niedziela, 29 października 2017

Rozdział 189


[Rok odwetu Zygerriańskiego]
       Można by rzec, że wszystko poszło w piach, jak po burzy na Tatooine. Zygerrianie opanowali większość mniejszych planet, które Republika wspomagała. WAR na każdym kroku była pokonana, a żołnierze ledwo uchodzili z życiem. Zakon Jedi nie ukrywał, że WAR bez Anakina, to nie WAR. Sam Obi-Wan z Ahsoką stali się dziwnie zacofani. Choć, jak zwykle, ich działania kończyły się powodzeniem, to zawsze brakowało tego jednego smaczku, który powodował Skywalker. Sam fakt, że nie wspominano go w raportach, wręcz przytłaczał. Większość osób po prostu do tego przywykła, ale ZAWSZE dostawali dreszczy na wzmiankę o Wybrańcu i Aayli Securze.
       Padme z dnia na dzień zamykała się w sobie. Trudno w ogóle było stwierdzić, że żyje. Fakt, po pół roku już wróciła do swojego zawodu na całego. Królowa Apailana przedłużyła jej kadencje, ponadto Padme tak poprawiła się od swoich ostatnich tłumaczeń, że Senat nie chciał jej żegnać. Kanclerz Aang sam w żartach nie wyraził zgody na jej jakiekolwiek zwolnienie. Szczerze powiedziawszy, martwił się o nią. Rozumiał powagę jej sytuacji chociaż się z tym nie obnosiła na prawo i lewo. Zachowała to dla siebie i udawała silną. No właśnie - udawała. Zawsze była najprawdziwszą wersją samej siebie, a teraz musiała kłamać, że stała się niezwykle odporna na krzywdę od Mocy.
       W życiu Amidali powinny nastać naprawdę radosne czasy. Dzieci zaczęły chodzić, przeszły na normalną dietę i jadły praktycznie wszystko. W tej całej radości brakowało tylko jednego - ojca bliźniąt, który przyglądałby się im ze szczęściem w oczach. A tu brak. Wszystkiego - miłości, bezpieczeństwa, szczęścia, jakiegokolwiek pozytywu w jej codziennym życiu. Czas zamienił się w miesiące, którymi obliczała wiek swoich pociech oraz ilość dni minionych od wyprawy Anakina. Kiedy ktoś zapominał daty miała ochotę odpowiedzieć swoimi obliczeniami. Jej serce nagle ogarnął smutek i zarazem dyskomfort. Zaginięcie ukochanego ogarnęło całe jej życie, ale nie miała zamiaru o tym paplać. Aczkolwiek, za każdym razem miała głupie uczucie, że ktoś czyta jej myśli lub mają większy zasięg niż ściany jej głowy.
       Republiki problem polegał na tym, że nowy konflikt wpędzał społeczeństwo w paranoje, zwłaszcza, że Zygerria wzięła się za te słabsze planety, które nie bardzo umiały się bronić i nie były brane pod uwagę podczas Wojen Klonów, więc Wielkiej Armii Republiki z trudem udawało się uchodzić z życiem a co dopiero wybronić dany świat. Ale nie dawali za wygraną. Zaczęły się szkolenia, Jedi dokładali wszelkich starań byleby tylko umocnić armię i odzyskać tamte planety, ale też zapobiec zajęciu następnych.
       To, co się działo w głowie Obi-Wana nie było takie łatwe do sprecyzowania. Zadręczał się w każdym momencie swojego życia. Przez prawie rok nie potrafił skupić się na niczym innym, jak na próbach znalezienia swojego najlepszego przyjaciela. W wolnych dniach, zamiast odpoczywać po różnych potyczkach czy misjach, za zgodą Rady, brał swój myśliwiec i wylatywał na poszukiwanie Anakina. Parę razy odwiedził Tatooine by tam dowiedzie się czegoś, jakby przeszłość miała w czymś pomóc, ale to nic nie dało. Ze trzy razy zabrał upartą Ahsokę ze sobą, lecz ona zawiodła się jeszcze bardziej niż Kenobi. Próbowali wszystkiego, Nal Hutta, z Huttami próbowali jakoś zawrzeć umowę by powiadomili ich gdyby coś wiedzieli o Anakinie. O dziwo, coś się udało. Problem w tym, że dostawali informacje, które sami już wiedzieli, ale i tak wierzył, że Huttowie szybciej się tym zajmą, choć to wymaga czasu. Najważniejsze stało się to, że w ogóle. Fakt faktem, nie czuli ani Aayli ani Anakina w Mocy, lecz NIKT, ale to NIKT nie sugerował ich śmierci.
       Jak wyglądał budżet Republiki?
      Połowa długów spłacona. Niektórzy nawet sobie trochę odpuścili widząc postępy. Nie naliczali więcej odsetek, poumawiali się z Kanclerzem. Rząd pracował jak trzeba, bez korupcji. Na posiedzeniach zagościła prawdziwa demokracja i szacunek. Wszystko próbowano zwalczyć negocjacjami, bo od tego był Senat, ale tylko w jednej sprawie nie mogli się nimi posłużyć - w wojnie. Z Zygerrianami nie można było nawiązać żadnego kontaktu, a co dopiero próbować coś zaproponować. Wydawałoby się, że galaktykę omotał większy mrok niż podczas wojen klonów. Czy Republice starczy na tyle siły, żeby przepędzić te ciemności?
________________________________________
Dzieci drogie! 5 komentarzy i będą 3 one shoty na święta! ^^

