niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 93


                                                                       ~~Anakin~~

  - Brawo, Barriss! - pochwalił przyjaciółkę, gdy ta doprowadziła do zezłomowania kolejny krążownik. Niestety "Nie chwal dnia przed zachodem słońca". Dopóki nie będą pewni, że są już bardzo blisko zwycięstwa nie mogą się tak szybko cieszyć. Zostało jeszcze wiele do zniszczenia, a czasu zapewne co raz mniej. Nie mogli skontaktować się z Naboo, dlatego na razie królowa i jej podwładni muszą sobie sami poradzić. Najgorsze było to, że ludność liczyła na Republikę i zbytnio raczej nie wiedzieli, co się dzieje orbicie ich świata. Nie mogą zwątpić w pomoc Republiki w tej wojnie. Moc na pewno była z nimi.
  - Przydałby się jeszcze Obi-Wan. - powiedziała Ahsoka mając świadomość, że każdy ją słyszy, bo o to jej chodziło. Martwiła się o swojego niedoszłego Mistrza. Nie odzywał się odkąd pozwolili Anakinowi zostać. Od żołnierzy i rządu planety również nie było żadnych wieści. Zginąć nie zginął - tego była pewna.
  - Owszem. - przyznał jej Mistrz. - Na pewno weźmie udział w tej bitwie, lecz trochę później. Razem z Atari - dodał.
  - Pogodzicie się? - zapytała. Nie uzyskała odpowiedzi.
 Skywalker sam się zamyślił. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. On był gotowy przeprosić byłego mentora odkąd się przyznał, ale to od tego starszego zależało, czy zechce mu wybaczyć. Że też on mógł się zakochać, a ja już nie, pomyślał. Zachowanie Kenobiego według niego, było gorsze niż zachowanie baby w ciąży, chociaż o Padme nie można było nic złego na taki temat powiedzieć.
  - Proponuję by takie sprawy zachować na później. - odezwał się Koon.
  - To już mam dwie takie sprawy. - zauważył Wybraniec.
  - Ta z Atari będzie najlepsza. Chcę być tego światkiem. -skomentowała Offee.
  - Zrobię to wtedy, kiedy będziesz daleko. - odpowiedział Skywalker.
  - Wredny jesteś. - odparła.
  - Wybacz, ale to jedna z cech mojej osoby, z którą się przyjaźnisz. Ja mogę się z Tobą droczyć, inni już nie. - powtórzył swoje dawne postanowienie.
  - Polecam Ci nowe hobby na tę chwilę. - wtrąciła Ahsoka. - Bitwa o Naboo. - dodała.
  - Dobra, niech się to już skończy. Za mną. - polecił swojemu szwadronowi i ruszył w stronę kolejnego krążownika. To już za długo trwało.

                                                             ~~Asajj Ventress~~ 

  Ile jeszcze miała czekać?! Gniła w celi, a przecież dawno miało jej tam nie być. Czemu jej nie zabili? Czemu pozwolili jej żyć?
  Jej wspomnienia w ciągu wszystkich dni spędzonych w szarej klitce były dla niej już nudne. Wszystko znała na pamięć, aczkolwiek pocieszała się tym, że codziennie są nowe, a ona może zapamiętać naukę, którą nabyła będąc aresztowaną. Wielu rzeczy nadal nie umiała sobie wybaczyć, jak zaskoczenie przez jakąś mirialańską Jedi na opętaniu, jak poddanie się sile Maula i stracenie pamięci na wiele tygodni.
  Mała dziura w prawym rogu otworzyła się. Talerz i kubek uderzające o betonową posadzkę rozniósły wśród czterech ścian dźwięk i pozostawiły po sobie cichutkie echo. Dostawała trzy posiłki dziennie i nadeszła pora obiadu. Ten sam posiłek co zawsze wraz herbatą. Jedzenie mieli dobre, kobieta nie narzekała. Ochoczo jadła to co jej podano, nie stwarzała problemów, ale dla Jedi było to podejrzane.
  Obserwowali ją za każdym razem. Choć jej słowa były naprawdę wiarygodne i nie umiała się zbytnio odnaleźć w rzeczywistości, to uważali wszystko za podstęp. Była silna Mocą i mogła z niej korzystać, ale tego nie robiła. Jej oczy odznaczały, że jest w swoim świecie znajdującym się głęboko w umyśle i nie zamierzała z niego wyjść do końca dnia lub do pory posilenia się. Była uczennica Dooku wyglądała tak niewinnie! Zupełnie jak nie ona. Dużo o niej słyszeli. Na wojnie walczyła z wielką determinacją, jej twarz zawsze odznaczała złość i Ciemną Stronę Mocy, a teraz... a teraz nawet nie wyglądała na Jedi. Była jak kobieta po traumatycznych przeżyciach, a przecież to ona zabiła klony w ich domu.
  Wszyscy przesłuchujący znali prawdę, ale jeszcze się nie postanowili tej wersji przeanalizować. Nie było żadnych świadków. Co do Ahsoki żyjącej przez miesiąc, kiedy odeszła z Zakonu nic nie było wiadomo, ale zapewne Rada posiadała tę informację.
  Drzwi się odsunęły, a w nich stanął Mistrz Jedi, który cały czas ją przesłuchiwał. Jej wzrok zatrzymał się na nim i z trudem połknęła duży, nie dokładnie przeżuty kawałek potrawy. Patrzył na nią wzorkiem, który nie okazywał żadnej złości. Wręcz przeciwnie. Był dla niej miły.
 - To co mówisz może być prawdą. - zaczął.
 - A jednak mi wierzycie. - odpowiedziała.
 - Ja nie do końca, ale Rada chciałaby Cię przesłuchać. Wrócisz na Coruscant. - poinformował ją.
 - Super, cieszę się. Ale później mnie wypuścicie mnie. - kazała.
 - To już decyzja Rady, moja droga. Jutro wylatujemy. Nie próbuj żadnych sztuczek.
 - Nie chcę. - zapewniła go.
 Wyszedł. Została ze sobą. Może Ahsoka mi uwierzy..., pomyślała.

                                                            ~~Luminara~~ 

  Już niedługo wygramy...
  Od wielu dni przebywała na Kashyyyk walcząc przeciwko Separatystom wraz z Wookie i żołnierzami Republiki. W pewnym momencie wszystko się uspokoiło i pozwoliło im to na niezbyt długi odpoczynek, ale kobiecie to wystarczyło. Pozwoliła sobie na drzemkę, którą przerwał głos. Na jego dźwięk podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, po czym zaczęła się rozglądać. Nie wyczuła, żeby ktoś z żywych istot mówiących w basicu oddalała się od niej. Zdecydowanie nie był to żaden z klonów.
  Nigdy coś takiego się jej nie zdarzyło. Zaczęła wątpić, żeby powiedział to ktoś żywy. Wręcz przeciwnie. Bardzo ostrożnie stwierdzała, że mógłby to być jakiś Sith. Czy Sidious jest aż tak potężny?, pomyślała. Rozdzieliła się z Mistrzem Yodą przed trzema dniami. Czy mógł usłyszeć to samo co ona? A może jej się zdawało...
  Ponownie ogarnęła ją potrzeba snu, lecz tym razem silniejsza. Ułożyła się na lewym boku i zamknęła oczy.
  Zobaczysz jeszcze.
  Znowu... - przeraziła się. Nie było nikogo w pobliżu.
  Ponownie opuściła powieki. Nie chciała znowu usłyszeć głosu. Sercu też nie pozwoliła myśleć inaczej.
  Radzę Ci uwierzyć.
  Czy oszalała?
  - Zostaw mnie. - szepnęła. Nie chciała się bać. Nie mogła.
  Nie usłyszała więcej nic, nawet gdy ponownie zasnęła.
  Gdy się obudziła był ranek. Zastanawiała się nad tymi słowami. Co jeżeli to był naprawdę Sith?, zapytała samą siebie. Tak bardzo chciała, żeby był z nią Mistrz Yoda. Była czujna, ale również niepewna przyszłości.
   Zaraz po niej, żołnierze zaczęli się budzić, a po pół godzinie ruszyli w dalszy marsz, by odszukać Separatystów. Musieli wygrać tę bitwę.
___________________________________________
Tak, tak wiem. Ostatni wątek może jest z dupy >.<
Dedykacja dla:
Soni
Idki
Martyny

NMBZW!    

