niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 117


                                            ~~Ahsoka~~

   Zaczął się do niej szybko zbliżać.
   Stała bez ruchu, ale gotowa by przyjąć każdy jego atak i się obronić. Nie mogła zrobić na obrót, musiała przestrzegać zasady Jedi, był bezbronny, a Jedi mieli wpojone, że nie wolno im zabijać osoby bez broni w ręce. Tak więc, pozostało jej czekać i wytrzymać do momentu, kiedy to Tarkin stanie się na tyle zdesperowany, że sięgnie po swą broń, która nie zrobi jej najmniejszej krzywdy... przynajmniej tego oczekiwała. Ostatnio żyła w niepewności co wcale nie pomagało, a wręcz pogarszało i przecież nie mogła!
   Miał minę jakby zaraz ponownie chciał ją wsadzić do więzienia... a nie, to wzrok zabójcy... właśnie do niej biegnie by ją zamordować! Chwila, chwila... sekunda... uderzył ją w twarz z pięści i zaczął silnie okładać gdzie popadnie, ale nie, ona nigdy nie zamierzała się poddać. Nie pozostawała dłużna temu zdrajcy i idiocie. Zadała mu ból, kiedy zamachnęła się prawą ręką, a gdy go odrzuciło kopnęła go na wysokości przepony. Jęknął, lecz dalej ją napastował bez litości. Żadne z nich nie chciało odpuścić.
   Na tę chwilę przestały się dla niej liczyć priorytety, dla których walczyła. Myślenie o nich rozpraszają ją. Należało uznać je za nieważne, a potem do nich powrócić, aby mieć wyrzuty sumienia... do wszystkich, a zwłaszcza do Anakina. Czy naprawdę sądziła, że będzie dla niej łaskawy kiedy skończy z Tarkinem? Albo czy jego żal za jej niesubordynację pozwoli mu rozpaczać nad jej martwym ciałem lub w ogóle grobem? Czy Atari i Barriss wybaczą jej duszy za brak powrotu jeśli zginie, skoro w jednym momencie potrafiła zapomnieć o obietnicy złożonej najlepszym przyjaciółką? Może gdyby nie była zajęta naparzaniem się z Tarkin, to by poczuła wstyd i wstręt do własnych czynów, ale jej umysł to... pustka. Może to i nawet dobrze, zero nienawiści, nie stoczy się.
   Ta osoba, która wyjdzie z tego cało będzie musiała trochę czasu spędzić w bactcie, siniaki i rany - gwarantowane, a bili się bardzo mocno i zawzięcie. Wyniku pojedynku nie dało się przewidzieć wcześniej niż przed końcem.
   Natarł na nią, lecz ona szybko zablokowała cios, a następnie sama mocno go rąbnęła tak, że się wywrócił, a następnie poturlał parę metrów od niej. Był blisko swojej broni, ale nie zamierzał się jeszcze nią wspomóc, dlatego szybko wstał i w błyskawicznym ruchem kopnął ją w brzuch, przez co odrzuciło ją trochę.
   Długo bawili się w kotka i myszkę, ale żadne z nich nie okazywało zmęczenia, choć  powoli tracili panowanie nad własnymi ciałami z powodu bólu. Tano w takim stanie mogła wytrzymać więcej niż ten człowiek. Owszem, oboje spędzili wystarczająco dużo czasu na treningach, ale Ahsoka w walce ze świadomością używała Mocy. Teraz przysięgła sobie nie używać żadnej ze swojej sztuczek, ale większa "odporność" przez dawne momenty, kiedy wspomagała się Mocą, odbiły się na jej umiejętności tak po prostu sobie zostały, 
   Nagle dostała w nos tak mocno, że dosłownie powstał czerwony wodospad. Nie wiedziała, czy ma załamany nos, czy co się z nim działo. Nie przejmowała się tym, jakby miała znieczulenie. Krew sączyła się z jej nosa, a ona nadal broniła się próbując zabić swojego przeciwnika, aby chociaż jednego zakazu nie złamać.
   Tarkin mając świadomość, że niechybnie przegrywa, zaczął wycofywać się w tył jednocześnie nieustannie starając pozbawić życia tego wnerwiającego szczyla Skywalkera, a następnie samego jego, Anakina Skywalkera, doprowadzić do wielkiej rozpaczy i pomóc Sidiousowi nabyć nowego, potężnego ucznia.
   Specjalnie dał się wywalić na ziemię, następnie wykonał szybki ruch, wstał z bronią palną w dłoni i zaczął strzelać do zdezorientowanej Padawanki.

