niedziela, 23 lutego 2014

One-Shot "Wybór (nie) Jedi"


 Nie. Nadal nie wiem. Nie wiem, czy tego chcę. Czy jestem gotowa. Co mam zrobić? Nie wiem czy ktokolwiek może odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie. Dlaczego Ventress? Powiedz mi proszę dlaczego? Nie jestem już tą samą odważną osobą. Wszystko się zmieniło. Nie jestem Jedi. Nie jestem taka jak kiedyś. Skoro tak to dlaczego się zgodziłam na to wszystko? Czemu postanowiłam lecieć z Ventress na Naboo? Wiem, że ona chce zemsty na Dooku, ale dlaczego mnie ze sobą wzięła? Oni tam będą. Wszyscy. Wszystkie osoby, które wiele znaczą dla mnie. Mistrz Plo, Obi-Wan i...Anakin. Czy zdobędę się na odwagę by spojrzeć mu w oczy po tym jak odeszłam z Zakonu? Spojrzałam na Asajj. Miała zwyczajny wyraz twarzy. Leciałyśmy statkiem, którego była Sithanka ukradła jakiemuś facetowi. Śpimy zazwyczaj na poziome 1312 na jakiś starych podziurawionych matach. Wiele osób zna tam Dathomiriankę więc prawdopodobnie ten ktoś komu został skradziony ten statek miał u niej dług.
-Wychodzimy z nad przestrzeni.-poinformowałam ją. Gdy znalazłyśmy się na orbicie Naboo wyczułam duże skupienie w Mocy. Tylko jeden człowiek w galaktyce otaczała taka wielka aura Mocy. Wybrańca z przepowiedni, którym według Qui-Gona - byłego mistrza Obi-Wana - był nim Anakin Skywalker pochodzący z Tatooine. Najbardziej parszywej planecie w galaktyce jak sam kiedyś stwierdził Rycerz Jedi.
 Wylądowałyśmy na bagnach. Była Sithanka pobiegła szukać Dooku i zmierzyć się z nim. Ja pobiegłam w stronę wielkiego placu tuż przed pałacem. Miecze obijały mi się o uda, ale nie zwracałam na nie uwagi, chociaż tak wiele czasu minęło odkąd miałam jakikolwiek miecz przypięty do pasa. Dwa dni temu kiedy ja jeszcze byłam zanurzona w spokojnym, głębokim śnie ona pobiegła szukać mieczy. Znalazła swoje na terenie Świątyni, a moje w magazynie i na terenie więzienia. Nie wiem jak ktoś jej nie zauważył, ale byłam pod wielkim wrażeniem jej pracy.
 Biegłam sprintem, wspomagając się mocą. Dobiegłam do budynku i wskoczyłam na jego dach. Był stamtąd świetny widok na plac. Widziałam wiele mieszkańców Naboo, którzy w parę godzin stali się jeńcami. Padme opowiadała co zrobili podczas blokady i wiem, że to co się dzieje tutaj jest na pewno podobne to tego co było dwanaście lat. Patrzyłam jak twarze dzieci są bardzo mizerne. Nie jadły pewnie długo. Ale po to tu jestem. Jestem by ich uwolnić od tego koszmaru.
 Pobiegłam wzdłuż dachu by być ich bliżej. Wzbiłam się w powietrze, włączając miecze po czym wylądowałam na nogach przecinając dwa droidy na pół. Moje oczy były przymrużone jak kiedyś gdy byłam jeszcze Jedi i mierzyłam się z nimi u boku swojego Mistrza.
 Przecinałam kolejne. Byłam nadal w tej samej formie mimo, że tak długo nie walczyłam. Stanęłam na przeciw trzydziestu droidom i większość z nich zezłomowałam. Cięłam dalej. Pociski z ich blasterów chybiały cały czas, a ja nadal swoje. Co do ostatniego co nie trwało długo. Stanęłam i dyszałam. Miecze miałam dalej włączone. Obywatele planety patrzyli na mnie z wdzięcznością i uśmiechami na twarzy. Wyłączyłam shoto, a następnie miecz i przypięłam je do pasa, także się do nich uśmiechając. Zauważyłam jak ochrona pałacu uwalniają się z kajdanek, a następnie jeńców. Zaczęła zbliżać się do mnie jakaś dziewczyna. Była ubrana w szatę królewsko i miała na głowię koronę. Nie była to królowa Neeyutnee. I nie była to także jej dublerka bo nie była do niej w ogóle podobna. Wyglądała mi na dwanaście lat.
-Jestem Królowa Apailana.-przedstawiła się gdy do mnie podeszła. Nie wiem ile miała lat, ale jeżeli tyle na ile mi się zdaje to prześcignęła Padme o rok.(Nie gadać głupot mi tu tylko. W 33BBY była już królową więc miała 13 lat )
-Ahsoka Tano.-ukłoniłam się .
-Jesteś Jedi?-spytała, ale nie zdołałam jej odpowiedzieć.
-Królowo!-Ni stąd ni zowąd pojawiła się Padme. Nie sama. W towarzystwie jej przyszywanej kuzynki, a mojej przyjaciółki, której nie widziałam od trzech lat. Miesiąc po tym jak odkryła kim na prawdę jest, poleciała ze swoim Mistrzem na jakąś misje. Od tej pory jej nie widziałam, ale teraz ją rozpoznałam. Ona stanęła z Padme jak wryte. Nie spodziewały mnie się. Nie po tym jak odeszłam.
 Atari podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Z oczu poleciały mi łzy tak jak jej. Nie sądziłam, że ją tu spotkam. Cieszyłam się, że ona mnie pierwsza zobaczyła. Bardzo za nią tęskniłam. Była pierwszą osobą w Świątyni, która się do mnie uśmiechnęła i powiedziała krótkie "Cześć". Od tamtej pory się nigdy nie rozstawałyśmy aż do momentu, kiedy miała polecieć na tą misję.
 Oderwałam się od niej. Jej oczy były czerwone.
-Dobrze Cię znowu widzieć Soka.-powiedziała ocierając łzy.
-Wiesz co się stało.-bardziej stwierdziłam niż spytałam.
-Moja misja się skończyła dwa tygodnie po twoim odejściu. Gdy spytałam się mistrzyni Swan czy mogę iść Cię poszukać wtedy Mistrz wszystko powiedział. Przykro mi Soka.-powiedziała ze smutną miną.
-Nie da się cofnąć czasu.-chciałam coś dodać, ale ktoś położył mi rękę na ramieniu. Padme.
-Cieszę się, że mogę Cię znowu zobaczyć.-powiedziała uśmiechając się.
-Ja także się cieszę, że Ciebie widzę Padme.- też się do niej uśmiechnęłam.
***************
 Przez kilkadziesiąt minut, rozdawałam wraz z Atari chleb i wodę mieszkańcom, którzy siedzieli na schodach. Nie mogli wracać do domu. Najpierw trzeba było uwolnić główny plan-co już zrobiłam.- by można było przywozić tu jeńców z innych ulic, a potem zapewnić im schronienie w pałacu na noc, lub na dwie by wrócić po wszystkim do swoich domów.
 Żal mi ich było. Połowa z nich pamięta jak to było podczas inwazji. Jednymi z tych osób była rodzina Padme. Ojciec, który był bardzo miły, lecz wyczułam w nim, że jeżeli trzeba to potrafi się zdenerwować. Matka miała łagodny wyraz twarzy i także była miła i te cechy odziedziczyła ich druga córka- Sola. Siostra Padme, która była od niej starsza o cztery lata. Miała dwie córki: Pooję i Ryoo. Mimo tego wszystkiego były bardzo radosne, ale smętniały im miny gdy nie było przy pani Senator R2. Czyli znała tego małego robota, w którego częściach znajdowały się prawie wszystkie dane Republiki.
