piątek, 28 marca 2014

Rozdział 56


                                                                  ~~Ahsoka~~

 Myśliwiec Jedi Delta 7, wyskoczył z nadprzestrzeni, na orbicie Couruscant. Za sterami statku, zasiadła młoda togrutanka. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy ujrzała planetę-miasto, która była jej domem od trzynastu lat. Dziewczyna cieszyła się, że wraca, ale z drugiej strony, chciała być na polu bitwy wraz ze swoim Mistrzem. Chciała walczyć u jego, pomagać mu, ale musiała wrócić. Misja, na którą ją wysyłają może potrwać długo, a ile dopiero spędziła czasu z Anakinem? Cztery miesiące i nie będzie go długo widzieć. O wiele dłużej niż miesiąc. Ponownie będzie się czuć jakby odeszła z Zakonu, chociaż jest na ważnej misji, na którą wysyłają tylko najzdolniejszych. Zastanawiała się nad słowami Anakina. Powiedział, że jest najlepsza i powinni mu jej wszyscy zazdrościć, bo jest najzdolniejsza. Ale ona się tak nie czuła. Słowa tego człowieka, którego kochała niczym brata, były jak słowa matki, która uważa dziecko za najpiękniejsze w galaktyce, chociaż tak nie jest. Mimo że słowa jej mentora, miały podobne znaczenie, to były prawdą, chociaż ona jeszcze się o tym nie przekonała. Skywalker uważał ją za równą siebie, a nawet za lepszą nawet, jeżeli jest Wybrańcem. Wybrańcem, w którego on nie wierzy. Dla niego to istny mit.
 Statek, który Anakin Skywalker ulepszył padawance, zaczął się zbliżać do świątynnego lądowiska. Nikt ją tam nie powitał prócz odgłosów pracy robotników z hangaru. Dziewczyna zaczęła iść w stronę hangaru. Wchodząc tam, przyśpieszyła. Pomieszczenie przywracało złe wspomnienia, o których padawanka nie chciała już do końca życia, tego nie pamiętać. Jest możliwość utracenia pamięci, lecz całej, a ona chciała tylko wymazać zamach, a najlepiej ze wszystkich głów Jedi, lecz nie można.
 Wyszła z windy w południowo-wschodniej wierzy, gdzie mieściła się sala posiedzeń Najwyższej Rady Jedi. Wchodząc do środka spotkała się z kilkoma spojrzeniami Mistrzów. Wyszła na środek, po czym się ukłoniła z szacunkiem, jak przystało na wzorowego Jedi.
-Witaj padawanie.-odezwał się Yoda.
-Dzień dobry.-przywitała ich Ahsoka.
-Dobrze Cię widzieć w domu.-przemówił Mace.
-O co chodzi z tą misją?-spytała szesnastolatka.
-Zostajesz wysłana na Yavin.-zaczęła Stass Allie.-Jest podejrzewany Atak. Już Ilum zaatakowali, na Yavin nie możemy sobie pozwolić. Są tam bardzo ważne informacje i potrzebni są Jedi.-wytłumaczyła.
-Ale dlaczego akurat ja?-spytała Tano.
-Bo tak postanowiła Rada. Jesteś bardzo utalentowana. Teraz idź odpocząć.-odpowiedział jej Ki-Adi-Mundi.
-Poszukam Barriss i Atari.-postanowiła dziewczynka.
-Barriss ma bardzo ważne sprawy uzdrowicielskie Ahsoko. Musi przeczytać kilka podręczników. Atari ma dziś dzień nauki, mimo że wiele lat spędziła na Yavinie, lecz tak postanowiła Bultar Swan.-poinformowała ją Stass.-Ashla i Katooni wraz ze swoimi i też innymi klanami zostały wzięte na jakieś treningi.-wyprzedziła pytanie padawanki.
-Rozumiem. Niech Moc będzie z Wami.-Ahsoka pożegnała się i ukłoniła, po czym wyszła. Była zawiedziona. Dlaczego kiedy ja wróciłam muszą wszyscy dostać jakieś ważne zajęcia?,pytała siebie w myślach Tano. Co ja zrobiłam galaktyce, że mnie tak musi karać? Ashla i Katooni miały ostatnio urodziny, a ja w ogóle nie mogę im spóźnionych życzeń złożyć. Atari nie widziałam od pogrzebu jej Mistrza i nie mogę się z nią przywitać. Wiem, że będę mogła z nią spędzić dużo czasu, ale chciałabym ją zobaczyć w dzień kiedy wróciłam.
 Zrezygnowana, postanowiła iść do swojej o dziesięć lat starszej przyjaciółki. Miała nadzieje, że zastanie ją we własnym apartamencie. Była jej potrzebna. Nie miała z kim porozmawiać, a było jej to bardzo potrzebne.
 Nie miała ochoty by lecieć śmigaczem, więc poszła na nogach. Jej kroki były szybkie i spokojne. Obserwowała każdy obiekt, który mijała. W pewnym momencie popatrzyła się w niebo, przepełnione lecącymi śmiagaczami. Wiem, że wierzysz we mnie Anakinie...-pomyślała. Tylko dzięki Mocy mogli wysondować, czy nic im nie jest. Ona martwiła się o niego, a on o nią. Niczym rodzina, ale przecież tak siebie traktowali. Jak członka rodziny.
 Nie wiedziała ile minęło czasu, kiedy doszła do drapacza chmur, gdzie na samej górze mieścił się apartament Senator Amidali. Straciła rachubę czasu, ale nie obchodziło ją to. Wiedziała, że nie jest późno i możliwe, że szła bardzo krótko jak na tak duży dystans pomiędzy Świątynią Jedi, a jej celem.
 Wychodząc z windy spotkała przed sobą pewnego Gunganina, który patrzył na nią swoimi, wytrzeszczonym oczami z zaciekawieniem.
-Dzień dobry.-przywitała się Jedi. Znała go jedynie z widzenia i opowieści jej Mistrza. Gunganin nazywał się Jar Jar Binks i był ambasadorem z Naboo. Uczestniczył w walce między gunganami, a wojskiem Federacji Handlowej w czasie blokady jego ojczystej planety. Nie był zbyt mądry i działał niekiedy na nerwy, ale Skywalkerowi nigdy. Ahsoka nigdy się z nim nie spotkała, ani nie rozmawiała. Podobnie jak jej mentor nie uważała Binksa za głupiego, jak niektóre osoby. Bo czy głupi, potrafiłby pomóc czternastoletniej królowej, zjednoczyć Gungan i mieszkańców Naboo? Czy głupi, potrafiłby wykiwać złych piratów, dowodząc trzema klonami, którzy mieli tylko blastery? NIE. Więc dlaczego w taki razie, niektórzy uważają go za idiotę, skoro tyle odważnych rzeczy zrobił?
-Moja cieszyć się, by poznać wreszcie Twoja.-przywitał ją Binks.
-Ja także. Dużo o Tobie słyszałam.-odpowiedziała.
-Moja o Twoja też. Twoja wybaczyć Moja. Moja musi iść.-Po tych słowach ukłonił się w geście pożegnalnym.
-Oczywiście.-powiedziała dziewczyna i także się ukłoniła.
 Gdy Jar Jar zniknął za drzwiami windy, padawanka poszła do salonu. Nie było tam nikogo. Przeszła obok kanapy. W Mocy wyczuła echo dawnej obecności Anakina. Kroczyła dalej w stronę sypialni. Spotkała tam jedną ze służek Padme. Musiała być nowa, albo po prostu dziewczyna nigdy jej nie widziała. Właściwie znała tylko Tecklę, z którą dobrze się jej rozmawiało. Ale Teckli teraz nie ma tutaj. Jest inna służąca, która patrzyła z zaciekawieniem na Tano. Szesnastolatka wyczuwała, że kimkolwiek jest ta kobieta, to popiera Jedi i wierzy w ich wygraną w tej Wojnie, nawet jeżeli Jedi nie powinni walczyć. Według dziewczyny to trochę dziwne. Przecież Jedi byli obrońcami Republiki. Mają wszelkie prawo, by walczyć w jej obronie. Musieli. To był ich obowiązek i tego była pewna Ahsoka.
-Mogę w czymś pomóc.-spytała uprzejmie kobieta.
-Szukam Padme. Nazywam się Ahsoka Tano. Jestem jej przyjaciółką.-przedstawiła się Jedi.
-Ahsoka!-powiedziała Padme stojąc za plecami służki.-To wszystko Motee. Nie potrzebuję więcej pomocy.-poinformowała senator swojego sobowtóra.
-Tak Pani.-Motee ukłoniła się z szacunkiem i wyszła z sypialni.
 Padme podeszła do o dziesięć lat młodszej przyjaciółki i przytuliła ją. Cieszyła się, że chociaż ją widzi całą i zdrową. Musiała z nią porozmawiać.
-Dobrze Cię widzieć.-odezwała się Ahsoka, gdy oderwały się od siebie.
-Ciebie także.-W głosie Amidali było można usłyszeć nutkę ponurości.
-W porządku?-spytała młodsza. Nagle wyczuła zakłócenia w Mocy. Były one dość duże. Podobne do czegoś, co kiedyś spotkała, lecz nie równe. O trochę mniejsze.
-Ahsoko. Musimy poważnie porozmawiać.-rzekła Naberrie, idąc w stronę kanapy.
-O co chodzi?-spytała zdezorientowana Tano, siadając obok pani Senator.
-Odkąd odlecieliście wszystko się zmieniło. Moje życie i Anakina jest prawie zrujnowane.-poinformowała padawankę kobieta.
-Jak to?
-Ja jestem w ciąży. Jeżeli się dowiedzą Anakina wyrzucą. Pomóż mi. Rada nie może się dowiedzieć i sama o tym wiesz.
-Prędzej umrę niż coś powiem, o was. Wiesz o tym. To będę tylko ja wiedzieć i będę chronić tej informacji ze wszystkich sił. Nie martw się.-Po tych słowach się przytuliły. Padme cieszyła się, że jest ktoś kto nie zdradzi ani jej, ani jej męża. Wiedziała, że Padawance Wybrańca mogą w stu procentach zaufać. Senatorka potrzebowała kogoś, aby mu to powiedzieć. By nie trzymać tego w sobie.
 Komlink Jedi zaświergotał. Oderwała się od Jedi i odebrała połączenie.
-Tak?-spytała do osoby, która próbowała ją znaleźć.
-Hej. To ja Wysy. Szukam Cię po całej Świątyni i nie mogę Cię znaleźć.-poinformowała ją różowowłosa. W jej głosie słychać był rozbawienie. Ahsoka tak dawno jej nie widziała. Możliwe, że jej o rok młodsza przyjaciółka się zmieniła nie licząc pasemek.
-Wysy!-odpowiedziała radośnie Tano.-Dobrze Cię słyszeć. Musiałam zobaczyć się z Senator Amidalą. Zaraz miałam wracać. Skąd wiesz, że wróciłam?-spytała lekko zdziwiona.
-Cała Świątynia o tym papla.-zażartowała piętnastolatka.-To ja poczekam na Ciebie obok Komnaty Fontann, dobrze?-spytała.
-Jasne. Do dwudziestu minut będę.-Po tych słowach Padawanka Skywalkera rozłączyła się.-Przepraszam, ale muszę wracać. Poznałam Wysy na bitwie o Colla IV i rozmawiałam z nią tylko raz po tej bitwie, ale wiem, że jest moją przyjaciółką.
-Idź. My będziemy mieć jeszcze mnóstwo czasu, by porozmawiać.-przemówiła dziwnie zadowolona Naberrie.
-Ok. Do zobaczenia.-Na pożegnanie przytuliły się tylko i Jedi wyszła, by pobiec do Świątyni. Wszystko wydawało jej się bardzo podejrzane i nie wiedziała dlaczego. Ale cieszyła się, że przynajmniej Wysy znalazła dla niej czas.
 Biegła szybko wspomagając się Mocą. Mieszkańcy Coruscant nie zwracali wcale na nią uwagi i zajmowali się tym czym mieli się zajmować. Dziewczyna nie męczyła się w ogóle. Czuła się szczęśliwa. Jakby nie było wojny. Jakby był święty spokój. Jakby była dzieckiem tak jak kiedyś i cieszyła się dzieciństwem. Wolnością. Czyła jakby była sama na tej planecie. Jakby nikogo nie było w okół niej. Tylko ona i otaczający ją świat, na którym przebywała.
 Nie wiedziała  nawet kiedy dobiegła do świątynnych schodów. Nie miała ochoty po nich wchodzić. Nie była wcale zmęczona, ale przypomniało się jej odejście. Zawsze to ją najgorsze rzeczy spotykały. Jak nie zgubi miecza, to wmieszają ją i jej przyjaciółki w jakieś zamachy na rodzinę, którą byli dla niej Jedi. Nie rozumiała dlaczego właśnie ona. Ona, Anakin i Obi-Wan. Zawsze oni. Nie ktoś inny, tylko ta słynna trójca.
 Togrutanka dobiegła do komnaty fontann. Była zdyszana i bardzo lekko zmęczona. Dawno nie biegała swobodnie. Na polu bitwy to zupełnie co innego. Była to bardzo duża różnica.
-Jak już wiesz...-zaczęła Wysy.-...nie szukałam Cię z byle jakiego powodu. Musisz na serio to zobaczyć.-powiedziała dziwnie uradowana.
-Jasne. Ale co?-spytała zdziwiona jej o rok starsza przyjaciółka.
-Chodź.-poleciła młodsza i poszły w niewiadomym dla Padawanki Wybrańca kierunku.
______________________________________________
Panie i panowie! Nn dodane! Jak zwykle systematycznie! :D
Mam nadzieję, że się podobało. Mwhahahahahaha... to gdzie zabrała Wysy Sokę dowiecie się za tydzień ;D Ja tu dziś nie mam nic do powiedzenia, także ten... dedyki:
Wafloweej - Jutro będzie boosko ♥
Fari - dzisiaaj i jutro i za tego wybitego palca! xD ♥
Idki - ty tam już wiesz za co xDD ♥
Brato-wnuczki - bo u Ciebie zawsze znajdę rady

NMBZW!

