środa, 30 stycznia 2019

Rozdział 241


~~Obi-Wan Kenobi~~

[250 dzień piątego roku odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Przeróżne ptactwo tak bardzo drażniły jego uszy, że w końcu się wybudził z dość głębokiego snu. W części lasu, w której wcześniej się znajdował wraz z batalionu, nie były one na tyle głośne, żeby musiał otwierać gwałtownie oczy wraz z towarzyszącym mu rozdrażnieniem. To nie tak, że nie lubił przyrody czy coś, ale nie mógł dość długo zasnąć, a gdy w końcu mu się udało, to nie pozwolono mu na dłuższy odpoczynek.
       Mimo wszystko miał zaufanie do swoich umiejętności i trzeźwości umysłu, więc wiedział, że da radę. Pomimo pewności siebie i oddaniu samemu sobie, miał wrażenie, jakby był kompletnie bezsilny. Zawsze dawał z siebie wszystko, robił tak wiele dla swoich bliskich i Republiki i nagle głupie uczucie spędza mu sen z oczu.
       Próbował drzemać, ale cały czas miał ochotę otworzyć oczy, aby być gotowym na wszystko, co może stać się w najbliższym czasie, choćby chwili, kiedy nadejdzie niebezpieczeństwo. Chciał poderwać się z łóżka, aby walczyć z czymkolwiek, kimkolwiek, kto zechce go zaatakować. Lub jego bliskich.
       Po czterech godzinach tak nerwowego stanu w końcu zaczęły się szepty. Nasłuchując rozpoznał głos Padme i Anakina. Nie dokładnie umiało mu się rozszyfrować temat ich rozmowy, ale jemu to nie przeszkadzało. Dla niego najważniejsze było, że w końcu nie będzie musiał leżeć bezczynnie i zapomni o irytujących wrażeniach i zajmie się ważniejszymi sprawami.
       Podniósł się z łóżka.
       - O, ty też nie śpisz - ucieszył się Anakin.
       - Od paru godzin - przyznał Obi-Wan.
       - Nikt ci nie kazał tak wcześnie się budzić - zauważył młodszy.
       - Tak, ale włączyła mi się bezsenność.
       - To niezbyt dobrze - wtrąciła Padme. - Dasz radę w naszej kolejnej potyczce?
       - To nic takiego, przecież wiele razy dawałem radę.
       - Ale mieliśmy sporą przerwę - uświadomił byłego mentora Skywalker.
       - No tak, ale spokojna głowa. Pójdzie nam jak z płatka - zapewnił Obi-Wan.
       Następnie zjedli śniadanie, a potem wysłali swoich żołnierzy na zwiad, gdyby ktoś się przyczaił.  Z najwyższego drzewa, Anakin obserwował ich główny punkt - bazę zygerrian, którą rozbudowali, aby stworzyć oś militarną. Budynek główny miał służyć za siedzibę planety Endor. W magazynie przechowywali dość ciężką broń. Łatwiej trzymać było ją pod nosem, dlatego, że nadzorujące siedziby trudniej zaatakować. Tak samo z Coruscant, można próbować małymi grupkami, ale to ciężka praca. Z racji tego, że na Endor kompleks dopiero budowano, to istniała niewielka możliwość, aby poniesiono klęskę. Wystarczyło podłożyć ładunki.
       - Wyruszamy godzinę po obiedzie. Zdążymy to załatwić, jak najszybciej - postanowił ostatecznie Kenobi, kiedy wszyscy wrócili do ich wioski.
      Anakin wraz z Padme mieli przyłożyć ładunki do ścian kompleksu. Obi-Wan im ufał, bo na pewno zrobią to skutecznie, skrupulatnie i szybko.

