niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 163


~~Naberrie~~

[Dwanaście dni po narodzinach bliźniąt, Naboo, dom rodziny Naberrie]
    Czuli się, jakby odczarowano ich z jakieś klątwy. Kompletnie nie mieli pojęcia skąd znajomość nienawiści do swojej córki, odrzucenie jej. Niewiedza, z każdą chwilą, zadawała sercu większy ból. Nikt nie próbował zaczynać tematu bojąc się, że zostanie oskarżony. Obawiając się, że reszta tego samego nie doświadczyła i jest się pojedynczym zwyrodnialcem.
    Jobal wiedziała, że tak nie było. Jobal miała świadomość, że każde z nich zawiniło i nie jest sama z tym uczuciem. Wszyscy próbowali żyć, a wychodziło im to wyjątkowo sztywno. Wiecznie niemrawa atmosfera zmieniała się w nieme piekło sprawiające, że najsmaczniejsze potrawy pani domu traciły smak. Z jednego powodu - utraty zaufania w rodzinie.
    Pewnego dnia nie wytrzymała.
    - Tak dalej być nie może! - zaprotestowała.
    - Jobal, nie przy jedzeniu - poprosił Ruwee.
    - Jeżeli teraz tego nie zrobię, to już nikt tego nie zacznie. Wszyscy zawiniliśmy złością za Padme. Żadne z nas nie wie czemu i wszyscy mamy świadomość, że stało się coś, na co wpływu nie mamy.
    - Nic nie możemy na to poradzić - odparł jej mąż.
    - Można zgłosić się do królowej...
    - Nie mieszajmy w to królowej!
    - Ruwee...
    - Jobal, powiedziałem: Nie.
   - Mama ma rację - wtrąciła się Sola. - Może chodzi o coś z Jedi. Widzieliście co działo się z tą togrutanką. A co się stało z niebem? Anakin też gadał farmazony. Są rzeczy cywilom słabo znane. Trzeba poprosić królową. Ona coś wie. W naszej rodzinie w końcu nastąpi zgoda.

~~Anakin~~

[Czwarty dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, apartament senator Amidali]
    - Co masz na myśli? - zmartwiła się Amidala.
   - W momencie, w którym straciłem Ahsokę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo zagrażam innym osobom. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo lekceważę groźby wroga. Palpatine wiedział wszystko, gdzie jesteś, co planujemy. Rozszerzał swą Moc w dalekie horyzonty. Niedawno rada dostała wiadomość od Apailany. Twoja rodzina się opamiętała, ale nie jest zaślepiona. Po wszystkich tych zjawiskach są inni. Ponoć czują się jakby ich ktoś zaklął. Kazał myśleć, że są źli, że popełniliśmy błąd.
    - Ale tak naprawdę uważają inaczej? - ucieszyła się.
    - Nie wiem. Nie mówili. Problem w tym, że Palpatine miał rację mówiąc, że popełniliśmy pewien błąd. Ja to tak wyczytałem. Popatrz ile nieszczęść sprowadziłem na ciebie.
    - To drobnostka, Annie. Patrz na to, co masz teraz. To nazywasz błędem?
    - Nie, ale mam wrażenie, że będzie jeszcze gorzej.
    - Chcesz odejść?
    - Chciałem.
   - Co? Chciałeś mnie zostawić? Nie to przysięgaliśmy sobie podczas ślubu. Nie to obiecywaliśmy sobie podczas wspólnych chwil!
    - Przemyślałem wszystko! Na spokojnie. Z Obi-Wanem.
    - I?
    - Moje odejście byłoby bez sensu. Jest mi wstyd, że w ogóle myślałem o opuszczeniu was. Byłem rozbity. To wszystko... tak nagle spadło na moją głowę. Wyglądało jak norma, ale nowe doświadczenia wyolbrzymiają całą sytuację. Z jednej strony, życie bez przeszkód byłoby nudne, lecz wszystkie niespodzianki niewyobrażalnie męczą.
    - Musisz ochłonąć - poleciła i przysiadła się do niego z synkiem.
    Schował ręce w dłoniach,a z oczu poleciały mu łzy. Nie łkał, nie wydawał żadnego głosu. Chciał przesiedzieć, pozwolić, aby te słone krople zaistniały przez chwile, lecz pozostawały tajemnicą. Czuł, jakby znowu mu ktoś umarł, ale miał świadomość, że to nie ktoś, ale coś nie chce się do niego przyznawać - wierność Padme. Sama próba zrobienia kroku w przód, w celu odejścia, była dość wielkim błędem, którego nigdy w życiu nie zrekompensuje ani jej, ani dzieciom. Kiedyś będą musieli się dowiedzieć. Jak im oni sami nie powiedzą, tak powie Obi-Wan lub, co gorsza, Moc im podpowie. Czemu to poodoo nie ma ludzkiej postaci? Wtedy by ją udusił.
    Po trzech minutach ochłonął i spojrzał na Padme ujmując jej dłoń.
______________________________________
NMBZW!