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 55


                                                                      ~~Ahsoka~~

 Kayla była bardzo ciekawska, a padawanka wywnioskowała to z rozmowy, ponieważ Anakin kazał Ahsoce zaopiekować się małą dziewczynką. Przez parę minut pomagał jej Fives, ale czekała go praca, więc musiał zostawić nastolatkę samą z małą. Mimo straty rodziców Kayla trzymała się bardzo dobrze, a wszystko dzięki Jedi, którzy postanowili się nią, przez chwilę opiekować.
 Tano w pewnym momencie zaczęła rozglądać się za mistrzem. Zobaczyła go z tą Twi'lekanką, która przytuliła Kaylę, gdy jej rodzice zginęli.
-Kim jest ta kobieta?-spytała szesnastolatka.
-To moja sąsiadka. Mówię na nią ciocia. Jest bardzo miła. Nie ma dzieci i się mną opiekuje niekiedy.-wytłumaczyła.-Co ze mną będzie?-spytała po chwili.
-Nie wiem, ale znając mojego Mistrza, to pewnie coś załatwia.-odpowiedziała padawanka.
-Przytulisz mnie?-spytała tym razem Ahsoki.
-Tak.-Po tych słowach dziewczyna przytuliła małą. Kayla czuła zimno skóry młodej Jedi, ale nie zwracała na to uwagi. Chciała tylko, by ktoś ją po prostu przytulił. Była samotna i czuła to w sercu. Tylko bliskości miłej osoby, której można ufać, potrzebowała. Tylko tyle. W głębi duszy, była na prawdę wdzięczna togrutance.

                                                                    ~~Padme~~

 Była już u niej Barriss i Atari, ale żadna z nich nie wyczuła drugiej osoby, a jeśli nawet, to nic nie mówiły. Młoda senator bała się tyle, że nie o siebie. O męża. Anakin Skywalker był Bohaterem Republiki i Wojny. Tylko dzięki niemu i Obi-Wanowi Republikanie wierzą w wygraną. Padme nie chciała dopuścić do tego, by ktoś odkrył kim jest ojciec. Przynajmniej w czasie wojny, ale i tak, tego nie chciała. Była szczęśliwa, ale czuła, że ta ciąża może zniszczyć życie młodemu Rycerzowi Jedi.
 Siedziała na łóżku obok pięciu sukienek, z których musiała wybrać tę jedną, w której pójdzie do senatu. Nie chciała się nigdzie ruszać z domu. Po raz kolejny, chciała aby Skywalker był przy niej. Co dzień tego chciała. Najgorsze dla niej jest to, że on nic nie wie o ciąży. Nie miała z nim kontaktu od prawie trzech miesięcy. Wie jedynie, że żyje i to ją bardzo podnosi na duchu. Teraz nie wyobrażała sobie życia bez niego. To dzięki niemu poczuła, co to jest prawdziwe życie, nawet jeżeli żyje w tajemnicy i kłamstwie, które za niedługo przestanie istnieć, wraz z pojawieniem się ich dziecka.
-Pani.-rzekła Motee stając przed nią.-Czas się przygotować.-poinformowała ją.
-Tak już. Wybacz. Zamyśliłam się.-odpowiedziała Amidala.Wstała ostrożnie i zabrała pierwszą lepszą sukienkę, którą chwyciła i podążyła do odświeżacza, skupiając się na sytuacjach w senacie.

                                                              ~~Atari~~

 Cały wolny czas spędzała z Barriss i niekiedy dwoma Adeptkami, które towarzyszyły jej mirialańskiej przyjaciółce. Nie stykała się często z dziećmi. Nie miała na to czasu. Jedyne dziewczynki, z którymi najwięcej spędziła czasu w swoim życiu to Pooja i Ryoo Naberrie. Jej dwie przyszywane siostrzenice. Zawsze była chętna by się z nimi bawić, nawet jeżeli to dla innych nastolatek jej nudne. Kochała te dwie dziewczynki i traktowała je niczym siostry. Nie miała pojęcia czy, gdyby trafiła na inne dziewczynki w ich wieku lub podchodzącym to, by tak je polubiła. O dziwo trafiła na  podobne dziewczynki, które były Adeptkami i wiedziały o jej najlepszej, togrutańskiej przyjaciółce bardzo duże i miały mniej więcej tyle lat, ile mają przyszywane siostrzenicy Atari. Katooni i Ryoo były rówieśniczkami, a Ashla była o rok młodsza od Pooji, ale wszystkie cztery, były tak bardzo kochane, że nie dałoby się ich nie lubić.
 Młoda Orgeen bardzo dużo trenowała mieczem świetlnym. Na pierwszy treningu po powrocie z wojny, czułą się jakby wracała po tych kilku latach po za świątynią. Jedynie co się zmieniło to, to, że jej treningu nie nadzorował jej Mistrz, ale Bultar Swan. Bardzo lubiła swoją Mistrzynię i jest jej wdzięczna za opiekę. Atari nie sądziła, że gdyby ktoś inny, wziął ją za padawana, to zaufałaby tej osobie tak bardzo jak właśnie Mistrzyni z Kuat. Ona bardzo dobrze znała Mistrza młodej dathomiriański, poprzez bycie padawanem Plo Koona. Dziewczyna nie kiedy się dziwiła jak to możliwe, że Ahsoka Tano nie znała jej dawniejszego Mentora. Przecież Mistrz Plo wszystko jej mówił, więc dlaczego nic nie wiedziała o jego przyjacielu? Ruszyła głową. Nie miała czasu myśleć teraz. Musiała się w tym momencie skupić na ruchach mieczami świetlnymi.
-Ej! Bo ramię nadwyrężysz! Zrobiłaś 150 powtórzeń odkąd przyszedłem.-powiedział ktoś. Nie rozpoznała głosu tego kogoś. Opuściła miecz i wyłączyła go. Jej spojrzenie padało na podłogę. Jej oczy kierowały się w stronę właściciela ni karcącego, ni rozbawionego głosu. Najpierw zobaczyła buty. Nogi w nich były skrzyżowane i ubrane w szare spodnie Jedi. Spojrzała później na tułów. Ujrzała cylinder miecza świetlnego. Rozpoznałaby go wszędzie.
-Chazer!-krzyknęła dathomiriańska i podbiegła by go przytulić. Dziewczyna zorientowała się, że nie przytula Motessa tak, jak przyjaciela.

                                                                   ~~Anisoka~~

 Po kilkunastu godzinach Skywalker i jego padawanka polecieli kanonierką na krążownik Republiki, by stamtąd złożyli raport Najwyższej Radzie Jedi i przygotowali więcej żołnierzy. W hangarze przywitał ich Admirał Yularen i Kapitan Pellaeon. Ahsoka ulotniła się jak najszybciej mogła. Chciała uniknąć kolejnej konfrontacji ze strony Kapitana. I tak już mu dużo mu powiedziała, z czego bardzo ucieszył się jej o pięć lat starszy Mistrz. Ale jeżeli znowu coś powie co jej się nie spodoba, obiecała mu, że jeszcze da Kapitanowi porządnie popalić. Jeszcze nikt ją tak nie potrafił zdenerwować jak on, więc nie chciała go widzieć na oczy i szybko poszła na mostek. Po kilku minutach przybył tam też jej Mistrz. Wybraniec wciskając odpowiedni guzik skontaktował się z Centrum Komunikacji w Świątyni.
-Mistrzu Skywalker. Dobrze widzieć Cię.-powitał go Yoda.
-Ciebie także Mistrzu.-Anakin wraz z padawanem ukłonił się przed holoobrazem wiekowego Mistrza.
-Postępy duże na Tirbin są. Dla padawana zadanie ważne mamy.-rzekł stary Mistrz.
-Dla mnie?-spytała zdziwiona Ahsoka.
-Zgadza się. Wrócisz do Świątyni i tam wytłumaczymy Ci twoje zadanie, które odbędzie się na Yavin.-odpowiedział Windu.
-Yavin?! Jeżeli chodzi o misje to potrwa to kilka tygodni, miesięcy, a może i nawet lat. Z Atari tak właśnie było.-powiedziała szesnastolatka.
-Dlatego polecisz tam z Atari, ale teraz, lecisz do domu. Tam wyjaśnimy Ci resztę. Niech Moc będzie z Wami.-pożegnał się Korun.
-I z Wami.-odpowiedział Bohater Republiki, a holoobraz dwóch najważniejszych członków Rady znikł im z oczu. Byli sami w centrum łączności. Padawanka usiadła na skrzynce.
-Dlaczego ja?-spytała.-Na Yavin wybierają wyjątkowych Jedi, a ja taka nie jestem. Moje miejsce jest na wojnie, nie na najważniejszych misjach.
-Ahsoka.-powiedział stając przed nią.-Nie wiem ile tam będziesz, ale wiem, że będę Cię tu potrzebować, lecz nie mogę zmienić decyzji Rady.
-Możesz.
-Nie, a wiesz dlaczego? Dlatego, że jak sama mówiłaś na Yavin wybierają wyjątkowych i bardzo utalentowanych Jedi, a ty właśnie do tej grupy należysz. Nie chciałem mieć padawana i nie chciałem za niego mieć Ciebie, ale z czasem zrozumiałem, że trafiła mi się lepsza padawanka od Yody. Kiedy odeszłaś powiedziałem Radzie, żeby mi nie wciskali żadnego nowego ucznia. Raz, że nie chciałem Ciebie nikim zastąpić. Dwa: nikt nie potrafi tak dobrze się przystosować do moich reguł i mnie zrozumieć oraz być właśnie taką wspaniałą Jedi jak ty. To nie Tobie powinni zazdrościć Mnie, tylko mi Ciebie.-To co powiedział do swojej uczennicy było prawdą. Zobaczył jej oczy. Były szkliste, ale nie płakała. Wstała i go przytuliła jak brata. Obojgu spotkało ich szczęście.

                                                             ~~Asajj Ventress~~

 Otworzyła oczy i nie wiedziała gdzie jest. Z porównaniem do tego co ona teraz czuła, nawet dość duży kac, by temu nie dorównał. Nie dość, że się tak źle czuła, to jeszcze tam, gdzie przebywała było bardzo ciemno. Nic nie było widać. Tylko czerń, a ona mogła tylko wysondować coś Mocą, której w tej chwili nie czuła. Jakby z niej uleciała lub jakby ktoś jej ją zabrał. Była zmęczona i obolała. Żmudnie próbowała sobie coś przypomnieć, ale nic z tego. Cierpiała. Czuła wszędzie ból. Jej powieki ponownie zaczęły się zamykać, a ona uciążliwie je powstrzymywała. Nie mogła zasnąć. Dla niej, to nie była dobra chwila na spanie. Zaczęła się podnosić, ale poczuła jakby ktoś ściskał jej mięśnie nóg. Czuła kucie w żebrach. Nie wie co jej zrobili i za co. Nie mogli jej przecież dorwać jacyś marni przemytnicy, u których coś przeskrobała. Ilu takich miała na liście? Z czterech? Tak czy siak, wszyscy byli zbyt słabi, by ją pokonać. Sama wspomniała to w rozmowie ze Skywalkerem. Nie łatwo ją zaskoczyć, skatować, a tym bardziej zabić. To musiał być, ktoś kto miał duży talent, jak na przykład Barriss Offee.
 Usłyszała jakieś głosy w tej ciemności. Nie były one wyraźne. Ledwo słyszała tylko co drugie słowo. Ten ktoś musiał być w innym pomieszczeniu albo jej się przez to wszystko też słuch pogorszył. Czuła lekkie szumienie, gdy słyszała rozmowę. Oddałaby wszystko co może, by tylko się wydostać stąd i być tym kim była, ale nie tym kimkolwiek teraz jest. Możliwe, że jest cała posiniaczona i wygląda jak tysiąc nieszczęść. Miała nadzieje, że to sen. Chciała się obudzić na podziurawionej, starej macie, która leży na przeciwko podobnej maty Ahsoki Tano, która teraz leżała pusta. Jej oczy zaczęły się powoli zamykać, a dathomirianka nie dawała rady walczyć z sennością, lecz nadal próbowała. Jej niebieskie oczy, które próbowała mieć cały czas otwarte, były bez wyrazu i szkliste niczym diamenty. W pewnym momencie już nie dała rady, a jej powieki opadły gwałtownie jak i jej ciało.
____________________________________________
Sialalalalalalalalala...*jęczy pod nosem*
Nie licząc pojawień w one-shotach, Padme nie było 14 rozdziałów czyli, 14 tygdni. Doliczcie sobie 6 o-s. Wiem, że było 7, ale dwa na święta były w jednym tygodniu, ale wracając do tematu. 14+6=20. Padme 20 tygodni, czyli nie było jej pięc miesięcy. Ostatnim razem pojawiła sie 11 listopada. Sama jestem zdziwiona moim postępami :c Ale jest teraz. Po prawie 5 miesiącach wróciła i nienormalnie rozmyśla, za co pewnie Iga urwie mi łeb >.> Dać Ci adres? Tylko powiedz kiedy przyjeżdzasz to kawę i ciastka kupię :D
Dedyk dla:
Idki- ty już wiesz za co <3 No i oczywiście Ati Ci dedykuję bo...wiesz co xD
Brato-wnuczki - za to, że mnie namawiasz do wspaniałych rzeczy <3
Igi-nie mam komu dać Padme, a to o Tobie jest, nie? >.> :*
Wiki-za pomaganie mi w budowach zdań(Tak wiem. Nadal językowych jest sporo ;>) i za odpicowanie zakładki "Bohatorowie"<3
Przemka - by rozwijała Ci się wena, pomysły itd. :D

NMBZW!

niedziela, 16 marca 2014

One-shot "Spotaknie z nadziei part 2"

