niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 166


~~Anakin Skywalker~~

 [Dwudziesty czwarty dzień odwetu zygerriańskiego, orbita Coruscant]
   Ahsoka stwierdziła, że nie ma zamiaru rozmawiać. Jest zbyt skołowana, chciała aby dano jej chwilę. Anakin strasznie się zmartwił. Wręcz zawiódł się na sobie i na niej. Nie ufała mu? Coś się zmieniło? Przecież nie zrobił nic wielkiego, co miałoby sprawić, że dziewczyna przestała mu się zwierzać. Co takiego przed nim ukrywa? Nawet się nie pożegnali.
    Wyleciał tuż przed południem. Zabrał Fivesa i Appo do centrum dowodzenia i zaczął łączyć z nimi plany, które ustaliła rada, on sam i Legion 501. Bez Rexa to nie było to samo. Istniała jakaś wielka pustka, brak pewnego humoru, ostrożności, optymizmu perfekcyjności w wykonaniu prostych rzeczy, jak na przykład rytuał golenia głowy i czaszki. Gdzie podział się ten trzeźwy umysł? Czemu jakiś głupi rozkaz i łysy, dathomiriański łeb musiał to zabrać. Larwa zginęła od razu. Ktoś po niej rozpacza? Nie. Nawet Ahsoka, której ponoć tak zależało na Ventress. Ściema, kompletna ściema. Czemu jego droga padawanka wybrała tak idiotyczną ścieżkę? Nie chciał zwalać na nią całej winy, ale taka prawda - mogła zabić Ventress przy okazji, a nie okazywać skruchę.
    - Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nasza współpraca była owocna - zapewnił któryś już raz Appo.
    - Wiem, Appo. Komandorze, jestem pewny, że podołasz wyzwaniu, ponieważ jestem bardzo wymagający. Nie zamierzam cię porównywać do Rexa z tekstami "Rex umiał, ty nie" albo "Powinieneś tak, jak Rex...". Każdy popełnia błędy, które należy skorygować. On i ja uczyliśmy się współpracy ze sobą. Powtórzę ten proces, bo zależy mi na byciu zgodnym z tobą, doprowadzić nasz legion oraz wojsko Republiki do zwycięstwa - odpowiedział Anakin. - Odpocznijcie jeszcze lub, jak chcecie, sprawdźcie czy wszystko jest na miejscu.
    Stanął na mostku i wpatrywał się w niebieskie tło nadświetlnej. Można by rzec, że wracał do swoich korzeni. Zaczął się trząść na wspomnienie o awanturze w świątyni i późniejszego wrzasku w domu. Kiedy Ahsoka nie chciała nic mówić, poczuł się jak śmieć. Potem Obi-Wan przyszedł powiedzieć, że jest mu przykro iż muszą wracać do świata niewoli i zaczął wywody o matce. Anakin nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, wyklinać, wymigiwać się od misji. Powiedział, że to chrzani. Wrócił do domu i zaczął po raz kolejny się wydzierać, że ma dość, że wojna go wyniszczyła, że nie zapewni bezpieczeństwa żonie i dzieciom. Że jest słaby.
    Czemu w ogóle się zgodził na tę misję? Po co dał się tak łatwo przekonać, skoro i tak mu puściły nerwy i puszczą nie jeden raz podczas tejże bitwy. Na w ogóle Aayla się zgadzała? Nie ma problemów z tym, że musi odgrywać swoją straszną przeszłość niewolnika? Czy on jest jakimś dziwolągiem, czy po prostu za dużo do siebie bierze? Co z nim jest nie tak? Dlaczego przejmuje się swoją psychiką w momencie, kiedy ma ważniejsze rzeczy do roboty? Użalaniem się nad sobą nie uodporni się na widok tych strasznych kreatur. Ostatnio musiał wpakować się w sidła jakieś kobiety, co urzekł ją swoim wyglądem, a zwłaszcza odwagą. Zrobił z siebie niewolnika. Pozwoli na to po raz kolejny?