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 92


                                                                    ~~Ahsoka~~

 - Żyjesz! Czułam, że żyjesz. - krzyczała uradowana Ahsoka. Plo Koon żył, Moc w stu procentach z nim była i opiekowała się nim. W sercu znowu napełniła się pusta część jej serca. Koon żył i to się liczyło. To i jeszcze okropna bitwa, w której właśnie uczestniczyła.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Mała Ahsoko. - odpowiedział jej. - Ale teraz liczy się ta bitwa, nie zapominaj. Później będzie czas na rozmowy. - przypomniał.
 Jego nauki były dla niej cenne. Tak bardzo jej tego brakowała. Miała nigdy już ich nie usłyszeć, a jednak jest inaczej. Uczucie w jej sercu było przyjemne.
 Myśliwiec Skywalkera zanurkował lecąc za paroma sępami i spróbował wziąć ich na cel. Dla niego nie było to wcale trudne. Po paru chwilach ostatni z sępów został trafiony, a tuż za nim od strzału Jedi kolejny. Reszta co raz szybciej uciekała celując w myśliwce klonów, ale zanim jeden z nich zdążył oddać choć jeden strzał, Anakin zamienił je w istny złom.
 Gdzie indziej wśród licznych wybuchów i strzałów leciała Ahsoka, która miała na ogonie trzy rakiety. Wiedziała co to znaczy. Będą lecieć do puki ją nie zabiją. Jak najszybciej poleciała w stronę, gdzie leciał jeden z drodiów, by przeciąć się z nim drodze. W ostatniej chwili zleciała mu z drogi i nastąpił wybuch przez zderzenie się go wraz z rakietami. Dziewczyna uśmiechnęła się. Pojawienie się Mistrza Plo nadało jej otuchy. Mogła się już naprawdę skupić, choć daleko w niej tkwił problem z Padme oraz Atari i podchodził do jej myśli co raz szybciej, by tylko ponownie ją zdekoncentrować.
 Z głośników wydobywały się liczne dźwięki czyli między innymi; rozkazy, wiwaty, krzyki umarłych. Zewnątrz było słychać tylko wybuchy i ruchy statków.
 Przeklęta wojna, skomentowała w myślach Barriss. Często zastanawiała się jak jej przyjaciele mogli robić sobie z tego różne zawody. Dla niej to była istna rzeź, ale po części rozumiała ich poczynania. Mogli choć trochę się odstresować od ponurej rzeczywistości. Tym razem tego nie robili, bo jedna poszukiwana osoba wróciła, za to trzy pewnie nadal są w tarapatach. Od Obi-Wana nie było już żadnych wieści, co niepokoiło wielu osób, a zwłaszcza Tano i jej Mistrza. Tym bardziej jej Mistrza.
 Pokłócili się o dość ważną rzecz, na której nie ucierpi nikt prócz Ahsoki. To jej przyjaciele mają spór nie kogoś innego. Jakoś Barriss nie sądziła, że tej dwójce będzie zależało na tym kogo ona ma się trzymać, ale dla swojego dobra zamierza iść pod inną opiekę.
 Nie panowała zbytnio nad tym co robi, ale doprowadziła swój szwadron do najbliższego z krążowników Separatystów, by spowodować trzecią, dużą stratę u wroga.

                                                           ~~Atari~~

 - Zdolna kuzyneczka. - zaśmiała się Jedi startując jednym ze statków Zygerrian.
- Dziękuję. Tego akurat sama się nauczyłam. - pochwaliła się Amidala.
- Czyli w większej połowie dobrana para, bo w mniejszej to w niczym do siebie nie pasujecie. - odpowiedziała Padawanka.
 Obiecała sobie, że do puki Anakin jej nie przeprosi, nie zamierza przestać go obrażać. Podejrzewała, że do Ahsoki też się tak wydzierał na początku, ale teraz nie musi. W każdym razie, ona nie jest Ahsoką nawet, jeżeli pod wieloma względami są identyczne.
- Chciałabym być już na miejscu. Wiesz czemu? Byś wreszcie się na nim wyżyła i nie musiałabym tego wszystkiego słuchać. - poinformowała ze znudzeniem Padme.
- Z tym do Separatystów. Oni to wszystko rozpętali. - przypomniała dziewczyna wylatując z hangaru. - Mistrzu Kenobi? - zwróciła się do komunikatora. - Mistrzu Kenobi, słyszysz mnie?
- Tak, Atari? - odparł.
- Jesteśmy wo... - Statkiem zakołysało. - ... ostrzeliwane! - przeraziła się.
- Kradzież statku nie było zbyt dobrym pomysłem. - stwierdziła Senator.
- To pożyczka z pola bitwy. - usprawiedliwiła Orgeen.
- Jakbym słyszał Anakina. - odezwał się Obi-Wan.
- Nie porównuj mnie do niego, do póki mu nie nawrzeszczę w twarz. - odpowiedziała Dathomirianka.
- Nie wnikam. - postanowił Kenobi.
- Uwierz mi, nie chcesz. - zapewniła go Neberrie.

                                                                   ~~Apailana~~

 Wraz ze swoją służbą i wojskiem była ukryta w Świętym Miejscu Gungan. Choć było to najbezpieczniejsze miejsce w okolicy - jak i pewnie w na całym Naboo - to Separatyści mogliby je znaleźć i zabić wszystkich, choć Gunganie mają liczną armię. Nie była przygotowana na takie niebezpieczeństwo, choć gdzieś w jakiś umysłach było to przewidziane. Problem w tym, że ona raczej przeczuwała, że sytuacja sprzed trzynastu laty dała  im do zrozumienia, że mają się czym bronić. Nie była pewna jak dużo wrogów jest na orbicie i walczy z Republiką, ale chciałaby, żeby jak najszybciej mogła ich pożegnać z wygraną. Nie da się, choćby miała zginąć.
- Wasza wysokość, może jeszcze Twoja coś zjadła. Ty być blada, Pani. - zwróciła się do niej Gungańska kobieta. Królowa w przebraniu służki nie wypudrowanej twarzy i pomalowanych ust.
- Nie, dziękuję. Nie sądzę, żebym umiała coś przełknąć w tej sytuacji. Żołądek mi skręca z nerwów. - odpowiedziała.
- Rozumieć Twoja, ale Twoja nie może się zagłodzić. Do walki potrzebna energia. A zwłaszcza do walki z samym moja. Za niedługo być po wszystkim. W końcu Jedi z Armią wylądować planecie i wszyscy razem stanąć do walki. - przewidziała kobieta.
- Ale ile jeszcze to potrwa. - przerwała jej. - Zobacz na niebo. Teraz kiedy nadchodzi noc widać trochę więcej co się tam dzieje. Wszyscy walczą ile sił. Wylądują i też zero odpoczynku.
- Senator Amidala pewnie z nimi jest, a ona nie podda się tak szybko. - przypomniał Panaka.
- Żałuję, że to nie ona jest na moim miejscu. Na pewno wiedziałaby co robić. - odpowiedziała królowa.
- I tak dobrze się spisujesz, Wasza Wysokość. Poddani dobrze wiedzieli kogo wybierają.
- Twoja mieć rację, Kapitanie. - przyznała Gunganka. - Twoja zjeść. Pani. Twoja dobrze to zrobić.
 Zostawiając kubek herbaty i talerz z żywnością, odeszła by rozdać innym jedzenie.
 Apailana nie mając innego wyjścia zabrała się do jedzenia. Przeżuwając posiłek przypomniała sobie scenę śmierci matki. Choć wcale nie poprawiało jej to apetytu, cały czas o tym myślała. Czy chociaż dadzą mi ją pochować?, pomyślała z nadzieją. Miała nadzieję, że Separatyści nie zrobią zbiorowego grobu. Każdy powinien posiadać swój własny i być oznaczonym niż być w kupie niewiadomym.
 Zza krzaków wyłonił się jeden z mieszkańców podwodnego świata Naboo. Dziewczyna poznała go. Wyruszył na zwiad z innym gunganem, ale raczej tamten nie dotarł... O nie..., jęknęła w duchu.
- Dlaczego jesteś sam? - spytał Lyonie.
- Nasza się rozdzielić. Jego zestrzelić roboty. - poinformował go.
- Znaleźli nas. - zawyrokowała królowa.
- To się zdarzyć nie daleko. On być trup. Moja zdążyć uciec. - Ostatnie słowo wypowiedział ze smutkiem. Musiał opuścić kompana. To bolało.
______________________________________________
Wiem, wiem. Trochę przykrótkie :/ No, ale się poprawiam! Obiecuję. Teraz będę mieć kolejny cięższy tydzień, ale postaram się pisać tak często, jak tylko mogę :P Więc spokojnie, Kiwi wróci ^^ Za miesiąc wolne, będzie jeszcze lepiej.
Na razie spadam i pozdrawiam wszystkich gorąco.
Dedykacja dla wszystkich :* (Możliwe, że znowu, ale co tam x)) Ja wszystkich kocham :3) 


NMBZW!