 Usiadłam z Atari pod ścianą jednego z budynków  trochę dalej od jeńców bo chciała porozmawiać. Nie wiem o czym, ale wyczuwam, że ta rozmowa ma coś wspólnego ze mną, lecz nie jestem pewna. Ati trudno rozszyfrować podobnie jak Anakina. Umiała dobrze się "chować" jeżeli chodziło o coś o czym nikt nie może się dowiedzieć. Ale znałam ją na wylot tak jak mojego byłego Mistrza i wiem kiedy to robi.
-Wrócisz?-spytała wprost gdy usiadłyśmy.
-Atari...-zaczęłam, ale mi przerwała.
-Ahsoka. Kiedy wróciłam miałam nadzieję się z Tobą spotkać. Z Tobą, Niro, Chazem i Mirleą, ale zastałam smutną informację, której nie mogłam z nieść. Już cztery miesiące siedzę w świątyni. Dobrze się bawię z chłopakami i Mrleą, jak tylko nam na to obowiązki wojny pozwolą, ale nie jest tak jak kiedyś. We wszystkim co robimy w czwórkę. Głupie, żarty, rozmowy i wszystko co robiliśmy jako adepci traci powoli sens. Dlaczego? Ponieważ z nami Ciebie nie ma. Ja wracam z Yavina 4, a tu puf! Mojej przyjaciółki nie ma. Czy będzie jak dawniej? Nie.-spuszcza głowę na kilka sekund i milczy, po czym dodaje.-Ale to nie znaczy, że nie uszanuję twojej decyzji.
-Ja...-ponownie mi przerwano, ale tym razem to nie była Atari, lecz strzały. Strzały separańskich droidów.
 Obie poderwałyśmy się z miejsca i biegiem ruszyłyśmy w stronę Padme. Była wraz z królową. Apailana była w szoku. Ludzie krzyczeli z przerażenia, ale ona miala tylko dwanaście lat.
 Chwyciła dłoń Padme w ręce i zaczęła ją prosić.
-Pani. Proszę Cię. Wróć na tron. Ty lepiej obronisz Naboo. Błagam.-Nikogo w pobliżu nie było prócz mnie i mojej przyjacióki, więc tylko my ich słyszałyśmy.
-Nie mogę. -odpowiedziała grzecznie Padme. Była spokojna, ale na zewnątrz. Czuję to.-Ty rządzisz planetą i musisz się im przeciwstawić rozumiesz? To Ciebie wybrali na królową i muszą wiedzieć, że postąpili słuszni i wybrali dobrze.
-Ale ja się boję.-odparła przerażona Apailana.-Nie mam tyle odwagi co ty bynajmniej nie teraz i prawdopodobnie nigdy nie będę mieć. To nie mnie powinni wybrać. Ty powinnaś rządzić cały czas.
-Nie mogę. Nie chcę już. Jestem senatorem i taka służba publiczna Naboo mi wystarcza. Nie zasiądę na tron, bo nie chcę i nie mogę. To twoja rola. Ja Ci mogę tylko pomóc i pokierować Cię przez całą bitwę.-Nie wiem ile jeszcze Padme będzie musiała ją przekonywać. Wiem dlaczego nie może. Wiem dokładnie. Nie chodzi tylko o to co powiedziała Królowej. Chodzi o Anakina. To jej nie pozwala, ale i tez ona nie chce.- Kapitanie Panaka.- zwróciła się Amidala do kapitana i kiwnęła głową na znak. Chodzi o podmianę. Wiem to od właśnie od niej. Powiedziała mi tylko dlatego, że wie, że może mi zaufać i nic nie powiem.
 Gdy nadeszły droidy ja oraz Orgeen włączyłyśmy miecze i rzuciłyśmy się na droidy. Odbijałyśmy blasterowe strzały i niszczyłyśmy te automaty(Idula pamiętasz tomaty? xD)W tej chwili brakowało mi jednego. Tych chwil kiedy niszczyłam z Wybrańcem te złomy urządzając sobie zawody, kto więcej rozwali. Mimo przegranych albo wygranych nic się działo po tej "niewinnej"zabawie. Nadal urządzaliśmy sobie te zawodu i nie było żadnego obrażania się. Był tylko uśmiech na twarzy i niekiedy zwrócenie uwagi Mistrza Kenobiego. Do tych wspomnień się uśmiechnęłam, lecz dalej rozwalałam separańskie droidy. To był teraz mój priorytet. Zabić je wszystkie i pomóc Republice nawet jako już nie Jedi. Nie wiem gdzie Ventress, ale wiem, że jeszcze żyje. Ale co jeżeli poniesie klęskę? Co jeżeli umrze? Co wtedy zrobię? Nie poradzę sobie bez niej. Nie teraz.
 Nie wiem dlaczego, ale coś szybko poszło z tymi puszkami. Zaczęłam oglądać się w okół siebie i wtedy pojęłam o co chodzi. Widziałam go. Grievous. Dla niego byłam "Małomaskotką Skywalkera". Nie doceniał mnie. Możliwe, że dałabym radę go zniszczyć. Do tej pory jestem jedynym padawanem, który się z nim zmierzył i przeżył. I właśnie dlatego, że żyje patrzę na niego gniewnie mrużąc oczy. Zza cyborga pojawił się człowiek w kremowej szacie. Niebieska klinga jego miecza świetlnego uderzyła w dwa miecze Generała, którymi zablokował cios oponenta. Niebieskie oczy Jedi wpatrywały się w metalową twarz separatysty, po czym ponownie zaatakował. Styl poruszania się i walczenia III Formą- Soresu poznałabym wszędzie. Tylko jeden człowiek, Jedi jest kwestionowanym mistrzem tego o to stylu walczeniem mieczem świetlnym. Obi-Wan. Mój niedoszły Mistrz po raz kolejny mierzy się z zabójcą wielu Jedi. Mojej rodziny, którą są wszyscy wrażliwi na Moc według ideologi Zakonu. Obserwowałam ich w milczeniu i nadziei, że teraz pewnie nadejdzie kres Grievousa. Moim ramieniem potrząsnęła czyjaś dłoń. Przez zapatrzenie się w pojedynek mojego "brata" i separatystycznego cyborga zupełnie zapomniałam o mojej kompance, z którą spędziłam wiele chwil w Świątyni. Pobiegłam z nią ukryć jeńców w pałacu. Kolejne roboty mogły nadejść, więc musimy być przygotowane. Pani Senator postanowiła skontaktować się z Mistrzyni Securą.
-Padme.-zwróciłam się do przyjaciółki.-Proszę Cię nic im nie mów o mnie.-Popatrzyła się na mnie zdezorientowana.-Błagam. Nie mogą się dowiedzieć. Nie teraz.-patrzyłam na nią prosząco. Kiwnęła na znak, że nie powie. Popatrzyłam na Atari. Miała identyczną minę jak jej przyszywana kuzynka. Oczy miały ten sam wyraz mimo innego koloru. Zostało jej parę cech wyglądu po tym jak przez trzynaście lat była "w ciele" Padme.
 Kiedy prośba o przysłanie klonów została wysłana, usłyszałam strzały.Kierowanie były do wrót pałacu. Znowu droidy. To oznacza, że będzie niebezpieczna bitwa. Nagle wszystko pojęłam. Przecież wojna trwa długo. Separatyści chcą ją zakończyć. Naboo jest jedną z najważniejszych planet Republiki, a to oznacza, że Senat wyśle tu najwięcej żołnierzy, tak samo jak swoje automaty Separatyści. W dodatku jeszcze Federacja Handlowa chce od dawna zemsty. Padme kocha Naboo każdą swoją komórką, dlatego tu jest. Ventress... ona żyła. Czuję to, ale nie da rady pokonać Dooku sama.