~~Barriss Offee~~

[Dwudziesty drugi dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Depresja bywa zaraźliwa. A na pewno jej, bo zazwyczaj, kiedy coś rozwali kosztem utraty czegoś przez innych, na przykład życia, to nagle wszystko się sypie, wszyscy mają zły humor i wszyscy nagle dążą do jakiegoś załamania się, jak nie do samobójstwa. Kompletne wraki osobowości, brak poczucia humoru i optymizmu. Najbardziej brakowało jej Ahsoki, która jako najlepsza przyjaciółka powinna jej pomagać, a gdzieś zniknęła, zostawiła ją, zignorowała, w ogóle się nie pokazywała. Kiedy już doszło do jakieś rozmowy, była inną osobą. Jej przyjaciółka zniknęła.
    Kolejną, wielką porażką stała się strata jej padawana. Zdecydowanie, wielu mogło jej pozazdrościć takiego zdolnego podopiecznego. Nigdy w życiu nie spieszył się z nauczeniem czegoś na siłę. Jeśli mu coś nie wychodziło, nie wstydził się poprosić i nauczyć. Miał świadomość, że do wszystkiego potrzeba czasu. Kiedy już się nauczył, do końca dnia potrafił ćwiczyć dalej by się doskonalić. Jego determinacja, to jedna z niewielu przepięknych rzeczy, które Barriss ujrzała w czasie swojej egzystencji.
    Jej dawna nauczycielka okazała się żadną pomocą. Barriss nie miała tej odwagi co jej padawan, bała się prosić kogoś o radę, zwłaszcza po całym zamieszaniu z opętaniem. Wiedziała, że Luminara jej nie pomoże, a tylko zacznie wywody o tym, czego nie może i nie powinna robić. Dziewczyna szukała zupełnie innego pocieszenia. Próbowała jakoś odreagować. Wiele razy, od momentu śmierci swojego ucznia, zastanawiała się nad tym, by nie wypróbować czegoś cywilizowanego. Wiele razy była świadkiem jakiegoś wyluzowania przez różne kreatury, wtedy ją to obrzydzało, teraz wydawało się dla niej jedynym ratunkiem. Istniał jedyny problem - Moc. Nie dało się jej od tak zlekceważyć. Potrafiła pogrążyć, zdemaskować, uśmierzać coś, co powinno dać siłę, po prostu: komplikowała.
    Igiełki śmierci.
    Do tej pory uzależniała się przez pewien czas botą, ale stwierdziła, że zaczyna obcować z Ciemną Stroną Mocy, więc zwyczajnie w świecie zrezygnowała, choć pozwalała osiągnąć całkowite zespolenie z Mocą. Igiełki śmierci to przede wszystkim wyciąg balo z grzyba, który mógł osłabić jej kontakt z Mocą, co w sumie było jej na rękę. Miała dość jej sygnałów, które tylko pogłębiało jej załamanie. Kolejny fakt: skracało życie, zwłaszcza, że z każdą kolejną dawką pragnienie zwiększało się. Stwierdziła, że warto zaryzykować dla chociażby jakiegoś doświadczenia.
    Podeszła do pryczy śpiącej Ahsoki i przemówiła cicho:
    - Wybacz mi, Ahsoko. Dawne czasy przeminęły. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz moje czyny.
   Założyła kaptur swojej narzutki. Jej ubrania miały charakter lekko cywilny, ale raczej nikt nie zorientuje się kim jest. Miecze zostawiła w swoim pokoju lekceważąc nauki, które wpajano jej od najmłodszych lat: Miecz świetlny to twoje życie.
    Szła przed siebie, a jej celem były poziomy klubów, różnych spelun, burdelów i wszelakich dziur śmierdzących stęchlizną.
    Szła ku jakieś zmianie.
    Szła ku nowemu życiu.
    Szła ku nowym doświadczeniom.
    Szła ku nowym błędom.
_________________________________________
Jedna z lepszych notek jak dla mnie :D
Rozdziały się piszą, wena jest. Wszystko spoko. 

NMBZW!

