niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 117


                                            ~~Ahsoka~~

   Zaczął się do niej szybko zbliżać.
   Stała bez ruchu, ale gotowa by przyjąć każdy jego atak i się obronić. Nie mogła zrobić na obrót, musiała przestrzegać zasady Jedi, był bezbronny, a Jedi mieli wpojone, że nie wolno im zabijać osoby bez broni w ręce. Tak więc, pozostało jej czekać i wytrzymać do momentu, kiedy to Tarkin stanie się na tyle zdesperowany, że sięgnie po swą broń, która nie zrobi jej najmniejszej krzywdy... przynajmniej tego oczekiwała. Ostatnio żyła w niepewności co wcale nie pomagało, a wręcz pogarszało i przecież nie mogła!
   Miał minę jakby zaraz ponownie chciał ją wsadzić do więzienia... a nie, to wzrok zabójcy... właśnie do niej biegnie by ją zamordować! Chwila, chwila... sekunda... uderzył ją w twarz z pięści i zaczął silnie okładać gdzie popadnie, ale nie, ona nigdy nie zamierzała się poddać. Nie pozostawała dłużna temu zdrajcy i idiocie. Zadała mu ból, kiedy zamachnęła się prawą ręką, a gdy go odrzuciło kopnęła go na wysokości przepony. Jęknął, lecz dalej ją napastował bez litości. Żadne z nich nie chciało odpuścić.
   Na tę chwilę przestały się dla niej liczyć priorytety, dla których walczyła. Myślenie o nich rozpraszają ją. Należało uznać je za nieważne, a potem do nich powrócić, aby mieć wyrzuty sumienia... do wszystkich, a zwłaszcza do Anakina. Czy naprawdę sądziła, że będzie dla niej łaskawy kiedy skończy z Tarkinem? Albo czy jego żal za jej niesubordynację pozwoli mu rozpaczać nad jej martwym ciałem lub w ogóle grobem? Czy Atari i Barriss wybaczą jej duszy za brak powrotu jeśli zginie, skoro w jednym momencie potrafiła zapomnieć o obietnicy złożonej najlepszym przyjaciółką? Może gdyby nie była zajęta naparzaniem się z Tarkin, to by poczuła wstyd i wstręt do własnych czynów, ale jej umysł to... pustka. Może to i nawet dobrze, zero nienawiści, nie stoczy się.
   Ta osoba, która wyjdzie z tego cało będzie musiała trochę czasu spędzić w bactcie, siniaki i rany - gwarantowane, a bili się bardzo mocno i zawzięcie. Wyniku pojedynku nie dało się przewidzieć wcześniej niż przed końcem.
   Natarł na nią, lecz ona szybko zablokowała cios, a następnie sama mocno go rąbnęła tak, że się wywrócił, a następnie poturlał parę metrów od niej. Był blisko swojej broni, ale nie zamierzał się jeszcze nią wspomóc, dlatego szybko wstał i w błyskawicznym ruchem kopnął ją w brzuch, przez co odrzuciło ją trochę.
   Długo bawili się w kotka i myszkę, ale żadne z nich nie okazywało zmęczenia, choć  powoli tracili panowanie nad własnymi ciałami z powodu bólu. Tano w takim stanie mogła wytrzymać więcej niż ten człowiek. Owszem, oboje spędzili wystarczająco dużo czasu na treningach, ale Ahsoka w walce ze świadomością używała Mocy. Teraz przysięgła sobie nie używać żadnej ze swojej sztuczek, ale większa "odporność" przez dawne momenty, kiedy wspomagała się Mocą, odbiły się na jej umiejętności tak po prostu sobie zostały, 
   Nagle dostała w nos tak mocno, że dosłownie powstał czerwony wodospad. Nie wiedziała, czy ma załamany nos, czy co się z nim działo. Nie przejmowała się tym, jakby miała znieczulenie. Krew sączyła się z jej nosa, a ona nadal broniła się próbując zabić swojego przeciwnika, aby chociaż jednego zakazu nie złamać.
   Tarkin mając świadomość, że niechybnie przegrywa, zaczął wycofywać się w tył jednocześnie nieustannie starając pozbawić życia tego wnerwiającego szczyla Skywalkera, a następnie samego jego, Anakina Skywalkera, doprowadzić do wielkiej rozpaczy i pomóc Sidiousowi nabyć nowego, potężnego ucznia.
   Specjalnie dał się wywalić na ziemię, następnie wykonał szybki ruch, wstał z bronią palną w dłoni i zaczął strzelać do zdezorientowanej Padawanki.

                              ~~Padme~~

   Wróciły do tunelów i kierowały się na zachód co miało im zająć tylko trzy godziny. Drugi dzień dobiegł końca, a liczyła się każda minuta. Nie dość, że ludzie cierpieli, bo zapewne byli tak samo głodni, jak poprzednia grupa, to mogli ucierpieć na działaniach Separatystów przeciwko Republice, a tego nikt od tej drugiej strony konfliktu nie chciał.
   Padawanki usilnie próbowały ukryć swoje zmęczenie, ale nie wychodziło im to zbytnio. Co chwilę ziewały, chwiejnie chodziły, ich głowy wręcz wisiały, a oczy cały czas się zamykały i zaraz potem gwałtownie otwierały, a one udawały, że nic się nie dzieje. Amidala również nie czuła się najlepiej.
   Najchętniej by się położyła i zasnęła, co w jej stanie jest koniecznością.
   Po paru godzinach chodzenia Padme postanowiła się zatrzymać i zarządziła sen. Chociaż to złe dla niej, to chciała spać na betonie. Twierdziła, że będzie jej wygodnie i nie potrzebuje większych wygód. Może gdyby nie była w ciąży... padawanki nie chciały się z nią kłócić. Nie wygrałyby, a pani Senator lubi postawić na swoim, przynajmniej tak twierdziła Atari, a Atari to kuzynka Neberrie, więc dziewczyną pozostało po prostu uwierzyć.
   Padme rozłożyła swoją narzutkę na podłodze, zwinęła pewien fragment tworząc z niego a'la poduszkę pod głowę, po czym położyła się na nim i zaczęła myśleć. Choć była zmęczona to nie mogła od tak sobie zasnąć. Oczy nie mogły się jej zamknąć, do głowy napłynęło wiele myśli. Martwiła się o Anakina, o Atari. Zastanawiała się, jak to możliwe, że zupełne obce osoby są jednak... w dość dużym stopniu podobne. Ta trójka - ponieważ jest jeszcze Ahsoka - przyciągała do siebie wiele kłopotów, ale również umiała znaleźć z nich wyjście, tylko że teraz panowała gorsza sytuacja. Nie chciała wątpić w ich jakiekolwiek umiejętności, lecz nie mogła mieć pewności czy każdy z nich przejdzie przez to wszystko po dobrej stronie, a tym bardziej - żywy.

                               ~~Obi-Wan~~

   Owszem, był zdziwiony pojawieniem się Anakina z trzech przyczyn. Pierwsza: nie sądził, że to właśnie on się pojawi. Druga: czemu nie jest w innym punkcie, przecież jako Wybraniec i główny cel tej bitwy, więc dlaczego nie ma nic do roboty? Obi-Wan prosił o kogoś wolnego, a skoro Skywalker przybył, to znaczy, że nie miał co robić i siedział bezczynnie na czterech literach... Trzecia: jak to możliwe, że w ogóle się zgodził? Oboje postanowili się do siebie nie odzywać. Kenobi do byłego padawana za złamanie zasad i jego próśb z Padme, a Mistrz Ahsoki nie chciał zostać tym gorszym i zechciał milczeć w stosunku do Mistrza Jedi z przyczyny następującej - Kenobi miał na niego... focha. Tak, to idealne rozwiązanie sprawy!
   Mimo wszystko przyznał, że pomoc byłego Padawana strasznie ułatwiła sprawę. Nieświadomie, w głębi serca, przyznał, że tęskni za walczeniem u boku Skywalkera, ale sam by o tym nie pomyślał, a tym bardziej powiedział to na głos. Usilnie próbował sprzeciwić się sercu, co nadawało jego prawie czterdziestoletniej twarzy groźny chłód, wręcz gorszy od tego, który posiadał Mace. Anakin nie słyszał jeszcze jego głosu, ale pewność, że gdyby Kenobi się do niego odezwał, to oblałby Skywalkera oschłością niczym deszczem.
   Walcząc w "starym składzie", choć milcząc, o wiele szybciej im poszło z droidami, niż gdyby złomowali je osobno. Czyli... jak zwykle.
   Zaraz potem podszedł do niego Cody:
   - Generale, dostaliśmy rozkaz, aby poszukać dawnych dworzan pałacu. Każdy może się przydać. Do czego są potrzebni, nie poinformowali jak na razie.
   - Czy wiadomo gdzie mamy dokładniej ich szukać? - zapytał Jedi.
   - Jeszcze nie, właśnie to sprawdzamy, ale dobrze by było, abyśmy za parę minut byli gotowi.
   - Dobrze.
_______________________________________
Miał być one-shot, prawda? Niestety, nie ma. Rok pechowy :/ Cóż... postaram się, żeby w następnym roku było lepiej. Przyłożę się do pisania, ale nie obiecuję sobie, ani wam, że 2016 będzie lepszy. Zawsze jak sobie tak tłumaczyłam - było gorzej :/ Tak, więc... straciłam wiarę xD Ale to nie oznacza, że nie życzę Wam, aby był lepszy :P Ja po prostu nic nie zakładam :)
Spóźnione: WESOŁYCH ŚWIĄT
Wczesne: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
To ja się na razie z wami żegnam, do zobaczenia w 2016, postaram się o jakieś one-shoty, tylko muszę mieć wenę... a może ktoś jakieś pomysły, hę? :P
Dedyk dla wszystkich <3

