił Kanclerz.
       - Jeszcze my! - krzyknęła Twi'lekanka schodząc po rampie z Anakinem. On przyśpieszył kroku, a z przeciwka wybiegła mu na powitanie Amidala. Złapał ją i utulił czule pozwalając, aby jego ubranie przesiąkło jej łzami.
       - Teraz jest już wszystko dobrze, słyszysz? - szepnął. - Jestem z tobą. Kocham Cię.

       Od razu zabrano ich do Świątyni Jedi. Powiedział Padme, że przyjdzie do domu tak szybko, jak to będzie możliwe. Po przybyciu skierowano ich pod prysznic, potem na dwie godziny do zbiornika z Bactą. Ahsoka kazała Wysy zabrać jego dzieci do domu. Ekria została w Świątyni, przy Mistrzyni. Obi-Wan zjawił się od razu, jak tylko dostał informacje o Anakinie. Stety niestety, było to wtedy, kiedy Skywaler został uśpiony i poddany leczeniu bactą. Na widok dryfującego w leku ciała, Kenobi podszedł do przezroczystej komory, przyłożył dłoń i powiedział, że przeprasza.
       - Mistrzu Kenobi, powiesz mu to prosto w twarz, jak tylko wyjdzie - zauważyła Ekria.
       - To jest silniejsze - odpowiedziała Ahsoka.
       - Gdzie Mistrz Fisto? - zwrócił się Obi-Wan do Mistrza Yody.
     - O niedosłyszeniu informacji wątpię. Kiedy będzie gotowy, przyjdzie. Raport przed Radą przyjdzie im złożyć. Okrucieństwo - wymruczał Yoda. - Okrucieństwo - powtórzył.
       - Co masz na myśli? - zdziwiła się najmłodsza.
     - Wiedzieć nie musisz. Ciekawość przesadna swobodę zabiera. Nie kwestia rangi to jest, a Mistrzyni twojej osobiste sprawy. Zachować cierpliwość powinnaś, a ufać z czasem zacznie ci coraz bardziej. Otrząsnąć się po rozłące musicie. Wszyscy przemyślmy to.

       Rada Jedi odesłała Ahsokę do siebie. Jako posłanki, została tylko ona. Aayla była uwięziona, a na miejsce Plo Koona osadzono Luminarę Unduli. Skywalker stwierdził, że dużo ich ominęło.
       - Jesteście pewni, że chcecie teraz mówić? Możemy to przełożyć - odezwał się Windu.
       Anakin popatrzył na Securę, która tuż przed spotkaniem stwierdziła, że nie da rady o tym mówić. Nie przy Kicie Fisto. Czy Rada wiedziała? Nie. Obi-Wan jedynie wywnioskował co się kroiło, ale zachował to dla siebie. Za to podczas tych trzech lat, Aayla trochę poopowiadała o sobie Anakinowi. Nie miała komu ufać, a Skywalker był jedyną osobą, do której mogła się po prostu odezwać, porozmawiać.
      - Ja będę mówić. Oszczędźcie jej tego - odpowiedział Wybraniec i uchwycił zainteresowanie Yody.
        - Zacznij - polecił Yoda.
      - Kazałem Appo aby uciekał z żołnierzami. Przejęliśmy z Aaylą statek, z którego wcześniej wyrzucono dziewczynkę. Na pewną śmierć. Uderzyła o ziemię, zgon natychmiastowy.  Chcieliśmy po prostu udaremnić ich plan. Nagle pojawił się Zygerrianin z jakimś małym detonatorem w dłoni. To nie detonator. Wywoływał wiązki elektryczne u niewolników i tych, którzy nimi byli, poprzez trwałe ślady po nadajnikach we krwi. Potem okazało się, że nie zostaliśmy pojmani tylko jako Jedi, tylko ten facet miał dziwny fetysz, że chciał wyłapać byłych niewolników. Z zemsty. Bo rodzinę powybijał jeden. A że byliśmy Jedi, to dostaliśmy cierpienia jeszcze większe niż potencjalni byli niewolnicy. Próbowano coś z nas wydobyć. Jak działa Zakon, rozmieszczenie wojsk, holocrony, żeby pojmać dzieci... biblioteki. Wszystko żeby nas zniszczyć.
       - Tortury?
       - Wrzątek, baty, wiązki elektryczne, pociski symulujące ból - wymienił.
       - Coś jeszcze? - dopytywał Windu.
       Anakin po raz kolejny popatrzył na Twi'lekankę, a inni powtórzyli jego czyn.
       - Gwałt.
       Luminara jęknęła przeraża.
       - Codziennie - dopowiedział.
       - Oh, Aayla - przemówiła Unduli.
       - Radzę sobie - uprzedziła kobieta.
     Twi'lekanka nie ośmieliła się spojrzeć na swojego byłego kochanka. Czuła obrzydzenie do swojego ciała tylko dlatego, że nie wykorzystała swoich sił. Zawsze mogła spróbować się bronić, kopać, użyć Mocy. Przecież to robiła. Problem w tym, że nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że to nic nie dało - że z taką łatwością zrobili z niej zwyczajną kobietę do obrzydliwych zabaw. Przecież była Jedi, znacznie silniejsza od innych. Ale jej przeszłość, to marne życie niewolnika, które teraz odcisnęło piętno na jej egzystencji, bo kogoś dawny niewolnik skrzywdził. Bo jej dawni pobratymcy walczyli przeciw Imperium, które się odrodziło. Znała skutki gwałtu, wiedziała, jak to się przeważnie kończyło. Ona stwierdziła, iż się nie załamie i nie podda wspomnieniom. Nie pójdzie drogą zemsty, ponieważ tak Jedi nie postępują. Zrobi swoje. Obiecała to sobie. Obieca to Fisto.