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 165


~~Anakin Skywalker~~

[Dwudziesty pierwszy dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Około dziesiątej rano postanowiono go poinformować o stanie jego padawanki. Wytłumaczenie? "Nie martwiliśmy cię, ponieważ masz rodzinę.". Co? Ahsoka to też jego rodzina, jego siostra. Co to za durne wyjaśnienia? Nic się nie zmieniło, nadal prowadzi podwójne życie, ale tego nie ukrywa. Dawniej jakoś od razu go wzywali i świadomość o jego życiu, ma to opóźnić?! Jakieś żarty! Zanim pójdzie do Ahsoki, zamierzał zrobić awanturę. Tak się bawić nie będzie.
    Na wstępie kazano mu wejść do centrum dowodzenia. Wspaniale! Od razu będzie mógł się z nimi rozprawić.
    - To są jakieś żarty?! - wybuchł na powitanie.
    - Co masz na myśli? - zdezorientował się Ki-Adi-Mundi.
   - Jak to co?! Dostaje wiadomość o tym, że Ahsoce coś się stało, nie mówiąc o tym, że nadal nie wiem co, to jeszcze się dowiaduję, że znaleźliście ją około szóstej, a mi to zgłaszacie po dziesiątej idiotycznym usprawiedliwieniem. "Bo masz rodzinę.". Co to miało być?! Żarty sobie robicie? Trzy lata potrafiliście mnie powiadamiać na czas, od razu, a teraz, z racji tego, że moje małżeństwo jest wam wiadomw, ma to zmienić?! Pierwszy i ostatni raz!
    - Dob... - próbowała zapewnić go Shaak Ti.
    - Gdzie ona jest? - dopytywał.
    - W salach uzdrawia... - odparła mistrzyni.
    - W której? - przerwał znowu.
    - Jest nieprzytomna. Stój tu i słuchaj! Może ją wybudzą do tego czasu, a może nie. Masz słuchać. Mamy ważne informacje.
    - O co chodzi?
    - Aayla dotarła z Kitem do konwoju niewolników. On poleciał za nimi. Są w drodze na Ryloth. Zostaniesz wysłany do pomocy w blokadzie planety. Pozwolimy im wylądować. Ty zajmiesz się z Obi-Wanem utrudnianiem im zniewolenia.
    - To ich jedyny punkt? - zdziwił się młodzieniec.
    - Nie. Wysłali jeszcze sto innych. Ostatni konwój rusza na Tatooine. Wysłaliśmy tam misję w celu negocjacji. Albo Jabba się do nich przyłączy albo oni pozbawią go władzy.
    - Jabba sobie na to nie pozwoli. A kasa mu w tym pomoże. Ponadto, będą mieli dość trudne zadanie. Zygerria. Kupcy wiedzą na co stać zygerrian. Znają historię o Bezkresnym Imperium. Zygerria chce ponownie rządów, chcą być potęgą lepszą i silniejszą, a co za tym idzie - okrutniejszą. Tatooine to skrytka największych szumowin. Staną do wali za kamuflaż, a jak się dowiedzą, że Republika sprawuje piecze nad tą wielką kuwetą, to stwierdzą, że odpuści im za pomoc. Nie żeby coś, ale na waszym miejscu obgadałbym tę kwestię z Aangiem. Brutalnych zatrzymać i złagodzić im lekko karę, a resztę zostawić.
    - Chcesz, żebyśmy przepuścili największym zbirom? - zdziwił się Ki-Adi-Mundi.
   - Mistrzu, sprawiedliwość należy się każdemu. Mimo wszystko, jeśli nam pomogą, to będzie najbardziej sprawiedliwe. Pomyślcie, czasem krztyna odpustu jest jak najbardziej na ręku. Obu stronom - tłumaczył dalej Skywalker.
   - Podoba mi się to logiczne myślenie - skomentowała Stass Allie. W sumie, to Anakin nawet jej nie zauważył. Tak, jak jej kuzynka, wolała siedzieć cicho.
    - Będę wdzięczny, jeśli weźmiecie ze mnie przykład, gdyby Ahsoce znowu coś się stało - poprosił ironicznie.
    - Skończ z sarkazmem. Zrozumieliśmy za pierwszym razem - obiecała Togrutanka.
    - To wszystko? Kiedy mam lecieć?
    - Za trzy dni. W ciągu nich będziesz przychodzić na dwie godziny narad. Jeśli Ahsoka będzie w dobrym stanie, trzy dni poświęcisz również na jej treningi - poinformował cereanin.
    - Żegnam. Niech Moc będzie z wami - powiedział na odchodnym Anakin i skierował się do sal uzdrawiania.
    No wspaniale! Nie dość, że i tak już miał dość, że niewolnictwo ma się roznieść, to zaczęło się bardzo szybko. A co jeszcze jest lepsze?! Że będzie jakaś wojna gangów niewolnictwa. Jabba przeciw... jakieś drugiej larwie, co kocha zniewalać innych. Na jedno wychodzi.
    Śmiecie, podoo, larwy, robale, gnojki, skurczybyki! Ugh!
   - Barriss - ucieszył się Anakin, kiedy ją zobaczył. Odruchowo ją przytulił, bo wiedział, że przeżywała ciężkie chwile. On też by nie zniósł, gdyby Ahsoka ucierpiała tak strasznie, ale każdy to wie. Raz jakieś pięćdziesiąt dni temu, a jeszcze wcześniej na Mortis. - Jak się trzymasz?
    - Jakoś. Trudno mi się przyzwyczaić do jego nieobecności. Najgorsze jest to, że nie otrzymał takiego pogrzebu, na jaki zasługuje. Znowu to moja wina. Najpierw mój przyjaciel, teraz drugi. To straszne. Zobacz co z Ahsoką.
    Otworzył drzwi.
    Jego oczom ukazała się padawanka Tano z posiniaczoną twarzą oszpeconą dodatkowo bliznami.
    - O co chodzi? - zdziwił się.
    - Znaleźli ją w sali treningowej. Prawdopodobnie medytowała po nocach. Aayla trochę działa na naszą niekorzyść. Stass Allie też. Powiedziały im, że tak samo wyglądała na Naboo i teraz prócz Zygerrian mają kolejne zmartwienie, jak jakieś uroki i Yoda grzebie w Mocy. Nie zdziwię się, jeśli będą chcieli cię przesłuchać. Zwłaszcza, że Obi-Wan im odmawia oraz odmówił za ciebie raportu z Naboo. Są luki w dokumentach.
    - To nie tak, że nie chciałem składać zeznań. Po prostu są sprawy, o których mówić nie można, a ja musiałem wtedy powiedzieć jakieś słowo, które mogłoby naprowadzić Obi-Wana na odpowiedni tok myślenia. Rada nie zrozumie i nie wolno im wiedzieć. Wie nasza trójka i niech tak zostanie, Barriss.
    - Wiesz co z tym zrobić? - zapytała wskazując na ciało przyjaciółki.
    - Myślę, że... - zaczął i podszedł do uczennicy. Ujął jej dłoń w swoją. Cała opuchlizna zeszła, jej twarz wróciła do dawnego stanu. Podniosła się oszołomiona i ciężko dyszała. - Witamy wśród żywych, Ahsoka.