NMBZW!

niedziela, 22 października 2017

Rozdział 188


~~Anakin Skywalker~~

[Pół roku odwetu zygerriańskiego]
       Zastanawiał się czy to w ogóle można nazwać niewolą, czy po prostu torturą, gdzie przytrzymują cię przy życiu. Fakt, będąc standardowym niewolnikiem na Tatooine też się tak czuł, ale wiadomo, ogólnikowe stwierdzenia różnią się od sytuacji. To, co było na piaszczystej planecie można nazwać życiem, zwłaszcza przy traktowaniu Watto, ale to co musiał znosić wśród Zygerrian za choćby niewiedzę na jakiś temat, to słowo "zniewolenie" jest za małe.
       Przez długi, długi czas był odporny na te wszystkie tortury, próby złamania go lub usidlenie czegoś, co jest nienamacalne - Mocy. Nie ukrywał przed samym sobą - był pod wrażeniem umiejętności Zygerrian i to samo się rozwijało. Póki co, nie umieli jeszcze zajrzeć do umysłu, ale sprawnie opanowali to, aby nikt inny nie zaglądnął do ich głów. Anakin gdzieś zawsze pragnął normalnego życia, ale teraz się za to przeklinał. Życie bez tego, do czego się przyzwyczaił, stało się po prostu puste. Stał się zwykłą jednostką, bez żadnych umiejętności co daje się lać i... wie niby więcej niż wszyscy inni. On i Aayla dostawali pytania dosłownie o wszystko, o każdy nawet najmniejszy punkt w wojnach klonów, jakby to miało jakiś sens teraz. Dla Skywalkera - nie, dla tej tyranii już tak. Próbowali znaleźć punkt zaczepny we wszystkim co się tylko da, by rozlać swe wojska, zasady i władzę na połowę galaktyki. Zastanawiał się czy mieli pojęcie w co się pakują chcąc wojny z Huttami, bo ci gangsterzy od tak nie oddali by swoich ziem, swojego terytorium. Nie zależy im na paktach z kimś, kto mógłby ich pokonać, a wręcz przeciwnie - będą chcieli walczyć, choć każde wyobrażenie ich osobistej wojny kończyło się parsknięcie śmiechem.
       Siedział w celi patrząc na zepsuty chleb i ciecz, która miała robić za herbatę, ale coś im nie wyszło. Jedyny plus tego napoju był taki, że podawali na ciepło, co Anakinowi się podobało. Nie lubił zimna, jego pierwsza podróż w kosmos stała się katorgą, bo przyzwyczaił się do ciepłej planety. To nie tak, że przestało mu to przeszkadzać lub się przestawił. Po prostu jego umysł się przyzwyczaił, przez co łatwo znosił lodowatą posadzkę i ściany, które dotykał plecami przez podartą tunikę Jedi. Niby dostał jakieś koce, ale bardzo szybko się dziurawiły, nie zapewniały dobrego ogrzewania. Już nie chodziło o niego, ale Aaylę. To jej oddał materiał na ogrzanie, albowiem to ona została najbardziej pokrzywdzona...
       Każdego dnia, o zachodzie słońca Twi'lekanka była wrzucana do celi. Nie miała siły by się podnieść, a noc nie zapewniała jej regeneracji. A wszystko to przez zaspokojenie czyiś sprośnych zachcianek. Była tak wykończona psychicznie, że obawiał się iż zechce zakończyć swój żywot. Co wieczór ją przytulał by mogła zasnąć w miarę spokojnie. Zaczęła być dla niego jak siostra, ale on nie potrafił jej obronić, a dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Są po prostu osoby i czyny, które go ograniczały. Zaczął się zastanawiać co jest gorsze - Zygerria czy Zakon Jedi, który przez większość jego życia miał do niego problem. Głupie pytanie - oczywiście, że Zakon Jedi pod wieloma względami to po prostu jego spełnienie marzeń. Niekoniecznie jak z bajki, ale to, na co się tam wyszkolił... żal Anakina polegał na tym, iż Zakon mu nie ufał i cały czas wątpił w jego umiejętności, co prowadziło do tego, że Skywalker miał małe pole manewru. Bardzo dobrze wyczuwalne przez niego i... Obi-Wana.
       No właśnie, Obi-Wan. Niekoniecznie autorytet Anakina. Cóż za ironia, że Qui-Gon Jinn dostał tak mądrego i przepisowego ucznia, że ostatecznie mógł się poczuć jak jakiś padawan. A tak na poważnie, Jinn był niezwykle inteligentny i dobrze postrzegał świat. Problem tkwił w przeszłości, do której Anakin miał takie podejście, że aż cieszył się, że to ostatecznie Obi-Wan przejął nad nim opiekę. Co nie oznacza, że Skywalkera bardzo radowała śmierć człowieka, który zmienił jego życie. Po prostu Qui-Gon był jednym z tych Mistrzów, co tkwiła nad nimi jakaś dziwna "klątwa". W każdym razie, z Kenobim dopiero co się pogodził, a już wylądował... gdzie wylądował. Może to głupie, ale pragnął wiedzieć, czy były mentor się o niego martwi. Znaczy, to oczywiste, że się martwi, na pewno, ale... Anakin pragnie mieć pewność.
       Chciał po prostu poczuć rodzinną miłość...
___________________________________________WAŻNE
CZEŚĆ! Jeśli ktoś by chciał się o mnie dowiedzieć czegoś więcej lub zadać pytania, too... ZAKŁADKA "KIWI" ZOSTAŁA ZAKTUALIZOWANA!

NMBZW!