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 91


                                                                      ~~Katooni~~

 Pojmowała wiele rzeczy, jak na jej wiek. Teraz odczuwała, że każda katastrofa dzieje się zbyt szybko, by chociaż na chwilę ochłonąć.
 Nawet ona; niegrająca zbyt dużej roli w Wojen Klonów, jako młodziutka adeptka, nie miała czasu odpocząć. Dopiero skończyła się Bitwa o Coruscant, nagle Palpatine okazał się Lordem Sithów, Rozkaz 66 i wielu nieżyjących Jedi, Mistrz Plo zaginął, a teraz zaatakowano Naboo.
 Sama nigdy tam nie była, ale słyszała wiele rzeczy o pięknej spokojnej planecie. Siedząc w bibliotece widziała parę zdjęć i czytała coś o tym świecie, ale to od Ahsoki wie najwięcej informacji. Chciałaby tam polecieć. Choć wiedziała, że jako Jedi mogłaby tam lecieć dopiero na specjalną misję, ale miała jakieś swoje marzenia. Jedną z nich było zobaczenie wszystkich planet w galaktyce... ale nie było to możliwe. Jednym z problemów jest bycie Jedi. Kolejnym jest to, że są planety, gdzie Jedi nie mogę się zbliżać, a nawet nie chcą.
 Nie miała o tym pojęcia, ale miała równie podobne marzenia do Anakina, kiedy był mniej więcej w jej wieku. W przeciwieństwie do niego, ona od najmłodszych lat jest Jedi i o wiele wcześniej nauczono ją, jakie planety były, są i prawdopodobnie będą zagrożeniem lub będą posiadać zakaz wstępu dla takich istot jak ona.
 Dla niego wstęp do Zakonu Jedi nie był tylko treningiem na tych, których osobiście podziwiał i chciałby być. Dla niego była to szansa zwiedzenia tych planet, ale - choć w późniejszym wieku niż Katooni - dowiedział się, że to nie jest możliwe. W treningu widział również nadzieję na uwolnienie matki.
 Spojrzała na chronometr. Skończyli już, pomyślała z uradowaniem biegnąc w wyznaczony kierunek parę godzin wcześniej. Klan Niedźwiedzi właśnie zakończył trening. W grupie młodzików znajdowała się jej o trzy lata młodsza przyjaciółka - Ashla. Gdyby nie bitwa o Naboo, Katooni sama by miała teraz trening, ale Mistrz, który miał prowadzić zajęcia został wezwany by pomóc w pewnych sprawach. Jej jako adepta nie powinno to zbytnio obchodzić i tak też było.
 Po powrocie Ahsoki z Yavina, dziewczynki widziały ją tylko parę razy. Wraz z Atari opowiedziały co się tam wydarzyło. Małe nie były tym zadowolone. Zwłaszcza Ashla. Ashla i wraz z Ahsoką były Togrutankami. Choć poznały się kilka miesięcy po rozpoczęciu Wojen Klonów zakolegowały się. Większość Jedi tak naprawdę nie znała szczegółów, ale większość podejrzewała, że one dwie to rodzeństwo. Tym dwóm to nie przeszkadzało. Tano opiekowała się młodszą i zgodnie z ideologią Jedi - były rodzeństwem.
 Skręciła w prawo i od razu zobaczyła sześciolatkę. Ostatnie metry biegła, więc teraz mogła już śmiało zwolnić do marszu.
- Nie nudziłaś się? - spytała z ciekawością młodsza.
- O dziwo nie. - przyznała z uśmiechem Tholthianka.
- Słyszałaś coś? - To pytanie zadawały sobie - zaokrąglając - już milion razy.
- Jak zwykle nic. - odpowiedziała zawiedziona. Były takie bezradne...

                                                               ~~Atari~~

 - Masz jeszcze jakieś zdolności, o których nie wiem? - skomentowała pytaniem Amidala niesamowitą pracę swojej kuzynki.
- Umiem prowadzić grupą, a że jesteśmy tylko dwie to niezbyt możesz teraz to podziwiać. - zażartowała w odpowiedzi.
 Musiały się stamtąd wydostać jakimś statkiem, ale wszystkie zostały dziwnie zabezpieczone. Na krążowniku były łącznie dwa hangary, a ich statek znajdował się w zupełnie innym miejscu. Najgorsze było to, że choć trochę umiała, nie ogarniała zbytnio tej plątaniny kabli i wielofunkcyjnych przycisków.
- Wiesz co? - spytała Jedi kompanki. - To co teraz nazywasz talentem, to wręcz przeciwieństwo. Twój ukochany mąż, który zarazem musi się nauczyć, że na mnie się NIE KRZYCZY...
- Nie schodź z tematu, Ati. Później się z nim posprzeczasz. Jak chcecie, to możecie się nawet pobić, ale mnie, Ahsokę i Barriss w to nie wciągajcie. - poprosiła.
- Z wielką chęcią ubiję mu mordę. W końcu i tak go kochasz mimo wszystko.
- Atari...
- Ale wracając do tematu: nauczył Ahsoki wielu rzeczy jeżeli chodzi o maszyny. Naprawianie, podrasowanie ich, wiedza o nich... No i w czasie naszego pobytu na Yavin, trochę mnie nauczyła o tym, ale TYLKO trochę. Tak więc... naprawiam to na oślep. - przyznała.
- Daj, ja spróbuję. - zaproponowała Senator.
- A jak Cię prąd kopnie? - spytała z obawą dziewczyna.
- To Ty mu kopniesz w zad. - zażartowała żona Rycerza Jedi.
- Jak znajdę... - mruknęła Dathomirianka.

                                                                  ~~Anakin~~

 Od dłuższego czasu nie było żadnej poprawy, aż wreszcie kolejny krążownik Separatystów padło, co wywołało radość u pilotów-klonów. Zdawało się, że najtrudniej było wreszcie zniszczyć ten pierwszy, a później reszta pójdzie gładko. Jeżeli wyliczyć różnicę czasu destrukcji jednego, a drugiego, to zdecydowanie była duża. Walka toczyła się dość długa, a o troszkę krócej trzeba było czekać na pierwszy punkt, który trzeba było "odfajkować na liście krążowników Separańców znajdujących się nad Naboo".
 - Możemy się trochę zbliżyć. - zameldował Yularen po czym wszystkie statki Republiki poleciały trochę w przód.
- Damy radę, chłopaki. - stwierdziła Ahsoka.
- I dziewczyno. - przypomniała Barriss.
- Ty się nie liczysz. - zażartował Anakin.
- Grrr... - poirytowała się jego przyjaciółka.
- Teraz jest koniec. - postanowił Skywalker.
- Chciałbyś! - odpowiedziała Mirialanka. - Obiecuję, że jeszcze się z Tobą policzę.
- Atari też chce, ale ona mi tego nie powiedziała w twarz. - powiedział Skywalker.
- Bo jej nie dałeś dojść do słowa? Ona Ci da popalić i w najgorszym przypadku pobić. A na moją i Padme pomoc nie liczcie. - ostrzegła Tano
- Chcę to zobaczyć. - zaśmiała się Offee.
- Oj tam, oj tam. - odparł Wybraniec.
 Udał, że się nie boi, ale tak naprawdę nie miał pojęcia do czego jest zdolna Atari. Może i na nią nakrzyczał, ale przecież nie chciała wykonywać rozkazu. Jego obowiązkiem było się nią opiekować, dlatego uważał, że powinna mu dziękować... w pewnym sensie... chociaż to nie jego wina, że wpadły w tarapaty. Kazał ją zabrać w bezpieczne miejsce. Przecież nie wiedział, że komuś zechce się je zaatakować.
 W każdym razie przeczuwał, że za zdenerwowaniem Orgeen kryło się coś jeszcze. Coś co po prostu kazało jej się wnerwić i grozić swoim zachowaniem.
- Kolejne krążowniki Republiki są już blisko - zameldował Admirał.
- Chwała Mocy. - skomentowała Ahsoka.
 Miała nadzieję, że co raz szybciej rozwalą resztę statków Separatystów. Za niedługo przyleci reszta. Uda się., pocieszyła się w myśli. Teraz kolejnym powodem do wygrania tej bitwy jest ujrzenie Atari i Padme, które są całe i zdrowe. Wierzyła, że nic im się nie stanie. W końcu jej przyjaciółka nad wszystkim panuje. Czternaście lat przyjaźni sprawiło, że znają się na wylot.