 Włączyłam miecze i podbiegłam do drzwi. Za mną pobiegła moja rówieśniczka. Otworzyłyśmy Mocą wrota, a później odepchnęłyśmy nią kilka droidów, a na resztę ruszyłyśmy z mieczami. Nie było już na dachu walczących Obi-Wana i Grievousa . Albo jeden wygrał, albo pojedynek nadal trwa tylko, że gdzie indziej, ale skupiłam się na droidach. Walczyłam z Orgeen tuż obok siebie. Moja przyjaciółka była jedną z Jedi, których kryształ nie był podstawowego koloru czyli niebieskiego, zielonego lub żółtego. Był błękitny. Tak jakby kolor miecza był specjalnie dopasowane do jej bladego, dathomiriańskiego koloru skóry. Dalej odbijałyśmy strzały nie pozwalając im się przedrzeć. Za nami strzelali żołnierze Naboo. Nad nami pojawiły się kanonierki. Żołnierze klony. Kanonierki wylądowały za nami. Na moje nieszczęście był to 501 Legion pod dowództwem Kapitana Rexa. Mimo tego, że Rex był zdziwiony co wyczułam strzelał przed siebie i niszczył blaszaki. Cieszyłam się, że ponownie mogę walczyć u jego boku, ale nie jako Jedi. Jako była padawanka. Jako normalny obywatel Republiki. Poczułam dziwny dreszcz, ale nie wiem dlaczego. Dreszcz...zła? Nie jestem pewna, ale po minie Atari wiem, że też to poczuła.
 Z moim dawnym Legionem szybko poszło rozwalanie droidów. Jedynie trzeba było posprzątać. To powinno dać Republice plac jako bezpieczne miejsce. Popatrzyłam się na Rexa. Zdjął hełm i patrzył na mnie zaskoczony, a zarazem z radością w oczach, że mnie znowu zobaczył. Uśmiechnęłam się do niego. Nagle usłyszałam dźwięk komunikatora. Nareszcie.
-Muszę iść.-zwróciłam się do Atari. Przytuliłam ją bez słowa i pobiegłam na bagna. Cieszę się bardzo, że mogłam ich ponownie spotkać. Tęskniłam za Ati bardzo. Mimo, że spotkałam ją teraz czego nie chciałam tego, to cieszę się, że mogłam z nią porozmawiać. Dobiegłam do statku.-Hej.-przywitałam się z nią.
-Dooku zabity.-poinformowała mnie. Już wiem, dlaczego poczułam dreszcz.
-Wyczułam. Gratuluję.-posłałam jej ciepły uśmiech.
-To nie tylko moja zasługa.-powiedziała z trochę smutną miną.
-Kogo jeszcze?-nikt mi nie przychodził do głowy.
-Anakin.
-Powiedziałaś mu o mnie?
-Nie. Ale plac został odzyskany z twojej także zasługi. Skywalker kontaktował się z Radą. Przymkną oko na moje czyny i zapłacą za pomoc. A to znaczy, że idziesz ze mną. Może policzą podwójnie. Wiem, że nie chcesz iść, ale...-nie dokończyła, bo wie, że jestem wszystkiego świadoma.
-To chodźmy.-powiedziałam po dłuższej chwili. Szłyśmy szybko, nie odzywając się do siebie. Nie wiedziałam co zrobię jak spotkam Anakina i innych. Albo co będzie, jak zobaczą z kim się sprzymierzyłam? Nie mogłam sobie odpowiedzieć na to pytanie jak dopiero wtedy, gdy minie to wszystko.
 Wskoczyłyśmy na dach budynku. Większość żołnierzy sprzątało. Anakin rozmawiał z Plo i Obi-Wanem tyłem do mnie. Zeskoczyłam z Ventress z dachu. Jedi obrócili się.
-Niemożliwe.- powiedział Yoda na mój widok. Nie chcę nawet wiedzieć co sobie o mnie pomyślał. Przystałam z moją kompanką, zaczęła rozmawiać, ale dla mnie rozmowy cichły. Patrzyłam się w jeden punkt. W oczy mojego byłego Mistrza. Wyrażały one radość, że mnie widzi, ale też i dziwienie z kim mnie widzi. Z jego byłym wrogiem. Autorem blizny, która go oszpeciła. Ale czy aby na pewno? Raczej sprawiła, że jest bardziej przystojny, skoro więcej bab na niego leci. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogę. Po prostu nie umiem. Tyle razy te oczy patrzyły na mnie z dumą i zadowoleniem. Tyle razy te oczy mnie karciły za złe posunięcie...cokolwiek wyrażały te oczy patrzące na mnie byłam wdzięczna, że mogę jeszcze raz je zobaczyć. Miałam wrażenie, że chciałabym by mnie okrzyczał za zły czyn, ale nie miał za co, a ja nie wiem dlaczego tak tego pragnęłam. Może dlatego, że dawno tego nie zrobił?
 Nie mam pojęcia jak długo trwały moje rozmyślenia. Jak długo tam stałam, ale wyrwała mnie ręka byłej Sithanki. Podeszła do mnie Ati i przytuliła. Będę za nią tęsknić, bardziej niż wcześniej.
-Powiedz chłopakom i Mirlerze, że za nimi tęsknię.-poprosiłam ją mówiąc do ucha. Przytaknęła i oderwałyśmy się od siebie. Z jej oczu popłynęły słone krople. Nie popatrzyłam się na nikogo więcej i poszłam w stronę Asajj, która czekała kilka metrów dalej.
-Nie każę Ci iść ze mną. Możesz wrócić.-powiedziała do mnie szeptem tak, bym tylko ja ją usłyszała. Mogę wybierać. Nigdy bym nie pomyślała, że stanę przy takim wyborze. Ba! Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego. Że trafie do więzienia za coś czego nie zrobiłam i że ucieknę z więzienia zamiast siedzieć na miejscu i czekać. Nigdy nie pomyślałabym, że będę padawanką Wybrańca. Nigdy nie marzyłam o tym by być Jedi. A co jeżeli to nie dzieje się naprawdę. Co jeżeli zaraz się obudzę i do mojego pokoju wkroczy rozweselona trzyletnia Atari Orgeen i pójdę z nią na śniadanie, a później na trening. A może obudzę się w swoim pokoju w domu na Shili by pójść znowu na łąkę? Tyle, że to nie jest sen. Gdyby to był sen, to bym obudziła. Na prawdę stanęłam przed takim wyborem, ale to, czy wybiorę mądrze, nie umiem przewidzieć. Stałam bokiem do każdej ze stron i zastanawiałam się, którą wybrać, bo tylko jedna jest moim przeznaczeniem. Moc nie chciała mi pomóc. Muszę sama zgadnąć. Sama wybrać. Zamknęłam oczy i w swoim świecie zaczęłam szukać wyboru. Otworzyłam oczy bo minucie. Znalazłam odpowiedź. Poszłam w stronę, która ma mnie poprowadzić przez dalsze życie. Przyszłość.
_______________________________________________________
Ajajajajajaj...wyszłam na jędzę xD No co? Tak wiem. Mam przerypane. Kto chce mnie zlać?
A tak na serio. Odpowiedzcie mi w komie tak na poważnie. Zmienił mi się styl pisania? Mam jakieś dziwne przeczucia, że tak.
Brato-wnuczko pamiętaj. Przylatuję w czwartek na tłusty czwartek :3 Mamy spotkanie rodzinne ^^ Chwila...czyli Idka też leci! YAY! xDD To je dziwna rodzinka. Tego nie ogarniesz :DD Ranyy...uwielbiam z Tobą rozmowy xD Rodzinka.holonet xDD
Dobra kończę.

