niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział 158


~~Ahsoka Tano~~

[Jedenaście dni po narodzinach bliźniąt, Świątynia Jedi, Coruscant]
    W ponurej komnacie zebrali się ci najbliżsi, wybawiciele ciał. Trwało jedno z oficjalnych uroczystości kończące wojny klonów dla Jedi - pogrzeb. Tego dnia miały odbyć się jeszcze trzy, tak samo jak ten - zbiorowe. Qui-Gon czuł na sobie dziwny wzrok innych, bo miał świadomość, że gdyby nie Ojciec, ona też by tam leżała. Czy jej miejsce byłoby obok Plo Koona.
    - Gdybym była sobą, rozpłakałabym się publicznie - odezwała się Ahsoka. Ton jej głosu oznaczał, że cierpiała. Nie wiedział jak, ale na pewno.
    - Mistrz Plo był moim przyjacielem. Był przeciwny przyjęciu Anakina, to fakt, ale zawsze miał dobre argumenty. Mimo że się nie zgodził, wiedział, jak bardzo zależało mi na Anakinie, ponieważ byłaś mu droga, jak własna, kochana córeczka. Zawsze dało się od niego odczuć dumę, zadowolenie. Nikt by się nie zdziwił, gdybyś zaczęła rozpaczać.
    - Tęsknię za nim każdego dnia. Tęsknie od momentu, kiedy oberwało mu się na Cato Neimoidii, mimo że przeżył. Nastawiono mnie na jego śmierć, a nawet nie zdążyłam się nim nacieszyć. Kiedy nastąpił koniec, jego zabrakło. Tak po prostu.
    - Teraz trzeba żyć dalej. Zdziwiłabyś się ile cię czeka. Śmierć przyjaciela jest bolesna, ale każdego czeka taki los. W końcu wyjdziesz na prostą, żałoba nieustanie nigdy, ale ty sobie z nią poradzisz. Przede wszystkim dlatego, że Plo Koon by tego chciał.
    Ciała zapadły się pod podłogę. Kiedy włazy zostały zamknięte, z dziur wystrzeliły słupy światła. Ahsoka już nigdy miała nie zobaczyć swojego kochanego przyjaciela, ojca, mentora. Miała nadzieję, że Moc będzie z nim. Już na zawsze...