                              ~~Padme~~

   Wróciły do tunelów i kierowały się na zachód co miało im zająć tylko trzy godziny. Drugi dzień dobiegł końca, a liczyła się każda minuta. Nie dość, że ludzie cierpieli, bo zapewne byli tak samo głodni, jak poprzednia grupa, to mogli ucierpieć na działaniach Separatystów przeciwko Republice, a tego nikt od tej drugiej strony konfliktu nie chciał.
   Padawanki usilnie próbowały ukryć swoje zmęczenie, ale nie wychodziło im to zbytnio. Co chwilę ziewały, chwiejnie chodziły, ich głowy wręcz wisiały, a oczy cały czas się zamykały i zaraz potem gwałtownie otwierały, a one udawały, że nic się nie dzieje. Amidala również nie czuła się najlepiej.
   Najchętniej by się położyła i zasnęła, co w jej stanie jest koniecznością.
   Po paru godzinach chodzenia Padme postanowiła się zatrzymać i zarządziła sen. Chociaż to złe dla niej, to chciała spać na betonie. Twierdziła, że będzie jej wygodnie i nie potrzebuje większych wygód. Może gdyby nie była w ciąży... padawanki nie chciały się z nią kłócić. Nie wygrałyby, a pani Senator lubi postawić na swoim, przynajmniej tak twierdziła Atari, a Atari to kuzynka Neberrie, więc dziewczyną pozostało po prostu uwierzyć.
   Padme rozłożyła swoją narzutkę na podłodze, zwinęła pewien fragment tworząc z niego a'la poduszkę pod głowę, po czym położyła się na nim i zaczęła myśleć. Choć była zmęczona to nie mogła od tak sobie zasnąć. Oczy nie mogły się jej zamknąć, do głowy napłynęło wiele myśli. Martwiła się o Anakina, o Atari. Zastanawiała się, jak to możliwe, że zupełne obce osoby są jednak... w dość dużym stopniu podobne. Ta trójka - ponieważ jest jeszcze Ahsoka - przyciągała do siebie wiele kłopotów, ale również umiała znaleźć z nich wyjście, tylko że teraz panowała gorsza sytuacja. Nie chciała wątpić w ich jakiekolwiek umiejętności, lecz nie mogła mieć pewności czy każdy z nich przejdzie przez to wszystko po dobrej stronie, a tym bardziej - żywy.

                               ~~Obi-Wan~~

   Owszem, był zdziwiony pojawieniem się Anakina z trzech przyczyn. Pierwsza: nie sądził, że to właśnie on się pojawi. Druga: czemu nie jest w innym punkcie, przecież jako Wybraniec i główny cel tej bitwy, więc dlaczego nie ma nic do roboty? Obi-Wan prosił o kogoś wolnego, a skoro Skywalker przybył, to znaczy, że nie miał co robić i siedział bezczynnie na czterech literach... Trzecia: jak to możliwe, że w ogóle się zgodził? Oboje postanowili się do siebie nie odzywać. Kenobi do byłego padawana za złamanie zasad i jego próśb z Padme, a Mistrz Ahsoki nie chciał zostać tym gorszym i zechciał milczeć w stosunku do Mistrza Jedi z przyczyny następującej - Kenobi miał na niego... focha. Tak, to idealne rozwiązanie sprawy!
   Mimo wszystko przyznał, że pomoc byłego Padawana strasznie ułatwiła sprawę. Nieświadomie, w głębi serca, przyznał, że tęskni za walczeniem u boku Skywalkera, ale sam by o tym nie pomyślał, a tym bardziej powiedział to na głos. Usilnie próbował sprzeciwić się sercu, co nadawało jego prawie czterdziestoletniej twarzy groźny chłód, wręcz gorszy od tego, który posiadał Mace. Anakin nie słyszał jeszcze jego głosu, ale pewność, że gdyby Kenobi się do niego odezwał, to oblałby Skywalkera oschłością niczym deszczem.
   Walcząc w "starym składzie", choć milcząc, o wiele szybciej im poszło z droidami, niż gdyby złomowali je osobno. Czyli... jak zwykle.
   Zaraz potem podszedł do niego Cody:
   - Generale, dostaliśmy rozkaz, aby poszukać dawnych dworzan pałacu. Każdy może się przydać. Do czego są potrzebni, nie poinformowali jak na razie.
   - Czy wiadomo gdzie mamy dokładniej ich szukać? - zapytał Jedi.
   - Jeszcze nie, właśnie to sprawdzamy, ale dobrze by było, abyśmy za parę minut byli gotowi.
   - Dobrze.
_______________________________________
Miał być one-shot, prawda? Niestety, nie ma. Rok pechowy :/ Cóż... postaram się, żeby w następnym roku było lepiej. Przyłożę się do pisania, ale nie obiecuję sobie, ani wam, że 2016 będzie lepszy. Zawsze jak sobie tak tłumaczyłam - było gorzej :/ Tak, więc... straciłam wiarę xD Ale to nie oznacza, że nie życzę Wam, aby był lepszy :P Ja po prostu nic nie zakładam :)
Spóźnione: WESOŁYCH ŚWIĄT
Wczesne: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
To ja się na razie z wami żegnam, do zobaczenia w 2016, postaram się o jakieś one-shoty, tylko muszę mieć wenę... a może ktoś jakieś pomysły, hę? :P
Dedyk dla wszystkich <3