       Przeprosił Ahsokę i obiecał, że następny dzień spędzą razem. Tamtego chciał wrócić do domu. Do dzieci. Do żony. Spędzić z nimi czas, który im zabrano. Trzy lata. Z dnia na dzień się dłużyło, coraz bardziej ciążyło. Ale wytrwali. Oboje. Należała im się chwila osobistego szczęścia. Fakt, nie nadrobią tego, ale na pewno będzie musiał jakoś wychowanie swoich dzieci. Ogromna dziura, którą zapamiętają co najwyżej jako przebłyski. Był tego pewien, zwłaszcza po końcowej rozmowie z Yodą. Jego zadaniem, to podjęcie decyzji względem tej dwójki, kiedy trafią do zakonu. Już zdecydował. Chciał zawrzeć umowę o parę miesięcy zostawienia go na Coruscant. Kiedy wróci na pole bitwy, dzieci zostaną włączone do szeregów Jedi.
       Na Coruscant słońce coraz szybciej schodziło ku horyzontowi. Anakina uszczęśliwiało wszystko - dosłownie wszystko. Nie siedział w ciemnej, ciasnej klitce. Wszędzie mógł poczuć świeży tlen i przede wszystkim wolność, do której zdążył się przyzwyczaić i szanować jak nic innego. Nie licząc ludzi poświęcających mu czas. Między innymi - Obi-Wana. Po skończonym spotkaniu z Radą, jego przyjaciel uściskał go i przeprosił za to, że jego poszukiwania się nie udało. Anakinowi zaszkliły się wtedy oczy. Mało go obchodziło w jaki sposób wrócił do domu. Najważniejsze dla niego było, że Kenobi go teoretycznie nie zostawił. Nie odpuścił sobie. Chciał go szukać, znaleźć na gdzieś na krańcu galaktyki, w jakimś lochu, choćby miał umrzeć.
       Wylądował na prywatnym lądowisku senator Amidali i prosił R2 o odprowadzenie myśliwca do świątynnego hangaru. Kiedy wsiadł za jego stery, czuł się wolny jeszcze bardziej. Nigdy w życiu pilotażowanie nie wyjdzie z mu z krwi. Jakby się urodził w kokpicie.
       Podążył do salonu. Nic się nie zmieniło. Nic a nic. Kolory na ścianach te same, praktycznie jak nowe, ale... dało się odczuć więcej radości niż zwykle. Zdecydowanie. Pytanie: to przez dzieci? A może jego powrót zaowocował taką poprawą stanu? Obie sytuacje? Raczej tak.
       Usłyszał cichutkie łagodne, dziewczęce "Mamo, piciu"
      Kobieta podała kubek z dzióbkiem małej i spojrzała w stronę męża. Leia również spojrzała w tam, gdzie jej rodzicielka. Otworzyła szeroko swoje brązowe oczka i podreptała w stronę mężczyzny cały czas pijąc napój. Anakin klęknął i czekał. Nie wiedział na co, ale czekał - aż w końcu dziewczynka stanęła z nim twarzą w twarz. Czubki jej bucików stykały się z jego kolanami. Z gracją odstawiła na ziemię kubeczek, po czym znowu stanęła prosto. Odwróciła się  do Padme, a potem znowu popatrzyła na znajomego jej mężczyznę. Przechyliła główkę w prawo, by zmienić perspektywę, a potem na lewo. Jeszcze dwa razy powtórzyła to samo i ponownie odwróciła się do mamy z niepewnym uśmiechem, zobaczyła jej minę i stwierdziła, że woli wlepiać swój wzrok w Anakina.
       Skywalker po chwili zaczął czuć emanowanie Mocy od jej chudego ciałka. Oznaczało to tylko jedno - skupiła się. Czegoś ją nauczyli w Świątyni i potrafiła to wykorzystać. Był taki dumny! Wiedział, że próbowała go wybadać. Wszystkie informacje o nim, jakie posiadała, starała porównać do mężczyzny, który przed nią stał. Niekoniecznie podobny. Jego twarz okalała szczecina, którą i tak dość porządnie skrócił zaraz przy pierwszej wizycie w odświeżaczu. Nic dziwnego - z brodą wyglądał jak dzikus. Nie pasowała mu.
       Dziewczynka uśmiechnęła się do niego promiennie, ukazując swoje zadbane ząbki.
       - Tata? - spytała. Po chwili okazało się, że to nie pytanie. Objęła swoimi chudymi ramionami jego szyję, jak gdyby nigdy nie zniknął z jej życia. Jakby zawsze ją przytulał, pocieszał, bawił się z nią. Po prostu przy niej BYŁ.
       Otworzył oczy - które odruchowo zamknął ze szczęścia, żeby napawać się tą piękną chwilą - i ujrzał chłopca, na którego ramionach Padme trzymała swoje dłonie. Zaraz potem Luke zaczął kroczyć w stronę swojej siostry oraz Anakina. Bez wahania powtórzył gest bliźniaczki, a ona przesunęła się lekko, aby oboje mogli przytulać swojego ojca.
       Po policzkach pani Senator spłynęły łzy.
       - Tata - przemówił syn Anakina. Jedi doszedł do jednego wniosku - oboje użyli Mocy. Mocy, która w tym wypadku zrobiła wszystko, by zjednoczyć jego RODZINĘ.