NMBZW! 

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 52


                                                                      ~~Anakin~~

 Tibrin. Kolejna planeta potrzebująca pomocy Republiki i jej Wojska. Wojska pod dowództwem Anakina Skywalkera. Drugiego Bohatera Republiki.
 Lubił walczyć, ale chciał wracać na Coruscant. Do domu. Do Padme. Ponad dwa miesiące walczył i nie miał ze swoją żoną, żadnego kontaktu.
 Poczuł ukłucie w ręku. Sensory bólu w protezie. Niekiedy miał ochotę ją rozwalić. Ból był wielki, ale on już do tego przywykł. Czuł, ale nie robiło to na nim wielkiego wrażenia tak jak na początku. Przystosował się do życia bez jednej ręki i czuł się normalnie, lecz nie zawsze. Nie wtedy kiedy był z Padme. Nie w tych momentach. Był wdzięczny Vokarze Che za to, że zrobiła wszystko co w jej mocy by było jak kiedyś, ale
nie jest. On ma żonę. Nie móc dotykać jej obiema, żywmy dłońmi było dla niego niczym cierpienie.
 Jego rozmyślenia, przerwało otwarcie drzwi do jego kajuty. Przez próg przeszła nie inna osoba jak jego młoda Padawanka. Drzwi się zamknęły, a ona oparła się o metalową ścianę tuż przy pryczy.
-Widzę, że twoje rozmyślenia dość długo trwały.-odezwała się pierwsza. Skywalker popatrzył na nią zdziwiony.-Nie wychodziłeś z kajuty dwie godziny.-odpowiedziała na jego nieme pytanie.
-Wybacz. Straciłem rachubę czasu. Zaraz przygotuję wojsko.-powiedział.
-Nie trzeba. Zajęłam się wszystkim.-uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił gest.
-Mistrz Plo jeszcze jest?-spytał zmieniając temat.
-Pół godziny temu odleciał. Mistrzyni Unduli już na nas czeka. Do systemu wchodzimy za dziesięć minut. Rex na mostku i wraz Admirałem Yularenem i coś jeszcze planują. Ostateczne decyzje podejmujesz z Mistrzynią Luminarą.-poinformowała go.
-Dobrze.-podniósł się i poszedł w stronę drzwi. Przelotnie dotknął ramienia Ahsoki dłonią i podążyli oboje na mostek.