~~Ahsoka Tano/Qui-Gon Jinn~~

    - Hej - powiedział Qui-Gon. - Rycerzyku - dodała Ahsoka.
    Zdanie odbiło się echem w ich wspólnym umyśle.
    - O co chodzi?
    - Też się zastanawiam.
    - Zadziało?
    - Spróbuj.
    Ahsoka próbowała wypowiedzieć choćby jedno słowo, ale nie umiała. Nie chciało się przedrzeć przez skorupę jej ciała.
    - Myślę, że albo to są przebłyski, albo mogę mówić zaraz po tobie.
    - Spróbuj jeszcze raz.
    - Nie... jestem... jakoś... słaba.
    - Ahsoka... Ahsoka!
    Poczuł jakąś dziwną pustkę.
_______________________________________
No dobra, powiem wam tyle, że od niedzieli będzie się działo! :D

NMBZW!

niedziela, 12 lutego 2017

One-shot: Zbuntowany kupidyn, pisiont twarzy bałaganu

W głównych rolach... zresztą, zobaczycie! Pozdrawiam Wafla!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Wiecie co to jest marzenie posiadania magii, którą możecie zdziałać wszystko? Dosłownie wszystko? W moim przypadku byłaby to tona żarcia, po którym bym nie przytyła. Nie tyć nie tyję, fakt, no, ale... ogółem zatamować? Sprawić, że telefon będzie działał jak należy, wpływać na czyjeś decyzje sprzyjające mi... oczywiście, wszystko z rozwagą. Myślę, że ja to mam. Ja mam, ale ktoś nie! Ktoś, mam na myśli moją psychikę i jeszcze mistrza Yodę.
     Po galaktyce krążyły różne pogłoski o tym, że każdy ma możliwość posiadania magii i zrobić, to, co mu się podoba. Najpierw trzeba na nią zasłużyć wytrwałością. Mistrz Yoda wykazał się niezwykłym egoizmem i postanowił wyruszyć na wyprawę. Podczas gdy galaktyka walczyła z różnymi przeciwnościami losu, on zapuszczał się w zaczarowane zakątki i szukał magii.
     Znalazł.
     Znalazł ją skubany przede mną!
    Byłam blisko, naprawdę, nie kłamie. I choć jestem od niego wyższa o dziewięćdziesiąt cztery centymetry, to nie zdołałam wejść w ten głupi mały tunel. A wy się dziwicie, czemu chciałam nie tyć. Bo miałabym tę magię i w ogóle.
     A mózg ostrzegał. Jawa mówiła, że boli ją głowa, źle się czuję... i musiałam sama pracować. No... nie musiałam, ale wybiegłam, bo po co czekać cierpliwie! A mogłam czekać, to teraz masz! Muszę uporać się z tym... O NIE!
*****
     Yoda chwycił swą gimerową laseczkę, która od jakiegoś czasu została jego różdżką - no kto by nie skorzystał z pakietu dwa w jednym?! - i postanowił zrobić psikusa. Od trzech lat obchodziło się te walentynki w świątyni, wszyscy byli sparowani, to... czemu nie okazać swoje pięćdziesiąt twarzy i nie narobić w tym wszystkim bałaganu? Niecny plan godny... małego, zielonego stworka. Stwierdził, że póki galaktyka żyje w niewiedzy, to fajnie się zabawić. Potem będzie naprawiać błędy swoje i przeciwników. Jest święto, lepiej się radować, zrobić pewną odskocznię!
     Machnął swoim... przebrzydłym, niecnym kijem i... narobił bajzlu.
     Czemu nie?!
*****
     Nagle wszystko, co miało mieć jakiś swój schemat w tegoroczne walentynki, straciło sens. Wszyscy się pozdradzali i zakochali w osobach z czego powychodziły dziwne pary. Każdy widział w innym coś naprawdę dziwnego i zadziwiającego oraz dostawali odwzajemnione spojrzenia. Między innymi dlatego, że każda z tej dwójki odwalała kompletnie idiotyczne rzeczy. Niektóre związki same w sobie były niespotykane i czasem nawet dziwne i myślę, że jest to tak nietypowa sprawa, że trzeba to opisać i pokazać światu oraz nasłać służby porządkowe.