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 162


~~Anakin Skywalker~~

[Czwarty dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, apartament senator Amidali]
    - Jest misio? - zapytał słodko Anakin swoją małą córeczkę. Jej brat zdecydowanie gustował w śnie, za to córka była bardziej rozgadana. Skywalker postanowił, że do Świątyni będzie wpadał co drugi dzień na treningi Ahsoki i nie zamierza jej tego odpuścić. W tamte dni zamierzał zaszczyć swoją obecnością w ważnych naradach i odmówił brania udziału w pierwszych bitwach ze względu na histeryczny brak nadziei Rady Jedi.
    Leżał w jakieś koszulce i materiałowych spodniach na łóżku, a obok niego, na mięciutkim kocyku, spoczywała, oczarowana zabawką, Leia. Niebieski misiek piszczał za każdym razem, kiedy Anakin bardziej przycisnął jego brzuch. Usłyszał dźwięk roztwieranych się drzwi windy i poczuł w Mocy Padme. Mała energicznie poruszyła nogami kopiąc jego kolano.
    - A kogo my tu mamy? - Uśmiechnęła się kobieta wchodząc do salonu.
    - A mnie - odpowiedział Anakin.
    Dziewczynka wydała dziwny głos, jakby się zaśmiała. Anakina to uspakajało, ale martwił się, czy czasem Padme nie stwierdzi, że zaniedbuje i ją i synka. Powód był jeden: bezgranicznie zakochał się we własnej córce. W jej uśmiechu, ruchach małych nóżek, rączek, spokojnej twarzyczki podczas snu... wyglądała tak podobnie do jego matki! Nie mógł się napatrzeć, nadziwić... kochał dziewczynkę jak córkę - czyli tak, jak powinien - a jednocześnie jak matkę. Bał się przyznać do tego nawet swojej żonie.
    - Luke śpi? - zapytała tylko.
   - Jakieś czterdzieści minut temu jeszcze się z nami bawił, ale chyba go zanudziłem, bo urwał mu się film -odpowiedział.
    - Widocznie nawet u dzieci woli cię płeć przeciwna - zażartowała.
    - Patrz jacy my do siebie podobni jesteśmy - poprosił, biorąc Leię na ręce tak, aby jej głowa była obok jego.
    - Wzrok to wy macie zabójczy - zauważyła. - A u ciebie to jest atut tej gorszej strony.
    - Przeszkadza ci to? Pamiętaj, Mała - zwrócił się do dziewczynki - Łobuz kocha najbardziej.

~~Ahsoka Tano~~

[Piąty dzień odwetu Zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
(kursywa i pogrubienie - Ahsoka, kursywa - myśli Qui-Gona, normalna - słowa Qui-Gona wypowiadane przez ciało Ahsoki)
    - Jak tak dalej będziemy mieć dobry postęp, to nam podniosą rangę.
    - To dobrze. Chyba że dla ciebie nie - odpowiedział jej Qui-Gon.
    - Pewnego dnia dostałam wizji. Pragnęłam, aby się ziściła. Nadal tego chce, ale skoro to ciało nie należy do mnie i masz swoją misję, to nie będę cię zatrzymywać.
    - Jaką wizję? - dopytywał się.
    - Że nie zgadzam się na pasowanie mnie. Że chcę być pod Anakina skrzydłami, jak najdłużej.
    - Teraz, kiedy ma swoją rodzinę, nie ma zbyt wiele czasu dla ciebie.
    - Ma grafik...
    - Grafik nie jest okazaniem miłości.
    - Qui-Gonie, zawsze organizował sobie czas, znajdował go multum dla mnie, Padme, rady... nigdy nie czułam się osamotniona. Teraz też nie.
    - Czy aby na pewno?
    - Na pewno. A może to tobie jest szkoda? W końcu chciałeś z nim trochę pobyć, bo wyrósł, bo za nim tęskniłeś.
    - Też, ale takie grafiki mogą osamotniać.
    - Mnie nie osamotniało  i nadal nie osamotnia. Poza tym, teraz nie mam z nim dobrego kontaktu przez tę sytuację.
    - Wyjdziemy z tego.
    - Cały czas to obiecujesz.
    - I cały czas próbuje złapać kontakt z drugą stroną.
    - Dlaczego ja?