                                                                      ~~Yoda~~

 W swojej małej komnacie siedział spokojnie zanurzony w mocy i rozmyślaniach. Bardzo dużo ostatnio medytował. W jego małej głowie rodziło się tyle pytań, lecz wiedział, że Moc mu zawsze sprzyja zwłaszcza teraz. Teraz bo Palpatine trochę przeginał. Czyżby był skorumpowany? Nie wiadomo, ale odpychał od siebie tę myśl gdyż dla niego to nie może być prawda. Po raz pierwszy od długiego czasu zanurzył się dokładniej w Mocy. Wiedział bo czuł. Czuł, że rozmyśla inaczej. Dokładniej. I też przez tą dokładność po raz pierwszy zauważył to czego nie dostrzegł przez dwanaście lat. Tyle ile Palpatine zasiadał na stanowisku Wielkiego Kanclerza Republiki. Dostał nadzwyczajną władzę na początku Wojny, ale to teraz nie miało znaczenia dla starego mistrza. Kanclerz urzędował na swoim stanowisku już trzecią kadencję. Drugich wyborów nie było. Nie było. Jak to możliwe? Jak to możliwe, że nie było wyborów. Czyżby ktoś, kto go otacza Ciemną Stroną wszystko to robił?
 Mistrz otworzył oczy. Musiał przerwać swoje rozmyślania. Na chronometr pokazywał godzinę ósmą czterdzieści więc za dwadzieścia minut ma trening z Adeptami. Wyszedł w spokoju, zostawiając za sobą rozmyślenia o Kanclerzu.

                                                                ~~Ahsoka~~

 Jak zazwyczaj na rzadkie, nienormalne zdziwienie zachłysnęła się powietrzem. Gild Pellaeon ma przylecieć z Luminarą. Nie chciała go tu. Nie chciała po prostu, nie chciała go na tym krążowniku. Ale miała plan jak przetrwać z nim tę bitwe. Nie była już tą samą czternastoletnią, rozwydrzoną padawanką Anakina Skywalkera. Ostatnie miesiące dały jej lekcje. Jest bardziej cierpliwa, lecz...nie czuje się jak wtedy na Cato Nemodii, gdzie była ostatnia bitwa tuż, przed zamachem. Wiedziała jaka była wtedy, ale teraz...teraz już nie jest taka. Wie, że dorasta, ale przez dwa lata wojny tak się nie zmieniła jak przez ten miesiąc, kiedy postanowiła "raz na zawsze" odejść ze świątyni. Wie, że nie jest raczej tą osobą. Jest świadoma tego jak bardzo się zmieniła, a także jak teraz postrzegana przez Anakina. Mimo, że nazywa ją Smarkiem, to Ahsoka nie czuje jakby mówił do niej. Chciałaby wrócić do swojego charakteru. Czyje się po prostu jakby ktoś jej wręczył w podarunku nowy charakter, rozumowanie... wszystko inne. Obce. Gdyby była taka sama jak kiedyś...ba! Gdyby nie było tego całego zamachu, nie musiała by zatrzymywać teraz łez. Z planowania na odegraniu się na Gildzie, zaczęła rozmyślać nad sobą. Potrząsnęła głową. Wstała i poszła do hangaru. Zastała tam klony wraz z Rexem. Dziesięciu- w nich Rex, Fives i Coric -żołnierzy siedzieli na skrzynkach i opowiadali kawały. Ahsoka przyłączyła się do nich. Usiadła na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Coric podał jej sok bribb. Wiedziała, że był to ulubiony sok jej mistrza i ona tak samo, lecz najbardziej sok z owoców shuura i jogan(nazwy owoców z SW się kłaniają! xD), ale tego też było dobrze się napić przy pogawędce. Ahsoka uwielbiała rozmawiać z klonami. Dzięki temu wiedzieli, że nie są jej obojętni. Wiedzieli, że Anakin bardzo się troszczył o swoich Żołnierzy, ale nie znali tak bardzo Ahsoki, jak znają ją Coric, Fives i Kapitan kompani potok. Wiedzieli, że przychodzi porozmawiać z klonami także w imieniu ich generała.
 Nadleciała kanonierka. Ahsoka wraz z Kapitanem podeszła by ich przywitać, jak przystało na "Wzorową Padawankę" wraz z posłusznym żołnierzem. Cieszyła się, że zobaczy Mistrzynię Unduli, ale jeżeli chodzi o Pellaeona to już czuła złość. Po prostu jak ma usłyszeć jego rozkazy to czuję złość, którą patrzy na wrota kanonierki. Otworzyły się i wyszła z nich mirialańska mistrzyni, a za nią siwy admirał. Togrutanka była spokojna. Na razie.
 Ukłoniła się przed Mistrzynią i poinformowała ją, że jej mistrz czeka na mostku, gdzie chwile później Luminara ruszyła, a Gree wraz z Rexem odeszli. Pellaon ominął Ahsoką i powiedział do niej:
-Myślałem, że skoro urosłaś to zmienisz swój ubiur, lecz widzę, że nie.
-Coś ty powiedział?-spytała. Jej gniew wzrósł. Czuła, że chciałaby mu coś zrobić.
-Że nie powinnaś być tak ubrana młoda damo.-odparł. Musiała się trochę opanować by zabrać głos.
-Kapitanie Pellaeon. Sam pan powiedział, że Admirał Yularen może robić co chce na swoim krążowniku i pozwala mi chodzić w moim stroju Jedi. To jest jego krążownik i Generała Skywalkera czyli mojego mistrza,  co pozawala mi tutaj wydawać rozkazy. Więc nie ma pan prawa tutaj rozkazywać. Zwłaszcza mi. I może niech pan uważa bym panu nie kazała czasem zmienić ubrań.- jej oczy były przepełnione złością, a w jej głosie można było usłyszeć leciutką chrapkę co oznaczało, że jest zła co sam zauważył Kapitan. W jego oczach był lekki lęk, ale tam w środku bał się trochę bardziej. Ahsoka nie jest już dzieckiem i poczuła, że stare nawyki wracają, co bardzo ją uszczęśliwiło w duchu. Ale wiedziała, że nie może powrócić do tego co było. Może jedynie sprawić by po połowie była taka jak kiedyś.
 Rex i Gree przyglądali się szesnastolatce. Rex jednym mrugnięciem oka odizolował się od całej galaktyki i zaśmiał się gromko w hełmie. Nikt go nie słyszał i to było w tym najlepsze. Mógł śmiać się do woli z Kapitana. Widać było, że się boi zlekceważonej padawanki Skywalkera. Wcale mu się to nie opłaciło. Nie ma do czynienia z tą pyskatą, lekceważącą starszych, czternastoletnią dziewczynką. Kapitan stał przed tą samą osobą, lecz inną. Mądrzejszą, bardziej doświadczoną i skupioną. Nie jest już taka sama. Bardzo wiele się zmieniła charakterem odkąd nastąpił zamach i Kapitan 501 legionu zauważył to przy pierwszej misji po jej powrocie.
________________________________________________
Zgadza się. Napisałam nn i mam nadzieję, że wszystkie będą dodawane w niedziele (; 
Dziękuję Wiki za nowy wygląd. Jesteś niesamowita Mistrzyni :* Nic dziwnego. Przecież to siostra mojego Mistrza :D
Dedyk dla:
Idki- za rok obowiązkowa powtórka!  Tyle, że ja zacznę wtedy ferie bo dolnośląskie ma wtedy kiedy ty, ale to nie ważne. Za rok musi być powtórka! <3
Wiki-za ten szablon i walentynkę i za to, że jesteś <3
Brato-wnuczki-nie no. Dzisiejsza rozmowa była boska xD  <3