NIECH MOC ZAWSZE BĘDZIE Z WAMI W 2016 ROKU! ♥     

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 116


                                  ~~Ahsoka~~

   Zastanawiała się, jak taki normalny człowiek nazywający się Tarkin mógł tak szybko zniknąć jej z oczu... porównywała do przebiegłego Palpatina, choć wiele mu brakowało to pomarszczonego intryganta, ale... a może to ona jest za słabą Jedi? Zastanawiała się dziewczyna. Myślała, że po prostu go wyśledzi, ale on w nierealny sposób znikł, nie pozostało padawance nic innego, jak wysondować faceta Mocą, lecz skurozjad był tak czwany, że się zbytnio nie dał. Nie oznaczało to, że uczennica Skywalkera się podda lub da się złapać w pułapkę oskarżyciela, mimo że wiele razy zdarzyło się togrutunace wpaść w niekiepską, określając przymiotnikiem ambasadora Binksa, zasadzkę, to tu nie zamierzała tak łatwo się złapać.
   A że normalne życie Jedi w spokoju również daje jej nieźle w kość, to na szybkie i pilne skupienie musiała sobie naprawdę zasłużyć, aby dostać w tak kryzysowym momencie taki prezent w od przekornego losu. ("Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje raz; raz zabiera..." Nawet nie macie pojęcia, jak to dobrze czasami znać różne piosenki Disco Polo XDD)
   Wyczuła go. Nie dała mu za wygraną, śledziła go tak aby go zaskoczyć, mimo że doskonale miała świadomość tego, iż wiedział, że ma ogon w postaci jego togrutańskiej, niedoszłej ofiary. W końcu pragnął aby zdechła za coś czego nie zrobiła. No bo, czego nie robi się dla swojego pana, który zapewne w ogóle nie planował mu przyszłości co wiąże się z zabiciem go lub zostawieniem na pastwę losu. Po co mu wojskowy, skoro dąży do posiadania ucznia noszącego nazwisko Skywalker i siać z nim postrach w galaktyce? Jakoś Ahsoce nie chciało się wierzyć, że ten stary idiota nie podejrzewa tego, że jest wykorzystywany i ma nadzieję na dobrą rolę w marzeniach Lorda Sithów. Swoją drogą, musiała przyznać, że Palpatine nie ma sobie równych. Czuła się przez niego jak najniższa warstwa społeczna wykąpana w błocie przez rękawiczki ze sztucznego tworzywa żeby ta lepsza osoba nie ubrudziła sobie rączek. Była uczniem, a skoro nawet najwięksi mistrzowie zostali omotani, to ona... ehh, szkoda gadać.
   - Nie ma sensu bawić się w podchody, Jedi. - powiedział do niej Trakin ze swojej kryjówki. Wcale nie musiała zgadywać gdzie jest, po prostu to wiedziała. On to nie Palpatine.
   - Jesteś za łatwy na tę zabawę, Tarkin. - odpowiedziała mu zadziornie. Stary dziad był dla niej tak słaby, jak mała, nędzna nitka. Wystarczyło ją pociągnąć aby rozpruć jakikolwiek ciuch. Tak samo wyglądało jego życie jeśli zechciałby się z nią zmierzyć, a to niewykluczone.
   - Zabijesz bezbronnego? - zapytał dziarsko.
   - Posiadasz broń. Pokonam Cię nawet bez mojej. Nawet jeśli odłożysz swój blaster, na pewno masz coś ukrytego. Każde podoo tak robi.
   - Jako Jedi możesz obrażać? - Wysunął się zza kolumny.
   - Nadal chcesz wymyślać zabawy, czy mogę Cię już pokonać?
   - Zabawna jesteś, dzieciaku. - stwierdził z parsknięciem.
   - Próbowałeś mnie zabić, ale Ci się nie udało. Mi się uda ciebie pozbawić życia w bardzo szybkim tempie. Nawet nie zdążysz zareagować. - ostrzegła go.
   - Zamierzasz walczyć bez miecza. Bez jakiejkolwiek broni? A więc dobrze.

                     ~~Maul~~

   Tak bardzo czekał na Obi-Wana. Chciał go zabić, to jego marzenie od wielu lat i miało się za niedługo spełnić, ale musiał siedzieć i tylko wszystko obserwować, a kiedy nadejdzie czas - zmierzyć się z byłym padawanem dawnej ofiary Zabraka. To on okaleczył ucznia Palpatina trzynaście lat wcześniej. Od tamtej pory Sith ogłupiał, ale przez te wszystkie lata miał w głowie wiele obrazów jednego momentu - śmierci Obi-Wana Kenobiego. Jego wyczekiwanie przyniesie efekty, Jedi poniesie taką samą klęskę jak mentor. To tylko parę chwil i już go nie będzie w otoczeniu żywych.
   Może to co myślał to zdrada swojej strony, ale pragnął aby ten szczyl od Skywalkera zabił Tarkina. Nie oznaczałoby to, że sama przeżyje tę bitwę. Maul też by nie zostawił ją przy życiu przez co zyskałby dodatkowe punkty i jak zwykle byłby najlepszy.
  Postanowił pośledzić trochę tego starego gnoma, nawet jeśli on jest młodszy od Sitha... ideologia Zabraka to strasznie pogmatwany labirynt, w którym z gniewu idzie umrzeć, więc każdy kto go znał... więc Palpatine wolał w ogóle się nie zagłębiać w chory mózg byłego ucznia, bo by zdechł ze złości. Za dużo do rozwikłania, dlatego Lord Sithów nie zamierzał wchodzić do tego bagna...
   Maul zeskoczył, znalazł się na ziemi i podążył za przebrzydłą wiązką Mocy swego odwiecznego rywala.

                 ~~Naberrie~~

   Sola miała przy sobie każdą ważną osobę prócz jednej - męża. Darred podziewał się nie wiadomo gdzie. Strasznie się o niego bała, ostatni raz otrzymała od niego wiadomość tydzień przed zajęciem Naboo przez Separatystów. Z zawodu był architektem, dostał nową ofertę w innym mieście, więc poleciał. Powiedział, że wróci teraz, ale okupacja uniemożliwiła mu to. Może się znajdować w każdym miejscu! Czy aby na pewno żywy?
   Pooja poruszyła się niecierpliwie. Dziewczynki strasznie się nudziły, nic do roboty, przebywały pod presją, a ich serce przeszywał strach.
   Zastanawiała się nad Padme. W głębi duszy popierała to, co zrobiła siostra, zwłaszcza, że kobieta gdzieś głęboko przewidziała taki zwrot akcji. Dowiedziała się o ich małżeństwie, ale nigdzie w HoloNecie o tym nie huczeli. Możliwe były dwie opcje: albo nadal ukrywają to przed galaktyką albo HoloNet dowiedział się o tym po blokadzie na Naboo. Starsza Naberrie nie wiedziała, które bardziej jest prawdopodobne.
   Obawiała się senator i w ogóle nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Czy Atari się nią opiekuje? Czy obydwie są bezpieczne? Orgeen była Jedi, a w tych czasach zbyt dobrze o obrońcach Republiki się nie mówi. Skąd miała pewność na to, że Atari zachowuje się jak należy, zwłaszcza, że Padme jest osobą, która nie może usiedzieć na miejscu w sprawach swojej ojczyzny i rządu. Jeżeli chodzi o odpowiedzialność i ich pomysły - wszystko może się zdarzyć.
   Jeden z droidów podszedł do drugiego, który miał jakieś kolorowe odznaczenie, co oznaczało wyższy stopień, choć - po, jak dla niej, długim czasie przebywaniu w ich towarzystwie śmiało miała prawo do stwierdzenia tego faktu - inteligencja... oprogramowania? Nie ważne... w inteligencji oprogramowania niczym się nie różniły.
   - Zajęliśmy fabrykę, założyliśmy bomby i wpakowaliśmy tam pięćset ważnych osób, ale mniej ważnych też ta... - chciał dokończyć blaszany przybysz, ale ten drugi robot mu przeszkodził.
   - Wolno nam było brać mniej ważne osoby? I tak się innym dostało za zabijanie cywilów!
   - Spokojnie. Nikt nie nawet nie zauważy. To tylko parę architektów, którzy wracali ze wschodu. Kto się nimi będzie przejmować? Nikt.

