niedziela, 27 września 2015

Rozdział 110


                                                ~~Naboo~~

   Bardzo dokładnie przemyślała słowa swojego Mistrza, lecz niestety był jeden duży problem: nie umiała od zaraz spełnić woli mentora. Powodów było wiele; jak na przykład to, że z przyzwyczajenia nie potrafi; chce się uczyć od Anakina tak, jak zwykle; nie wierzyła mu, że jest lepsza... i wiele, wiele innych.
   Doszła do tego wniosku podczas poszukiwań Atari, która gdzieś zniknęła. Dziewczyna obawiała się, że będzie musiała szukać przyjaciółki w całym pałacu, ale znalazła ją w jakieś sypialni. Nie skupiała się nad tym jak ją znaleźć. Jej umysł był zaprzątnięty myślami na temat tego, co usłyszała od Anakina.
   - Stało się coś? - zapytała Dathomirianka. Była obrócona w stronę okna.
   - Czemu podziwiasz widoki w takiej chwili? - odpowiedziała pytaniem Tano.
   - To uspokaja i daje do myślenia. Tobie też by się przydało. - zauważyła padawanka Bultar.
   - Taaa... - burknęła Togrutanka. - Jestem pogubiona. - przyznała.
   - To ten groszy moment. - stwierdziła kuzynka Amidali. Dość dobrze znała uczennicę Wybrańca. Co raz rzadziej zadawały sobie pytania.
   - Ty jesteś za to bardzo zmartwiona. - powiedziała posłanka Rady.
   - Padme. Ufam dziewczynom, ale martwię się o nią. - zaczęła tłumaczyć Ati, ale nie dano jej skończyć. Komunikatory zaświergotały, ale tylko ona odebrała.
   - Nawiązaliśmy kontakt ze Świątynią. Obowiązkowa obecność. - powiadomił jeden z żołnierzy. To był Rex.
   - Już idziemy. - potwierdziła i pobiegły we wskazane miejsce. Nie za szybko, nie za wolno i nawet się nie zmęczyły.
   W oddali widziały hologramowe sylwetki Mace'a Windu i Shaak Ti, a gdy podeszły konsolety ich oczy zwróciły się w stronę Ahsoki, która wraz z przyjaciółką ukłoniła się z szacunkiem.
   - Najbardziej zależało nam by porozmawiać z Tobą. - zaczęła Mistrzyni Ti zwracając się do rodaczki.
   - Ze mną? - zdziwiła się dziewczyna.
   - Ventress została przetransportowana na Coruscant. - wytłumaczył Korun. - Przesłuchiwaliśmy ją.
   - I...? - domagała się więcej.
  - Wytłumaczyła wszystko... mówiła prawdę, ale myślimy, że będzie dobrze jeśli z nią porozmawiasz kiedy wrócisz. Jest bardzo zagubiona.
   - Czyli wychodzi na to, że moje problemy w porównaniu z jej to pikuś.
   - Musisz z nią z porozmawiać, gdy wrócisz. Myślimy, że tobie bardziej zaufa.
   Anakin parsknął.
   - Co? - spytał go zirytowany Windu.
   - Serio? Przez dłuższy czas trwania wojny ta kobieta na mnie polowała, oszpeciła mnie i nagle ufa mojej uczennicy? Przypominam, że to ją widzieliśmy na zarejestrowanym obrazie i to ona uruchomiła, zapewne, początek końca Jedi. Wy sobie ją trzymacie i chcecie by sobie porozmawiały z Ahsoką? Ona jest niby zagubiona? To jest podstęp. - powiedział Wybraniec na głos to, co myśli.
   - Rozumiem, że jej nie ufasz... - zaczęła jego uczennica, ale nie dał jej skończyć.
   - Nie mam powodu, by jej ufać.
   - A ja?! Gdyby nie ona albo bym wróciła później albo w ogóle! Ciesz się, bo dzięki niej, odzyskałeś swoją siostrzyczkę! Tyle Ci nie wystarczy?
   - Po tym wszystkim? Pomyśl sobie ile osób zabiła i co zrobiła zanim stała się jakoś "dobra". Zapomniałaś jej przeszłość? Pamiętaj, że dawne czyny zawsze zostają w pamięci danych osób.
   - Pamiętam, ale sztuką jest wybaczać, a Jedi powinni to robić.
   - Na moje wybaczania jej nie przyszedł jeszcze czas.
   Odszedł.