NMBZW!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Nienormalne momenty z walentynkowej galaktyki Jedi

 Co jest głupie i wypada raz na rok? Walentynki! Dlaczego? Odpowiedź jest prosta! Padawani jak zwykle ubierają całą świątynie w serduszka i różne bibeloty w tym temacie. Oszaleć można. Yoda siedzi cały czas w swoim pokoju i nie chce na to patrzeć tak samo, jak jeszcze innych wielu Jedi. Moich dwóch szalonych przyjaciół- Chazer i Niro rok temu dla jaj podrzucili Yodzie walentynkę co skończyło się karą czyszczenia podłogi w bibliotece. Nawet było zabawnie.
 Nie zamierzam dziś wychodzić z pokoju. Aż do jutra! I nie obchodzi mnie to, że ktoś będzie zawiedziony! Nie wychodzę do końca dnia i nikt nie ma prawa się mi sprzeciwić bo kłaki powyrywam i nie wiadomo co mu jeszcze zrobię. Grr...gardzę tym świętem jak mało kto!
 Do mojego pokoju ktoś zapukał. Ale nie normalnie. W tak jakby melodyjce. Nagle przed moimi oczami pojawiły się wspomnienia z dzieciństwa w Świątyni. W ten charakterystyczny sposób mogła zapukać tylko jedna osoba w tej świątyni i pewnie galaktyce CHAZER! Niestety radość szybko minęła, jak się pojawiła. Bo przecież pan szanowny Hrabia Motess musi się wydurnić i dać jakąś debilną, idiotyczną, gównianą walentynkę, którą bym mu wepchała...wiadomo.
 Blondyn wszedł do środka. Na policzkach miał szminki. No bez jaj! Ten Ułom nawet namalować dobrze zmyślonych pocałunków na twarzy nie umie.
-Najlepszego z okazji walentynek!-krzyknął rozbawiony. Dokładnie wiedział, że nienawidzę tego...to nawet święto nie jest. To nawet odchodami Banthy nie można nazwać, bo nawet one są zbyt zacne, by nazwać nimi inaczej walentynki! To jest C-H-O-R-E
-A nakopał Ci ktoś kiedyś? Jeszcze raz coś głupiego, a twoja głowa znajdzie się w klozecie!-krzyknęłam rozdrażniona. On już po prostu przeginał. Jego szczyt głupoty jest powyżej normy. Powoli odechciewa mi się żyć przez dzisiejszy dzień. Nie dość, że jestem wkurzona, to jeszcze on musi pogarszać sytuacje!
-Bo co? Masz tu walentynkę.-podaje mi dużą kartkę A4. Nie patrząc nawet co jest napisane w środku-bo znając życie jakiś głupi wierszyk mogłam tam zastać-zgięłam ją wytwarzając kulę. Wstałam i wsadziłam ją do ust przyjaciela. Najchętniej wsadziłabym mu wiadomo gdzie, ale go oszczędzę. Postanowiłam iść do Barriss. Jedyna osoba, która mnie popiera w zdaniu co do walentynek to ona. I Ati, ale jej niestety nie było. Poszłam w stronę sal uzdrawiania. Mijałam szerokimi łukami padawanów. Zobaczyłam Wysy wraz z jej najlepszą baroliańską przyjaciółką- Ekrią. Różowe włosy Wysy były spięte w pięknej fryzurze. Od czoła miała dobrane sześć kłosów po trzy z każdej strony. Wszystkie te kłosy spotkały się na środku tworząc różową kokardę. Włosowa wstążka(no wiecie jaka xD) była fioletowa co dawało bardzo fajny efekt. Reszta jej grubych włosów była rozpuszczona z tyłu, w których były także fioletowe pasemka. Dwa najkrótsze pasma czyli grzywka, były pofalowane i padały po obu stronach twarzy. Ładnie wyglądała.
 W rękach niosła dużego białego miśka. Takiego metrowego z dużą fioletową muchą, trzymającego serce na, którym pisało "I Love You so much". I jakąś torebkę prezentową...dziesięć. Kilkadziesiąt kartek walentynkowych i jakieś czekoladki. Tak słodko wyglądały te bibeloty, że zaraz rzygnę. No proszę was!
 Ekria miała podobne prezenty, ale nie przyjrzałam się dokładnie bo chciałam od tego być jak najdalej więc im tylko pomachałam. Szłam dalej. Już nikogo nie spotkałam. Po prostu szłam i patrzyłam przed siebie, ale to drugie, nie było zbyt dobrym pomysłem. Przy fontannie całowała się dwójka padawanów. Że co?! Zlitujcie się! Chwila! To...to...była Fari!(Pozdro. od niej xD) Niemożliwe! Ona...ona...ona całowała się z...Pavlo Jorim?![klik] Nagle się oderwali od siebie i Fari spojrzała na mnie z przerażeniem. Widocznie mnie wyczuła, skoro przerwała tak "wspaniałą" dla niej chwilę.
-Nie spoko. Nikomu nie powiem, ale proszę was o jedno. Nie róbcie więcej tego na moich oczach.-powiedziałam
-Dzieki Ahsoka. I w porządku.-uśmiechnęłyśmy się do siebie.
-Radzę wam iść do pokoju bo mogą was przyłapać.-po tych słowach odeszłam. Szłam dalej, aż do sal uzdrawiania. Weszłam. Barriss dawała jakiś lek...ATARI! Na moc! Nie wierzę!
-Ati!-krzyknęłam i przytuliłam ją.
-Soka.-wyczułam u niej radość, że mnie widzi.
-A nie mówiłam, że się ucieszy jak jej zrobimy niespodziankę?-spytała się Barriss mojej rówieśniczki.
-Bardzo.-przytuliłam też Offee. Cieszyłam się, że są obie w dzień, którego tak nie cierpię.
**************
 Obie mnie namówiły by pójść na dyskotekę na walentynki wieczorem. Ale potańczyć potańczę. Zwłaszcza z Ati i Barriss. W jednym z kątów była nasza paczka. Ja, moje dwie przyjaciółki, Mirlea, Chaz, Niro, Wysy, Ekria, Ekria, O-mer, Jinx i Pavlo z Fari. No tak. Ta trójka chłopaków była w jednym klanie.
 Szukałam wzrokiem Luksa. Obiecał, że będzie. Zauważyłam go przy wejściu. Podeszłam do niego.
-Hej.-przytuliłam go na powitanie.
-Cześć.-odpowiedział. -Jak tam.
-Niezbyt bo dziś walentynki. Nienawidzę tego święta.-powiedziałam z uśmiechem.
-Wiem. Ja też-wyjął szampana zza pleców.-Ale myślę, że to nam może poprawić humor.-uśmiechnął się szeroko odsłaniając białe, proste zęby.-Mam nadzieję, że możesz.