NIECH MOC ZAWSZE BĘDZIE Z WAMI W 2016 ROKU! ♥     

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 116


                                  ~~Ahsoka~~

   Zastanawiała się, jak taki normalny człowiek nazywający się Tarkin mógł tak szybko zniknąć jej z oczu... porównywała do przebiegłego Palpatina, choć wiele mu brakowało to pomarszczonego intryganta, ale... a może to ona jest za słabą Jedi? Zastanawiała się dziewczyna. Myślała, że po prostu go wyśledzi, ale on w nierealny sposób znikł, nie pozostało padawance nic innego, jak wysondować faceta Mocą, lecz skurozjad był tak czwany, że się zbytnio nie dał. Nie oznaczało to, że uczennica Skywalkera się podda lub da się złapać w pułapkę oskarżyciela, mimo że wiele razy zdarzyło się togrutunace wpaść w niekiepską, określając przymiotnikiem ambasadora Binksa, zasadzkę, to tu nie zamierzała tak łatwo się złapać.
   A że normalne życie Jedi w spokoju również daje jej nieźle w kość, to na szybkie i pilne skupienie musiała sobie naprawdę zasłużyć, aby dostać w tak kryzysowym momencie taki prezent w od przekornego losu. ("Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje raz; raz zabiera..." Nawet nie macie pojęcia, jak to dobrze czasami znać różne piosenki Disco Polo XDD)
   Wyczuła go. Nie dała mu za wygraną, śledziła go tak aby go zaskoczyć, mimo że doskonale miała świadomość tego, iż wiedział, że ma ogon w postaci jego togrutańskiej, niedoszłej ofiary. W końcu pragnął aby zdechła za coś czego nie zrobiła. No bo, czego nie robi się dla swojego pana, który zapewne w ogóle nie planował mu przyszłości co wiąże się z zabiciem go lub zostawieniem na pastwę losu. Po co mu wojskowy, skoro dąży do posiadania ucznia noszącego nazwisko Skywalker i siać z nim postrach w galaktyce? Jakoś Ahsoce nie chciało się wierzyć, że ten stary idiota nie podejrzewa tego, że jest wykorzystywany i ma nadzieję na dobrą rolę w marzeniach Lorda Sithów. Swoją drogą, musiała przyznać, że Palpatine nie ma sobie równych. Czuła się przez niego jak najniższa warstwa społeczna wykąpana w błocie przez rękawiczki ze sztucznego tworzywa żeby ta lepsza osoba nie ubrudziła sobie rączek. Była uczniem, a skoro nawet najwięksi mistrzowie zostali omotani, to ona... ehh, szkoda gadać.
   - Nie ma sensu bawić się w podchody, Jedi. - powiedział do niej Trakin ze swojej kryjówki. Wcale nie musiała zgadywać gdzie jest, po prostu to wiedziała. On to nie Palpatine.
   - Jesteś za łatwy na tę zabawę, Tarkin. - odpowiedziała mu zadziornie. Stary dziad był dla niej tak słaby, jak mała, nędzna nitka. Wystarczyło ją pociągnąć aby rozpruć jakikolwiek ciuch. Tak samo wyglądało jego życie jeśli zechciałby się z nią zmierzyć, a to niewykluczone.
   - Zabijesz bezbronnego? - zapytał dziarsko.
   - Posiadasz broń. Pokonam Cię nawet bez mojej. Nawet jeśli odłożysz swój blaster, na pewno masz coś ukrytego. Każde podoo tak robi.
   - Jako Jedi możesz obrażać? - Wysunął się zza kolumny.
   - Nadal chcesz wymyślać zabawy, czy mogę Cię już pokonać?
   - Zabawna jesteś, dzieciaku. - stwierdził z parsknięciem.
   - Próbowałeś mnie zabić, ale Ci się nie udało. Mi się uda ciebie pozbawić życia w bardzo szybkim tempie. Nawet nie zdążysz zareagować. - ostrzegła go.
   - Zamierzasz walczyć bez miecza. Bez jakiejkolwiek broni? A więc dobrze.