   Sola gdyby stała, to nogi od razu by się pod nią ugięły.
   DARRED.
   DARRED TAM JEST!
   Rozpłakała się gorzko.
_______________________________________
Witam!
Gdzieś pisałam, że jak nie ma rozdziału, to mam powód?
Nie będę owijać w bawełnę. Od września żyłam w stresie, nie miałam czasu, jeszcze wiele rzeczy mnie denerwowało... od końca października coś zaczęło się dziać. Często było mi niedobrze, parę razy do czegoś doszło. Wreszcie, po miesiącu poszłam do lekarza. Tak, jak podejrzewałam - wszystko na tle nerwów i to jak na mój młody wiek było trochę gorzej niż myślałam. Jak na ironię, w czwartek, kiedy to rano miałam wizytę u lekarza, po południu zaczęła się taka jazda, że o mało nie wykitowałam i czułam się źle do niedzieli. Nie miałam siły wchodzić na internet, a musiałam. Starałam się coś pisać, mam nadzieję, że mimo wszystko jest ok. Nie mówiąc o tym, że wręcz dostawałam kopa. Robiłam bombkę i nagle na siebie nawrzeszczałam w myślach "Dziewczyno, wejdź na tego bloggera i pisz!" i tak się stało jeszcze dwa razy i co? I mamy jeden rozdział. Mam przeczucie, że dziś też.
Tylko nie wiem czy mi się uda. W piątek o 22:00... o, nie, przepraszam. 22:20, bo reklamy xD W każdym razie: byłam na premierze STAR WARS: THE FORCE AWAKENS! Przeżycie niesamowite, nadal nie mogę się otrząsnąć, więc nie wiem jak to z moim pisaniem.
Ważne pytanie:
Chcecie one-shota na święta? :3




NMBZW!

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 115


                                             ~~Anakin~~

   Postanowił skontaktować się ze swoją padawanką, by dowiedzieć się jak mają się sprawy. Niestety po paru nieudanych połączeniach zdenerwował się i postanowił nawiązać kontakt z kuzynką swojej żony, która, z tego co ustalono, przebywała w towarzystwie Ahsoki. Ona również nie dawała znaku życia, więc ostatnia szansa w Fives'ie, jak na dobrego żołnierza przystało, odebrał.
   - Tak, generale?
   - Jak wam idzie? Gdzie są dziewczyny, że nie odbierają?
   - S-są parę metrów ode mnie. Próbują ustalić, gdzie teraz idziemy, ponieważ wysunęło się parę pomysłów. - odpowiedział.
    Skywalkerowi nie spodobało się to jąkanie na początku, ale nie zostało mu nic innego, jak uwierzyć. Five'sowi można zaufać, dlatego nie miał wątpliwości, że usłyszał prawdę, choć trochę zamartwiał się o Ahsokę. Wyczuwał, że coś jest na rzeczy... Gdy obawy przekroczyły granicę jego teraźniejszych myśli, od razu wyprosił je chamsko i nie zamierzał wpuszczać ponownie.
   - Skywalker. - zawołała Aayla, gdy ten skończył rozmowę z Kapitanem.
   - Co się stało? - zapytał.
   - Jesteś jedynym, który jest wolny, tak więc wypłynął rozkaz abyś pomógł... Obi-Wanowi. - imię Jedi ledwo przeszło jej przez gardło gdy wypowiadała tę informację do Anakina. Zastanawiała się nad jego reakcją, która prawdopodobnie będzie zła.
   - Emm... a czy on wie?
   - Prosił o jakąkolwiek pomoc, nie mówił nic typu "Oprócz mojego byłego ucznia".
   - Albo o tym nie pomyślał albo jest myśli, że gdzieś walczę. W sumie, to nie ma znaczenia, pewnie jego mina będzie bezcenna jak mnie zobaczy, więc jest warto. Chociaż, nie jestem pewny czy uda nam się cokolwiek zrobić, jeśli się do mnie nie odzywa. Plan wymaga przedstawienia pomysłów, jeśli on ma zamiar milczeć, to nigdy tego nie wygramy.
   - Chyba że nie będzie mówić bezpośrednio do ciebie.
   - To też wchodzi w grę. Dobra, zbieram Rex'a i lecimy. Niech Moc będzie z Tobą.
   - Wzajemnie, Skywalker.
   Anakin po rozmowie wcale nie musiał prosić Kapitana o zebranie żołnierzy. Większość słyszał, więc szybko zabrał się do roboty i gdy jego Generał się zbliżał, klony szybko zebrały się w jedną grupę i zaczęli się ładować do kanonierek. Byli w pełnej gotowości, najedzeni i nawodnieni, mogli ruszać do akcji.
   Dostanie się do wskazanego punktu zajęło im zaledwie parę minut, Jedi przez rozmowę z Rex'em stracił rachubę czasu i ani się obejrzał, a już znajdowali się na miejscu i wyskoczył z kanonierki trzymając w dłoniach włączony miecz świetlny i rzucając się w wir walki.
   Nie obchodziło go czy jego dawny Mistrz go zauważy, czy będzie zdziwiony. Obchodziła go walka, a to jak zareaguje mentor przestało mieć dla niego znaczenie. Liczyło się tu i teraz. Zapomniał o Padme dla jej bezpieczeństwa, zapomniał o wszystkich wspaniałych chwilach. Wszystko co teraz widział w głowie, to wspomnienia po widokach zezłomowanych droidów z chęcią zobaczenia tego jeszcze raz, a idealnie doprowadzał sytuację do takiego stanu rzeczy.

                                ~~Padme~~

   Zastanawiała się nad stworzeniem swej pierwszej reklamy usług. Już w jej głowie świtał cały jej planowany monolog: "Poszukujesz przygód? Wybierz się ze mną na Naboo, do kanałów. Uciekaj przed separańcami, zrób sobie przed tym dziecko i miej męża, który przez wroga jest uważany za przyszłego Sitha. Dobra zabawa - gwarantowana!". Tak, dla niej to był wręcz idealny początek na lepszy interes niż posada senatora, choć na swoją obecną pracę wcale nie narzekała. Chciała działać jako służba publiczna, więc spełniły się jej marzenia. Wolała tą niż trzeci raz zasiadać na tronie rodzinnej planety. Nie żeby jej coś przeszkadzało, ale nie miałaby teraz choć takiej prywatności, każdy by wiedział o wszystkim, bo by musiała wyjść za kogoś zamożnego... najlepiej jakieś króla. Zdecydowanie uciekanie przed śmiercią bardziej ją ciekawiła.
   Tuż za sobą miała dwie padawanki, które miały się nią starannie opiekować, co wychodziło im bardzo dobrze. Nie mogła narzekać no coś perfekcyjnego. Młode, a sprawiały, że czuła się jak za dawnych czasów: malutka, chora Padme, a przy niej zatroskana matka sprawdzająca gorączkę.
   Na razie żadna z dwóch nastolatek nic w pobliżu nie wyczuwała. Wszystkie trzy szły w ciszy, żadna się nie odzywała, za to wszystkie poddały się rozmyśleniom, co Wysy nie wychodziło. Ona nie miała zbytnio nad czym rozmyślać, jedynie nad nieżyjącym Pablo-Jillem. Jej mentor został jednym z tych co zostali pokonani przez zniszczonego niedawno Grievousa. Tęskniła za nim, czekała na nowe przydzielenia, ale obawiała się każdego. Mistrz Jill zawsze był dla niej miły, pocieszał ją kiedy jej coś nie wychodziło, nie obwiniał ją za nie zrozumienia zadania, a na początku takich sytuacji sporo występowało. Jedi miał bardzo rozwinięty język, jej młody umysł nie mógł sobie poradzić z wieloma zagadnieniami, dlatego on musiał jej wytłumaczyć wszystko jak najprościej sam się przy tym trudząc. Wiele prostych słów od lat zastępował trudniejszymi przez często się jąkał przy nauczaniu skomplikowanego polecenia, które umiał wyjaśnić na swój zawiły sposób.
   Amidala co chwile gdzieś skręcała, ale w pewnym momencie się zatrzymała. Była osłabiona, niewiele odpoczywała, zwłaszcza, że musiała spać na niewygodnym podłożu co jest nie zdrowe dla jej stanu.
   Usiadła przy ścianie.
   - Dziesięć minut odpoczynku. - poprosiła. Ekria podała jej bidon z wodą, a ta upiła tyle łyków, ile potrzebowała. Dziewczyny zabrały ze spiżarni jeszcze trzy. Same je nosiły bez przyjmowania oferty senator, gdy chciała im pomóc. Naberrie nie ukrywała w sobie rozdrażnienia, przecież jedną plastikową rzecz napełnioną trochę wodą mogla nieść!
   - Nadal nic nie wyczuwam. - przyznała różowo włosa.
   - Ja też.  Jak myślisz, gdzie mogą przebywać? - zapytała barolianka swojej starszej podopiecznej.
   - Chodzimy w stronę mniejszych placów, które mogą służyć za takie miejsce. Musimy brać też pod uwagę to, że nie na każdym są. - odparła.
   - One chyba się różnią wielkością, może szukajmy tych, co są chociaż o metr większe od najmniejszych...
   - Ekira, wszystkie trzeba. Z każdego możesz wyczuć zbiorowisko żywych osób.
   - No tak...
   - Oszczędzajmy siły. - Wysy wysunęła się na środek między nimi po czym chwyciła je za ręce. Była pewna, że to im pomoże.
    Miała rację. Później odczekały aż wyznaczony czas przez Padme się skończy i wyruszyły w dalszą drogę.