-Tak. Szampana tak. Chodź. Pójdziemy tam gdzie nikogo nie ma i nikt nas nie będzie prosić o łyka.- zaproponowałam, a on zachichotał podobnie jak ja. Poszliśmy do Arboteum. Do mojego i Ati ulubionego miejsca z dzieciństwa obok wodospadu. Było to miejsce gdzie nikt by na nie zauważył. Nikogo nie było, bo większość gdzieś poszła ze Świątyni. Większość na wojnie i na dyskotece oraz w swoich pokojach.
 Usiedliśmy na trawie. Lux otworzył szampana i piliśmy z gwinta. Śmialiśmy się popijając szampana. Opowiadaliśmy kawały. Było wesoło. Mogłabym to nazwać jednym z najlepszych dni w życiu.
 Gdy zostały ostatnie dwa łyki trunku oboje chwyciliśmy butelkę i zaczęliśmy rywalizować o nią. Dawaliśmy sobie kuksańce by "przeciwnik" puścił butelkę. Śmialiśmy i przezywaliśmy się. Ale to drugie tak trochę. Niestety wyślizgła nam się butelka i się rozbiła, a ostatnie dwa łyki szampana poszły w piach. A raczej w trawę.
-No i widzisz co zrobiłeś/aś?!-krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie. Zbiłam go i zaczęliśmy się lać ile wlezie. W pewnym momencie Lux wylądował na mnie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i w pewnej chwili  pocałowaliśmy się po raz drugi.
****(tu 3 os. narrator)***
 Nie lubił...a raczej nienawidził walentynek gorzej niż Tatooine, podobnie jak jego padawanka. Jego nienawiść zmalała odkąd ożenił się z Padme, ale nadal gardził tym dniem. Nie dość, że Świątynia była ubrana w te głupie walentynkowe bibeloty-co maksymalnie go zniechęciło do przebywania w nim w ten głupi dzień- to jeszcze Coruscant. Najchętniej by się wyrwał z tej planety wraz z jego Aniołem z Iego. Choć tego nie wiedział, był jednym z wielu facetów nienawidzących tego "Święta".
 Wszedł z werandy do apartamentu ukochanej. Zmieniała wodę w wazonach i wyczuł, że jest zła.
-Złość piękności szkodzi.-poinformował łagodnie lekko ją strasząc.
-Anakin!-powiedziała z wyrzutem.
-Padme.-odpowiedział jej tym samym i zaczął się śmiać opierając się o framugę. Ona także się zaśmiała. -Można wiedzieć skąd ta złość.-spytał gdy przestali.
-Bo są walentynki.-powiedziała z miną obrażonego dziecka.
-Też ich nienawidzę. Wyrwijmy się stąd.-zaproponował "genialnym"pomysłem.-Wrócimy za tydzień.-dodał
-Co im powiesz jak wrócisz?-spytała wyzywająco. Dla niej to był obłęd.
-Nic nie powiem. Nawet nie zauważą. Będą zajęci rozwalaniem par w okół Jedi jak to co roku.-był tym rozbawiony.
-Żeby czasem tylko nie padło na twoją padawankę.-powiedziała wlewając wodę do kolejnego wazonu. Na słowa swojej żony zjeżył się odruchowo. Jego...mały Smarkuś miałby się zakochać w ten idiotyczny dzień? Nie mieściło mu się to w głowie. Nie może mu tego zrobić...to jest jego mały Smark. Nie pozwoli na to by ktoś się w niej zakochał, a tym bardziej z nią był! Tak nie może być! -Anakin!-klasnęła mu przed oczami. Był zdezorientowany i...smutny co było widać w jego oczach.
-Ahsoka...zakochana?-spytał. Wyglądał jakby ponownie był tym małym chłopcem z Tatooine tęskniącym za matką. [klik](<-paczaj na Anakina xD).
-Annie. Żartowałam. Przepraszam.-Skywalker uśmiechnął się do niej. I...resztę można sobie dokończyć jak to u tej dwójki jest w zwyczaju >.> xD
*******W tym samym czasie na Dathomirze*********
 Mamuśka Talzin siedziała przed wielkim stołem jedząc jabłecznik.(Już wiem skąd brak tych dwóch kawałków! xDD) Gdy skończyła odstawiła talerzyk na bok i upiła trochę ciepłego kaffu. Uniosła dłonie nad kulą i spojrzała w przyszłość. Zobaczyła tam brązowowłosą dziewczynkę i blond chłopca. Wraz z nimi był Skywalker.
-No to koniec. Kataklizm nadchodzi.-powiedziała zdziwiona, a zarazem z żalem, że galaktyka "wyginie"
*******Chati********
 -Wybacz Det, ale wolę Ati. Jesteś dla mnie tylko przyjaciółką.- po tych słowach odszedł w stronę prywatnych pokoi Jedi szukając jego miłości życia. Zostawił za sobą zrozpaczoną Deturi samą sobie, która tonęła w smutku wraz z umierającym szczęściem; przed chwilą narodzonym.
 Dla niego Deturi jest tylko przyjaciółką. Od bardzo dawna pociągała go Ati. Pamiętał jak w wieku trzech lat jej się oświadczył dla żartów i po za tym był mały, ale wtedy ona...zawładnęła jego sercem. Niemal od pierwszego wejrzenia.
 Zapukał do drzwi swojej "przyjaciółki". Na słowo "Proszę" wszedł do środka. Na podłodze siedział wielki misiek z napisem "I Love you". Rozpoznał go od razu ponieważ był od niego. Uśmiechnął się do Orgeen, a ona także odwzajemniła ten gest.
-Podoba Ci się misiu?-spytał uśmiechając się.
-Od Ciebie?-w odpowiedzi chłopak pokiwał głową. Podszedł do niej.-Co?-spytała, a on ją pocałował.
__________________________________________________________
W moim domu muszą zmniejszyć wypieki jabłecznika bo wyszło coś chorego xD
Fari tak to nasza kochana i ulubiona Fari! Taak. Kazała. No cóż. Ale miał być galimatias nie? Ten Pavlo to wymyślone imię by zastąpić nim imię jej chłopaka. Fari ma prze bujną wyobraźnię xDD <3
Macie od niej pozdrowienia i może się jakiś kom od niej pojawić więc będzie szalony, a ja jak zwykle będę mieć bekę xD
No to chyba na tyle. Nienawiść Ahsoki do walentynek jest moją nienawiścią do tego porąbanego święta. No co? Zginę marnie przez Wikę bo sprawiłam, że Smarkuś kisia się z Luksem xD *.*
Dobra nie zanudzam :D
DEDYK DLA WSZYSTKICH I UDANYCH WALENTYNEK! :*
NMBZW!  

