niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 89


                                                                      ~~Anakin~~

 Na wojnie często zdarzało się, że trzeba było myśleć o wielu rzeczach na raz i taką chwilę Anakin przeżywał po raz kolejny. Teraz, Padme, Atari, ... Obi-Wan. Odkąd wyruszył na tę bitwę ani razu nie śmiał pomyśleć o swoim dawnym przyjacielu. Nie chciał go tak naprawdę nazywać dawnym. Nie chciał go zranić. To, że często miewał o nim złe zdanie nie oznaczało, że go nie szanował. Matka wiele razy mu czegoś zabraniała, ale to tylko dlatego, że się o niego martwiła. Obi-Wan był taki sam, ale w jego przypadku młody Skywalker wolał się wnerwiać. Nie miał nigdy ojca, ale Kenobiego traktował jak drugiego rodzica... w tych normalniejszych rodzinach takie właśnie były stosunki w rodzinie. Rodzice zabraniali czegoś, a dzieci strzelały fochy. Czy to działa właśnie na takiej zasadzie? zastanowił się.
 Obok niego przemknął droid sęp, a zaraz później jego szczątki cofnęły się w ogniu. Jedi uśmiechnął się. To była robota jego Padawana. Choć nauczyła się wiele i on wiedział o niej również dużo rzeczy, to i tak go zaskakiwała za każdym razem, ale to tylko sprawiało u niego większą dumę. Nie chciał jej ponownie stracić, a tym bardziej na zawsze. Nie znowu, nie tak. Jeżeli Palpatine maczał w tym palce, to obiecał sobie, że Sith poniesie tego konsekwencje. Za Ahsokę i za Barriss. Tak być po prostu nie mogło. Jego postanowienie nie było raczej w porządku, ponieważ chciał zemsty, ale był świadom, że wszystko co się teraz działo było też z jego winy i przekonał się o tym niedawno, kiedy Sith sam mu wyznał jakie ma do niego plany.
- Brawo, Ahsoko. - pochwalił padawankę.
 Lecieli dalej przez falę strzałów ze wszystkich stron. Separatyści ustawili tyle krążowników i posiadali w tej bitwie tyle droidów-sępów, że wcale nie musieli wzywać posiłków w przeciwieństwie do Republiki, która była pewna, że jeszcze wiele przeszkód czeka ich na powierzchni planety. Każdy miał nadzieję, że się tam wylądują. Po prostu muszą, a zwłaszcza Skywalker. Nie zamierzał szybko odpuścić, choćby sam miał walczyć przeciwko wszystkim tym krążownikom i blachą Separańsców. Tylko tym umieli się wspomagać, a sami kryli swoje tyłki. Droid dla nich nic nie znał, a dla Jedi nawet jeden klon znaczył wiele.
- Atari... - szepnęła Ahsoka. Coś wyczuwała od przyjaciółki.
- Co jest? - zapytał jej mentor. Dziewczyna miała już odpowiedzieć, ale gdyby nie szybki manewr w lewo, została by trafiona. Nie mogła... nie mogli myśleć o takich sprawach w takiej sytuacji. Trzeba było to wszystko podzielić, ale w takiej chwili nie można było dłużej myśleć. Może gdyby to chociaż trochę ustało, to może nawet, ale teraz to wszystko było krytyczne, a na razie dowodzili tym wszystkim tylko troje Jedi i czekali na kolejną pomoc.
- Generale Skywalker, Generał Kenobi jest niedaleko, ale musiał się zatrzymać. - poinformował Admirał Yularen.
- Co proszę? - odpowiedziała Ahsoka Tano, mimo że nie było to skierowane do niej. - Nie dość, że udało mu się stamtąd wyrwać, by nam pomóc, to jeszcze się zatrzymuje?! Wasz spór sprawił, że palma mu odbiła! - fuknęła zwracając się do Mistrza. Nie zdołał nic odpowiedzieć, ponieważ Admirał chciał szybko wytłumaczyć co skłoniło Mistrza Jedi do opóźnienia.
- Padawanka Orgeen wysłała prośbę o pomoc do najbliższych statków Republiki. Widocznie Generał Kenobi był na tyle blisko by zdążyć przylecieć z pomocą. Na miejscu gdzie znajduje się on, Komandor Orgeen i Senator Amidala oraz za chwilę Kapitan Rex, są okręty Zygerrian.
- Zygerrianie?! Znowu?! - zdziwiła się dziewczyna.
- Skąd... - zaczął pytanie Anakin, ale nie dokończył, bo zdawał sobie sprawę, że nikt nie wie co tak naprawdę robiły tam te potwory.
- Zostawmy to w rękach Obi-Wana. Da sobie radę. Skoro ma kto im pomóc możemy się już bardziej skupić na tym co się dzieje tutaj. - odezwała się w głośnikach Barriss.
 Miała racje.