       Bardzo chciałby zostać jeszcze w domu, ale już wieczorem podjął decyzję - nazajutrz wróci do Świątyni do Ahsoką. Zaraz po przebudzeniu stwierdził, że to bardzo dobra decyzja. Musiał z nią porozmawiać. Poświęcić jej uwagę, pozwierzają się oboje z tego, co spotkało ich podczas tych trzech lat.
       Zanim dzieci się obudziły, wyszedł na taras, gdzie czekał na niego wcześniej wezwany R2, po czym udał się do Świątyni. Udał się prosto do kwatery, jego padawanki i wszedł tam, jak do siebie i zastał ją siedzącą z podkurczonymi nogami.
       - Wszystko w porządku? - zapytał.
     - Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, mistrzu. Że żyjesz i mogę z tobą porozmawiać - wytłumaczyła.
      - Liczyłem na bardziej radosne powitanie - przyznał żartobliwie i usiadł obok niej, krzyżując nogi.
       - Jak pierwszy dzień z dziećmi? - zaciekawiła się. Musiała w końcu od czegoś zacząć.
       - Są cudowne - przyznał Anakin. - Od razu wyczuły kim jestem. Mówiły do mnie "Tato". Dawno nie czułem się tak szczęśliwy, Ahsoko. Po trzech latach, mam znowu was wszystkich przy sobie.
       - Jak tam było?
       - Koszmarnie - odparł i zaczął opowiadać. - Miałaś lepiej. Mogłaś się czymś zająć. Dni ci mijały. Tak po prostu. Ja musiałem siedzieć bezczynnie, kiedy mnie nie torturowano, kiedy zabierali Aaylę lub gdy zabierano. Codziennie to samo, monotonne jedzenie, rozmowy, pytania. Miałem tylko wspomnienia i nic poza tym. Nawet kontaktu z Mocą. Codziennie zamartwianie się, wyobrażenia. W każdych takich chwilach wolałem przeżywać kolejny ból spowodowany torturami. Byleby nie skupiać się na tym, za czym najbardziej mi tęskno. Nie patrzeć na zniszczoną Securę. Trzy lata. Trzy lata minęły, zanim zacząłem wyczuwać, korzystać z pomocy. Miałem wrażenie, że to nigdy się nie skończy, a gdy na to spoglądam teraz, po prostu minęły, jak wojny klonów. Po pierwszym tygodniu nie było jak szukać nowych wspomnień. Wszystko to, co pamiętałem, na siłę próbowałem przywołać coś z czeluści pamięci. Choćby słowa, małe gesty. Wystarczył mi tydzień bezczynności. A potem przez trzy lata dzień w dzień to samo. Liczyłem żołnierzy pod moim dowództwem, ile straciłem. Z jednej strony - plus. Robiłaś sobie rachunek sumienia. Z drugiej... podałem ci już wszystkie minusy.
       - Musiałam siedzieć tutaj. Nie wysyłano mnie praktycznie na żadne misje. Było ich tylko pięć. Jedna z nich pod opieką Obi-Wana. Był zbyt zajęty szukaniem ciebie. Obwiniał się. Ja się na niego wściekłam, że cię zostawił, ale rozumiałam go. Moje dni opierały się na porannych treningach, a po nich pomagałam Padme. Rzadko kiedy spałam. Nie miałam nikogo prócz nich. Czasem chodziłam do klonów, do Fivesa, do Appo. Opowiadał, jak cię pojmali. 501 Legion nie jest już taki sam. Stracili swojego dowódcę. Ponadto, krążą plotki, że komandosi dezerterowali. Legion 501 szuka z nimi kontaktu. Ponoć osiedlili się i robią za normalnych cywili. Też tak chcą. Bez bitwy nie czuli się potrzebni. Wysyłałam ich gdziekolwiek. Przydzielałam tam, gdzie było miejsce. Prosili mnie, żebym z nimi leciała. A ja nie mogłam. Bo się bałam. Bo na Zygerrii wszczepili mi nadajnik Mistrzu. Te parę dni w klatce... sprawiły, że nie chciałam się pakować w bitwę z Zygerrianami. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak. I miałam rację.
       - Podjęłaś właściwą decyzję. Cieszę się, że się uczysz, że tak dobrze wypełniałaś polecenia Obi-Wana. Uspokoiłaś się. Jestem dumny.
       - Brakowało mi ciebie, Mistrzu - przyznała i przytuliła się do Anakina.

