niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 60


                                                                     ~~Barriss~~

 Ahsoka poszła porozmawiać z Padme, a mirialnka kolejny raz spędzała czas ze swoją drugą przyjaciółką. Każdy jej dawny przyjaciel się od niej odwrócił, a nowi przybywali. Wolno i mało, ale przybywali, co podnosiło ją na duchu. Każdy nieznany Jedi, który jest po jej stronie, jest dla niej jej kawałkiem nadziei, która się właśnie tworzy. Lecz wszyscy nowi przyjaciele niestety nie staną na najwyższym podeście tak, jak Ahsoka z Atari. Mimo, że siedemnastoletnia togrutanka była najlepszą przyjaciółką Offee, to ta wiedziała, że nie zastąpi Ati. Dathomirianka była bardziej bliska Tano. Tak blisko, że mirialance było bardzo daleko według samej siebie.
-Barriss. O co chodzi? -spytała przyjaciółkę Orgeen. Siedziały w jej pokoju. Był inny niż tamte. W pokoju unosiła się dziwna aura, której nie dało się ani logicznie, ani normalnie wytłumaczyć.
-Nic. Myślę.-odpowiedziała beznamiętnie mirialanka.
-O czym?
-Nie ważne. To o czym myślę nie jest przyjemne do usłyszenia i dla mnie lekko.
-Hej. Jesteśmy przyjaciółkami, możesz mi przecież powiedzieć.-przypomniała jej dathomirianka dźgając ją łokciem.
-Właśnie mniej więcej o to chodzi.
-To oznaczy? Ej. Nawet jeżeli to jest wstydliwe to na pewno nic się nie stanie. Znajdziemy rozwiązanie.
-Chodzi o to...-zaczęła po chwili zastanowienia Barriss-...że mimo tego, że jestem dla Ahsoki jak siostra nie z powodu ideologi Jedi, tylko jako przyjaciółka, to Tobie miejscem nie dorównam. Znasz ją prawie czternaście lat, a ja tylko dwa i pół. Nigdy nie stanę na takim wysokim podeście jak ty, jeżeli chodzi o przyjaźń z Ahsoką. Zawsze będę na niższym.
-Czyś ty oszalała dziewczyno?-spytała z niedowierzaniem Atari.-Co ty wygadujesz? Chyba się od Chazera zaraziłaś. Nie jesteś na niższym poziomie. Jesteśmy na tym samym. Wiesz, że w przyjaźni nie chodzi o długość lat, ale o wiedze i zaufanie...
-Tobie bardziej ufa.-przerwała jej przyjaciółka.
-Nie prawda. Ufa nam tak samo. Jeżeli jesteśmy w temacie znania się, to ja nie widziałam jej cztery lata. Kiedy mnie nie było ty z nią byłaś. Nawet jeżeli chodzi o zdradę to nie zdradziłaś nas. Jeżeli znajdziemy tego, kto Cię opętał to go zatłukę. Nawet bezbronnego. I to samo zrobi Ahsoka i pewnie Anakin. Rozumiem, że masz niekiedy wątpliwości do niektórych spraw, jak każda osoba, ale nigdy nie zapominaj o tym. A jak już masz zapominać to przynajmniej przypomnij sobie najbliższych przyjaciół. Cokolwiek się dzieje, zawsze ja i Ahsoka jesteśmy z Tobą. A jak zrobisz jeszcze raz zamach, to wiemy, że to nie ty. Ty byś tak nigdy nie zrobiła.-Atari przytuliła Barriss po przyjacielsku, a ta odwzajemniła gest.

                                                             ~~Anakin~~

 Pierwszy strzał... drugi strzał... tysiące strzałów! Wszystkie leciały w stronę Republikanów. Oczywiście Ci nie byli im dłużni. Co chwila, jakiś separański automat nadawał się tylko na złom. Ale nie polegały tylko droidy. Klony także umierały.
 Wszędzie był kurz. Słychać było tylko wybuchy, strzały, rozkazy, krzyki umierających klonów. Dla Separatystów droidy były lepsze. Nie zależałoby im na klonach i w ogóle nie mieli by ich śmierć na sumieniu, w przeciwieństwie do Republiki. Według Dooku jest to nawet przydatne, bo wielu Jedi - w tym Anakin Skywalker - zrobiliby wszystko, jeżeli jakiś Klon byłby uwieziony, a tym bardziej oddany dowódca.
 Wybraniec odbijał strzała, a obok niego przelatywały pociski z broni Klonów. Walczyli mężnie o Republikę i nikt nie zamierzał się od tak poddać. Walczyli, ginęli, żyli.
 Dowódca szwadronu, który atakowała wojsko Konfederacji, był Odball. Pilot wiedział; jak, gdzie i kiedy strzelić w coś lub to po prostu wysadzić w powietrze. Podobne rzeczy robił właśnie teraz na tej bitwie.
 Strzelał w każdą separańską maszynę, która była na jego drodze, dając małymi kroczkami przewagę Republice. Co chwila ich strzały powodowały wybuchy i wielkie zniszczenia w maszynach Separatystów. Niektóre droidy, zostawały wysadzone przypadkiem, lecz to nie było ważne. Było ważne to, że było to małym zwycięstwem. Małem ale jakże wielkie dla Republikanów.
 Na wielu identycznych twarzach klonów, witały lekkie uśmiechy i przebłyski nadziei, która w tych czasach każda osoba ich galaktyki gości w sobie. Nikt nie chciał wojny i nadal nie chcą, ale ich planety podbojami Separatystów, są zmuszone w niej uczestniczyć. A co najgorsze; każda żywa istota, zwierzę, roślina są zmuszeni nawet, jeżeli żyją spokojnie nie przeszkadzając nikomu.
 Skywalker zakrztusił się tumanem kurzu kolejnego wybuchu.Chwile potem, dosłownie z nieba spadł obok niego Obi-Wan i zaczęli walczyć ramię w ramię, jak zawsze. Wiele wojen i przygód przeżyli razem, będąc zarówno Mistrzem i Padawanem. Każda kłótnia, która występowała pomiędzy nimi, wręcz umacniała ich przyjaźń, choć nie byli ze sobą do końca szczerzy.
 Odbili kolejne strzały równocześnie. Byli pomiędzy Rexem, a Cody'm, którzy strzelali w droidy. W swoich kubłach słyszeli, jak ich bracia giną i nic nie mogli niestety poradzić. Widzieli, że w każdej chwili mogą również zginąć, jak ich pobratymcy. Mają nadzieje, że zginą honorowo, a zarazem odważnie. Walczyli w tej wojnie bardzo długo. Wręcz od prawie samego początku i walczą teraz. Strzelając do droidów i niszcząc je. Nawet jeden zniszczony przez nich droid, jest już dla nich oraz dla wszystkich Republikanów małym zwycięstwem.