ZDRAJCA:

 

     Ahsoka stała się dla niego nikim. Mgłą, powietrzem, czymś nieuchwytnym i rozpuszczającym się przy choćby lekkim dotknięciu. Jedyna osoba licząca się w jego życiu, to Detrui Killara. Strzała amora podziałała na niego niczym silnik. Odrzucił od siebie togrutankę i po prostu pobiegł. Gdzie? Sam nie wiedział, nie miał pojęcia co go popycha, co spowodowało to uczucie. Było piękne i niebezpieczne. Czuł, że pożądanie może mu zrobić krzywdę, a innym - jeszcze większą... kto by się tam tym teraz przejmował! Miał ważniejsze sprawy na głowie! Uczucie pchało go tak bardzo, że chyba pobił swój rekord w biegach.
    Skręcił w prawo, jego twarz stała się bledsza przez obszerne okna wpuszczające w korytarze ponure odcienie nieba i biel śniegu. Spotkał tam Deturi, o której śmiało można powiedzieć, że ktoś wcisnął jej w oczy dwa serca i wyglądała niczym emoji ze świata Ziemia... pozostawmy porównania na później. Albo na nigdy najlepiej.
    Biegli w swą stronę, wpadli sobie wzajemnie w ramiona i namiętnie pocałowali. Miny padawanów przyglądających się tej scenie były po prostu bezcenne. Nikt nie ogarniał co się dzieje. Bo fakt, że Deturi Killara miała serce, to naprawdę dziwne i wręcz niespodziewane zjawisko. Lux Bonteri za to szczycił się tym, że miał okazję pocałować się parę razy z Ahsoką Tano i wyznać miłość. Ponadto! Cały żart tkwił w tym, że cała Świątynia od zawsze wiedziała, że Det i Soka - w duecie z Atari Orgeen, oczywiście - to rywalki do usranej śmierci. Nie trzeba być nie wiadomo jakim detektywem, aby wiedzieć, że wszyscy, z obecnych osób na danym odcinku korytarzu oraz ci, którzy dowiedzą się z plotek, podekscytowali się tym, że przeczuwali pojedynek. O miłość.
     Tak.
     Dokładnie tak.
     Właśnie dlatego istniał kodeks! Nieźle, nie? Kto by pomyślał!
    W trakcie, kiedy Killara i jej przyszły mąż, wybranek... do końca dnia zwanego walentynkami, wyznawali sobie miłość i przyrzekali wieczność, zza ściany był widoczny skrawek długiego ucha tego małego skrzata i intryganta Yody!
     ŁAPAĆ GO!

PRZYJACIELE NA WIEKI:


   Chazer kochał dni wolne. W trakcie ich trwania oddawał się grom video wraz ze swoim najlepszym  przyjacielem. Żadne z nich nie obrażało się na drugiego wygraną. Śmiali się, komentowali. Wszystko było jak należy. Może nie całkiem...
     Coś ich zmusiło do myślenia, iż wszystkie rzeczy, które robili nie były kwestią dobrego kontaktu z przyjacielem, ale zrozumienie to wydawało się znajdować na jeszcze wyższym szczeblu. Pozycji, którą nie można już nazwać przyjaźnią, bo to za słabe, bo to zbyt sprzeczne.
     - Chazer - odezwał się Niro.
     - Wido - odparł... przyjaciel.
     - Kocham cię - powiedzieli równocześnie.
     Kiedy mieli zbliżać się do siebie w celu pocałunku, gromada adeptów wkroczyła do pokoju gier i oboje wybili sobie ten pomysł z łbów. Podbiegła do nich Ashla i zagadnęła:
     - Co robicie?
     - Gramy - odpowiedział zgodnie z prawdą Motess. No... nie całkiem.
     - Przecież grę zastopowaliście - zauważyła.
    - Tak, bo wbiegły rozwydrzone dzieci i nam ją przerwały. Musieliśmy zatrzymać, bo wydawało się, że obdziera was ktoś ze skóry - wytłumaczył Wido. Nie dało się ukryć, że był zdenerwowany.
     - Tu jest Wookie - ostrzegła dziewczynka.
     - I co z tego?! Ashla, zajmij się czymś pożytecznym dla siebie, dobra? - Nie wytrzymał i wyszedł wzburzony z pomieszczenia.
      - Co mu się stało? - zdziwiła się togrutanka. - Nie chciałam...
    - Spokojnie, to nie twoja wina. Nic nie zrobiłaś. Po prostu ma pewne problemy z jakimiś sprawdzianami. Treningi coraz cięższe. Wiesz... ma zastępstwo. Będzie dobrze - zapewnił adeptkę i wyszedł spokojnym krokiem za swym obiektem westchnień.
     Czego się spodziewał chcąc wyjść za nim? Że znajdzie go przy drzwiach? Westchnął wyobrażając sobie, że będzie musiał przeczesać całą świątynię by go znaleźć.
     Zrobił parę kroków w przód i coś go porwało w zaułek. To była ręka. JEGO ręka. Wido przycisnął Chaza do ściany i zaczął namiętnie całować.