                       ~~Ventress~~

   Shaak Ti wzięła ją na spacer.
   Dathomirianka nie wiedziała czy zacząć się śmiać z tej sytuacji, czy wyrywać się kobiecie, aby zostawiła ją w spokoju. Wyszło na to, że zostawiła trzecią opcję - pójść i się nie odzywać póki ją nie poprosi, albo nie będzie odpowiedniej pory. Tak, to dla niej dobry plan. Zamierzała słuchać Togrutanki. Wychodziło na to, że Jedi pełni rolę jej niani, co rozbrajało od środka byłą uczennicę Dooku.
   Została zabrana do Arborteum, w którym często, za dziecka, bywała. Stwierdziła, że nic się tam nie zmieniło. Wszystko takie samo, jak kiedyś. Wszystko pięknie pachnie świeżość i wśród tych wszystkich drapaczy chmur w oddali, wielu odgłosów latających pojazdów na niebie, miejsce to wydawało się niezwykłe, mimo że na Naboo taki widok jest normalnością.
   Ti usiadła na trawie krzyżując nogi, więc Asajj nie chcąc robić żadnych problemów, zrobiła to co jej "opiekunka".
   - Pytaj o co chcesz, ja spróbuję odpowiedzieć na twoje pytania. - odezwała się kobieta.
   - Chcę wyjść. Chcę żyć tak, jak przed momentem złapania mnie. - wyznała.
   - Wiem, musisz poczekać. Wiesz, że dobrze ci to zrobi?
   - Siedzenie w domu wrogów? Taa... na pewno.
   - Pomagamy ci, a ty nadal uważasz nas za wrogów? Wiem, że nie wyplenię w tobie zła, które zasiedliło się w twojej duszy od dawna, ale dziękować umiesz.
    - Tak, ale nie prosiłam o nic.
    - Ale dostałaś pomoc, więc powinnaś to docenić. Nie proszę o cię o szacunek, ale choć krztynę współczucia.
    - Wypuście mnie.
    - Jak nauczysz się z dobrego słownika.
________________________________________ 
Opadam z sił, serio. Dajcie mi ferie.
Ludzie! Już za 12 dni SW <3
DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH <3

NMBZW!

PS. Proszę o co najmniej 5 komentarzy, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać .__.

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 114


                                         ~~Padme~~

   Kiedy żołądki wszystkich były już wystarczająco nasycone, ruszyli w dalszą drogę. Przebywając w wielkim pomieszczeniu padawanki policzyły osoby z pierwszej "grupy" i wynik wynosił aż siedemdziesiąt osób, co nie oznaczało, że inne "ekipy" również tyle samo będą liczyć - zawsze mogą się trafić jeszcze jakieś osoby, albo znajdzie się ich mniej.
   Ludność miała trafić na główny plac, o którym pani senator nie miała informacji, ale wymyśliła plan, na którym nikt nie powinien ucierpieć ani fizycznie, ani psychicznie.
   Przeszli jakieś czterdzieści pięć minut do pewnego włazu.
  - Ekria. - przywołała padawankę. - Tam jest drugi właz, prowadzi on do tarasu jednego z budynków. Wyjdziesz tam. Trzy ulice dalej będzie główny plac. Jeśli będzie wolny, cofniesz się o jeden zakręt i otworzysz "wyjście". Oni tam wyjdą i przejdą. Czas na to: dwadzieścia minut. Wysy zostanie z nami.
   - Dobra. - zgodziła się dziewczyna i pobiegła dwadzieścia metrów dalej by wejść na drugą drabinkę i po czym wydostała się na zewnątrz aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
   Padme wraz z różowowłosą padawanką bez pośpiechu ruszyły do wskazanego miejsca, gdzie albo mieli zaczekać na Ekrię, albo na odwrót. Wysy nie wyczuwała w Mocy zagrożenia, ale nie mogła zbytnio polegać na Mocy. Chodziło o to, aby nikt nie wyczuł Senator Amidali.
   Najbardziej wędrówką nudziły się dzieci, ale nie można im obiecać, że na głównym placu coś się zmieni. Jeszcze długo będą musiały poczekać, aż wrócą do swoich zabawek, codziennego życia oraz spokoju w rodzinnym gronie.Najgorsze było ich marudzenie podczas tejże przeprawy. "Nogi mnie bolą!", "Długo jeszcze?", "Daleko jeszcze?". Padme zaczęła zastanawiać się czy aby macierzyństwo to dobry pomysł, lecz jej dziecko przecież nie będzie uczestniczyć w tak młodym wieku w takich bitwach. Miała nadzieję, że ich to nie spotka, że mogą dostać szansę życia w pokoju, w wolnej od wojen galaktyce.
   W odpowiednim czasie doszli do włazu. Musieli trochę poczekać zanim zjawiła się Ekria.
   - Plac jest nasz i wychodzi na to, że od dobrych paru godzin. - oznajmiła. - Jest czysto.
   - Nie mówcie kto was przyprowadził, którędy szliście. Nie możecie się jeszcze wygadać, to jest tajne. Chcę, aby wszyscy dotarli bezpiecznie do pałacu, gdzie będzie wasze schronienie. Zachowajcie to, dopóki nie trafi ostatnia grupa. Proszę. - powiedziała Padme.
   - Masz nasze słowo. - obiecała jedna mieszkanka. Amidala nie była tego pewna. Zawsze mógł trafić się zdrajca.

                                   ~~Ahsoka~~

   W czasie całego starcia tylko dwoje klonów straciło życie. Niestety nie każdą śmierć w takich okolicznościach można powstrzymać, a tym bardziej śmierci naturalnej, do której żołnierze Republiki mieli coraz to bliżej niż normalny człowiek.
   - Fives, chyba wiesz co zamierzam zrobić. - powiedziała do Komandosa padawanka Skywalkera.
   - Tak. - potwierdził żołnierz.
   - Atari... musisz się nimi zająć. Jedynym wyjściem jest teraz zawołanie Anakina, ale jeśli się dowie gdzie poszłam, to mnie zabije szybciej niż prawdopodobnie Tarkin. - przewidziała togrutanka.
   - Przynajmniej przeżyjesz. - zakpiła Orgeen.
   - Dzięki za wiarę. - odparła z uśmiechem Tano.
   - Możemy sami się tym zająć. - zaproponował Fives.
   - Nie zostawimy was tu. Atari... proszę.
   - Ahsoka, idziesz na psychicznego człowieka, który wsadził cię za kratki i jeszcze o mało nie zabił. Nie, że w ciebie nie wierzę, ale obawiam się. Nie chcę cię zostawiać samej, ale widocznie muszę. Jest jeden problem, nie wiem czy sobie poradzę. Niby dużo się nauczyłam...
   - Zajmij się nimi. - odpowiedziała tylko Ahsoka i poszła w swoją stronę, ku Tarkinowi, który czekał niedaleko. Wyczuwała jego fałszywy smród, bo nie da się go porównać z niczym innym. Tylko on posiadał tak specyficzny tytuł największego idioty galaktyki niepotrzebnego nikomu do życia, aczkolwiek gość był cwany. Togrutanka nie zamierzała mu tego popuścić, ale nie chciała kierować się rządzą zemsty. Anakin prosił ją, aby nie poszła w jego ślady oraz "aby nie kierowała się rządzą zemsty". Podejrzewała, że te dwie rzeczy na pewno miały ze sobą coś wspólnego.
   W pewnym momencie zaczęła biec. W tamtej chwili nic jej nie wspomagało prócz skoku adrenaliny w żyłach.