No to macie part 2 ;) Ale wiecie, że już więcej cdl. nie będzie? Mam nadzieję(akurat do tytułu pasuje xD), że tak xD Mam także nadzieję, że się spodoba, a jeżeli chcecie to później w całość złożyć to klikajcie![klikaj]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Dzięki Kanclerzowi wynajęto na Coruscant dość duży budynek i dano tam materace, oraz droidy do szykowania jedzenia, tak by mieszkańcom Tatooine dano schronienie do puki, planeta nie będzie wyzwolona, a pakt z Huttami miał więcej korzyści, za pomoc.
 Anakin szedł w stronę małej komnaty Mistrza Yody, gdyż został wezwany na rozmowę. Nie myślał o tym, po co go wezwano. Myślami był przy matce, z którą musiał się na chwilę rozstać, ale obiecał, że przyjdzie i porozmawiają jeszcze.
 Wszedł do środka. Zastał Mistrza w medytacyjnym transie. Odczekał chwilę za nim się odezwał.
-Wzywałeś mnie Mistrzu Yoda.
-Tak. Usiądź.-wskazał jedną z puf. Skywalker usiadł. Jedną nogę miał podkurczoną, a drugą jakby miał je skrzyżować.-Wieści od Obi-Wana słyszałem.-rzekł.
-Rozmawiałeś z nim? Myślałem, że będzie uśpiony.-powiedział, lekko zdziwiony Rycerz Jedi.
-Tuż przy wejściu spotkałem go. Rozmowy, krótkiej zażądał. Matkę odnalazłeś podobno.-To nie jest Twoja sprawa! Nie powinieneś się wtrącać!-krzyczał w myślach Wybraniec, lecz odpowiedział obojętnie:
-Tak i co z tego?
-Dużo. Do zbyt wielu ludzi przywiązujesz się.
-Ale to chyba nie oznacza, że nie mogę znowu zobaczyć własną matkę i porozmawiać z nią!
-Zabronić Ci nikt nie zabrania. Chwile pobyć z nią możesz, ale dać jej odejść trudne będzie dla Ciebie.
-Jestem skazany na bycie Jedi i też przez to nie mogłem jej uwolnić.
-Uwolniona jest. Zobaczyć się zobaczyliście się. Wystarczyć tyle powinno wam.
-A jak nie to co?-Głos młodszego Jedi wyrażał wyzwanie.
-Bycie Jedi, to uczuć pozbywanie się i tego co najdroższe jest dla Ciebie.
-Mistrzu Yoda. Ona będzie tu tylko z trzy dni. Ja jej nie widziałem dwanaście lat. Daj mi chodź tyle. Później jej już więcej nie zobaczę. Znowu się z nią rozstanę. Tylko te dni daj mi z nią spędzić. Po prostu chcę z nią spędzić trochę czasu. Tyle mi wystarczy.-Yoda zastanowił się minutę nad wypowiedzią byłego ucznia Obi-Wana.
-To o co prosisz daję Ci i za słowo trzymam Cię. Odejść możesz. Przyprowadzić ją możesz tu. Niech Moc będzie z Tobą.
-Niech Moc będzie z Tobą.-Po tych słowach wyszedł. Nie sądził, że Yoda zgodzi się na to, ale jednak. Tym bardziej na to, że pozwoli by przyszła do Świątyni. Był szczęśliwy. Spotkał po drodze Ahsokę. Dał jej wolne by spędziła trochę czasu z Barriss i Atari, a sam poszedł w stronę hangaru po śmigacz, by polecieć nim po matkę.
 Leciał przez planetę-miasto, mijając wiele budynków, które zamieszkiwali osobnicy różnych ras. Był ogarnięty spokojem. Pilotował uważanie. Maszyny-to co lubił. Uwielbiał dłubać w ich przewodach i naprawiać. To go odprężało. Dzięki temu znajdował spokój w Mocy w czasie wojny. Tak samo z lataniem.
 Wylądował na specjalnym lądowisku i skierował się w stronę drzwi. Gdy wszedł, zobaczył prycze i materace. Gdy kroczył przez dużą przestrzeń po środku, niektórzy mu się przyglądali, ponieważ był Jedi. Jego mina nie wyrażała żadnych uczuć. W oczach było widać irytację z powodu, że przebywali tu handlarze niewolników, a także ich "własności". Nienawidził niewolnictwa. Chciałby ich wszystkich uwolnić, ale nie może i dokładnie, o tym wie. Patrząc ponownie na tych wszystkich osobników różnych ras, mających swoich panów, aż do śmierci, jeszcze bardziej się denerwował. Chciałby na to nie patrzeć, ale musiał odnaleźć w tym tłumie swoją rodzicielkę i po chwili ją znalazł. Rozmawiała wraz z Jirą i swoim mężem, o którym mu powiedziała w kajucie, gdy rozmawiali wraz z Kitsterem. W ogóle siedzieli wszyscy, których zna, prócz Watta. Siedział dalej i majstrował w maszynach, przez co młodemu Jedi przypomniała się młodość, ale przegonił wspomnienia z głowy, mimo że były w pewien sposób piękne. Szedł w stronę matki.
-Dzień dobry.-przywitał się z uśmiechem na twarzy.
-Annie?-spytała z niedowierzaniem stara kobieta.
-Witaj Jiro.-przywitał ją i ujął jej dłoń swoją żywą i się uśmiechnął, a następnie zwrócił się do matki.-Pójdziesz ze mną?
-A gdzie?-spytała lekko zdziwiona.
-Zobaczysz.-Wstał i podał matce rękę. Kątem oka zobaczył Seeka, patrzącego z lekko otwartymi ustami. Tak wiele razy nie wierzył w Anakina, a teraz zobaczył go jako Jedi i zazdrościł mu bardziej. Malutka cząstka Skywalkera cieszyła się z tego. Chciała tego od zawsze i dostała to teraz. Nareszcie. Po tylu latach. Po tylu latach pokazał Seekowi, Melee i Amee, że dzięki wyścigom w tak młodym wieku, osiągnął to, o czym oni sobie tylko marzą. Z tego cieszyła się ta cząstka, która uwielbiała się pysznić w takich sprawach. Każdy Jedi miał podobną cząstkę siebie do tej, którą ma Anakin. Mimo że są Jedi, są takimi osobami jak wszyscy w galaktyce.
 Wyszedł z matką. I zaprowadził w stronę śmigacza, którym przyleciał po nią.
-Twoi przyjaciele są...zazdrośni lekko.-oznajmiła mu.
-Widziałem Seeka.-odpowiedział. Nie chciał mówić o tym, że jest z tego zadowolony.-Zabieram Cię do Świątyni. Nie chciałem tego mówić tam, żeby nie było furory.
-Mogę do lecieć Do Świątyni Jedi?-spytała zdziwiona, gdy syn pomagał jej wsiąść.
-Poprosiłem Mistrza Yodę. Nie jestem pewien, ale chyba będzie chciał Cię poznać. Mistrz Yoda to najstarszy Mistrz Zakonu Jedi. Jest mądry i zasiada w najwyższej Radzie Jedi i to od on podejmuje ostateczne decyzje.-wytłumaczył, wyprzedzając pytanie matki.
 Gdy lecieli w stronę Domu Jedi, Shmi rozglądała się po planecie. Była to najbardziej zaludniona planeta w galaktyce i była stolicą Republiki. Kobieta nigdy nie widziała planety takiej jak ta. Wybraniec wcale nie dziwił się temu. Każdy kto widzi tę planetę jest nią zaciekawiony, a zarazem zachwycony nią. To normalne, dlatego Anakin uśmiechał się lekko pod nosem.
 Hangar świątynny, w którym nie dawno nastąpił zamach, był przepełniony statkami, droidami i oraz pracownikami. Jedynie kilku Jedi, którzy tam byli, popatrzyli się na kobietę, która szła z Anakinem. W ich głowach przebywało tylko jedno pytanie: Po co Wybrańcowi ta kobieta w takich ubraniach? Nikt, prócz Ahsoki i Yody nie wiedział, że to jest jego matka. Obi-Wan w ogóle nie wiedział, że jego były padawan odnalazł swoją matkę. Odpoczywał w salach uzdrawiania, a Skywalker był tam tylko przez chwile, gdy wrócili z Tatooine.
****************************
 Kroczyli po opustoszałych korytarzach Świątyni Jedi w świetle słońca, które raziło w oczy. Było gorąco tego dnia, ale nie przeszkadzało to Anakinowi bardzo. W takiej temperaturze jaka panowała na tej planecie, czuł jakby znowu był z matką na planecie, na której spędził sześć lat swojego życia. Spokój, który im towarzyszył w rozmowie, przerwał świergot komunikatora jednego z Bohatera Republiki. Vokara Che, poprosiła by przyszedł do Sal Uzdrawiania, ponieważ Kenobi się obudził i zażądał rozmowy z byłym padawanem.
-Zaraz wrócę. Pochodź sobie po Świątyni. Odnajdę.-poprosił matkę i pobiegł w stronę Sal uzdrawiania.
 Shmi Skywalker była jeszcze bardziej zachwycona Domem Jedi niż planetą, na której właśnie przebywała. Widziała, że wszystko to co znajduję się we wnętrzu budynku, jest przepełnione spokojem. Nie wiele wiedziała o Jedi, lecz wiedziała jedno. Są dobrzy i takim człowiekiem jest jej syn, którego nie widziała dwanaście lat, ale to po to by był jeszcze bardziej wyjątkowy niż przedtem.
 Doszła do miejsca, gdzie stał pewien selkathcki chłopak, a z naprzeciwka szła Ahsoka. Shmi wiedziała tyle, że była bliska Anakinowi i postanowiła, że zapyta go o nią.
-Wracaj do opętańca larwo!-krzyknął do togrutanki chłopak. Szesnastolatka stanęła. Jej oczy przepełnione były złością. Matka jej mistrza, była na razie lekko przerażona, wyrazem twarzy dziewczyny.
-Coś ty powiedział?-spytała mrocznym głosem padawanka Wybrańca. Chłopak nie zdążył krzyknąć kolejnej obelgi w odpowiedzi na pytanie Tano, ponieważ ta zaczęła go dusić Mocą i podnosić w górę. Podeszła do niego i puściła gwałtownie po czym kopnęła go z całej siły w brzuch. On ją uderzył za to z pieści w twarz. Ahsoka poczuła smak krwi w ustach, ale nie przejmowała się tym. Uderzyła go obiema rękoma w szyje z tyłu, co spowodowało, że się schylił i w tej pozycji poczuł ból w brzuchu, bo togrutanka zaczęła go kopać kolanem w to miejsce, kilka razy. W pewnej chwili chłopak chwycił ją za nogę i wywrócił. Zaczął ją okładać pięściami po twarzy. Uderzając ją, któryś raz, zahaczył pazurem o jej usta. Z lewego rogu warg zaczęła jej lecieć strużka czerwonej cieczy. Wściekła się i podrapała go po twarzy boleśnie, ale jego to nie zabolało i nie chciał ustąpić. Chciał pokazać, że Padawanka Wybrańca nie jest tak święta i może ją każdy zlać, bo z nią wygra.
 Dziewczyna podniosła lekko głowę, gdy miała okazję, ale pożałowała tego, ponieważ chłopak uderzył jej głową o posadzkę. Przegiął!-krzyknęła w myślach padawanka. Przewróciła go, dziwnie wykręcając jego nogę, o mało jej nie łamiąc. Wstała i zaczęła go kopać w brzuch, ale ją przewrócił ciągnąc za lewą nogę. Ona przewracając się uderzyła o krawędź ściany, obok wielkiego okna. Jej czoło krwawiło i w dodatku uderzyła tak, że rana na w rogu ust się powiększyła. Nie poddała się. Wstała stając mocno nogą na nadgarstek selkatha. Zostawiając tak stopę, ponownie zaczęła go kopać w okolice żołądka, a później w nos, co skończyło się złamaniem, a następnie znowu zaczęła go kopać w brzuch. Pluł krwią, przez co na podłodze były czerwone kropelki i wyglądało to, niczym fajerwerki w biały dzień.
-Ahsoko stop!-krzyknęła na nią Aayla Secura trzymając ją za nadgarstki i ciągnąc najdalej od zmasakrowanego padawana.
-Śmierdzące podoo!-przezwała selkatha Ahsoka, gdy Mistrzyni Secura próbowała ją odciągnąć i uspokoić, co jej się udało po dłuższej chwili.
-Uspokój się padawanie!-kazała jej Twi'lekanka, zmuszając ją by usiadła przy ścianie.-Spokojnie.-poleciła jej spokojnie. Tano oddychała głęboko powstrzymując łzy. Była zła na swojego przeciwnika i na siebie. Pobiła "brata", czując tylko złość i nienawiść. Zrobiła coś czego nie wolno robić Jedi, ale się cieszyła z tego nawet. Pokazała innym, że mogą skończyć, jeżeli będą przezywać tak Barriss.-Dlaczego go pobiłaś?-spytała zszokowana Mistrzyni.
-Kazał mi iść do opętańca.-wytłumaczyła.- Czy oni muszą ją na każdym kroku przezywać?-spytała. Samotna łza spłynęła po jej policzku.-Wszyscy tu jesteśmy rodziną, a wszyscy perfidnie wywalają z niej Barriss, mimo że nic nie zrobiła. To nie jest fair.
-Wiesz dokładnie, że wszyscy będą ją tak nazywać, aż do końca wszystkiego. Poczekaj tu proszę na uzdrowiciela.-Po tych słowach odeszła od szesnastolatki. Dziewczyna schowała głowę w między kolana i siedziała tak, przez parę minut. Dla niej to była chwila, ale realnie mogło to trwać o wiele dłużej.
-Po co się za mną wstawiasz?-spytała Barriss podchodząc do przyjaciółki. Togrutanka podniosła głowę gwałtownie i trochę się jej w niej zakręciło.
-Nie mają prawa Cię przezywać.-odpowiedziała jej.
-Obrona mnie, w dodatku w tak okrutny sposób przyniesie Ci jedynie kłopoty Ahsoko. Przestań, bo to Ci nigdy nie wyjdzie na dobre.
-Nie przestanę. Będę Cię bronić do końca, dlatego, że jesteś moją siostrą.-Obie Jedi przytuliły się.
 Postąpienie padawanki Tano nie było prawidłowe. Nie wolno jej było i wiedział, że była tego świadoma, ale mimo wszystkiego zrobiła to. Pobiła padawana, na półżywego. To było nie dozwolone. Karygodne. Yoda nie wiedział co ma począć. Ahsoka nie panowała jeszcze w pełni nad swoimi emocjami, podobnie jak jej Mistrz.
 Zielony mistrz podszedł do matki Anakina powolnie, podpierając się o swą gimerową laseczkę. Nie wiedział dlaczego, ale chciał z nią porozmawiać.
-Nietypowy to widok był.-stwierdził stając na przeciwko niej.
-Tak.-odpowiedziała niepewnie.
-Nad swoimi emocjami, nie zawsze młodzi Jedi panują. Co dziś stało się, raz pierwszy był. Padawanka Tano podobnie jak Mistrz jej, słabe nerwy mają.-zaśmiał się lekko.-Matką ty Skywalkera. Dobry to mężczyzna jest. Nad nerwami panować umie. Obawiać bardzo tak, nie musisz się o niego.-dodał.
-Jak on sobie tu radził? Słyszałam jak o misjach i o innych rzeczach, które tu przeżył, ale chciałabym to usłyszeć od obserwatora.
-Trudny on jest i trudno rozszyfrować go. Szybko uczy się.-powiadomił ją.-Zawróć i w prawo skręć. Tam syna swojego spotkasz. Szuka Cię,-Odszedł od niej, by porozmawiać z Vokarą Chce, a ona poszła tam , gdzie ma się spotkać z Anakinem.
****************************
 O wschodzie słońca, po spędzonym, radosnym dniu z matką, musiał ją niechętnie odwieść. Chciał jeszcze z nią trochę pobyć, ale doszła do niego wiadomość co zrobiła Ahsoka, a po za tym, Skywalker wyczuwał, że Shmi jest zmęczona.
 Weszli do środka budynku. Anakin zobaczył tam Luminarę, Shaak Ti, Aaylę, Barriss i Ahsokę. Jego, o pięć lat młodsza padawanka, stała rozmawiając z jakimś klonem, niedaleko materaca, gdzie siedział Amee, Kitster, Melee, Seek i Wald.(Lol! Alfabetycznie mi się napisało xD) grających dla rozrywki w Sabaka. Skywalker zaczął iść w jej stronę, kiedy skończyła rozmowę z żołnierzem. Z racji tego, że stała plecami do niego, zobaczył je twarz dopiero, gdy się obróciła. W kąciku ust robił jej się strup i nie był to zbyt piękny widok. Na czole miała opatrunek, spod, którego było widać blado zielony kolor, leku, który dostała, by wyleczyć ranę.
-Barwo!-zaczął klaskać w dłonie z uśmiechem dumy, gdy dzielił ich tylko metr.
-Barriss się to nie podobało.-powiedziała trochę zawiedziona.
-Bo Barriss to druga Luminra. Mają hopla na punkcie przestrzegania zasad. Nic na to nie poradzisz.-oświecił ją.
-A jak bardzo mi się dostanie?
-Tego dowiem się wieczorem, na posiedzeniu Rady. Ja jestem osobiście z Ciebie dumny za to, co zrobiłaś, ale dla świętego spokoju, bardzo niechętnie, muszę dać Ci tą nie potrzebną karę. Na razie co wymyśliłem to to, że jesteś zawieszona na dwie kolejne bitwy, które nam przydzielą, a na trzeciej dołączysz i poprowadzisz szwadron myśliwców. A na razie muszę Ci pogratulować i po raz kolejny, powiedzieć, że jestem z Ciebie bardzo dumny siostrzyczko.-uśmiechnął się do niej, a następnie objął ją ramieniem, jak siostrę, za którą ją uważał. Wiedział od matki, że ma przyrodniego brata, ale go nie znał i nie chciał poznawać. Dla niego jedynym rodzeństwem była Ahsoka, lecz nie powiedział tego matce.-A teraz wybacz. Idę ustalić konstytucję, że tylko ja mogę tego mirialańskiego gnoma przezywać.-oznajmił odrywając się od togrutanki.
-Ale żeś mnie pocieszył.-powiedziała Offee słysząc jego słowa.
-Lepiej jak ja będę Cię tylko przezywać niż, żeby Ahsoka wszystkich padawanów lała.-próbował przemówić do rozumu przyjaciółce.
-Niby tak, ale waszej dwójki za niedługo nikt nie zniesie, nie mówiąc o tym, że cała Galaktyka może wybuchnąć.-stwierdziła Tano.
-A gdzie cały entuzjazm, który miałaś od początku bójki?-spytał padawankę Generał Skywalker.
-Przerobił się na twój pomysł z konstytucją.-odpowiedziała.
**************3 dni później**************
 Tatooine została odzyskana. Traktat z Huttami został wznowiony i zawierał więcej punktów, co sprawiało, że było z niego o wiele więcej korzyści. Niestety odzyskanie pustynnej planety miało swoją cenę. Cztery, całe dni Anakin spędził ze swą matką, ale dla niego to za mało. W ciągu tych trzy dni wiele się dla niego działo, ale potrzebował więcej. Jedyna osoba, której mógł to powiedzieć to Padme, z którą spędzał noce. Ona jedyna go rozumiała. Chciałby, żeby matka była cały czas na Coruscant. By zamieszkała w bezpiecznym miejscu, ale wiedział, że miała "nową" rodzinę i Młody Jedi był jej częścią, ale on tego nie czuł. Dla niego rodziną była Matka, Padme, Ahsoka i Obi-Wan. Te cztery osoby sprawiały, że jest w pełni szczęśliwy. Można nawet powiedzieć, że Barriss także staje się członkiem jego rodziny, ale jeszcze długa droga do tego.
 Do hangarów WAR przyszedł z Padme i Ahsoką, które poszły pożegnać się na wstępie pożegnać z Atari, gdyż leciała na kolejną wojnę, a on poszedł szukać matki. Rozglądał się za nią mając nadzieje, że nie jest już w krążowniku, który ma im zapewnić transport na Tatooine. Nie używał Mocy. Zachowywał się jakby był normalnym mężczyzną nie Jedi. Nie liczyło się w tej chwili dla niego nic, prócz odnalezienie matki w tłumie osobników różnych ras. Po dłuższej chwili-która dla niego trwała jak wieczność-znalazł ją.
-Mamo!-krzyknął do niej. Ona obróciła się na dźwięk jego głosu. Wyszła z kolejki, w której trzeba było się ustawić, do wejścia na rampę. Podeszła do syna i przytuliła. Z oczu zaczęły jej płynąć łzy. Nie wiedziała czy to z powodu, że bezie musiała go opuścić. Czy z dumy albo z szczęścia. Nie chciała w tej chwili wiedzieć. Dla niej liczyła się tylko ta chwila. Oderwała się od niego. Z jego oka popłynęła samotna łza. Jedi nie wolno być "słabymi" i on nie był słaby. Po prostu rozstawał się z rodzicielką i nie wstydził się łez. Shmi była z niego taka dumna!-Czyli ponownie się żegnamy.-bardziej stwierdziła niż spytała.
-Nie na zawsze.-odpowiedział.-Zobaczę Cię jeszcze. Republika wygra tę wojnę i Cię odwiedzę. Obiecuję.
-Będę czekać na Ciebie, jak przedtem. Jestem z Ciebie dumna Annie.-Pogłaskała go po policzku.-Tak bardzo dumna.-On uśmiechnął się do niej.-Uważaj na siebie.-poprosiła i znowu przytuliła go. Tym razem na pożegnanie. Podeszła do nich Padme, gdy się oderwali.
-Zaopiekuję się nim. A jak nie ja to Ahsoka.-uśmiechnęła się.
-Do widzenia.-pożegnała się starsza kobieta.
-Niech Moc będzie z Tobą. Przyda się.-powiedział szeroko się uśmiechając. Ona w odpowiedzi kiwnęła głową z uśmiechem dumy. Ponownie słona kropla popłynęła po policzku Młodego Jedi, którego dotknęła jego matka.
 Shmi obróciła się i poszła do męża, płacząc. Dla niej te cztery dni były najlepsze w życiu. Spotkała go. Dorosłego. Odpowiedzialnego, mężnego i co najważniejsze-Szczęśliwego. Ona teraz też jest szczęśliwa. Ma to co jej potrzeba. Teraz jedynie będzie czekać na ponownie spotkanie syna po wojnie, którą wygra. W końcu jest Bohaterem Republiki- pomyślała. Jej mały Annie od początku był wyjątkowy. Zdobył wielką sławę, zaczynając od wygranej Boonta Eve Clasic jako pierwszy człowiek- który przeżył te okropne zawody, w dodatku mając dziewięć lat-po bycie bohaterem Republiki Galaktycznej w najokropniejszej wojnie.
 Wchodząc na rampie, spojrzała na syna po raz ostatni przed odlotem i zobaczyła go uśmiechniętego.
______________________________________________
YAY! Wyrobiłam się! Modlitwy Idki i Barto-wnuczki zostały wysłuchane! xDD
Ostatni wątek pisany przy Avril Lavigne- When You're Gone. Nie pytać dlaczego mi się na nią wzięło, ale ok. Chcieliście cdl. to macie :D Zgaduję, że was obrazek na górze zmylił xD Jestem jędza x)) No dobra. Mam nadzieje, że się podobało (:
Teraz tak. Do końca roku szkolnego nie dodaje, żadnego o-s prócz Wielkanocy, możliwe, że na dzień dziecka i jakiś jeszcze tam może się da, ale nie więcej bo przejrzałam was cwaniaki xDD
No to ja kończę i nie zanudzam pod krechą, ale i tak pewnie tego nikt nie czyta i bla, bla, bla, bla...
Jaina. Miałaś przyjechać z braćmi i chusteczkami :< Ale to i tak nie szkodzi bo i tak Kocham wnuczęta Anakina. Jesteście kochani 
No i takie informacje.
Na playliście pojawił się "March of the Jedi Temple". Trochę się zgapiłam, ale wczoraj większość napisałam przy tym x))
W zakładce "Bohaterowie" są dwie nowe postacie :)