       Bardzo dużo rozmawiał z Ahsoką. Odpuścił jej trening chociaż bardzo prosiła. Stwierdził, że dość się napracowali, ale jeszcze zdążą wrócić do dawnych czasów. Na drugi dzień, kiedy to dzieci miały spędzić w Świątyni, Anakin postanowił wraz z Obi-Wanem obserwować ich postępy. Nie wyobrażał sobie by kto inny z doświadczonych Mistrzów mógł mu wtedy towarzyszyć. Postanowił, że ukradkiem będzie z nim rozmawiać. Mieli sobie wiele do powiedzenia.
       - Są niezwykle zdolne. Jak ty, Anakinie - przerwał szeptem ciszę Obi-Wan. Anakin spoglądał na swoje pociechy stojąc obok popiersia jednego z mistrzów. Bliźnięta dostały na zadanie przeszukać bazę danych, aby zdobyć potrzebne informacje dotyczące poszczególnych ras i ich tradycjach, kulturze, aby podczas misji nikogo nie urazić i wykonać zadanie jak najlepiej. Dzieci Jedi, a zwłaszcza Skywalkerowie, pod względem nauk były niczym żołnierze-klony - chłonęły wiedze, jakby miały przyśpieszone dorastanie. Przede wszystkim - umiały czytać.
     - Niestety, tylko pod względem genów to moja zasługa. Reszta zasług należy się przede wszystkim tobie. Względem Ahsoki również. Zaopiekowałeś się całą trójką - odpowiedział Anakin.
       - Tylko tak mogłem spłacić dług. Zostawiłem tam was. Rozkazałem odwrót, a tobie nie udało się wrócić. Nie zaczekałem. Myślałem...
      - Ja sam wierzyłem, że się nie dam - przerwał mu były padawan. - Z tak wielu bitew uchodziłem z życiem, że sam się zdziwiłem iż komuś udało mu się złapać. Według mnie, okazałeś mi zaufanie. Wierzyłeś, że się wydostanę, że wrócę.
       - I w cokolwiek byś nie wpadł, uda ci się wydostać cało - podkreślił Kenobi.
      - Próbowałeś mnie szukać przez te trzy lata. Okazałeś mi miłość ojca, o jakiej jedynie można byłoby pomarzyć. Od zawsze mnie wspierałeś, choć nie zawsze udawało mi się akceptować twój sposób okazania troski. Dziękuję. Dziękuję za to, że nie zwątpiłeś we mnie.
       - Nigdy.
_______________________________________
5 KOMENTARZY OD RÓŻNYCH OSÓB SIĘ NALEŻY XD
I jest! Nie ma jakoś wysokiego poziomu, starałam się jak mogłam i był to drugi rozdział po mojej przerwie, więc... ale jest lepiej! Duużo lepiej :) Zdałam Podstawy przedsiębiorczości na 4, yaaaaaaa!