~~Zygerrianie~~

[250 dzień piątego roku odwetu zygerriańskiego, Endor]
      - Generale, schowaliśmy ładunki jonowe w ziemię - zaraportowało dwóch zygerriańskich żołnierzy.
       Bomby jonowe, które opracowali zygerrianie, miały za zadanie ostateczne rozwiązanie problemu z nieugiętą Republiką. Owa broń powinna powodować zwarcie w różnych urządzeniach elektronicznych, blasterach, a w przypadku bomb - detonowały je, wszystkie naraz w pobliżu dwudziestu metrów.
       Naczelny generał wiedział co robi, od samego początku miał pewność, że Republika nie odwróci się od bezbronnego zwierzyńca z rasy Ewoków, a także wykorzystają to jako pretekst do przybycia i walki z zygerrianami. Zygerrianie obrali sobie za cel wybudowania tu bazy i stworzenia osi, więc chcą tego dopiąć, a jeśli nadejdzie taka potrzeba, to wybiją te puchate stworzenia. Bo czym mogły by pokonać zygerriańską armię? Kamieniami? Liśćmi? Gałęziami?
       Zabawne.
       Chcieli odnowić imperium, ale nie jako cień Rakatan, ale jako pewien sposób odwet. Rakatnie to dość skomplikowany czas galaktyki, kiedy to istniała Moc, którą Rakatanie władali. W pewnym momencie zaczęli tracić kontrolę a prawie w tym samym czasie zaczęła powstawać Republika, podkradła wszystkie dokumenty Bezkresnego Imperium, potem Jedi zniszczyli Gwiezdną Kuźnię i Jedi praktycznie stłamsili Rakatan przejmując ich wszystkie pojęcia o Mocy i przerabiając je. Rakatanie posługiwali się ciemną stroną Mocy, nie jasną. Dlatego według Zygerrian, Jedi zmieszali z błotem swoje korzenie.
       Więc zemsta.
_____________________________________
Heja ho! Ciężko wrócić po feriach...

NMBZW!