                                                                  ~~Plo Koon~~

 Sam nie czuł się zbytnio na siłach, ale każdy wiedział, że Mistrz Jedi nie zamierza słuchać jazgotu o tym, że powinien odpocząć. Wprawdzie było coraz lepiej, a on sam uznawał, że zbytnio już odpoczął, kiedy kiedy był ledwo przytomny we wraku myśliwca. Teraz również odprężał się rozmyślając nad przekazaną informacją co do jego wypadku.
 Strzał w jego statek był strzałem z myśliwca klona, który otrzymał tak zwany Rozkaz 66. Wielu Jedi zostało zabitych z tego powodu, a niektórym podobnie jak jemu, udało się ujść z życiem. Rozkaz szybko znikł z niewiadomych dla niego powodów, ale spowodowało to, że zaczął wszystko powoli analizować.
 Klony zostały stworzone przez Kaminoan jako Armia dla Republiki. Były to żywe istoty z krwi i kości. Mieli przyśpieszone dojrzewanie, charakter jak u każdego był zupełnie inny, ale wygląd zupełnie taki sam. Choć Jango Fett już nie żył od trzech lat, Jedi widzieli go w każdym z klonów, ale to jednak nie był on. Zdecydowanie to nie był on.
 W każdym razie Jango Fett pracował również dla Separatystów...
- Generale. - zwrócił się do niego Admirał. - Droid medyczny prosił o wstawienie się.
- Przyjdę za parę minut. - odparł Koon.
- Minął już odpowiedni czas od ostatniej dawki leku. Z całym szacunkiem, ale nie jesteś jeszcze w pełni sił.
- Dobrze, już idę. Czy są jakieś wieści z nad Naboo?
- Nie. Żadne, ale powinni większość już zwalczyć. Co do sytuacji na powierzchni jeszcze nic nie wiadomo.
- Czy jest tu ten klon?
- Tak, ale lepiej będzie, żebyś do niego nie podchodził. Zawsze istnieje zagrożenie... Jedi próbują to odwołać na zawsze.

                                                                 ~~Asajj Ventress~~

 - Opowiedz wszystko od początku. - polecił jej łagodnie Jedi. Była zdziwiona ich miłym nastawieniem.
- Od jakiego momentu i z jaką dokładnością? - Choć jej głos był normalny, to mogli wziąć pytanie za drwiny, ale prawda była taka, że nie wiedziała co dokładnie chcą od niej usłyszeć i od jakiego czasu. Kusiło ją by powiedzieć całą prawdę.
- To zależy od Ciebie. Jeżeli będzie coś niejasne to zapytamy. - odpowiedział jej. Nie sądziła, że będą chcieli usłyszeć coś więcej.
- Byłam na Coruscant. Przypomniała mi się Ahsoka. Po prostu szłam i nagle ktoś mnie zaatakował. Był podobnie ubrany jak Skywalker gdy poszukiwał dowodów na niewinności uczennicy. Zaatakował mnie niespodziewanie co nie jest normalne. Barriss Offee również mnie zaskoczyła, więc obojgu mogę pogratulować tej chytrości. Gdy zaczął mnie dusić odsłoniłam mu kaptur. To był brat osoby, którego kiedyś wysłałam na zabicie Dooku.
 Później obudziłam się w ciemnościach ze strasznym bólem... nie wiedziałam kim jestem, co mi się stało. Nic nie pamiętałam. Przez parę tygodni mnie czegoś uczył. Pewnego dnia przyszedł i powiedział, że lecimy. Nie pytałam się gdzie, robiłam to co mi kazał. Wylądowaliśmy. Zaczęliśmy walczyć i nagle się oddalił. Pobiegłam w wyznaczone miejsce i zaczął się Rozkaz 66.
- Czemu go wyłączyłaś? - zainteresował się.
- Bo wtedy również zaczął się ból wielu osób, z którymi kiedyś byłam związana "rodzinnie". Pamięć zaczęła wracać i po prostu użyłam Mocy by to wszystko zastopować.
- Współczujesz? - zdziwił się Mistrz Jedi.
- Umiem rozróżniać co jest błędem. Każdy to umie. - przypomniała mu.
- Dziwne. Będziesz przeniesiona na Coruscant.
- Należy mi się.
- Nie wiem jak Cię to wszystko zmieniło, ale...
- Ahsoka Tano. Jej możecie to zawdzięczać. To, że mam jakieś współczucie dla was wszystkich nie oznacza też, że się zmieniłam doszczętnie. Poznaliście mnie na wojnie i wiecie jaka mniej więcej jestem i taką mam zamiar zostać do śmierci, ale mam jakieś zmiany w sobie.
- Dobrze. A teraz powiedz mi jak nazywa się ten, co Cię tak załatwił?
- Maul.
- Przecież... on zginął. Obi-Wan Kenobi... inwazja na Naboo.
- Rada wie, że żyje. Ja i Kenobi walczyliśmy przeciw dwójce. Nie wiem gdzie jest jego brat. Nie widziałam go.
- Gdzie jest teraz Maul?
- Nie mam pojęcia. Po prostu pobiegł w inną stronę.
- Hmm...
_______________________________________________
Dobranoc? :D Hehe, cześć! ^^ Mam nadzieję, że jakoś wyszło
Dedyk dla
Patataja ♥ i Brato-Wnuczki <3

NMBZW!  