NMBZW!

niedziela, 22 kwietnia 2018

Rozdział 199


~~Ahsoka~~

       Czuła się jak nieodpowiedzialny szczeniak, a przecież dawno z tego wyrosła. Jej pyskowanie ograniczało się do wyrażania swojego zdania ostrym tonem wtedy, i tylko wtedy, kiedy jej nie słuchano a wiedziała, że na pewno ma rację. I zawsze ją miała w takich sytuacjach. W każdym razie, miała ochotę komuś wygarnąć, że ma taki nawał obowiązków, a musi biec do Padme. Tak... prośby jej przyjaciółki były dla niej ważniejsze od rozkazów jakichkolwiek Mistrzów Jedi. Nawet Yody. Zobowiązała się jej pomóc. Poza tym, dobrze im robiło wzajemne towarzystwo, więc wiekowy Mistrz trochę oko. Czasami. Zazwyczaj uważał, że to już przesada i musiał ją hamować, ale ona i tak robiła swoje i szła do Obi-Wana po pewnego rodzaju przepustki. Gorzej jak znajdował się na misji, wtedy nawet raz dostała szlaban i myślała, że wyjdzie z siebie. Tyle dobrze, że trwał on jeden dzień. Co najlepsze, Yoda znalazł jej zajęcia. Niestety - nieskutecznie odciągnęły jej od wewnętrznego dramatyzowania, co mentor wyczuł i po prostu sobie odpuścił kolejne takie akcje, więc po prostu kończyło się na reprymendach i jej błaganiach o przepustkę, mimo że tak naprawdę miała aż za wiele swobody. Choć ona nie była tego do końca świadoma, to niestety jej zachowanie oznaczało, że jej przywileje to dla niej za mało, wykazywała się dużą pychą przez co Rada Jedi próbowała jej to jakoś ograniczyć, żeby nie popadła w mrok, choć obdarzyli ją niezwykłym zaufaniem puszczając ją i łamiąc wobec siebie obietnice "Nie, już się nie damy, zostaje w świątyni". Da się bez maślanych oczek? Da.
       Zostawiła dzieci Skywalkera pod opieką Luminary Unduli i pobiegła do hangaru, aby wsiąść za stery śmigacza i udać się pod gmach senatu, gdzie miała odebrać Padme i udać się na główne lądowisko. Mimo wszystko, nadal zachowywała trzeźwy umysł i zastanawiała się, po co jest jej tam dokładnie potrzebna? To bez sensu, przecież to uchodźcy. Ile razy przybywał transport z uchodźcami i Amidala jej nie potrzebowała. Poza tym, z tego co Ahsoka wiedziała, Yoda już tam był, więc mieli przedstawiciela Zakonu Jedi i to jeszcze przewodniczącego Rady. Czego chcieć więcej? Tak czy siak, poleciała. Nie potrafiła odmówić. Anakin nie pochwalałby nie udzielenia pomocy Padme. Przecież zobowiązała mu się. On o tym prawdopodobnie nie wie. Nie liczyła na to, że może być inaczej, nie wyczuwała go, więc czy on wyczuwał ich? Wątpiła w to. Na pewno nie. Z jednej strony, to nawet mogłoby być możliwe zważając na to, że Palpatine ich zwodził z taką łatwością. Ale ta czasy już minęły. Przynajmniej tak Jedi uważali. Próbowali uważać, zauważać najmniejsze detale przede wszystkim w zachowaniach osób. Nawet wśród Jedi. Bo na tym polega harmonia - zło i dobro. Czy istnieje ona, kiedy jest zwykłe zło i dobro Jedi? Nie pokrywają się. Jedi i Sithowie wykorzystują Moc, cywile z nią po prostu żyją na co dzień, nie potrafią jej zauważyć. Więc czy jest równowaga bez Sitha?