                                                         ~~Zygerrianin~~

   Był jednym z paru generałów, którzy zaangażowali się w tę całą akcję.
   Niestety charakterek nie należał do tych miłych. Wręcz odwrotnie.
   Na jego twarzy uśmiech nie zagościł od piętnastu lat, zawsze był wredny, mówił z chrypką, która podkreślała gardzenie galaktyką i... ogólnie wszystkim.
   Czemu się nie zabił, skoro w niczym nie widział żadnego sensu?
   Chciał zadawać ból taki, jaki zadano jemu. Czy to fizyczny, czy psychiczny.
   Stracił rodzinę.
   Nie raz.
   Nie dwa,
   Nie trzy razy.
   Gdy miał osiem lat stracił rodziców. Zamordowano ich. Nikomu nie zaufał, był zamknięty w sobie. W odpowiednim wieku wstąpił do wojska. Tam poznał kobietę, ożenił się z nią i urodziła mu bliźniaki. Rok po narodzinach dzieci, kiedy ten został na dwa tygodnie wezwany do jednej z jednostek na specjalne przeszkolenie, najbliżsi spłonęli we śnie w bardzo dużym pożarze.
   Trzy lata później, po tym jak w miarę otrząsnął się po tym incydencie, poznał nową kobietę. Po jakimś czasie, pobrali się i zaszła w ciążę. Parę tygodni przed wyznaczonym terminem porodu, jej zabójstwo spowodowało wielkie zamieszki, które trwały około cztery miesiące.
   Nie mógł uwierzyć, że po raz kolejny zabrano mu żonę, zabrano mu najbliższą rodzinę. Oby dwie kochał, oby dwie pochował obok siebie i przychodził na ich grób. Jego potomkowie... dwie córeczki i jeden nienarodzony syn. Cała piątka... oni... oni nie żyją. Nie ma ich.
   Po roku odzyskał nadzieję na lepsze ułożenie życia. Spróbował ukoić swój ból kolejną, prawdziwą miłością. Wiedział, że dawne żony chciałby, żeby umarł szczęśliwie.
   Trwały przygotowania do ślubu.
   Przebywali w cukierni, a dokładniej na zewnątrz. Na polu temperatura sięgała dwudziestu siedmiu stopni, dlatego stwierdzili, że niepotrzebnie dusić się w środku. Wtedy...
   Wtedy po raz kolejny zadano mu cios. Strzelono do niej na jego oczach.
   Widział zabójcę i wraz ze służbą publiczną pognali za mordercą.
    Nie wymsknie mi się, pomyślał i nadal biegł za osobą niszczącą jego szczęście.
   Dopadł go.
   Ów sprawca był wysoki, miał około trzydziestu pięciu lat, kruczoczarne włosy oraz oczy pełne nienawiści i mimiką wyładowywał złość na mężu swojej ofiary, którego wręcz olśniło.
   Poznał tę osobę, mimo że gdy ostatni raz ją widział, miał zaledwie osiem lat.
   Facet był kiedyś niewolnikiem jego rodziców. Uwolniono go, gdy miał trzynaście lat. Nigdy się nie lubili, bo w końcu niewolnik i syn pana.
   Po tylu latach się spotkali i wszystko było jasne.
   To były niewolnik zabijał wszystkich, którzy byli mu najdrożsi. Wtem, zabił tego człowieka, znalazł jego najbliższych i pozbawił ich życia.
   W swojej karierze wzbił się na dość wysoki szczyt, ale nigdy więcej nie zaznał uczucia miłości bijącego od rodziny. Nigdy więcej nie związał się z żadną niewiastą, nie miał więcej dzieci, nie uśmiechał się, nie okazywał uczuć. Jedyne wyjątki były tymi chwilami, kiedy płakał nad trzema grobami.
   Po pochowaniu ostatniej partnerki oraz wypełnienia zemsty obiecał sobie jedno:
   Wbije w pień tyle byłych niewolników, ile tylko da radę. Nie miał do nich litości, nie będzie słuchał ich wytłumaczeń, że i tak nic nie zrobili.
   Znajdzie/napotka - zabije.
_________________________________________ 
Dobry!
Zupełnie opadam z sił. Jest źle, jest leniwie, brak chęci... 116 rozdział w ogóle nie jest skończony, ale zamierzam to skończyć do wtorku. Później zająć się 117. Co do czytania innych blogów... opadam. Ludzie, opadam ;__; Ledwo znajduję czas...
Przytyłam, ale plus jest jeden - urosłam! :v W sumie, w tym tygodniu zdarzyło się parę plusów... na przykład: polubiłam swą miotłę na łbie... no tego jeszcze w naszym programie nie było! xD
Z racji tego, że jestem dumna z ostatniego wątku, to dedyk dla:
WSZYTSKICH!

+ chcę was czego nauczyć, dokładnie dwie osoby: PISZE SIĘ "DEDYK", nie "Dedykt" ;)

NMBZW! 