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 88


                                                                  ~~Sektor Hommel~~

 Przez ten krótki czas, który dłużył się w nieskończoność, Atari oddała parę, a może i wiele strzałów. W każdym razie nie dawało to zbyt dużych rezultatów. Tak czy siak przyciągało je do hangaru mniejszego statku towarzyszącemu trzem krążownikom Zygerrian. Statek był mniej więcej takiej wielkości jak medyczne statki WAR, ale Orgeen nie miała pojęcia co się stanie po wylądowaniu. Uważała, że prawdopodobnie będzie to lepsze od wylądowania na większym. Czuła, że mogłoby spotkać je tam większe niebezpieczeństwo.
- To po nas. - stwierdziła żartobliwym tonem, choć naprawdę tak uważała, ale nie przejmowała się zbytnio sobą. Nawet jeżeli to Zygerrianie i mają do wszczepienia nadajniki, to i tak nie pozwoli by stało się coś Padme... była odpowiedzialna, ale tylko za tę rzecz lub osobę, za którą w podobnych sytuacjach chciała.
 Nie postało im nic innego, jak tylko czekać aż łaskawie wylądują w hangarze. Nie liczyła na jakieś szampańskie przywitanie, choć ironicznie stwierdziła, że raczej z tą "imprezą" na Yavinie im się strasznie udało. Skończyło się na tym, że choć i tak to była niezapowiedziana wizyta, to gospodarz musiał sprzątać. Po tym napadzie, nie zamierzała bawić się z nimi w kotka i myszkę. Po prostu będzie mówić to, co jej się podoba. Nawet jeżeli zdziwi i nie zadowoli to Panią Senator.
- Uważaj. - ostrzegła kuzynkę. - Nawet jeżeli jesteś w ciąży, mogą Tobą poniewierać, choć myślę, że Twoje dziecko i Ty bylibyście dla nich świetną zdobyczą. Nie wiem co planują, ale jak dam radę, to im strasznie dam po pysku. - przyrzekła.
- Spokojnie, Ati. Pamiętaj, że jesteś Jedi. - przypomniała jej Amidala.
- Pamiętam, ale jako Padawan mam brać przykład z Mistrzów oraz Rycerzy Jedi i ogólnie tych co mają większe doświadczenie. To co teraz robię jest mniej więcej tym, co robi Twój mąż, a też zachowuje świadomość kim jest. - odpowiedziała z chytrym uśmieszkiem.
- Widać, że wychowywałyście się z Ahsoką. Jesteście obie takie same.
- Cieszę się, jak ktoś nas porównuje do siebie. - odparła, a przed oczyma stanęła jej scenka z dzieciństwa.
 Wraz z Ahsoką, aktualnie nie miały co robić. Chazer razem z Niro dostali karę za głupi żart, na który oczywiście oboje wpadli. One o tym doskonale wiedziały, ale nie przyglądały się temu. Po prostu chciały być od tego z daleka by nie wpaść w niepotrzebne kłopoty. Znudzone skierowały się do Komnaty Tysiąca Fontann. Na zewnątrz był upalny dzień. Mistrzowie pozwolili sobie na relaks przy nich, a Adepci mogły się chlapać wodą. Obydwie postanowiły, że również skorzystają z tej atrakcji.
 Używając Mocy lub własnej siły fizycznej, oblewały się nią tak, że były mokre do suchej nitki. W czasie zabawy, oby dwie w tym samym czasie, przypadkowo pomyślały jak ochlapać drugą. Jakoś nie zwróciły na to uwagi, ale jeden z Mistrzów owszem. Podszedł do nich.
- Zadziwiające. - stwierdził patrząc na dwie, przemokłe roześmiane dziewczynki. - Wyczuwam od was silne, wzajemne zaufanie. Widać też, że myślicie podobnie, zachowujecie się podobnie. Każdy Jedi ma również indywidualne pojęcie o Mocy, a od was czuję podobnie. Bardzo rzadko się zdarza, by dwie osoby myślały o Mocy równie tak samo i były do siebie bardzo podobne z charakteru. Niezwykłe...
 Dziewczyna uśmiechnęła się do wspomnienia. Porównanie ich do samych siebie było dla niej strasznie zadowalające. Nie lubiła jak porównuje się ją do kogoś lub czegoś innego niż Ahsoka. Zawsze były takie same, rozumiały się jak najlepiej. Okazało się to już pierwszego dnia. Wielu mogłoby sądzić postanowiły sobie być takie same od tak. Prawda była taka, że nawet znając się mniej niż dwie godziny, zgadzały się paru sytuacjach i opiniach. Przyjęcie i wytłumaczenie Mocy... po tych lekcjach zawsze rozmawiały... miały identyczne pojęcie o wszystkim co ich otacza.
 Statek opadł w hangarze. Kobiety wstały i podążyły ku wyjściu. Atari zamierzała zrobić chociaż to na spokojnie, bo straci nerwy jeżeli któryś z nich ją dotknie, co jest wielkim prawdopodobieństwem.
- Jeżeli nas rozdzielą, spróbuję Cię wspierać Mocą. - obiecała młodsza.
- Atari, tak czy siak nas uratują. Za dużo się poświęcasz. - odpowiedziała jej Amidala.
- Tylko dla tych, którzy są dla mnie ważni. - odparła.
 Przed nimi stało sześciu żołnierzy plus jeszcze jeden uzbrojony zygerriański facet. Orgeen zdecydowanie się go nie bała.
