niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdzial 132

Hej! :D Witamy się przed notką, niespotykane, co? Przychodzę do was z prośbą. Moglibyście zatrzymać playlistę na mym blogu i włączyć piosenkę Imagine Dragons - Second Chance, której urywki tekstu znajdą się w tekście? Dała mi wenę na wykończenie tego rozdziału w dwa dni i zacząć 133, czego dawno nie było.
Zapraszam do czytania! 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 


                                                   ~~Lux Bonteri~~

[Cztery dni po bitwie o Coruscant,. Onderon, pałac królewski]
    - Bonteri, nadal na ciebie polują. To, że Dooku nie żyje, o niczym nie świadczy. Dobrze o tym wiesz - Saw próbował przemówić Luksowi do rozumu, ale ten nadal nie słuchał.
    - Chciałbym to sam zrobić... - powtórzył Bonteri.
    - Wiemy - odpowiedział Saw.
    - Słuchaj, muszę pomóc Republice i znajdę Separatystów - upierał się chłopak.
    - Aang kazał ci tu przylecieć dla schronienia, bo wywiad podał, że chcą cię załatwić, a wiemy, że masz w Senacie jakąś wagę, więc siedź na tyłku i nas słuchaj! - polecił Saw.
    - Przestań na mnie wrzeszczeć! Zachowujesz się gorzej niż wcześniej. Jak dzikus! Nie chce mi się ciebie słuchać. Odsuwam cię od tej sprawy - postanowił Senator.
    - Gdyby Steela żyła i prosiłaby cię o zostanie, to też byś ją odsunął? - zapytał Saw. 
,,Older than water, Stubborn as stone,
There'll be no forgiveness for all that you've known."
    - Czemu jak każdy o niej wspomina, to ty się burzysz, a nagle teraz mnie nią szantażujesz? To twoja siostra!
    - Nie szantażuję cię, tylko pokazuję, że jestem do niej podobny, a moim obowiązkiem, względem niej, jest opiekowanie się twoim smarkatym tyłkiem!
    - Nie musisz, nie potrzebuję cię. Wyjdź stąd - rozkazał Lux.
    - Zakichany Separatysta! - wrzasnął Gerrera i jak najszybciej opuścił salę.
 ,,I get older and life fades but you remain
Open up again, I believe in second chances
Please let me in, oh, I believe in second chances."
    Król Ramsis odwrócił wzrok od zamykających się drzwi za żołnierzem i zmęczonymi oczami spojrzał na młodego senatora. Chłopak wydawał się bardziej przygnębiony niż wcześniej. Stary władca Onderonu nie miał wątpliwości, że stało się tak przez niezbyt uprzejme wspomnienie Steeli.
    - Kontaktowałeś się z Jedi? Pomogą Ci? - zapytał Ramsis wracając do tematu, dzięki któremu się spotkali.
    - Nie, bo ich nie prosiłem. Są zajęci krytyczną sytuacją na Naboo - odparł Bonteri. - Nie chcę ich w to mieszać. Ahsoki... padawanki Tano - poprawił się. - tym bardziej. Zbyt dużo jej się uprzykrzyłem. Zawsze jak spotyka mnie problem, to ona zostaje wysłana.
    - To też ma związek z twoimi uczuciami względem niej, prawda? I Steeli - domyślił się.
    - Co to ma do rzeczy z tą sprawą, wasza wysokość? - zmieszał się chłopak.
    - Mina była cudowną kobietą i otoczyła cię wielką miłością oraz opieką. Nie masz zbytnio dużo osób w swoim życiu. Chcę abyś mi zaufał, a wspominam to, bo się o ciebie troszczę i nie chcę, abyś postępował pochopnie.
    - Zapewniam cię, że w tej sprawie, uczucia nie grają roli.
,,Forgive me,
Forgive me."
    Stara miłość nie rdzewieje.
    Kochał Ahsokę i na Carlac to wykorzystał chroniąc swój tyłek, ale cały czas coś do niej czuł. Potem pojawiła się Steela. Ona go kochała, a on późno to zauważył. Za późno. Ale nie zamierza wykorzystać Ahsoki, jako plan awaryjny. Da jej spokój ze sobą, nie jest jej potrzebny nawet jeśli plotki o zniesieniu celibatu w Zakonie Jedi to prawda. Nie zamierzał mieszać się w jej życie, póki nie poprosi.
   - Znajdę ostatki Separatystów, zanim ich wysłannicy znajdą mnie - przemówił podchodząc do wielkiego okna, z którego obserwował ruch uliczny.
    - Sam? Potrzebujesz ochrony, senatorze. Nie chciałbym Cię puścić samego. A na pewno nie bez Saw'a.
 ,,I won't break you, I will not let you down
Open up again I believe in second chances."
    - Po śmierci Steeli, nasze relacje są jeszcze gorsze. Prędzej się tam oboje pozabijamy niż coś zdziałamy - zażartował Lux.
    - Musicie znaleźć wspólny język, zatroszczyć się o siebie. Dla Steeli.