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 109


                                                      ~~Członkowie Rady Jedi~~

   - Nadal na tym pracujemy. Przysyłają nam raporty. Nie wiadomo co się dzieje. Podobno rozkaz nie został wyłączony za pomocą komputera, którego użyła Ventress do wykonania go. - odpowiedział Mace na raport Yodu.
   - Ventress przesłuchana została już? - zapytał stary Mistrz.
   - Jeszcze nie. Chcieliśmy ją przystosować. Nie mamy zamiaru jej zrobić krzywdy, a ona nie może czuć się zagrożona. Dziś mieliśmy się tym zająć, spokojnie. - odparł Windu.
   - Czasu niewiele mamy. - przypomniał mały mentor.
   - Jesteśmy tego świadomi, Mistrzu Yoda. - odezwała się Shaak Ti. - Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby to Ahsoka z nią porozmawiała, lecz jak na razie nie mamy kontaktu z Naboo. Wiemy jedynie, że na tę chwilę bardzo dobrze sobie radzą i są bezpieczni. Po za tym, nie możemy ściągnąć Ahsoki w takiej chwili. Za długo by to trwało, a nam się spieszy. Uważam również, że lepiej nie potrzebnie ją martwić.
   - Tak czy siak, będzie chciała z nią porozmawiać kiedy znajdzie czas. - przewidział Ki-Adi-Mudni, który znalazł czas podczas bitwy o Mygeeto.
   - Jeżeli nie będzie chciała mówić, ściągamy Ahsokę. Jak na razie kontynuujemy nasze plany. - postanowił Korun.
   - Z Kanclerzem rozmawialiście? - zaciekawił się
   - Tak. Długi spadają co raz niżej i szybciej. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Myślę, że przy najbliższych wyborach należy pójść po radę senator Amidali i Organy. Będą wiedzieć komu najbardziej zaufać z kandydatów. - zaproponował Korun.
   - Koniec wyczuwam. - powiedział tajemniczo Yoda. - Bardzo trudny. - dodał.
   - Co masz na myśli? - zaciekawiła się togrutanka.
   - Czas nadejdzie odpowiedni. Tajemnice na jaw wyjdą wkrótce. Ciemna strona w Palpatinie silna jest. Tak szybko zwalczyć jej nie zwalczymy. - wytłumaczył nadal zawile wiekowy Mistrz.
   - Tyle przecież wiemy. Nie znasz dokładnych szczegółów? - dopytywał Kit Fisto.
   - Ventress przesłuchajcie. - polecił Yoda zmieniając temat. - Niech Moc będzie z Wami. - życzył i przerwał połączenie.
   Mistrzowie popatrzyli się po sobie i zastanawiając się, co może ukrywać Yoda.