- Proszę, proszę. - powitał ich. - Toż to jakiś Padawan Jedi i Senator Amidala. Pochwycenie Jedi jest naprawdę dużą nagrodą.
- Nie licz na wiele. I tak nie zasłużyłeś sobie na znajomość z tak wspaniałą osobą jak ja. - Jedi postanowiła na chamskie odzywki.
- Bez takich, bachorze! - ostrzegł ją.
- Tak bardzo się Ciebie boję, że aż wcale. - stwierdziła.
- Odzywaj się dalej, a Republika przez wiele lat będzie wypominać Twojemu trupowi krzywdę tej Senator. - zagroził jej zbliżając się twarzą.
- Powiedz mi to, jak umyjesz zęby. Może bardziej będę się bać. - zaproponowała mu.
 Pierwsza część została jej w pamięci, albowiem wiele razy Niro powtarzał ją do Chazera. Jego blond przyjaciel był wszystkożerny, ale Wido nie. Wiele razy powtarzał mu tę kwestię, po tym jak Motess zjadł danie lub warzywo czy owoc, które brunetowi nie smakowało. Zygerrianin miał strasznie nieświeży oddech, że ją porządnie zemdliło.
 Zygerrianin machnął ręką, dając znak jednemu żołnierzowi z jego obstawy. Ten wyjął zza pasa coś przypominającego na kształt cylinder miecza świetlnego. Stanął i usłyszała podobny dźwięk do tego, którego słyszała wiele razy przez większość swojego życia.
 Nagle coś uderzyło ją w kręgosłup. Parzyło niczym treningowa broń Jedi. Upadła na kolana i skrzywiła się, ale nie wywołało to u niej krzyku. Była odporna na uderzenia biczów, które używali Zygerrianie, ponieważ czasami na treningach zdarzały się poparzenia, do których można było się przyzwyczaić.
- Tarzanie się Zygerrian przez wiele lat w gnoju, nie daje żadnych przywilejów, by atakować Jedi, którzy już raz was pokonali. - upomniała.
- Ty, wredny, Szczylu! - krzyknął z pogardą po czym kopnął ją w twarz. Dziewczyna potoczyła się po hangarze, po czym chwyciła się za nos. Zaczęła płynąć z niego krew.
- Atari! - krzyknęła przerażona Padme. Podziwiała kuzynkę za odwagę, ale nie chciała by ucierpiała.
- Milcz! - rozkazał ciężarnej, po czym zwrócił się do młodszej. - Twoje odzywki tylko pokazują jacy są Jedi. - Jego podwładny po raz kolejny uderzył dziewczynę biczem, ale również się nie odezwała.
- To nic Ci nie da. Jesteś tylko zwykłym podoo, któremu się to nie upiecze. - oświadczyła.
- Nie wiem, jak Wy się nazywacie w tej waszej Świątyni... - zaczął, ale dziewczyna nie dała mu skończyć.
- Ciesz się, że Ciebie nazywam po imieniu.
- Weźcie ją! Jeszcze się z Tobą rozprawię, smarkaczu. Jako niewolnica będziesz myć podłogi w moim domu. - przyrzekł. - Nie pozwolę, żeby jakaś blada żmija mi pyskowała. Na za dużo sobie pozwalasz!
- Skoro jestem żmiją, to w prezencie masz mój jad. - Po czym splunęła mu w twarz.
 To już było dla niego za wiele. Uniósł broń i trafił jej w nogę.
 Dziewczyna krzyknęła.
 Barriss nauczyła ją rozpoznawać rany, więc spojrzała na udo i z ulgą stwierdziła, że nic jej nie będzie. Drasnęło ją, ale nigdy nie zaznała takiego bólu.
- Zabierzcie ją. - Na jego rozkaz dwoje żołnierzy podniosło ją z posadzki.
 Nagle całym statkiem zatrzęsło. Z Zygerianinem skontaktował się mostek.
- To krążowniki Republiki. - poinformował go.
 Padawanka Atari zamknęła oczy. W Mocy wyczuła kto przybył im z pomocą.
- Miałaś rację. - zwróciła się z ulgą do Naberrie.
- Ale jak to możliwe, że tak szybko? - spytała starsza.
- Zabierzcie je na następny krążownik. Są nasze. - oznajmił.
- Nie jesteśmy niczyją własnością! - zaprotestowała i włączyła swój miecz świetlny. Stwierdziła, że Zygerrianie są strasznie głupi. Atakowali ją, a nawet nie wzięli i nie zobaczyli jej broni.
 W jej stronę zaczęły lecieć strzały, które ona z łatwością odbijała, po czym zabiła ich. Nie miała innego wyjścia. Jeżeli Zygerrianie mają wywołać kolejną wojnę, to będzie źle. Jedi będą musieli zabijać żywe istoty... jeżeli w ogóle Senat na to pozwoli. Z jednej strony było to dobre, a z drugiej - wręcz przeciwnie.
 Dobre, ponieważ są strażnikami Republiki i ogólnie pokoju. Może większość Republiki przestało w to wierzyć, ale taka była prawda. Byli zmuszeni walczyć, by oni żyli później w spokoju. Źle, ponieważ musieliby zabijać żywe istoty co robią tylko w konieczności.
 Gdy dorwała ostatniego, popatrzyła się na niego nienaturalnym blaskiem złota jej oczu, po czym zabiła. Przez te parę chwil nawet dobrze się bawiła, ale jej nerwy zostały naruszone.
- Chodź! - ponagliła kuzynkę.
____________________________________________
Panie i Panowie! Ogólnie to jest setny, opublikowany post na blogu! Jestem zdziwiona, że tyle udało mi się dociągnąć :o Dziękuję wszystkim, którzy czytają <3
Z tego też powodu:
DEDYK DLA WSZYSTKICH ♥