~~Padme Amidala~~
  
    Podniosła małego chłopca, który ziewnął na powitanie nowej pory dnia. Było późne popołudnie, a on potrafił przespać całe dnie. Kobieta zastanawiała się czy to nie jest czasem coś złego, skoro nawet najlepsza zabawa może go znudzić.
    Szybko go przewinęła i zabrała do salonu, gdzie zaczęła się rządzić niczym dobra gospodyni domowa. Mimo wysokiego statusu, nie widziała w tym nic złego. Została wychowana na osobę równą każdemu niezależnie od tego, kogo jest dzieckiem i jaka jest jej rola w galaktyce. Tak samo planowała wychować swoje dzieci. Może rodzice byliby z niej dumni, gdyby nie uznali jej za osobę, która zagrała życiu Anakina. "Popsułabyś mu relacje"; "Zagubiłby się"; "Myśląc o tobie na wojnie, mógł zginąć, a ty nosisz kolejne problemy". To takie dziwne. Żyła z nimi w zgodzie, a nagle się od niej odwrócili. Polubili Anakian, w czym sęk? Jego sława?
   - Jedno się obudziło, drugie zasnęło. Będziemy mieć ciekawe życie - stwierdził Anakin kładąc ramiona na oparcie kanapy i przypatrując się Padme grzebiącej w wazonie z kwiatami.
    - Nigdy nie lubiłeś nudy. A że wojna się skończyła...
    - Nadal nie jest nudno. Na razie trwa kompletne zamieszanie niepozwalające mi spać - przyznał.
    - Jak to? - zdziwiła się i popatrzyła na niego zaniepokojona. - Ile już tak masz?
    - Parę dni - odparł. - Jak zamknę oczy, to albo widzę Rexa i jego martwe ciało, albo Ahsokę gdzieś w chmurach. Nie potrafi się odnaleźć. Słyszę w głowie raporty dotyczące Zygerrian. Przypomina mi się Zyerria i moja misja. Miesza mi się sprawozdanie z bitew z wojen klonów, a z informacjami od teraźniejszych wywiadów. Sklejają się ze sobą słowa Aanga i Palpatine'a lub gdzieś za tym pierwszym czai się coś złego. Przerażający rechot. Dni dają jakieś ukojenie, płacz dzieci też. Dlatego wolę iść zamiast ciebie. Ty się wyśpisz za dni, kiedy byłam na Kamino, a ja odpocznę od podświadomości.
    - Coś jeszcze?
    - Muszę ci coś wyznać. Moją decyzje. Nas... naszej rodziny. Nie mogę dłużej.

_________________________________________WAŻNE!
Zgadnijcie kto ma dziewięć rozdziałów do przodu? Tak, to ja.
Kto ma najgorszą średnią w życiu, czyli 3.6, i musi się podnieść? Tak, to ja.
Kto napisał w dwudziestym szóstym rozdziale "wierzyć" przez "ż"? Tak, to ja, a Sonia to zatwierdziła XDD
Wena jest, a jak wena jest, to dużo rozdziałów... a co do rozdziałów:
Wczoraj, jak co sobotę zresztą będzie, wpadł nowy rozdział no bloga -> If we wanna live young love we'd better start today... [Klik w nazwę]
PONADTO!
JEŚLI KTOŚ CHCE ZADAĆ MI PYTANIE, WBIJAĆ TAM W ZAKŁADKĘ "PYTANIA". JA NIE GRYZĘ XD

NMBZW! 

niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 161


~~Barriss Offee i Luminara Unduli~~

[Dwadzieścia dni po narodzinach bliźniąt, Ilum]
    Nie czekały zbyt długo na atak. Parę godzin po ich dotarciu na planetę przybyli Zygerrianie wraz z orszakiem swoich żołnierzy. Choć Luminara była bardzo dobrze przygotowana, jak zwykle swój plan opracowała z najmniejszymi detalami, ale to, co Zygerrianie zaoferowali po przylocie, przyćmiło jej najśmielsze oczekiwania.
    To już nie Separatyści, nie bezduszne robiciki, które umiały strzelać gdzie popadnie. To żywe istoty wyszkolone najlepiej jak tylko się dało. Co mieli począć Jedi po trzech latach zamartwienia się o to, że tracą w swoich szeregach ludzi ze skóry i kości, a teraz trafił im się przeciwnik z armią, w której słychać bicie serca czekającego na stłumienie.
    Amunicja broni też była jakaś dziwna, więc Luminarze, jak i Barriss, trudno było się przestawić na odbijanie innych wiązek. Wydawały się cięższe, trzeba było użyć wiecej siły, aby miecz precyzyjnie odbił dany strzał. Jedyne co mogło rozproszyć ich uwagę, to ohydne, szerokie uśmiechy Zygerrian oszpecone zaniedbanymi kłami.
     Barriss zdecydowanie lepiej się czuła, kiedy to odbity strzał zabił przeciwnika, a nie pozbawienie go głowy jej mieczem. Wzięła za ideologie to, że po prostu się broni, a oni giną... ze swojej winy. Oni strzelili, ich wiązka, a ona się tylko broni. Wyczuwała jakąś niepewność od strony klonów. Byli przygotowani na walkę z istotami żywymi, ale, tak samo, jak Jedi, trudno im było odzwyczaić się po trzech latach. Wykonalne, aczkolwiek trzeba praktyki.
    Tafla śniegu zawaliła się za plecami Jedi i przygniotła pięcioro klonów. Walka z kimś, kto ma stuprocentową świadomość swoich czynów i potrafi przewidzieć konsekwencje swoich decyzji, jest strasznie trudna. Barriss chciała wierzyć, że da sobie radę, ale tempo akcji jest zabójcze. Dosłownie. Zabijało żołnierzy, koncentrację, zwinność i pogodę ducha.
    Usłyszała okropny ryk bólu i bezsilności. Nie był to byle jaki odgłos, tylko głos selonina. Jej padawana. Odwróciła się przerażona. Jej uczeń został obwiązany sidłami. W jego ciała wbito ostre harpuny. Z oczu popłynęły mu łzy. Nogi się pod nim ugięły. Barriss wiedziała doskonale, że to koniec i nie uda jej się go uratować. Liczne rany zadane przez prymitywną, aczkolwiek zabójczą broń zygerrian szybko pozbawiły chłopaka życia.
    - Zonder! - Dziewczyna pognała przed siebie. Chciała go uratować. Wierzyła, że da radę, choć to niemożliwe. Jej umiejętności uzdrowicielskie nie mają takiej mocy, żeby uratować tego chłopaka. Jedna osoba miała niezwykle wielki dar, ale nie była obecna na tej bitwie. Barriss przeklinała decyzje Rady.
    - Barriss, nie! - rozkazała Luminara, ale było już za późno. Jej dawna padawnka pozbawiała życia kolejnych zygerrian, ale to nie przywracało egzystencji jej ucznia. Barriss rozcięła liny, aby zwolnić ucisk. Ze świeczkami w oczach ujęła owłosioną twarz swojego ucznia.
    - Przepraszam, że cię nie przypilnowałam - powiedziała przez łzy. - Wybacz mi.
    Poczuła ból w prawym ramieniu. Została ugodzona wiązką z blastera zygerrian.
    - Stang!