                                                     ~~Ahsoka~~

    - Co z tą mapą? - zapytał.
    Ahsoka popatrzyła na szkice i spojrzała w bok na doniczkę z kwiatami, obok której stała konewka z brudną wodą. Wyciągnęła dłoń i użyła Mocy, by podnieść przedmiot z płynną zawartością i przechyliła lejek w dół tworząc kałużę na zapamiętanym planie sektora.
   - Po sprawie - orzekła opuszczając konewkę w dół, aby postawić ją na podłodze nie robiąc zbędnego hałasu, który już na początku mógłby im przysporzyć wiele problemów.
    Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść tak szybko, jak tylko obrażenia jej pozwoliły.
    Masz za swoje. Po co się w to pakowałaś? Dobrze ci tak.
 ,,Oh, these days, oh, these days get heavy,
Hotter than friction subtle as sound,
There'll be no forgiveness for you to come around.
Oh, these days, oh, these days get heavy"
   Skręcili w prawo i dalej biegli prosto, ale mimo puszczenia wiązki Mocy i dokładnego sprawdzenia obecności droidów, możliwość spotkania rosła coraz szybciej. Tak też się stało.
   Zza rogu wyskoczyły trzy droideki z paroma droidami, których ona nigdy w życiu nie widziała. Separatyści nie oszczędzali na tej bitwie, skoro postanowili zaopatrzyć swoją armię w nowe automaty.
    - Schowaj się - poleciła Darredowi i mimo bólu wyciągnęła swoje miecze świetlne w tym samym czasie, kiedy droidy nacisnęły spust swoich broni. Po chwili było słychać tylko charakterystyczne dźwięki zderzenia się miecza świetlnego z pociskami.
    - Nie dasz rady sobie z tymi z ochronnym polem - krzyknął architekt zza murku.
    - Jeżeli uda mi się jakoś pokonać tamte droidy, to sobie poradzę z droidekami - odparła próbując go uspokoić, a następnie poderwała się w górę robiąc salto nad pociskiem niszczyciela. - Uciekaj stamtąd - krzyknęła do Darreda.
    - A ty? Przecież cię nie zostawię, ty mnie również!
    - Rób co każę. Spróbuję dołączyć.
    - Jak to spróbujesz dołączyć?! - zdziwił się. Nie chciał, aby dziewczyna tak bardzo się dla niego poświęciła.
     Nie ruszył się z miejsca, a kiedy Ahsoka zaczęła się cofać do tytułu, żeby mieć lepszą ucieczkę... albo w ogóle nie chciała uciekać? Kto ją tam wie! W każdym razie, i tak nie pozwoli jej zginąć. Gdy togrutanka stała dostatecznie blisko, wybiegł z ukrycia i pociągnął ją za sobą do cienia.
    - Co ty robisz? Zabijesz się! - wrzasnęła dziewczyna.
    Wyłączyła odruchowo miecze świetlne, choć nie powinna, i wycofała się z nim.
    - AU! - wrzasnął kiedy strzelono mu w nogę.
    - Darred!
,,Quicker than lightning,
Whiter than bone
If you can erase it then I can atone"
    Pociągnęła go w stronę budynków.
    - Musisz wytrzymać. Musisz biec, nie mamy czasu - ponagliła, mimo że wiedziała, że ledwo daje radę.
    - Przepraszam - powiedział, po czym nastąpił trzask tynku z jednej z kolumn. Droidy nie chciały dać za wygraną.
    Grrr... ci cywile! - wrzasnęła w myślach.
    - Musimy szybciej - poleciła, a on starał się, jak tylko mógł. Nie mieli wiele czasu, a roiło się tam od Separańskiej Armii.
    Cały czas miała w głowie jej najbliższe osoby. Czy jej wybaczą?
    - Ja... ja nie mogę. Moja noga...
,,Forgive me,
Forgive me."
    - Dasz radę - pocieszała go i weszli do jakieś kamienicy, a droidy przecież na pewno to widziały i przybędą, aby ich udupić.
    Weszli do jakiegoś mieszkania, gdzie meble walały się po podłodze, wszędzie leżał flimsiplast, ostatnie żarówki wypalały się przez co w większej mierze dom spowijał mrok.
    - Darred - zwróciła się do towarzysza, ale miał zamknięte oczy. Oparła go o ścianę i zaczęła lekko bić po policzku - Darred! Obudź się! Nie mdlej mi tu! Darred!
,, Goodnight"
__________________________________________
Rozdział... hmm... nietypowy, prawda? :P Myślę, że podoba się forma, jak najbardziej luźno mi się go pisało i w naprawdę krótkim czasie, jak na mnie oraz z wielkimi chęciami czego dawno, dawno nie było!
Dziś jest dzień internetowego przyjaciela! (Dzięki, Romi <3 [Tak, Sonia, od teraz tak cię nazywam]) Jeżeli takowego posiadacie, jak ja i Sonia, to złóżcie mu życzenia. Każdy przyjaciel to skarb, czy poznany w internecie, czy na miejscu... macie święto w każdym razie. Z tego co mi wiadomo, to ogólny dzień przyjaciela przypada 20 lutego, czy jakoś tak xD
Mam dziś dobry humor i forma rozdziału mi się tak podoba, że dedykacja dla:
WSZYSTKICH!
Ps. Ismena, słucham piosenkę "Euphoria" i cały czas mam przed oczami Ciebie! xD <3