niedziela, 15 października 2017

Rozdział 187


 [Czwarty miesiąc odwetu Zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
       Anakin przez całe wojny klonów, najczęściej w samym sobie, upierał się, że Yoda robi niewiele, a raczej w ogóle, patrząc na to, że jego usprawiedliwienie, czyli medytacja, nie dawały większych skutków. Yoda natomiast chciał jak najlepien i liczył na poprawy. Choć często próżne bywały jego starania, to nigdy nie dawał za wygraną - i tym razem spróbował otrzymać odpowiedź od Mocy, albowiem wielu twierdziło, że jest już oczyszczona ze zła, ale niewielu zdawało sobie sprawę, że nawet najprostszy przekręt stwarza, że jest zamglona czarnym dymem. Kwestia formułowania zdania. Z Ciemnej strony Mocy może i owszem, ale tylko w sensie fizycznym. Sithów już nie było, ale ZAWSZE mogli się narodzić. Niewiele trzeba było, aby przekroczyć tę barierę. Wiekowy Mistrz przyznał się przed samym sobą, że jeśli Obi-Wan i Ahsoka - oraz Senator Amidala, która odmówiła rozmowy z Radą odkąd porwano Anakina - mają rację, iż Skywalkera może załamać ta porażka, to mogą spodziewać się wszystkiego, a jego przyszłość zawsze była niepewna, więc jeżeli znajdzie najprostszy sposób na wyciągnięcie się z czegokolwiek, w co wpadł, to spisze ich wszystkich na zagładę, mimo że Yoda doskonale słyszał i zapamiętał przepowiednie, to pamięta te sygnały, które wysłała mu Moc podczas ich pierwszego spotkania.
        Zielony stworek przeszedł obok jednej z sal treningowych. Ostatnio bardzo często przypatrywał się młodzikom, choć strasznie psuło mu to humor i osłabiało. Los tych dzieci był tak niepewny... wszyscy szkolili się na Jedi. Tak po prostu. Yodę naszła myśl, jak to jest - dostają dar i wiedzą tylko tyle, że mają opanować umiejętności i walkę mieczem świetlnym by bronić galaktyki. Wiecznie w stresie, byleby zostać bohaterem i nie popełnić błędu. Od najmłodszych lat niosą na barkach ciężar odpowiedzialności za osoby, których nie znają, o istnieniu nawet nie wiedzą, a są gotowi walczyć w imię czegoś. Zdał sobie sprawę, że wszyscy są tak ostatnio skonstruowani. Jak klony z WAR. Świątynia Jedi to po prostu fabryka wpajająca jakieś wartości zmieniając dni w ciężką rutynę. Po prawie dziewięciuset latach zdał sobie z tego sprawę. Niby Świątynia staje się lepsza, ale czy jednak?
       Postawmy sprawę jasno. Opinia została. Albo po prostu jemu się tak wydawało. W każdym razie, nie czuł popraw, nie widział jasno przyszłości i czuł po prostu nicość przed sobą. Jak można zmienić coś nie zmieniając podstaw? Czy zależy od tego układ kwiatków? Siedzeń w najważniejszej wierzy? Czy ogółem zmienić członków Rady? Jak można zmienić idee, kiedy coś tak przytłacza? Nie można się dalej oszukiwać - pojmanie Anakina Skywalkera, to nóż w plecy. Wszystko zatrzymało się w miejscu, choć z dnia na dzień wszystko się rozwija. Ktoś skonstruował właśnie najszybszy silnik w galaktyce, ktoś pokonał rekord... o tym będą kiedyś mówić! A Yoda nie widział perspektyw, bo podstawa jego priorytetów została zachwiana.
