niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 66


                                                                       ~~Ahsoka~~

 Kolejne cztery dni mijały w szybkim tempie. Z godziny na godzinę była co raz bardziej wesoła; zdrowsza; powracały stare nawyki, mogła chodzić, stare nawyki powracały i jest to zasługa także tego obrzydliwego dla niej leku. Przez te cztery dni zmieniono dawkę. Piła ten lek co półtora godziny, ale nie pozostało jej nic prócz tego, by dalej go zażywać. Miała racje. Czuła się dzięki niemu i innym lekom - które też nie było zbytnio dobre - o wiele lepiej.
 Ostatnią noc miała spędzić w sali uzdrawiania. Następną w pokoju, który miała odkąd tu przyleciała i mogła wracać już do domu.
-Nareszcie stąd wyjdziemy.-powiedziała z ulgą togrutanka kiedy przyszła do niej Atari.
-Nie tak szybko. Mistrz Windu powiedział, że lepiej abyśmy były jeszcze tu tydzień. My dojdziemy do siebie, a oni będą mieli pewność, że nikt nie chce zaatakować ponownie Coruscant.-odpowiedziała jej przyjaciółka.
-Co proszę?-powiedziała z niedowierzaniem.-To jakieś żarty?
-Nie. Ale to nie jest najgorsza wiadomość. Anakin nic nie wie co się z Tobą dzieje.
-Jak to nie wie?
-Nie wie. Obi-Wan wie, ale nawet jemu nie wolno było przekazać tego Anakinowi. Nie wiem dlaczego.
-To mój Mistrz i jest tak jakby moim prawnym opiekunem, przecież powinien wiedzieć o tym wiedzieć.-Po tych słowach Orgeen rozejrzała się po sali czy czasem ktoś nie słyszy.
-Sithowie są w senacie, a Anakin cały czas pilnuje Palpatina, tyle że on wtyka Swoje palce w sprawy Jedi.
-Jak to? Nie może się w to mieszać.
-Tak czy siak to robi. Chce zwiększyć uprawnienia Anakinowi. Anakin jest zwyczajnym członkiem Rady mimo przepowiedni, a Palpatin z jakiegoś powodu, chce by Anakin był na takim "stanowisku" jak Mistrz Windu czy Mistrz Yoda.
- Co? On oszalał. I tak Anakinowi nie jest potrzebne bycie w Radzie. Jak on wszedł to mu to nie pasowało. Wiedział, że Mistrz Windu mimo tego, nie da mu takiego zdania jak ma na przykład Obi-Wan. Mistrz Fisto powiedział, że był przeciwko temu jako jedyny i nie mógł nic zrobić.
-Nie rozumiem. Dlaczego on cały czas ma coś do Anakina? Zazdrosny jest, że nie jest najmłodszym z członków Rady.
-Nie ufa mu po prostu i...
 Wypowiedź Tano przerwał dźwięk otwierających się drzwi do pomieszczenia.
-Wygląda na to, że wiecie kiedy wracacie.-stwierdziła z uśmiechem uzdrowicielka.-Zaraz weźmiesz leki. Jutro już ostatni ranek kiedy Ci przypomnę. Później będziesz brać przez dwa tygodnie to co Ci zalecę.
-Dziękuję.-W odpowiedzi Quarrenka uśmiechnęła się.