NMBZW!  

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 131


                                                     ~~Ahsoka~~

    Przyglądała się skończonemu planu przez Darreda.
    - Powiedziałaś, że ten "sektor" przejęli separatyści. Rozumiem, że miałaś na myśli pewien obszar, którego wielkości nie znasz, ale na Naboo są sektory. Inżynierzy, naukowcy... niektóre dla każdego są takie same, niektóre mają własną nazwę. Ten skrawek, który ci namalowałem, nosi nazwę E19. To cały jego obszar zmniejszony w dość dużej skali. My jesteśmy tu - wskazał na mapie. - Dość dużo mamy do przebycia, jeśli chcesz się stąd wydostać. Co do reszty, mogę ewentualnie na szybko naskrobać jeszcze dwa sektory, między którymi E19 się znajduje. Akurat połączoną część będziemy musieli sobie sami nazwać. Robić to? - zapytał.
   - Zastanawiam się. Powinnam już teraz zacząć sondować ulice, a nie wiem czy wykonanie tej czynności nie zostanie zagmatwane przez dalszy plan, a czasu nie mamy zbyt wiele - przypomniała.
    - No tak, ale wiesz dokładnie, że lepiej natrudzić się parę minut więcej i to poprawiać, niż na szybko kombinować na nowo. Przecież wszystkiego nie zmienimy, prawda? Wyjścia z tego punktu zostaną, a ty chyba możesz tą swoją mocą sięgnąć dalej, nie? - powiedział.
    - No tak. Przepraszam. Mój stan psychiczny nie ma się dobrze. Róbmy to. Postaram się wyczuć, jak najwięcej. Możesz mi podać kamyk? Chce sobie zaznaczać coś, co jest pewne na sto procent na samym początku planowania. Pamiętaj, że zawsze może nas coś zaskoczyć - powtórzyła.
    - Wiem. Biorę się do pracy - postanowił i po raz kolejny zaczął rysować na bruku białe linie i kąty o mierze dziewięćdziesięciu stopni.
   Ona przyglądała się w zamyśleniu pierwszej narysowanej części próbując obmyślić, jak najszybciej przejście pomiędzy ulicami. Skoncentrowała się i puściła wiązkę Mocy w dane miejsce. Miała dość dobrą pamięć wzrokową, a za pomocą wczucia się w Moc, w swojej głowie miała doskonale "odbitą" mapkę.
    Po raz pierwszy od paru miesięcy poczuła się tak spokojna i wyciszona. Wcześniej nawet medytacje pod okiem mistrzów ze świątyni na Yavin nie pomagały. A teraz... teraz nagle wszystkie zmartwienia ją opuściły. Nie czuła żalu za to, że Plo Koon mógł umrzeć, bo w końcu przeżył i nadal będzie się nią opiekować, Tarkin zginął, bo musiał. Każdego czeka śmierć, a zapewne sam by wykończył się psychicznie w swojej przydzielonej celi. A fabryka? Cóż, jakby nie patrzeć - ułożyła z żołnierzami plan na szybko, który by się ziścił. Przecież istniała możliwość wkroczenia droidów, komu ona się dziwi? Te bomby były nastawione. Czy droid czy klon - nieważne. I tak już ich nie ma, a Ahsoka jest jeszcze młoda. W życiu zawsze może trafić się gorzej.
    - Emm... przepraszam, ale skończyłem - wyrwał ją ze skupienia Darred.
    Popatrzyła się na nowy połączony plan.
    - Rysuj kolejne. Ja orientuję się dalej - poleciła.
   Oddzieliła w myślach oby dwie części i zaczęła je analizować. Miała wrażenie, jakby zamiast mózgu posiadała komputer. Czarne tło i zielone lasery w mózgu... czuła się, jak droid.
   Szybko zajęło jej obmyślanie drogi, którą musi przebyć aby się wydostać z tego sektora, ale wiedziała, że jak Darred narysuje kolejną część, to zapewne wiele się zmieni w jej planie.
   Moc sprawiła, że wyobraźnią znajdowała się między budynkami i biegła uliczkami, jak w labiryncie szukając wyjścia, a wraz z pojawianiem się nowej części - odkrywała tajemnice.
    Darred przyglądał się uważnie dziewczynie, która miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby latała, choć jej cztery litery nadal przylegały do powierzchni planety.
    Zastanawiał się czy może jej przerwać, bo, w sumie, to tak trochę było mu niezręcznie, kiedy nic nie mówiła, a on skończył i... to nie powinno jej zajmować tak dużo czasu.
    Wreszcie się przełamał i odezwał:
    - Emm... czy już coś wymyśliłaś?
    Nie odpowiedziała jeszcze przez długą chwilę.
    - Możemy ruszać - oznajmiła i podniosła się.