                               ~~Świątynia Jedi/Coruscant~~ 

   Można by powiedzieć, że od początku wojny w domu Jedi nie było aż tak spokojnie. Oczywiście, każdy się martwił sytuacjami na wielu światach, w senacie w ogólnej Republice. Między nią Separatystami konflikt jeszcze bardziej się zaostrzył głównie z inicjatywy Palpatina, który wystarczająco namieszał, ale nadal realizował swoje niecne plany.
   Przez wiele lat w Republice nazbierało się od groma długów, których pewną część udało się spłacić w parę dni. Przede wszystkim zakończono umowę z Kaminoanami i wstrzymano produkcję klonów, odpuszczając ostatnie produkowane klony. Zapłacą jedynie wprzód za szkolenie ich. Również ustanowiono, że żołnierze, jeśli będą chcieli, mogą zakładać rodziny. Zazwyczaj po wojnie musiała sprzątać Republika, wszystko co związane było z droidami postanowiono przetopić i zyskać na tym jakieś pieniądze, które nadal mogłyby się przydać. Zazwyczaj każdemu się to wydawało bardzo trudne. Republika była ogromem dlatego zawsze się obawiano. Natomiast, gdy dana rzecz została wykonana, wielu mówiło lub myślało "To wcale nie był trudne i nie zajmowało wiele czasu. Po co się tak stresowałem/stresowałam?"
   W świątyni wyglądało jak wszystko przed wojną. Większość miała rację, Zakon się zmienił, wręcz podupadał dlatego Mace zamierzał wszystko podnieść i wrócić do najlepszej świetności. Niestety Rada nadal nie wiedziała jak poradzić sobie z przypadkiem, który spotkał ich przez Skywalkera. Kiedy każdy Jedi się dowie, że ma on pozwolenie na małżeństwo, w miarę normalne życie i potomka, to od razu zaczną robić podobne rzeczy. Windu cały czas nie popierał takiego przywiązania, wyczuł, że Anakin z tego powodu zrobił wiele nieodpowiednich rzeczy.
  Na Coruscant wszystko tętniło życiem, ale głowy mieszkańców i przybyszów, w tym okresie, zaprzątały reformy ich rządu. Oczywiście, nie odbyło się bez zbędnych plotek, które niepotrzebnie dolewały oliwy do ognia w najgorszych sprawach. Każda kobieta z wyższych sfer musiała wcisnąć nos gdzie popadnie i wypowiedzieć się na dany temat, bo jakby nie inaczej.
   Ale byli również Ci, którzy zachowali czyste umysły i myśleli racjonalnie. Nie cieszyli się z reform na start, nie oceniali je źle, lecz przede wszystkim posiadali zdrowy rozsądek i dostrzegali wiele spraw, na przykład Palpatina. Skoro okazał się zły, to dana osoba wiedziała, że coś się szykuje. Ich jedyną nadzieją ponownie byli Jedi, którzy przechodzili reformy z Republiką. Istnieli jeszcze w galaktyce tacy, co dostrzegają zmiany i głęboko ukryte dobre cechy i skutki.
______________________________________
Niedziela, jak niedziela, a mi się strasznie trudno pisze. W ogóle od czwartku siedziałam w domu, bo ogólnie od miesiąca coś mi jest :/ Módlcie się, żebym na premierę SW nie była chora, bo się zabiję ;___;
A no właśnie? Macie kupione już bilety? :D Pochwalcie się godzinami, na które idziecie (Miejscowościami nie. Lepiej takich danych nie mówić :) ) Jakieś konkretne kino? Cinema City/Multikino? :D Pochwalę się: 22:00, 3D, Cinema City... żałuję, że tylko na 00:01 jest 2D :// Naprawdę, te okulary i 3D jak dla mnie są bez sensu ://
Ogólnie zbytnio wena mnie nie rozpieszcza, od wczoraj siedzę przed kompem i tworze rewolucje, bo wzięłam na siebie jarzmo innego obowiązku... powinni mi płacić XD
ŻARTOWAŁAM. :P

Dedykacja:
Sonia <3

NMBZW!   

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 113


                                                           ~~Ahsoka~~

   Wybiegając z kanonierki skrzyżowała na brzuchu ręce sięgając po cylindry mieczy świetlnych, z których chwilę później wystrzeliły klingi koloru zielonego i żółtego. Padawanka, cały czas biegnąc, rzuciła się na batalion droidów i zaczęła je ciąć doprowadzając je do stanu nadawającego się jedynie na złom, przez co Separatyści więcej tracili niż zyskiwali w tej wojnie. Czyli jak zwykle.
   Tuż obok niej walczyła Atari, a po drugiej stronie miała Fives'a i jego kompanów z Legionu 501, którzy jak zawsze jej pomagali i mogła na nich liczyć. Cieszyła się, że nie ucierpieli na Rozkazie 66, ale nie traciła zmysłów, nadal istniała obawa, że coś się stanie, mogą wyrządzić krzywdę. Nie chciała, aby robili z nich potworów, byli ludźmi z krwi i kości, tylko podatni na jakieś nieszczęsne wirusy, lecz nie podchodzili pod niewolnictwo. Na takie opinie nie mogła pozwolić.
   Zauważyła jak parę droidów próbowało otoczyć żołnierza, więc popędziła mu na pomoc, nie umiejąc go zostawić na pastwę losu. Skoczyła na ramiona dwóch blaszaków, odbiła się od nich, zrobiła salto, przecięła je w pół, po czym wylądowała na ziemi od razu atakując kolejną puszkę. Po chwili w tamtym miejscu nie było już nic, a klon mógł walczyć dalej nie martwiąc się o swoje plecy. Wiedział doskonale, że Ahsoka cały czas próbuje go chronić nawet jeśli jej nie znał, ale się przekonał. Nie zostawiłaby ich. NIGDY.
   Walka trwała w odpowiednim dla niej czasie. Podczas tych chwil dawała z siebie wszystko co mogła, wykorzystywała wszystkie swoje umiejętności zdobyte na wojnie przez na przykład naukę Anakina i innych Mistrzów Jedi. Chociaż była to pierwsza bitwa od dłuższego czasu, to szło jej jak zwykle - znakomicie. Była w pełni sił, czuła, że jest zdolna wykonać nawet najcięższe zadanie, lecz nie mogła myśleć o kolejnej misji na bitwie skoro trwała jedna i jej obowiązkiem było się skupić.
   W pewnej chwili obok niej ponownie znalazła się Atari.
   - Tu jest Tarkin. - Usłyszała Ahsoka pomiędzy strzałami i brzękami mieczy świetlnych odbijające je. - Wzywamy kogoś czy dajemy to temu oddziałowi? - spytała Dathomirianka.
   - Później się nim zajmę. - odparła Tano.
   - Przecież nie wolno Ci się w to mieszać byś nie szła drogą zemsty. - przypomniała kuzynka Amidali.
   - Nie robię tego dla zemsty, tylko obowiązku. - wyjaśniła wyjaśniła padawanka Skywalkera.
   - Ahsoka, nie, proszę Cię.
   - Będzie dobrze! Obiecuję.
   - Siostra, martwię się o ciebie!
   - Nic mi się nie stanie, raczej na odwrót!
   - Idę z Tobą! - postanowiła Atari. - Jak już ma jedna wpaść, to druga też, zwłaszcza jeśli masz sobie sama wydawać rozkazy po skończeniu tego.
   - Atari, wpadanie mam wyuczone na blachę, chociaż jedno powinnyśmy zrobić osobno... po za tym robię to dla większego dobra!
   - Nie dyskutuj ze mną o takim temacie, skoro ja z Tobą nie mogę. - powiedziała zirytowana Orgeen. - Wykończmy je i zajmijmy się dalszymi planami. - postanowiła.