                                                           ~~Asajj Ventress~~

 W głowie wiecznie jej szumiało. Z sekundy na sekundę, miała tego dość. Nie wiedziała, że dla niej sekunda, tak na prawdę trwa dwie godziny.
 Wszystko bolało ją niemiłosiernie. Miała ochotę uciąć sobie każdą część ciała, która ją boli. Czyli prawie wszystkie. Wolałaby zginąć, niż czuć ogromny ból, który tak znienawidziła. Nigdy nie czuła się gorzej, niż teraz. Ten kto to zrobił maksymalnie przegiął. Jeżeli go znajdę, to zabiję!, pomyślała.
 Przekręciła się na na bok i jęknęła z bólu. Kłuły ją żebra w każdej ich części. Zacisnęła mocno zęby, mimo że wiedziała, że ból nie ustąpi. Czuła, jakby była w takiej sytuacji całą wieczność.
 Obróciła się po raz kolejny i nie tylko żebra - które wywołały teraz największe cierpienie - ją zabolały. Bolało ją pół ciała, a jak przełożyła nogi, czuła, jakby ją rozrywano, przez ci bardzo głośno krzyknęła. Niestety wywołało to jeszcze większy ból. Nie chciała. Nie chciała cierpieć. Błagała Moc, by ją ktoś jak najszybciej zabił. Nie wytrzymywała. Dała upust emocjom, a po chwili z jej niebieskich oczu, zaczęły spływać łzy agonii.
 Próbowała pozbierać przynajmniej najmniejsze siły, by ponowić próbę. Nie wiedziała co zrobiła źle, że ją aż tak ukarano. Owszem. Popełniła parę błędów, co do jakiś osób z niższych poziomów, ale byli to słabiacy, więc kto ją tak załatwił.
 Gdy miała już minimalne siły w sobie, wydarła się po raz kolejny najgłośniej, jak tylko zdołała. Gdy dźwięk z jej ust ucichł, usłyszała kroki. Stąpały po podłodze mocno i miarowo. Serce byłej Lady Sith zaczęło bić mocniej. Nie było w tej osobie ani okruszka słabości. Czuła nienawiść, gorycz, chęć zabijania...Ciemną Stronę Mocy. Kiedy otworzyły się drzwi, poczuła to jeszcze mocniej. Z ust osoby wyłonił się cichy syk, a następnie czuła jak do niej podchodzi.
_________________________________________
Ufff... myślałam, że nie zdążę :c Na prawdę nie miałam kiedy tego napisać, ale jest!
Moja wena ♥ <klik>
DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH BLOGGERÓW SW! ♥

NMBZW! 

piątek, 18 kwietnia 2014

One-shot "Wielkanocne przypały i gaciowate zające"