POLITYKA UCZUĆ:


     Po co się ograniczać? Lepiej wyjść z poza murów świątyni i zrobić burdel jeszcze w Senacie, bo tylko tego brakuje, naprawdę. Cała tajemnica Padme i Anakina, to już kompletnie nic, zero. Szlag trafił całe ich małżeństwo momencie, kiedy Naberrie znalazła się w nie swojej sypialni, a dokładniej w mieszkaniu Baila Organy, który jest żonaty. Padme gnając do tego człowieka w podskokach, tak że się za nią wręcz paliło, nie czuła nic innego, jak tylko uczucie pałające do niego. Zapomniała o Anakinie, o swoim małżeństwie. Organa zresztą też.
     Patrzenie ta było czymś bolesnym, raniącym, bo zapomnienie kogoś, kogo się tak bardzo kochało przez dla jednych długi, dla drugich krótki czas. Zdrada jest bardzo skomplikowana i niezrozumiała dla wielu, nawet dla tych, którzy tego się dopuścili lub są tego ofiarami. Właśnie dlatego, jest trudno komuś wybaczyć, bo nie wie się za co się wybacza.
     W całym tym zamieszaniu, Anakin wcale nie pozostawał dłużny. Silnym, a zarazem zupełnie nieprawdziwym uczuciem, Yoda przez swoje głupie czary połączył go z Aaylą Securą. Co miało na to wpływ? No tak, głupie pytanie - nikt nie wie. Możemy się domyślać, że padło na nich, ponieważ oboje byli pragnieniem wielu osób, to znaczy - wielu osobom się podobali. Aayla, jak na Twi'lekankę przystało, to bardzo seksowna i śliczna kobieta. On, przystojny facet, z niewinną twarzą, hipnotyzującymi oczyma oraz blizną na oku w ogóle go nie oszpecającą, a wręcz przeciwnie - przyciągają jeszcze więcej kobiet. (To był ten moment, kiedy słuchałam "Przez twe oczy zielone")
      Oboje, Secura i Skywalker, dopuścili się tej samej, fizycznej zdrady co dwoje senatorów. Osoba, najbardziej na tym cierpiąca, to Kit Fisto, który, niestety, to zauważył.

WIERNE:


     Chyba najlepiej na tym wszystkim skorzystały silne przyjaźnie. Kolejnymi, sparowanymi osobami stały się Mirlea i Atari. Podczas wyczerpującego treningu dziewczyny zapragnęły przestać ze sobą rywalizować tak, że pot lał im się po całym ciele, ale tańczyć. Tańczyć... cokolwiek, najbardziej tango. Chyba dlatego, że jest to pełen emocji taniec i ogółem mieści w sobie wiele namiętności i... co?
     Mimo wszystko, bardzo rozsądnie stwierdziły, że nie zatańczą tanga, bo nie umieją, więc zaczęły się wygłupiać jak na dobre przyjaciółki przystało. Ale sala, choć była ogromna, to dla nich za mała. Stwierdziły, że najlepszym pomysłem będzie wyjść na ulicę, do dzielnicy, która tętni życiem. Nie jakieś podziemia i kluby. Stwierdziły, że lepiej wytańczą się przy radosnej muzyce na górnych poziomach, podczas jarmarku. Coruscant dawał naprawdę wiele możliwości.
      W południe był największy gwar i największa impreza. Podczas przemarszu tłumu przez ulice, festynowa muzyka budziła nawet najbardziej tłumione emocje w sercach. Ludzie wreszcie wybuchli pełnią energii i miłości. Wszystkie uczucia zostały wylane, jak woda z już pełnego zlewu. Nikt nie zamierzał zakręcić tego kranu. Dziewczyny wykorzystały to i jak wiele innych osób - zaczęły okazywać sobie uczucia, bo tak podziałała na nich magia miłości wywołana przez Yodę. One nie wiedziały, ale też ich to nie obchodziło. Po prostu czuły się szczęśliwe, całując się, przytulając, trzymając za dłonie i tańcząc. Nikt nie robił im wyrzutów za coś, co nie było często spotykane publicznie.