                                                    ~~Anakin~~

   - Jak proteza? - zapytała Barriss głosem wpół medyka, wpół bardzo dobrej przyjaciółki, którą zresztą była. Uzdrowicielem też.
    - Jest dobrze. Wygodniejsza niż poprzednia - odpowiedział szczerze. Barriss odwaliła kawał dobrej roboty, a jej uśmiech potrafił poprawić humor na wiele godzin. Choć nigdy jej nie mówił, była dla niego bardzo ważna, mimo że na początku na Ansion nie dogadywali się najlepiej, to potem, zwłaszcza przez Ahsokę, bardzo się do siebie zbliżyli.
    Nie chciał wierzyć, że to Barriss stała za zamachem na świątynię Jedi. Trudno mu było prowadzić ją skutą na rozprawę. Tęsknił za nią, jak i za Ahsoką po całym tym zamieszaniu i choć trudno przychodziło mu wybaczanie, to w stosunku do niej bardzo szybko poszło.
    - To co teraz? Idziemy do niego? - upewniła się. - Jak widziałeś, nie zdążyłam.
    - Nikt nie może się dowiedzieć o co poszło - powtórzył.
    - Rex nie będzie trzymał języka za zębami. Może i jest twardy, ale wiesz w jakim jest stanie i sam mi o tym mówiłeś. Będzie się nad sobą użalać.
    - Dlatego musimy mu pomóc. Nie mam mu za złe. To wina Ventress, niepotrzebnie uruchomiła ten rozkaz.
    - Ale czy to jej wina? - zastanowiła się głośno.
    - Tak. Chodź do Rexa - polecił jej, wstał i ruszył w stronę kanonierki, gdzie ukrywał się kapitan Legionu 501.
    Żołnierz był wciśnięty w kąt, miał podkurczone nogi, które obejmował ramionami. Przed nim kucał Fives próbujący mu coś powiedzieć, ale tamten tylko kręcił przecząco głową.
    - Rex - powitał go Anakin. - Chcę porozmawiać - orzekł.
    - Ja-ja... ja prze-praszam - jąkał rozpaczliwie.
    - Nic się przecież nie stało, nie jesteś pierwszy...
    - Stało się bardzo wiele, Generale. Aż za dużo - odparł gwałtownie. Anakin wolał go widzieć złego niż skulonego w sobie.
    - Rozwaliłeś mi protezę, która i tak była bezużyteczna i źle założona. Można powiedzieć, że jestem ci wdzię...
    - Strzeliłem do ciebie, rozumiesz? Nie chodzi o miejsce, w które strzeliłem, a sam fakt. Co gdyby to była Ahsoka?
    - Nic by jej się nie stało. Jeżeli mówimy o podobnej sytuacji. Ręka by się wygoiła, a ona nie miałaby ci za złe.
    - To koniec mojej służby.
    - Nie pozwolimy na to, Rex.
    - To koniec.
___________________________________________
Dzień dobry, nie pozdrawiam Idy za tę wiochę na FB XD Nie no i tak, ją uwielbiam, bo wczoraj pomagała mi szukać trampek
135 idzie opornie, ale teraz dostałam weny i przyśpieszę akcję, bo planuję wam zrobić na złość przez wakacje :D
Dedykacja:
Soni - jutro testy :P Pamiętaj, jestem z Tobą duchem i sercem, siostro <3
Jawy - mimo tej wiochy, to jesteś kochana i w ogóle Leny i Kanikuły <3
Igi - bo znajduje czas na czytanie tych wypocin i w ogóle chcę ją tym pozdrowić <3
Magdy - bo mi się z nią fajnie gada i jest jedyną Magdą, którą lubię XD

NMBZW!      