                                                           ~~Anakin~~

 Nie podobało mu się, że wysyłają Obi-Wana samego Utapau. Był trochę zawiedziony, że nie to jemu nie przyznali tej misji, ale musiał pogodzić się z decyzją Rady. Niestety zwiastowało to, że może oszaleć bez wieści o Ahsoce. Z jednej strony nie musiał zostawiać Padme ponownie, mimo że dawniej nie wiedział o dziecku. Ale teraz wiedział i nie chciał by została z tym sama.
 Szedł z Obi-Wanem przez koszary WAR. Nie odzywali się do siebie. Kroczyli w ciszy mając nadzieje, że ta bitwa będzie jedną z ostatnich. Jeżeli Kenobiemu uda się zabić Grieveusa, wojna bardzo się skróci. Wytropienie reszty Separatystów będzie łatwe.
-Będziesz mnie potrzebował Mistrzu.-odezwał się w końcu Skywalker.
-O... zgadzam się. Jednak może się okazać, że to pościg za dziką Banthą-odpowiedział były Mistrz.
-Mistrzu.-zwrócił się po raz kolejny Anakin do Kenobiego.-Rozczarowałem Cię.-zaczął-Nie byłem dość wdzięczny za Twoje nauki. Byłem arogancki, i za to przepraszam. Tylko tak mnie zirytowała Rada...-Kenobi uśmiechnął się lekko i rzekł:
-Jesteś silny i mądry Anakin. Jestem z Ciebie bardzo dumny. Uczyłem Cię odkąd byłeś małych chłopcem. Nauczyłem Cię wszystkiego co umiem, i stałeś się lepszym Jedi niż ja mógłbym kiedykolwiek marzyć.-Skywalker uśmiechnął się usłyszawszy słowa byłego mentora.-Ale bądź cierpliwy Anakin.-dodał.
 Wybraniec pokiwał głową.
  Kenobi zaczął schodzić po rampie ku krążownikowi typu Venator.
-Obi-Wan.-wymówił imię przyjaciela Skywalker. Trzydziestoośmiolatek zatrzymał się na dźwięk swojego imienia-Niech Moc będzie z Tobą.-dokończył.
-Żegnaj przyjacielu. Niech Moc będzie z Tobą.-odpowiedział i ruszył ku wejściu do krążownika.
 W czasie kiedy Krążownik startował, Wybraniec udał się do apartamentu Padme. Za nim zacznie się spotkanie minie dużo czasu. Sam nie wiedział po co tam idzie. Jej prawdopodobnie może tam nie być, ale tam będąc nawet sam, nie oszaleje. Kanclerz dał mu listę podejrzanych mu senatorów, w których nawet jest Padme. O Ahsoce nie dostaje żadnej informacji, plus Wysy wyczuwa ją bardziej niż on. Niestety jego nadopiekuńczość(Tsaa... xD) sprawiła, że boi się o Padme i dziecko. Nie dość, że nie powinna się przemęczać, to jeszcze jest podejrzana, bo jest w jakimś zbiorze senatorów, co nie podoba się zbytnio Palpatinowi. Nie ma pojęcia co już o tym wszystkim ma myśleć. Ale będzie silny. Uważał, że skoro do teraz dał radę, to i da sobie radę później.
 Wszedł do mieszkania Padme. Wyczuwał Obi-Wana. Był tam. Rozmawiał z nią. Było czuć ich echo, ale nie tylko ich. Było tam wiele osób. Można było wyczuć zapach bulionu hoi.
-Anakin wiesz, że nie możesz być tu o tej porze.-do salonu weszła jego żona. Trudno było wyczuć czy Amidala jest zła, czy zaniepokojona. Nie chciała, aby jej mąż podpadł Radzie. Nie chciała, żeby wydało się to prędzej niż po narodzinach ich dziecka.
-To co mam robić? Padme cały czas jestem albo przy Kanclerzu, albo w Radzie albo powoli tracę nerwy do tej sytuacji.-dopowiedział. Popatrzył się w bok szukając wzrokiem jakieś odpowiedzi.
-Cały czas żadnej odpowiedzi od Ahsoki?
-Nie. W ogóle.
-A Mistrz Plo?
-Nic. Nawet Obi-Wan.
-Może warto się go zapytać. Porozmawiaj z nim.
 Skywalker wstał i podszedł do żony. Żywą ręką dotknął jej brzucha. Uśmiechnął się.
-Myślę, że to chłopiec.-rzekła Senator.
-Ja stawiam na dziewczynkę.-Jedi uśmiechnął się szeroko i przytulił Amidalę.
-Muszę iść. Musze jeszcze coś omówić z Mon.
-Do zobaczenia później.-Skywalker złożył lekki pocałunek na pożegnanie.
____________________________________________
Czy tylko ja się tu gubię? xD Spokojnie. Za niedługo powinno się tu coś "dziać"
Na razie dedyk dla Wiki i Igi :*

NMBZW!