NMBZW!

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 54


                                                                     ~~Anakin~~

 Przebicie się przez kolejną blokadę Separatystów, było nie lada wyzwaniem, ale jak zwykle, Republika dała sobie radę, choć wymagało to dużo czasu. Niestety większe przeszkody stanęły im na drodze na powierzchni planety. Wiele droidów ich zaatakowało, ale Republikanie nie poddawali się. Odpierali dalej, strzały blasterów. Blaszaki zakrywały przestraszonych jeńców. Jeden mężczyzna, który nie stracił wiary w Jedi i ich szanował, zaatakował jednego z automatów. Był silny, lecz dłoń go bolała od uderzenia. Wydobył z siebie cichy jęk, a droid go zastrzelił. Jego żona krzyknęła. Jej serce przeszył ból. Wystąpiła by rozwalić morderce męża, ale też niestety zginęła. Jej oczy padły na blond dziewczynkę, która wszystko widziała. Oczy małej były szkliste. Pewna twi'lenka wzięła dziewczynkę by nie patrzyła na wszystko. Przytuliła ją. Znały się, ponieważ kobieta wypowiadała jej imię.
 Anakin nie widział tego, ale czuł. Czuł ból dziewczynki. Wiedział jak to jest stracić matkę. Mimo, że to dziecko straciło oboje rodziców, to wiedział. Współczuł jej. Nikomu nigdy nie poleca tego uczucia, ale wojna jest okrutna. Trzeba zapłacić cenę, nawet tak wielką. Skywalker miał nadzieję, że poświęcenie jej rodziców nauczy ją być odważną. Tylko nie tak bardzo jak Ahsoka, bo pyskowanie do kogoś z na przykład: z rządu nie będzie zbyt dobrym pomysłem.-pomyślał z nutką rozbawienia, lecz walczył dalej. Dalej rozcinał blaszaki. Nadają się na złom. Na nic więcej. Każdy kawałek metalu, przeznaczone na te bezmyślne roboty, mógł być o wiele lepiej wykorzystany. Na polu walki tylko się marnuje, co trochę drażniło Anakina.
 Z Ahsoką najlepiej mu się walczyło zwłaszcza kiedy, robili sobie zawody. Przez jeden miesiąc kiedy jej nie było...nie było to dla Skywalkera normalne życie. Bez jego siostry nie ma szczęścia. To nie jest idealne życie. Jest jedną z osób, które powodują, że żyje normalnie po śmierci matki.
 Skończyli szybko je złomować. Wybraniec popatrzył się na tłum ludzi. Wybiegła z niego dziewczynka, która straciła tu dwie bliskie osoby. Podbiegła najpierw do ojca, a następnie do matki zaczęła płakać. Młodemu Jedi ścisnęło serce. Ogarnęła go złość. Według niego, była to jego wina. Nie uratował jej ojca. Był zły sam na siebie. Obiecał sobie, że nie pozwoli więcej do podobnych sytuacji, takiej jaka wystąpiła z jego matką.
-Mistrzu. Nie prawda.-powiedziała Ahsoka. Wiedziała o czym myśli. Zbyt dobrze go znała.-Nikt nie mógł temu zapobiec. Daj spokój. Za śmierć na starość osoby, której nie znasz, też się będziesz obwiniać? No właśnie.
-Może masz rację.-odpowiedział jej.
-"Może"? Raczej na pewno!-zganiła go.
-Chodź.
                                                                   ~~Yoda~~

 Większość Mistrzów Jedi pojawiła się na spotkaniu Rady jako hologramy. Mistrz Mundi był na Mygeeto. Jedną z kilku planet, która jest pokryta śniegiem i jej klimat jest bardzo zimny. Reszta podobnie była rozproszona po galaktyce na różnych światach, walcząc o wygraną Republiki. Jedyni członkowie Rady, będący w domu był Yoda, Mace Windu, Kit Fisto i posłanka Rady Barriss Offee.
-Jak to atak?-spytała z niedowierzaniem Stass Allie.
-Na Yavinie są pewne informacje, które są bardzo ważne i dobrze chronione, ale jeżeli to prawda...-zaczął Ki-Adi-Mundi.
-Jest tam parę Rycerzy Jedi.-przerwała Mistrzyni Ti.
-Bultar Swan wracać z padawanką musi. Przygodę z Wojnami Klonów skończyły one.-rzekł Yoda.-Zawiadom je Mistrzyni Offee.
-Oczywiście.-odpowiedziała. Szybkim krokiem podążyła na środek komnaty, po czym ukłoniła się i wyszła, wypełnić polecenie.
-Sugeruję, żeby wysłać tam też Ahsokę.-zaproponował Kit Fisto.
-Z Atari będzie jej łatwo walczyć. Są bardzo zgrane.-powiedział Plo.
-Wysłać padawankę Skywalkera musimy także. Rację masz Mistrzu Fisto. Talent jej do obrony Świątyni na Yavin przyda się bardzo.-mówiąc to zamknął oczy. Podejrzewał, że to może być początek tego co ma nastać.