                                                              ~~Plo Koon~~

 - Generale, jest pan pewien, że chce pan lecieć? - zapytał Wolffe. - Przecież...
- Nic mi nie będzie, Komandorze. - przerwał Jedi klonowi, by go uspokoić. - Czuję się co raz lepiej.
- Rozumiem. Komandor Tano... - Celowo nie dokończył pytania, ponieważ wiedział, że Jedi tak czy siak zrozumie.
- Sam nie wiem. Nie wiem czy mnie wyczuwała czy nie, ale ja cały czas ją widziałam. Problem w tym, że nie umiałbym jej zostawić. - odpowiedział po czym wszedł do kokpitu myśliwca. Swojego nowego myśliwca.
- Zaczynam odliczanie. - powiedział, po czym wykonał wspomnianą czynność.
 Był lekko zaniepokojony. Już jeden klon o mało go nie zabił. Miał nadzieję, że Jedi nad tym pracują, że wyłączą to jak najszybciej by inni nie mogli ginąć. Tuż przed swoją katastrofą wyczuł śmierć wielu braci i sióstr. Dochodzenie w tej sprawie nie będzie wcale potajemnie, ale sądził, że to Jedi będą musieli prowadzić śledztwo. Przecież to oni są ofiarami.
- Naprzód panowie. - polecił i wraz z pilotami-klonami za sobą wyleciał z hangaru. - Możemy atakować. - powiedział do walczących wcześniej myśliwców.
- Mistrzu Plo! - krzyknęła Ahsoka.
______________________________________
Jest! ^^ Dzień dobry, dzień dobry! ^^ Czy ktoś też zarywał noc, jak ja? :P
Dedykejszyn for:
Sonia ♥
Wika :*
Brato-Wnuczka

NMBZW!

niedziela, 8 marca 2015

One-Shot "Koniec Przygody"