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 65


                                                                      ~~Ahsoka~~

 Od czterech dni dziewczynie nie przyśnił się żaden koszmar. Cały czas tak, jak przedtem po zamknięciu powiek pojawiał się ten sam, monotonny koszmar, który był już po prostu nużący. Nie przerażający jak kilka miesięcy temu. Mdlił już ją. Znała wszystko na pamięć. Każda sylaba; litera; słowo; zdanie; najmniejszy ruch, który był wtedy wykonywany. Wszystko znała i nawet jeżeli przestałoby ją to nękać, to i tak by pamiętała to do śmierci. Oczywiście nie wierzyła, że kiedyś do od tak ustąpi. Większe prawdopodobieństwo dla niej było takie, że zastąpi ją coś gorszego, a to jest kwestia czasu. Uznano, że wojna się kończy, ale Grievous już żyje. Mimo że cały czas ona i Atari przebywały w salach uzdrawiania, miały "kontakt z galaktyką". Wiedziały, że ten przebrzydły blaszak Separatystów uciekł i do póty będzie uciekał, na szybsze zakończenie wojny niestety nie ma co liczyć.
 Czuła się raczej dobrze. Co raz częściej bywały dłuższe chwile, kiedy w ogóle nie czuła bólu przez rany. Przez to co się stało nie uśmiechała się ani razu, dlatego Orgeen myślała, że zniknął na zawsze, lecz tak nie było. W czwartym dniu śmiała się jak zazwyczaj w szczęśliwych chwilach z przyjaciółką. Ból jej już prawie w ogóle nie dokuczał, ale malał i przyzwyczaiła się do niego.
 Już niedługo..., pomyślała optymistycznie togrutanka. Była już prawie. Maksimum będzie jeszcze musiała siedzieć na Yavin trzy dni. Bardzo podnosiło ją ta na duchu. Nie mogła już przebywać w pomieszczeniu. Blado zielone ściany, zaczęły już jej brzydnąć. Lubiła kolor oczy, ale nie mogła już znieść ścian, na które musiała patrzeć kilka dni. Patrząc na te ściany, zaczęła się zastanawiać czy Ashla i Katooni dowiedziały się o tym, co się jej stało. Miały prawo wiedzieć, ale były małe i znając je zaczęłyby się martwić, czego by nie chciała. Barriss nie wiadomo gdzie była, a Anakin... Atari powiedziała, że jest z niej dumny. Wiedziała, że postąpiłby podobnie. Każda bitwa, w której bierze udział, to wykorzystanie swoich umiejętności, które  w większości wyszlifował jej Mistrz. Była mu wdzięczna za to. To, że postanowiła wykonać taki ruch, to po części jego zasługa.
 Atari czuła się już w pełni sił, ale to nie oznaczało, że mogła robić to co zawsze. Pozwolili jej tylko raz wyjść z sali, by porozmawiała z Mistrzem Yodą w centrum komunikacyjnym. Taki "raport" sytuacji wymagał raczej dłuższej pogawędki, więc nie zdziwiłoby to Ahsoki, gdyby jej przyjaciółka przyszła później niż po dwudziestu minutach. Zapewne będzie się wypytywać o osoby, które są dla niej bliskie, jak na przykład Padme. Była na Coruscant podczas ataku. Ahsoka wiedziała, że to nie było dobre dla jej stanu. Zaczęła zastanawiać się, jak jej Mistrz zareagował na wieść, że będzie ojcem. Zżerała ją ciekawość. Wychowanie dziecka w tajemnicy i będąc Jedi to nie lada wyzwanie, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Anakin Skywalker. Wiedziała, że będzie dobrym ojcem, ale jej podświadomość zaczęła ją jakby ostrzegać. Wiedziała, że to nie jest byle jaka sprawa. Stanie się pewnie coś, co nie będzie dla niej dobre, ale...
-Pani Komandor! Wracamy do rzeczywistości!-Uzdrowicielka zaśmiała się.
-Przepraszam.-odpowiedziała Ahsoka.
-Pożerasz wzrokiem te ściany, jakbyś zobaczyła jakąś złą lub zaskakującą rzecz na bitwie.-stwierdziła kobieta.
-Dlatego nazwałaś mnie tym przydomkiem?
-Tak. Już niedługo wracasz na Coruscant i przyczynisz się do zakończenia tej okropnej wojny. A teraz weź ten lek.-Dziewczyna przyjęła bladożółtą ciecz, a następnie wlała go do ust i połknęła. Nie był on smaczny. Sprawiał, że twarz Padawanki wykrzywiła się w grymasie.