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 130


                                                 ~~Ahsoka~~

    Patrzyli sobie w oczy, jakby oboje wyczekiwali zbawienia ze strony Mocy lub jakiegoś bóstwa z wierzeń ludności innych planet. Oboje próbowali wyczytać innego jego zamierzania, ale przecież Darred nie miał bladego pojęcia o tym, jak prowadzić bitwy, jak walczyć, więc Ahsoka sama nie wiedziała czego od niego wymaga, zwłaszcza, że to ona ma na zadanie, w dodatku niepewne co do powodzenia, go przeprowadzić.
    - Idziemy, czy będziemy tak stać i czekać, aż nas postrzelą? - zapytał pół żartem Darred.
   - Jeśli będziesz tak mówić, to specjalnie cię wypchnę - chciała też zażartować, ale przez jej poważny głos, brzmiało to jak poważna groźba, przez którą mężczyzna spoważniał. Ahsoce wcale to nie przeszkadzało. Jakoś nie miała ochoty żartować w tak poważnej sytuacji. Zwłaszcza bez Anakina, ale to zupełnie inna sprawa. Została z tym sama. Sama z czymś czego w ogóle nie rozumie, w czym pogubiła się, jak w najbardziej zawiłym labiryncie.
    - To nie jest takie łatwe. Muszę dobrze opracować plan. Posiedź sobie, na razie, póki szepczemy, nikt nas nie znajdzie - twierdziła.
    - Czuję się bezużyteczny. To, że jestem cywilem, nie oznacza, że nie chcę pomóc. Można mnie nauczyć. Szybko się uczę. Wiem, że jest mało czasu, ale...
    - Poproszę cię o pomoc, jeśli będę jej potrzebować, ale teraz, proszę, siedź cicho. Próbuję się skupić - poprosiła.
    Najpierw zastanowiła się, w jakiej pozycji najlepiej będzie jej się skupić. Chodzenie w te i wewte odpadało, stanie aż ją nogi rozbolą, to opcjonalna wersja, a siedzenie... do siedzenia można przejść po bólu dolnych kończyn, więc tak: stanie z założonymi rękoma lub gładząc swój podbródek niczym Obi-Wan, ale bez brody.
    Czas: nie mieli go zbyt dużo, a stan psychiczny Ahsoki wcale nie pomagał.
    Należało rozpracować, jak wiodą dane drogi, a potem skupić się Mocą, co gdzie jest wolne. Ale czy można zaufać Mocy, skoro przez marne wyczucie Ahsoka doprowadziła do wybuchu fabryki i przyczyniła się do śmierci wielu osób?
    - Jesteś mi potrzebny - postanowiła.
    - Tak? Co mam robić? - zerwał się.
    - Określisz mi ulice. Jaka gdzie dokładnie się znajduje i jak się nazywa. To pomoże mi w dalszym planie. Będę musiała oszacować, którą łatwiej będzie przejść i zmniejszyć możliwość niespodzianek ze strony "tymczasowych właścicieli" tego kawałka Theed. Wpakowaliśmy się w największe piekło - przypomniała.
    Miała ochotę się wyzywać i wymyślając przy tym jeszcze gorsze wyzwiska. Nie dość, że w plątała ich w najgorsze bagno, to jak na złość o tym przypominała, co nie było pocieszające. Tak właśnie jedna sytuacja mogła zmienić ją w pesymistkę. Wrażenie, że z każdą chwilą traci coraz więcej, nie opuszczało ją na krok niczym straszna klątwa. Mogła siedzieć na tyłku lub wykonywać rozkazy, jak jej kazano, ale nie! Musiała iść za Tarkinem, musiała iść do fabryki i wejść do miasta najgorszą uliczką. No cudownie!
    - Ile ci to zajmie? - zapytała chcąc się upewnić.
   - Trzy minuty? Najwyżej pięć - stwierdził sięgając jakiś odłamek muru, po czym zacząć coś malować na kostce brukowej plan części miasta, w której się znajdowali. - Ręka architekta - zażartował. Udało mu się. Dziewczyna się uśmiechnęła. - Polecam ci odpocząć. Widać, jak wszystko cię gryzie.
   - Nawet cisza nie pomoże. Myślę, że ukojenie mego sumienia nastąpi dopiero za parę dni, najwyżej tygodni - zapewniła.
    - Chyba nie popadniesz w depresję, prawda? Czy w ogóle Jedi może popaść w depresje? Bardzo się dziwię waszemu stylu życia. Zwłaszcza teraz, w czasie wojny - wypytywał.
    - To skomplikowana sprawa. Jeżeli jakaś sprawa odciśnie piętno na naszej psychice, automatycznie czujemy chęć medytacji. Nasza Moc, która nawet jest w Tobie, ale nie będę teraz o tym mówić. To temat na większą ilość czasu i pokojowe warunki. W każdym razie, Moc goi nasze rany od środka. Będziemy przypominać sobie o pewnych rzeczach, ale nie będą robić na nas takiego wrażenia, jak wcześniej. Owszem, wróci żal, a wtedy my wracamy do medytacji. Czasami, na przykład w tej chwili, w moim przypadku, potrzebujemy więcej czasu i porad. Padawani i adepci od mentorów oraz od najważniejszego Mistrza, niekiedy od całej rady. Reszta Jedi tak samo. Musiałbyś kiedyś porozmawiać z Jedi na spokojnie. -poradziła.
    - Jeżeli mi się uda, to już nawet wiem z kim - postanowił z uśmiechem - Spróbuj nie myśleć. Ja skończę swe dzieło i ocenisz.