                                      ~~Asajj Ventress~~

   Popatrzyła w prawo.
   Nie umiała ocenić czy w pomieszczeniu Świątyni Jedi jest jej lepiej niż w celach na Kamino lub tak samo, a może gorzej? W każdym razie nudziło jej się. Nie miała o czym myśleć. To miejsce zabrało jej wszelkie pomysły, a zamiast przywołać wspomnienia - narodziło w jej głowie totalną pustkę. Dawne miejsce, które przypominała sobie w retrospekcjach na deszczowe planecie, raczej źle na nią działo. To od tego się zaczęło, że przeszła na złą drogę. Stąd przybył jej Mistrz, stąd wylecieli na ostatnią misję, gdzie umarł i od tego czasu stała się kimś kim nie powinna się nigdy stać. Przeszła na Ciemną stronę Mocy i przyłączyła się do Dooku, który zresztą ją zdradził po czym skończyła, jak skończyła, dała się dwa razy pokonać i po drugim razie wdała się w nowy konflikt, przez co znalazła się z powrotem w Świątyni Jedi, lecz tym razem nie w swoim pokoju.
   Drzwi rozsunęły się, a do środka weszli Ci sami strażnicy co ją przyprowadzili. Wyczuwała ich, a zwłaszcza wtedy kiedy trzymając jej skute nadgarstki zaprowadzili ją do innego pomieszczenia. Po środku sali był dziwny krąg, który zdecydowanie był podestem. Stając na nim poczuła echo wielu Jedi w tym... Ahsokę. Wtem przypomniała sobie, że Ahsoka wspominała o tej chwili. Wspominała o wyglądzie sali. Niewiele o tym mówiła, ale na początku nastolatka podzieliła się z Ventress tą informacją. Niewielu Jedi bywało w tym miejscu.
   - Asajj Ventress. - padło jej imię.
   - Mace Windu. - odpowiedziała głosowi wypowiadającemu jej tożsamość.
   - Zechcesz nam opowiedzieć, jak to się stało, że jesteś tutaj? Najlepiej od czasu, kiedy widziano Cię z Padawanem Ahsoką Tano w dniu jej schwytania w magazynie z nanodroidami. - kontynuował.
   - Myślałam, że dostaliście szczegółowy raport. - wyznała kobieta.
   - Tak było, ale chcemy usłyszeć wszystko jeszcze raz z twoich ust. - odparła Shaak Ti.
   - W mojej pamięci są luki. Wiele powiedziałam i w dodatku wszystko co chciano. Czego jeszcze ode mnie wymagacie? Nie lepiej mnie od razu zabić? - zdenerwowała się Dathomirianka.
   - Nie chcemy cię zabijać. - uspokoił ją Tiin.
   - A to nowość. - zakpiła niegdyś Jedi.
   - Zatem liczymy na opowieść. To nie jest tylko dla twojego dobra, ale też dla dobra innych. Wyczuwam w tobie wielką zmianę, przez co nie jesteś obojętna na zagrożenie innych.
   Westchnęła.
    Chciała zamknąć się w sobie bo tylko sama mogła się zrozumieć... nie w sumie, to nie. Nie wiedziała co ze sobą począć. Stanęła w pułapce, a nikt inny nie może jej powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Zastanawiała się nad tym czy im powiedzieć, bo jak mogła szukać rad u osób, które jeszcze bardziej niż ona nie mają pojęcia o sytuacji. Nie będą w stanie jej pomóc... ba! Jeżeli w ogóle się do tego rwali. Robili to dla dobra innych, a ona była przekonana, że raczej w tej grupie się  już nie znajduje.
   - Zaczęło się od tego, że zostawiłam Ahsokę w magazynie. Gdy wracałam, napadnięto mnie i zabrano mi miecze. Wychodzi na to, że była to wasza Barriss. Później wróciła do mnie Ahsoka. Poprosiła mnie o pomoc. Zgodziłam się i nadal nie wiem czemu. Żyłyśmy przez parę tygodni szukając jedzenia. W końcu Ahsoka z moją pomocą postanowiła wrócić. Poszukałyśmy jej mieczy i zniknęła. Więcej razy od tamtego czasu jej nie widziałam, ale wiem, że o mnie myślała.
   Parę miesięcy później znowu dałam się napaść. Już zupełnie przez inną osobę. Obezwładniono i pozbawiono mnie pamięci. Zrobiła to jakaś siła wyższa, ale ja trwałam u boku Dartha Maula. Po jakimś czasie przylecieliśmy na Kamino. W dniu zatrzymania Palpatine'a. Broniliśmy się przed klonami...
   - Żołnierzami. - poprawiła ją Ti wtrącając się do jej monologu.
   - Żołnierzami. - powtórzyła była uczennica Dooku i mówiła dalej: - W pewnym momencie Maul kazał mi iść dalej, a on zajął się czymś innym. Teraz podejrzewam, że było to wezwanie od Sidiousa. Potrzebował go i dlatego mnie zostawił. Ja poszłam do centrum i wcisnęłam odpowiedni przycisk wywołujący rozkaz. Tyle osób zginęło w jednym momencie. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, odwołałam to. To była chwila, a w mojej głowie powróciły wspomnienia. Tyle tego w jednej chwili... odczułam niewyobrażalny ból. Zmusiłam się do zatrzymania... nie było to łatwe. Musiałam użyć Mocy. Poddałam się, bo wiem, że źle postąpiłam, bo jestem słaba. Przez... podczas pobytu - poprawiła się - w celi na Kamino, mój umysł był rozbity. Masz rację, Tiin, zmieniłam się. Ta cisza, warunki i świadomość, że źle zrobiłam dały mi do myślenia. Największy problem w tym, że nie umiem powiedzieć co dokładnie się dzieje. Nie umiem sobie sama z tym poradzić, zrozumieć, a co dopiero próby innych. Ja... ja mam dość. Chcę zostać sama. - poprosiła po dłuższej chwili.
   - Wiesz... - zaczęła Shaak Ti.
   - Chcę zostać sama! - wykrzyczała. - Zostawcie mnie z tym samą! Już wiele wam powiedziałam! Tyle co wiem, co pamiętam! Dajcie mi spokój!
   Padła na kolana. Nie była już w stanie stać. Straciła cierpliwość. I tak przez dłuższy czas była oazą spokoju i wiedziała, że na dłuższą metę tak nie pociągnie. Za długo dusiła w sobie krzyki. Nie konkretne, chciała po prostu unieść głos. Padając na kolana miała ochotę wybiec i robić wszystko co związane z pobudzeniem adrenaliny, ale wiedziała, że jest tak bardzo osłabiona psychicznie, że nie może sobie na to pozwolić.
   - Zaprowadźcie ją do sal uzdrawiania. - polecił strażnikom Windu.
   - Chcę być sama! - powtórzyła.
   - Weźcie ją do jakiegoś pokoju i pilnujcie. - postanowił ostatecznie chcąc spełnić jej żądanie.
   Stwierdził, że jednak lepiej byłoby gdyby rozmawiała z nią padawanka Wybrańca, ale i tak nie usłyszeli by tych informacji z jej ust. W każdym razie... już po wszystkim. Dadzą jej spokój na trzy dni i spróbują z nią trochę porozmawiać albo poczekają na przybycie uczennicy Skywalkera. Nie chcieli pozbawić życia byłej zabójczyni Dooku. Mimo wszystko chcieli dla niej dobrze i nie pragnęli by jej psychika ją zamęczyła.
   Patrzył jak kobieta zostaje wyprowadzona przez strażników. Była taka bezbronna, nieszkodliwa i posłuszna!
_________________________________________
Wiecie co? Mam tak nakopane w dupę, że myślałam, że nic nie skończę. A tu proszę! W niedzielę, w godzinę, przyjemnie napisałam większość rozdziału. No czegoś takiego nie było od dwóch lat, a tak dużo opisów w tym to nigdy. No jestem z siebie dumna.
Teraz idę se nie niszczyć życie... łeh, to boli.
Za wszelkie błędy przepraszam.