                                                            ~~Anakin~~

 Niepokoiło go to, że Rada tak zaczęła kontrolować Kanclerza. Człowiek, który rządził Republiką był jego przyjacielem. Tak wiele razy przebywał w jego gabinecie zwierzając mu się z problemów, którego dręczyły. Mógł tam siedzieć bez końca i rozmawiać z Palpatinem, ale nie mógł. Mieli oboje obowiązki i dni były krótkie, ale to nie o to teraz chodziło. Rada sądziła, że Kanclerz jest pod wpływem Sithów. Choć nikt tak w to na prawdę nie wierzył, że wrócili, to teraz musieli. Są zakłócenia w Mocy i Mistrz Yoda nie jest zadowolony. Jeżeli Sith był jednym z senatorów, to tym bardziej nie podobało się Anakinowi. Padme była w niebezpieczeństwie, a on nie chciał  by coś jej stało. Zaczął ogarniać go strach. Myśl, że może niespodziewanie stracić żonę i swoje jeszcze nienarodzone dziecko, przerażała go. Jeżeli Sithowie są na prawdę w senacie to prawdopodobnie Padme zginie, a on zapewne nie będzie mógł na to nic poradzić lub spóźni się. W każdym razie, nigdy sobie by tego nie wybaczył.
  Żadnych wiadomości z Yavin. W ogóle nie wiedział co się dzieje z jego Padawanką. Czuł jedynie, że żyje, ale tak to nie wiedział nic. Nadal żadnej informacji. Bardzo było mu żal Ashli i Katooni. Chodziły przygaszone. Sześcioletnia togrutanka nadal nie mogła otrząsnąć się po bitwie o Coruscant i martwiła się o swoją o jedenaście lat starszą przyjaciółką. Nie wiedziała co się dzieje. O Barriss też się martwiła. Skywalker sam martwił się o niewiele młodszą przyjaciółkę. Nie chciał, aby jej lub jego Padawance stało się coś złego lub spadł na nie jakiś ogromny ciężar. Już i tak już prześladowali je Jedi, za zamach. Rada niestety nie może tego powstrzymać. Nie mają na to wpływu. Offee zachowywała się bardzo dobrze. Nie zwracała na to uwagi. Udawała, że w ogóle nie obchodzi ją ich zdanie, lecz bardzo głęboko w sobie - tak by nikt nie umiał tego wyczuć - ukrywała to, że jest jej z tego powodu przykro. Zachowanie Tano w tej sprawie było lekką przeciwnością. Jeżeli ktoś powiedział coś w jej stronie o niej czy Barriss, od razu pokazywała na swojej twarzy złość, którą też trzymała w sobie.
-Mistrzu Skywalker!-Odkąd zaczął ponownie spacerować po korytarzach domu Jedi, nikt jak zwykle go nie zaczepiał. Teraz o dziwo zawołał go dziewczęcy, znajomy głos. Było w nim słychać nutkę szaleństwa, którego było masę we właścicielce głosu.
-Witaj Wysy.-powitał padawankę Wybraniec.
-Dzień dobry. Co się dzieje z Ahsoką?-spytała zmartwiona.- Przed chwilą wróciłam z misji, a wyczułam, że z nią jest coś nie tak i nadal to czuję.-powiedziała.
-Sam nie wiem. Jak to możliwe, że czujesz więcej Ahsokę niż ja?-spytał zdziwiony.
-Nie wiem.-Jej oczy dziwnie się poruszyły. Kłamała.
-Nie ważne. Sam nie wiem, mimo że powininem.
-Aha. Muszę iść. Od razu po powrocie pobiegłam Cię szukać. Niech Moc będzie z Tobą.-życzyła członkowi Rady.
-I z Tobą.-życzył jej Wybraniec, po czym różowo-włosa pobiegła przed siebie.
 Zaraz po tym, jak dziewczyna pobiegła, poszedł ku hangarowi, by polecieć do Opery Galaxies by spotkać się z Kanclerzem. Jakieś półgodziny temu dostał polecenie by przyjść tam. Kanclerz miał dla niego ważną wiadomość.
_________________________________________________
Krótko? Chyba nie :D Mam nadzieję, że w miarę. Za tydzień raczej nie będzie nn, ale gdzieś tak w drugim tygodniu na pewno ;) Z resztą... kto to wgl. chce czytać? .__.
Dedyk dla wszystkich bloggerów opowiadań SW i tych, którzy piszą blogi, które są po prawej stronie! :*