środa, 23 stycznia 2019

Rozdział 240


~~Ahsoka Tano~~

[250 dzień piątego roku odwetu zygerriańskiego, Coruscant]
       Ahsoka obudziła się o świcie. Nie planowała tego, przebudziła się sama z siebie, bo miała zamiar przespać dość długi czas. Bliźnięta miały wolne od treningów, należało im się po równych dwóch tygodniach pracy. Rada nie dawała im forów, wręcz przeciwnie - katowali ich, jak tylko mogli. Przez dziesięć dni* mieli parogodzinne treningi, potem nauki w archiwach. Jedyny luźniejszy dzień zdarzył się, gdy ich rodzice wyjeżdżali na misję. Z prośbą wystąpił Anakin i Obi-Wan.
       Dziewczyna próbowała zasnąć, ale skończyło się nad tym, że trzeźwość umysłu wygrała, bo od razu po otworzeniu oczu zaczęła rozmyślać, co zrobi z sobą akurat tego dnia. Do południa nie miała nic do roboty, w Senacie toczyła się debata na temat negocjacji z drugą stroną, aby oddali w końcu Ryloth. Ustawy przechodziły strasznie wolno, ale taka była istota rzeczy, nie dało się nic przyśpieszyć przez różnorakie uwagi płynące z wielu stron. Ponadto, codziennie dochodziły nowe pomysły, obowiązki.
       Rola Kanclerza to jedna z najtrudniejszych fuch jakie można wziąć na swoje barki, aż się wierzyć nie chciało, jak mały - szczerze powiedziawszy - mózg mógł pomieścić tak wiele rzeczy na raz i je przetwarzać. Ahsoka twierdziła, że gdzieś pod czaszką Aanga owy organ powoli już wybucha. Nawet Cereanie z wielkimi mózgami by nie wyrobili, więc... chciała się dowiedzieć, jakimi umiejętnościami dysponował Aang.
      Wstała i poszła do odświeżacza. Wzięła szybki prysznic aby zająć się czymś innymi niż gdybaniem na każdy temat, popadnie. Ciepła woda sprawiła, że kabina prysznicowa zaparowała, a Ahsoce zrobiło się przyjemnie ciepło. To jej ulubiony sposób relaksu i w tym momencie nie widziała innego wyjścia, jak odstresować się od bezradności. Miała dziwne poczucie, że nic nie zdziała tamtego dnia, że na nic się nie przyda.
       Po porannej rutynie wyruszyła do sali upamiętniających zmarłych, tych wybitnych, jak i tych, którzy zginęli tragicznie. Ahsoka namawiała Radę na umieszczenie tam tablicy z nazwiskiem Barriss. Nie mieli pojęcia co się z nią stało, jak zginęła, ale musieli jej uwierzyć, że tak po prostu trzeba. Poza tym, Offee przeżyła chwilową styczność z ciemną stroną Mocy na Drongar, gdzie musiała walczyć w konflikcie o botę podczas wojen klonów. Następnie opętanie, aż w końcu naznaczenie przez Mortis. To trzecie przemówiło za prośbą Ahsoki, dwa to błahe powody, które podała Radzie. Tak, jak sądziła - nie uznali ich za faktycznie dobre, lecz zgodzili się.
       No i tablica Plo Koona.
      Nie było dnia, kiedy by go nie wspominała. Nie chciała dłuższych refleksji, zawsze uciekała od tego, ograniczała się do chwil z przeszłości. Lecz dwieście pięćdziesiątego dnia stwierdziła, że musi to zrobić. Zastanowić się po raz kolejny, co zawdzięcza nieżyjącemu przyjacielowi - nie tylko te dobre, ale te przeklęte momenty, które wpędzały ją w pewnego rodzaju załamanie.
       Cieszyła się, że postanowił ją zabrać z Shili. Fakt, to jego obowiązek i akurat uczestniczył w ważnej misji oraz też skądś wiedział, że ma wziąć stamtąd dziewczynkę, bo jest wrażliwa na Moc. Tak też się stało, lecz... to, jaką ją opieką otoczył, było dla niej najważniejsze. Wielu padawanów miał, wiele dzieci odnalazł, lecz podobno z żadnym nie nawiązał tak silnej więzi, jak z Soką. Zawsze ją wspierał, dbał o jej bezpieczeństwo, zdrowie, naukę i postępy.
       Ale bycie Jedi, jak wszystko, miało swoje minusy.
       To, ile ją złego spotkało, zawdzięczała decyzji Koona. Choć zawsze mogła na niego liczyć, to nie zdołał jej uratować od zewnętrznych - z poza ich przyjaźni - czynników wyrządzających jej krzywdę psychiczną. Sama jego śmierć, wystarczająco wpłynęła na jej psychikę, musiał zostawić ją samą z tym wszystkim, zagubioną. Choć szczerze, sama przed sobą, przyznała, że nie powiedziałaby mu nic, to jego brak powodował, iż wmawiała sobie samotność i nieporadność. Co by zdziałał fakt, że by żył? Miałby swoje obowiązki tak, jak Anakin czy Obi-Wan, aczkolwiek, jego życie i obecność... Ahsoka nie potrzebowała więcej niż sama fizyczna bliskość. Uczucia i świadomości, że może zwrócić się z problemem o każdej porze dnia i nocy.
       Bo Plo Koon zawsze miał dla niej czas.
      Nie wpadła w paranoje rozmawiania do małego pomnika w kształcie prostokątu, lecz czuła, że może tak stać cały dzień. Bo samo czytanie nazwiska dawało namiastkę jego obecności, choć nikt jej nie dotykał, nikt do niej nie mówił. Może i Kel Dor dostał jakieś instrukcje od Qui-Gona, jak się pojawiać, znikać. Ale Ahsoka wiedziała, że Plo się nie pojawi, nawet sam Jinn tego nie zrobi, nie może i Tano nie chciała go więcej widzieć. Namieszał pomimo niezgody Ojca, poprzestawiał jej w głowie, a wystarczyło poprosić Ojca o jej dawne życie, bez konieczności problemów ze strony dawnego mentora Obi-Wana.
       To nie tak, że nie szanowała Qui-Gona, naprawdę była pod wrażeniem, że osiągnął taką potęgę, że jest w harmonii z żywą Mocą, dzięki czemu ma dodatkowe pośmiertne umiejętności - poświęcił wsłuchiwaniu się w nią większość swojego życia. Chodziło o to, że jego zbyt duża duma, chęć powrotu i choć trochę uratowanie przyszłości nie wyszło. Słyszała, jak stawiał na swoim, zawsze to miało jakiś zły skutek - jak wszystko, fakt, ale jego błędy zajmowały dość wysoki piedestał.
       Zastanawiała się czy jej niewyjaśnione uczucie, miało coś wspólnego z tym, co się dzieje po drugiej stronie.
       A może sam Qui-Gon znów coś kombinuje?
       Ktoś chce się odezwać?
       Ktoś chce się stamtąd wyrwać?
       Chyba że szykują dla kogoś miejsce.
       Jaką niespodziankę tym razem jej przygotowano?
________________________________________
*Jeden tydzień trwał pięć dni. Nie, że roboczy, CAŁY. Tak, jak u nas pełny siedem, tak u nich pełny pięć.