Za nim zaczniecie czytać, chciałabym was uprzedzić, ponieważ w tym o to one-shocie mogą się pojawić takie rzeczy jak: laptop, Jogowafel, żelki, Tymbark, FRUGO, japonki i możliwe, że muzułmanie... nie no żart. Ci ostatni się nie pojawią :D Ale uważajcie, bo to o-s będzie pokręcone, że cho cho...xD + Jest to pisane z perspektywy Ahsoki więc i może opisywać jak jakaś psychopatka na haju xD
 "Wszystkie podobieństwa do prawdziwych osób i zdarzeń są zamierzone i wynikają z czystej złośliwości"/Jaina Solo♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 O nie, nie, nie...NIE! Że jak niby od Świętego Mikołaja prezenty dostaliśmy, to od zająców już nie możemy?! Chyba Cię Winda pogrzało! Co ty sobie myślisz?! Nie ma tak! Zobaczysz! Jeszcze Cię tak załatwię z Anakinem, że będziesz na targu jajka sadzone własnej roboty sprzedawał! Ja Ci kurde dam brak prezentów od zająców! Ja Ci dam! Nie pozwolę, by Katooni i Ashla nie miały prezentów! Ty tu zarabiasz, nie one! Co z tego, że jak nam obiecał, było Prima Aprilis?! Mają dostać prezenty! I nie chcę słyszeć sprzeciwu!
 Cała Świątynia wczoraj poszła spać o wpół do dwudziestej pierwszej i wszyscy mają wstać do szóstej trzydzieści dziś. W tym momencie jest wpół do piątej, a ja maszeruje sobie od czwartej po naszym wielgaśnym domciu nudząc się bardzo!
-A wszystko te czarne oczy, gdybym ja je miał...-Usłyszałam za sobą. Obróciłam się. Mistrz Fisto i mój kochany, starszy braciszek, ledwo szli z wódką w dłoniach i śpiewali jakąś dziwnie ludową piosenkę. Byli nachlani, że ja nie mogę.-Czas jest życia krótki...napijemy się wódki!- zaśpiewali kolejną piosenkę.[KLIKAĆ LUDZISKA I NA FULA! xDD] Masakra normalnie. Postanowiłam iść po Ekrię. Tak. My tu mamy głupie odpały, ale nie chlejemy jak Wybraniec!
-Ahsoka!-Osobą, która próbowała mnie dogonić była Wysy. Była niska, lecz jeżeli ktoś, by ją wyzywał to dostaje automatycznie od Ekrii w łeb i nie powiem gdzie. A gdy poturbowany leżał na podłodze po glebie, patrzył w złote, rozwścieczone oczy Atari, co było okrutną torturą dla jej wroga.-Idziemy po dziewczyny?-spytała.
-Tak. Najpierw po Ekrie, później po Ati, Barriss i Mirleę.-odpowiedziałam.
-I po Chaza i Niro... a Lux?-spytała chytrze różowo-włosa.
-WYSY!-krzyknęłam na nią. Wiedziała co zaszło między mną, a Luksem na walentynkach. Wszystkie pięć to moje przyjaciółki i umieją dochować tajemnicy dlatego wiedzą. Po za tym, Mirlea ode mnie to wyciągnęła siłą! To jest jakaś zgroza. Na serio? No dobra ja rozumiem, że Ekria, Atari i od trzech tygodni Mirlea są zabujane, ale to nie oznacza, że mają mnie z Luksem zeswatać! Nie no, ja rozumiem, że chcą dla mnie chłopka, ale mnie do tego nie ciągnie! JESTEM ZA MŁODA NA MIŁOŚĆ! Na szczęście za mną nie latają chłopcy tak, jak za Anakinem baby! Co jest kurde no?! Za grosz szacunku dla samotnej! Bo twierdzą, że się czuję jak odludek i co z tego? Tak wiem. Pocałowałam Luksa, ale byłam pijana od bardzo wytrawnego szampana! Taka jest moja odpowiedź jeżeli chodzi o zeznawanie w tej o to dziwnej sprawie! Ja rozumiem, że Rada musiała pozwolić na związki po ostatniej imprezie walentynkowej, ale ja nie chcę!
-PIJEMY ZA LEPSZY CZAS! ZA KAŻDY DZIEŃ KTÓRY W ŻYCIU TRWA! ZA KAŻDE WSPOMNIENIE, KTÓRE ŻYJE W NAS! NIECH ŻYJE JESZCZE PRZEZ CHWILĘ!-No tego było już za wiele! Anakin i Mistrz Fisto przesadzali już oo prostu! Przecież to karalne! Czy jest chociaż jedna jedyna osoba w tej galaktyce, która umie go zastopować?! Przydałaby się! Na serio! RATUNKU! Potrzebuję psychologa!
-Dziewczyny!-ten głos to ja rozpoznam w całej galaktyce. Ekria ma znowu podjarkę. Będzie ciekawie.
-Miałyśmy po Ciebie iść.-poinformowała ją Wysy.
-Serio? Ja od trzeciej chodzę po Świątyni z Drake'm. To były takie piękne godziny.-powiedziała z rozmarzeniem bariolanka.
-Całowaliście się?-spytała beznamiętnie Ahsoka.
-I to nie raz-uśmiechnęła się zadowolona piętnastolatka Soka dlaczego nie masz chłopaka?-spytała z zażaleniem.
-SKOŃCZ Z TYM!-rozkazałam.
-Nie.
-Mówiła już, że nie Ekria.-powiedziała różowowłosa.
-Wysy, ale oni do siebie pasują!-zaargumentowała starsza.
-Nie pasujemy!-zaprzeczyłam
-Ekria zostaw ją bo jeszcze się wścieknie.-poprosiła ją Ati.-Podobno żeście się dziś nieźle lizali z Drake'm z tego co mi mówił Chazer.
-Skąd to wie?!-spytała wkurzona Ekria.
-Widział was. Niro Też. A no właśnie. Barriss i Mirlea dojdą za godzinę dopiero. Będziemy robić ozdoby. Chaz i Niro zaprosili Luksa. Aj.-powiedział Orgeen.
-Nienawidzę ich.-powiedziałam z pogardą
-Nie marudź. Patrzcie co mam.-Dathomirianka wyciągnęła z kieszeni dziesięć jajek od kur.-Wysy. Wiesz co robić.
-No ba! Ekria chodź.-Piętnastolatka wzięła po ramię przyjaciółkę i wskoczyły to przewodu wentylacyjnego.
-Kto jest naszym celem?-spytałam.
-Jak to kto? Rox-poinformowała mnie Orgeen i pobiegłyśmy przed siebie. Oczywiście Ekria nic nie wiedziała co szykujemy. Zemsta będzie słodka na Rox. Musiałyśmy to zrobić. Za Ekrie. Ta blondyna już po prostu przesadzała. Nasze motto w tej sytuacji brzmiało "JEDEN ZA WSZYSTKICH, WSZYSTKiCH ZA JEDNEGO!" Nie damy jej podrywać Drake'a. On jest Ekrii!
 Po pięciu minutach szłyśmy za naszym wrogiem. Wyczułyśmy, że ich dwie przyjaciółki już tam są. Wzięłyśmy jajka do rąk i zaczęłyśmy je rzucać we krótkie, blond włosy Rox. Jej włosy, były posklejane już po pierwszym strzale z jajka. Zamieżałyśmy rzucić w nią wszystkie jajka, kiedy Ekria i Wysy tarzały się pewnie  ze śmiechu w przewodzie wentylacyjnym.
-MROCZNY KOKTAJL NAJLEPSZY!-krzyknęłyśmy i zwiałyśmy czym prędzej. Rox powinna sobie zapamiętać, że jak zadziera z Ekrią to automatycznie zdziera z nami dwiema oraz Barriss, Mirleą i Wysy. A jeżeli przez nią się związek Ekrii i Drake'a rozwali, to po prostu ma przerąbane u nas. U wszystkich pięciu. A Drake chyba u chłopaków, ale Ekria nie chce. No cóż. Nie ma sensu się z nią przecież spierać.
 Pobiegłyśmy pod komnatę Fontann. Z przeciwnego kierunku biegły nasze dwie przyjaciółki, które jednak się tarzały w tym przewodzie wentylacyjnym. Gdy wszystkie cztery byłyśmy "w kupie"tarzałyśmy się po podłodze ze śmiechu. Powinni nam dać za to DYPLOM! Z podpisem Kanclerza od razu!
-E! Togrutański gołąbeczku! My już od Luksa wszystko wyciągnęliśmy kochasiu jeden ty!- krzyknął do mnie Chazer. Wściekłam się na niego, że najchętniej bym rozwaliła całą Galaktykę! Chwyciłam go za jego miodowe włosy. Jego czapka spadła, a zaraz po chwili Atari miała ją na głowie. Pasowała jej, ale ja byłam zajęta torturowaniem Chazera. Przegiął doszczętnie! Luksa też pobije za to, że nie pomyślał o tym, by chronić swoją głowę przed tym idiotą! Oboje mają bardzo przerąbane! Jeszcze nigdy nie byłam tak wkurzona! Nie zwracałam uwagi na prośby Chaza, bym go puściła. Należało mu się porządne manto za wykrzyczenie tego wszystkiego na całą świątynie.
-Ahsoka!- głos Motessa, był błagalny, ale ja nie odpuszczałam. Walnęłam go z całej siły z liścia, a później zaliczył kilka kopów w tyłek.-Ała.-powiedział, gdy skończyłam wymierzenie kary.-Dlaczego tak mocno?
-I came in like a wreaaaaaaaaaaaaaaaacking baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaall...!- krzyknęłam na całą Świątynię.
****************
  Wraz z Mirleą, Barriss i dziewczynami zrobiłyśmy sobie biwak przy świątnnym jeziorze. Zrobiłyśmy sobie jedno, wielkie posłanie z kołder, koców i śpiworów. Było super. Jadłyśmy JogoWafle, żelki, czekolady, piłyśmy Tymbarki, Mirindy, FRUGO. Miałyśmy jeszcze po swoim laptopie. Grałyśmy w Need For Speeda, Simsy i inne gry. Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy. Atari wymyśliła bitwę na poduszki co skończyło się tym, że trzeba było łowić jednego Jogowafla ponieważ Ekria je kochała, lecz nie bardziej niż swojego chłopaka. Oczywiście nie obeszło się bez fajnej muzyki. Świetnie się bawiłyśmy. Tego wieczoru była najlepsza impreza i nikt jej nie przebije.
  Nie pamiętam co mi się śniło, lecz wiem co mnie obudziło. Wilgoć. Ktoś mnie wrzucił do jeziora. Niestety nie wiedziałam kto ponieważ, usłyszałam wrzask Ekrii, który został wywołany przez to, że Drake'a na pobudkę ją wrzucił do tego samego jeziora.
  Nagle coś, a raczej ktoś, został wrzucony do wody. To Atari, która została wrzucona przez Chazera. Popatrzyłam na chłopaka wściekle.
-Hej! Ciebie wrzucił Lux.-powiedział roześmiany Motess.
-ZGINIESZ MARNIE SENATORKU!-krzyknęłam na niego wściekła.
-A BARAN MOTESS WRAZ Z NIM!-dodała także wnerwiona Atari.
-Ati...-zaczął niewinnie.
-NIE MA ATI! ALBO MI W PIĘĆ MINUT PRZYNIESIESZ SUCHE CIUCHY, RĘCZNIK, SUSZARKĘ I ODŻYWKĘ TO Z NAMI KONIEC IDIOTO!-powiedziała stanowczo i w momencie kiedy skończyła swą wypowiedź, Chaza już nie było ponieważ, pobiegł po to, czego żądała. No cóż... ma za swoje. Podpłynęłam do Ekrii.