NMBZW! ♥  

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 87


                                                                      ~~Atari~~

 Stwierdziła, że to już czas i postanowiła wyskoczyć z nadprzestrzeni. Nie musiały za bardzo się oddalać. Byleby przeżyć, choć Atari nie bardzo podobał się ten układ. Nie chciała zostawiać swoich bliskich tak, jak zostawiła Mistrza. Bultar również poparła ten pomysł - Orgeen znowu poczuła się, jakby miała stracić nauczyciela. To nie było fair. Ta wojna zbyt wiele dobrych osób zabrała ze świata żywych.
 Niebieskie tło zniknęło chwilę po tym, jak dotarły na miejsce. Jednak obraz, który pojawił się zamiast poprzedniego, nie był zadowalający...
- Zygerrianie! - Głos siedemnastolatki był pomieszany różnymi emocjami, co było dziwne. Była zdziwiona, ale zarazem się tego spodziewała... lecz nie w tym miejscu! Miała zaopiekować się Padme i nie doprowadzić też do własnej śmierci, a zamiast tego wylądowała na jakimś zadupiu, gdzie znajdowały się okręty Zygerrian - rasistowskiego, żyjącego gatunku, przez który Ahsoka musiała leżeć przez wiele dni w salach uzdrawiania zaznaczając, iż jej stan początkowo nie był bardzo zadowalający. Szybko przez umysł dziewczyny przeszła myśl, czy czasem Deturi się tam nie wychowała... - Świetnie. - skomentowała. - Miałam się Tobą opiekować, a zamiast tego obie zginiemy. - zwróciła się do kuzynki.
- A może nie będzie aż tak źle. - próbowała uspokoić ją Amidala.
- Zygerria zaatakowała Yavin, gdzie było wielu Jedi. Skoro mają coś do Jedi, to do Republiki również. Nie sądzę, że potraktują nas łagodnie, jeżeli nas złapią. - odparła Atari. Mówiła szybko i była zdenerwowana. Miała w nosie swoje bezpieczeństwo, ponieważ liczyło się przeżycie Padme. Nie mogła pozwolić by ktokolwiek skrzywdził kogoś z jej bliskich. - No to koniec. - stwierdziła Padawanka, ale cały czas emanowała nadzieją, że uda jej się je stąd wyciągnąć.
- Myśliwce. - zauważyła Senator. W ich stronę leciało aż pięć. Nie były to droidy, którymi posługiwali się Separatyści, lecz żywe istoty. Teraz już wiedziała jak bitwa wygląda z tej drugiej strony, kiedy to trzeba celować w osoby. Lecz ona po tej drugiej stronie miała uczucia, a nie to co puszki, które można było nawet poskładać, gdy nie były aż tak zmasakrowane.
- Czy ta wojna musi tak ciążyć życie? - spytała wnerwiona Orgeen. Jakby Separatyści nie mogli siedzieć na tyłkach., dodała w myślach. W ostatniej chwili, udało jej się wysłać sygnał, po pomoc. - Anakin mnie zabije. - przesądziła swój los.
- To nie ty im weszłaś w ukrycie, tylko oni Tobie. - zwróciła jej uwagę kuzynka.
- Albo po prostu oboje weszliśmy sobie w drogę w tym samym czasie, będąc również wzajemnie dla siebie przeszkodą. - stwierdziła. - Trzymaj się, będą atakować. - ostrzegła ciężarną kobietę.
- Moc jest z nami. - zapewniła młodszą starsza, a w odpowiedzi tamta posłała jej słaby uśmiech ciesząc się, że są chociaż tak maleńkie pozytywy.