                                                                    ~~Anakin~~

 Gdy Rex odszedł, Rycerz Jedi poszukał dziewczynki wzrokiem. Klęczała pomiędzy miejscami, gdzie leżały ciała jej rodziców, które zabrano. Nie chciała jeść ani pić. Płakała, mając zasłoniętą twarz małymi dłońmi. Niedawno też się tak czuł jak ona, lecz nim po chwili ogarnęła żądza zemsty i mordu. Coś czego nie wolno robić Jedi. Zabił nawet bezbronne kobiety i dzieci, mimo że wśród Tuskenów tylko mężczyźni są wojownikami i to oni porwali mu matkę, którą tak kochał. Której obiecywał, że wróci i ją uwolni, a zobaczył ją skatowaną i umierającą. To, że jest z niego dumna było pocieszające, ale on tego nie czuł. Trzymał w ramionach półżywą rodzicielkę, która niczym nie zawiniła. Niczym.
 Opuścił głowę i odgonił złe wspomnienia. Chwile później podniósł głowę i podszedł wolnym krokiem do rozpaczającego dziecka. Miała może tylko cztery latka, a utraciła tak wiele.
-Jak Ci na imię?-spytał łagodnie klęcząc. Dziewczynka popatrzyła się na niego z zaciekawieniem
-Kayla.-odpowiedziała. Teraz patrzyła na niego ufnie. Uśmiechnął się do niej.
-Może lepiej coś zjedz. Wyczuwam, że jesteś bardzo głodna.-rzekł łagodnie.
-Może coś zjem. Zależy co polecasz.-Skywalker uśmiechnął się szeroko.
-Wszystko co teraz mamy przy sobie do jedzenia.-Dziewczynka wzruszyła ramionkami. Nie płakała już. Czuł jakby miał na nią duży wpływ. Tak jak na Ahsokę na początku. A może po prostu też wierzyła w dalsze dobro Jedi.
-Przytulisz mnie?-spytała znienacka. Wybraniec zdziwił się bardzo. Czy tego właśnie potrzebowała ta dziewczynka?-spytał się w myślach, a na zewnątrz kiwnął głową, co oznaczało "Tak". Dziewczynka wstała i objęła szyje Jedi chudymi rączkami. On natomiast objął ją żywą ręką. Nie rozumiał tego. Dlaczego ta dziewczynka poprosiła o przytulenie jego, zamiast tej kobiety. Nie rozumiał o co chodzi, ale poczuł jej wiarę w Jedi. W oddali zobaczył swoją padawankę uśmiechniętą, a zarazem zdziwioną. Uśmiechając się poruszył ustami, wypowiadając nieme ,,No co?". Ona się uśmiechnęła i nie pytała o nic. Też wyczuła uczucia dziewczynki.
 Kayla oderwała się, po czym popatrzyła na Jedi z uśmiechem.
-To co? Zjesz coś?-W odpowiedzi Kayla kiwnęła główką potwierdzająco. Ruszyła z Anakinem za rękę w stronę odpoczywających klonów.

                                                              ~~Atari i Bultar~~

 Weszła do Centrum Komunikacyjnego ujrzała hologram Barriss Offee. Poznała ją, kiedy wróciła do Świątyni by walczyć na Wojnie.
-Hej.-przywitała się.
-Cześć Atari.-także przywitała przyjaciółkę, uśmiechając się. Atari była jedną z osób, które nie obwiniały jej za ten zamach.-Czekamy na was. Niech Moc będzie z Wami.-pożegnała się i jej obraz znikł.
-Wracamy?-spytała padawanka.
-Tak. Musimy. Nasza przygoda w Wojnach Klonów się skończyła.-odpowiedziała.-Zakon ma o wiele gorszy problem. Musimy lecieć na Yavin, ale zanim to nastąpi, pobędziemy trochę w domu, tak jak miałyśmy to zrobić.-wytłumaczyła.
-Yavin? Znowu? Spędziłam tam rok. Nie chcę tam ponownie lecieć.-powiadomiła ją z wyrzutem.
-Ahsoka leci z nami Atari. Nie rozstaniecie się ponownie.
-To świetnie!-stwierdziła wesoła Orgeen.
-Nie wiem ile tam spędzimy, ale na pewno z nią. Po za tym czeka Cię tam jeszcze wiele pracy. Będziesz mogła ją oprowadzić i przynajmniej też Ci pomoże.
-Ta praca powoduje, że nie chce tam wracać.
-Lepsze to niż wojna Atari.
-Dla mojej torgutańskiej przyjaciółki teraz już nie.
-Poglądy Skywalkera. Jaki Mistrz, taki uczeń.
-Jak dobrze znałaś mojego Mistrza?-spytała po krótkiej chwili ciszy.
-Bardzo dobrze. Poznałam go jak byłam świeżym padawanem Mistrza Plo. Dlatego Cię wzięłam na padawana. Wiesz, że zachowanie twojej rodowości było ważne i chciał Cię upilnować oraz wyszkolić jak najlepiej i zrobił to.
-Ty też to robisz Mistrzyni.-zapewniła uczennica i została obdarowana ciepłym uśmiechem.
_____________________________________________
Nanananana...no co?*robi taką samą minę co  Anakin*
To tak. Wielu z was zagłosowało cdl. "Spotkania z nadziei". Jeżeli chcecie by dużo się tam działo tak jak w tamtym to, musicie mi dać co najmniej 2 tygodnie. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Od dwóch o-s na swieta, blog jest przeplatany one-shotami i nn.Po świętach dałam nn, za tydzień była "Padawanka wybrańca". Następnie było z dwa, może trzy, a może 5 nn i walentynki. Jedna notka i o-s "Wybór(nie)Jedi". Było nn bo się nie wyrobiłam i znowu "o-s". Teraz napiszę pewnie notkę i cdl. "S. z. n" i dwie, albo trzy notki i znowu o-s na święta. Później jeszcze będzie dzień dziecka pewnie...EJ! Ja przejżałam niektórych grę! Wy to specjalnie robicie! Żebym bloga szybko nie kończyła! O wy jedne cwaniaki! No patrzcie ich. Pomysłowość godna Jedi muszę powiedzieć xD
Dobra. Mam nadzieję, że się podobało.
Dedyk, dla:

Idki
Przemka
Wiki
Mati   

NMBZW!

sobota, 8 marca 2014

One-shot "Spotkanie z nadziei"