-MOJE WŁOSY!-krzyknęła zrozpaczona.
-I NASZE!-krzyknęły reszta dziewczyn prócz Barriss i mnie, bo ja nie mam włosów.
-Barriss. A ty się nie przejmujesz?-spytała Mirlea.
-Nie. To fajne.-Po tych słowach zanurkowała.
-NA BOMBĘ! - krzyknął Niro i wskoczył do wody. Za nim wskoczył O-mer, Jinx i Drake, który popłynął do Ekrii.
-BURAKI!-krzyknęłam.
-Każdy wie, że je kochasz Soka.-powiedział Niro.
-Mówię o was Buraki!-W chwili kiedy to powiedział wrócił Chaz. Dość szybko wykonał rozkaz. Patrzył na nas ze smutkiem, ale po chwili krzyknął:
-KU GIGANT STUDNI!- Po chwili też był w wodzie.
-Narcyzek nie boi się zniszczyć włosów?-spytała wścibsko Wysy.
-I tak mam źle ułożone. Po za tym, to wczesny Śmigus Dyngus- powiedział rozbawiony.
****************
 Cała nasza paczka spotkała się po czternastej w jednym pokoju, gdzie chętni Jedi pomagali robić ozdoby na różne święta. Oczywiście był Lux. On... patrzył się na mnie cały czas. Nie. Nie patrzył się normalnie. Jak zakochany szczeniak, ale on był pełnoletni i był przede wszystkim człowiekiem. Nie mogę! Ogarnij się Ahsoka! Halo! To senator! Heellooo! Mirlea i dziewczyny nie mają racji przecież! OGAR!
 Kiedy wbijałam kolejną szpilkę, która miała przytrzymywać cekin przy styropianowym jajku, usłyszałam jak ktoś mnie woła. To Ashla i Katooni.
-Mistrz Skywalker i Mistrz Fisto kupił króliki!-powiedziała tholthianka, kiedy podbiegły.
-Chodźcie!-krzyknęłam do całej paczki. Niestety nie wszyscy się ruszyli. Dlaczego? Bo Ekria i Drake nic nie robili tylko się całowali i robili to, przez cały czas, a my musieliśmy czekać, zamiast iść zobaczyć.-RUSZYCIE TYŁKI CZY NIE?!-wrzasnęłam zła, przerywając pocałunek. NO NARESZCIE! Ileż można było czekać, aż się oderwią od siebie.
 Wreszcie pobiegliśmy do arboteum, gdzie przebywały zakupione specjalnie na święta króliki. Kiedy dotarliśmy, zobaczyłam z trzydzieści królików, które pasły się na trawie.
-Zgłupieliście?-spytała zdziwiona biorąc małego, czarnego króliczka do rąk. Nie miałam pomysłu na imię, więc na razie nie dałam. Był taki słodki [kilk] (*o*).
-Nie. Od kogoś musicie mieć prezenty. Po za tym już sobie jednego przywłaszczyłaś z tego co widzę.-odpowiedział mi mój mentor.
-Jest słodki.-stwierdziłam.
-Jak będziesz grzeczna, to możesz mieć.-Pokazał mi język.
-Ej! Byłam grzeczna. Cokolwiek powiedział  Ci Chaz to ściemniał.-powiedziałam szybko.
-To nie ściema, tylko prawda. Po za tym, należało mu się.-stwierdził z rozbawieniem.
-CO?!-krzyknął Chazer.
-No. W dodatku ten Wrecking Bal był trafny.-uśmiechnął się szeroko Anakin i wszyscy zaczęli się śmiać.
-Biorę tego królika.-powiedziałam.
-A ja biorę dwa i wsadzam do gaci Windu. Chazer i Ahsoka Wy idziecie ze mną.-powiedział mój mistrz. Wzięliśmy dwa króliki, które nikt sobie nie zaklepał i pomaszerowaliśmy w stronę pokoju Koruńskiego Mistrza.
********(w innej części świątyni)********
 Rox szła ze swoją "najlepszą przyjaciółką" przez świątynie zła, jak nigdy przedtem. Kilka minut temu doprowadziła swoje włosy do... tak jakby porządku. Niestety jej włosy się nadal kleiły od jaj. Była tak wściekła. Nie wiedziała kto jej to zrobił, ale ktokolwiek to jest, znienawidziła go na zawsze. Zabiłaby go najchętniej, ale zrobić tego nie zrobi, bo nie wie, że tym kimś są najbardziej chamskie padawanki w Świątyni, a jedna jest padawanką Wybrańca.
 Nie wiadomo skąd zaczęli lecieć gołębie i jajka. Niestety gołębie się wypróżniały na głowie Rox co nie było zbyt dla niej przyjemne.
 W wentylacji, brechtali się na całego Wido i Drake. To był taki bezcenny widok dla nich. Ich największy wróg został pokonany przez jajka i odchody gołębi. To było takie piękne.
 Rox zaczęła piszczeć i uciekać, a wraz za nią pobiegła jej przyjaciółeczka. Chłopcy wrócili pośpiesznie do arboteum, by zająć się królikami i powiadomić, że misja została wykonana.
 *******(3os.)*********
 Po cichu weszli do pokoju Koruna. Nie było go.
-Wywalcie mu wszystkie ciuchy i połóżcie na nich króliki.-polecił Skywalker. Zaczął wyrzucać jego bieliznę. Znalazł tam bardzo różne wzory. Jedne gacie były w serduszka, drugie w kwiatuszki. Jeszcze inne były jednorożce... no po prostu raj dla wesołości ponurej osoby.
-Serio? On coś takiego nosi?-spytał Chazer patrząc na stertę bielizny Koruna.-To jest piekło dla tych króliczków!
-Hej. Powścieka się i je odniesie bezpiecznie.-poinformowała go Tano.
-Ale i tak to piekło.-stwierdził Motess.
-Ciesz się, że to nie brudna bielizna.-powiedział Skywalker.
-Zajmuję się dalszymi "porządkami".-powiedział wywalając kolejne rzeczy z szafy Windu.
 Po jakiś dziesięciu minutach wywalili wszystko z szafy i położyli na stercie ciuchów króliki. Niestety jeden wypróżnił się na jego majtkach, które były prawdopodobnie ulubione ponieważ, na metce pisało "U. ♥"
-Jak chcecie to wracajcie do swojej bandy. Ja muszę już iść. Zrobiłem swoje.-powiedział Skywalker i gdzieś polazł, ale to już jego padawankę i jej przyjaciela nie obchodziło, więc poszli do Arboteum.
****************
 Zastał swoją żonę śpiącą na kanapie. Bez namysłu poszedł do odświeżacza i  zaczął lać wodę do wanny. Oczywiście zimną. Czekał jakieś dziesięć minut zanim się wanna napełniła się lodowatą wodą. Poszedł do salonu i delikatnie wziął Padme na ręce, a później zaniósł do odświeżacza i bez namysłu wrzucił ją do tej wody.
-Śmigus dyngus Skarbie.-powiedział Skywalker robiąc charakterystyczny dzióbek, po czym zaczął uśmiechać się szeroko.
-Ja Ci dam "Skarbie"! Poślubiłam idiotę!-krzyczała Senatorka.
-Oj tam, oj tam.
-Powiedz tak jeszcze raz, a spotkamy się w sądzie na rozprawie rozwodowej!
-Co ty się na żartach nie znasz? Jesteś za bardzo poważna!-Skywalker strzelił focha. Amidala chwyciła go za włosy i włożyła mu głowę do wody.
-Śmigus dyngus Skarbie.-zacytowała męża senator.
-Bardzo zabawne.-stwierdził Anakin.
-Na żartach się nie znasz? Jesteś za poważny!-Wyszła z wanny i poszła się przebrać.
-Mi się to podoba.-powiedział uśmiechając się szeroko.
-Zabije Cię kiedyś.
-I wymienisz na Clovisa?
-Ty lepiej nic już nie mów.
-Ej! Ja wróciłem z bardzo ważnej misji!
-Jakiej.
-Wsadziłem z Ahsoką i Chazerem Mace'owi króliki do gaci! W dodatku nie mówiąc o tym, że jeden na jego ulubionych popuścił!
-Ty kiedyś źle skończysz.
-Hej. Jak mam z kimś siedzieć w kiciu to tylko z Tobą.
-Senator w więzieniu, bo jej mężowi samemu się tam nudziło. Nikt o tym nie będzie mówił.
-A co ich to obchodzi?
-Mam dość tej rozmowy.
********(1os. Ahsoka)********
 Nie miałam pojęcia gdzie mnie prowadzi Ekria i Mirlea. Co one wykombinowały, tego ja nie wiem, ale jeżeli będzie to coś co mi się nie spodoba, to mają przekichane!
 Doszłyśmy do jakiś drzwi. Gdy Ekria otwarła była tam nasza cała zgraja i trzymały takie wielkie bazooki na wodę. Był też tam Lux. Muszę się chyba przyzwyczaić. Należy do naszej paczki, przez Chaza i Wido, ale ja nie mogę wytrzymać jak się na mnie gapi. Czuję się tak... niekomfortowo.
 Wyszliśmy wszyscy wyszli z pomieszczenia z bazookami. Ustawiliśmy się jak na wojnie. Prowadził nami Narcyzek.
-Uwaga.-zwrócił się do nas.-Pokonamy innych. Jesteśmy twardzi! NIE DAMY SIĘ!
-NIE DAMY SIĘ!-odkrzyknęliśmy wszyscy na raz i pobiegliśmy na drugą grupę. Nie wiem kto tam był, ale liczyła się dla mnie tylko dobra zabawa.
****************
 Nie złapałam orientacji w bitwie, ale wygraliśmy, lecz wróciłam cała mokra do pokoju nie mówiąc o tym, że wpadłam na jakąś Jedi i sprawiłam, że jej szata była mokra. No nic. Idź przed życie dalej kobieto! Jak ja.
 Po jakiś trzech godzinach, gdzie czytałam bardzo ciekawą książkę, przyszła po mnie Ekria.
-Chodź ze mną.-poprosiła. Ja odłożyła książkę i poszłam za nią.
-Gdzie idziemy?-spytałam.
-Pod fontanny.-Jej komunikator zadzwonił.-To mistrzyni Aayla. Zaraz przyjdę. Idź dalej.-poprosiła i zniknęła. No nic. Poszłam dalej. 
 Gdy doszłam, zobaczyłam Luksa. Obróciłam się gwałtownie.
-Czekaj.-poprosił.
-Oni nas wrobili!-powiedziałam.
-Teraz się też skapłęm.
-Super.
-Oni chcą, żebyśmy byli razem.
-Wiem, ale to nie możliwe.
-Dlaczego?
-Bo mnie nie ciągnie do miłości. Lux. Ja wiem...
-A może spróbujmy?
-To bezsensu.
-Dlaczego?
-Nie wiem.
-No właśnie. Proszę.
-Serio chcesz ze mną chodzić? Człowieku! Tyle dziewczyn w tej galaktyce, dlaczego akurat ja?
-Miłości nie zrozumiesz.-Po tych słowach mnie pocałował. Nie wiem czy mam być wdzięczna im czy nie.
_______________________________________________
Nananananananananana... Ktoooooooś mnieeeeee zaaaaaaaaabijeeeeeeeeeeeee... xD Oj tam, oj tam. Mam nadzieję, że się podobało.
Życzę wam zdrowych i wesołych Świąt Wielkanocnych. Smacznego jajuszka, wesołej kiełbaski, mokrego dyngusa(Nie. Nie w majtkach xD), kicjącego zająca z KINDER, słodyczy... i co tam sobie jeszcze moi drodzy życzycie xD ♥