NMBZW!   

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 108


                                                       ~~Separatyści~~

   [Parę dni wcześniej]
   Nute Gunray był bardzo oburzony. Zostali wysłani na planetę Mustafar. Dla niego równie dobrze Grievous mógł im kazać spalić w ogniu. Dla v-ce króla to była jak kara. Czuł, że jeżeli coś przeskrobie, to dobrowolnie może sobie skoczyć do lawy.
   Wchodząc po raz pierwszy do pomieszczenia zobaczył konsoletę, a jeszcze wzdłuż pomieszczenia dalej stał wielki stół otoczony krzesłami. Mieli tam podejmować działania mniej ważne od tych, które Sidious toczył na Naboo. To była kolejna sprawa, która doprowadzała nerwy Gunraya do ostateczności. Jedną z ofiar miała być Padme Amidala, mimo że Neimoidianin starał się o głowę na swoim biurku od wielu lat.
   Czy Sitha to obchodziło? Nie za bardzo.
   Gunray zastanawiał się co Sidious miał tam szukać. Nowego ucznia? Przecież to było bez sensu. Po co by miał szukać tego, którego śmierci nie będzie żałował? Pozwolił umrzeć Dooku, na Grievousie prawie w ogóle mu nie zależało... Na co my mu jesteśmy potrzebni? pomyślał.
   Usiadł na samym końcu stołu. Nie obchodziło go, że wielu będzie mieć mu za złe, że usiadł na takim miejscu jak jakiś wielki przewodnik lub czy zajął miejsce kogoś ważnego. Zamierzał się usprawiedliwić tym, że krzesło przecież wcale nie było podpisane i nikt go wcześniej nie zajął, a on może sobie siadać gdzie mu się podoba.
   - Trzeba było lecieć na Naboo. - powiedział na głos to, co myślał.
   Wszystkie oczy skierowały się w jego stronę po czym zaczęli mówić coś w swoim języku, ale v-ce króla mało to interesowało.
   - Chcesz pokrzyżować plany Sidiousowi? - zapytał zmieszany doradca.
   - Nie, ale chcę dorwać Amidalę. - odparł Gunray.
   - Przecież chyba to właśnie zrobią. - przypomniał towarzysz.
   - Ja chcę osobiście, rozumiesz?
   - Zginie tak czy siak. Nie mieszaj się do tego. - przetłumaczył droid słowa Shu Mai
   Nute popatrzył się na nią złowrogo.