[Dwadzieścia cztery dni po narodzinach bliźniąt, Coruscant, Świątynia Jedi]
    - Poważny wróg, trafił się nam - przyznał mistrz Yoda. - Strata padawana Zondera, bolesna bardzo - zwrócił się do Barriss. Stała skulona w koncie pogłębiając swą żałobę dawnym, czarnym uniformem.*
    Ciało Zondera zostało przygniecione przez lodowe gruzy świątyni. Jedi zostali odcięci od energii potrzebnej do mieczy świetlnych. Bez nich - niewielu padawanów mogło udać się na misje w pełnym przygotowaniu. Co prawda, w świątyni były zapasowe miecze, ale to nie to samo. Mieć swój miecz, który przygotowano samemu... idealnie dobrana i zbudowana rękojeść, połączenie z kryształem... coś... coś niesamowitego. Niezwykłe i niezwykle ważne zjawisko nie będzie dane wielu młodzikom wchodzącym w wyższy stopień rangi. W takim wypadku, ceremonia jest pozbawiona sensu.
    - Mistrzu Yoda, trudno mi o tym myśleć, a tym bardziej wypowiadać. Nie wiem za co bardziej się osądzać: za nieuwagę czy za pozbawienie go pożegnania, na które zasłu... - Kolejny potok łez przekształcił jej słowa w dziwny bełkot. Cierpiała, tęskniła... bała się.
    "Strach prowadzi do cierpienia."
    Obawiała się, że przynosi pecha odkąd została opętana. Oskarżała się, bo nie zauważyła, że każdy jej ruch zwiastuje wielkie tragedie. Twierdziła, że powinna się już przyzwyczaić, a to szło jej z takim trudem...
    - Barriss, nikt cię nie obwinia i ty sama nie powinnaś tego robić - przemówiła Ahsoka próbując jakoś przytulić swoją przyjaciółkę.
    - Jestem świadoma swojej wartości - odpowiedziała mirialanka.
    - Które zdecydowanie zaniżasz - uświadomiła ją Tano.
   - Na każdego czeka śmierć. Szybsza lub wolniejsza. Nie mamy wpływu na to co się stanie. Nie mogłaś tego przewidzieć. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
    - Ta wojna właśnie się rozpoczęła. Tu nie chodzi teraz o szerzenie spustoszeń i zabijanie. Tu w grę wchodzi masowe zniewolenie.
    - Nie można na to pozwolić! - oświadczył dobitnie Anakin wchodząc do pomieszczenia.
    - Bez zapędów, Skywalker - ostrzegł Mace Windu.
    - Nie zamierzam patrzeć, jak ta niesprawiedliwość rozprzestrzenia się na więcej planet.
   - To jest nieuniknione, Skywalker. Skąd my ci weźmiemy tak wielką armię, która byłaby dosłownie wszędzie. Żołnierzy kiedyś zabraknie.
    - Spisujesz nas na straty.
    - Sama wiara nam nie wystarczy.
______________________________________
*Nie wiem czy ktoś pamięta, ale Barriss zmieniała strój :)
Weny baaaaaaaardzo dużo, bo chora siedzę. Od wtorku z dziesięć notek napisałam, tego jeszcze  nie było! Skąd się ich dziesięć wzięło? Ano właśnie... ZAPRASZAM DO PRZETYTANIA TEJ NOTKI:

KLIK

NMBZW!

sobota, 14 stycznia 2017

Nowy blogasek!

Na Naboo przybywa szesnastoletni Anakin Skywalker wraz z rodziną. Zaczyna nowy rozdział, nowe życie, ale stare daje mu o sobie znać. W przeszłości uczył się mało, więc kiedy przychodzi mu iść do szkoły, jego życie zdaje się zmieniać w kompletną wtopę, zwłaszcza, że jego humor i riposty zdają się być lepsze niż kiedyś. Po pierwszym tygodniu, do pomocy zostaje mu przydzielona Padme Amidala, rówieśniczka będąca jego zainteresowaniem, zwłaszcza, że mają bardzo podobne plany zajęć.
W czasie, kiedy Naboo żyje własnym życiem, w galaktyce Republika i Zakon Jedi próbują poradzić sobie z krytyczną sytuacją, nieuchronnie prowadzącą do strasznej wojny. W całą sprawę zostaje wmieszane dziecko Mocy, które niedawno dało o sobie znać i zagraża obu stronom konfliktu.