WESOŁYCH ŚWIĄT! I NIECH MOC ZAWSZE BĘDZIE Z WAMI! :*

wtorek, 15 kwietnia 2014

One-shot "Dlaczego?"


     - Zginiesz, a my będziemy mogli rosnąć w siłę. - powiedział Sith. Zamachnął się, by szkarłatna klinga miecza świetlnego, wbiła się w serce zmęczonego Wybrańca. Młody Jedi był wykończony. Cała walka trwała w pół godziny. Z niewiadomych powodów słabł. Nie miał siły. Tak jak zwykle, w tej chwili - tyle, że o wiele bardziej - zaczął uważać, że Wybraniec to w stu procentach mit, a on jest zwykłym Jedi, jeżeli według niego w ogóle nim był.
     Zaraz miał stracić wszystko co miał. Siostrę; przyjaciela, który był dla niego niczym ojciec; żonę, którą tak bardzo kochał; nienarodzoną córkę. Dziewczynka miała nigdy nie poznać ojca. To był największy pech dla dziecka.
     Przygotował się na ostateczny ruch Sitha, po którym miał się pożegnać na zawsze z życiem. Po chwili ta chwila nastąpiła. Kiedy miecz był w połowie drogi do Skywalkera, przed jego oczyma pojawiła się postać, którą przebiła czerwona klinga. Postacią była młoda dziewczyna, która miała jeszcze dużo życia przed sobą. Była togrutanką. Była Padawanką Anakina Skywalkera, a co najważniejsze - jego siostrą.
     Miecz przebił jej pierś, lecz nie serce, chociaż było tak blisko. Czuła ulatujące z niej życie i wściekłość. To był jej mentor. Pojawiła się w nim wściekłość, szał, rozpacz... wszystko to włożył w Moc, którą wyciągnął miecz z piersi uczennicy, a następnie wycelował w Sitha. Tym razem miecz trafił w serce. Mroczny przeciwnik umierał szybko. Anakin zabił go zemstą podobnie, jak Tuskenów po śmierci matki. Teraz z stracił siostrę i patrzył jak jego oponent umierał. Wręcz napajał się widokiem, choć to nie dozwolone dla Jedi.
     Kiedy Sith zaznał klęski w życiu, Skywalker podbiegł do siostry. Jeszcze żyła.
- Ahsoka. - powiedział biorąc ją w ramiona tak, że jej głowa była oparta o jego ramię. - Dlaczego to zrobiłaś? - spytał. Słone łzy napływały do jego niebieskich oczu.
- Obiecałam Mistrzowi Yodzie, że nie dam Ci zginąć. - odpowiedziała. Czuła się dobrze, mimo że jej czas istnienia się kończył. Na szczęście umierała powoli. - Wybacz mi Mistrzu. Wiem, że nie byłam padawanem, jakiego byś chciał. Wiem, że...
- Nie prawda! - zaprzeczył. Po jego policzkach zaczęły spływać słone krople. - Jesteś najlepszą Padawanką w całej galaktyce, a nawet i w kosmosie. Cieszę się, że moim uczniem jesteś właśnie ty, a nie ktoś inny. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Też płakała, lecz ze szczęścia. Cieszyła się, że umierała właśnie tak, a nie inaczej.
- Kocham Cię braciszku. - powiedziała.
- Ja Ciebie też kocham siostrzyczko. - odpowiedział jej. Utulił ją mocno, płacząc. Nie wiedział ile minęło czasu, ale dla niego było to bardzo krótko. Trzymał martwe ciało swoje padawanki. Czuł, że jej serce już nie biło, ale cały czas je słyszał. Ciało togrutanki było zimniejsze niż zwykle. Bezwładne. Jej chuda postać, jak była bardzo silna, tak teraz nie jest. Opuściła go, a on nie mógł się z tym do końca pogodzić. Dlaczego ty mi to robisz?!, spytał w myślach Moc. Dlaczego ja?! Najpierw matka teraz Ahsoka! Co ja Ci takiego zrobiłem?! Co?! Odbierasz mi najważniejsze osoby w życiu zamiast mi pomagać! Skoro byłem Wybrańcem, to teraz nim nie jestem! Bez Ahsoki nie dam rady! I to jest Twoja wina! - Nie rozumiał do końca dlaczego rozmawia w taki sposób z Mocą. Obwiniał ją, bo mogła ją uchronić.
- Siostro! - krzyknął dziewczęcy głos. To była Barriss. Na widok martwego ciała przyjaciółki, opadła na kolana i gorzko zapłakała. Razem z nią płakała Padme, która nosiła dziecko, które nigdy nie pozna swojej odważnej cioci.
     Skywalker po kilku minutach odłożył ciało. Oczy dziewczyny były zamknięte, a policzki załzawione. Odszedł od ciała płacząc i nie odwracając się za siebie. Nie miał na co już patrzeć. Klony zabierały ją na krążownik, by wsadzić do specjalnej trumny.
     Podszedł do żony i ją przytulił. Zobaczył Obi-Wana. Po raz pierwszy widział jak jego były Mistrza płacze. Obok jego przyjaciela stał Mistrz Plo. Przez specjalne gogle, nie można było ujrzeć jego oczu, ale młody Jedi czuł, że płacze i rozpacza. Traktował Ahsokę przecież jak córkę. Anakin przypomniał sobie, jak to Mistrz Plo nazywał jego młodszą siostrzyczkę "Mała Soka". Tylko Koon mógł ją tak nazywać i nikt więcej.
- Nazwijmy naszą córkę Ahsoka. -odezwała się zapłakana Amidala. - Chyba to będzie najlepsze imię dla niej. A na drugie Shmi. Jeżeli nasza córka ma nosić jakieś imiona, to tylko te. Chcę, aby była właśnie taka jak one i wiem, że będzie, choć nie mam pojęcia skąd posiadam tą wiedzę.
- Oczywiście. - odpowiedział jej Skywalker. W całości zgadzał się z żoną. Będzie tak i nikt tego nie zmieni. Gdziekolwiek jesteście, KOCHAM WAS. - przekazał w myśli matce i siostrze.
____________________________________________
NIENAWIDZĘ SIĘ ZA TO! ;-; :[
To nic nie ma wspólnego z fabułą. Nie pytać kto jest Sithem, bo nie wiem. Co z dzieckiem też nie wiem. Proszę nie zadawać żadnych pytań tego typu, bo to było napisane wczoraj w ciągu 20 minut(wow rekord o.o xD) i postanowiłam sobie opublikować to. Na serio nie pytajcie, bo to było tylko na tą sytuacje, a sama nie wiem co będzie dalej. Także do widzenia. Czekajta na o-s Wielkanocne :3