                                               ~~Padme~~

    - Na Moc, on na pewno wie, gdzie jesteśmy - stwierdziła szeptem Wysy.
    - Uważaj, bo wykrakasz! - skarciła ją Ekria.
    Wszystkie trzy zachowywały się, jak małe dziewczynki ukrywające się w szafie przed mroczną ciemnością, w której czają się potwory i to akurat w ich przytulnym, różowym pokoju, gdzie według rodziców nic nie powinno im grozić, no bo w końcu sami pokój urządzali oraz zabezpieczyli go przed różnymi zjawami. Niestety, jak wiadomo - zjawa zwana wyobraźnią jest niepokonana.
    - Dziewczyny - zwróciła się do nich Padme idąca za nimi. Zapomniały o niej! Zapomniały, że miała iść przodem albo między nimi, a zostawiły ją na samym tyle!
    Padawanki odwróciły się gwałtownie i zobaczyły, jak pani senator opiera się o ścianę i trzyma za brzuch.
    - Rodzisz? - przeraziła się Wysy.
    Amidala zaśmiała się i po części tego pożałowała. Zabolało.
    - Nie, ale poczułam się gorzej, a fakt, że ktoś niebezpieczny znajduje się nad nami...
    - Będzie dobrze - zapewniła różowo-włosa chwytając ją za dłoń.
    - Nie żeby coś, ale powiedziała osoba, która najbardziej z nas panikowała - fuknęła barolianka.
    - Ja mogę się denerwować. Pani Senator, nie. Lepiej? - upewniła się zatroskana dziewczyna
    - Tak - odparła z widoczną ulgą pani senator. - Pośpieszmy się - ponagliła dziewczyny.
    Dźwięk włączanych świateł przerażał je bardziej niż wcześniej, a padawanki cały czas wyczuwały w powietrzu silną aurę Ciemnej Strony, jakby nie chciano je spuszczać z oczu.
    - Czuję się, jak zwyczajne dziecko - fuknęła Ekria.
    Czy naprawdę bycie wrażliwym na Moc jest takie wyjątkowe? Przecież każdy z nich deklarował innym, że wiodą normalne życie, tylko że mają swoje reguły narzucone przez kogoś i działają w imię czegoś i, że potrafią dostosować się do danego środowiska, więc czemu młoda Padawanka robi z tego uczucia tak "wielkie halo"? Padme bardzo się zdziwiła, ale nie zamierzała tego okazywać. Na pewno dziewczyna nie miała złych zamiarów.
    - Lampy? - domyśliła się senator.
    - Lampy czy nie lampy, Sith jest większym problemem - przypomniała Wysy.
    - Nie zdołamy wyjść, a was nie narażę na bezpieczeństwo! - powiedziała Amidala.
    - Czy mi się wydaje, czy nasze wojsko za wolno działa? - zastanowiła się Ekria.
    - Bawisz się w Barriss czy jak? Wątpisz w nasze wojsko? Opętało cię coś? - oburzyła się różowo-włosa.
    - Po prostu najpierw powinni się zająć Sithami - stwierdziła barolianka.
    - W pierwszy dzień? Ekria, co z tobą?! - zdenerwowała się Wysy.
    - Dziewczyny! Zachowajcie spokój. On tego chce, wy nie.
______________________________________
Stwierdzamy z Idą, że ten rok, jest rokiem "Pechowym do poczty". Do wszystkiego, poczty ,DPD, inPostu. Najpierw wysłali mi zły rozmiar spodni z h&m, przez miesiąc czekam na swoje buty. Strona, z której zamawiałam, twierdzi, że to wina DPD, znajomy z DPD potwierdził, że paczka o danym numerze w ogóle nie doszła do firmy kurierskiej i nie ma jej w magazynie, a inPost leci sobie w kulki, bo już tydzień z Idą czekamy, aż przyjdzie do mnie paczka od niej. No ludzie, za co ;__;
Już ledwo wenę przez to mam, ale spoko! Nie jest tak źle, jak w październiku, nie zawieszam i zdecydowanie się wiele poprawiło. Niby wiele trzeba zrobić, a tak naprawdę niewiele mi to czasu zajmie... znowu ociekam optymizmem :D
Dedykacja dla wszystkich, którzy mają coś do zarzucenia poczcie lub "firmom" o podobnym charakterze :v <3