 Pewnie wielu, a może kilku Fanów Star Wars w tym ja, zastanawiało się nad tym "Co by było gdyby Shmi Skywalker żyła?" Jakby wyglądała historia? Jakby wyglądało ich spotkanie po tych latach? Przecież Anakinowi Skywalkerowi podpowiedziało serce, że kiedyś zobaczy jeszcze matkę. A co by było gdyby zobaczył ją, tylko że żywą? Ja utworzyłam swoją historię w głowie i spróbuję ją przelać na klawiaturę ;) Zróbmy najpierw wstęp ode mnie.
 Anakin był cały czas z Padme na Naboo. Skontaktował się z nimi Obi-Wan, a oni polecieli łamiąc zakaz za co im się... mocno oberwało. Nie oszukujmy się xD Wojna się rozpoczęła. Anakin stracił prawą rękę. Ożenił się z Padme. Jakiś czas później dostał taką jedną, czternastoletnią, pyskatą, w tej chwili mojego wzrostu Padawankę. Poleciał z nią na Teth w poszukiwaniu porwanego syna sławnego Jabby- Rotty Desilijic Tiure. Niestety okoliczności wydały się takie, że sami musieli odwieść go na Tatooine pozostawiając Legion 501 w klasztorze...no i każdy wie co tam było, więc nie zanudzam. Ale Anakin nienawidził tej planety i nie wpadł na pomysł zobaczenia się z Matką. A czy w ogóle ktoś wpadłby na taki pomysł, gdyby miał tyle na głowie ile on wtedy? No właśnie :) Historia tego One-shota zaczyna się pięć tygodni po powrocie Ahsoki  do zakonu (taki jaki był na blogi, czyli pogodzenie się z Barriss...ale o wiele mniej płaczu xD Masz Idka xP) , na właśnie planecie, która była uznana za rodzinną planetę Skywalkerów- Tatooine. Zapraszam :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Chciał, a właściwie żądał śmierci Hrabiego Dooku. Najpierw porwał mu syna wraz z wujem, który nie żyje, a teraz zaatakował Tatooine. Hutt nie wiedział co robić. Był zdesperowany. Nalot trwał od godziny. Wszystkie miasta planety zostały zajęte, a Jabba mógł się tylko ukrywać w swoim pałacu gdzie był bezpieczny. Jedynie co mógł zrobić za nim zablokowano wszystkie połączenia to skontaktować się z Republiką. Na jego szczęście Kanclerz zgodził się na pomoc. Miał obiecaną pomoc dziewięciu Jedi i ich siedmiu Legionów. Teraz musiał tylko czekać w spokoju lub w obawie przed śmiercią, ale był pewien, że planeta będzie odzyskana. (~~Jabba Desilijic Tiure~~)
****************************
  Zdecydował z Kanclerzem i Mace'm Windu, że na Tatooine poleci: Obi-Wan Kenobi, Anakin Skywalker, Ahsoka Tano, Aayla Secura, Luminara Unduli, Barriss Offee, Padawan Zonder, Stass Allie oraz Plo Koon i ich legiony. Był przeciwny temu by Anakin też leciał. Wiedział, że spotka tam swoją matkę. Jedi nie mogą się przywiązywać. Choć wie, że żądanie wiecznego rozstania się Skywalkera z własną matką może spowodować wielki ból w sercu młodego Rycerza Jedi, to musiał niestety zabronić. Tak samo jak związku z Padme, ale nadal niepoiła go ich przyjaźń. Wciąż to samo do siebie czują, ale wiedzą, że na tyle im wolno. Amidala cały czas jest senatorem ponieważ każda królowa, przedłuża jej stanowisko Senatora Naboo. Służba publiczna. Od najmłodszych lat Naberrie służy swojej planecie. Najpierw jako królowa, którą chcieli utrzymać jeszcze przez jedną kadencje, a teraz jako Senator w Senacie Galaktycznym. Wiele osób uważa, że jest ona niesamowitą kobietą. Wie o Jedi bardzo dużo, jej wiedza jest tak wielka niczym archiwum Świątyni oraz przyczyniła się do traktatu z Huttami. Yodę zastanawiało jej cechy. Zachowywała się niczym Jedi. Może tak chciała moc? Może Moc chciała, żeby Jedi w czasach kiedy żyje Wybraniec, Zakon miał kogoś kto wiedział o nich wiele z zewnątrz? Może Padme Amidala jest im potrzebna. Pomogła wyszpiegować Clovisa, wstawiła się za Ahsoką, którą musieli wydać Republice mimo, że nie chcieli tego robić, ale musieli.(~~Yoda~~)
****************************
 Tatooine zasłużyła według niego na atak. Nienawidził tej planety. Nienawidził niewolnictwa. Pozabijał by ich wszystkich. Wszystkich tych, którzy w byle jaki sposób popierają niewolnictwo...gardził nimi. Mordowałby ich gdyby nie to, że musi przestrzegać kodeksu. Ale co kodeks ma do rzeczy, skoro się ożenił? Cały czas łamie zasady. Czy takiej złamać nie może? Może, ale go coś powstrzymuje. Chce, lecz nie może.
 Przypomniał sobie kto na tej planecie jest. Ktoś kto jest ważny w jego życiu. Matka. Nadal tam jest i nadal pewnie niewolnicą. Dwanaście lat jej nie widział. Przypomniał sobie pytanie, które jej zadał jak odchodził. Czy ją jeszcze spotka. Spotka ją. Jest tego pewien. I spełni obietnice, którą jej złożył. Uwolni ją i zabierze ze sobą. Gdziekolwiek byle tylko nie musiała być na tej przebrzydłej planecie.
 Nie dzielił sam swojej kajuty. Z Obi-Wanem, ale to nie jego przyjaciel wszedł do niej, tylko Ahsoka, która dzieliła swoją kajutę z Barriss. Usiadła obok niego. Podciągnęła pod brodę lewą nogę, a prawą miała wyprostowaną. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił ten gest. Cieszył się, że wróciła i cieszył się, że co raz bardziej jest między nimi lepiej. Że nie jest tak jak na początku. "Młoda" już nie pyskuje i się nie kłócą tak często. Nawet jeżeli stałaby się Rycerzem Jedi to z niewiadomego powodu wiedział, że będą utrzymywać kontakt, identyczny jak teraz z Obi-Wanem.
-Co Cię sprowadza mój młody Padawanie.-spytał. W środku był nadal zły z powodu powrotu na planetę.
-Ciekawość i nudy. Wszystko już zrobione. Barriss rozmawia z Luminarą inni też mają swoje obowiązki...-zaczęła wyliczać togrutanka.-W porządku?-spytała swojego mentora. Wyczuwała, że jakaś myśl nie daje mu spokoju.
-Tak myślę.-odpowiedział jej spokojnie.
-A o co chodzi?-za to pytanie została obdarowane ni złym, ni rozbawionym spojrzeniem.-No co? Jestem ciekawa.-jej oczy miały wymowny wyraz, co było trochę zabawne.
-A już myślałem, że będę musiał tej; smarkatej, pyskatej czternastolatki po całej galaktyce szukać, a jednak nie muszę bo nadal masz jej przebłyski.-powiedział uśmiechając się szeroko. Zaśmiali się oboje.
-Słyszałam jak Mistrzyni Secura mówi coś o Padme i traktacie z Huttami i coś, że mają być negocjacje... myślisz, że Padme tu przyleci?-spytała dziewczyna. Amidala była jej przyjaciółką i dokładnie pamiętała pakt z Huttami. Gdyby nie ona pewnie Togrutanka by już dawno nie żyła. Ciekawe czy zobaczę Rottę?, pomyślała. Ale Anakin miał może racje na Teth. Żebym poczekała co z niego wyraźnie. Czy też będzie taki...jak ojciec z wyglądu? Zastanawiała się padawanka.
-Ta się zawsze musi w jakieś bagno wpakować, bo inaczej nie umie.-stwierdził młody Jedi nie mając pojęcia, że nie mamrocze pod nosem tak jakby to chciał zrobić, ale powiedział to na głos.
-Bagno?
-Ta planeta to zadupie. Układ z Huttami to bagno. Potrzebne są nam te drogi nad przestrzenne, ale nie rozumiem jednego. Że zawsze ona mu się w takie rzeczy pakować. Zawsze ona, nie inny senator. Zawsze Padme Amidala. Nawet jak nikogo nie wybiorą, to się sama na ochotnika zgłosi.-wytłumaczył.- Niech mi jeszcze raz ktoś kiedyś powie, że jestem najbardziej upartą osobą w tej galaktyce, to pożegna się z życiem.-obiecał sobie.
-To akurat prawda. Wszyscy mówią na nas, a to oznacza, że muszą ją zobaczyć w akcji.-stwierdziła i uśmiechnęła się do niego.-Jednak małżeństwo nie jest takie fajne co?-spytała się go. Właśnie takie chwile umacniały ich więź między padawanem, a mistrzem. Więź, która jest najsilniejsza ze wszystkich w Zakonie.
-Nie chodzi o małżeństwo Smarku, tylko o jej zachowanie.
-A więc dla niej też jesteś nadopiekuńczy?-spytała bystra padawanka.(Skąd mi się wziął al'a cytat z Ataku Klonów? O.o)
-Słucham?!-spytał powstrzymując śmiech.-Dostanie Ci się za to kiedyś.-zagroził jej.
-Ja tylko stwierdzam fakty i po za tym, nie zrobisz mi tego. Zbyt bardzo mnie kochasz braciszku.-podniosła dumnie brodę, a potem znowu zaczęła się śmiać ukrywając twarz w podkurczonych nogach, które obejmowała rękoma.
-Moc mi świadkiem, że Cię kiedyś wydziedziczę.-ostrzegł ją pomiędzy napadami śmiechu.
-Nie zrobisz tego!-zaprzeczyła uśmiechając się szeroko.
 Jak spojrzeć w przeszłość, to nigdy się tak dobrze nie bawili.
****************************
 Planeta z orbity wyglądała niczym kula piachu, co stwierdziła Padawanka stojąca na mostku Republikańskiego Krążownika. Pamiętała jak po raz pierwszy ją zobaczyła podczas pierwszej misji ze swoim nowym Mistrzem. Zaatakowani przez sępy, bo Separatystom zależało na śmierci "Śmierdzielka", tylko dlatego, że go nie dostali. Dooku sam kiedyś był Jedi, a teraz uważa ich za słabych. Wiedział kim dokładnie jest Anakin Skywalker, lecz jedynym Wybrańcem dla Szanownego Hrabiego, był on sam. Sam się nazywał Wybrańcem. Gdyby był tym za kogo się podaje, wylądował by na Mortis. Spotkałby wielką trójcę. Nikt prócz Obi-Wana, Anakina i Ahsoki nie wie o takim miejscu. I tylko oni wiedzą, że Qui-Gon Jinn miał rację. Dlatego Togrutanka odkąd tylko stała się padawanką jednego z bohaterów Republiki i trochę więcej się o Dooku dowiedziała, zaczęła uważać go za starego szaleńca.
-Komandorze. Generał Skywalker każe zejść do hangaru.-powiadomił ją Yularen, który stanął obok.
-Już idę. Dziękuję Admirale.-Uśmiechnęła się z wdzięcznością i ukłoniła się lekko, po czym poszła do hangaru. Zastanawiała się co z jej mistrzem. Tatooine była planetą, na której się wychował, ale wiedziała, że jej nienawidzi. Ale coś było tu nie tak i ona wiedziała, lecz zastanawiała się co mogło mu tu jeszcze przeszkadzać? Może rodzina?-pomyślała. Wiedziała, że to nie możliwe. Wiedziała, że kochał i nadal kocha swoją matkę.
 Jej rozmyślenia nie mogły ciągnąć się dalej bo znalazła się w hangarze. Rozmyślenia "zabiły" czas, który przeszywał drogę od mostka do hangaru.
-Widzę, że prace idą pełną parą.-zauważyła podchodząc do Anakina i Barriss.
-Tak. Ja, ty i Barriss wraz z ośmioma pilotami lecimy na planetę atakując droidy na miastach dając znak wyzwolenia i w dodatku poniszczymy trochę. Musimy przeprowadzić każdego Generała na wyznaczone miasta.-zaczął tłumaczyć Skywalker.
-Droidy dali jeńców tylko do pięciu miast. Z reszty są podzieleni i dani do nich by zrobić sobie większą tarczę z niewolników bo Jabba się tym zajmuje więc wiadomo o co im chodzi. Farmerzy są przeprowadzeni do pobliskich miast więc nie trzeba ich uwalniać.-dokończyła Offee.
-Jawowie i Tuskeni są gdzieś ukryci, ale blaszaki nie będą ich szukać bo nie mają czasu. Zaczynamy od Mos Gamos przeprowadzając tam Aaylę, później na Mos Ila Stass Allie. Plo Koon na Mos Etnę; Barriss kończy na Mos Espie, gdzie będzie czekać na nią Zonder i zacznie rozwalać złomy. My kończymy na Mos Eisley gdzie będziemy walczyć z Luminarą. Tam jest najwięcej jeńców.-ponownie wytłumaczył Bohater Republiki.(nazwy miast są prawdziwe ;) )
-A co z Obi-Wanem?-spytała Tano.
-Na stepach jest ustawione z siedemset droidów. Tym zajmie się on, a my zrobimy na nich ostrzał jak wlecimy co ułatwi mu zadanie.-odpowiedziała Mirialanka.
 Cała trójka weszła do myśliwców.
-Dobrze Cię znów widzieć R7.-odpowiedziała na pisk astrodroida.-Też za Tobą tęskniłam. Wygramy to.-obiecała. Tak samo jak R2 traktowała swojego R7 jak przyjaciela.
 W głośnikach usłyszała pisk droida swojego Mistrza i uśmiechnęła.
-Za Tobą też.-odpowiedziała mu.
-Nie jesteś opuszczony R2.-Anakin uśmiechnął się szeroko.-Jedynka gotowa.-Po jego słowach zaczęło się odliczanie. Gdy doszli do ostatniego wylecieli z hangaru. Za nimi podążyło siedem kanonierek z żołnierzami 212 Batalionu Szturmowego z Kenobim na czele. Od razu jak wlecieli na powierzchnię Tatooine spotkali "falę" droidów. Na Moc!, pomyślała Barriss. Zaczął się ostrzał. Może ze sto blaszaków zostało zniszczone, a resztę zostawili Niekwestionowanemu Mistrzowi Soresu. Zaraz za myśliwcami pojawiły się kanonierki Aayly lecące w stronę Mos Gamos. Na drodze napotkali kolejne sępy. I znowu zaczęła się strzelanina. Coś co uwielbiał Skywalker i jego padawanka. To był ich żywioł. Walka. Bitwy.
 Gdy znaleźli się nad Mos Gamos zaczęli kolejny raz strzelać do droidów. Jeden klon trafił w jeden bar, co spowodowało zniszczenie. Kanonierki Generał Secury zaczęły strzelać. Trzy Delty 7 wraz z kilkoma pilotami z WAR w stronę następnego miasta rozstrzelając kolejne sępy. Za nimi podążyła Stasss Allie wraz ze swym Legionem. Anakin nigdy nie widział Mos Illa. Było trochę mniejsze od Mos Espy, ale było tam masę jeńców. I z tego miasta i z kilku innych. Nienawidził niewolnictwa. Zabiłby najchętniej wszystkich Zygerian i Huttów.
-Niech Moc będzie z Wami.-życzyła im tholthianka, gdy skakała z wnętrza LAAT w stronę jeńców z włączonym mieczem świetlnym.
-Teraz ty Mistrzu Plo.-powiadomiła Kel Dora Ahsoka. Za nimi pojawiły się kanonierki z 104 Batalionem.
-Skywalker. Jeńcy są umieszczeni w pewnym punkcie miasta. Ty i Ahsoka omińcie ich po prawej stronie bez strzelaniny, a Barriss z jakimś żołnierzem z lewej i to samo. Wtedy wkroczymy z zaskoczenia.-poinstruował go Koon.
-Przyjąłem.-odpowiedział mu Wybraniec. Miasto było widać po kilku minutach. Rozdzielili się tak jak ustalił Plo. Anakin przyśpieszył wraz z Ahsoką w tym samym momencie co Barriss i jeden klon. Droidy były zdezorientowane i rozglądały się za czterema myśliwcami przez co, żołnierze 104 Batalionu mogli je niszczyć nie narażając się na straty, minimum dwóch klonów. Skywalker mógł spokojnie lecieć w stronę Mos Espy. Mos Espa...-pomyślał były niewolnik. To miasto, w którym się wychował przez sześć lat. Miasto, gdzie zostawił swoją matkę. Przyjaciół. Po raz pierwszy od początku wojny przypomniał sobie o jego najlepszym przyjacielu z dzieciństwa. Jedynej osobie,-prócz matki- która wiedziała, że jak mały Annie(Masz Iga wiem, że uwielbiasz to określenie xD) coś postanowi, to mówi poważnie. Kitster Banai. Kitster nie był taki jak Seek, Amee albo Melee. Jedyną osobą, która także traktowała małego Anakina poważnie był W. Wald. Rodiański przyjaciel, lecz nie tak bliski jak Kitster, który najbardziej wspierał młodego Skywalkera.
 Wspomnienia o przyjacielu spowodowały, że dwudziestojednoletni generał przypomniał sobie ostatni dzień na Tatooine. Kiedy był sławny, przez to, że jako pierwszy człowiek w dziejach wygrał wyścig Boonta Eve Classic. Pierwszy człowiek mający tylko dziewięć lat. Ale to właśnie sprawiło, że jest sławny do teraz na tej pustynnej planecie. Teraz jest Jedi. Wraz ze swoim byłym mistrzem Obi-Wanem Kenobim jest bohaterem Republiki. Jest uważany za najlepszego pilota w galaktyce. Najpierw wygrał wyścig jako dziewięcioletni chłopczyk. Później złamał blokadę na ojczystej planecie swojej żony czyli Naboo. Osiągnął wiele, ale uwielbiał o tym po prostu zapomnieć. Takie chwile następują, kiedy może spędzić te parę pięknych godzin z Padme.
-Mistrzu!-krzyknęła Ahsoka w głośnikach "Lazurowego Anioła II". Jej myśliwiec leciał najbliżej jego, więc wyczuła, że "odpłynął".-Galaktyka do Anakina Skywalkera! Halo!
-Jestem Smarku.-uśmiechnął się.
-Kiedy indziej na to czas. Teraz mamy Mos Espę do przejęcia.-Dzięki R2 wyglądało jakby Anakin naprawdę pilotował, a nie żył w innym świecie. W marzeniach, przeszłości, przyszłości. Lecz to miało minusy. Nie zauważył kolejnych kanonierek z Zonderem na czele. Gdy próbował poukładać sobie całą teraźniejszość, usłyszał w głośnikach pisk R2-D2. Na ekranie pojawiły się litery aurebeshu co oznaczało słowa astrdroida, które brzmiały "Nasz cel". Niedaleko było widać osadę. Anakin poczuł ciepło w skórze. Nienawidził tej planety, ale tak jakby coś-a może i nawet Moc-podpowiadało mu, że spotka tu matkę. Że zobaczy kolejny uśmiech na jej twarzy, który widział tylko w co raz bardziej blaknących wspomnieniach.
-MISTRZU!-krzyknęła rozdrażniona Tano. Wie, że wrócił na swoją planetę, ale odkąd zaczęli lecieć w stronę Mos Espy odpływał. Nie wiedziała jak to jest wracać do swojego rodzinnego domu, ale to drażniło i było dziwne. Przecież jej odważny Mistrz zawsze był czujny, uważał, a teraz odpływa cały czas i jedynie co  podtrzymuje młodą padawankę na duchu to to, że jego droidem jest R2 i pilotuje wraz z nim.