   Koniec wojny... koniec wojny!
   Tak bardzo chciał, żeby Qui-Gon mógł to zobaczyć. Zastanawiał się, jakby potoczyło się jego życie, gdyby on nadal żył. Jakby to wszystko wyglądało? Czy Obi-Wan nadal by utrzymywał kontakt ze swoim dawnym Mistrzem? Czy zaakceptowałby Anakina? Czy wtedy Ahsoka byłaby jego uczniem?
   Te pytania nurtowały go, ale wiedział, że taka jest po prostu wola Mocy. Brakowało mu osoby, która go uwolniła, ale był świadomy tego, że tak też jest dobrze. Jako mały chłopiec zrozumiał, że Obi-Wan mimo miłego przywitania, na Coruscant był przeciwko Skywalkerowi. Nie był ślepy i był świadom, że Kenobi wyszkolił go tylko dlatego, że Qui-Gon tak chciał i młody Rycerz Jedi tylko tak mógł podziękować tamtemu za wszelkie nauki i wypełnić ostatnią wolę Mistrza Jinna.
   A teraz?
   Teraz wszystko było w jak najlepszym porządku, choć mężczyzna musiał sobie to wszystko poukładać w głowie.
   Zaczął od początku wojny.
   W ostatnią noc przed wojną ostatecznie pożegnał swoją matkę. Choć zrobił to już dziesięć lat wcześniej, to teraz musiał pożegnać ją na zawsze. Obiecał, że ją uwolni. Zrobił to inny człowiek, który dbał o nią każdego dnia odkąd się pobrali, a on był daleko od niej. Nie mógł już jej pomóc. Nie mógł nic zrobić prócz patrzenia jak umiera co było wielkim bólem, jaki dotychczas spotkał.
   Przez ból dokonał rzeczy, która również prześladowała go przez ostatnie trzy lata. Wyciął w pień wszystkich Tuskenów wraz z kobietami i dziećmi. Czuł tylko gniew i chęć zemsty co prowadzi na Ciemną Stronę Mocy, a on opanował się dopiero po wszystkim...
   Wrócił na farmę Larsów. Próbował, ale nadal nie umiał wyobrazić siebie, jako dorosłego faceta w normalnych ciuchach, a nie w szacie Jedi, chociaż taki los miałby go czekać, gdyby nie został tym kim jest.
   Pochował ją i klęcząc nad jej grobem zaczął swoje kolejne zajęcie na resztę życia - obwinianie się za jej śmierć.
   Później nadeszło Geonosis. Przez trzy lata zastanawiał się jak taki masakryczny dzień mógł być jednym z najlepszych? Tuż przed bitwą Padme wyznała mu miłość, a później się wszystko zaczęło; walka ze zwierzętami, pojawienie się Jedi, kolejna rzeź, przybycie Yody na czele żołnierzy-klonów, pojedynek z Dooku, utrata ręki. Początek Wojen Klonów.
   Przez pierwsze dni przebywał w Świątyni przyzwyczajając się do protezy, która zastępowała mu pół kończyny. Później w towarzystwie Padme poleciał na Naboo i ożenił się z nią.
   Pasowali go na Rycerza Jedi.
   W następnych tygodniach walczył na Wojnie Klonów u boku byłego Mistrza szybko zyskując sławę w galaktyce jako Bohaterowie Republiki.
   Podczas jednej z bitew, która odbyła się na Christophsis, przydzielono do niego Padawankę Ahsokę Tano. Denerwowała go już na samym początku nazywając go dennym przydomkiem "Rycerzyk", pyskowaniem, nie słuchaniem... ale z dnia na dzień było co raz lepiej. Zaczynali rozumieć to czemu Moc ich na siebie skazała. Byli tacy sami i oboje musieli nauczyć się odpowiedzialności. Mistrz martwił się o ucznia, a uczeń o Mistrza, lecz w przypadku dziewczyny nie było to takie łatwe. Wybraniec może i był identyczny jak ona, ale tak naprawdę musiała się trudzić by go zrozumieć i dostosować się do jego zasad. Trochę po swojemu, ale ważne, że w ogóle tego dokonała.
   Trzy lata wojny ciągły się w nieskończoność, a gdyby popatrzeć na to w tej chwili, to bardzo szybko zleciało. Jeszcze niedawno się żenił, stracił matkę, dostał padawana, był pasowany na Jedi, a teraz... teraz będzie inaczej. Tylko jak to wszystko zacznie? Po trzech latach znowu zamierza żyć od nowa... jego życie miało parę takich momentów. Teraz miał rozpocząć się kolejny, a w duszy czuł pustkę...
   Jeden z jego życiowych rozdziałów zaczął się na Geonosis i Naboo. Przez trzy lata musiał ukrywać małżeństwo, które zapoczątkował ślub na rodzinnej planecie Naberrie. Teraz kiedy wojny już nie ma, tak naprawdę nie znajdzie się dla niego jakaś praca i nie zamierza ukrywać dalej swojego uczucia. Czy zapędziło go to na złą drogę? Nie - wręcz przeciwnie.
   Ale czy potrafi?
*****
   - Ahsoka! - Zawołał dziewczynę dobrze znany głos. Atari i Barriss próbowały ją dogonić, dlatego stanęła i uśmiechnęła się czekając aż dobiegną.
   - Gdzie idziesz? I dlaczego bez nas? - spytała z żartobliwym uśmiechem Atari.
   - Rada mnie wezwała. Pilna sprawa, więc... zamierzałam was później znaleźć. - odpowiedziała Tano.
   - W takim razie zaczekamy na Ciebie przy wejściu, byś nie musiała szukać. - postanowiła Barriss.
   - Dziś parada, za dwie godziny wylatujemy. - poinformowała Orgeen.
   - Pamiętam. Do zobaczenia potem. - pożegnała się wchodząc do komnaty Najwyższej Rady Jedi. Byli wszyscy członkowie Rady, prócz Obi-Wana i Anakina. Obawiała się najgorszego. Co się znów stało?. To pytanie przeszło jej milion razy przez głowę w ciągu kilku szybkich sekund, co przyprawiło ją o nerwowe mdłości.
   - Padawanie Tano. - zwrócił się do niej Mistrz Yoda.
   - Co się stało? Czemu nie ma Anakina i Obi-Wana? - Czuła, że zadając to pytanie nikt nie będzie owijał w bawełnę i szybko jej odpowiedzą.
   - Jest ważna sprawa dotycząca Ciebie. - podjął Windu. - Ty i Atari jesteście... macie wiele sprzecznych cech - dobrał słowa. - Obydwie jesteście takie same i przydzieliliśmy wam Mistrzów, którzy są dla was odpowiedni. Atari trafiła do Bultar by normalnie nauczyć się częściej tłumienia tych cech. Do niej trzeba potrzebnego podejścia ponieważ dużo w życiu przeżyła. Tobie wybraliśmy Anakina. Jedna z cech waszej trójki to nieodpowiedzialność. Cała wasza trójka jest podobna. Można postawić Cię wręcz na środku. Twój charakter działa tak jak Atari oraz Anakina. Ciebie i Anakina trzeba było nauczyć odpowiedzialności. Najlepiej poprzez drugą taką samą osobę. Jeżeli Cię to ciekawi, to Atari też jest bardziej posłuszna, ale ta informacja nie jest nam potrzebna w tej sprawie.
   Podczas tych trzech lat, nasze postanowienie co do waszej trójki przyniosło efekty, ale w tym momencie chodzi o Ciebie i Anakina. My... my mamy świadomość, że nadal działasz podręcznikowo i już parę lat temu zapadła decyzja, że będziesz się uczyć w jednej z świątyń, gdzie dokończysz swój trening Jedi. Przykro nam, Ahsoko. - Naprawdę było im przykro.
   - Rozumiem. - odpowiedziała tylko. - Kiedy odlatuję?
   Na twarzy Yody pojawił się smutek.
   - Jutro wieczorem, po ciszy po święconej Qui-Gonowi. - udzielił jej informacji, która ją zszokowała.
   - Jak to? - Dziewczyna była bliska płaczu.
   - Ty i Mistrz Kiyran wylatujecie tuż po zakończeniu. Naprawdę, wybacz nam, ale ta decyzja zapadła dawno temu. - powiedział łagodnie Plo Koon. Dziewczyna pokiwała głową.
   - Pójdę już. - zaproponowała.
   - Choć trudne to dla Ciebie jest, pogodzić się musiusz. Niech Moc będzie z Tobą. - życzył jej Mistrz Yoda.
   - Niech Moc będzie z Wami. - odpowiedziała wychodząc.
   Za drzwiami stanęła jak wryta. Przyjaciółki patrzyły na nią z obawą. Jeszcze nigdy nie widziały ją w takim stanie.
   - Wszystko w porządku? - spytała ostrożnie Offee.
   - To koniec. - odpowiedziała krótko. - Koniec wojny i koniec mojego treningu u boku Anakina. Lecę zająć Twoje miejsce, Atari... ale u boku kogoś innego. Zupełnie jak u Ciebie. - stwierdziła.
   - Tak po prostu? - zdziwiła się Orgeen.
   - Już dawno podjęli tę decyzję. Może gdyby nie wojna, pojutrze byśmy się spotkały. - Togrutanka spróbowała się uśmiechnąć, ale w ogóle jej to nie wychodziło. Tak naprawdę w środku czuła chęć rzucenia czymś tak, by się rozwaliło na milion kawałków. Ledwo umiała sobie poradzić z blokowaniem tego. Zastanawiała się kto to wszystko będzie musiał powiedzieć Anakinowi. Ona nie chciała.
*****
   - Padme, to powinno się dawno stać. - tłumaczył żonie Anakin.
   - Ja wiem, ale tak naprawdę nie chcę tego robić, rozumiesz? Nigdy nie chciałam Cię narażać na coś takiego. - odparła roztrzęsiona kobieta.
   - Klamka już dawno zapadła. - przypomniał.
   - Wiem. - powtórzyła. - A Obi-Wan? Ahsoka?
   - Z Ahsoką będzie trochę ciężej, ale nic jej się przecież nie stanie beze mnie. Jest jeszcze Plo. Wiem, że dawno miał ją już uczyć, ale Rada wybrała mnie.
   - Kiedy? - zapytała wracając na dawno zaczęty temat.
   - Jutro. - odpowiedział pewnie.
   - Już? - zdziwiła się Amidala.
   - A co? Mam czekać aż się sami domyślą? Niech się w ogóle cieszą, że ich raczyłem poinformować o moim życiu. - zażartował.
   - Masz racje, genialny plan. - zakpiła z męża.
   - No już. - podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach. - Nic się takiego wielkiego przecież nie stanie. - zapewnił ją. - Wybacz, ale muszę już iść. Do zobaczenia na Naboo.
   Pocałował ją na pożegnanie i wyszedł zmierzając ku Świątyni.
   Jakoś nie miał ochoty brać udział w paradzie. Nie lubił, jak tyle oczu się na niego gapi. Nie potrzebne mu było bycie Bohaterem Republiki. Wykonywał powierzone mu zadania najlepiej, jak tylko umiał.
   Zatrzymał się na lądowisku, gdzie czekał na niego już statek. Dzień wcześniej członkowie Rady i Jedi zostali przydzieleni do danego, wybranego statku. Anakin wraz z Ahsoką zgłosił się na pilota jednego z nich. Mieli z nimi lecieć Obi-Wan, posłanki Rady i jeszcze Atari wraz z Bultar.
   - Gdzie byłeś? - zapytał Kenobi.
   - Rex miał do mnie sprawę. - odparł. To było prawdą. Za nim poleciał do apartamentu Padme, Rex poprosił go o rozmowę w pewnej sprawie. Po za tym nie musiał się wcale tłumaczyć, co mu zajęło tyle czasu.
   - Kiedy lecimy? - wtrąciła Orgeen pojawiając się nagle.
   - Jak obiecasz, że pohamujesz swoje niedoczekanie, to może zaraz z nami polecisz. - odpowiedział.
   - Hej, a ty się nie cieszysz? Lecimy na Naboo! - przypomniała mu z radością.
   - Uważaj, bo w ogóle jej nie powitasz, jak będziesz za bardzo entuzjastycznie nastawiona. - ostrzegła Ahsoka. Jej twarz nie odznaczała żadnych uczuć prócz zakłopotania i ledwo widocznego smutku.
   - Co Ci jest? - zmartwił się Skywalker.
   - To z powodu rocznicy. - powiedziała szybko.
   Nie umiała. Nie umiała mu powiedzieć tego teraz. Nie chciała go opuszczać. Na początku nie byli do siebie przyjaźnie nastawieni, ale to była kwestia czasu. Zaprzyjaźnili się, ufali sobie, walczyli na tej wojnie od trzech lat! Nie łatwo było jej go opuścić na jedną bitwę, a tym bardziej na tyle czasu. Nie miała pojęcia kiedy wróci, kiedy znowu go zobaczy.
*****
   Każda pora na Naboo była piękna. Najbardziej uwielbiał tam noce. Mógł przypomnieć sobie dzieciństwo na Tatooine. W dzielnicy niewolników w nocy zawsze było cicho, światła były gaszone o odpowiedniej porze, nikt nikomu nie przeszkadzał w zaczerpnięciu snu, dlatego początkowo Anakinowi było trudno zasypiać na Coruscant, kiedy wszędzie było słychać szum silników, ale z czasem się przyzwyczaił. Gdy zdarzały się misje, nie pogardził ciszą w nocy raz na jakiś czas.