NMBZW!

środa, 16 stycznia 2019

Rozdział 239

 

~~Padme Amidala~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Nastał wieczór, w chatkach paliły się ogniska roznoszące ciepło po całej konstrukcji. Padme siedziała z podkurczonymi nogami przy ogniu. Appo dołączył do swoich braci, a Obi-Wan wraz z Aankinem poszli się przejść. Nie oddalali się za daleko, bo na wypadek gdyby ich zaatakowano, żołnierze szybko przybędą z pomocą.
       Amidala nie czuła się, jakby miała trzydzieści dwa lata, a dziewięć. Praktycznie była bezbronna i bezradna na to co się dzieje i tutaj wręcz niepotrzebna. Wrażenie, że zawadzała w tej misji, nie opuszczało jej na krok, aczkolwiek mogło to mieć coś wspólnego z faktem, iż próbowano zaatakować bliźnięta. Wspomnienie przesłanej wiadomości ze Świątyni cały czas rozbrzmiewało jej w głowie. Bliźnięta na pewno wiedziały co się stało. Jak bardzo musiały się przerazić? Bycie Jedi nie wykluczało wszystkich emocji, tak się po prostu nie da. Należało je tłumić, ale, żeby to zrobić, najpierw musiały się pojawić w danym momencie.
       Padme zastanawiała się co takiego złego zrobiła, że ją tak życie pokarało? Najpierw rodzina się odwróciła, potem zabrano jej męża, a teraz chcieli zabić dzieci, bo ich ojciec uciekł im z niewoli. Jakim kretynem trzeba być, żeby mścić się wolnoć? Jakim chorym fanatykiem niewolnictwa trzeba zostać, żeby tak terroryzować innych? Jak można wskrzesić to zjawisko na tak wielką skalę i z takimi represjami?
       Wyszła z chatki na most łączący inne mieszkalne budowy. Popatrzyła w dół i zauważyła Obi-Wana i Anakina. Wydawało jej się, że potrzebne są im te rozmowy, a konwersowali z sobą sam na sam tak często, jak tylko na to warunki pozwalały. Kenobiego zawsze lubiła bardziej od Qui-Gona. Zachowanie i decyzje starszego Mistrza wydawały jej się samobójcze, nieodpowiedzialne i zbyt spontaniczne. Cechowała go też zbyt duża pewność siebie, a to przecież  zawsze zawodzi. Może to jakiś atut u Jedi, ale zastanawiała się, jaki miałoby to wpływ na Anakina. Miała wrażenie, jakby dystans Obi-Wana pozwalała Skywalkerowi myśleń samodzielnie, podejmować własne decyzje i buntować się broniąc swojego zdania oraz widzenie świata. Przecież liczył sobie dziewięć lat, został zabrany od matki, którą tak strasznie kochał. Nie dało się go zmienić.
       Dlatego Padme go tak kochała.
       Nie podejrzewała przez te dziesięć lat rozłąki, że coś między nimi zaiskrzy i to jeszcze zaledwie parę dni, ale nie mogło to lepiej się skończyć. Ktoś powie, że można się tak wykończyć, jak udało się to zachować w sekrecie, jak udało się być wierną podczas tak długich rozłąk. Ale warto było czekać. Zawsze, nawet przez te trzy niewiadome lata.
       Nie mogła podjąć lepszych decyzji.
     Nawet kosztem rodziny. Jeżeli nie rozumieją, to po prostu z nimi jest coś nie tak. Gdyby faktycznie rozumieliby ją, jak zawsze twierdzili, to zaakceptowali by jej sytuację. Jedynie Sole próbowała jakoś to zmienić, wkuć im do głowy prawdę i racjonalne myślenie, martwiła się, kiedy Anakina zniewolono. A innych to nie obchodziło.