-Przepraszam.-powiedział cicho Rycerz Jedi i skupił się już na zadaniu. Nie czas teraz na to. Odnajdę matkę później, jak już wygramy.-obiecał sobie i skupił się całkowicie.
-Czas na mnie. Niech Moc będzie z Wami.-odezwała się Barriss. Nie słyszała rozmowy swoich dwóch przyjaciół, bo Ahsoka przerzuciła na tak jakby "prywatny" tryb rozmowy.
-I z Tobą.-życzyli jej równocześnie. Im zostało Mos Eisley. Z Luminarą mają spotkać się w połowie drogi. W mieście, które mu przydzielili nie było kogoś, kto był mu bliski. Nikogo tam nie znał i cieszył się z tego.
 Gdy znaleźli się nad miastem ujrzeli  Luminarę i wojsko. Widocznie zaczęła bez nas. No cóż. Mniej zabawy, ale ważne by było.-stwierdził w myślach Anakin. Kiwnął głową w stronę padawanki, na znak, że wchodzą. Oboje otworzyli kokpity i wyskoczyli z nich, włączając miecze w locie. Wylądowali swobodnie na ziemi i rzucili się na droidy. Kapitan Rex i 501 Legion przylecieli z Unduli. Ahsoka walczyła u boku dzielnego kapitana, a Anakin walczył ramię w ramię, o siedemnaście lat starszą mistrzynią. Wszyscy usłyszeli głośny krzyk dziecka. Droid potknął się o drugiego i strzelił niechcący w stronę tłumu. Padło na prawe ramię. Dziewczynka zaczęła płakać. Ramię ją piekło i czuła jakby rozrywało jej całą rękę. Rycerz Jedi wyczuwał jej ból i doskonale ją rozumiał. Niekiedy miał ochotę po prostu rozwalić protezę przez sensory bólu. Także czuł, jakby coś mu rękę rozrywano. Gdyby nie to, że słyszał szmer serwomotorów swojej mechanicznej ręki przy najmniejszym poruszaniu nie wiedziałby, że ją ma tak, jak nie wiedziała tego większość galaktyki.
 Postanowił skupić się teraz na walce, niż na bólu dziecka, które miało może z sześć lub siedem lat. Skupił się na rozwalaniu droidów, bo walczył za takie osoby, jak ta dziewczynka. Przeciął klingą miecza świetlnego kolejnego blaszaka, a później kolejne, podobnie jak Mirialańska mistrzyni i jego padawanka.
 Minęło trochę czasu za nim się uporali ze złomami. Ahsoka od razu podbiegła do dziewczynki i oglądnęła jej ramię. Za nią poszedł klon-medyk.
-Jestem Ahsoka.-przedstawiła się padawanka łagodnym głosem, aby zdobyć zaufanie dziewczynki.-Mogę zobaczyć ramię? Chcę pomóc. Nic Ci nie zrobię.-uśmiechnęła się do niej, a dziecko o dziwo odwzajemniło gest. Nie bało się jej w ogóle.-Mogę w takim razie zobaczyć?-W odpowiedzi dziewczynka kiwnęła głową. Tano delikatnie wykręciła jej chudą rękę i obejrzała ranę.-Powiesz mi jak masz na imię?-spytała się.
-Vella.-odpowiedziała.
-Vella. Muszę Ci dać pewien lek, ale przez igłę. Poczujesz lekkie ukłucie.-zapewniła ją  Vella popatrzyła na togrutankę z ufnością. Ahsoka uśmiechnęła się do niej i wpuściła lek do jej krwi. Dziewczynka nie poruszyła się ani razu, również nic nie mówiła. Była odważna.-Teraz zajmie się tobą ten żołnierz, ja muszę coś załatwić.-Po tych słowach wstała i odeszła do Mistrza.
****************************
 Tylko jedna osoba w galaktyce ma taki wyraz oczu w niebieskim odcieniu. Tylko jedna osoba, posiada oczy, które by rozpoznała wszędzie. Osoba, która mimo niewolnictwa potrafiła się cieszyć życiem. Osoba, która jest wolnym człowiekiem. Osoba, której nie widziała tak wiele lat. Jej syn. Jej dorosły syn. Jej mały Annie nie był już małym chłopcem. Jest Jedi. Była z niego dumna.
 Patrzyła jak podchodzi do niego młoda Togrutanka. Rozmawiali z Mirialanką, ale dla niej najważniejszy był on. Na jego twarzy pojawił się uśmiech przepełniony aprobatą w stronę dziewczyny.
-Idź.-przepędził dziewczynę uśmiechając się szeroko. Ona obróciła się i poszła kilka kroków od Shmi, do postrzelonej dziewczynki.
-To on.-odezwała się do mężczyzny obok.
-Kto?-spytał się jej mężczyzna.
-Ten chłopak. To Anakin. Cliegg. To mój syn.-jej oczy zaczęły lśnić. Nie wiedziała ile tak stała, ale podeszła do niej togrutanka, która rozmawiała wcześniej z jej synem.
-Wszystko w porządku?-spytała dziewczyna.
-Tak.-odpowiedziała..-Na pewno.-wyprzedziła pytanie padawanki.
-Jeżeli by się coś działo to proszę śmiało mówić.-Po tych słowach dziewczyna podeszła.
 Anakin w pewnym momencie zaczął szukać swojej "siostry" wzrokiem. Zobaczył ją jak stała z pewną kobietą. Znał ją dobrze z wyblakłych wspomnień z dzieciństwa. Tyle chwil z nią spędził. Te wiele wesołych momentów na Tatooine, sprawiało, że zapomnieli, że są niewolnikami. Ale teraz on jest wolny. I przez wolność musiał ją zostawić. Wiedział, że szczęście kosztuje, ale dla niego była to zbyt duża cena.
 Ahsoka odeszła, a on popatrzył się na matkę, a ona na niego. Teraz już płakała, a on się do niej uśmiechnął.  Cieszył się, że może ją ponownie zobaczyć, choć nie bardzo wiedział, jak to możliwe, że jest w Mos Eisley, a nie w Mos Espie, Lecz teraz go to nie obchodziło. Dla niego ważne było, że znowu zobaczył ten uśmiech.
-Skywalker!-zawołała go Luminara, brutalnie kończąc tą szczęśliwą chwilę. Skywalker nie mając wyboru podszedł do mistrzyni. Miała zmartwioną minę, a zarazem lekko przerażoną.
-Słucham?-spytał.
-Na stepach pojawiły się nowe droidy. Bardziej uzbrojone i silniejsze. Klony praktycznie wszystkie wybite. Przeżyło pięciu i Obi-Wan, ale jest ranny. Ostatecznie uratował ich szwadron lecący stąd.
-Gdzie on jest?-spytał Wybraniec.
-Jeńcy z Mos Illa są już wszyscy w kanonierkach i lecą już do wyznaczonego krążownika. Mos Gamos tak samo. Aayla i Stass, lecą wspomóc Mos Espę bo tam droidy zaczęli atakować niewolników. Barriss przyleci tutaj, a Stass zajmie się tam. Barriss zajmie się tu Obi-Wanem i tą dziewczynką, a później pomaga Stass.-wytłumaczyła.
-Dobrze.-odpowiedział. Pozostało mu tylko czekać na przyjaciela. Podeszła do niego Tano.
-Co jest?-spytała go.
-Jak to co? Obi-Wan jest ranny, ale ja go tym razem nie uratowałem.-"oświecił"ją.
-No tak. Wasze hobby.-powiedziała z uśmiechem. Do ich uszu doszedł dźwięk lądującej  kanonierki. O wilku mowa.-pomyślał ironicznie Anakin. Klony posadziły Obi-Wana obok rannej dziewczynki. Kenobi przyłożył rękę do jej rany i zanurzył się w Mocy. by uzdrowić dziewczynkę.
-Zostaw ją.-powiedział jego były padawan z głosem nie przyjmującym sprzeciwu.
-Ta dziewczynka potrzebuje pomocy Anakinie.-rzekł spokojnie negocjator Jedi.
-Barriss jak przyleci to jej pomoże, a jak nie skończysz w tej chwili, to Tobie nikt nie będzie umiał pomóc.-zagroził Skywalker. Starszy Jedi znowu zamknął oczy i próbował uzdrowić dziewczynkę. Anakinowi powoli kończyła się cierpliwość, a jego matka patrzyła na to wszystko z zaciekawieniem.
-Stary, uparty cap!-krzyknął Wybraniec do Kenobiego.
-Ja?-spytał otwierając oczy.
-A co my próbujemy bawić się w uzdrowicieli, którymi nie jesteśmy?-spytała kpiąco Ahsoka. Jej mistrz wyciągnął rękę pokazując na nią z popierającą miną.
-To, że przeżywasz kryzys wieku średniego to nie jest nasza wina, ale nas posłuchaj chociaż raz!-poprosił.
-Ty mnie przez dziesięć lat nie słuchałeś i było dobrze?-spytał z ironią Obi-Wan.
-Hej! Ja nie bawiłem się w tego kim nie jestem jak ty, jasne? Teraz ja nie jestem Twoim padawanem, ale przyjacielem i jako dobry przyjaciel radzę Ci skończyć z uzdrawianiem, przez, które o mało, żeś się nie wykończył na Lanteeb! Na Moc zlituj się.-odpowiedział młodszy.
-Taa...bo potrafi.-stwierdziła Soka.-Barriss gdzie ty jesteś?-spytała. Na jej szczęście-w które Jedi oczywiście nie wierzyli-pojawiła się mirialańska przyjaciółka.-Chwała Mocy.-powiedziała pod nosem szesnastolatka.
 Gdy kanonierka już opadła na drażniący piasek, wyszła z niej Mistrzyni Offee.
-Kogo trzeba uzdrowić?-spytała opierając się ręką na ramieniu o dwa lata starszego przyjaciela.
-Obi-Wana. Najlepiej na mózg.-poinformował uzdrowicielkę.-Siebie przy okazji też wylecz na to samo.-dodał.
-Nienawidzę Cię.-wycedziła przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Tyle osób się dziwiło, że pomieszczenie lub planeta, na której przebywali jeszcze nie wybuchła.
****************************
 Każde miasto miało przydzielone krążownik, lecz połowa Mos Eisley musiała iść do krążownika Mos Espy. Tam Shmi spotkała Watto, Jirę i dawnych przyjaciół Anakina- Kitstera, Amee, Melee, Seeka i W. Walda. Dawno ich nie widziała i z małych dzieci wyrosły dorosłe osoby.
 Atari Orgeen, która wraz ze swoją Mistrzynią Bultar Swan i przyszywaną kuzynką-którą mimo wszystko traktowała jak swoją prawdziwą kuzynkę, ale jeszcze bardziej jak rodzoną siostrę-Padem Amidalą. przybyła z Coruscant z krążownikami przeznaczonym dla jeńców z Tatooine, zapisywała ich nazwiska i imiona w specjalnym datapadzie. Zapisywała także miasta, z których pochodzą, by można było ich później odesłać w odpowiednich statkach do domu. Była skupiona na tym co robi. Musiała. Na planecie są niektórzy przestępcy, których trzeba zamknąć, ale są na krążownikach wraz z mieszkańcami. W pewnym momencie przed jej oczami pojawiła się dłoń z nośnikiem pamięci, w których są zapisane nazwiska kolejnych przestępców. Była to dłoń Padme. Szesnastoletnia Dathomirianka wzięła od niej nośnik i podziękowała.
-Radzisz sobie czy Ci pomóc.-spytała Senator.
-Na razie sobie radzę.-odpowiedziała z uśmiechem. Pomagały sobie wzajemnie jak tylko mogły. W obowiązkach i życiu. Ati jako jedyna z jej rodziny wiedziała, że Amidala ma męża i jest nim Wybraniec, który ma przywrócić równowagę Mocy w galaktyce.-Imię i nazwisko.-poprosiła Atari pewnego młodego mężczyznę. Padme popatrzyła się na niego, a później jej wzrok padł na kobietę w wieku pięćdziesięciu dwóch lat. Była to matka Anakina. Naberrie uśmiechnęła się do niej, ale po chwili obróciła głowę do tyłu, bo za nimi w hangarze wylądowała kanonierka. Wyszedł z niej Skywalker, Ahsoka i Obi-Wan, którego żołnierze położyli na przenośnej pryczy. Amidala popatrzyła się na swojego męża. Był wściekły. Podeszła do niego, a Atari przebiegła obok niej bardzo szybko, by przytulić swoją przyjaciółkę na powitanie. Ty mnie kiedyś siostra do zawału doprowadzisz-pomyślała wystraszona i troszkę wkurzona senator.
-Coś ty taki zły.-spytała z lekkim uśmiechem Skywalkera. Nie było Obi-Wana więc mogli swobodnie pogadać.
-Pomyślmy...Znowu wracam na tą kupę piachu, ty tu przyleciałaś, bo jesteś uparta. Obi-Wan znowu bawi się w uzdrowiciela mimo, że z nim jest źle. Niech mi ktoś powie, że ja i Ahsoka jesteśmy najbardziej uparci w galaktyce, to najpierw każę mu się zmierzyć z Tobą i tym starym capem, a później go zabiję.-wysłowił się na jednym wydechu.
-Ej. Ja się akurat zaraziłam do Ciebie.-zażartowała jego żona.
-Jeszcze kiedyś Cię dorwę.-obiecał.
-Czekam z niecierpliwością.-poinformowała go robiąc kpiącą minę.-Spotkałam przed chwilą Twoją matkę.-powiedziała niepewnie.
-A ja ją godzinę temu.-powiedział uśmiechnięty.
-Kogo?-spytały obie padawanki.
-Później Ci powiem Smarku. Teraz trzeba raport złożyć.-ostatnie dwa słowa powiedział z niechęcią. Nienawidził tego.
****************************
 Zdziwiła się kiedy Anakin powiedział, że kobieta, której pytała się na Tatooine czy wszystko dobrze, jest jego matką. Cieszyła się, że ją znalazł. Nie opowiadał o matce prawie nigdy, ale teraz z nim o niej rozmawiała. Mówił, że jest bardzo miła i zazwyczaj uśmiechnięta, często dawała reprymendy, ale mimo wszystko ją bardzo kochał, bo wiedział, że się o niego martwiła. Nigdy by nie zrobiła nikomu krzywdy. Dla niego była najlepszą matką w galaktyce, ale przecież dla każdego dziecka, własna matka taka jest. Ale Ahsoka z tego co mówił jej Mistrz, stwierdziła, że to jest matka marzeń.
 Weszła do hangaru i od razu zobaczyła Panią Skywalker. Siedziała na materacu na podłodze, bo na razie tyle mogła dać jeńcom Republika jeżeli chodzi o sen, ale mieli koce i poduszki. Gdy Togruranka podeszła do niej, ta popatrzyła na nią zdziwiona. Tano wyciągnęła do niej rękę, by pomóc jej wstać, a ona ją przyjęła z chęcią.
-Proszę za mną.-powiedziała uprzejmie Soka.-Ty też.-powiedziała do Kitstera. O nim też trochę słyszała.
 Banai wstał i wraz z matką swojego dawnego przyjaciela, podążyli za padawanką. Mijali wiele klonów, ale żaden z nich nie zwracał uwagi na tą dwójkę. Szesnastolatka była Komandorem WAR i prawdopodobnie byli je do czegoś potrzebni, ale żaden żołnierz nie śmiał spytać. Nie powinni się tym interesować, a nawet jeżeli by, któryś się z nich spytał Tano, wcale by się nie uniosła i nie miałaby im tego za złe. Każdy jest ciekawy różnych rzeczy.
 Doszli do drzwi kajuty. Ahsoka otworzyła je. Jej mentor właśnie zakładał rękawice na protezę, która zastępowała mu rękę, po pamiętnym, pierwszym pojedynku z Dooku na Geonosis, która zapoczątkowała Wojny Klonów. Popatrzył na nią, a ona się uśmiechnęła potwierdzająco.
-Dziękuję Ahsoko.-powiedział do niej uśmiechając się.
-Nie ma sprawy. To ja idę zobaczyć co u naszego upartego, starszego braciszka.-poinformowała szykując się do wyjścia.
-Pozdrów tego starego capa.-poprosił ją uśmiechając się szeroko.
-Jasne. Zacytuje mu. Powinien się ucieszyć ze swojej nowej ksywy.-roześmiała się.
-Przyjdę do niego jak będę mógł. Niech Moc będzie z Tobą Smarku.-życzył jej.
-I z Tobą.-Po tych słowach wyszła, a drzwi się zamknęły. W kajucie był tylko on, jego matka i dawny przyjaciel. Shmi podeszła do niego, a on ją przytulił. Jego oczy były szkliste i kilka sekund później, leciały z nich łzy. W końcu ją zobaczył. W końcu ją spotkał. Tyle lat marzył o tym, by znowu ujrzeć łagodny wyraz twarzy swej matki. Ta chwila...oddałby po prostu wszystko by ją zobaczyć. Wszystko prócz innych, bliskich dla niego osób. Był wdzięczny, że Separatyści zaatakowali tą planetę, bo mógł ją zobaczyć, ale to szczęście kosztowało stratą klonów. Taka była cena za szczęście w czasie wojny.
-Mój syn. Mój dorosły syn. Jestem z Ciebie dumna Annie.-rzekła do jego ucha matka. Po jej głosie było wiadome, że płakała. W prawdzie nienawidził jak mówiono do niego Annie. Czuł się jak mały chłopiec. Ale co innego, jak wypowiadała to zdrobnienie matka i Padme. Podobnie było po pasowaniu. Zwracano się do niego "Mistrzu Skywalker", lecz nie przeszkadzało mu to tak bardzo, gdy usłyszał ten przydomek z ust żony.
-Mamo.-zwrócił się do niej młody Jedi. Tylko tyle mógł jej na razie powiedzieć. Oderwała się od niego i popatrzyła się na niego z dumą w oczach, a on się uśmiechnął. Popatrzył się na Kitstera. Podszedł do niego i przytulił po przyjacielu. Tylko on rozumiał małego Anniego, na Tatooine, bo tylko on był prawdziwym przyjacielem.
-Nie wierzę.-powiedział Kitster do Anakina jak tylko się oderwali od siebie.-Jesteś Jedi. Pozazdrościć tylko.
-Jesteś szczęśliwy?-spytała matka syna.
-Nic prócz końca wojny wygraną Republiki mi do szczęścia nie trzeba. Mogłem was zobaczyć ponownie, mam padawankę, która jest dla mnie jak siostra. Mistrza, którego traktuje jak ojca. Żonę. Lepszego życia nie mógłbym mieć.-odpowiedział.
-Masz żonę. Jedi mogą mieć drugą połówkę?-spytał zdziwiony Kitster.
-Nie nie mogą. Dlatego mówię wam to w tajemnicy, bo wiem, że ją dochowacie.-uśmiechnął się do przyjaciela Wybraniec.
-Zawsze.-odpowiedział mu przyjaciel.
-Kto posiada to szczęście?-spytała uśmiechając się Shmi.
-Padme.-Nie wiedział jak zareagują, ale ważne by wiedzieli.
-Jeżeli ty jesteś szczęśliwy, to ja też teraz mogę być. Bo mi więcej do szczęścia nie było nic potrzebne, prócz tego by zobaczyć Cię szczęśliwego.-Po tych słowach Anakin znowu przytulił matkę.
____________________________________________________
Daj z siebie wszystko, Ziomek cel jest tak blisko...był i jest! Zaległy One-shot skończony! Nareszcie się doczekaliście i mam nadzieję, że się opłacało.
Ja osobiście nawet jestem dumna z tego one-shota, ale każdy ma inne zdanie.
To co teraz zrobię powinna zrobić Wika bo najdłużej w tym siedzi. Więc...powitajmy Przemka jako nowego blogera tematyki SW! Jest to drugi chłopak, który pisze, więc z racji tego, że dziewczyn jest 12, a chłopców na razie 2 to umówmy się, że każdego chłopaka będziemy witać. Niech się cieszą :DD
Dziewczyny! Wszystkiego najlepszego z okazji DNIA KOBIET! :*
Tak więc kończę i mam nadzieję, że nie pożałujecie te parę minut czytania tego nad krechą :*