                                                                ~~Anakin~~

 - Generale! - usłyszał Skywalker w głośnikach głos Admirała. - Dostaliśmy sygnał od Komandor Orgeen. Potrzebuje pomocy.
- Co?! - zaniepokoił się młody Jedi. Błagam, nie., prosił Moc wie kogo lub czego w myślach. Nie mógł sobie wyobrazić, że coś mogło się im stać. - Jak to?
- To pewnie Separatyści. - domyślił się Yularen.
- Ale po co by mieli się zatrzymywać w miejscu gdzie one poleciały? Przecież Atari nie mówiła jaki ma kurs wybrać. - przypomniała. - Dość szybko przysłała sygnał, więc na pewno są w sąsiednim systemie. Nie sądzę, żeby wleciały w bitwę. - dodała.
- Albo to nie Separatyści. - zauważyła Ahsoka.
- Rex, leć tam! - Anakin bardziej go prosił niż mu rozkazał. Rozkaz, który wpojono klonom już ustąpił, więc nikomu nie zagrały. W pobliżu 501 Legionu akurat nie było żadnego Jedi, a Wybraniec nie mógł sobie jakoś wyobrazić, żeby zaufany Kapitan mógł skrzywdzić kogoś z Jedi. Nie umiał utworzyć w głowie obrazu pokazującego, jak Rex celuje bronią w jego lub Ahsokę. Miał świadomość, że otoczył go silnym zaufaniem.
- Tak jest, Generale. - przyjął żołnierz i pobiegł w stronę hangaru.
 Wybraniec próbował trzymać nerwy na wodzy, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Poczuł chęć wyżycia się na czymś, dlatego namierzał jak najwięcej droidów i mierzył w nie bardzo celnie. Nie powinien się wściekać, to nie w stylu tych, kim był, ale inaczej nie umiał. Wiedział, że takie celowanie nie uratuje Padme. Chciał ją widzieć całą i zdrową. Mógł też śmiało zwalić na nią winę. Przecież to ona się uparła by tu lecieć. Miała zostać na Coruscant, miała się w to nie mieszać. Nie może tu przebywać w takim stanie!, krzyknął ze złością w myślach. Był opiekuńczy tylko dla osób, które według niego tego potrzebują. Może było trochę egoistyczne, ale nie miał czasu by nad tym myśleć. Po prostu był nie ufny.

                                                                ~~Ventress~~

 Automatycznie wrota celi otworzyły się niespodziewanie. Do środka weszło dwoje żołnierzy- klonów.
- Wstawaj. - powiedział jeden z nich bardzo znanym jej głosem, który posiadali wszyscy żołnierze.
 Kobieta wstała posłusznie. Coś w niej już bardzo dawno pękło. Stała się bezsilna jakby te mury miały za zadanie właśnie ją osłabić. Bez podejrzeń jadła to, co podawała tutejsza stołówka, a za swoje towarzystwo miała tylko siebie; swoje sumienie oraz wspomnienia, które codziennie przewijały się niczym taśma filmowa. Co jakiś czas przychodziły nowe, te mało lub bardzo mało ważne, ukryte bardzo głęboko w niej.
 Wraz ze wspomnieniami rodziła się nienawiść do wielu osób. Pierwszy na liście był Hrabia Dooku, który nie żył. Po odzyskaniu własnej świadomości nie wyczuła go w Mocy, ale pamiętała to uczucie.
 Na liście nadal tkwił Skywalker. Choć zawdzięczała jego Padawance jakąś jeszcze dla niej dziwną zmianę - do niego zawsze będzie żywić nienawiść. Zmierzyła się z nim w wielu pojedynkach, z których nie zawsze wychodzili cało. Codziennie wspomnienie o oszpeceniu go blizną, nadawało jej twarzy lekki, szyderczy uśmiech. Miała świadomość, że obserwowano ją, ale nie ruch wykonywała w niewidzialny dla nikogo sposób, a tym bardziej dla kamery. Nikt nie wiedział o czym myślała, a uśmiech prawdopodobnie wywołałby u nich stwierdzenie, że dobrze się bawi będąc w celi.
 W drodze uświadomiła sobie, że strasznie dawno nie słyszała swojego głosu, a jej ciekawość pozwoliła jej na pytanie do klonów.
- Gdzie mnie zabieracie? - Jej głos był chrapliwy i nadal zły, choć w środku, była teraz zupełnie inna.
- Jedi Cię muszą przesłuchać. - Żołnierz bardziej wypluł te słowa. Jako że była uczennicą Dooku i po stronie Separatystów dowodziła droidami, nawet klony, które jej nie spotkały kojarzyły ją, jako właśnie podwładną Hrabiego, którą teraz w ogóle nie była. Ale kogo to interesowało? Dla każdego liczą się dawne zarzuty. Nie patrzą na teraźniejsze.
 W gruncie rzeczy sama im przyznała rację, ale nie chciała umierać. Zastanawiała się, czy czasem nie mogliby jej wykorzystać w celu jakiś informacji do końca wojny. Nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym ani galaktyką. Nie miała pojęcia co się teraz dzieje i nikt nie zamierzał jej o tym donieść, bo była nic nieznaczącym więźniem. A może wykorzystają moją wiedzę i zabiją? Choć wiedziała, że raczej to nie w stylu Jedi, to mogła się po każdym tego spodziewać. Krella poznała i był podobny. Żywił straszną nienawiść do klonów, lecz każdy Jedi je szanował.
 A inni mieszkańcy galaktyki?
 Taka prawda, że nikt poza Jedi, Kaminoan, Generałów lub szkoleniowców nie wiedział co jest pod zbroją z każdego z klonów. Mogły to być nawet droidy, ale czy spodziewali się, że to istoty z krwi i kości? Zapewne niewielu z nich.
 Wchodząc do jakieś białego, rażącego w oczy pomieszczenia zastała tam Jedi rasy Nikto. Teraz zdała sobie sprawę, że nie umie sobie wyobrazić tego przesłuchania, czy co ma ją zaraz zastać. Wszystko uciekło z jej umysłu pozostawiając tylko teraźniejszość...
_________________________________________________
Jest nn? Jest, więc się cieszcie... albo nie... znaczy, jak kto woli :P
Dedykejszyn for:
Idasia <3
Sonia <3

NMBZW!  