                     ~~Maul~~

   Tak bardzo czekał na Obi-Wana. Chciał go zabić, to jego marzenie od wielu lat i miało się za niedługo spełnić, ale musiał siedzieć i tylko wszystko obserwować, a kiedy nadejdzie czas - zmierzyć się z byłym padawanem dawnej ofiary Zabraka. To on okaleczył ucznia Palpatina trzynaście lat wcześniej. Od tamtej pory Sith ogłupiał, ale przez te wszystkie lata miał w głowie wiele obrazów jednego momentu - śmierci Obi-Wana Kenobiego. Jego wyczekiwanie przyniesie efekty, Jedi poniesie taką samą klęskę jak mentor. To tylko parę chwil i już go nie będzie w otoczeniu żywych.
   Może to co myślał to zdrada swojej strony, ale pragnął aby ten szczyl od Skywalkera zabił Tarkina. Nie oznaczałoby to, że sama przeżyje tę bitwę. Maul też by nie zostawił ją przy życiu przez co zyskałby dodatkowe punkty i jak zwykle byłby najlepszy.
  Postanowił pośledzić trochę tego starego gnoma, nawet jeśli on jest młodszy od Sitha... ideologia Zabraka to strasznie pogmatwany labirynt, w którym z gniewu idzie umrzeć, więc każdy kto go znał... więc Palpatine wolał w ogóle się nie zagłębiać w chory mózg byłego ucznia, bo by zdechł ze złości. Za dużo do rozwikłania, dlatego Lord Sithów nie zamierzał wchodzić do tego bagna...
   Maul zeskoczył, znalazł się na ziemi i podążył za przebrzydłą wiązką Mocy swego odwiecznego rywala.

                 ~~Naberrie~~

   Sola miała przy sobie każdą ważną osobę prócz jednej - męża. Darred podziewał się nie wiadomo gdzie. Strasznie się o niego bała, ostatni raz otrzymała od niego wiadomość tydzień przed zajęciem Naboo przez Separatystów. Z zawodu był architektem, dostał nową ofertę w innym mieście, więc poleciał. Powiedział, że wróci teraz, ale okupacja uniemożliwiła mu to. Może się znajdować w każdym miejscu! Czy aby na pewno żywy?
   Pooja poruszyła się niecierpliwie. Dziewczynki strasznie się nudziły, nic do roboty, przebywały pod presją, a ich serce przeszywał strach.
   Zastanawiała się nad Padme. W głębi duszy popierała to, co zrobiła siostra, zwłaszcza, że kobieta gdzieś głęboko przewidziała taki zwrot akcji. Dowiedziała się o ich małżeństwie, ale nigdzie w HoloNecie o tym nie huczeli. Możliwe były dwie opcje: albo nadal ukrywają to przed galaktyką albo HoloNet dowiedział się o tym po blokadzie na Naboo. Starsza Naberrie nie wiedziała, które bardziej jest prawdopodobne.
   Obawiała się senator i w ogóle nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Czy Atari się nią opiekuje? Czy obydwie są bezpieczne? Orgeen była Jedi, a w tych czasach zbyt dobrze o obrońcach Republiki się nie mówi. Skąd miała pewność na to, że Atari zachowuje się jak należy, zwłaszcza, że Padme jest osobą, która nie może usiedzieć na miejscu w sprawach swojej ojczyzny i rządu. Jeżeli chodzi o odpowiedzialność i ich pomysły - wszystko może się zdarzyć.
   Jeden z droidów podszedł do drugiego, który miał jakieś kolorowe odznaczenie, co oznaczało wyższy stopień, choć - po, jak dla niej, długim czasie przebywaniu w ich towarzystwie śmiało miała prawo do stwierdzenia tego faktu - inteligencja... oprogramowania? Nie ważne... w inteligencji oprogramowania niczym się nie różniły.
   - Zajęliśmy fabrykę, założyliśmy bomby i wpakowaliśmy tam pięćset ważnych osób, ale mniej ważnych też ta... - chciał dokończyć blaszany przybysz, ale ten drugi robot mu przeszkodził.
   - Wolno nam było brać mniej ważne osoby? I tak się innym dostało za zabijanie cywilów!
   - Spokojnie. Nikt nie nawet nie zauważy. To tylko parę architektów, którzy wracali ze wschodu. Kto się nimi będzie przejmować? Nikt.