NMBZW!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 59


                                                                     ~~Ahsoka~~

 Ostatnimi dniami nie miała co robić pożytecznego. Nie miała treningów, ponieważ każdy musiał coś zrobić. Poprosiłaby Barriss, lecz ona musi uczyć Zondera, więc Togrutanka uznała, że byłaby tylko kulą u nogi dla przyjaciółki. Obiecała Padme, że z nią jeszcze porozmawia, ale nie miała kiedy. Niektórzy z jej przyjaciół byli na wojnie, ale rozmawiała z tymi, którzy są w Świątyni w tym samym czasie. Do tej pory poznała jedną osobę, która nie uraziłaby jej i Offee żadną obelgą. Wysy. Wszyscy inni się od nich dwóch odwróciły, a Różo-włosa walczyła z Tano i Atari, o sprawiedliwość względem mirialanki. Może i ich tolerancja do niej odbiega od normy, ale nie powinni się tak zachowywać. To Jedi. Sprawę opętania i powrotu Barriss do Zakonu, można nazwać nienormalną. Wszyscy padawani ją gnębią, przezywają i nie tolerują w ogóle, mimo że nic im nie zrobiła sama od siebie, lecz przez kontrole nad jej umysłem. Jak to możliwe, że się tak zachowują skoro jedyną osobą, która najbardziej tu ucierpiała, jest Ahsoka Tano? To ona została wplątana w cały zamach. Na nią została zwalona wina, nie na innych. Więc dlaczego w takim razie, Padawanka Skywalkera wybaczyła-wtedy- dawnej przyjaciółce, mimo że została bardzo zraniona tym wszystkim, ale wiedziała, że to wcale nie była jej wina? To było chore, a zarazem dziwne. 
 Chodziła po świątyni z myślą, że chyba pójdzie do Padme, skoro i tak wszyscy są zajęci. Podobnie jak w jej urodziny. Nie pamiętała w ogóle o swoich urodzinach. Jedi wiedzą kiedy obchodzą swoje urodziny, ale nie mogą ich świętować. Ale Ahsoka w ogóle nie obchodziła urodzin. Zawsze o nich zapominała. Prawdopodobnie miała na to wpływ jej przeszłość, ale nigdy o tym nie myślała. Po prostu nie pamiętała, o swoich urodzinach i nigdy ich nie obchodziła, mimo że co rok Atari, Chazer, Niro i Mirlea mówili jej "Wszystkiego najlepszego", a ona im w dniu ich urodzin.
-Ahsoka!-Obróciła się gwałtownie, słysząc swoje imię.
-Lux. Co tu robisz?-spytała zdziwiona obecnością przyjaciela.
-Kanclerz poprosił mnie, bym dostarczył Radzie pewne informacje ponieważ, on nie może.-odpowiedział jej.
-Kiedy wróciłeś z Onderon?
-Cztery dni po pogrzebie. Saw nadal nie może się pogodzić ze śmiercią Steeli. Jak my wszyscy.
-Było jeszcze przed nią wiele życia.
-Oboje wiemy jaka jest stawka wojny. Wiele osób na niej umie i zazwyczaj są to żołnierze. Ale giną za Republikę i za wolność swojego świata. To samo zrobiła Steela.-Po tych słowach uśmiechnął się do niej. Dziewczyna odwzajemniła gest.

                                                             ~~Ashla~~

 Kiedy szła do Katooni korytarzami, podbiegła do niej rodiańska padawanka. Przez chwilę patrzyły się na siebie w milczeniu. Ashla nie wiedziała, o co chodzi i co dziewczyna może od niej chcieć.
-Jesteś siostrą Ahsoki Tano?-spytała znienacka dziewczyna.
-Dlaczego pytasz?-zdziwiła się adeptka.
-Z ciekawości. Wszyscy się zastanawiają.-powiedziała padawanka.
-I ty jesteś tą "odważną", która postanowiła się spytać? Dalej się zastanawiajcie. Nie wasza sprawa.-odpowiedziała sfrustrowana sześciolatka.
-Czyli jest?
-Nie dopytuj się, bo i tak Ci nic nie powiem! Zajmij się sobą, a nie wtrącasz się w cudze sprawy! Jesteś Jedi i powinnaś to uszanować!-skarciła młodsza straszą, po czym przyśpieszyła opuszczając padawankę. Ahsoka była siostrą każdego Jedi czyli Ashli też, ale nie prawdziwą, choć sześciolatka tak ją traktowała. Barriss podobnie. Nikt nie umiał pojąć, dlaczego te młode dziewczyny postanowiły się zadawać z takimi małymi dziewczynkami. To jeszcze dzieci, a Tano zbliżała się co raz większymi krokami do pasowania. Offee jest już Rycerzem Jedi i do jej obowiązków należy bardziej pomagać adeptom i padawanom, którzy ją niestety nie szanowali. Może i ten cały zamach większość popsuł, to można powiedzieć, że przyniósł wiele szczęścia. Mirialanka i togrutanka, były bardziej zżyte niż kiedyś. Na początku wzbudzało to perturbacje, ale z czasem przestano się dziwić, lecz nadal uprzykrzali przyjaciółkom życie i tak będzie niestety jeszcze przez długie lata.