                              ~~Anakin~~ 

   Nie mając nic do roboty siedział z Rex'em na skrzynkach wymieniając jakieś sugestie na temat bitwy oraz rozmawiając o błahych sprawach, na przykład o Anakina małżeństwie. Rex po prostu posiadał dobry słuch przez co dowiedział się to i owo. Skywalker ufał żołnierzowi, ale nie zagłębiali się w temacie głównie z powodu kapitana. Nie zadawał wiele pytań oraz nic nie wskazywało na to, że chce wiedzieć więcej. Drugim powodem była nieśmiałość Jedi, nie zamierzał stawiać klona w niekomfortowej sytuacji. Żołnierze nie wiązali się, ale Wybraniec jakoś w to zbytnio nie wierzył. Na pewno był wyjątek i w środku posiadał nadzieję, że Rex'a spotka taki wyjątek. W duchu bardzo życzył mu szczęścia.
   Czekał na Aaylę, która mogłaby mu polecić jakieś zadanie. Kiedy dwa tematy z żołnierzem-klonem się skończyły zaczął myśleć o Padme; gdzie jest, co się z nią dzieje. Nie mógł sobie pozwolić na więcej niż zastanawianie się o jej pobycie. Nie mógł pomóc jej znaleźć, a od tego zależało jej życie. Palpatine znajdując ją, automatycznie skazałby ją swą obecnością na śmierć, aby tylko pozbawić Skywalkera uczuć. Wybraniec był na tyle bystry, że już sam to rozszyfrował.
   Musiał też pogodzić się z Obi-Wanem. Nie był pewny co czeka jego przyjaciela. Śmiało mógłby go nazwać "byłym przyjacielem", ale nie zrobił tego. Liczył na odbudowę tego wszystkiego, ponieważ ufał swojemu dawnemu Mistrzowi, traktował jak ojca, brata. Anakin miał również prawo chcieć żyć jak dawniej, w miarę normalnie. Przez pierwsze dziesięć lat nosił tytuł niewolnika, więc na normalne życie nawet nie liczył, będąc Jedi i jeszcze dostając warunki od Rady, też nie dostał pozwolenia na określenie swojej egzystencji. Zawsze będzie w jakimś calu niezwykłe. Kenobi mając romans musiał sobie myśleć coś podobnego, lecz jego uczeń wcale nie obraził się z takiego powodu. Bo czym to się różniło? Aktem małżeństwa, które umacniało miłość między Skywalkerem, a Amidalą? Chodziło o to samo: miłość, a to w jakim stanie - nieistotne.
   - Rex, musimy sobie znaleźć jakieś zajęcie. - powiedział w pewnym momencie Jedi.
   - Racja, zaraz nas mech obsiądzie. - odparł żołnierz wstając.
   - Gdyby był tu mój myśliwiec, to bym w nim trochę pogrzebał. - stwierdził Skywalker.
   - Jak myślisz, Generale, kiedy to się skończy? - zapytał Rex.
   - Wojna czy bitwa? Bitwa, nie mam pojęcia, wojna - kiedy skończy się bitwa. Mam tylko nadzieję, że będzie jak najmniej ofiar, ale pragnę by ich w ogóle nie było.
   - Zostaliśmy stworzeni by ginąć. - odpowiedział klon po raz... nikt tego nie liczył, za wiele razy było to wspomniane.
   - Nie tylko. Nawet jeśli urodziliście się do celów wojennych i wasze życie, niestety, jest krótkie, to macie prawo żyć jego pełnią. Po wojnie możesz kogoś poznać, zakochać się. Nie jesteś sztywny, pokazujesz swoją jedną stronę, za drugą, ktoś może Cię pokochać.

                                     ~~Palpatine~~

   - Lordzie Sidious, Amidala gdzieś zniknęła. - przekazał wiadomość Maul.
   Oczy Palpatina zrobiły się jeszcze bardziej złe niż wcześniej. Jedna z jego przyszłych ofiar zaginęła, a sam też nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Przepadła bez śladu, lecz wiedział, że na pewno jest na tej planecie. Ukryła się po prostu w bardzo dobrym miejscu, a on był przekonany iż nie potrwa to długo.
   - Znajdzie się. - zapewnił ucznia. - Nie minie dużo czasu zanim się wychyli. To tylko kwestia paru godzin. - dodał.
   - A co z Kenobim?
  - Poczekaj. Wyczujesz ten odpowiedni czas i się z nim zmierzysz, a wtedy zginie, on i Ahsoka z Amidalą również.
   - Naprawdę sądzisz, że Skywalker wtedy do Ciebie przystanie?
  - Nie lekceważ mnie. - warknął groźnie. - Wszystko jest zaplanowane. To wszystko jest zaplanowane. Im bardziej mnie nienawidzi, tym bliżej mnie jest.
   - Co z nim zrobisz, kiedy będzie już Twój?
   - Przekonasz się, każdy się przekona.
   - Czemu nie udzielasz konkretnej odpowiedzi?! - zdenerwował się Zabrak.
   - Nie pozwalaj sobie na za dużo jeśli chcesz jeszcze żyć! Zajmij się swoją sprawą i nie wtrącaj się w coś, co Cię nie dotyczy! - rozkazał zły Sidious i przerwał połączenie.
  Ostatnio Maul bardzo działał mu na nerwy. Lord Sithów już z nim nie wytrzymywał, ale potrzebował go na tę chwilę, potem niekoniecznie. Morderca Qui-Gona albo sam odejdzie, albo zostanie zabity. To już zależało od humoru Sitha. Wtedy pomyśli jak się go pozbędzie. Na razie na to nie miał czasu.
___________________________________
Lekki tydzień, a ja bez sił :// Postaram się bardziej xD
Cóż mogę powiedzieć? Wytykajcie błędy, bym wiedziała co robić, bo czuję, że idzie mi źle xD
Dedykacja for:
Jawa ♥
Margaret :*

NMBZW!

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 112


                                                      ~~Ahsoka~~

  - Pięć ulic dalej mnożą się roboty aby tu nas zaatakować. Waszym zadaniem będzie je zniszczyć, a następnie szukać kolejnych. - poleciła Secura.
  - A Gunganom pomaga... - zaczęła pierwszą część zdania Ahsoka, aby Mistrzyni mogła dokończyć.
  - Ja z trzysta dwudziestym siódmym. Nie musicie się martwić. - uspokoiła jest starsza Jedi.
  - A co z Bultar? - zainteresowała się Atari.
  - Jakoś sobie radzi. Będzie musiała dostać wsparcie. Myślę, że Mistrz Plo jej pomoże. - odparła jej Mistrzyni. - Wszystko skończy się dobrze...
  - Wierzysz w to? - przerwała jej Tano.
  - Gdy nie ma już żadnej nadziei, prawdziwy bohater potrafi ją odnaleźć* - odpowiedziała tylko Secura i odeszła w stronę kanonierki, którą miała lecieć w przydzielony punkt na planecie.
  Dziewczyny nie zaprzeczały tego, że Jedi wypowiedziała bardzo mądre zdanie. Nie potrafiły jednak przewidzieć czy słowa Mistrzyni mogą jakoś określić którąś z osób przebywających na planecie, ale raczej były za tym, że chodziło jej o Anakina, lecz czasami los bywa odwrotny i mógłby wskazać kogoś innego. Ich rozmyślenia obejmowały głównego, bo, jak wiadomo, każdy kto próbuje bronić planety, jest bohaterem.
  A może słowa obejmowały właśnie wszystkich?
  - Idę po Fives'a. - oświadczyła Ahsoka idąc do Komandosa Republiki. Dzieliła z Anakinem Legion na dwie części biorąc ze sobą jeszcze Corica, a Skywalkerowi zostawiając Rex'a. Lub na odwrót. - Za ile będziecie gotowi? - zapytała kiedy do nich dotarła.
  - Jesteśmy już gotowi od dawna, Komandorze. - potwierdził. - Do "zapakowania się" wystarczy nam do dziesięciu minut. - dodał.
  - A co z Tobą, Mistrzu? - zwróciła się do Wybrańca.
  - Nie wiem. - przyznał. - Będę czekać na jakieś rozkazy albo czegoś sobie poszukam. Jakąkolwiek akcję, zajęcie... bylebym nie siedział tutaj tracąc zmysły. Muszę skupić się na czymś innym... Jeśli myślą, że to rozpraszało mnie podczas bitwy, to się mylą. To mnie ratowało od złych wspomnień, złych przeczuć, które nie dotyczyły danej chwili.
  - Wróci zdrowa. - zapewniła. - Wysy się nią opiekuje.
  - To znaczy?
  Nie rozumiał jej wiary w koleżankę. O co chodziło jego uczennicy, czemu wierzyła tak bardzo w swoją młodszą koleżanką, która jeszcze miała piętnaście lat (do szesnastych urodziny pozostały trzy miesiące)? Co ona mogła zdziałać, skoro nie była nawet uzdrowicielką?
  Ahsoka zdała sobie sprawę, że niestety powiedziała zbyt dużo. Nie miała pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji, aby nie musieć nic mu tłumaczyć.
  - Soka! - zawołała ją Atari. - Musimy się już zbierać.
  Togrutanka dziękowała w duchu Mocy, że ją uratowała. Dathomirianka prawdopodobnie usłyszała lub wyczuła.
  - Niech Moc będzie z Tobą. - życzyła bratu i pobiegła w stronę przyjaciółki.
  Modliła się w duchu aby zapomniał jej słowa...