   Teraz nie korzystał z ciszy w okół niego. Dzielił pokój z Obi-Wanem, który postanowił pomedytować gdzieś na polanie, ale Anakina to nie wiele obchodziło. Siedział na parapecie, przy otwartym oknie. W okół panował szum drzew, wytwarzający lekki podmuch wiatru. Nie daleko było słychać wodospady. Wszystkie dźwięki wydawane przez przyrodę Naboo odprężały go, ale nadal nie umiał poskładać wszystkich myśli w całość.
   Jeszcze w południe minionego dnia czuł się pewny, że bez przeszkód sumienia przyzna się do złamania zasad Jedi, ale teraz; co godzinę, minutę, a nawet sekundę czas się skracał. Rano chciałby się przyznać, wziąć udział w paradzie, uczczenia poświęcenia Qui-Gona i odejść jak gdyby nigdy nic, chociaż to drugie mu się na pewno nie uda. Musi pożegnać osoby, które są dla niego ważne, a mianowicie: tylko dwie.
   Zastanawiał się co się dzieje z Padme. Chociaż było oczywiste, że spała to i tak się o nią martwił. Była niedaleko, ale dla niego wręcz przeciwnie. Przez większość swojego życia był daleko od niej... zbyt daleko, ale nie zamierzał ciągnąć dalej tego czasu. Chciał być przy niej cały czas i to się spełni.
   Nie pamiętał jak stracił świadomość i zasnął, ale po pobudce oślepiło go słońce, przez które o mało nie wypadł przez okno. Obi-Wana nadal nie było, ale gdy tylko "wszedł w bezpieczną strefę pokoju" pojawiła się Ahsoka. Była smutna i zawiedziona. Czyżby wiedziała?
   Myślała, że Rada mu przekaże mu tę informację, ale nic z tego. Sama musiała. Była zła i chciała, aby ta chwila szybko minęła.
   - Mistrzu, dziś ostatni dzień jestem Twoim Padawanem.
   - Jak to? - zdziwił się.
   - Parę lat temu postanowiono, że będę pod opieką Mistrza Kiyrana i miałam robić to samo co Ati. Widocznie zrobili wymianę. Mam lecieć dziś wieczorem.
   - Ja zamierzam wtedy odejść ze Świątyni. To mi trochę ułatwiło. - stwierdził.
   - Dlaczego chcesz odejść?
   - Jestem żonaty, Ahsoko. Życie w tajemnicy nie jest łatwe. I tak zamierzałem to dawno zrobić. Sądzę, że ktoś inny lepiej Cię nauczy.
   - Dlaczego tak sądzisz? Prawie całą wojnę walczyliśmy razem, zaprzyjaźniliśmy się. Nie chcę być Padawanką kogoś innego.
   - Nie jest mi łatwo Cię zostawić, Smarku. Na początku wydawało się to bardzo łatwo, ale później jest co raz ciężej. Życie ma wiele etapów i każdy się zacznie po czym skończy. Teraz nadchodzi kolejny w moim życiu. Twój również. Będę za Tobą tęsknić. - przytulił ją.
*****
   Stanął przed drzwiami do komnaty Yody. Bał się, choć nie powinien. Nawet nie sądził, że odwaga będzie mu potrzebna w takich momentach. Wiedział co mówił Ahsoce. Teraz przyszedł ten dzień, na który czekał trzy lata i jest bardzo trudny. Miał nadzieję, że prośba o zostanie na ciszy. Łatwiej by było zrobić to po tym wszystkim, ale też chciał zrobić to jak najszybciej. Wahał się. Przez trzy lata każde spotkanie było szansą, ale ich nie wykorzystał ich. Wyznaczył dzień i nie chciał go zmieniać, chociaż decyzja na przełożenia tego wydarzenie wydawała mu się bardzo kusząca.
   Skywalker, weź się w garść!, skarcił się w duchu. Właź tam!, rozkazał sobie. Zrobił to, czując coś na sumieniu. Nie umiał tego określić, ale podświadomość "chciała mu wcisnąć kit, że będzie żałował" Nie, odpowiedział pewnie swojej podświadomości. Postanowił, że w ogóle nie będzie jej słuchał, ale czy to nie będzie błędem?
   -Mistrzu Yoda? - odezwał się. Zielony, stary Mistrz siedział z zamkniętymi oczami medytując. Potrzebował spokoju by odpocząć od wojny.
   - Coś powiedzieć mi chcesz. - odpowiedział z wciąż zamkniętymi oczami. - Trapi Cię coś również. Słuchać Cię wysłucham. - Otworzył oczy.
   Jak dużo czasu potrzebował by wypowiedzieć trzy, krótkie słowa "Ożeniłem się, odchodzę"? Nie umiał określić ile się nad tym zastanawiał. Miał nadzieję, że nie dwie godziny lub więcej. A jednak trochę się bał.
   - Wiem, że zawiodłem, ale się ożeniłem. - rozszerzył prostą wypowiedź. - Chcę odejść.
   - Hmm... do przewidzenia twe uczucia do Amidali były. - Anakina zdziwiła ta wypowiedź. Wiedział? - Podejrzewać podejrzewałem. Że przyznałeś się, fakt ten mnie cieszy. Że błąd to był, też wiesz. Zatrzymywać Cię nie będę. Praw zbyt dużo nagięliśmy dla Ciebie. To czy Qui-Gon się pomylił nie wiem.
   - Mistrzu Yoda, mam do Ciebie dwie prośby.
   - Słucham Cię.
   - Pozwól mi zostać jeszcze do wieczora. Chcę zostać jeszcze na ciszy dla Qui-Gona jako Jedi. A druga dotyczy Ahsoki. Ja wiem, że dziś wieczorem musi odlecieć, ale proszę Cię, żebyś pilnował jej po powrocie nawet jak zostanie Rycerzem i pozwól jej się ze mną spotkać chociaż raz. Wystarczy się ze mną skontaktować, mogę wyruszyć w każdej chwili. Błagam. To są trzy prośby, ale dwie są w jednym. Pierwszej nie musisz spełniać, ale te dwie... proszę.
   - O Ahsokę martwię się również i pilnować jej zamierzam. O to się martwić nie musisz. Resztę spełnię. Zostać na paradzie również możesz.
   - Dziękuję.
   - Padawanem Twoim nie bez powodu była. Jak potoczy się to, wiedziałem. Odejść możesz, broń do wieczora zatrzymaj.
*****
   Dwór pałacu zebrał się w kapliczkę. Padme i jej dawne służki również się pojawiły. Poza kapliczką stał tłum mieszkańców planety, by ciszą uczcić poległych w czasie inwazji.
   Ahsoka stała za Anakinem. Na głowach każdego z Jedi znajdowały się kaptury płaszczy. Każdy miał spuszczoną głowę. Na drugi dzień miała odbyć się parada na cześć zakończenia Wojny (jak i na innych planetach) oraz na trzynastą rocznicę pojednania się z Gunganami. Wojna skończyła się w odpowiednim momencie, jeżeli chodzi takie imprezy.
   Obi-Wan dowiedział się tylko o Ahsoce, o Anakinie jeszcze nic. Skywalker miał nadzieję, że przyjaciel dobrze przyjmie tę nowinę, choć brzmiało to ironicznie.
   Oboje wyszli na środek, w miejsce gdzie kilkanaście lat temu paliły się zwłoki ich Mistrza. Dla Anakina był to niedoszły Mistrz, ale podczas tych paru dni, których się znali Jedi pomógł mu i wytłumaczył parę rzeczy, a co najważniejsze - Uwolnił z niewoli oraz dał nowe życie.
   Minęła godzina, wszyscy mieszkańcy odeszli. Jedi i dwór jeszcze zostali. Zaczęli rozmawiać, Ahsoka poszła z Atari, Barriss, Aaylą Securą na bok by porozmawiać. Skywalker i Kenobi usunęli się na bok by porozmawiać. Młodszemu zależało na tym, by tylko były mentor go słyszał. Inni teraz nie musieli.
   Były padawan Jinna przyjął informację swojego przyjaciela spokojnie i również obiecał zająć się Ahsoką, kiedy ta wróci. Na koniec powiedział, że jest z niego dumny.
   Parę minut później Obi-Wan żegnał się ze swoją niedoszłą uczennicą. Jej Mistrz był pogrążony w rozmowie z Padme, ale szybko się zorientował czego nadszedł czas i podszedł bliżej. Dziewczyna podbiegła i przytuliła się do niego.
   Koniec. Dziewczyna zaczęła płakać, co bardzo powstrzymywała.
   - Hej, będzie dobrze. - spróbował ją pocieszyć.
   - Czy jeszcze Cię zobaczę? - zapytała. Zmartwił się. To samo pytanie zadał matce trzynaście lat temu. Nie chciał popełnić kolejnego błędu.
   - Jeżeli zechcesz, dostaniesz zgodę na spotkanie ze mną. - odpowiedział tylko.
   Oderwali się od siebie i Anakin położył jej dłonie na ramionach.
   - Wybieraj mądrze, Ahsoko. Jestem z Ciebie dumny. Przepraszam Cię za wszystkie przykrości i dziękuję Ci za zaszczyt walczenia u Twojego boku. Jesteś najlepszą uczennicą, nie chciałbym innej. Czas na Ciebie. Niech Moc będzie z Tobą.
   - I z Tobą, Mistrzu.
   Przytulili się ostatni raz, odwróciła się i podbiegła do Jedi, który miał być jej nowym Mistrzem.
***Parę miesięcy później***
   Padme zrezygnowała z bycia Senatorem i wraz z Anakinem przenieśli się do Krainy Jezior. Tam urządzili pokój dziecku, który po narodzinach trzeba było od nowa urządzań. Powód tego był trochę zabawny - urodziły się bliźnięta. Luke i Leia. Dziewczynka była bardziej podobna do matki, a syn do ojca.
   Nie mieli pojęcia co się działo w galaktyce. Chociaż oboje mieli za sobą służbę dla Republiki, teraz przestali się tym interesować. Mieli spokój szczęście, a z dawnego życia pozostały tylko wspomnienia. Bez względu na to kim byli, ich dzieci będą żyły w spokoju.
   Anakin ułożył Leię do snu, która w międzyczasie się obudziła. Stanął przy oknie. Zachodzące słońce odbijało się w wodzie. Codziennie myślał o Ahsoce. Gdziekolwiek był, na pewno robiła to, co uważała za słuszne, nawet jeżeli komuś się to nie podobało. Z każdej sytuacji można było wyjść na kilka sposobów. Każda miała również swoją podstawową, którą większość się posługiwała, ale byli tacy, którzy sami znajdowali własne sposoby. On i jego była Padawanka byli jednymi z tych właśnie osób.
   - Tęsknie za Tobą, Smarku - powiedział przerywając ciszę. Te słowa kiedyś dotrą do jego uczennicy.
*****
   Przez większość swojego życia w Świątyni wolała studiować podręczniki. Nie przestudiowała wszystkich ponieważ; jeden - nie wszystkie były dozwolone, dwa - przez czternaście lat nie zdołała przecież wszystkiego przeczytać.
   Tutaj biblioteka również miała swoje działy i też były zapisy, które mogli czytać tylko Ci upoważnieni.
   Obok budynku znajdowały się sady oraz ogrody. Było też duże drzewo, które było centralnym punktem wyznaczonego miejsca "prywatnej zieleni".
   Dziewczyna podskoczyła i chwyciła się najniższej gałęzi drzewa, po czym zaczęła się wspinać wyżej, aż dotarła do odpowiedniej, a następnie na niej usiadła. W śród lekkiego szumu zielonych liści, wpatrywała się w zachodzące słońce. Tam, gdzieś w galaktyce, są jej przyjaciele. Chciała znowu ich spotkać. Było to łatwe, bo wystarczyło, że będzie w Świątyni. Ale gdzie zamieszkał jej Mistrz?
   - Tęsknie za Tobą, Rycerzyku.
_________________________________________________
Z okazji dnia kobiet, życzę im WSZYSTKIEGO DOBREGO! ^^ WENY!
Teraz tak. W 2013 2 marca, który wtedy przypadał w sobotę stała się dla mnie dla wielu osób zła rzecz. Mi wbito nóż w serce, ale to było 3 czyli w niedzielę rano. Ale...
2 marca, w godzinach wieczornych został wyelimitowany ostatni odcinek 5 sezonu TCW. Sezon miał 20 odcinków i w ostatnim Ahsoka odeszła z Zakonu... no przeryczałam tak naprawdę cały dzień, nie mogąc się pogodzić z jej odejściem i z tym, że naprawdę osobą, która za tym wszystkim stoi jest Barriss, którą strasznie lubię i wręcz się cieszyłam gdy poznały się z Ahsoką.
Wiem, że tu dziewczyny ryczały, ale na tak jakby rocznicę postanowiłam wstawić ten one-shot. Próbowałam zrobić coś, co nie będzie aż tak bolesne, ale będzie odzwierciedlało to rozstanie. Wieź między mentorem i uczniem jest silna, także...