                                                              ~~Anakin~~

 Wybuch. Wszędzie dym. Żołnierze. Droidy. Kolejne wzajemnie zabijanie się. Kolejny bieg, przez pole bitwy, walcząc o przyszłość, która ma należeć do jednej ze stron. Albo Republiki, albo Konfederacji Niezależnych Systemów. Każda ze stron ma swoich żołnierzy, generałów, bohaterów. Wszystko to, to nadzieja. Nadzieja na jutro, na dalsze życie. Tylko odważni stają do walki, chociaż nie miało to sensu. Klony zostały stworzone by ginąć, a droidy podobnie. Ta wojna jest ciężka, a zarazem dziwna.
 Biegł przed siebie odbijając strzały mieczem świetlny, którego rękojeść trzymał bardzo mocno. Stał na czele 501 Legionu. Sam. Bez padawana. Podczas miesiąca, kiedy nie było Ahsoki, był tylko na dwóch bitwach, ale nie był "przytomny", bo nadal nie mógł się pogodzić z odejściem siostry. A teraz kiedy na nowo walczył u jej boku, ponownie mu ją odebrano. Czuł się samotny, tak jak na początku bez Obi-Wana. Uważał, że będzie dla niego kulą u nogi, a jednak nie. Każda jej nieobecność na jednej z bitew, była przygnębiająca.
 Kolejny strzał odbity i kolejny droid zniszczony. Na stepy wysłano wiele separtystycznych automatów. Nie to co w mieście, kiedy rodzice Kayli zginęli za wolność. Skywalker mimowolnie przypomniał sobie o małej dziewczynce. Można powiedzieć, że trochę się za nią stęsknił chociaż rozmawiał z nią w życiu tylko dwa razy, z czego druga rozmowa była zabawą. Śmiali się, lekko dokuczali sobie nawzajem. Nie czuli, że druga osoba jest im całkiem obca. Zachowywali się jakby znali się od samego początku. Podobnie jak z Ahsoką.
 Skywalker skup się!, zganił się w myśli Rycerz Jedi. Zauważył, że kiedy nie ma z nim jego padawanki przez dłuższy czas, zdarza mu się myśleć w walce o rzeczach, o których nie powinien myśleć w takich sytuacjach. Było to nierozsądne i rozkojarzało go, lecz walczył jakby nigdy nic. Walczył dla swoich bliskich i Republiki. Z całych swoich sił próbował zapobiec większej liczby ofiar w szeregach żołnierzy klonów. Nie chciał popełnić tego samego błędu, jaki popełnił przy matce. Mimo że się spóźnił i nie zdołał ją uratować, to wciąż czuł jej miłość. W każdej chwili. Z niewiadomych dla niego powodów, gdzieś w sobie czuł, że jego matka jest z niego cały czas dumna, chociaż jej nie uratował na czas i wszystko zwalił na Obi-Wana.
 Nie szybko uwinęli się z wojskiem Konfederacji. Dla Republikanów, trwało to wręcz jak wieczność. Wiele ofiar. Ból po śmierci bliskiego klona. Lecz za wszystko obwiniał się Generał Skywalker. Każdą śmierć żołnierza, który walczył u jego boku w jakieś bitwie, mimo że nie znał poszczególnego klona, to uważał jego śmieć za swoją porażkę. Większość nowych żołnierzy, który był gotowy do walki, chciało walczyć u boku Obi-Wana Kenobiego lub Anakina Skywalkera. U boku młodszego Bohatera Republiki nic nie było łatwe i przekonało się o tym wielu żyjących klonów, jak i jego Padawanka podczas pierwszej misji.
 Anakin rozmawiał z Reksem o stratach. Dziewięciu martwych, czternastu żywych w tym Kapitan Rex. Może i dziewiątka to mała liczba, ale jeżeli chodzi o śmierć, to nie można tego powiedzieć. Życie to największy skarb, jaki osoba mogła dostać. Nikt nie wiedział co się dzieje po śmierci. Jedi mają się połączyć z Mocą, ale co z normalnymi osobami? Jedi nie wiedział co się dzieje z normalnymi żywymi istotami po śmierci, a ludzie nie wiedzieli co się dzieje z Jedi. Można powiedzieć, że są równi co do wzajemncej ideologi.
-Trzeba się skontaktować z Generałem Kenobi.-rzekł Kapitan Rex.
-Też tak myślę. Mam nadzieję, że już skończył. Musimy dotrzeć do głównej bazy jak najszybciej, a sami sobie nie damy rady.-odpowiedział Jedi.-Przygotuj resztę i tych którzy mają przylecieć też.-rozkazał łagodnie.
-Tak jest Generale.-powiedział na baczności, po czym odszedł wykonać rozkaz.
______________________________________
Muszę przyznać iż jestem zbulwersowana moim brakiem weny na nn ;-; Co jest kurde?! Gdzie polazła? Przecież przez tyle dni była!
One-shot wielkanocny jest już w 4/6 napisany więc spoko, spoko będzie za tydzień :D
Po o-s nn nie będzie jeżeli u Idki nie mędzie co najmneij 5 komentarzy pod postem. Bo z jakieś ankiety widziałam, że jest was sporo! Więc mi nie wciskać kitu, bo czegoś takiego wspaniałego jak ona pisze nie można nie skomentować ;) A jak komentujecie, to ją motywujecie ;)
Dedyk dla...
PATATAJA ♥

NMBZW!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 58


                                                                   ~~Ahsoka~~

 Niespodzianka jaką przygotowali jej przyjaciele, była niesamowita. Była szczęśliwa, ale byłaby jeszcze bardziej, gdyby był tu Anakin i Obi-Wan, lecz nie było to możliwe. Muszą wygrać bitwę, a co najważniejsze: wojnę. Są bohaterami Republiki. Są największą nadzieją Republikanów. Dzięki nim Separatyści poniosą klęskę, a galaktyka będzie wolna jak kiedyś. Planety nie będą musiały się bać, że pochłonie ich bitwa i miasta będą zniszczone, lecz to nie jest wina WAR i Jedi. Jest to wina Separańców. Oni powodują, że walki odbywają się na przedmieściach.
 Szła korytarzem z Atari. Opowiadały sobie o przygodach na froncie podczas tych dwóch miesięcy kiedy się nie widziały. Z rozmowy wywnioskowała, że przyjaciółce nie zdarzały się gorsze sytuacje, od śmierci  jej pierwszego Mistrza. Rozmowa i spacer "zabijały" im czas, który musiały czekać na Barriss, która musiała iść do sal uzdrawiania. Najlepiej się czuły kiedy były we trzy. Było bardziej weselej. Więcej do omówienia, więcej propozycji.
 Atari komlink niespodziewanie zaświergotał. Usłyszały z niego głos Mistrzyni Swan. Przyjaciółkę Tano, czekał trening. Pożegnały się i Atari pobiegła w swoją stronę, a togrutanka poszła w swoją. Przypomniała jej się sen, który doznała w drodze na Colamus. Postanowiła iść do Yody, tak jak wtedy. Był jej potrzebny. Tylko on potrafił jej wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Bo po co miała doznać wizji przeszłości akurat o Anakinie? Rozumiała jak dostała o sobie, ale nie o nim. Cała ta wizja i wszystko co tam się pojawiło, było dla niej tak bardzo skomplikowane.
 Zapukała do drzwi małej komnaty Mistrza Yody. Zazwyczaj tam był w wolnych chwilach i medytował. A jakby go nie było to Jedi szukali go po całej Świątyni, ale teraz był w komnacie. Tano jeszcze nigdy nie musiała go nigdzie szukać. Zawsze trafiała na moment, kiedy sędziwy Mistrz był w swoimi pokoju.
-Wejść.-z głosu Yody można było wywnioskować, że medytuje lub myśli nad czymś intensywnie myśli.
-Dzień dobry.-przywitała sie Ahsoka kiedy weszła.
-Witaj. Jak w siedemnastoletnim ciele czujesz się?-spytał ją żartobliwe.
-Dobrze-odpowiedziała z uśmiechem.-Mistrzu mam problem.-rzekła siadając na pufie.-Dostałam kolejną wizję. W drodze na Colamus doznałam kolejnej wizji przyszłości. Tyle, że tym razem nie o sobie.
-Słucham Cię w takim razie.-powiedział Mistrz.
-Najpierw znalazłam się na pięknej planecie.-zaczęła opowiadać, mając w umyśle obraz wizji.-Były tam jeziora. A później wszystko zawirowało i znalazłam się na Tatooine. Przypomniałam sobie, że ta planeta kiedyś taka była. Następnie zobaczyłam Jabbę, kilka osób i niewolników. Była tam kobieta, trzymająca małego chłopca. Twarz była bardzo znajoma, ale nie mogłam skojarzyć kto to, ale wyczułam Moc. Był to Anakin. Miał trzy lata i wywnioskowałam, że była to jego matka. Znowu zaczęło się wszystko rozmazywać i Wirować. Znowu zobaczyłam matkę Mistrza Skywalkera. Zbierała grzyby na skreplaczach, a później pojawili się ludzie pustyni i ją porwali. Po tym się wizja skończyła. Dlaczego dostałam akurat taką wizję? Co to ma ze mną wspólnego?
-Hmm...-zamyślił się Yoda. Minęła chwila za nim się odezwał.-Odpowiedzieć niestety nie umiem, na to pytanie Ci. Lecz możliwe jest, że odpowiedź dostaniesz. Pewne to jest.
-Dziękuję za przynajmniej taką pomoc Mistrzu.-Yoda skinął głową.
-Już szuka Barriss Ciebie-poinformował padawankę.
-Jeszcze raz dziękuję.-Po tych słowach wyszła i zaczęła szukać swojej starszej przyjaciółki. Najpierw puściła wiązkę Mocy. Pobiegła krótszą drogą tak, by spotkać jak najszybciej siostrę. Za dwa dni miała się już z nią rozstać i lecieć na Yavin nie wiedząc, kiedy ją zobaczy. Nie chciała tam lecieć. Chciała zostać na Coruscant. Jak każdy chciała, by wojna się skończyła. Zbyt bardzo zrujnowała jej życie, ale gdyby nie wojna, nie poznałaby Barriss na Geonosis, tylko gdzieś później lub wcześniej. Gdyby nie wojna nie miałaby braci. To są jedyne plusy tego konfliktu. Bo raczej plusem nie można nazwać odejściem z Zakonu, przez opętanie Barriss. To było takie niesprawiedliwe dla niej. Bo zawsze to ją musiało coś spotykać na tej wojnie. Zawsze ona i Anakin i nikt więcej. Jakby spadła na nich wielka klątwa.
-Barriss.-krzyknęła, gdy zobaczyła ją na korytarzu. Mirialanka obróciła się do tyłu i uśmiechnęła się widząc przyjaciółce.
-Gdzie Atari?-spytała lekko zdziwiona.
-Ma trening.-odpowiedziała Tano.
 Jej przyjaciółka miała włosy spięte z tyłu w tak jakby kok. Był podzielony na cztery grube pasma. Wyglądał jakby dwie kokardki, były zrobione na krzyż, lecz zlewały się tworząc dziurkę. Togrutanka nie wiedziała wiele o włosach ponieważ ich nie miała, ale dużo razy widziała, jak Atari wiązała swoje włosy na trening, lecz w przeciwieństwie do Barriss, Orgeen ma bardzo długie włosy, a mianowicie prawie do kolan. Dathomirianka bardzo dobrze pasowała do rodziny Padme. Miała tak samo długie włosy, ale dłuższe niż jej przyszywana kuzynka.
-Chodź do Ashli i Katooni.-zaproponowała Offee. Do póki nie przyjdzie Atari nie mają nic lepszego do roboty. Dziewczynki bardzo polubiły Ati. Było bardzo zabawnie kiedy spędzały  czas wszystkie pięć. Adeptki jak na swój młody wiek, były bardzo dojrzałe i umiały wybrać odpowiednią, dojrzałą oraz odważną decyzję.