   Sola gdyby stała, to nogi od razu by się pod nią ugięły.
   DARRED.
   DARRED TAM JEST!
   Rozpłakała się gorzko.
_______________________________________
Witam!
Gdzieś pisałam, że jak nie ma rozdziału, to mam powód?
Nie będę owijać w bawełnę. Od września żyłam w stresie, nie miałam czasu, jeszcze wiele rzeczy mnie denerwowało... od końca października coś zaczęło się dziać. Często było mi niedobrze, parę razy do czegoś doszło. Wreszcie, po miesiącu poszłam do lekarza. Tak, jak podejrzewałam - wszystko na tle nerwów i to jak na mój młody wiek było trochę gorzej niż myślałam. Jak na ironię, w czwartek, kiedy to rano miałam wizytę u lekarza, po południu zaczęła się taka jazda, że o mało nie wykitowałam i czułam się źle do niedzieli. Nie miałam siły wchodzić na internet, a musiałam. Starałam się coś pisać, mam nadzieję, że mimo wszystko jest ok. Nie mówiąc o tym, że wręcz dostawałam kopa. Robiłam bombkę i nagle na siebie nawrzeszczałam w myślach "Dziewczyno, wejdź na tego bloggera i pisz!" i tak się stało jeszcze dwa razy i co? I mamy jeden rozdział. Mam przeczucie, że dziś też.
Tylko nie wiem czy mi się uda. W piątek o 22:00... o, nie, przepraszam. 22:20, bo reklamy xD W każdym razie: byłam na premierze STAR WARS: THE FORCE AWAKENS! Przeżycie niesamowite, nadal nie mogę się otrząsnąć, więc nie wiem jak to z moim pisaniem.
Ważne pytanie:
Chcecie one-shota na święta? :3




NMBZW!