                                                        ~~Ahsoka~~

   [Teraz]
   Przebiła mieczem ostatniego z droidów. Pałac był już ich, plac również. Można było ratować mieszkańców. W Theed utworzyło się parę obozów i Separatyści nie mieli jak wyżywić mieszkańców. Zadaniem Jedi było sprowadzić ich na główny plac i zapewnić im bezpieczeństwo. Nie wiadome było ile to potrwa, w każdym razie trzeba było się sprężać. Jeden z obozów miał być już odzyskany przez Mistrza Plo, co do Mistrzyni Bultar i miejsc poza stolicą - nadal nic nie było wiadomo.
   Wychodząc z pałacu zobaczyła na placu Anakina.
   - Mistrzu. - Ukłoniła się przed nim.
   - Od kiedy stałaś się taka przestrzegająca zasad grzeczności? - zdziwił się.
   - Nie licz na więcej takich sytuacji. - zażartowała.
   - A szkoda. - odezwał się Rex.
   - Co, nie? - wtrącił Fives. - Byłoby fajnie popatrzeć, jak nie pyskuje a zachowuje się jak należy. Chociaż... Komandor Tano, która nie pyskuje, to nie Komandor Tano.
   - Mimo że był spokój, nie zmieniaj się, Smarku. - poprosił Skywalker.
   - Postaram się. - odparła.
   Było to absolutną prawdą. Przecież nie wiedziała przez co będzie musiała przechodzić. Problem w tym, że jakaś sytuacja może ją zmienić, jak każdego zresztą. Ona zmieniła się. Wracając nie była już tą samą Ahsoką co kiedyś, ale w większości się odnalazła i przywróciła swoje "Dawne Ja", lecz wszystko może ulec zmianie w każdej chwili. To już nie była zmiana jak w czasie dorastania. Te zmiany były gorsze. Mogło Cię zmienić w zło, ale podtrzymać Twoje dobro. Tylko małą częścią świadomości można to kontrolować.
   - Co z Palpatinem? - zapytała Mistrza.
   - Nadal się gdzieś ukrywa. Już niedługo. - obiecał.
   - Tarkin gdzieś tam jest. - oświadczyła patrząc w niebo. Było już prawie ciemno.
   - Ahsoka, masz trzymać się od tego z daleka. - przypomniał mentor.
   - Ale, Mistrzu, przecież nie mogę mu dać złapać Barriss ani po raz kolejny siebie.
   - Masz się w to nie mieszać. - powiedział ostatecznie.
   - To tak, jakbym ja Ci zabraniała zmierzyć się z tym... starym intrygantem po Ciemnej Stronie Mocy, który nawet uknuł by wydać na mnie wyrok śmierci. Nawet nie reagował kiedy chciałam się bronić. Nie sądzisz, że zabicie mnie, to za dużo? Przecież wiedziałeś, że nie mogłam tego zrobić, bo niby kiedy? Wiesz, że Barriss przecież też może ucierpieć za danie się złapać. Nie chcesz walczyć by ochronić przyjaciół? Nie robisz tego po to?
   - Ahsoka, nie możesz brać ze mnie wszystkich przykładów. Czemu w innych, błahych rzeczach potrafisz się hamować, a w tej nie?
   - Bo wiem, jaka jest stawka.
   - Ja też, ale nie pozwolę byś podążała taką ścieżką. Ja próbuję ją zwalczyć, ale prawdopodobnie dla mnie jest już za późno.
   - Niby czemu? Powiesz mi kiedyś, czy mi nie ufasz?
   - Ufam. Po prostu próbuję tego sobie nie przypominać. Nie umiem się wysłowić na ten temat. Nie chcę by ktokolwiek wiedział o mojej porażce. - Jego oczy były smutne, a mina żałosna. - Ale wie jedna. - dodał. - Padme. Mogłabyś jej spytać, ale nie chcę byś się na mnie zawiodła. Po za tym, gdybyś to usłyszała, to jeszcze bardziej byś gnała by walczyć z Tarkinem.
   - A po tym wszystkim... będę mogła wiedzieć? Chcę wreszcie zrozumieć czemu postępujesz, jak postępujesz. Co jest tego winą?
   - Smarku, nigdy nie byłem idealną osobą. Prawie nikt nie był zadowolony z moich poczynań. Wielu osób wierzyło, że mogę przynieś Jedi zgubę, że nie jestem tym Wybranym, że jestem za duży i nie podołam zadaniu. Mówią, że jesteśmy podobni, prawda? Nie. Nie chcę byś była podobna do mnie. Jesteś lepsza. Nie bierz przykładów ze mnie, proszę Cię. Nie mieszaj się w to, w co Ci nie pozwalają. Przestrzegaj zasad. Tylko o to Cię w tym momencie proszę.