NMBZW!  

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 129


                                                  ~~Rex~~

    Kazali mu zostać za kanonierką, więc tam siedział, lecz zmienił jedynie pozycję przesiadając się z pryczy do kąta. Wcisnął się tam i schował głowę między kolana, oczywiście tak głęboko, jak tylko mu hełm pozwalał. Wstydził się go ściągnąć. Jak mógł strzelić do swojego generała? Oddanego mu Jedi, który cały czas się martwił o żołnierzy.
    Rex przeklinał się za ten nieszczęsny wirus w postaci tak haniebnego rozkazu.
   Który z klonów spodziewałby się, że go to dopadnie? Czemu nie można tego jak najszybciej zlikwidować? Czy Kaminoanie w ogóle pomagali Jedi? Zatwierdzić rozkaz, to tak, ale spróbować zrobić coś pożytecznego, to już nie łaska. Patrząc na zwrot akcji, jaka nastąpiła wcześniej, to można by powiedzieć, że to trochę dziwne, że nie oskarża Jedi.
    Problem tkwił w jeszcze jednej rzeczy - rozkazy.
    Uczyli się ich na blachę. NA BLACHĘ. Co do słowa, przecinka, kropki! A tu nagle wychodzi, że każdy z nich to wirus? No skoro jeden jest wirusem, to z jakiej racji inne niby nie są? Czy ktoś ich obserwował i "włączał rozkaz"?
    Zaczynał uważać, że bycie klonem jest bardzo uwłaczające i uciążliwe dla innych osób. Czuł się niepotrzebny, a uważanie go za morderce wcale nie sprzyjało poprawianiu sobie humoru. Kogo on oszukuje? Czy da się poprawić samopoczucie komuś, kto strzelił do najbardziej zaufanego generała WAR? Jeszcze przez wirus, którego nie da się opanować?
    Podszedł do niego Fives. Rex nie chciał na niego patrzeć. Chciał ustawić w hełmie tryb prywatny, ale z drugiej strony komandos może mieć do niego ważną sprawę.
    - Generał Cię z tego wyciągnie. Nie będziesz mieć żadnych kłopotów - powiedział Fives siadając jak najbliżej swojego dowódcy.
    Kapitan nie mógł wydusić z siebie słowa, ale po jakimś czasie zdołał wypowiedzieć jedno pytanie:
    - Który?
    - Jak to który? - zdziwił się Fives. - No Skywalker.
    Klonem wstrząsnął dreszcz.
    Czemu osoba, którą postrzelił chce go wyciągnąć z kłopotów, których była ofiarą?
    - Dlaczego? Ja-ja strzeliłem do-do niego. M-masz wrażenie j-jakie to jest o-okropne u-uczucie? - wyjąkał.
    - Rex, przecież to nie twoja wina. Nie próbuj mnie od siebie odsuwać, jestem ci coś winien za Umbarę i akcję z Krellem. To dzięki tobie jeszcze żyje i walczę i mam nadzieję, że szybko zakończymy tę wojnę. Ty też na to zasługujesz. Generał to rozumie, Ahsoka też - drążył komandos.
    - Ahsoka... ona była taka młoda! Uczyłem ją, opiekowałem się nią, a teraz...
    Nie potrafił dokończyć.
   - Nie zmieni o tobie zdania, zapewniam cię. Kiedyś to ty nas musiałeś pocieszać, podnosić na duchu. Teraz role się odwracają. Nikt ci nie ma za złe.
    - Weszły nowe przepisy!
  - Które prawdopodobnie cię ominą, znając Skywalkera i Ahsokę. Fakt, może to trochę niesprawiedliwe wobec innych, ale jesteś im bliski.