~~Anakin Skywalker~~

    - Mistrzu, ona mogła popełnić samobójstwo. To, że ja przeprowadzę dochodzenie, to jedno. Mogę już się pomylić. Myślę, że dobrze będzie zasięgnąć pomocy Quinlana Vosa - zaproponował Anakin.
    - Musiałbyś przywieść stamtąd jakąś rzecz. Przycisku nie przemycisz, więc? Prochy też na nic się nie zdają - odpowiedział Obi-Wan.
    - Prochy zostały już dawno utopione. Z jednej strony, dobrze zrobili, ale z drugiej to duży przejaw chamstwa i braku uczuć oraz poszanowania do czyjegoś ciała.
    - Racja - przyznał Kenobi.
   - Ale... w kącie znalazłem kawałek jej ciała. Niczym porcelana. Ostatecznie ją wziąłem, bo pomyślałem o Vosie. Myślę, że z  tego da radę nam powiedzieć, co się tam stało.
    - Rada wiele razy próbowała odgadnąć co zmusiło przewody do ataku. Były spekulacje dotyczące samobójstwa, ale Shaak Ti to wykluczyła dobrymi argumentami. Drugą bardzo prawdopodobną przyczyną może być fakt, że Ventress tak na nie zareagowały, że mogły posiąść własne życie. Wiesz o co chodzi, skoro zmieniła go w wirusa, to sęk w tym, że nie dała rady pozbawić go istnienia, skoro mogła przekazać tam całą swoją siłę.
    - Tak, ale to by oznaczało, że gdyby ona umarła, to wirus przestałby istnieć, a nadal żyje. Wczoraj wieczorem jeden z żołnierzy zaczął wrzeszczeć i wymachiwać bronią. Jego słowa to: "Obronić Republikę przed zdradzieckimi Jedi!".
    - Szukaj czegoś jeszcze. Jak nic nie znajdziesz do trzech dni, wrócisz. To jest postanowienie Rady. Nie możesz się skupić, prawda? - domyślił się starszy.
    - Myślę, że powinienem odejść - powtórzył Skywalker.
    - Odejście od Padme i zostawienie ją z dwójką dzieci, to duży błąd, a przede wszystkim bezczelny, szczeniacki i nieodpowiedzialny czyn. Chcesz, żeby uważano cię za osobę, która stchórzyła? Nie każdy przyjmie do wiadomości, że to dla jej bezpieczeństwa. Mace stwierdzi, że nie podołałeś, że nie jesteś wart swojego tytułu.
    - Co mam zrobić? - zapytał zrozpaczony.
    - Przede wszystkim, myśleć pozytywnie. Ahsoka żyje, nie było sygnałów od Ojca, a teraz nie masz wroga, który by zagroził tobie i TWOJEJ rodzinie.
    "Twojej rodzinie.".
    "Twojej rodzinie.".
    "TWOJEJ rodzinie.".
    "TWOJEJ rodzinie.".
    "TWOJEJ RODZINIE.".
    "TWOJEJ RODZINIE.".
   Słowa rozbrzmiewały mu w głowie coraz głośniej i głośniej. Ich znaczenie za każdym razem przybierało innego znaczenia. Silniejszego. Po stracie matki nie miał już nikogo, z kim byłby powiązany biologicznie. Z pomocą przyszła Padme, którą darzył zbyt silną miłością, by mógł odmówić sobie takiego stanu cywilnego, jak małżeństwo. Uwieńczenie ich uczuć, formalne potwierdzenie siły tego związku, pogrążenie słodkiej tajemnicy.
    A potem doczekał się potomstwa.
   Jego padawanka była dla niego wielką dumą, porządnie wyszlifowanym przez niego diamentem. Porządnym kompanem, zaufaną przyjaciółką. Żeby ją wychwalać, musiał odczekać trochę czasu, dać sobie i jej szansę. Ona sprawiła, że zaczął w siebie wierzyć, że nie czuł się, jak kompletny śmieć, przez twierdzenia rady, że nie da sobie rady. To ona sprawiła, że kiedy zobaczył swojego synka, poczuł wszechobecną dumę. Ujrzał swoje odbicie i wiedział, co ogarnia Obi-Wana za każdym razem, kiedy patrzył na Anakina, jako na byłego padawana. Wybraniec wiedział, że jego synek nigdy w życiu się nie podda, będzie walczył, nie da sobie wmawiać, że jest do niczego. Potwierdzi swoje większe umiejętności. Jak tata.
    Czy z córki był dumny?
    Trudno powiedzieć. Widzi w niej matkę i tylko matkę. Ma świadomość, że ona ma na to wpływ, że to właśnie ona. Shmi Skywalker powróciła, aby się nim opiekować...
    - Anakinie - przerwał jego rozmyślania Obi-Wan.
    - Przepraszam. Utkwiły mi w głowie ostatnie twoje słowa. Mam rodzinę...
    - Masz. I wierzę, że jest najcudowniejsza.
    - Ale czy faktycznie nikt jej nie zagrozi. Czy na pewno nie czai się kolejny wróg?
_____________________________________
WESOŁYCH ŚWIĄT!