KLIK


niedziela, 8 stycznia 2017

Rozdział 160


~~Anakin Skywalker~~

    Zaczynał się obawiać, że po tej misji nie będzie widział normalnie. Mimo przedłużenia się pobytu, za każdym razem, do jakiegokolwiek pomieszczenia by nie wchodził lub z niego wychodził, to oślepiały go białe ściany, od których silnie odbijało się białe światło. Podziwiał opiekunów klonów, bo nie mieszkać na stałe w tym miejscu i nie oszaleć, to wielka sztuka.
    - Już nas opuszczasz, mistrzu Skywalker? - przywitał go Lama Su.
   - Owszem i zabieram ze sobą Legion 501. Na polecenie Rady Jedi oraz Kanclerza, chciałbym omówić jeszcze jedną kwestię - przyznał generał.
    - Wszystko poczęte jednostki zostaną wyszkolone, ponieważ dezaktywacja ich, mogłaby naruszyć nasze dobre stosunki - przypomniał premier.
    W Anakinie zebrała się złość.
    Jednostki?! Dezaktywować?! Idioto, to są żywe istoty! Zaraz ciebie dezaktywuję, ty kupo białego podoo!
    Uśmiechnął się krzywo i odpowiedział:
    - Chodzi o długi. Jak wiesz, lub może nie, Republika stara się spłacać tak szybko, jak tylko może. Największy dług mamy u was. Chcemy pozbyć się mniejszych, aby zgubić się na tym.
   - Obawiam się, że możecie wyczerpać wszystkie środki i nie będzie z czego spłacać - odparł Lama Su.
    - Zapewniam cię, że zyski są dzielone.
    - Czy przyszedłeś ustalić termin?
    - Można tak powiedzieć. Do końca tego roku coś zostanie wpłacone.
    - Ty tak przewidujesz, czy to słowa Kanclerza?
    - Oba.
    - Życzę szczęśliwej podróży, mistrzu Jedi. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy.
    A ja nie.
***
    [Dwadzieścia dni po narodzinach bliźniąt, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Pominął obowiązek złożenia raportu, ponieważ, zbyt cenny był jego czas na Radę, skoro Quinlan Vos już na niego czekał, a Obi-Wan specjalnie załatwił im spotkanie. Kenobi uparł się, że chce być obecny na rozmowie z powodu wyjątkowo niezahamowanego zainteresowania i stwierdził, że do tego faceta trzeba mieć podejście. W sumie, to Anakin nigdy nie przeprowadzałam z Vosem jakieś poważnej rozmowy, ale nie, żeby sądził, że się jakoś nie dogada. Choć z drugiej strony, ponoć Quinlan też potrafi zaleźć za skórę, więc Skywalker stwierdził, że nie warto bawić się w sprawdzanie, który z nich jest bardziej wybuchowy.
    - Cieszę się, że przyjąłeś moją prośbę, Mistrzu Vos - przywitał się Anakin.
    - To dla mnie żaden problem. Co tam masz? - zagadnął.
    - Odłamek ciała Ventress - oświadczył, wyciągając z kieszeni zawiniętą hustkę.
    - Odłamek ciała? - zdziwił się.
    - Nie czytałeś pojedynczych raportów? - Anakin spojrzał zdezorientowany na Obi-Wana. Ten tylko kiwnął głową co oznaczało, że Vos zapoznał się ze sprawą.
    - Czytałem, tylko... nie sprzątali tam, czy jak? - zirytował się.
    - Sprzątali, ale ja znalazłem w rogu pewien kawałek, który przeoczyli - oświadczył z dumą młody Jedi i odwinął chustkę. - Sprawdzisz co się stało? - poprosił.
    - Po to tu jestem - odparł Quinlan Vos, a kąciki jego ust podniosły się do góry. Wziął kawałek do ręki i nagle podniósł wzrok. To oznaczało wizję. Oni czekali chwilę na to, jak się odezwie, ale on zapewne czuł, że trwa to dłużej. Anakin obawiał się, że może przeżyć pewien szok, bo śmierć Ventres była niebanalna.
   - To był najgorszy balans między jasną i ciemną stroną Mocy, jaki w życiu przeżyłem - oświadczył.
    - Możesz jaśniej wytłumaczyć? -poprosił Obi-Wan.
   - Te kable, które ją zabiły... ona przez przypadek przekazała im Moc. Ciemna strona Mocy plus silny wirus, to przepis na katastrofę.
  - Której nie było. Śmierć Ventress nie była katastrofą, tylko ulgą na zadku pozbywającego się uciążliwego wrzodu.
    - Anakinie! - upomniał go były mentor.
    - Uruchomiła ten wirus Mocą, więc musiała użyć Mocy by odwrócić działanie - tłumaczył.
    - "Czym się strułeś, tym się lecz" - mruknął najmłodszy.
    - Dokładnie. Wiecie co jest najgorsze? Że mogliśmy to przewidzieć.
    - Czyli... zabiliśmy ją. Decyzje rady Jedi ją zabiły - podsumował Skywalker.
  - Najwyraźniej - przyznał Vos. - Mam nadzieję, że pomogłem. Wybaczcie, ale obiecałem młodzikom specjalny trening.
    Echo nagłego niepokoju Obi-Wana odbiło się od ścian i o mało ich nie rozwaliło. Quinlan Vos też poczuł tę nagłą zmianę Kenobiego, dlatego uśmiechnął się chytrze. Anakin zastanawiał się, który z nich jest bardziej szalony według Rady. Z jednej strony, cieszyłby się gdyby był lepszy, z drugiej - lepiej gorszy, bo nie czułby się jak jakiś idiotyczny wyrzutek. Choć miał świadomość, że rozumieliby się z Vosem, to jednak wolał zostać na uboczu i nie szkodzić sobie więcej. Może ktoś go wreszcie doceni.
    - Rada zaprzepaściła - powtórzył teorię, kiedy byli już sami z Obi-Wanem.
    - Zdecydowanie - przyznał siadając zrezygnowany.
  - Wiesz co jest najgorsze? Że zostaniemy wszyscy oskarżeni o ten błąd, mimo że nie podejmowałem żadnej, powtarzam: ŻADNEJ, decyzji w związku z tą sprawą. Będę oskarżany o błędy, tylko dlatego, że mnie nie chcecie słuchać. Na co wy mnie w ogóle chcieliście z powrotem? Dla zabicia Palpatina? Proszę bardzo - już załatwione! A teraz?
    - A teraz jesteś nam potrzebny, bo nadchodzi Zygerria. Jesteś potrzebny mi, Ahsoce. Jak ona sobie poradzi? Jest dziwna, bardzo dziwna. Nie mówi jak ona, zastanawia się za długo przed kolejnym zdaniem...
    - Nie miałem czasu z nią porozmawiać. Wiem, że coś jest z nią nie tak, że coś się stało. A ja jestem temu winien.
    - Przeżyła szok, a teraz nic jej nie sprzyja. Powtarzam, Zygerria coś planuje. A coś, mam na myśli zemstę. Przeprowadzą atak na Ilum. Kit Fisto i Aayla Secura zdobyli informacje.
    - Więc kolejna wojna?
    - Odwet Zygerriański.
__________________________________________
Jak tam nowy rok? Ja muszę dalej ratować swoją dupę od fizyki :x
Mam nadzieję, że się podobało. Życzę wszystkim takie zastrzyku weny, jaki ja wczoraj dostałam!