       Padme miała gdzie wrócić.
       Padme miała dla kogo wrócić.
       Więc wróci.
       Musi wrócić.
      Anakin wraz z Obi-Wanem po drabinach przymocowanych do grubych konarów drzew. Kenobi poszedł dalej, prawdopodobnie do aby dołączyć do swojego batalionu.
       - O czym myślisz? - zaciekawił się Skywalker podchodzą do niej. Podobnie jak ona, skrzyżował ręce równocześnie pozwalając im spocząć bezwiednie na prowizorycznych balustradach drewnianych mostów służących jako ścieżki.
       - O czym rozmawiacie - skłamała po części. Nie wypytywała Anakina o tematy jego prywatnych rozmów, to nie jest jej interes, nawet jako żony. Każdy z nich potrzebował swoich własnych spraw. Małżeństwo nie oznacza dzielenia się ze wszystkim z drugą połówką. Małżeństwo oznacza miłość, trwałość w niej, a nie wzajemne niewolnictwo. Fakt, że nie wiedziało się o wszystkim, nie jest wynikiem braku zaufania, czy kłamaniem, żeby kogoś martwić. Są sprawy, w których chcemy tkwić SAMI.
       - O tym, że jest ze mnie dumny i ustalaliśmy jutrzejszy plan. Jutro pójdę sam na zwiady. Wy będziecie zaraz za mną - odpowiedział.
       - Na pewno nie będziesz potrzebował pomocy? - Upewniła się.
       - A co? Chcesz iść? - Uśmiechnął się.
       - Niekoniecznie. Mógłbyś wziąć przynajmniej Appo - zaproponowała.
       Zastanowił się przez chwilę.
       - Może masz rację. Wolałbym ciebie. Pójdźmy oboje. Będę się czuć pewniej - poprosił.
      Padme to schlebiało. Nie powierzchownie, jak jakiś zwykły komplement, ale cieszyła się, że jest dla niego wsparciem i że cieszył się z jej obecności. Nie pochwalała wyboru jej osoby zamiast kogoś bardziej doświadczonego, jak żołnierza. Przez chwilę musiała to przemyśleć, czy faktycznie się zgodzić. A co jeśli coś zawali? Jej decyzja mogła naprawdę źle się skończyć, ale przecież wraz z Anakinem sobie ufali, znali się, uzupełniali.
       - Jeśli chcesz, mogę iść - zgodziła się.
       - Oczywiście, że chcę. - Pocałował ją w czoło.
       Podjęła decyzję.
       Nie było odwrotu.
       Więc tak się stanie.
__________________________________________ Proszę, przeczytajcie!
Od grudnia miałam przerwę w pisaniu, ale powoli wracam do pracy. Ponadto, zaczęłam jazdy, w piątek będę mieć trzecie, a weekend pełen osiemnastek. Zaczęłam ferie, dość leniwie, ale to się zmieni :)
Co do sytuacji w Polsce i tym co stało się w społeczeństwie... pewnie pomyślicie, że jestem strasznie załamana. O dziwo, moje problemy są na piedestale w moim życiu, więc nie za bardzo przejmuję się tym, co się stało, co nie znaczy, że nie jestem w pewnym sensie przerażona. Ten świat jest pełen zła i tak niestety zostanie :/ Mimo wszystko, nie potrafię przejść obojętnie w kwestii WOŚP-u i tego, jakie zmiany mają przyjść w organie zarządzającym całą organizacją. Łącze się również w bólu w sprawie śmierci prezydenta Gdańska.
Panie Adamowicz, niech Moc będzie z Panem!
Panie Jurku! Moc jest w Panu silna, więc niech Pan się nie poddaje! Zwalczył Pan tyle zła, więc na pewno uda się Panu zwalczyć i to!
NMBZW!