NMBZW! 

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 64


                                                                    ~~Ahsoka~~

 Zamiast pojawienia się kolejnych chwil procesu, które znała już wręcz na pamięć, przed oczami stanęło jej czarne tło. Poczuła mocny ból w kręgosłupie. Czuła się jakby ktoś stał za nią i rzucał w jej ciało miliony igieł. Padła na kolana, nie mogąc znieść okropnego bólu. Czuła się, jakby miała zaraz umrzeć. Zbyt bardzo cierpiała.
 Poczuła kolejny ból, lecz tym razem w lewym nadgarstku. Spojrzała na część ciała, która zaczęła ją boleć. Nadgarstek był owinięty bandażem, podobnie jak i nadgarstek jej przyjaciółki. Biały opatrunek zaczął zmieniać powolutku barwę na różową i z każdą chwilą coraz ciemniejszy kolor. Togrutanka przeraziła się i zaczęła odwijać biały materiał. To co się działo pod opatrunkiem, było przerażające; brzydkie; mdlące... Cała rana była powiększana, a krew leciała z niej obficie. Ahsoka prawą ręką zakryła sobie usta by nie krzyczeć i jednocześnie nie zwymiotować.
 Kolejny ból w okolicach kręgosłupa był o wiele gorszy. Z ust młodej dziewczyny wydobył się cichy jęk. Nie mogła już wytrzymać. Każdy moment bólu, był dla niej strasznie męczący. Niestety to nie był
koniec. Całe jej ciało ogarnęło uczucie wbijających noży. Nawet w twarz. Chciała krzyknąć, ale nie umiała jak. Zupełnie zapomniała jak to się robi. 
 Obok lewej ręki poczuła jakiś płyn. Z nadgarstka zaczęła lecieć obficie krew. Rana była jeszcze bardziej brzydka. Można było zauważyć, że zbiera się tam też ropa. Po chwili nadgarstek zaczął boleć o wiele gorzej niż jej całe ciało. Nie umiała stwierdzić czy czuła się, jakby odrywali jej rękę, cieli czy kawałek po kawałki szatkowali. Nie mogła znieść tak wielkiego bólu na raz i spróbowała po raz kolejny krzyknąć najgłośniej, jak tylko w tej chwili potrafi. O dziwo udało jej się. Krzyczała bardzo głośno...
********
 -Ahsoka!-odezwał się dziewczęcy głos, trzymając ją za ramię.-Dlaczego tak głośno krzyczysz?
-Sen. Ale to nie była wizja. Po prostu mnie wszystko boli.-wytłumaczyła togrutanka przyjaciółce.
-Nie wiem czy czasem połowy Świątyni tym snem nie obudziłaś.
-Która godzina?
-Prawie trzecia w nocy. Śpisz od dziewiętnastej.
-Przepraszam, że Cię obudziłam.-Padawanka Wybrańca zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że nie pozwala spać swojej przyjaciółce. Też dość ucierpiała, a ona ściąga ją z łóżka z krzykiem w ciągu nocy.
-Nic się nie stało. Zagrzać Ci herbaty? Ta jest już zimna.-zaproponowała Atari.
-Nie. Wypiję tą.-Po tych słowach wzięła od Orgeen kubek z resztą herbaty i zaczęła pić. Gdy kubek był pusty odłożyła go na miejsce i ułożył się wygodnie na łóżku.
-Dobranoc.-życzyła jej dathomirianka i sama położyła się do swojego łóżka.
 Ahsoka zamknęła powoli oczy, a pod powiekami pojawił się mrok, a następnie kolejna część procesu, która się nie pojawiła przedtem, przez "koszmar".