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 86


                                                                ~~Ahsoka~~

 Co chwila z głośników wydobywały się rozkazy i trochę rzadziej śmieszne uwagi Klonów, którzy nadal żyli. Niestety wszystkie dźwięki mieszały się ze sobą, ale można było usłyszeć poszczególne słowa jak: ,,W prawo!"; ,,Mam dwóch na ogonie!"; "Dostałem!...Aaa...!"; "Nienawidzę tych blaszaków"... Tyle razy dziewczyna powstrzymywała się by czasem też coś nie krzyknąć, gdy klony zostały zestrzelone. Ta Wojna raczej nie była fair. Ludzkie istoty przeciwko złomowi, który da się odzyskać i zrobić kolejne nowe, nic nie warte, zabijające puszki. Droidy można było niszczyć na prawo i lewo, nie obchodziło to zbytnio Separatystów. Ważne było zniszczyć wojska Republiki, które były wypełnione życiem. Każda śmierć wywoływała ból, co u wielu Jedi sprawiało wątpliwości co do dalszej produkcji żołnierzy. Ale właśnie o to Dooku chodziło. Myślał, że wygra, a umierając pamiętał o tym. Ahsoka wiedziała, że nie może na to pozwolić i była przekonana, że Republika wygra ten konflikt, a pokój będzie wieczny.
 Skręciła myśliwcem w lewo, a obok niej przemknęły dwie rakiety, ścigające klona. Stang! - zaklęła w myślach, ale leciała dalej przed siebie. Straty były duże, ale trzeba się z tym pogodzić. Problem w tym, że prawdopodobnie w tej bitwie stracą o wiele więcej żołnierzy, bo chyba będzie to jedna z tych największych bitew w czasie Wojen Klonów.
- Barriss! - krzyknął z ulgą i radością Skywalker.
- Tak bardzo się stęskniłeś? - odezwał się rozbawiony głos Mirialanki.
- Tylko w tak krytycznych sytuacjach. Ktoś musi mnie zastąpić w pewnych chwilach. - odpowiedział.
- Czyli większość do rozwalenia dla nas, a on bierze duże pojedyncze. - skróciła Tano.
- Mi to to pasuje. Gdziekolwiek jest Atari nikomu w Świątyni nie może mówić, że była Wysy i Ekria. - poleciła Offee.
- A co z Zonderem... - zaczęła togrutanka.
- Nic nie mówią. I tak nie powinno to nikogo obchodzić, taka prawda. Muszą odlecieć, a dziewczyny zostać, zwłaszcza Wysy. Ekria musi tu być dla pomocy, a Wysy sama tu nie zostanie - wytłumaczyła.
- Teraz Atari pilnuje Padme. Kontynuujmy, nie możemy walczyć całą wieczność. - przypomniał im Anakin. - Później chcę wiedzieć, co ta Wysy w sobie ma, że ją tak potrzebujecie.
- Dowiesz się w swoim czasie. Szwadron, za mną! - rozkazała Ahsoka.

                                                               ~~Apailana~~

 Na bagnach powietrze było wilgotne, ale dało się oddychać. Królowa będąc daleko od stolicy, wyczuwała strach swoich poddanych. Nie dane jej było pamiętać pierwszej Inwazji na Naboo. Słuchała różnych opowieści, które wiele razy opowiadała jej matka... nigdy nie mogła sobie wyobrazić bólu, jaki musiał towarzyszyć osobom podczas wojny, która jakoś ich dotknęła. Teraz czuła i wiedziała. W środku była rozbita, a przed jej oczyma stawały obrazy zamglonej przyszłości, której ona za grosz nie umiała sobie wyobrazić. Odkąd została królową Naboo, nie widywała rodziny zbyt często, lecz miała świadomość, że jest szczęśliwa i pełna. A teraz? Jeżeli jednej osoby nie, nic nie jest pełne.
 Zza pni wysokich, grubych drzew można było zobaczyć parę ruszających się postaci, które byli Gunganami. Parę kroków później, za czterema krzakami pojawili się dwoje żołnierzy gungańskich, które ukłoniły się z szacunkiem przed królową. Wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby wycelowali w nią swą bronią myśląc, że to kto inny.
 Idąc dalej wreszcie zobaczyli posturę Bossa Lyonie. On widząc, wstał ze swojego tronu i podszedł do królowej. Wszyscy Gunganie ukłonili się obojgu, a zaraz potem wstali, by przysłuchiwać się rozmowie między władcami.
- Królowo, czy oni... - przerwał pytanie sądząc, że królowa wie o co mu chodzi.
- Tak. Droidy zabiały cywilów. Myślę, że to jakieś zwarcie. - odpowiedziała.
- Wiesz ilu? - zapytał.
- Nie, ale jedną z ofiar była moja matka. - odparła ze smutkiem. Jej głos był smutny od samego początku, jak tylko tam przyszła, ale w momencie wspomnienia o śmierci rodzicielki jej głos był bardziej zrozpaczony.
- Przykro mi. -powiedział z posępnym głosem.
- Republika już tu jest. Na razie walczą o przebicie blokady. - poinformowała go.
- Mam nadzieję, że szybko się przebiją.
- Ja także.
- Gdzie są Twoi ludzie? - spytał nie widząc obstawy królowej. Był z nią tylko jeden żołnierz.
- Błąkają się w na razie bezpiecznym lesie.
- Niech przyjdą tu. Do puki Republika nie znajdzie się na powierzchni planety, nikt nie powinien Was tu nakryć. -polecił.
- Dziękuję.