środa, 9 stycznia 2019

Rozdział 238


~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Po problemie.
       Kolejny raz.
       Po przybyciu Obi-Wana bardzo szybko uporali się ze zgrają Zygerrian, którym zaczęło brakować żołnierzy do walki. Asortyment się skończył i zaczęło robić się ich coraz to mniej, kończyło im się zaskoczenie. Lecz starty niestety niezaistniały tylko po stronie wroga Republiki. Anakin stracił jednego żołnierza, Obi-Wan dwóch. To i tak mało, ale każda strata klona to osobista, dość spora, porażka tak oddanych generałów Jedi, jakimi była ta dwójka.
       - Chyba spotkaliśmy się szybciej niż przewidzieliśmy - zauważył Skywalker.
      - To nawet lepiej. Nie ma więcej obozów w tych okolicach, ale namierzyłem główną bazę. Jest dwie godziny drogi stąd - wtrącił Cody.
       - Będzie dobrze strzeżona. Przydałby się najpierw ktoś kto tam pójdzie - wywnioskował Anakin.
       - Ja to zrobię - zgłosił się Obi-Wan.
       - I właśnie dlatego, że to zaproponowałeś, to pójdę ja - zgasił zapał swojego dawnego mentora młodszy Jedi.
       - Ach tak? - zdziwił się straszy.
     - Zajmiesz się asekuracją. Wyruszysz zaraz po mnie i będziesz czekał na rozpętanie burzy - nakazał Skywalker.
       - Kiedy wyruszamy? - zapytał Appo.
       - Jutro. Po południu. Skoro zauważą brak sygnału ze strony tych dwóch zespołów, pomyślą, że jesteśmy już w drodze. Będą czekać, zmęczą się. Rozkojarzonych łatwiej zaatakować. Oni nie grają czysto, więc my też nie będziemy. Krzywda psychiczna jest znacznie gorsza, a brak snu i wypoczęcia oddziałuje na nią - tłumaczył Wybraniec.
       - Zadowala cię to? - zapytała Padme.
     - Nie, ale nie mamy wyjścia. Myślisz, że będziemy musieli zrelacjonować wszystko? Można pominąć parę faktów - zauważył jej mąż.
       - Czyżby?
       - Liczyłaś ilu tu było Zygerrian?
       - Nie, ale mogę zaraz to zrobić, jeśli jest to konieczne - odpowiedziała niepewnie senator.
       - Kto by liczył ile ich jest? Nawet ty byś się pomyliła w obliczeniach, powiesz, że było ich sporo, walka zajęła nam trochę czasu, a skoro mogliśmy odpocząć, to czemu by nie? Poza tym, kto nas będzie sprawdzał, o której godzinie dokładnie nastąpił wybuch zwabiający nas w pułapkę? Właśnie. Będzie dobrze. Chodźcie - polecił Obi-Wanowi i jemu batalionowi. - Nasi mali koledzy na pewno z wdzięczności coś nam upichcili.
       - Próbowałeś ich potraw? - zainteresował się Kenobi.
       - Są zjadliwe i ciepłe, a to najważniejsze - odparł Anakin.
       - Jak sobie radzi 3PO w roli wodza?
       - Generale Skywalker, pozwolę sobie wtrącić - odezwał się Cody. - To prawda w kwestii droida?
       - Choć nam samym trudno w to uwierzyć, choć widzimy, to tak. To prawda - zaśmiał się Fives.
     - Na razie panikuje, że mu oprogramowanie nie pozwala na udawanie bóstwa. Biedny. Nie sądziłem, że kiedyś spanikuje tak bardzo - przyznał generał 501 Legionu.
       - Właśnie zastanawiałem się nad sprawnością jego obwodów w całej zaistniałej sytuacji - przyznał Obi-Wan.
       - Mam nadzieję, że nadal wszystko dobrze. Nie mam zbytnio części, aby go reperować. Powinien wytrzymać ten trudny okres - zażartował młodszy Jedi.