        Wszystko traciło barwy. Gdyby Jedi wierzyli w jakieś głupie pomniczki upamiętniające, ktoś na pewno wystawiłby Anakinowi i Aayli, z czego najpiękniejsze kwiaty byłyby po prostu szare i straciłyby swój urok. Mace Windu stwierdził, że najlepiej będzie w największym hallu wystawić czarno-białe hologramy tych dwóch Jedi, a skoro wszyscy byli niewolnicy mieliby tak skończyć, ich też zamierza upamiętnić, tylko pytanie: Czy zamierza szukać? Czy po nich też zostanie ślad na sercu? Czemu to się tak odbija echem? Czy tylko Yoda wyczuwa ból za wszystkich straconych? Nie może ukryć, że po tych bardziej zasłużonych osobach czuł o wiele większą stratę, za co było mu wstyd. Ale tak to już jest... nie powinien się nad tym użalać. Nie zmieni sam czegoś na dużą skalę, skoro bije się z tym w swoich myślach. Ponadto, nigdzie nie wyczuwał, żeby ktoś się zbierał, aby poważniej rozwiązać wszystkie problemy. Nie miał w nikim pomocy, bo każdy wiedział, że coś trzeba zmienić, ale nie każdemu chciało się ruszyć zadek.
       Ashla koniecznie chciała zobaczyć z Katooni małe dziecko wrażliwe na Moc. I choć Ahsoka była przeciwna aby zabrać je do Padme, to wreszcie się przełamała za zgodą Padme. Cóż, dzieci nie wykazywały jakiś większych zdolności prócz przypadkowego podniesienia wazonu Mocą. Choć zazwyczaj im się udawało uratować naczynie, to akurat wtedy wydało się to bardzo trudne i rozwaliło się w drobny mak. Amidala nie ukrywała, było jej smutno, że zniszczono jej prezent pd rodziców, którzy śmiertelnie się na nią obrazili. Padme wcale nie szło łatwo. Praktycznie straciła rodzinę, a jedyną pociechą stała Ahsoka i... siostra. Tak, siostra postanowiła się z nią skontaktować niedługo po tym jak Anakin zaginął, czego kobieta nie mówiła od razu. Stwierdziła, że nie ma po co przyznawać się, że jej życie zaczyna się walić, skoro tak długo upierała się przy tym, że będzie dobrze. Nie ukrywała przed samą sobą, że jest jest wstyd...
      Każdy dzień ranił ją pustką.
____________________________________________
WITAM I O POGODĘ PYTAM :D
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że nie wstawiłam posta tydzień temu! Czemu, jak i po co? Wiecie co? Nie będę się rozpisywać, to nie ma sensu i jest nie na miejscu. Po prostu dostałam takie strzała w PYSK od życia, że się w pale nie mieści. ALE! Mam wene. MAM WENĘ, bo wchodzę rozdziałami w kolejny cel tego bloga ^^ Najgorsze są te przejściowe rozdziały, których, nie ukrywam, nie chce mi się pisać XD Nie zrozumcie mnie źle, po prostu jak sobie pomyślę, że muszę troszkę nawymyślać i jakoś to posklejać w momencie, gdy jestem po nauce, przed nauką czy akurat coś wydarzyło, to... to tak wykańcza, że potem łapie mnie leń i nie chce kończyć przytulać XD Ale dałam radę. Dziś napisałam pierwszy rozdział z tego całego... celu.
A ZGADNIJCIE KOMU DZIŚ ZOSTAJE RÓWNY ROK DO PEŁNOLETNOŚCI...
MOJEJ KOCHANIUTKIEJ SONI! ♥ MISIA, ROZDZIAŁ FOR JU. PAMIĘTAJ, ŻE ZAWSZE BĘDĘ PRZY TOBIE I MOŻESZ NA MNIE LICZYĆ ^^
ZAŚPIEWAJMY JEJ GŁOŚNE STO LAT!