                                    ~~Świątynia Jedi~~

  - Aua! - jęknęła Ashla, kiedy Petro najpierw nadepnął na jej prawą stopę, a następnie ją popchnął przez co zaliczyła randkę z ziemią, co jej się nie podobało. Pierwszy powód był taki, że dziewczynka to Jedi i nie mogła się wiązać oraz miała dopiero sześć lat oraz była młoda na takie rzeczy jak randki czy miłość, a jej starszy kolega ewidentnie ją do tego zmusza!
  Druga przyczyna: Petro jest... jest po prostu małym, nieokiełznanym idiotą, który udawał prawdziwego, wzorowego Jedi tylko przy Mistrzach, a zwłaszcza Yodzie. Atari twierdzi, że Chazer potajemnie bierze udział w jego wychowaniu, tylko ten blondasek nie chce się przyznać albo nie widzi takiej potrzeby.
  - Nie stój mi na drodze! Przeszkadzasz! - zirytował się chłopczyk.
  - To jest moje miejsce! - zaprzeczyła podnosząc się. - Tam miałeś stać! - wskazała ręką na obszar niedaleko ściany.
  - Każdemu przeszkadzasz! Jesteś kulą u nogi! - odbiegał od tematu. Robił wszystko by jej uprzykrzyć.
  - Nieprawda! - krzyknęła do niego Katooni.
  - Jesteś głupi! - przezwała Togrutanka
  - Cicho! - krzyknął jakiś dziewczęcy głos. W drzwiach stanęła blondynka, około metra sześćdziesiąt siedem. Była ładna. - Nie rozumiecie co to jest dyscyplina? - zapytała Tholthianki.
  - Ale on... - zaczęła dziewczynka, lecz Padawanka nie dała jej skończyć.
  - Ja nic z jego ust nie słyszałam. Jesteście rozwydrzone niewychowane! Umiecie tylko krzyczeć i wyzywać. Ciekawe kto was tego nauczył. Gdybyście bardziej przykładały się do nauki nie latałybyście z osobami, które dostają zbyt wiele luzu, bo umieją każdym manipulować. Powinnyście być w tym wieku bardziej odpowiedzialne, a nie brnąć do towarzystwa, nad którym Rada planuje odpowiednie wychowanie. Ustawcie się na swoje miejsca. - poleciła.
  - On zajął moje! - poskarżyła się Ashla.

  - W kwadrat pod ścianę! Bez dyskusji! - rozkazała.
  - To jego miejsce! - Dziewczynka tupnęła nogą.
  - Mówiłam Ci coś! - przypomniała groźnie dziewczyna.
  Ashla ze spuszczoną głową zajęła wskazane miejsce.
  - Poproszono mnie - zmieniła temat miłym głosem, jak gdyby nic się chwilę przedtem nie stało - abym zajęła się waszym przygotowaniem w rolę padawana. Na razie takim wstępnym, każdy inny padawan będzie was bardziej zapoznawać z tą rangą jaką za niedługo powinniście być mianowani. Na początku się przedstawię. Jestem Deturi Killara.

                         ~~Padme~~ 

  Kiedy Ekria pytała czy wszystko jest w porządku, ta odpowiedziała tak, ponieważ taka była prawda. Niestety parę minut później nastało zaprzeczenie. Zabolało jak diabli, ale nie poddawała się, nie zgięła się w pół, nie prosiła Wysy o pomoc. Nie widziała takiej potrzeby, bo po co? To nie było aż tak ważne, aby prosić dziewczynę o interwencję, choć wiedziała, że w jej stanie nie powinna lekceważyć żadnych doznań. Jednak zdała się na swój instynkt "lekarza-amatora" i stwierdziła, że to nic takiego, da sobie radę, wszystko jest ok.
  Jesteśmy blisko, pomyślała. Wystarczył jeden zakręt w prawo, a potem trzydzieści metrów i w lewo, gdzie były średniej wielkości elektryczne wrota. Wcisnęła odpowiedni przycisk i weszła do ciemnego pomieszczenia, które po chwili się rozświetliło. Ich oczom ukazała się sala w kształcie półkola. Po lewej stronie od wejścia znajdowały się półki z jedzeniem, a na środku parędziesiąt ławek.
  - Częstujcie się. - powiedziała Padme idąc przed siebie, aby nie blokować wejścia.
  - My też możemy. - zapytała niepewnie różowo-włosa Jedi.
  - Co to za pytanie? - oburzyła się niegroźnie senator. - Oczywiście, że tak.
  - Tobie też coś przynieść? - zaproponowała barolianka.
  - Możesz. - odparła siadając na jednej z ławek i czekała, aż dziewczyna przyniesie jej jedzenie. Nie śpieszyło się jej i nie zamierzała się wysługiwać. To było dla niej ciężarem. Dosłownie i w przenośni, ale zaznaczając to drugie: była jak niewinna osoba, która nie może się bronić, co w jej stanie zdrowia jest prawdą, to nie chciała tego pokazywać. Nie mogła się poddawać. Pragnęła robić większość rzeczy, jak normalna kobieta w ciąży, lecz również brzuch jej na to nie pozwalał.
  - Proszę. - rzekła Ekria podając jej puszkę z potrawką. - Czy oni będą tu tak siedzieć cały czas, aż do końca konfliktu? - zaciekawiła się.
  - Potrzeba nam informacji co do zdobycia głównego placu. Jeśli jest wolny, muszą tam wyjść niepostrzeżenie. Gdzieś gdzie jest pusto albo będą tam klony.
  - Musimy to zrobić tak, by nie dowiedzieli się gdzie jesteśmy.
  - O to chodzi.
__________________________________________
Witam wszystkich ponownie ^^
Coś te dwa tygodnie będą luźne... muszę się przyłożyć bardziej do pracy. Trzymajcie kciuki ^^
Cóż...
Dedyk dla:
Soni <3
Ashary ^^
Pysiowatej c:

NMBZW!     

niedziela, 8 listopada 2015

Wróciłam! Czyli Rozdział 111

 

                              ~~Asajj Ventress~~
 
  Przesłuchali ją, ale nie wiedziała co będzie dalej. Czego można się  spodziewać po Radzie Jedi, zwłaszcza w tych czasach? Chcieli uzyskać od niej potrzebne informacje, a ona zwyczajnie, według teraźniejszej samooceny, ich nie posiadała. Pozbawiono jej pamięci, wykorzystano, Moc wie do czego jeszcze, a następnie - porzucona po raz drugi, lecz tym razem na pastwę Jedi.
  Nie miała żalu do użytkowników Jasnej strony Mocy. Wyczuwała, że jednak chcą dla niej dobrze. Tylko zastanawiało ją jedno, czy z własnej woli, czy ze względu na Ahsokę.
  Przewróciła się na drugi bok.
  Załatwili jej normalny pokój, żeby nie czuła się jak więzień i zaczęła mówić więcej. Szkoda, że nie było już co im opowiadać.
  Nie liczyła na to, że ją wypuszczą, ale gdyby, to jakby wyglądało jej życie, skoro jest tak zagubiona? Czy ktoś by jej pomógł w tej sytuacji? Zostawiliby ją na pastwę losu? Byliby aż tak okrutni? To Jedi, ale w nie mogła już nikomu wierzyć. W Ahsoce widziała wsparcie, lecz obie zdecydowanie nie przyjaźniły się ze sobą. Ta Jedi miała komu zaufać, ale Ventess nie znajdowała w tym gronie. Pasowało jej to. Wystarczyły jej same dobre chęci Togrutanki.
  Otworzyły się drzwi, do środka weszła Togrutańska Mistrzyni, Shaak Ti, z talerzem w ręku. Pora na śniadanie.
  - Smacznego. - życzyła Dathomiriance.
 - Dziękuję. - odparła kobieta. Sama zdziwiła się swoim zachowaniem. Użyła zwrotu grzecznościowego. To... to nie było do niej w ogóle podobne!
  - Jak się czujesz? - spytała z troską Mistrzyni Jedi.
  - Jestem wciąż zagubiona, ile razy mam powtarzać? - Czuła, że powróciła dawna, oschła Ventress.
  - Mamy tego świadomość...
  - Nie widać.
  - Posłuchaj, mamy nadzieję, że coś Ci się przypomni. Separatyści nie dają za wygraną. Nikt Ci nie streścił, prawda? To się zaczęło od próby przeciągnięcia Anakina na Ciemną Stronę Mocy, później Rozkaz 66. Palpatine miał szalone pomysły. Spróbuje opanować galaktykę zaczynając od najbardziej związanej planety z Republiką i tym samym chcę zdobyć Skywalkera. Potrzebujemy sojuszników. Ty o tym wiesz. Twoje zeznania nie poszły na marne, ale, tak jak mówiłam, mamy nadzieję na coś więcej, ale nie zmuszamy Cię. Po za tym, zasłużyłaś na lepszy los, dlatego nie jesteś traktowana jak więzień. Jeżeli nam się uda, Jedi będą wracać do domu i znowu Świątynia się zapełni. Co z Tobą? Nadal nie wiemy, pewnie Cię puścimy. Mamy tylko nadzieję, że nie zapomnisz tego, że chcemy Ci pomóc. Dlatego też jesteś w lepszych warunkach. Pomożemy Ci się pozbierać. Co do Maula... myślę, że Obi-Wan da sobie z nim radę. Teraz jedz.
  Ti dotknęła ramienia byłego wroga Republiki i wyszła z pomieszczenia zostawiając zdziwioną Ventress.