                                                                 ~~Darth Sidious~~

  Ukrywał się w bezpiecznym miejscu na Naboo i obserwował wszystko na specjalnej holomapie. Na powierzchni planety w stolicy, nie panował już chaos przepełniony strachem, ale mieszkańcy byli wysiedlani. Po ich minach sądził, że wiadomość o idiotycznym pomyśle droidów już się rozeszła. Kto im wpoił tak głupie rozkazy? Jeżeli każę im kogoś zabić to jedynie Senator Amidalę i inne osoby nie wrażliwe na Moc. W moich rękach jest to, ilu Jedi pokonam i przekabacę Skywalkera na swoją stronę.
 Pozbycie się Amidali było najlepszym rozsądnym wyjściem, ale nie mógł tego zrobić. Zabijając ją, zabiłby nienarodzone dziecko. To tego stopnia nie był aż tak wredny. Dziecko też mogłoby się jakoś przydać, ale w tym momencie liczył się dla niego nowy uczeń. Bardziej potężniejszy. Wiedział, że Skywalker uważa za mit, ale będąc bo Ciemnej Stronie Mocy na pewno zrozumie, że to była prawda, ale tylko na tej drugiej ścieżce, na której prawidłowo będzie rozwijać swą siłę.
- Darth'cie Sidious. - odezwał się za nim głos Tarkina.
- O co chodzi? - spytał.
- Żołnierze dworu ukrywają się gdzieś w lesie. - poinformował Admirał, a w jego głosie było słychać chęć działania w tej sprawie.
- Zostaw ich. Obserwujcie. Pozwolą nam dojść do Gunganów. Republika z Gunganami jest silna i wiedzą, że połączą siły. Jeżeli tak pokrzyżujemy ich plan, nie będą mieli już takiego entuzjazmu. - polecił.
- Tak jest.
- Jeżeli będzie tam królowa, przyprowadźcie ją do pałacu. Tam z nią porozmawiam. Byle młoda i głupia Królowa nie stawi takiego oporu jak kiedyś. Amidala była jednak inna niż myślałem, ale Apailana to jej przeciwieństwo. Nie zagrozi.
- Oczywiście. - Tarkin ukłonił się ponownie i wyszedł z kryjówki Sidiousa.
 Bycie w szeregach przyszłego Imperium na takim stopniu, było dla niego zadowalające. Współpracował z Palpatinem bardzo długo i wiedział o jego wszystkich zamiarach, lecz jednak obawiał się co do nowego ucznia. Widział w nim konkurencję. Bał się gniewu Sitha, ale wiedział jaki wybuchowy był Anakin. Po za tym umie dopiąć swego, a to było najgorsze. Jeżeli będąc uczniem po Ciemnej Stronie Mocy, postanowi pozbyć się Wilhuffa, to zrobi to szybko i skutecznie.
 Patrząc z innej strony Sidious może postawić ich na tym samym poziomie i będą równi, a wtedy oboje będą mu potrzebni, lecz szansa na pozbycie się Skywalker przepadnie.
 Palpatine obrócił się na krześle od holomap składając swe palce w piramidkę. Oparł się swobodnie i zamknął oczy rozmyślając nad tym wszystkim. Wszystko od wielu lat szło, tak jak sobie zaplanował, więc nie widział obawy by teraz się nie udało. Coś co mu "lekko" pokrzyżowało plany, zamieniało się w inne, lepsze rozwiązanie. Można powiedzieć, że nic absolutnie mu nie przeszkodzi, a sam uważał się za genialną osobę. Czuł, że jego umysł w duecie z Mocą, pracuje nad planami bardzo szybko, nie pozwalając się niczemu zawalić. Choć nie dało się wszystkiego przewidzieć z dokładnością, zawsze był na wszystko gotowy.
 Tak. Zdecydowanie to było genialne.
____________________________________
Witam państwa! ^^
Może być?
Proszę od razu Cade'a, o nie spamowanie pierdyliardoma komentarzami. Jeżeli chcesz zadać parę pytań, to w jednym.
Dedykejszyn for:
Sonia <3
Barto-Wnuczka :*
Mati :*

NMBZW!