       Z życia można nauczyć się naprawdę wiele, na przykład tego, że najgorsza jest nieuwaga. W każdym jednym momencie życia.
      Jako dziecko, stajemy na klocku, bo go nie widzieliśmy. Boli. Wchodzimy na parapet i nie zauważamy, że dwa kroki w tył, a nogi napotkają przepaść.
       W czasie nauki nie zauważamy zadania, które nam powierzono. Nie odrabiamy go, dostajemy negatywną ocenę. Boli. Nie zauważymy jednego punktu na sprawdzianie, źle przeczytamy polecenie i dostajemy gorszy wynik. Boli.
       W czasie dorastania popełnimy błąd, na przykład w doborze ubrań. Potem nas obgadują za plecami i wyśmiewają. Boli.
       Potem jedynie nie zauważamy tego, co ktoś dla nas robi, jak się stara, co obiecuje. Wybieramy tę łatwiejszą drogę lub tę, w której zauważymy łatwiejsze rozwianie, układ. Jako lenie. Zapominamy, że trzeba przejść przeszkodę, żeby czegoś się nauczyć. Przez brak starania z obu stron, tracimy jedną osobą, nieważne czy mniej lub bardziej ważną. Boli.
       Każdy błąd boli, przeszywa serce, szpik, każdy nerw i daje się solidnie we znaki.
       Najczęściej przez nieuwagę.
      Nieuwagę można ożywić, bo jak dana osoba fizyczna, ma swój cennik. Pewną karę płacisz w zależności od sytuacji.
     Ile zapłaci wysłana na Endor grupa żołnierzy Republiki za niedopatrzenie włączonych komunikatorów u swoich ostatnich ofiar?
_____________________________________WAŻNE!
Napisałam wyraźnie, że rozdziały co ŚRODĘ!

NMBZW!