                                 ~~Kashyyyk~~

  Luminara leżała wśród traw. Moc zdecydowanie z nią była, Jedi nie ucierpiała tak bardzo. Za to Wookie... byli martwi, w jednej chwili uleciało z nich całe życie, a ona wyszła z tego cała, zaledwie z jedną raną. Zachowaniem żołnierzy po raz kolejny prowadził wirus "zakodowany" w ich mózgach rozkaz 66. Potrzebne było natychmiastowe usunięcie wszystkich poleceń, które mógłby zaszkodzić jakkolwiek Republice i jej obrońcom. Niestety nie bardzo mogli skontaktować się ze Świątynią, aby dowiedzieć się, jak Jedi sobie z tym radzą, choć ten atak był wystarczającym wytłumaczeniem, że niewiele wskórano.
  - Da radę pani wstać? - zapytał ją żołnierz medyk.
  - Nie jestem aż tak mocno zraniona, leżałam bo potrafię słuchać poleceń, które sprawią, że poczuję się lepiej. - odparła podnosząc się do pozycji stojącej.
  - Rozumiem. - przyjął klon. - A czy zdoła pani walczyć?
  - Myślę, że tak. - odpowiedziała krótko. - Co z Mistrzem Yodą?
  - Nie został zaatakowany, jest cały. Skontaktowała się z nim Świątynia, wieści z Naboo są takie, że nadal szukają Palpatina i zaczęła się bitwa. Mistrzyni Offee pytała się o ciebie, generale. Widocznie coś wyczuła, ale Generał Yoda ja uspokoił powiadamiając, że nic poważnego się nie stało.
  - Mam nadzieję, że wyjdzie z tego cała. - wypowiedziała swoje myśli na głos. - A co robimy z tymi żołnierzami?
  - Odsyłamy je na krążownik. Przejdą specjalne badania. Generał Yoda nie udzielił nam informacji o innych tego typu przypadkach, ale taki wydano nam rozkaz. - powiadomił ją.
  - Dobrze, w takim razie: wykonać. - poleciła klonowi, po czym zniknął za krzakami.
  Uklękła nad ciałami Wookiech. Nie znała ich długo, ale byli jej przewodnikami i pomagali w walce. Ponieśli śmierć przez sprzymierzeńców, jak Republika się wytłumaczy? Nikt te nie przewidział. Rząd pracuje pełną parą, ale niestety nie było widać zbyt wielu efektów. Nie tak to powinno wyglądać i Luminara miała tego świadomość, ale nie zamierzała odpuszczać. Wierzyła, że to kwestia kilku tygodni, ewentualnie miesiąca; dwóch, po czym wróci to do nowej normy. Bez ofiar, bez wojen przez większość, koniec długu, liczenie się nawet ze zdaniami obywateli dolnych poziomów.
  Wstała ze spuszczoną głową i odeszła by zaplanować z żołnierzami piechoty dalszy ciąg podróży przez lasy.

                        ~~Tunele Naboo~~

  Z każdym krokiem przed nimi było co raz jaśniej, a za nimi robiło się ciemniej. Śpieszyły się, ponieważ nie miały wiele czasu, a musiały przeprowadzić wielu mieszkańców przez podziemne drogi zbudowane na rozkaz Amidali.
  Padme przystanęła nad włazem obok drabinki i nakazała gestem ciszę, ponieważ dziewczyny rozmawiały różnych rzeczach. Senator im trochę zazdrościła. Potrafiły zrelaksować się gadając o rożnych błahostkach zapominając o tym co działo się w danej chwili.
  - Są tu. - powiedziała, gdy przysłuchała się głosom dochodzących z powierzchni.
  Wysy skoczyła na drabinkę i weszła ku górze, po czym odsunęła Mocą właz i wyskoczyła w górę włączając miecz świetlny. Ekria zrobiła to samo, a Amidala została na dole czekając aż padawanki rozwalą wszystkie droidy, co minęło szybko. Na Jedi przypadało tysiąc automatów, które Ci potrafią zezłomować je w bardzo krótkim czasie.
  W pewnym momencie wyczuła swoją intuicją, że już prawie skończyły, wspięła się na pierwszy metalowy szczebel i zaczęła wchodzić w górę. W pewnym momencie jej stopa osunęła się i kobieta krzyknęła. Gdy po raz kolejny stanęła na danym szczeblu, ten oderwał się od reszty, a ta po raz kolejny wydobyła z siebie krzyk. To nie było bezpieczne dla jej dziecka!
  - Pani! - Ekria stanęła nad dziurą i jak najprędzej zaczęła schodzić by pomóc swojej "podopiecznej". Gdy znalazła się tuż obok, pomogła jej się wspiąć. - Nic wam nie jest? - zmartwiła się padawanka.
  - Nie, tak myślę. - odparła.
  - Wysy zaraz się Tobą zajmie. No, hop.
  Wygramoliły się z "kanału". Ekria posłała przyjaciółce znaczne spojrzenie.
  Wysy podeszła do nich i dotknęła Padme, doprowadzając tym samym panią senator do stanu pełnego zdrowia.
  - Amidalo. - odezwała się jakaś kobieta.
  - Spokojnie. Jestem tu po to, aby wam pomóc. Przeprowadzimy was na główny plac, który, mamy nadzieję, został już odbity. Będziecie bezpieczni. Pośpieszmy się.
  Po wypowiedzi Padme, Jedi wskoczyły do tunelu, a za nimi zaczęli schodzić mieszkańcy Naboo. Ostatni zeszła żona Skywalkera, choć nie powinna, ale nie zamierzały się o to wykłócać i nastolatki miał inne myśli w głowie.
  - Za mną. - poleciła, gdy znalazła się na dole.
  Kiedy zrobiły parę kroków, Ekria postanowiła się wypowiedzieć:
  - Nie za bardzo orientuję się w tym tunelu, ale gdy byłam na powierzchni i gdy zobaczyłam skręt w lewo, to sądzę, że idziemy w złą stronę.
  - Mylisz się. Idziemy inną drogą. Dłuższą, ale zdecydowanie krótsza do spiżarni. Ona nie jest położona w byle jakim miejscu. Jest dokładnie w odpowiednim miejscu, by wszędzie można było do niej dojść w szybkim czasie. Znajduje się bardzo dobre jedzenie z długim terminem ważności. Sio Bibble sprawdza na wszelki wypadek daty ważności. Jeśli coś tam zastaniemy, to nie będziemy nikogo oskarżać o zaniedbywanie. Każdy się w końcu stara.
  - Rozumiem. No to w drogę. Pójdę z na sam koniec, a Wysy się Tobą zaopiekuję.
  - Nie, idźcie obie, dam sobie radę.
  - Pani. - zaczęła Padawanka Pablo Jilla.
  - Jestem pewna, Wysy, spokojnie. Ale chciałabym jeszcze z Tobą zamienić parę słów.
  - Tak?
  Barolianka poszła na przód a Senator została z Wysy z tyłu i zaczęła szeptać:
  - Co Ty zrobiłaś? Dotknęłaś mnie i... - nie dała rady skończyć. - Jesteś kimś podchodzącym pod uzdrowiciela? - domyślała się.
  - Tak, ale nim nie jestem. To dar wrodzony. Nie mów nic nikomu, bo niewiele osób wie. Atari pozwoliła mi ostatecznie iść tylko dlatego, że ja jedyna mogę Cię podtrzymywać w pełni zdrowiu. Od urodzenia mam dar uzdrowiciela. Wszystkie rany goją się bardzo szybko i znowu jestem zdrowa, każda choroba, może zostać uleczona. Oczywiście, śmiertelna nie... znaczy... kiedy się zaczyna, kiedy się jeszcze nie rozwinęła. Niestety w stanie śmiertelnym to nie działa. Sama mogę umrzeć przez najczulsze punkty i starość. Nie mów nic nikomu. Jestem tu, byś żyła i twoje dziecko również.
__________________________________________
A więc, po strasznym wyczerpującym miesiącu - wracam do was! <3
Co do terminu, przy zawieszeniu coś tak myślałam, że dziś wrócę.
Jestem zawiedziona, trochę wypadłam z wprawy, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży!
Jak poszły mi konkursy? Myślę, że z tym drugim jest ok! ^-^
Co się u mnie działo? Och, wiele rzeczy. Na przykład: cały czas zmieniam się z wyglądu przez skracanie włosów... nigdy bym się nie podejrzewała o tak krótką długość O.o W każdym razie, włosy się naprawiają!
Wyszedł nowy zwiastun i jestem z niego strasznie zadowolona *-* ♥ Oczywiście, bilety już kupione! :D
W czasie nauki próbowałam coś pisać, dokładniej: 116 i 117 rozdział :D I wspierała mnie w tym Ida <3 
Jeśli ktoś się zastanawiał - tak, mam siebie na awatarze :P
Ogólnie to wracam, za tydzień nowy rozdział ^^ Mam nadzieję, że już więcej takich zawieszeń nie będzie. Spróbuję coś naskrobać na święta, w końcu trzeba nadrobić te stracone chwile bez pisania ://
Dedykacja dla:
WSZYSTKICH!

NMBZW!