                           ~~Rex i Fives~~

   Oboje przysłuchiwali się tej wymianie zdań pomiędzy swoim Generałem i Komandorem. Przysłuchiwali się słowom dwójki, ale również włączyli w kubłach kanał prywatny.
   - Nie rozumiem czemu w naszych rozkazach było zabicie Jedi? Przecież wcale nie są źli. Po za tym, nasz Kanclerz chciał chyba wykorzystać to okropniejszych celów. - stwierdził Fives.
   - Może nie wszyscy. Pamiętasz Krella? - zapytał Rex.
   - Taa. Czy on czasem nie wspominał czegoś o przyszłości? - przypomniał żołnierz ARC
   - Możliwe. - odpowiedział Rex. - Nie mogę uwierzyć, że z tej pyskatej dziewczyny, wyrosła odpowiedzialna Komandor. Pamiętam, jak po raz pierwszy pyskowała Generałowi. Nazwała go "Rycerzykiem". Było śmiesznie. Z czasem stawała się co raz to odpowiedzialna i doszła do tego, co jest teraz. Szkoda, że musiała odejść. Nie chciałem wysyłać za nią listu gończego, ale... nie było wiadome co jest prawdą.
   - Co było - minęło, Kapitanie. Ważne jest teraz. Przeżyjemy i wygramy. - zapewnił.
___________________________________
Hueeeeeeeeee, wiecie kto poszedł na dwie olimpiady z historii przez co nie ma dużo wolnych chwil i w tym samym czasie życie nadal daje jej w dupę? Tak, to Kiwi.
Przepraszam za wszelkie zaniedbywanie blogów. Ogólnie muszę się znowu zacząć rozciągać, bo niestety wypadłam z prawy :( To przykre.
Dedykacja przeprosinowa dla:
Wszytskich <3

NMBZW! 

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 107


                                                       ~~Katooni~~

   Padła wycieńczona na łóżko.
   Nie dbała o to, że wymienili pościel i jej pot może sprawić, że kołdra będzie przesiąknięta niemiłym zapachem.
   Wydała z siebie dziwnie śmieszny jęk przypominający trochę jakieś warczenie z ust Wookiego.
   Czasami nadchodziły dni, kiedy na treningach trzeba było dać z siebie wszystko kończąc na ostatniej kropelce potu. Przez jej myśl przeszła myśl, że będzie musiała pół roku nadrabiać to, co straciła na tym treningu.
   - Katooni - powiedziała do siebie - wypadałoby wziąć prysznic.
   Na jej twarzy pojawił się uśmiech i zachichotała. Nie chciało jej się zupełnie wszystkiego jak na ten dzień czy noc... w każdym razie, w najbliższych dwunastu godzin. Nie dbała o to, że nie zje kolacji czy spóźni się na śniadanie. Co do ostatniego posiłku dnia, to wypadałoby zjeść, ale niekoniecznie, a ze śniadaniem to już jej tak do śmiechu nie było. Śniadanie zawsze trzeba było jeść.
   Nie panowała już nad tym co dzieje się z jej ciałem. Powieki stały się tak ciężkie, że próbując nie dopuścić do zamknięcia oczu, w końcu straciła świadomość i usnęła nie bardzo kojarząc, w którym momencie.
***
   Potężny ryk.
   Potężne ryki.
   To Wookie. Tak, to pewnie oni.
   Nie widzę ich, ale jestem przekonana, że to właśnie ta rasa. Z resztą każdy by skojarzył.
   No właśnie, czemu tylko ich słyszę? Dlaczego nie mam pełnego obrazu na sytuację? Skąd mam wiedzieć o co chodzi?
   Naglę słyszę kobiecy jęk, ale jeszcze wcześniej... coś stłumionego.
   Mistrz Yoda staje przed moimi oczami.
   Jest strapiony.
   Nagle...
***
   - Katooni! - krzyczał chłopięcy głos.
   Dziewczynka pisnęła. Wystraszył ją.
   - Petro! - rozpoznała twarz. - Co Ty tu robisz?
   - Budzę Cię. Lepiej się umyj. - doradził.
   - A-aha... no tak. Tak szybko nastał ranek? - zdziwiła się.
   - Nie, jest wieczór. Wszyscy Cię szukają, miałaś się wstawić. - przypomniał.
   - Zapomniałam i jestem wykończona.
   - Nie tylko ty. Pośpiesz się.

                                     ~~Kashyyyk~~

   Wookie byli bardzo waleczną rasą i za nic nie pozwoliły wygrać Separatystom. To, co zburzyli by uratować resztę , od razu odbudowywali i bronili przed kolejnym atakiem lub najazdem.
   Luminara pomagała im najlepiej jak mogła godząc jeszcze z tym walkę przeciw Separatystom. Paru Wookie wydawało się, że Yoda pewnie nic nie robi, a on mimo swojego małego wzrostu robił co tylko w jego Mocy by również jakoś wspomóc mieszkańcom planety.
   Nadal jednak uważali na żołnierzy Republiki. Rada już wysłała Jedi na Kamino by zajęli się tą całą sytuacją z Rozkazem 66, który wykonała Ventress.  Niestety nic nie było pewne. Tak, jak w tamtej chwili.
   Unduli biegła z włączonym mieczem w stronę wielkiego drzewa, gdzie było większe skupisko droidów. O blaszaki się wcale nie martwiła, niewiele mogły jej zrobić. Za to za sobą miała paru żołnierzy ze swojego batalionu. Wtedy nastąpił kolejny moment, kiedy troje żołnierzy strzelili do niej pod wpływem urazu Rozkazu 66.
   Kobieta wydała jęk, a zaraz po niej padło dwóch Wookie.
   - Niee. - krzyknęła.
   Bracia żołnierzy obezwładnili tę trójkę, a zaraz po tym zjawił się Yoda. Jedi jeszcze żyła. Nie udało im się trafić tak, by zginęła.
   Chwilę później żołnierze otrząsnęli się. To był dla nich szok.