       Podleciała na lądowisko, gdzie stała już Padme, która na widok padawanki uśmiechnęła się i skierowała się do pojazdu. Ahsoce wydawało się, że coś jest nie tak. Że nie ma w tym uśmiechu ani grama szczerości, co ją zabolało. Nie miewały przed sobą tajemnic, prócz tych zawodowych Amidali i Zakonu Jedi, które musiała strzec Tano. Mimo wszystko, nie zamierzała rozpoczynać tematu o tym, co mogło się jej stać. Pani senator raczej nie miała ochoty rozmawiać o czymkolwiek, a ta sprawa mogłaby dobitnie zepsuć Tano jako taki humor. Naruszyłoby jej stabilność psychiczną tego dnia. Poza tym, fałszywy uśmiech kobiety i tak już to w jakieś części zrobił, więc po co rozgrzebywać? Po co krzywdzić się bardziej? Ahsoce nie pozostawało już nic innego jak odpłacić się i również grać dobrą minę do złej gry. Sama nawet nie wiedziała, czemu zachowywała się jak typowa kobieta z zaburzeniami hormonalnymi. Przecież Padme nie chciała zrobić niczego złego - każdy ma gorsze dni.
       Ten dzień zapowiadał się dziwnie, zwłaszcza, że co chwile słońce wchodziło na niebo, po czym ukrywało się za potencjalnymi deszczowymi chmurami. Nie żeby jej to przeszkadzała. Lubiła deszczowe pogody, ale tylko wtedy, kiedy się na nie zapowiadało. W powietrzu unosiła się przyjemna bryza. Jednym nagle było duszno, a Ahsoce stawało się nagle lżej. Łatwiej mogła łapać oddech, który dawał jej wiele sił na następny dzień udręki w samotności.
       Naprawdę przez te trzy lata czuła się strasznie samotna. Tego dnia, o dziwo nie. Może te dziwactwa tak na nią działały, bo przełamały jakąś rutynę, która tylko i wyłącznie spowalniała czas i wydłużała cierpienie?
       Kiedy wylądowały u celu, Yoda obdarzył padawankę zdziwionym spojrzeniem. No tak, miała cały dzień zajmować się bliźniętami, uczyć je, a zostawiła je... dla ich matki. Ale nie pozostawiła ich na pastwę losu, tylko pod opieką bardzo utalentowanej Jedi. Czemu nie? Na logikę - lepiej im wytłumaczy, adekwatnie do wieku. Nie żeby Ahsoka uchylała się od swoich obowiązków na każdy możliwy sposób. Po prostu czasem zdarza się mała zmiana planów - tak sobie tłumaczyła w myślach. Tak ogólnie jak tylko się da, bo i tak za wiele rzeczy się obwiniała, a jedna trzecia z nich, to błahostki; błędy codzienności.
      Ahsoka i Amidala ukłoniły się przed kanclerzem i Yodą, po czym stanęły po prawej stronie szeregu.
      - O! Już są - przemówił kanclerz po paru minutach i skinął głowę w odpowiednią stronę wskazując większy środek transportu.
       Ahsoka spojrzała w punkt i doznała... szoku. Moc zaczęła ją atakować wszystkimi możliwymi uczuciami.
       - Mistrzu Yoda - wydusiła z siebie z niepokojem, a mistrz popatrzył na nią z niepokojem. Jego wzrok mówił, że też to czuje.
______________________________________
O jejku jej! Jestem w szoku... zaraz 200 rozdział :o
Wyczekujcie! A ja zaliczam sobie pp. Zgadnijcie kto zdał WOK na 4? To ja. I kto jest najlepszy w klasie z najważniejszego przedmiotu zawodowego? Również ja! Nie żebym była jakiś narcyzem, czy coś, no, ale jest dowód, że sobie radzę... i to bardzo dobrze ^^ A wena jest! Psychiczne chęci są, ale fizyczne... no cusz. Pracuję, pracuję! Nadrobiłam dwa czy trzy rozdziały ^^ Jestem 6 do przodu a zamierzam być o wiele więcej do przodu :))