ROZWIĄZANIE:


      Wielu zostało zapomnianych w ten dzień zakochanych, a przez to - zranionych. Chciałam to uratować, ale uwierzcie mi - ten mały psotnik zmieści się wszędzie. Myślicie, że tak łatwo wejść w jakąś klitkę? Wnerwił mnie strasznie tym zamieszaniem, pod koniec dnia wydawało mi się, że już wszystko jest stracone, bo niestety moja kondycja jest na pozio... och, żartuję! Moja kondycja nie ma żadnego poziomu! Tak serio, chciałam poprawić ją w tym roku, ale z przyczyn zdrowotnych muszę odłożyć na następny rok. W każdym razie, póki mogę jeszcze biegać bez żadnej myśli, że wszystko szlag trafi, ganiałam go po całej Świątyni. Szukałam po zakamarkach... dobra, nie będę wymieniać, bo zajmie to wieczność.
     Wiecie gdzie ostatecznie znalazłam tego zielonego gnojka?
     W jego pokoju!
     Ugh! Wy wiecie iloma kebabami będę musiała uzupełnić te stracone kilokalorie? Wiecie ile czasu będę musiała przeleżeć jedząc słone i słodkie przekąski? Tak z dwie godziny wystarczą.
     W każdym razie, wyrwałam mu ten głupi badyl i machnęłam różdżką, aby wszystko naprawić...
******
     Ahsoka podniosła się gwałtownie. Pot lał jej się po plecach.
     - Co za pokręcony sen - stwierdziła.
     Resztę nocy przeleżała i nie próbowała zasnąć. Nie chciała wracać.
_________________________________________
Pozdrawiam fandom fok - Patataja i Bejbe, to raz.
Pozdrawiam Wafla aka Miszczu Yoda, to dwa.
Pozdrawiam chore pomysły, to trzy.
Nie pozdrawiam ludzi, którzy od piątku świętują walentynki, to ostateczne cztery.
Po piąte, walentynek nie obchodzę, ale jakby ktoś był tak dobry i kupił mi kebsa w akcie okazania miłości, to ja nie pogardzę, chętnie przyjmę i przytulę.

NMBZW!

niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 164


~~Ahsoka Tano/Qui-Gon Jinn~~

[Dwudziesty dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Po rozmowie o Anakinie, Ahsoka rzadko kiedy się odzywała. Postanowiła, że Qui-Gonn będzie radził sobie sam. On natomiast był pogubiony, ale mimo wszystko dawał radę z rzeczywistością i coraz bardziej próbował kontaktować się z drugą stroną. Miał po prostu dość. Czuł, jakby komuś coś ukradł, odebrał siłą, a przecież nie tak to wszystko miało wyglądać. Jego miejsce, jest na pozycji przypasowanej Ahsoce.
   Pewnego dnia sobie odpuścił. Pozbawiony nadziei, zasnął czekając na kolejny dzień bez odpowiedzi, niepewności doprowadzającej do szaleństwa.
    Obudził go niepokojący chłód. Otworzenie oczu było strasznie złym pomysłem. Już na wstępie został oślepiony przez wszechobecną biel. Umrzeć nie mógł umrzeć... co za głupota! I tak już dawno nie żyje! Czyżby to...
    - Długo musiałem czekać aż się obudzisz - rzekł Ojciec głosem zafochanej księżniczki.
    - Więc jesteśmy kwita. Ja musiałem czekać dłużej na twoje odpowiedzi - odpowiedział z wyrzutem Jinn.
    - Qui-Gonie, jak to możliwe, że posiadłeś naukę Jedi, jaka niewielu jest znana, a nie potrafisz sobie poradzić z odmianą losu?
    - Nie tylko mojego. Owszem, zrobiłem wiele dla Obi-Wana i Anakina, nie mówiąc o psychice, ale poradzić sobie z czymś, co ma wpływ na całą galaktykę?
    - Możesz wiele, ale nie potrafisz się za to zabrać bo rozprasza cię brak zdecydowania dziewczyny. Dlatego wziąłeś jej rolę - wytłumaczył władca Mocy.
    - Ale mogę to zmienić. - Qui-Gon wiedział. Wiedział, że tak może być, a teraz miał stuprocentową pewność.
    - Oczywiście, ale nie powinieneś - ostrzegł Ojciec.
    - Po odzyskaniu swojego ciała byłaby bardziej skołowana...
    - Dokładnie.
    - Zawsze można ją przygotować.
    - Musiałbyś dokonać niemożliwego - oświadczył Ojciec.
    - A więc żadna różnica, skoro i tak mi to pozostało - odparł Jedi.
    - W takim razie, dowiedź tego i nie zawiedź mnie!
******
    Obudził się gwałtownie, ale zdecydowanie świadomy tego, że jest około godziny trzeciej w nocy. Zdecydowanie był pewny tego, że nie zaśnie przez resztę czasu, którą przeznaczono mu na spanie. Sprawdził czujność Ahsoki i zaczął rozmyślać nad różnymi rozwiązaniami. Kombinował z tym, co już dawno mu przyszło na myśl. Choć Ahsoka cały czas stała na swoim i niechętnie chciała brać udział w tym przedsięwzięciu, to tak samo, jak Qui-Gon wiedziała, że to konieczne. Tak długo nie pociągną.
    - Qui-Gonie - odezwała się po godzinie. - To prawda? Skontaktowałeś się z nimi?
    - Dali mi pewne wskazówki - odparł.
   - Nie dali ci. Sam je znalazłeś. Nic ci nie powiedzieli, tylko cię zmobilizowali. Mimo wszystko, mają racje. To może się nie udać.
   - Ahsoko, problem w tym, że ja już swoje przeżyłem. To twoje życie, moje dawno przepadło. Błędem było przysyłanie mnie tu. Potrzebuję twojej pomocy.
    - Wydaje mi się, że najchętniej teraz byś poszedł ćwiczyć.
    - Nie mogę zasnąć.
    Ahsoka skorzystała z faktu, że może panować nad swoim ciałem i podniosła ciało.
    - Co ty wyprawiasz?
   - Sprawiam, że przestaniesz się męczyć myślami i zaczniesz działać. Za ćwiczenia nikt nas nie ukarze - zachęciła go.
******
    Podeszli do wielkiego okna w sali, którą wybrali na próbę. Ahsoka uwielbiała panoramę Coruscant. Bywały chwilę, w których oddałaby wiele za spokój na przykład Shili, czy Felucia. Oddałaby wiele za powrót do dawnej skóry i naprawdę podziwiać otaczający ją dany świat. We wszystkim znajdzie się dobro i zło, a ona zawsze miała ten niezwykły optymizm i potrafiła dostrzec wiele dobrego. Tak strasznie się zmieniła, zagubiła. Pragnęła wrócić do momentu, kiedy to miała te czternaście lat i ironię, która potrafiła strasznie zirytować Anakina, ale on nie miał jej tego za złe. W końcu wojna ją zmieniła, a opętanie Barriss jeszcze bardziej.
    Czy uda jej się wrócić?
    - Gotowa? - upewnił się.
    - Działaj. Jeśli wiesz od czego zacząć - poleciła.
    Usadowił się krzyżując nogi.
   - Spróbujemy połączyć się Mocą telepatycznie. Znaleźć jakąś wiązkę, coś fizycznego i czego możemy dotknąć.
    Skupili się oboje. Ahsoka wyobraziła się, że ma swoje ciało, że czuje. Nie, że może nim jakoś się poruszać, ale czuje, że ma ręce i nogi. Wyobraziła sobie jak prostuje plecy. Tak dawno nie medytowała. Dłuższa przerwa miała dużo zalet. Była niczym odkupienie, zwłaszcza wtedy, kiedy działo się za dużo i pragnęło się wielu, dobrych odpowiedzi.
    Po jakimś czasie poczuła jakby kopnął ją prąd, ale wiedziała, że im się udało. Wiedziała, że teraz będzie łatwiej, gdyby chcieli spróbować jeszcze. Skupiła się na sile tej wiązki, nie pozwolić na rozerwanie się tej więzi, ale i tak pękła.
    - To moja wina - usprawiedliwił się Qui-Gon. - Za szybko chciałem przejść w fazę drugą. Euforia.
    - Masz tyle lat, a zachowujesz się jak dziecko - zaśmiała się.
    - Starość nie radość - dołączył się. - Spróbujmy jeszcze raz. Dobrze nam poszło.
   Oboje skupili się ponownie i o wiele szybciej złapali powiązanie między sami. Wiedzieli, że powinni je przez jakąś chwilę pielęgnować, pozwolić jej się zadomowić i upewnić ją, że pomagają sobie wzajemnie. Przekonać ją, że ma wielką wartość. Po prostu, obchodzić się, jak z dzieckiem.
    W pewnym momencie, oboje dali sobie znak, że to ta pora. Skupili się jeszcze bardziej. W dobrych momentach napierali na wiązkę jeszcze bardziej. Qui-Gon próbował jeszcze złapać jakiś kontakt z drugą stroną. Nie to, że z trójcą. Powiedziano mu, że skoro posiadł pewną potęgę, to poradzi sobie bez nich. Próbował szperać w korzeniach swojej wiedzy, którą nabył tam.
    Ahsoka poczuła uniesienie. Jakby lewitowała. Coś ją wessało i na pewno w jej ciało. Tam, gdzie powinna się znaleźć.
    Ciało togrutanki nabrało sinego koloru, oczy zrobiły się żółte. Skóra wyglądała jak popękany bruk. Postura jej śmierci z Mortis.
    Opadła nieprzytomna na ziemię.
____________________________________
Dzień dobły! Kto ma ferie i ma napisać referat i nie wie jak się za niego zabrać? Tia, to ja.

NMBZW!