NMBZW!

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 53


                                                                    ~~Barriss~~

 Szła korytarzami domu wszystkich wrażliwych na Moc istot w galaktyce. Była tu taka cisza. Jedynie niekiedy było słychać pół głośny pisk adeptów bawiących się w berka, lub w inne gry i zabawy. Mimo, że ich przeznaczeniem jest być Jedi przez, których ma przepływać moc, są na razie dziećmi. Być dzieckiem oznacza wiele zabawy. Nawet mały Jedi ma swobodę bawić się tu, aż do momentu, kiedy z tego wyrośnie, lecz musi zachowywać wewnętrzny spokój.
-Opętaniec!-krzyknął ktoś wyrywając młodą Jedi z zamyśleń. Nie byle jak na nią krzyknął. Tym przezwiskiem, którym wszyscy ją nazywają przez zamach. To nie była jej wina, ale większa połowa Mistrzów i Rycerzy Jedi nie zwracała na to uwagi. A Padawani...wszyscy o niej tak myśleli. Mała garstka tak ją jedynie nie traktowała. Przyjaciele oraz przyjaciele Ahsoki. No i jeszcze Rada. Robią wszystko by można było zapomnieć o tym wszystkim, ale wiedzieli, że nigdy nie zdołają. Barriss wiedziała, że sama sobie jest tego winna. Uważała siebie za słabą bo według niej, gdyby była silna nie dała by się opętać.-Opętaniec! Opętaniec!...-zaczęli krzyczeć melodyjnie dwoje padawanów. Mieli krótkie, ciemnoblond włosy. Jeden miał zielone oczy, drugi brązowe.  Mieli może z piętnaście lat, a zachowali się gorzej niż adepci.
-Gan! Term! Przestańcie!-krzyknęła jakaś dziewczyna. Miała bardzo długie, różowe włosy spięte w kucyk po lewej stronie, który kończył dobieranego warkocza z tyłu głowy. Miała fioletowe pasemka.
-Wysy co Ci?-spytał uśmiechnięty Gan.-Przyłącz się.
-Tego opętańca to powinni dawno ze świątyni wyrzucić!-zauważył Term
-Nazwijcie ją tak jeszcze raz, a nigdy mnie więcej nie zobaczycie. Nie będę się z wami przyjaźnić. To co robicie to chamskie świństwo! Postawcie się na jej miejscu! Zobaczymy czy byście byli tacy cwani jak teraz! Jak wam się nudzi to idźcie podręczniki czytać do Biblioteki, ale nie przezywajcie jej teraz, bo zrobię to co obiecałam!-po głosie Wysy było wiadomo, że nie chce słyszeć żadnego sprzeciwu. Odeszła od chłopaków bez słowa i pociągnęła za nadgarstek Mirialankę. Szły bardzo szybko. Skręciły w lewą stronę gdzie było pusto. Dopiero wtedy stanęły.
-Jestem Wysy.-przedstawiła się.
-Dlaczego mnie obroniłaś.-spytała zdziwiona, a zarazem wdzięczna Offee.
-Jestem przyjaciółką Ahsoki. Kilka tygodni temu walczyłam z nią Colla IV. Na początku nie pajała do mnie sympatią przez właśnie takie sytuacje, ale później jakoś wyszło, że zaczęłyśmy gadać otwarcie ze sobą. Opowiedziała mi o wszystkim. Nigdy nie myślałam o was tak jak oni, a teraz, gdy znam całą prawdę jaka była, obronię ją i Ciebie. Bo to się robi dla przyjaciółki, a skoro jesteś najlepszą przyjaciółką Ahsoki to Ciebie też muszę obronić.-wytłumaczyła piętnastolatka.
-Dziękuję Wysy.-uśmiechnęła się.
-Zaprzyjaźnimy się?-spytała optymistycznie różowo-włosa.
-No nie wiem. Mogę Ci zniszczyć reputację.-odpowiedziała niepewnie.
-Oj tam. Chodź.-Poszły w niewiadomym kierunku. Chciały o czymś porozmawiać, lecz nie o tym co się stało.-Nie myślałaś kiedyś, o metamorfozie wyglądu?-spytała znienacka Wysy.
-Nie. Po co niby?-spytała zaskoczona dzięwiętnastolatka.
-Od tak. Kiedy masz urodziny i które?
-Za miesiąc dwudzieste.
-To może na dwudzieste urodziny zmienisz trochę wygląd?-zaproponowała pytaniem padawanka.
-Jesteś bardzo szalona. To wyrażają nawet twoje włosy.-stwierdziła Mirialanka.
-Nigdy nie farbowałam włosów. Jedynie pasemka sobie robię, ale tak to nigdy całych. Wiem dziwne, ale na serio nigdy tego nie robiłam. Jak dziesięć lat, pewnego ranka obudziłam się i jak podeszłam do lustra, miałam różowe odrosty. Cztery centymetry. Byłam zdziwiona, ale zostawiłam to. Nawet ładnie wyglądało to z blondem. Na drugi dzień miałam kolejne cztery centymetry różowych włosów Aż po kilku dniach miałam je całe różowe. Zaczęłam sobie robić pasemka jakie mi się podobały lub pasują do sytuacji.-opowiedziała.-To co? Zmieniasz wygląd? Mogę Ci pomóc.-zaoferowała się.

                                                                    ~~Ahsoka~~

 Wiedziała, że nie powinna tak się zachować, ale musiała. Zalazł jej za skórę bardzo dawno, ale ona musiała to zrobić mimo, że przewidziała reprymendę od Anakina. Reprymendy, która nie nastąpiła. Nic. Jej mistrz w ogóle nie pojawił się w jej kajucie ze złym wzrokiem, albo nawet spokojnym by wytłumaczyć je, ale się nie pojawił w ogóle. Postanowiła iść na mostek. Wiedziała, że tam go spotka, a spotkanie z nim oznacza reprymendę, której nie dostała. Czy naprawdę tego chce?
-To co zrobiłaś w hangarze było niezłe!-pochwalił ją Fives.
-Miejmy nadzieję, że kara też będzie zabawna.-powiedziała chichocząc.
-Jaką karę?-spytał zdziwiony.
-Od Anakina za to co zrobiłam.-oświeciła go.
-Chyba żartujesz. Rex mu opowiedział, to się z tego śmiał.-na wspomnienie uśmiechnął się. Wyczuła, że mówi prawdę i jest z nią szczery, ale nigdy nie pomyślałaby, że jej Mistrz śmiałby się z takiej rzeczy. Nie wolno tego padawanom. Młoda padawanka wie, że łamie zasady, ale jest świadoma tych największych. Podobnie jest z błędami. Może w wieku czternastu lat i była bardzo dojrzała jak na swój wiek, ale popełniła błędy i dość duże jak na przykład na Felucii, gdy wpadła w zasadzkę droidów i nie posłuchała swojego mentora. Za to dostałą reprymendę, ale według niej odezwanie się takim tonem do Pellaeona(W skrócie "Pele" xD Pamiętasz Jaina? xD)było równie podobne, a zamiast tego Wybraniec się z tego wszystkiego śmiał.
 Gdy oboje weszli na mostek, Kapitan Pellaeon obrzucił padawankę ni złym, ni obojętnym spojrzeniem. Tano popatrzyła się na swojego "brata" i zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Odwzajemniłaby ten gest, lecz wie, że Kapitan nie wie co zrobił Rycerz Jedi po tym jak się dowiedział. Gdyby teraz togrutanka to pokazała, Anakin wyszedł by na nienormalnego Jedi, a tego by nie chciała. Możliwe, że przez jakąś szesnastolatkę, Anakin Skywalker byłby źle spostrzegany w oczach całej Galaktyki. Gilad był znany i można było się po nim spodziewać wszystkiego, więc w takich sprawach lepiej trzymać się na baczności, jak stwierdziła Ahsoka.

                                                                 ~~Atari Orgeen~~

 Ponowny powrót do Świątyni sprawił, że z jej twarzy nie schodził uśmiech. Nie kontaktowała się ze swoją najlepszą przyjaciółką, ale nie była też przekonana, że na pewno ją spotka w "domu", lecz sam fakt, że wraca na Coruscant cała i zdrowa, sprawiało, że jest rozpromieniona. Wiedziała, że czeka ją składanie raportu, treningi, nauka w bibliotece, ale nie obchodziło ją to zbyt bardzo. Mistrzyni Bultar powiedziała, że treningi są na polu bitwy, więc w Świątyni jest to może i zbędne według Adeptów, ale pole bitwy to nie jest duża sala treningowa  w Świątyni Jedi, w którą przeszywa spokój, harmonia, Moc...pole bitwy może oznaczać śmierć, a w sali ćwiczy się z mieczem świetlnym z Mentorem. Na wojnie wielu Jedi ginie i dużo padawanów. Większość Rycerzy i Mistrzów Jedi uważają, że dla uczniów to trening, ale to po połowie może i prawda. Jakiś padawan walczy, ale zaraz ginie. Ten "trening" wygląda jakby specjalnie chcieli by ich zmęczyć tak, by przygotować ich do śmierci. Więc co to za nauka?
 Młoda Dathomirianka siedziała w swojej  kajucie medytując i zanurzając się w Mocy. Odprężenie, które mogła zapewnić sobie tylko osoba, o odpowiednim stężeniu midichlorianów. Dość długi nie wychodziła z kajuty. Jedi będąc zanurzonym w medytacji traci rachubę czasu. Nie istnieje dla niego galaktyka; świat, na którym jest; życie wszystkich istot. Jest tylko Moc i on. Dlatego młoda Orgeen nie zauważyła Komandora Anshina.(Odpowiedź na dręczące was pytanie, o te, jakże zacne imię znajdziecie u Idki >.>)
-Komandorze Orgeen?-spytał nie pewnie wyrywając padawankę ze spokojnego transu.
-Tak?-spytała będąc już w rzeczywistości.
-Generał Swan każe wstawić się Pani na mostek.-przekazał. Pani...-pomyślała Atar. Miała szesnaście lat... była o cztery lata starsza od klonów, ale miała tylko szesnaście lat, więc nie mogła się przyzwyczaić do tego przydomku. Krzywiła się bardzo lekko tak, że prawie nie było widać, gdy słyszała to słowo skierowane do niej. Nikt nie zwracał się tak do niej w Świątyni czy na misji tak jak klony niekiedy. Zawsze było "Padawanie". Nie inaczej. Muszę się zacząć przyzwyczajać.-stwierdziła. Zastanawiała się czy do jej 
togrutańskiej przyjaciółki także się tak zwracają i jak to znosiła jeżeli tak było.
-Już idę.-powiedziała wstając. Położyła przelotnie dłoń na ramieniu żołnierza, co oznaczało, żeby podążał za nią, po czym poszła w stronę mostka, gdzie czekała jej Mistrzyni.
_____________________________________________________
Już się tłumaczę. Na one-shota potrzebuję o wiele więcej czasu niż tydzień. W szkole jest masakra totalna i piszę w wolnych chwilach ile dam radę. Może nawet za 2 tygodnie się pojawić. Tam musi się dziać wiele i nie mogę tego zrobić w tak mało czasu. Akurat mnie wczoraj wzięła wena na nn co mi uratowało życie.
DEDYK DLA WSZYSTKICH! I proszę wybaczcie mi :c

NMBZW!