Nie chciałam podjąć tego tuż nad notką. W czasie pisania one-shota po prostu stworzyłam notkę, która przy każdym momencie, które uznałam potrzebne - wytłumaczyłam. One-shot nie jest związany z blogiem po żadnym względem, nie będzie niczego podobnego i takie tam.
 

Wątek 1:
- Ahsoka nie odeszła z Zakonu. Cały czas walczyła u boku Anakina aż do tej pory
- Palpatine jest na swoim miejscu i nadal tworzy jakieś niecne plany dotyczące Anakina

Wątek 2:
- Atari od zawsze jest u Bultar. Historia jest podobna jak w fabule bloga. Po prostu Bultar podczas wojny musiała się z nią rozstać, ale utrzymywały jak najczęstrzy kontakt.
- Imię Mistrza zostało wymyślone na szybko. Wiem, że z dupy xD

Wątek 6:
- Uważam po prostu, że nie trzeba było rozwijać rozmowy Anakina i Obi-Wana. Sama informacja, że zaakceptował to wystarczyła. Skróciłam też  tego powodu, że był to one-shot skupiający się bardziej na Anakinie i Ahsoce.

NMBZW!

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 90


                                                                 ~~Ahsoka~~

 - Och, naprawdę? Dopiero pierwszy? - jęknęła niezadowolona dziewczyna patrząc na wybuchający krążownik Separatystów. Ciągnęło się to już dłuższą chwilę, a krążowników było i tak jeszcze trochę. Wiedziała w co się pakuje i że to jeszcze potrwa, choć nie pogardziłaby chociażby jeszcze dwoma w tym samym czasie wybuchami statków wroga. Nie miała pojęcia jaka jest sytuacja na powierzchni, ale chciałaby się tam jak najszybciej znaleźć by pomóc ludności Naboo.
- Nie marudzimy, nie marudzimy! Lecimy. - upomniała ją Barriss.
- Tak jest, Mistrzyni. - odpowiedziała żartobliwie młodsza i zauważyła jak dziwnie to zabrzmiało. Nawet po pasowaniu przyjaciółki nigdy się tak nie zwróciła. Nastąpił ten pierwszy raz, który tak naprawdę był dziwny.
- Żeby jeszcze mnie się tak słuchała. - mruknął Skywalker.
- Widocznie nie masz podejścia do dzieci. - zażartowała Offee.
- Ja jestem dziecko?! - krzyknęła Ahsoka.
- Drzyj się po niej, Ahsoka, drzyj. - polecił padawance z uśmiechem na twarzy Skywalker.
- Szkoda gardła. Po za tym jest zbyt dobrą przyjaciółką. - powiedziała Tano.
- O, patrz. Ten droid też jest fajnym przyjacielem. Leci dosłownie w linię strzału, tak jak ja chcę. Na nim można polegać. - stwierdził Wybraniec, po czym namierzył droida-sępa, a po chwili kawałki rozwalonego metalu poleciały gdzieś w wir walki.
- Ty jesteś aż tak samotny? Czyli Padme to taka przygrywka? - zgadywała rozbawiona Mirialanka.
- Tym razem Ci się udało. Dwa do... hmm... wielu punktów. - odpowiedział z satysfakcją.
- I tak Cię dogonię. Ale to tak, że przewaga będzie po mojej stronie, zobaczysz. - obiecała mu przyjaciółka.
- Taa...- bąknął.
- To z Padme nie było na serio. - uprzedziła poważnie.
- Wiem.
- Przynajmniej zapomnieliśmy na chwilę. - zauważyła Togrutanka.
- Owszem, Smarku.