NMBZW!

niedziela, 1 października 2017

Rozdział 186


~~Anakin Skywalker~~

      Znajdował się w naprawdę głupiej sytuacji, gdyż; o, ironio; trafił w niewole -  w jeszcze gorszą niż poprzednim razem. Możnaby się rozdrabniać nad tym, że tęskni, że mu ciężko, że najchętniej by porozwalał wszystko. Problem tkwił w tym, że został położony na stole z dybami połączonymi standardową, laserową wiązką. Niby bardzo dobrze mu znane urządzenie, miał okazję zaprzyjaźnić się z podobnymi. Sęk w tym, że te larwy nie postępują z więźniami normalnie.
       Zaczynając od samego pojmania - Anakin docenił spryt Zygerrian, bo gdyby pojmali go nadzwyczajnie w świecie z bronią, to młodzieniec nigdyby sobie tego nie wyznaczył. A że te potworu użyły mechanizmu, który pozwalał dorwać byłych niewolników, nawet tych, którzy nie posiadali już nadajnika - nooo to tak. Tu się należał szacunek. Kolejnym punktem rozrywki, gdzie Zygerria wykazała się swoimi umiejętnościami w akcie dążenia do opanowania galaktyki - przynajmniej tak uważał Wybraniec , bo naczelnik nie raczył opowiedzieć mu więcej; a o poczęstunku herbatą, to Anakin mógł zapomnieć! W każdym razie, te najprościej wyglądające połączenia, których mechanizm Anakin mógłby wyrecytować płynnie przebierając pieluchy i karmiąc dwójkę dzieci jednocześnie - a trzeba zaznaczyć, że przy jednym dziecku droidy bojowe wymiękają i nawet tego młody ojciec w pełni nie opanował - nie były zwyczajne. Miały w sobie jakieś substancje czy dobrze poustawiane części w zasilaczu, bo pozbawiły go i Aayle połączenia z Mocą. Bez Mocy, Anakin nie potrafił rozpracować tego cuda.
      Przez pierwsze dwa tygodnie od rana do nocy były przesłuchiwania. Skywalker podziwiał, dowiedział się o sobie bardzo wiele rzeczy tylko dlatego, że jego życiorys i sprawy prywatne zostały przez Zygerrian tak przeanalizowane, że niejedna telenowela z HoloNetu się przy tym chowa. Do każdej sprawy mieli tyle teorii, że mężczyzna sam się zdziwił, że wszystko zapamiętali z najdrobniejszymi szczegółami. On sam ledwo jedną może powtórzyć. Tak czy siak, najgorsze co usłyszał, to wszystkie wspólne chwile z jego żoną. Te larwy miały dostęp do jej kart zdrowia, do jej dokumentów... mieli ją w garści. Najtrudniejszym wyzwaniem dla niego stały się zeznania wytłumaczone tak ogólnie, byleby nic się nie stało jej i dzieciom. Próbował jakoś odnaleźć w sobie ogniki Mocy, żeby tylko jakoś ich ochronić. Pewną odmianą perswazji, bo i tak mieli ją na oku. Chodziło o to, by nie stała im się krzywda.