NMBZW!

niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 159


~~Aayla Secura i Kit Fisto~~

[Osiemnaście dni po narodzinach bliźniąt, Zygerria]
    Podczas swoich dziewięciu dni goszczenia na planecie, spotkali się z wieloma propozycjami zakupienia ciała twi'lekanki pozbawiając jej wolności. Kit odmawiał za każdym razem, a dwa razy wdał się nawet w bójkę, bo chcieli zabrać ją siłą. Nie mógł się na to zgodzić. Mieli się opiekować sobą nawzajem, jemu wydano polecenie, aby pilnować kobietę, ale w tamtym momentach bardziej kierowało nim dawne uczucie do byłej kochanki. Na jej prośbę nie zaczynał tego tematu, lecz dalej bił się z tym w sobie. Wiele by oddał za czułe dotknięcie, skradnięcie pocałunku i jej słodkich, różowych ust.
    Cały czas skupiali się na zadaniu. Z dnia na dzień obserwowali Zygerrian obsadzonych na wyższych stanowiskach. Próbowali znaleźć sposób na przedostanie się do pałacu królewskiego i dowiedzieć się o planach tych osób. Jaki mają cel w tym, że się pojawiają i znikają. Co było przyczyną ich ataku na Yavin?
    Tego dnia, Kit Fisto otrzymał potwierdzenie z Glee Anselm z fałszywymi informacjami, aby podać się za jednego z szych planety Nautolanów. Zaprowadził Aaylę na statek, gdzie przebrała się w skąpe ubranie niewolnicy.
   - W końcu jakieś postępy - ucieszyła się wychodząc z koi. Jej przebranie składało się z niebieskiego, lekkiego materiału zasłaniającego piersi i okolice bikini. Z tyłu i przy lewym udzie wisiał skośny tiul w kolorze jej skóry. Nogi oplatały rzemyki, pozostawiając jej stopy bose.
    Fisto gwizdnął żartobliwie. Nie żeby chciał ją obrazić twierdząc, że jako niewolnica ma cudowne ciało, bo o tym wiedzieli wszyscy. Jej ciało stało się pożądaniem wielu facetów, jak i kobiet.
    Kobieta uniosła brwi do góry.
    - Idziemy - zadecydował, aby zapobiec niezręcznej ciszy.
   Kiedy dotarli do pałacu, zostali przywitani przez żołnierzy w pełnym rynsztunku, a posłaniec poinformował ich o pozwoleniu na udzielenie audiencji.
    Dotarłszy do sali, zauważyli grupkę Zygerrian w szykownych strojach, którzy kierowali się do w stronę mniejszego korytarza. Aayla dała w znak Fisto, że trzeba to sprawdzić.
   - Proszę ją zabrać. Niech wam posłuży na czas, kiedy będę załatwiał swoje sprawy - polecił jakiemuś strażnikowi.
    Zygerianin wziął ją pod łokieć i popchnął w stronę tłumu.
   Nautolanin ulotnił się za ogromnymi wrotami, a ta szła ze schyloną głową, patrząc pod nogi. Weszła do jakieś sali bankietowej, gdzie polecono jej roznosić trunki i posiłki. Nie musiała długo czekać na informacje. Donośne słowa Zygerrian roznosiły się po ogromnym pomieszczeniu.
    - To co z Republiką? - zaczął jeden z generałów. Aayla wywnioskowała jego stopień wojskowy po oznakach, które nosił przy mundurze. - Admirale, twoja kolej.
    - Trzeba gdzieś znaleźć luki. Przede wszystkim, trzeba uderzyć w Jedi. Te wojny klonów tylko uprościły nam robotę. Separatystów łatwiej nam pokonać, istnieją od niedawna. Gorzej z Republiką, która mimo wszystko się zatrzyma. Kuleje, ale można to naprawić. Póki Republika jest naprawiana, nie można przejść. Nawalą opatrunków gdzie się da, bo każdy siniak będzie im się wydawać groźny. Mimo tak słabej reputacji, trzymają się aż za dobrze. Nie chcę gasić waszej determinacji, energii, ale nie wolno lekceważyć Jedi. Pamiętajcie, że przeżyli tę wojnę tylko dlatego, że wytrzasnęli skądś armię klonów.
    - Która zbuntowała się przeciwko nim - zauważył inny wojskowy.
    - Według naszych źródeł, opanowali to. Oni się spodziewają. Niepotrzebnie się ujawnialiśmy. Źle, nie sprawdziliśmy terenu, ale i tak nie musimy zwalić na siebie całej winy. W końcu to jakaś padawanka nas znalazła.
    - Ta sama co poprowadziła obronę na Yavin.
    - Jest jednym z celów, które trzeba zlikwidować. Może mieć jakieś nieszablonowe umiejętności.
    - Naboo na razie wykluczamy. Lepiej zaatakować Jedi, którzy się odradzają.
    - A ja twierdzę, że nie. Lepiej już teraz ją zająć, póki się zbiera do kupy.
    - Naboo to najmniejszy problem. Mam lepszy obiekt. Ilum. Coś, czego Konfederacja Niezależnych Systemów nie zdołała zająć. Planeta kryształów, które są najważniejszą częścią nieprzezwyciężonych mieczy świetlnych. Bez niej, młodzi adepci, będą bezsilni. A Jedi, którzy stracą miecze świetlne? To takie proste.
  - Nie na marne próbowaliśmy zbudować rząd, lepszy od Imperium Rakatan. Nie na marne ustalaliśmy zasady dotyczące dobrze prosperującego wojska od tysięcy lat. Przez wieki pobieraliśmy najlepsze metody walk. Wszyscy żołnierze mają to w jednym, małym paluszku. Pora na atak. Pora pozbawić Jedi siły raz na zawsze. Ku Ilum.