                                              ~~Świątynia Jedi~~

   Większość Jedi zdawała się być dobrej myśli z związku z zakończeniem wojny. Obrońcy Republiki wysyłali raporty z różnych stron galaktyki, z czego większa część potwierdza zakończenie bitew i informacją o powrocie do świątyni. Ale nie wszyscy wygrywają.
    Adepci przebywający w domu wyglądają, jakby wojny już w ogóle nie było. Jak za dawnych czasów, kiedy nikt nie wiedział, że taka rasa, jak Kaminoanie tworzy dla Republiki Armię, Separatyści nie szykowali się do wojny, Palpatine nie okazał się zdrajcą, Rozkaz 66 w ogóle nie miał miejsca w życiu Jedi. Taki "klimat" pozwalał Mace'owi Windu swobodnie oddychać. Choć nie zawsze.
    Kiedy, tak jak w tej chwili, zbliżał się do pokoju narad wojennych, ściskało go w klatce piersiowej i nagle zabrakło mu powietrza. A kiedy je odzyskiwał, automatycznie się dziwił, że postanowiło do niego wrócić.
    - Jakie wieści? - zapytał wchodząc do pomieszczenia.
    - Kamino próbowali się z nami kontaktować, ale ostatecznie się rozłączyli i poprosili, aby czekać. Co do innych, Stass Allie jest zmuszona się wycofać, sytuacja z rozkazem bardzo się pokomplikowała, a droidy są coraz to lepsze w odpieraniu naszego ataku w celu uwolnienia Saleucami. - odpowiedziała Shaak Ti.
    - Co z naszymi agentami śledzącymi dowódców Separatystów? - drążył temat Mace.
    - Nadal nic. Prócz informacji, którą otrzymaliśmy od Obi-Wana, nie. Wiadomo nam, że Grievous gdzieś ich wysłał. Utapau została opanowana przez Separatystów, przejęli kontrole nad kamerami, które w czasie zebrania, najzwyczajniej w świecie, wyłączyli. Ale mamy dobre wieści co do Utapau, bitwa już prawie się kończy. Oczywiście, naszym sukcesem - poinformował Kit Fisto.
    - Kanclerz mimo przebywania na swoim stanowisku tylko parę dni, bardzo dużo zdziałał. Składki nadal wpływają na konto, a kolejne długi zostają odkrywane z dnia na dzień - powiedział ze zmartwieniem Windu.
    Usłyszeli pisk, po czym Mistrz Fisto wcisnął odpowiedni guzik. Przed nimi pojawiła się niebieska postura Mistrza Jedi.
    - Dobrze cię widzieć - stwierdził Korun.
    - Mnie ciebie także - odparł wysłannik. - Mamy dwie wiadomości. Pierwsza jest taka, że Kamino postanowiła darować nam dwadzieścia pięć procent długu. To bardzo dużo, prawda? Mogą nam darować jeszcze więcej, jeśli wyciągną pieniądze od Separatystów. Stwierdziliśmy, że większa wina za długi spada na nich, skoro Palpatine był zawsze po ich stronie. Druga niestety nie jest taka dobra. Jak wiadomo, weszły nowe przepisy. Nie bez powodu, ale chcieliśmy wszystkie skutki badań poskładać w jedność, żeby móc wysłać sensowny raport. Osobą, która uaktywniła ten rozkaz, jest Ventress. To wiemy. Swoim poczynaniem, którego raczej nikt nie zdoła wyjaśnić, pozmieniała pewne ustawienia i rozkaz zmienił się w wirus. I to nie tylko ten. Resztę można naprawić, ale to na tym najbardziej się skupiła i to on jest najbardziej uszkodzony. Parę zdołaliśmy przywrócić do normalnej formy, ale żadnymi sposobami nie udaje się z sześćdziesiątym szóstym. Choć, myślę, że dobrym sposobem będzie sprowadzenie jej tu z powrotem. Może uda jej się to naprawić. Wiem, że chcieliście ją trzymać w świątyni, ale ona się tam na nic nie przyda. Musimy ją tu przetransportować póki nie postanowicie jej wypuścić czy coś.
   - Podejmiemy w tej sprawie pewne działania. Myślę że warto poinformować o tym Kanclerza i poprosić o komentarz - postanowił Windu. - Czy coś jeszcze?
    - Kaminoanie radzą wam przeanalizować armię. Dostaliśmy pewne klony, które w ogóle nie wiedzą co robią na Kamino, nie rozumieją języka, którym klony się posługują i ich wygląd jest dość dziwny. Myślę, że powinniśmy się tym zająć - stwierdził Jedi.
    - Dobrze. Przyjęliśmy. Niech Moc będzie z Tobą.
_________________________________________
Witam was kończąc 133 rozdział, ucząc się historii i wcześniej grając z Jawą w szachy na gg, bo muszę się odegrać na zrobienie mi wiochy na FB XD
Mam nadzieję, że jest ok i dedykejszyn for:
EWRYŁON <3

NMBZW!