środa, 2 stycznia 2019

Rozdział 237


~~Ahsoka Tano~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Coruscant]
       Ahsoka leżała na swoim łóżku.
       Co chwile przewracała się szukając wygodnej pozycji, ale nie potrafiła. Czekała na chociaż jakąś wizję, bo była w stu procentach pewna, że Moc podpowiadała jej, aby obawiała się następnego dnia. Jakby nie mogła przegapić dokładnej godziny, z którą ma nadejść. Nigdy wcześniej nie przechodziła takiej męczarni, nawet podczas planowanych zamachów na Padme Amidalę, potrafiła zasnąć i zabić tym czekanie na nadejście kolejnych obrazów.
       Miała wrażenie, jakby to były tortury.
     A może to przez emocje spowodowane poprzednią nocą, kiedy to zaatakowano bliźnięta? Kwestia Ashli i jej nadchodzącego sprawdzianu na padawana? Ahsoka gdyby miała miano rycerza Jedi, to od razu wzięłaby ją pod swoje skrzydła już teraz, ale wybrała inną drogę. A co jeśli inni mają rację? Że dziwnie się uzależniła od swojego mentora? Cały czas wiedziała, iż po prostu sobie wmawia ten fakt, ale to, co czuła było to tak silne, że mantra powoli stawała się błaha i naprawdę wierzyła w konieczność pozostania uczniem Anakina.
       Dlatego teraz czuła się jak na smyczy.
       Co za ironia!
       Miała mistrza, który pozwalał jej na wszystko. Przecież to miano, to tylko kwestia niższości w społeczeństwie Jedi, Anakin traktował ją jak rycerza, osobę wolną, zależną wyłącznie od siebie samej. Nie musiała go pytać o pozwolenie, szła swoją drogą. Może i fakt, przecież tak było zawsze, bo się buntowała, ale teraz tego nie robiła.
       Chciała się uwolnić.
       Ale przecież nie mogła. Obiecała.
       Aż po śmierć jednego z nich.
      Podniosła się i chwyciła w dłoń komunikator. Przez parę minut biła się ze swoimi myślami - odkładała z powrotem komlink na etażerkę, a po chwilowym zastanowieniu, znowu brała go w dłoń i z zamiarem uruchomienia odpowiedniego kanału pozwalającego jej skontaktować się z Luksem. I tak w kółko.
       Aż w końcu zrezygnowała.
       To, że ona nie mogła spać, nie oznaczało, że miała budzić innych. Jej związek rozpoczął się parę tygodni przed wylotem Anakina na Endor. Żyła w tajemnicy, jak niegdyś. Nie dlatego, że chciała się na nim w jakiś sposób zemścić. Po prostu potrzebowała swojego małego, bezpiecznego świata. Z dala od wszystkiego innego co ją otacza. To między innymi odcięcie się od Anakina i jego życia, które przez ostatnie pięć lat zawładnęło jej egzystencją.
       Dokładnie tak.
       Egzystencją.
       Jej istnienie w owym okresie, to nie życie. Nie robiła dla siebie niczego. Fakt, mówiła, że robi to z własnej woli, bo tak była, ale zawsze czuła w tym jakiś obowiązek, spłatę długu i ogółem najwyższy priorytet swojego życia.
       Ale ten czas się skończył.
       Lux dał jej wolność.
       Własną wolę.
       Uczucie, że faktycznie w końcu myśli o sobie i to nie ona musi się kimś opiekować, tylko to ktoś dba o jej bezpieczeństwo. Jeśli nadejdzie czas Anakina, to pewnie znowu jej patrzenie na otaczające ją życie się zmieni. Pewnie znowu uzna za swój kolejny obowiązek pilnowanie dzieci, ale na pewno będą starsze, niezależne, ale wątpiła, że znowu nabierze to tak toksycznego charakteru. Ponownie się uodporniła, a tamten czas... to wybryk jej słabej psychiki, która nie zdołała poradzić sobie z innymi dość przytłaczającymi sprawami. Kto wie, czy sprawa Mortis nie wykończyłaby samego Mace Windu. Korun też miał swoje słabości.
        Każdy nosi maskę.
        Nawet tę, której wcale nie chcemy.
      Ale przecież musimy. Bo gdybyśmy pokazywali innym całego siebie, to stłamsili by nas w bardzo szybkim tempie nie dając szansy na obronę. Najważniejsze jest zaufanie komuś, ale na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. Przed najlepszym przyjacielem trzeba znieść WSZYSTKIE maski, niekoniecznie od razu - przecież wszystkich nie znajdziemy już pierwszego dnia. Wraz z dorastaniem przybywają coraz to nowsze, nawet nie potrafimy zarejestrować, które, kiedy i z jakiego powodu. Potrzeba ukrycia atakuje znienacka.
       Dlatego potrzebujemy kogoś u kogo poczujemy się bezpiecznie.
       Trzeba ściągnąć maskę, która blokuje dojście opieki. Trzeba się wyrzec czegoś, żeby zdobyć coś bardziej korzystnego. Anakin może zawsze ją mieć, jako dobrą przyjaciółkę, ale ona musiała trochę poczekać na Luksa. Nie tylko w sprawie dojrzenia do miłości, ale też z przyczyn zawodowych, społecznych czy nawet wojennych. Wojna atakuje każdego dnia, z każdej strony, dzieli rodziny, znajomych, przyjaciół, grupy i zespoły. Dzieli galaktykę.
       Żeby złączyć galaktykę w choć w jakiś sposób spójną całość, trzeba samego siebie pozbierać do kupy. Jak mamy brać się za naprawienie czegoś, skoro sami jesteśmy zepsuci?
       Jak bardzo zepsuta jest Ahsoka Tano?
_____________________________________
I witam was w nowym roku! Ja super go przywitałam, a wy?

NMBZW!