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 157


~~Ahsoka Tano~~

[Dziesięć dni po narodzinach bliźniaków, Coruscant, apartament senator Amidali]
    Stanie w windzie męczyło niemiłosiernie, a z drugiej strony było dobrą lekcją cierpliwości. Pamiętała, że nogi tak bolały, że w końcu przeniosło się to na cztery litery i czuła, jakby miała tam owsiki. Tym razem, to nie był jej problem. Mogła poruszać swoim ciałem, bardzo dobrze się to sprawdzało w treningach, bo to ona trenowała, a Qui-Gon mógł ją instruować. Jeśli chodzi o podróż windą, ból zadka był problemem Jinna.
    - Nie mam pojęcia jak się zachowywać w tej sytuacji - przyznał mówiąc na głos.
    - Powtarzaj za mną dobrym tonem - poinstruowała.
    - Tak długo byłem martwy, że nie pamiętam, jakie zdolności aktorskie nabyłem - zażartował.
    - Wierzę w ciebie - odpowiedziała. Gdyby stała przed nim, uśmiechnęłaby się przyjaźnie.
   Weszła do korytarza, a następnie przeszła przez próg. Na sofie leżały dwa zawiniątka - jedno różowe, drugie niebieskie.
    - Ahsoka! - ucieszyła się Padme. - Jak się czujesz?
    - Mimo wszystko, bardzo dobrze - odparła.
  Z niebieskiego zawiniątka wydobyły się pomruki i jęki.
    - Oj, mały - powiedziała bezradna Padme.
    - Chcę go wziąć na ręce - postanowiła Ahsoka.
    - Co? - zdziwił się.
    - Poproś ją.
    - Mogę...
   - Pewnie - zgodziła się kobieta i podała im chłopca w niebieskim kocyku z kapturem w kształcie misia.
    - Nie znam imion.
    - Luke. Dziewczynka to Leia.
    Dziewczyna długo nie trzymała chłopca, bo się szamotał na wszystkie strony. Padme wzięła do jakiegoś pokoju, a Ahsoka postanowiła, że chce potrzymać Leię, która się obudziła i patrzyła na padawankę szeroko otwartymi oczyma. Ahsoka z Qui-Gonem przeżyli szok
    - To ta kobieta - przemówiła Ahsoka.
    - Że... Shmi? Skąd ją znasz? Umarła trzy lata temu, nie miałaś jak jej poznać...
    - Była w moim śnie. Jak ją porwano. Ta mała jest niezwykle do niej podobna.
    - To, co ci powiem, jest niezwykle ważne i tajne. Ojciec powiedział do Shmi, co na styl "Ty masz inne zadanie". Ona wróciła. Pod postacią Lei. Nie wiem jak, nie wiem czy tak samo jak ja, a może na sposób reinkarnacji... Nie mam pojęcia, ale na pewno tu jest i na pewno będzie mieć dużą rolę w przyszłości. Tego możesz być pewna.