NMBZW!

niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 198


~~Padme~~

       Wybuchnęła olbrzymim płaczem.
        Przerwała papierkową pracę tylko po to, żeby wysłuchać orędzia Kanclerza i od razu wszystko wróciło. Uchodźcy. Tuż przed rozpoczęciem wojen klonów, walczyła w ich sprawie, a potem sama musiała ich udawać... z Anakinem. Jej działalność skojarzyła się z mężem i zwyczajnie w świecie pokierowała w inne wspomnienia z nim związane i już po prostu nie potrafiła. Poczuła, że to koniec jej wewnętrznej walki, przegrała z narastąjącym smutkiem spowodowanym przez pustkę. Jej życie już dawno straciło kolory, barwne były tylko jej dzieci, wszystko inne - szarawe, ponure. A ona dalej się próbowała oszukać, że wszystko będzie dobrze. Teraz uświadomiła sobie, jak wiele ją przerosło. Przede wszystkim przez ich dawne plany: normalne życie.
       Chcieli się wynieść z Coruscant, na Naboo. Tam miała urodzić dzieci - wtedy jeszcze myślała, że nosi w sobie jedno - założyć prawdziwą rodzinę, zostać tam na zawsze żyjąc najzwyczajniej jak tylko się dało, daleko od Theed, najlepiej w Krainie Jezior, mimo że wszędzie znajdował się piasek, którego Anakin po prostu nienawidził. W każdym razie, ci uchodźcy wiedli normalne, cywilne życie, o którym ona i Skywalker marzyli. To ją zabolało. Ta normalność, którą przyjdzie jej zobaczyć, bo sprawy uchodźców, to między innymi jej fucha.
       Doszła do wniosku, że jej nagła panika jest lepsza w tamtej chwili, niż nieoczekiwana w trakcie powitania. Miała płakać przed ludźmi i twierdzić, że to niesprawiedliwe? W sumie, sama nie wiedziała co w tej sytuacji jest niesprawiedliwie, czuła, że w każdym razie coś na pewno musiało być. Wszędzie w tych czasach brak o jakąkolwiek sprawiedliwość. Nawet w umowie z Jedi nie istniała. Zdała się sobie sprawę, że Anakin nie wróci. Nie ma szans, żadna nadzieja nie istnieje, a jej dzieci zostaną jej odebrane, a wtedy czas będzie pędził jeszcze szybciej, a w końcu odbiorą jej wszystko i zostanie sama, jak palec - bez namacalnej miłości wynikającej z fizycznej obecności "tu i teraz, obok". Nawet nie zwracała uwagi na to, że skończyła trzydzieści lat, co oznacza, że może być już tylko gorzej.
       Usłyszała ciężkie kroki droida. Choć 3PO już nie dopytywał się jak kiedyś, to mimo wszystko nadal zachował swoją ciekawość, co sprawiało, że czuła się lepiej, bo zachowywała się jak dawniej - robiła wszystko, żeby unikać dociekliwych pytań z jego strony, dlatego od razu wstała i odwróciła się w stronę okna udając niezwykłą ciekawość miastem, na które patrzyła praktycznie codziennie od ośmiu lat.
       - Pani Senator, przyszedłem z obawą, że coś się stało. Kanclerz już wyruszył na statek, którym macie polecieć na główne lądowisko. Nie idzie pani? - zapytał z troską.
       - Wezwij Ahsokę i przekaż jej, że proszę o jej towarzystwo tam. To dla mnie ważne - poleciła.
       - Czy potrzebujesz czegoś jeszcze, Pani?
       - Nie. Na razie nie, dziękuję. Możesz... odpocząć - odpowiedziała.
     - Oh - wydusił z siebie droid i zniknął za drzwiami jej gabinetu. Ona odwróciła się w stronę swojego biurka i wyłączyła transmisje, po czym zaczęła na szybko jakoś ogarniać datapady czy różne nośniki z dokumentami. Wątpiła, że jeszcze wróci do senatu tamtego dnia. Pozwoliła sobie, jak rzadko kiedy, pozostawić swój cel zrealizowany w dziewięćdziesięciu procentach, a resztę przełożyć na nazajutrz.
       Ruszyła w stronę wyjścia, pozbawiona radości z życia, nadziei i wszelakiej miłości. Szła na spotkanie ze światem napełnionym bezkresem cierpienia i pozbawionym barw.
__________________________________
Krótko bo krótko - nie potrafiłam wykrzesać z siebie więcej. Po prostu nie, zważając fakt, że od miesiąca przygotowuję rozdział 200. Mimo że jestem w trakcie pisania kolejnych rozdziałów, gdzie poziom jakoś wraca, to w 200 się waha, ale jakoś próbuję dać z siebie wszystko. To jest mimo wszystko trudne, bo coś mnie trzyma.
Zgadnijcie kto jadał wczoraj pierwszego grilla w tym roku? Yup, to ja! Trzymajcie kciuki! W czwartek zaliczam podstawy przedsiębiorstwa i wok!

NMBZW!

niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział 197


~~Yoda~~

       Nie wiedział czemu w ogóle zdecydował się na przyjście na to zebranie Senatu. To nie tak, że Jedi interesowali się polityką czy nie dotrzymują słowa wobec przyjaźni oraz współpracy z Kanclerzem. Temat był po prostu... niezbyt ważny. Choć takie uznano na za miód dla uszu poprzez przerywnik okrutnych czasów niewoli na wysoką skalę, to dla Mistrza Yody zdawały się być utrapieniem. Niedosyt informacji czy aktualizacji danych spraw niepokoiły go jeszcze bardziej niż podczas toku sprawy konfliktu.
       Jednak coś go tam ciągnęło, a jego serce zdawało się czekać na cudowną nowinę. Jak bardzo się mylił. Dwie godziny przesiedział bezczynnie słuchając  czegoś, co nie przyniosło dla jego priorytetów jakiś rezultatów. Przez wiele lat widział zagrożenie w Skywalkerze, ale ostatecznie stało się to złudzeniem, lecz wolał to przedstawiać jako zwykłą ostrożność. Zwyczajnie w świecie za dużo wstydu sobie przyniósł swoimi przeczuciami. Ponadto, chwała Mocy, niewielu patrzyło na to co się stało, tylko na to co jest tu i teraz. Najważniejsze pytanie "Gdzie jest Anakin?". Gdzie podział się ich Bohater Republiki? To martwiło Yodę. Niestety, jeden człowiek potrafił zaważyć o słabości Zakonu. Fakt faktem, Jedi bardzo dobrze sobie radzili patrząc na sytuacje, ale zawsze pojawia się komentarz "Gdyby Anakin żył/nie zaginął, to z Obi-Wanem..." wszystko z tą dwójką, byłoby lepsze.
       Yoda doszedł do wniosku, że wszystko straciło sens wraz z rozpoczęciem wojen klonów. Kiedy to Jedi zaczęli wymierać masowo, poprzez okrutną śmierć. Niesprawiedliwą, albowiem podczas konfliktu trudno o sprawiedliwość dla wszystkich stron. Każda strata sprawiała, że stary Mistrz popadał w jeszcze większą beznadzieję, a im bliższy Jedi, tym większy smutek. Przecież wszystko miało się zmienić, więc czemu z dnia na dzień jest coraz to gorzej, trudniej? Jak mają wychowywać Adeptów, kiedy końca i dobra nie widać? Właśnie, jak ma wychować dwójkę Skywalkerów, którzy już dawno mieli wstąpić do Zakonu, ale Senator uciążliwie zapobiega całkowitemu oddaniu dzieci do Świątyni. Na razie wszystko działa na jej warunkach, bo cały czas liczy na to, że jej mąż wróci i to on podejmie decyzje o przeniesieniu. W każdym razie, zawarli umowę. Na ten czas, dzieci spędzały od trzech do czterech dni w tygodniu, przez dwanaście godzin w Świątyni - na noc wracały do domu. Po wstąpieniu w szeregi Jedi, Padme będzie mogła ich widywać trzy razy w tygodniu, z czego tylko jeden dzień i jedną noc spędzą w domu. Z czasem spotkania będą się skracały, a ich wyłączne dwadzieścia cztery godziny przestaną istnieć. Gdyby Anakin... gdyby Anakin po prostu był, dzieci miałyby więcej możliwości, bo cały czas byłyby pod jego opieką - odpowiedzialnego Mistrza Jedi.
       Czy jak wróci, to tak się stanie?
       Nic bardziej mylnego. Nie był przy wychowaniu tej dwójki, nie zna się zbytnio na roli ojca i cokolwiek z nim się dzieje, znając jego zapędy - trochę zajmie mu czasu odnalezienie się w rzeczywistości. Potem będzie już za późno na zmiany w umowie. Tyle dobrze, że on będzie miał jak się z nimi widywać, Padme - już nie.
       Po skończonej debacie, Yoda udał się na spacer po gmachu Senatu. Po prostu wybrał dłuższą drogę do wyjścia. Jak na Yodę przystało, szedł wolno, ale to sprawiało, że wyciszał się najlepiej jak umiał, pogrążał się w swoich sprawach. Stety niestety, zważając na jego powolne kroki, Kanclerz Aang go dogonił.
       - Witaj, Mistrzu Yoda - wyrwał z zamyślenia Jedi.
       - Witaj, Kanclerzu. O przyziemnych problemach słyszeć miło jest - odpowiedział.
       - Mistrzu Jedi, czy mógłbym prosić cię o potowarzyszenie w powitaniu uchodźców na głównym lądowisku? Chcę, aby poczuli się bezpiecznie, żeby nie wątpili w fakt, że Jedi naprawdę ich bronią.
     - Z przyjemnością na propozycję przystanę i ochronę naszą potwierdzę. Na Republikę nasz konflikt spadł, obowiązkiem moim jest to, o co mnie prosisz. W drogę, Kanclerzu - oświadczył z przyjaznym śmiechem Yoda, a polityk poszedł za nim. W ciszy.
       Tak, ta cisza była potrzebna. Moc nie rozmawiała z nim bezpośrednio, ale dawała dziwne znaki. Sprawiała, że nieznana siła ciągnęła go na lądowisko. Tajemnica godna zainteresowania.
       Jak szybko uda mu się ją odkryć?
__________________________________________
Nie miała warunków do publikacji :x
W ogóle - komu został rok do osiemnastki? No mi XDD Nie! Nie mam dziś urodzin! Nie - nie chce atencji i życzeń -.-
Przeglądam właśnie stare screeny i zdjęcia... zmiany, zmiany, zmiany! :D

NMBZW!