                          ~~Barriss~~

   Paru żołnierzom się już oberwało. Niektórzy stracili życie, inni jeszcze byli żywi, więc jej zadaniem było również utrzymać ich w jak najlepszym stanie by łatwo mogli wyzdrowieć. Oczywiście brali pod uwagę tych, którzy mogą być okaleczeni do końca swojego, krótkiego życia. To była ta najbardziej smutna część ich losu, zaraz po śmierci na froncie. Ci, którzy przeżyją będą żyć krótko, a ci, którzy ginęli na bitwach - jeszcze krócej.
   Zajęła się raną jednego z żołnierzy swojego legionu. Nie narzekali często na ból, znosili go dobrze. Byli przede wszystkim odważni. Gdyby obywatele byli świadomi, jak wiele żywych istot umiera, pewnie zmienili by cały swój światopogląd. Jedi mogli potwierdzić to swoją zmianą. Nadeszły nowe czasy, a każda kolejna nauka zmienia patrzenie na wszystko. Mimo że czasami nawet mają małe znaczenie, to w środku osób była to wielka zmiana.
   - To wszystko. - oznajmiła gdy skończyła opatrywać ranę. - Jeżeli coś by się z nią działo, poproś o pomoc żołnierza-medyka. Na pewno się tym zajmie, to co najgorsze jest już za Tobą.
   - Dziękuję, Pani Generał. - Mężczyzna uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła gest.
   - Odpoczywaj, póki masz czas. Niech Moc będzie z Tobą. - życzyła mu.
   Wiele z nich zostało tak pozdrowionych i zawsze nowi czuli się trochę dziwnie.
   - I z Tobą, Pani. - odparł.
   Nie znała wcześniej żołnierza, dlatego stwierdziła, że jest nowy. W każdym razie, wcale nie był rozczarowany tym, że życzyła mu tak, jak każdy z Jedi sobie nawzajem.
   Odeszła ustalać plan działania. Miała pomóc najpierw Aayli, a później zostać by zająć się rannymi lub osobami, które mogły dostać szoku oraz starszymi. Takie akcje źle działają na ich stan zdrowia.
   Poczuła ból. Miała wrażenie, że traci kogoś bardzo bliskiego.
   Zonder, pomyślała odruchowo. Była odpowiedzialna za chłopaka, dlatego nic dziwnego, że od razu obraz jego twarzy pojawił się w jej głowie, ale od razu doszła do wniosku, że to jednak nie może być on. Przebywał w Świątyni gdzie było bezpiecznie, a gdyby coś się działo, na pewno członkowie Rady skontaktowaliby się z nimi mimo wszystko.
   Następną osobą były dziewczyny, ale dobrze sobie radziły i były odpowiedzialne. Po za tym, droidy są niezbyt skuteczne by je załatwić.
   Ostatnią była Luminara.
   Pani, powiedziała w myślach. Tak, to uczucie pochodziło od jej byłej mentorki. Offee nie miała pojęcia co tak naprawdę się stało, ale miała świadomość jednego - Mistrzyni Unduli potrzebuje pomocy. Jej pomocy. Nie ważne jakiej dokładnie, najistotniejsze było to, że potrzebowała byłą padawankę.
   - Generale. - powiedział Komandor. - Co się dzieje?
   - Czy... możecie skontaktować się z Kashyyyk? - zapytała.
   - Nie wiemy, ale pewnie Świątynia ma z nimi jakiś kontakt. - odpowiedział.
   - Dowiedz się, co z Luminarą Unduli. - poprosiła.
   - Oczywiście. - zgodził się, po czym odszedł by wykonać powierzone mu zadanie prośbą.
________________________________________
Witam państwa! <3
Jak w szkole? Ja już dostałam parę zadań i trzy kartkówki -_- + zmieniono mi panią od Historii i prawdopodobnie zapisała mnie na konkurs, o który mi wcale nie chodziło... Chcę panią D. :<
Jakąś godzinę temu Ida została moim mózgiem! To wiekopomna chwila! Pijmy piccolo! :D
Dedykejszyn for:
Soni <3 Za dwa dni już dwa latka :3
Margaret :*
Ashara ^^ 

NMBZW!