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 115


                                             ~~Anakin~~

   Postanowił skontaktować się ze swoją padawanką, by dowiedzieć się jak mają się sprawy. Niestety po paru nieudanych połączeniach zdenerwował się i postanowił nawiązać kontakt z kuzynką swojej żony, która, z tego co ustalono, przebywała w towarzystwie Ahsoki. Ona również nie dawała znaku życia, więc ostatnia szansa w Fives'ie, jak na dobrego żołnierza przystało, odebrał.
   - Tak, generale?
   - Jak wam idzie? Gdzie są dziewczyny, że nie odbierają?
   - S-są parę metrów ode mnie. Próbują ustalić, gdzie teraz idziemy, ponieważ wysunęło się parę pomysłów. - odpowiedział.
    Skywalkerowi nie spodobało się to jąkanie na początku, ale nie zostało mu nic innego, jak uwierzyć. Five'sowi można zaufać, dlatego nie miał wątpliwości, że usłyszał prawdę, choć trochę zamartwiał się o Ahsokę. Wyczuwał, że coś jest na rzeczy... Gdy obawy przekroczyły granicę jego teraźniejszych myśli, od razu wyprosił je chamsko i nie zamierzał wpuszczać ponownie.
   - Skywalker. - zawołała Aayla, gdy ten skończył rozmowę z Kapitanem.
   - Co się stało? - zapytał.
   - Jesteś jedynym, który jest wolny, tak więc wypłynął rozkaz abyś pomógł... Obi-Wanowi. - imię Jedi ledwo przeszło jej przez gardło gdy wypowiadała tę informację do Anakina. Zastanawiała się nad jego reakcją, która prawdopodobnie będzie zła.
   - Emm... a czy on wie?
   - Prosił o jakąkolwiek pomoc, nie mówił nic typu "Oprócz mojego byłego ucznia".
   - Albo o tym nie pomyślał albo jest myśli, że gdzieś walczę. W sumie, to nie ma znaczenia, pewnie jego mina będzie bezcenna jak mnie zobaczy, więc jest warto. Chociaż, nie jestem pewny czy uda nam się cokolwiek zrobić, jeśli się do mnie nie odzywa. Plan wymaga przedstawienia pomysłów, jeśli on ma zamiar milczeć, to nigdy tego nie wygramy.
   - Chyba że nie będzie mówić bezpośrednio do ciebie.
   - To też wchodzi w grę. Dobra, zbieram Rex'a i lecimy. Niech Moc będzie z Tobą.
   - Wzajemnie, Skywalker.
   Anakin po rozmowie wcale nie musiał prosić Kapitana o zebranie żołnierzy. Większość słyszał, więc szybko zabrał się do roboty i gdy jego Generał się zbliżał, klony szybko zebrały się w jedną grupę i zaczęli się ładować do kanonierek. Byli w pełnej gotowości, najedzeni i nawodnieni, mogli ruszać do akcji.
   Dostanie się do wskazanego punktu zajęło im zaledwie parę minut, Jedi przez rozmowę z Rex'em stracił rachubę czasu i ani się obejrzał, a już znajdowali się na miejscu i wyskoczył z kanonierki trzymając w dłoniach włączony miecz świetlny i rzucając się w wir walki.
   Nie obchodziło go czy jego dawny Mistrz go zauważy, czy będzie zdziwiony. Obchodziła go walka, a to jak zareaguje mentor przestało mieć dla niego znaczenie. Liczyło się tu i teraz. Zapomniał o Padme dla jej bezpieczeństwa, zapomniał o wszystkich wspaniałych chwilach. Wszystko co teraz widział w głowie, to wspomnienia po widokach zezłomowanych droidów z chęcią zobaczenia tego jeszcze raz, a idealnie doprowadzał sytuację do takiego stanu rzeczy.