                                                                      ~~Atari~~

 Biegła przez plątaninę korytarzy, które były istnym labiryntem. Może były podobne do tych, które znajdowały się na krążownikach Republiki, ale czuła się jakby była w jakieś bajce. Raz trzeba iść w tę, raz wewte. Czasem zdarzył się ślepy zaułek, gdzie była konsoleta. To była istna paranoja!
 Tak. Można było to nazwać paranoją, a nawet śmiertelnym labiryntem. Biegła przed siebie i zabijała Zygerrian osłaniając tym samym Padme. Na razie nie myślała o tym, że zabijała żywe istoty. Liczyło się dla niej by jej kuzynka przeżyła... no i tym samym dać też popalić swojemu "szwagrowi". Nie pozwoli na siebie tak krzyczeć, ale teraz: Bezpieczeństwo Padme.
 W pewnym momencie zatrzymała się przy jednej z konsolet.
- Nikogo na razie nie ma. Spróbuję się skontaktować z krążownikiem, bo... - Statkiem zatrzęsło -... bo nas też zabiją. - zauważyła.
- Spróbuję Cię osłonić. - powiedziała Padme.
- Nie. Nie możesz.
- Nie jestem umierająca. - przypomniała Senator kuzynce. Dziewczyna tylko westchnęła i zaczęła grzebać przy kabelkach.
- Komandor Atari Orgeen, do krążownika Republiki. - rzekła gdy nawiązała kontakt.
- Atari, tu Obi-Wan. - odpowiedział mężczyzna.
- Mistrzu Kenobi! - ucieszyła się. - Nie atakujcie tego statku. Jestem tu ja i Padme. Kazali nam się gdzieś ukryć, ale... spotkałyśmy dawnych przyjaciół.
- Tu Kapitan Rex. - odezwał się trochę inny głos.
- Rex? Co Ty tu robisz? - zdziwiła się padawanka.
- Kazałaś przysłać pomoc, Pani. - przypomniał.
- Leć szybko do krążownika! - poleciła mu Orgeen.
- Tak jest, Komandorze. - przyjął.
- Atari, wydostańcie się stamtąd jak najszybciej i również lećcie na krążownik. My ich wykończymy. - kazał Bohater Republiki.
- Dobra. - zgodziła się i pobiegła z kuzynką dalej.

                                                            ~~Palpatine~~

 Dalszą obserwację przebiegu kosmicznej bitwy nad Naboo, przerwał mu dźwięk komunikatora. Gdy tylko odebrał połączenie, stanął przed nim holograficzny obraz Dartha Maula. W ten czas przypomniał sobie, że wysłał go na misję, z której dawno nie dostał raportu. Zorientował się również, że w bitwie uczestniczą klony-piloci, którzy wykonują rozkazy Jedi, a dawno powinni zestrzelić swoich dowódców! Po raz pierwszy jego życiu i planach popełnił taki błąd nie przypatrując się takim rzeczom. Przecież poczuł śmierć pierwszych zabitych Jedi, więc zdziwił się czemu to nadal nie trwa.
 Ogarnął go wstyd, który zasłoniła wieczna nienawiść do Republiki i Jedi. Było to dobre, nie dał nic po sobie poznać, a tym bardziej swojego późnego zapłonu. Postanowił udawać, że wszystko ma pod jakąś kontrolą. A że udawanie od wielu lat szło mu bardzo dobrze, nie było to żadnym nowym wysiłkiem.
- Czemu Rozkaz 66 został wyłączony?! - zagrzmiał Sidious.
- Był. Musiałem lecieć na Naboo, bo Tarkin mnie wezwał. Kazałem jej wcisnąć odpowiedni guzik. Jedi umierali, a po chwili... wszystko ustąpiło. Wyłączyła to i dała się wsadzić do celi. Głupia baba. Czemu ona? - zapytał z wyrzutem Sidiousa.
- Jak śmiesz mnie oskarżać? Kazałem Ci byś ją kontrolował i nauczył, że tylko nam ma służyć. Co robiłeś przez ten cały czas, co?
- Próbowałem wypełnić Twój rozkaz...
- Widocznie niezbyt dobrze. - przerwał mu Lord Sith.
- Dlaczego akurat ona? - ponowił pytanie.
- Bo jak widzisz łatwo było ją kontrolować dla wszystkich prócz Ciebie. Nie da się polegać na Tobie. Sam nawet opętałem Barriss Offee i będąc dalej od niej ją kontrolowałem, a Ty nawet nie umiałeś słabej Dathomirianki przy sobie uczyć. Jesteś słaby.
- Jestem Ci potrzebny. Mam porachunki z Kenobim i Ty dobrze o tym wiem...
- Podczas tych wszystkich lat zgłupiałeś. Dałem Ci szansę, a Ty nadal jesteś głupi.
- Działam trzeźwo. Zabije Kenobiego.
- Nie zawiedź mnie. Masz ostatnią szansę, drugiej nie dostaniesz.
 Rozłączył się.
 Nie zamierzał się wiecznie nad nim litować, jak Dooku nad tą larwą. Był zbyt cierpliwy dla tej kobiety. Sidious nie zamierzał. Po za tym będzie miał nowego ucznia. Znacznie potężniejszego i posłusznego. Razem z nim zrobi z Republiki wielkie Imperium, jak to od wielu lat miał w planach.
 Wiedział też, że musi wytropić Ventress. Na pewno ją przesłuchują, a skoro się złamała to musiała pewnie im wszystko powiedzieć. Maul też zginie. Za nieposłuszne i złe zachowanie wobec niego. Nie zamierzał się z nim dalej cackać.
 Jeszcze została Barriss Offee. Dziewczyna jednak uwolniła się spod tego wszystkiego na szczęście bez żadnych wspomnień co do osoby, która ją tak załatwiła. Nie puści jej tego płazem. Miała wykończyć Ahsokę. Nie mógł pozwolić by jakiś smarkacz pokrzyżował mu plan. To, że odeszła załatwiła tylko jedną trzecią wszystkiego. Puki żyła, Skywalker dalej miał nadzieję. A jeżeli zginie, podniszczy się.
 Interesowała go jeszcze jedna rzecz.
 Otóż Atari Orgeen - według niego również smarkata dziewczynka, która "uważa się za byle bohaterkę, która uchroni Senator Amidalę" - wraz z Ahsoką Tano przyjaźnią się z dziewczyną, która jest dziwnie otoczona bardzo znajomą dla niego aurą. Wyczuwał w niej Ciemną Stronę. Nie była dla niego żadnym zagrożeniem - w końcu to tylko dziewiętnastoletni szczyl, ale była bardzo dziwna. Orgeen sama nie była lepsza. Po co Rada ukrywała przed nią prawdę jej całego życia?
 Nie śmiał się przyznać do tego, że nie ma pojęcia, ale zamierzał się dowiedzieć wszystkiego. W swoim czasie, który szybko nadejdzie. Jego zwycięstwo i życiowy cel były bardzo, ale to bardzo blisko. Jak nigdy.
__________________________________________
Dzień dobry! ^^ Powiem tak... mi się nawet rozdział podoba... co za cud! :D
Jest dłuższy i ostatnio piszę, krótsze, postaram się poprawić.
Także powitam Marzec tym rozdziałem! ^^ Za 19 dni Zbuntowana, afgsh *-* No a za niecałe 9... Nowe Gwiezdne Wojny ^^
Radość, po prostu radość! ^^
Z racji tego, że wraz z Marcem nadchodzi ciepło...
DEDYK DLA WSZYSTKICH! :*

NMBZW!