                                                               ~~Anakin~~

 Dwa dni nic nie jadł, nie pił i ani razu nie zmrużył oka, ale jemu to nie przeszkadzało. Wytrzymywał cały czas na polu bitwy walcząc za Republikę. Nigdy nie myślał, że będzie walczyć w największym do tej pory konflikcie zbrojnym. Myślał, że będzie bronić pokoju w galaktyce w inny sposób, ale tak mu pasuje. Po prostu to lubił. Lubił walczyć na froncie. Lubił niszczyć droidy. Lubił walczyć za wolną galaktykę. Za wolną Republikę. Niestety miało to swoje wady według niektórych Jedi, a raczej wielu. Rola Mistrza polega na tym, by uczyć. Rola padawana polega na tym, by słuchać uważnie i brać przykład z mentora. Niestety można powiedzieć, że jest to "niestety" zbyt dosłowne. Ahsoka Tano bierze przykład z Skywalkera, jak przystało na wzorowego ucznia więc, ma wpojone coś takiego jak; narwaństwo, nieodpowiedzialność, chęć walki w wojnie, pyskowanie, stawianie się starszym. Wielu jednak Jedi nie wiedziało o jednym: że Ahsoka te rzeczy miała już dawno, wraz ze swoją przyjaciółką Atari Orgeen. Wielu też nie miało pojęcia dlaczego akurat właśnie ta padawanka jest uczniem Wybrańca. Została przydzielona, by nauczyć go odpowiedzialności przez takie same zachowanie, jak i u niego ponieważ, byli identyczni charakterem. Dziewczyna dostała największe zadanie w życiu "Nie dać Wybrańcowi zginąć". I tak jest do teraz. Oddałaby za niego życie, a on za nią nawet, jeżeli miałoby to kosztować nie spełnieniem przepowiedni. Ale co ma do tego przepowiednia skoro cały czas dla niego to mit?
 Szedł z Rexem do panelu, gdzie był przedstawiony holoobraz członkini Najwyższej Rady Jedi-Stass Allie. Anakin wszedł z nią w tym samym czasie do Rady i wie od Mistrza Fisto, co zrobiono, by Skywalker znalazł się w tej radzie. Oczywiście jemu nie było to w ogóle do życia potrzebne. Co takiego dało mu niby bycie członkiem najwyższej Rady? Nic prócz fotela przy składaniu raportu, a tej czynności nienawidził nawet na siedząco. Nie chciał tam zbytnio, a jednym z tych powodów był Mace Windu, który cały czas obawia się o to, że Anakin jest zdolny do zniszczenia Zakonu. Jakoś nie widzę martwych ciał Jedi i zniszczonej Świątyni. Czyżby to, że nie zniszczyłem tych dwóch rzeczy, było cudem?-pomyślał kiedyś ironicznie Jedi. Nie rozumiał Koruńskiego Mistrza i nie miał zamiaru go w ogóle rozumieć jeżeli chodzi o tę sprawę.
-Można uznać, że wczoraj Twoja uczennica dobrze się bawiła.-poinformowała na powitanie Tholthianka przyjaciela.
-Co znów złego zrobiła?-spytał zaciekawiony i bardzo lekko rozbawiony mężczyzna.(Tsaaa... xDD)
-Nie wiem czy ukończenie siedemnastu lat jest złe, więc...-powiedziała Stass. Wybraniec zrobił zdziwioną minę. Dlatego wszystko wydawało mu się takie inne. Ahsoka była starsza o rok. Owszem. Wojna była bardzo długa dla niego, ale bycie Mistrzem dziewczyny było bardzo krótkie, mimo że stała się jego uczennicą nie długo po rozpoczęciu Wojen Klonów. Bardzo przywiązał się do dziewczyny, a do pasowania na Rycerza Jedi zostało co najmniej dwa lata, jak nie wcześniej zostanie pasowana. Miała wielki potencjał i talent, co powodowało, że w każdej chwili Rada wyznaczy jej próbę lub stwierdzi jakąś misję za ostateczną próbę, a togrutanka stanie się Rycerzem Jedi. Było to dla niego dziwne uczucie i trochę przytłaczające.
___________________________________________
Niech ktoś mi łaskawie powie, u kogo mina Anakina spowodowała podnjarkę? :3
Nie miałam na ten rozdział weny i pisałam na siłę, ale się rozkręciłam w pewnym momencie i tak poszło do końca. 
O znaczeniu wizji dowiedziecie się... oj jeszcze chyba długi czas. Pewnie się okaże jak na złość, że w 69 xDD Bo klątwa Fari przeszła na mnie, ale raczej w połowie, bo ją nadal prześladuje ta liczba xD Pewnie myślicie "O lol" xD
Dla nie wiedzących: One-shot wielkanocny jest już w trakcie tworzenia. Się będzie dziać :)
Mam nadzieję, że się rozdział spodobał i tak wiem. Są błędy i proszę o je wyliczenie :)
Dedyk dla:
Patataj ♥ - My przeginamy totalnie już xD :*
Brato-wnuczka ♥ - Ej. Ja ciągle czytam to, co mi wysłałaś i jaram się tym nadal xD :*
Iga - dla Ciebie dawno dedykojszyns nie było i też dla Ciebie dedykują tą minę Anakina xD Jeszcze raz dziękuję za życzenia :* 

NMBZW!