                                ~~Padme~~

   Zastanawiała się nad stworzeniem swej pierwszej reklamy usług. Już w jej głowie świtał cały jej planowany monolog: "Poszukujesz przygód? Wybierz się ze mną na Naboo, do kanałów. Uciekaj przed separańcami, zrób sobie przed tym dziecko i miej męża, który przez wroga jest uważany za przyszłego Sitha. Dobra zabawa - gwarantowana!". Tak, dla niej to był wręcz idealny początek na lepszy interes niż posada senatora, choć na swoją obecną pracę wcale nie narzekała. Chciała działać jako służba publiczna, więc spełniły się jej marzenia. Wolała tą niż trzeci raz zasiadać na tronie rodzinnej planety. Nie żeby jej coś przeszkadzało, ale nie miałaby teraz choć takiej prywatności, każdy by wiedział o wszystkim, bo by musiała wyjść za kogoś zamożnego... najlepiej jakieś króla. Zdecydowanie uciekanie przed śmiercią bardziej ją ciekawiła.
   Tuż za sobą miała dwie padawanki, które miały się nią starannie opiekować, co wychodziło im bardzo dobrze. Nie mogła narzekać no coś perfekcyjnego. Młode, a sprawiały, że czuła się jak za dawnych czasów: malutka, chora Padme, a przy niej zatroskana matka sprawdzająca gorączkę.
   Na razie żadna z dwóch nastolatek nic w pobliżu nie wyczuwała. Wszystkie trzy szły w ciszy, żadna się nie odzywała, za to wszystkie poddały się rozmyśleniom, co Wysy nie wychodziło. Ona nie miała zbytnio nad czym rozmyślać, jedynie nad nieżyjącym Pablo-Jillem. Jej mentor został jednym z tych co zostali pokonani przez zniszczonego niedawno Grievousa. Tęskniła za nim, czekała na nowe przydzielenia, ale obawiała się każdego. Mistrz Jill zawsze był dla niej miły, pocieszał ją kiedy jej coś nie wychodziło, nie obwiniał ją za nie zrozumienia zadania, a na początku takich sytuacji sporo występowało. Jedi miał bardzo rozwinięty język, jej młody umysł nie mógł sobie poradzić z wieloma zagadnieniami, dlatego on musiał jej wytłumaczyć wszystko jak najprościej sam się przy tym trudząc. Wiele prostych słów od lat zastępował trudniejszymi przez często się jąkał przy nauczaniu skomplikowanego polecenia, które umiał wyjaśnić na swój zawiły sposób.
   Amidala co chwile gdzieś skręcała, ale w pewnym momencie się zatrzymała. Była osłabiona, niewiele odpoczywała, zwłaszcza, że musiała spać na niewygodnym podłożu co jest nie zdrowe dla jej stanu.
   Usiadła przy ścianie.
   - Dziesięć minut odpoczynku. - poprosiła. Ekria podała jej bidon z wodą, a ta upiła tyle łyków, ile potrzebowała. Dziewczyny zabrały ze spiżarni jeszcze trzy. Same je nosiły bez przyjmowania oferty senator, gdy chciała im pomóc. Naberrie nie ukrywała w sobie rozdrażnienia, przecież jedną plastikową rzecz napełnioną trochę wodą mogla nieść!
   - Nadal nic nie wyczuwam. - przyznała różowo włosa.
   - Ja też.  Jak myślisz, gdzie mogą przebywać? - zapytała barolianka swojej starszej podopiecznej.
   - Chodzimy w stronę mniejszych placów, które mogą służyć za takie miejsce. Musimy brać też pod uwagę to, że nie na każdym są. - odparła.
   - One chyba się różnią wielkością, może szukajmy tych, co są chociaż o metr większe od najmniejszych...
   - Ekira, wszystkie trzeba. Z każdego możesz wyczuć zbiorowisko żywych osób.
   - No tak...
   - Oszczędzajmy siły. - Wysy wysunęła się na środek między nimi po czym chwyciła je za ręce. Była pewna, że to im pomoże.
    Miała rację. Później odczekały aż wyznaczony czas przez Padme się skończy i wyruszyły w dalszą drogę.

                       ~~Ventress~~

   Shaak Ti wzięła ją na spacer.
   Dathomirianka nie wiedziała czy zacząć się śmiać z tej sytuacji, czy wyrywać się kobiecie, aby zostawiła ją w spokoju. Wyszło na to, że zostawiła trzecią opcję - pójść i się nie odzywać póki ją nie poprosi, albo nie będzie odpowiedniej pory. Tak, to dla niej dobry plan. Zamierzała słuchać Togrutanki. Wychodziło na to, że Jedi pełni rolę jej niani, co rozbrajało od środka byłą uczennicę Dooku.
   Została zabrana do Arborteum, w którym często, za dziecka, bywała. Stwierdziła, że nic się tam nie zmieniło. Wszystko takie samo, jak kiedyś. Wszystko pięknie pachnie świeżość i wśród tych wszystkich drapaczy chmur w oddali, wielu odgłosów latających pojazdów na niebie, miejsce to wydawało się niezwykłe, mimo że na Naboo taki widok jest normalnością.
   Ti usiadła na trawie krzyżując nogi, więc Asajj nie chcąc robić żadnych problemów, zrobiła to co jej "opiekunka".
   - Pytaj o co chcesz, ja spróbuję odpowiedzieć na twoje pytania. - odezwała się kobieta.
   - Chcę wyjść. Chcę żyć tak, jak przed momentem złapania mnie. - wyznała.
   - Wiem, musisz poczekać. Wiesz, że dobrze ci to zrobi?
   - Siedzenie w domu wrogów? Taa... na pewno.
   - Pomagamy ci, a ty nadal uważasz nas za wrogów? Wiem, że nie wyplenię w tobie zła, które zasiedliło się w twojej duszy od dawna, ale dziękować umiesz.
    - Tak, ale nie prosiłam o nic.
    - Ale dostałaś pomoc, więc powinnaś to docenić. Nie proszę o cię o szacunek, ale choć krztynę współczucia.
    - Wypuście mnie.
    - Jak nauczysz się z dobrego słownika.
________________________________________ 
Opadam z sił, serio. Dajcie mi ferie.
Ludzie! Już za 12 dni SW <3
DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH <3

NMBZW!

PS. Proszę o co najmniej 5 komentarzy, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać .__.