 ~~Anakin~~

     Jeden z komandosów zaprowadził go do pomieszczenia kontrolnego. Przez Moc udało mu się wywąchać odrażający smród rozłożonego ciała. Zastanawiał się, czy to tak okropnie śmierdziało przez to, że pomieszczenie w żaden sposób nie było wietrzone przez zakaz wpuszczania kogokolwiek, czy to wiedźmy Dathomiry tak okrutnie cuchną. A może to złość i żal tej larwy Ventress? Ahsoka zabiłaby go, gdyby się dowiedziała co myśli o jej nowej przyjaciółeczce. Cały humor uszedł, kiedy przypomniał sobie, że Ahsoka już nie jest taka sama. On sam jest tego winny. Podróż przeminęła mu w rozmyślaniu nad tym, czy powinien odejść od Padme. Wszystkie argumenty i fakty dotyczące tego czynu, sprowadzały na podjęcie decyzji przez wypowiedzenie krótkiego "Tak".
    - Możecie mi podesłać zarejestrowany obraz? Chcę zobaczyć co ona takiego poklikała, że ją zabiło - poprosił.
    Nastąpiła chwila ciszy, która oznaczała, że klon skontaktował się ze swoim kolegą. Z drugiej strony, wywołało tu niego znieruchomienie i ciarki. Prócz zbadania tego, co zrobiła Ventress planował sam zająć się tym rozkazem, który NADAL nie był wyłączony, więc istniały duże szanse, że żołnierzowi może odbić i zaatakuje.
    - Nagranie zostało przesłane do twojego komlinku, generale - oświadczył komandos.
    - Dziękuję. Możesz mnie zostawić samego - powiedział.
    Zanim kliknął w komunikator, jego uwagę przykuł odłamek leżący w rogu. Nie liczył sobie więcej niż dwa i pół centymetra na trzy. Jego kolor to biały, jak z porcelany. Anakin podszedł i wziął do ręki. Z wierzchu kawałek był miękki. Anakin opuścił go nerwowo.
    To skóra! - zorientował się. Po jego ciele przeszedł dreszcz obrzydzenia. Pragnął ją zostawić, ale Moc mu podpowiadała, że się przyda i można ją oddać do badań genetycznych, gdyby nie udało mu się dojść do czegoś sensownego.
    Zawrócił w stronę panelu kontrolnego i załączył zarejestrowany obraz zatrzymując go w momencie, w którym Ventress dotykała danego klawisza, aby się z nim zapoznać. Zastanawiał się czy Separatyści ją przeszkolili lub czy sama umie obsługiwać tak skomplikowane urządzenia. Gorzej jak w ogóle się nie znała. Z drugiej strony, pracowała pod presją, bo Jedi dali jej takie zadanie. Można by rzec, że gdyby nie oni, Ventress byłaby wśród żywych, ale jeśli chodzi o Anakina, to nie przeszkadzała mu ta sytuacja poza jednym szczegółem - rozkaz nie został wyłączony.
     Parę razy przeanalizował wszystkie funkcje przycisków, skutki ich użycia oraz uchwycone przez kamery poczynania Ventress. Przyłożyła się do pracy, zrobiła to, co zrobiłby on - nie miał do tego wątpliwości. Nie mógł się pomylić, więc pozostało mu wykluczyć błąd z listy "Co do tego doprowadziło?". Przypomniał sobie przestudiowany raport z Kamino po pojmaniu Ventress, a następnie wysłał prośbę do świątyni o przysłanie mu tego sprawozdania oraz nagranie i spisaną wersję zeznań dathomirianki. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
    Po przeczytaniu raportu i zeznania, oraz wysłuchania jej słów, stwierdził, że Moc maczała w tym palce. Przewinął nagranie ze śmierci Ventress do momentu, kiedy wyciągnęła przed siebie ręce. Powtórzył to raz, drugi, trzeci, czwarty i doszedł do wniosku, że nie dość, że je wywołała, to prawdopodobnie kontrolowała. Czy to możliwe, że była tak zdesperowana, że postanowiła popełnić samobójstwo dla świętego spokoju?
    Miał rację, nie nadawał się do dyplomacji czy do spokojnych badań lub dochodzeń. Potrzebował pomocy kogoś innego. Gorzej jeśli jest rozkojarzony przez własne problemy. Musiał porozmawiać z Obi-Wanem.
_______________________________WAŻNE!
Nie będzie one-shota świątecznego. Przepraszam, zwyczajnie nie czuję świąt będą do kitu. W moim życiu ostatnio dzieje się źle i choć chętnie usiadłabym przed komputerem - nie mam czasu przez naukę. BO PO CO ROBIĆ WOLNE PRZED ŚWIĘTAMI?!
Poproszę o 10 komentarzy pod postem. Każdy od innej osoby, bo nie jestem pewna czy opłaca się pisać...
NMBZW!

niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział 156


 ~~ Aayla Secura i Kit Fisto~~

[10 dni po narodzinach bliźniaków, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Postanowiono, że wyruszą natychmiast, nie ma na co czekać - misja musiała wejść w życie jak najszybciej. Może i na posiedzeniu mówiono o tym tonem wyrażającym lekką obojętność, to sytuacja była zbyt poważna. Ataki Zygerrii  to krok nieprzewidziany, zwłaszcza, że ich współpraca z Separatystami zakończyła się fiaskiem. Nikt by nie pomyślał, że po tak szybkiej klęsce z tak błahego powodu będą chcieli się mścić. A może mają do zarzucenia dawne dzieje?
    - Kolejna wspólna misja... - zagadnął nautolanin.
    - Czyżbyś nawiązywał do bitwy o Kamino? - domyśliła się kobieta. - Myślałam, że nie będziemy do tego wracać.
    Przecież dobrze się zrozumieli, że to nie wróci. Że koniec z przywiązaniem, kłamstwami, romansami. Fakt, iż Anakin założył rodzinę nic nie znaczy i nie zobowiązuje do tworzenia związków w Zakonie. Nie chciała, aby Kit Fisto rozpamiętywał ich przeboje miłosne. Owszem, czuła się cudownie, ale źle i zdradziecko, a zasady pozostawały te same.
    - Znasz moje poczucie humoru - odparł.
   - Nie chcę wracać do tamtych czasów. To był błąd - skłamała. Częściowo. Z jednej strony - przyjemnie jej było wracać do tamtych chwil. Był to raj, odrębny świat, do którego uciekało się od wojny. Jednak zawsze wiedziała, że nie powinna tego robić. Nie powinna zostawiać wojny w tyle i to w taki sposób.
    - Wiem, ale to nasza tajemnica. Nie skłamiesz mi, że źle się wtedy czułaś...
    - Kit. Prosiłam cię o coś. Nie wracajmy więcej do tej rozmowy, a tym bardziej do tego, co między nami zaszło - postanowiła.
    - A kto mówi...
    - Nie zapominaj, że tak, jak ty, jestem Jedi. Wyczuwam.
    Zabrała torbę i poszła w stronę frachtowca.