                                                              ~~Anakin~~

 Odkąd uratował Palpatina, co raz częściej gościł w jego gabinecie. Nadal uważał, że źle zrobił zabijając nie uzbrojonego Dooku. Wojna może i szybko się skończy, ale nie wolno mu było. Od początku wojny jego życie i rozmyślenia były skomplikowane. Złamał jedną z zasad Jedi dla małżeństwa i uważał, że wcale go to nie psuje, jak mówiła Rada. Według niego było wręcz przeciwnie, ale nie oznaczało to, że nie było mu ciężko tego ukrywać. Z jednej strony się cieszył, że łamie zakaz, by spędzić u boku Padme większość życia, ponieważ tylko ona go dobrze rozumiała, ale z drugiej strony musiał okłamywać Obi-Wana. W każdej chwili, w której przebywał ze swoim byłym Mistrzem, oszukiwał go. Oszukiwał wręcz każdą osobę,-prócz Ahsoki- którą spotkał, ale już niedługo. Koniec wojny był blisko, a on wiedział, że długo w Świątyni nie "posiedzi". Ale czy aby na pewno?
 Cieszył się, że wrócił na Coruscant, ale w tej chwili nie miał co robić, przez co zaczął kroczyć po korytarzach świątynnych uważając, że prawdopodobnie po jakimś czasie znajdzie jakieś zajęcie. Z Obi-Wanem spędził większość czasu, jak i większość swojego życia. Wiele mu zawdzięczał, lecz czasami drażniło go to, że mimo iż jest już Rycerzem Jedi, to jego przyjaciel nadal go kontrolował, upominał... wszystko było w pewnym sensie dla "jego dobra". Nie miało to dla niego zbyt dużego sensu.
 Szedł dalej przed siebie. Barriss przebywa od jakiegoś czasu na Felucii wraz z Zonderem, a Ahsoka... ze swoją padawanką miał mniej więcej taki sam kontakt, jak na początki kiedy przebywała na Kaliida Shoals. Nie miał pojęcia czy to Yavin nie informował Świątynie, czy to Rada nie chciała powiedzieć, czy w ogóle interesują się zdrowiem padawanki, która poświęciła życie dla zwycięstwa.
 Skierował się ku hangarowi, w którym był już dzień wcześniej. Mimo iż już wczoraj większość naprawił lub ulepszył, uważał, że może coś można będzie tam zrobić jeszcze. Nie mógł iść do Padme, która i tak jest w senacie, do którego poszło w duchu ucieszona. Skywalker nie popierał tego. Wyczuwał, że robi coś co nie jest dobre. Może mniej by się stresował, gdyby jej stan zdrowia był normalny, ale ona jest w ciąży. Nie chciał aby się przemęczała, ale nie chciał jej nic zakazywać. Najważniejsze dla niego jest by była szczęśliwa wraz z dzieckiem i żyła. W tym momencie to jest jego jedyna biologiczna rodzina.