~~Świątynia Jedi~~

[Dwie godziny później]
    - Poczekajcie - przerwał Mace Windu. - Oni chcą zemsty, tak?
    - I hegemonii. Według tego, co mówili, mają poważnie dobre wojsko. Wyszkolone we wszystkich technikach, przez wiele lat. Teraz, kiedy od dłuższego czasu nie widać jakiś nowych technik i próbujemy się pozbierać, stwierdzili, że to pora na atak - wytłumaczyła Aayla. Kit Fisto stał obok niej i nie odzywał się, bo nie znał wszystkich szczegółów, a swoją kwestię już omówił. Nikt nie ukrywał - audiencja była intrygująca, zwłaszcza, że gubernator nie dał po sobie niczego poznać, ale Z Mocy można odczytać większość faktów.
    - Trzeba reaktywować WAR. - podjął Korun.
    - WAR nie została zdjęta. Żołnierze czekają na rozkazy. Ponadto, Ana... mistrz Skywalker poleciał w sprawach dyplomatycznych, aby jeszcze nie oddelegować wszystkich żołnierzy - powiedziała Ahsoka.
   - Anakin jest zajęty szukaniem dobrego wytłumaczenia na śmierć Ventress. Dyplomacje zostawiono na później, aczkolwiek dziś zamierza podjąć ostateczną rozmowę, ponieważ wraca. Potrzeba pomocy mistrza Vosa - odparł Windu.
    - Na Ilum Luminara wybierze się. Byłą padawankę i jej ucznia ze sobą weźmie - postanowił Yoda. - O naszą planetę, walczyć trzeba. Strata świątyni, bolesna by była. Zbyt wielki cios dla Jedi, zbyt wielka porażka by to znieść. Wojna zaczęła się.
____________________________________
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

NMBZW!