~~Padme Amidala~~

[11 dni po narodzinach bliźniaków, Coruscant, budynek Senatu]
    Gorset strasznie ją uwierał i ledwo w nim oddychała, ale po tylu latach służby publicznej szło się przyzwyczaić i nauczyć robienia dobrej miny do złej gry. Jej służki zadbały o to, aby nikt nie zobaczył, że lekko jej się przytyło, aczkolwiek nadal chodziła w za szerokich sukniach, coby inni nie zdziwili się, że znowu wróciła do obcisłych szat. Postanowiono, że będzie zmieniać ubiór stopniowo, jak w przypadku ciąży, żeby przyzwyczaić oczy oraz uniknąć zbędnych pytań. Z jednej strony wątpiła w gadanie, że jej brzucha nie było widać, ale z drugiej wolała się zakryć, jakby chciała ukryć swoje kompleksy, choć nie nazwałaby tak swoich dzieci. Nigdy w życiu!
    Zaczepiła ją Halle Burtoni wraz z Nach Deechi, młodszego brat nieżyjącego Mee Deechi.
   - Senator Amidala, czemuż zawdzięczamy twą obecność po tak długim urlopie? - zapytała cynicznie senatorka.
    - Przecież to moja praca - odparła opanowana Padme. Była nadzwyczaj cierpliwą osobą i mimo wszystko, ciąża nie zrobiła z niej marudnej kobieciny.
   - Można wiedzieć, co się z tobą działo, kiedy to nie wracałaś po bitwie o Naboo? Dlaczego zostałaś na Polis Massie i z jakiej racji ukrywałaś się w apartamencie? - dopytywała kaminoanka.
    - Senatorze Burtoni, czy to nie są aż za prywatne pytania? - zapytała nieuprzejmie Amidala.
    - Ponieważ teraz wprowadzili pewien rygor, żeby szybko namierzać jakiegoś szpiega. Republika bardzo szybko się odnawiać, choć wątpię, że nie upadnie, ponieważ kanclerz dobrze cię tuszuje - wytłumaczył Deechi.
    - Między innymi, przyszłam tu by się usprawiedliwić. Przypominam, że podlegam kanclerzowi, nie wam.
    - Przypominam, że twoje zaufanie do Palpatine'a cię zgubiło - zripostował umbarańczyk.
    - To, że zaufałam, Palpatinowi...
    - A Jedi już raz zawiedli - przypomniał.
    - Nie wierzysz w poprawę - bardziej stwierdziła niż zapytała Padme.
    - My po prostu jesteśmy ostrożni - odparła Halle.
    - Zauważyłam, że łapiecie ludzi za słówka, za błędy i inne czynności, które wam się nie podobają.
   - Na przykład za to, że po bitwie o Naboo wpadłaś w objęcia Anakina Skywalkera. - Burtoni popatrzyła na nią wyzywającym wzrokiem, który idealnie wpasował się w jej obrzydliwy, chytry uśmieszek.
   - No to jest już bezczelne! - oceniła Amidala. Nie miała pojęcia czemu to babsko działało, jak działało. Przecież Padme ją przeprosiła za oskarżenia w ingerowaniu śmierci wujka Onacondy. Wojna się skończyła, jej trochę w senacie nie było, a ta wyjeżdża z takimi rzeczami. Gdyby młoda senator miała w kieszeni nóż, to by się otworzył.
    - Gdybyś się mu tak ochoczo nie oddawała, wiedziałabyś, że cały HoloNet o tym trąbi - poinformowała ją kaminoanka.
    Amidala powoli zaczęła się wycofywać. Po co w ogóle zaczynała temat? Z drugiej strony, gdyby nie Burtoni nie miała jak obronić się od plotek na jej temat. Tak to mogła coś wymyślić, ostrzec Anakina.
    Wsunęła się ostrożnie do gabinetu Kanclerza Aang.
   - Senator Amidala, jak to dobrze cię widzieć. - Były senator wstał i podszedł do niej, po czym w przyjacielskim geście ujął jej dłonie w swoje. - Jak się czujesz? Rada mi powiedziała. Spokojnie, twój sekret jest bezpieczny...
    - Może to nawet dobrze, że Kanclerz wie. Usłyszałam, że HoloNecie się o mnie mówi. O mnie i Anakinie Skywalkerze - wyznała.
    - To mnie zaniepokoiło. - odpowiedział wskazując jej miejsce na fotelu. Dopiero w tamtej chwili zauważyła, że w gabinecie zaistniały zmiany. Zamiast czerwieni, na ścianach widnieje ciemny granat przyjemny dla oka, a nowe meble i ich kolor idealnie się dopasowały. Nie miała wątpliwości,? że zmieniono wystrój, aby oddzielić od siebie dawne rządy od nowych. - Powiedz, co cię z nim łączy?
    - To Kanclerz nie wie wszystkiego? - zdziwiła się. Już kompletnie nie rozumiała.
    - Możesz mi wszystko powiedzieć - polecił.
    - Onjestmoimmężem - wymamrotała.
    - Że co, że jak?
    - On jest moimmężem - powtórzyła.
    - Wyraźniej.
    - ON JEST MOIM MĘŻEM.
    - On jest ojcem twoich dzieci? - domyślił się.
   - Tak i o to chodzi. Trzeba usunąć wszystko informacje z holonetu. Błagam - poprosiła. - Jeżeli ktoś zorientuje się, że mam w domu dzieci...
    - Zajmiemy się tym, spokojnie.
________________________________________

niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 155


~~Anakin Skywalker~~

[10 dni po narodzinach bliźniąt, Kamino]
    - My, Legion 501, żegnamy w chwale naszego Kapitana, CT-7567 "Rexa". Wyrażamy tęsknotę i dziękujemy za przywilej służby pod twoimi rozkazami, bracie.
    - Ja, CC-1119 "Appo", nowy kapitan Legionu 501, obiecują kontynuować twoje dowództwo, nad naszą grupą, najlepiej, jak potrafię. Byłeś niezastąpiony - przemówił nowy dowódca.
    - Kote! Kandosii sa ka’rta, Vode an! - zaczął śpiewać Fives, a od drugiego wersu dołączyli wszyscy inni żołnierze.
    Anakin stał na baczność przysłuchując i przyglądając się tysiącom klonów żegnających Rexa. Czuł rozpacz. Rex zginął śmiercią idiotyczną - samobójstwem. Dla Anakina najgorsza była przyczyna tego czynu - on sam. Ten pełen honoru żołnierz zginął, bo strzelił w swojego generała. Czemu na tym mężczyźnie wywarło to takie straszne uczucia, skoro nawet nie trafił, a Skywalker mu wybaczył. Nikt go nie obwiniał. Nigdy się nie dowiedzą, czy coś jeszcze skłoniło Rexa do tej decyzji.
    Po uroczystym pogrzebie i pożegnaniu Kapitana Rexa, Anakin udał się na spotkanie z premierem Lama Su. Nie było czasu na jakiekolwiek powitanie, skoro Anakin zaangażował się w przygotowaniu uroczystości, a premier był zajęty... no właśnie - czym? Skywalkera mało to obchodziło. Przybył na planetę w związku z Rexem i śmiercią Ventress.
    - Mistrzu Skywalker, z niecierpliwością czekałem na spotkanie z tobą. Rozmowa z tak cenionym generałem i bohaterem Repuliki to zaszczyt - przywitał się kaminoanim pochylając głowę z szacunkiem, a Jedi powtórzył ten gest.
    - Witaj, Lama Su. Oszczędźmy sobie te grzeczności i przejdźmy do konkretów - zaproponował Anakin. Obawiał się, że za szorstko to powiedział i powinien trochę pochlebić przywódcy.
    - Naturalnie - przyznał. - Na dowód moich słow przygotowaliśmy zapis z kamer. Tak, jak mówiłem w wiadomości, chodzi o Ventress... i jej koniec. Nadal nie potrafimy stwierdzić co tam się działo. Ona... wybuchła. Po prostu. Rozprysła się na milion kawałeczków! Zebraliśmy je, pozwoliliśmy sobie je zbadać. Otrzymasz wyniki, Mistrzu Jedi. Proszę, tu są dowody.
    Z sufitu wysunął się ekran, a po chwili pojawił się na nim zarejestrowany obraz z kamer. Ventress unosiła dłonie nad głową, a potem wzbiła się ponad podłogę.
    Ze zdziwieniem i fascynacją wpatrywał się w widowisko i nie mógł uwierzyć, że ta kobieta jest zdolna do takich rzeczy. Zaczynał dostrzegać ogromny błąd w lekceważeniu jej. Z drugiej strony, nie mógł wiedzieć, że drzemia w niej takie moce i jest zdolna do wielkich czynów. Zapewne ona sama nie była świadoma swoich umiejętności. Może decyzje Rady Jedj miały wpływ na jej ostatecznie działania.
    - Osobiście, nigdy nie sądziłem, że Jedi mogła wybuchnąć - podsumował premier po skończonym "seansie".
    - Ja też nie. Proszę pamiętać, że ona nie jest Jedi. Owszem, kiedyś służyła w szeregach obrońców Republiki, ale zboczyła ze ścieżki. Są dwa rodzaje Mocy, którą my, Jedi, się posługujemy. Są podobne, ale używanie ich musi być zgodne z danym kodeksem i ideałami. Ponadto, kieruje nią przeznaczenie wyznaczone przez rytułały jej rasy - wytłumaczył Skywalker.
    - Naturalnie - zgodził się Lama Su. - Dalszy przebieg dochodzenia w sprawie pozostawiam tobie, Mistrzu Jedi. Ma pan pełnoprawne wejście do wszystkich danych i badań jeśli to konieczne, ale proszę, nie interesuj się wewnętrznymi sprawami planety.
    - Nie jestem z Jedi, jak i z osób, które analizują wszystkie poszlaki. Chodź to błąd, to bądź pewien, że jeśli natknę się na coś złego w kwestii Republiki, Jedi czy choćby jednego żołnierza, nawet nieżywego, zacznę w tej sprawie postępowanie. Tylko wtedy. Reszta mnie nie interesuje. Poza tym, mam w zadaniu dokończenie tego, co wysłannicy Jedi zaczęli z Ventress. Nie sądzę, żebym podczas "pracy" tutaj, miał jakikolwiek czas na bzdety.
    - Myślę, że doszliśmy do porozumienia, Mistrzu Jedi - zakończył rozmowę kaminoanin wstając z fotela.
    - Też tak uważam - zgodził się Anakin
    - Życzę owocnej pracy.
    Ukłonili się.