                                                            ~~Ashla~~

 Cały czas miała przed oczami wielu adeptów różnych ras, którzy byli prowadzeni przez młodych Padawanów do bezpiecznego miejsca, w razie kiedy Świątynia miałaby być zaatakowana. Każdy adept był przerażony, mimo że kazano mu zachować spokój i wierzyć Mocy. Najgorzej mieli Ci, którzy są najmłodsi, ale nie tylko oni. Ashla bała się do tej pory. Nigdy jeszcze nie czuła takiego przerażenia. Bała się, że zginie tak młodo i bała się, że Ahsoka lub Barriss mogą zginąć. Jedynie co ją podniosło troszkę na duchu to to, że walczyły gdzie indziej. Od mirialanki nie dostali wieści od kilku dni, ale co innego z jej przyjaciółką tej samej rasy. Wiedziała, że coś jest nie tak, a potwierdziło to zachowanie Mistrza Skywalkera. Był zmartwiony, ale próbował to jak najlepiej ukryć przed nią, lecz na marne. Nie wolno było jej przebywać w pomieszczeniu, kiedy nadeszła wiadomość z Yavin. Dziewczynka nie mogła wyczuć, co tak naprawdę dzieje się z jej; o jedenaście lat starszą przyjaciółką. Była młoda, były daleko od siebie i jeszcze coś to wszystko zakłócało i mogło to być to, co chcieli przed nią ukryć.
 Siedziała na łóżku z podciągniętymi nóżkami pod brodę czując strach, który towarzyszył jej podczas bitwy o Coruscant. Siedziała tak do puki nie przyszła po nią Ymel.
-Hej. Nadal?-spytała dziewczynka. Wiedziała, że jej togrutańska przyjaciółka nadal się bała. Ymel jest jej drugą przyjaciółką zaraz po Katooni. Owszem, lubiła Sotri, ale to z Ymel zawsze utrzymywała lepsze kontakty, a później z Katooni.
-Tak. Krążą jakieś plotki o Ahsoce?-spytała z lekką nadzieją. Plotki nie były fajne i miłe. Wręcz przeciwnie. Plotki to najgorsza rzecz, ale teraz mogła wiedzieć co się dzieje z Ahsoką.
-Nadal to samo, ale usłyszałam, że ktoś coś mówił o Yavin, i że coś jest niemożliwe. Nie wiem o co bo nie usłyszałam dokładniej. Ale przecież nie mogę podsłuchiwać. To nie moja sprawa, nie?-powiedziała ludzka dziewczynka.
-Tak. Dziękuję Ci.-Na ustach togrutanki pojawił się uśmiech. Zamknęła oczy na cztery sekundy i otworzyła. Było widać, że była zmęczona. Cały czas się bała i mimo że nastała wielka bitwa o stolicę Republiki Galaktycznej, chodziła cały czas na treningi, lecz półprzytomna. Martwiła się o Ahsokę, bała się nadal... tyle myśli, obaw, nadziei i innych kłębiło się w jej główce. Można powiedzieć, że stawała się odpowiedzialna. Odkąd siedemnastoletnia Padawanka Wybrańca poleciała na Yavin, sześcioletnia adeptka zmieniała się z każdym dniem. Była bardziej odpowiedzialna; pomysłowa; odważna, ale z każdym dniem pojawiały się nowe lęki, nowe problemy dla niej.
-Chodź coś zjeść.-zaproponowała Ymel.
-Nie jestem głodna.-stwierdziła druga.
-Nie ma tak. Idziesz.-postanowiła brunetka ciągnąć przyjaciółkę za nadgarstek. To, że Ashla nie miała apetytu mało ją interesowało. Ona prawie w ogóle nie jadła! Dla dziewczynki to było niedopuszczalne. Nie pozwoliła by togrutanka się zagłodziła i postanowiła, że będzie robić wszystko co w jej mocy, by nie pozwolić na to, aby odmówiła posiłku. Były za młode.
___________________________________________
Nie wiem jak to mi wyszło. Proszę o wyrozumiałość. Tydzień był do bani. Dziękuję. Do widzenia.
Dedykejszyn dla wszystkich :)

NMBZW!