       Kolejną osobą do ochrony była Ahsoka. Jego mała padawanka została sama. Znowu. Co najlepsze - również została niewolnikiem. Zygerrianie zdążyli wbić jej ustrojstwo w ciało podczas ostatniej wizyty Jedi na ich planecie. W każdej chwili mogą ja znaleźć, bo z tego co wywnioskował,  polowali na byłych niewolników. Niekoniecznie Jedi, aczkolwiek do nich mają najprawdopodobniej jakiś uraz. Cóż, jego kolejnym zadaniem stało się nawiązać jakiś kontakt za pomocą Mocy. Poprosiłby, przeprosiłby i zapewniłby. Jeśli miałaby zostać bezpieczna, musiałaby to bezpieczeństwo sobie zapewnić poprzez ochronę najbliższych. Przyznal sobie szczerze, miał wątpliwości czy dziewczyna da radę. Jest tak pogubiona, kompletnie nie wie co robi! Ani on, ani Obi-Wan nie potrafili do niej dotrzeć. Czy Barriss się udało? Nie miał z nią jakiegoś dobrego kontaktu ostatnio. Można by rzec, że wraz z końcem wojny, wszystko legło w gruzach - w końcu to naturalny skutek wojny. Choć mógł się uważać za osobę spełnioną, to całe podłoże skończonej wojny zmieniło jego życie a ruinę. Sam fakt, gdzie się znajduje i co robi oraz to, jak ta cała sytuacja utwierdziła go w przekonaniu, że powinien coś naprawić, a mu się nie udało. Teraz jego życie najbardziej go potrzebowało, a on... tkwił w sidłach zaburzających jego ego i jakąś harmonię bazującą na kodeksie Jedi. 
       - Aa... naa... kin - odezwał się chrapliwy głos Secury. - Pić. Ni... nie... da... rady - była tak wykończona, że ledwo wypowiadała całe słowa. Skończyło się jej przesłuchanie. Praktycznie dawno się skończyło, ale zawsze kadrowali ją o wiele dłużej. Najgorsze było to, że  nie mógł nic zrobić. Zwłaszcza za oierwszum razem. Zaprowadzili go by patrzył na zbiorowy gwałt, na jej krew na ciele, gdy mieli za mało. Nie pozwolono mu zamknąć oczu. Kazano gapić się na to obrzydlistwo i zastanawiać się czy gdyby Padme tak potraktowano, to zrobiłby wszystko byleby przestali. Czemu więc sterczał tam patrząc na biedną pokrzywdzoną Aaylę, gdy ci sie tak nad nią pastwili?
       Zemdlał z wykończenia. 
________________________________________
Krótkie, bo krótkie. Późno, bo późno.
Nah, jutro wolne XD Tak btw, podoba się playlista? Tak, jest tam polska piosenka! Nie sądźcie, że jakoś nawiązuje tu do powstania, o którym jest film, do której (masło maślane, he) jest napisana piosenka. Po prostu mi bardzo tekst pasuje. Oki? Nie nawiązuje tu do historii, bo bym musiała zgłupieć, a aż tak źle ze mną nie jest :P
To wszystko ode mnie. 5 komentarzy, co misie pysie?

NMBZW!