~~Ahsoka~~

    Rada Jedi zwołała posiedzenie dotyczące sprawy Zygerrian. Byli obecni wszyscy, prócz Anakina. Podsumowano wszystkie fakty począwszy od ataku na Yavin, a skończywszy na porachunkach Bonteriego.
    Ahsoka w połowie trzygodzinnego posiedzenia dostała pozwolenie na posadzenie się na fotelu swojego mentora. Męczyła się niemiłosiernie, a Qui-Gon zachowywał spokój sprawiając, że wyglądała nienaturalnie. Musiała mu przypomnieć o swym zachowaniu.
    - Mistrzyni Secura - odezwał się podsumowująco Yoda. - Na Zygerrię z Kitem Fisto udasz się.
   - Wiemy, że to trudne, ale musimy prosić cię o udawanie niewolnicy. Dostaniecie dokumenty świadczące o wysokiej pozycji społecznej mistrza Fisto wraz z alibi od rodzinnych planet. Wszystko na was czeka. Wymaga jedynie dopracowania. Mistrzyni Secura, czy chcesz się odnieść do tego pomysłu? - zapytał Mace Windu.
    - Tak. Mimo wszystko, wydaje mi się, że dobrze postąpiliście przydzielając mnie do tej misji. Myślę, że mam jakieś, hmm... jakby to powiedzieć... no cóż, predyspozycje. Nie obrażę się i obiecuję, że postaram się wykonać to zadanie najlepiej jak potrafię - oświadczyła mistrzyni.
    - Niech Moc będzie z wami - życzył.
    Posiedzenie trwało jeszcze trochę czasu. Jedi pozwolili sobie podjąć decyzje bez zgody Kanclerza i udali się do jego gabinetu. Nie po zgodę - po zatwierdzenie. Ustalili, że jeżeli jedna strona uważa, że dane posunięcie może przynieść duże korzyści, to wchodzi w życie. Jeśli zawiedzie - trudno. Wszyscy uczą się na błędach. Mimo tak wolnego czasu, przywódca Republiki zyskał duże poparcie i zaufanie ludzi. To bardzo duży postęp.
    - Jak się czujesz? - zainteresowała się Barriss.
    - Bardzo dobrze - przyznała młodsza.
    - A... jak przebiega dochodzenie do siebie?
    - Trudniej niż myślałam. Chyba.
    - Nie miałyśmy czasu, żeby porozmawiać o tym co się stało. Co... co się działo, kiedy nas opuściłaś? Tam... po drugiej stronie... można tak to nazwać?
    - Wszechobecną biel. Nie zauważyłam ile czasu minęło, kiedy wróciłam.
    - Czy...
    - Nie wiem, Barriss. Nie potrafię powiedzieć co to było.
    - Rozumiem. Nie będę cię męczyć. Jeśli zechcesz porozmawiać, to przyjdź.
    - Wiem, dziękuję Ci.
    - Co zamierzasz robić?
    - Postanowiłam odwiedzić Padme. Nie widziałam tych dzieci. Pora to zmienić. W końcu ciocia.
    - Uroczo.
_____________________________
Ostatnio weny nie mam, czasu też nie, humoru bardziej... ALE! Nie poddaje się, walczę o swoje i wyczuwam wenę w pobliżu ^^
Miłego dnia!

NMBZW!