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 51


                                                             ~~Ahsoka~~

 Bardzo żal jej było Sawa. Nawet go rozumiała, lecz była w innej sytuacji. Bo każdy przyjaciel to członek rodziny, którego sam sobie wybierasz, a ona ma wielu przyjaciół i w dodatku wszyscy Jedi to jedna wielka rodzina, a Ahsoka straciła już ich gdy odeszła z Zakonu. Pozostawiła tam kilkadziesiąt tysięcy Jedi, którzy są jej rodziną według ich ideologi, więc go rozumiała.
 Bitwa skończyła się siedem godzin po śmierci Steeli i dziś - czyli na drugi dzień - odbył się jej pogrzeb, na który przyszedł cały lud Onderon. Król Dendup wygłosił przemowę. Saw stał na najbardziej honorowym miejscu. Był przygaszony, ale togrutanka tak samo jak Mistrz Plo i Anakin czuła, że Gerrera poddał by się emocją i uronił by te kilkadziesiąt łez, lecz pewnie wolał robić to w samotności.
 Kilkanaście minut po pogrzebie Ahsoka przechadzała się po pałacu. Liczyła na to, że spotka po drodze swojego przyjaciela by się z nim pożegnać. Rozmyślała nad tą całą sytuacją i doszła do wniosku, że wszystko jest jej...
-Ahsoka!-z rozmyśleń wyrwał ją znajomy jej głos. I chwilę potem obok niej pojawił się "właściciel" tego głosu, którym był Lux.
-Hej.-powitała go.-Właśnie Cię szukałam.
-Ja Ciebie też.
-W porządku?
-Tak, ale raczej Sawowi będzie się trudno pozbierać.-stwierdził.
-To moja wina.
-Co? Nie! Ahsoka to nie prawda!-powiedział oburzony.
-A właśnie, że tak. Gdybym nie rzuciła się na Grievousa, Steela by jeszcze żyła.-wytłumaczyła spuszczając głowę w dół.
-Nie mów tak! Jedyną osobę, którą możemy winić to właśnie Grievous. Nie ty. Ahsoka nie wolno Ci tak myśleć.- Był trochę na nią zły. Jak mogła tak w ogóle myśleć?
 Togrutanka uśmiechnęła się do niego blado.
-Wracasz na Coruscant?-spytała zmieniając temat. Może ma racje?,pomyślała, ale nie wiedziała co ma począć.
-Za tydzień. Chcę dopilnować z królem Dendupem by Steela została zapamiętana do końca Onderon, nawet za kilka tysięcy lat.-podpowiedział jej z uśmiechem. Niekiedy brakowało mu z kimś otwarcie. Zwłaszcza z Ahsoką. Nie często bywała na Coruscant, ale wiedział, że jego przyjaciółka ma swoje obowiązki względem Republiki jako Jedi. Przyjaciółka...dla Luksa szesntastoletnia padawanka jest kimś więcej(jak Sagę SW kocham, pewna osoba zginie, bo to przez nią jest to zdanie! xD)
 Z komunikatora padawanki wydobył się dźwięk, który informował o tym, że już muszą odlecieć. 
-Na mnie czas.-pożegnała się i pobiegła do kanonierki gdzie czekał na nią już Fives z Coriciem.

                                                     ~~Asajj Ventress~~

 Kroczyła spokojnie po różnych zaułkach. Nie szukała żadnych kłopotów, choć wnerwiali ją inni.
 Rozglądała się tam i ówdzie gdzie szukając jakiegoś jedzenie. Czasem żałowała, że nie ma z nią Ahsoki. Byłoby jej łatwiej, tak jak przez ten miesiąc, kiedy "Małomaskotka Skywalkera" odpuściła Zakon. Sama kazała jej tam wrócić. Uważała, że jej talent nie może się zmarnować, w dodatku dużo razy czuła jak jej towarzyszka myślała o tym, co było kiedyś. Miejsce Ahsoki było zawsze w świątyni. Była Jedi. Ale Ventress też nią była. Czy jej miejsce też nie jest w zakonie? Nie. Nie ma już tam dla niej miejsca. Stanęła po Ciemnej Stronie Mocy. Z niej już nie da się wrócić. Nigdy.
 Nagle poczuła drżenie w Mocy. Znała ten przypływ Mocy. Poczuła, że tą osobę raz spotkała, ale znała ten przypływ Mocy. Szła spokojnie nie oglądając się za siebie będąc gotowa. Niestety nadal nie odzyskała swoich mieczy co bardzo pogarszało tą sytuację.
 Coś metalowego i ostrego uderzyło ją w plecy i odepchnęło do ściany powodując ból. Wiedźma popatrzyła się na oponenta(Wikaaa...). Jego twarz była zakryta kapturem, ale on ją widział. W oczach Dathomirianki pojawił się blask gniewu. Wstała ledwo i powoli. Bolały ją żebra. Chciała się rzucić na niego. Chciała go kopnąć nogą wspomagając się mocą, lecz nieznajomy ją zablokował i ponownie popchną. Tym razem poleciała na jakieś skrzynki, co spowodowało silniejszy ból. Syknęła z bólu. Mroczny przeciwnik-jak go nazwała w myślach-podszedł do niej i chwytając za szyję przygniótł ją do ściany. Ona jedną ręką trzymała jego dłoń na jej krtani chcąc zluźnić chwyt, ale na próżno. Drugą natomiast ściągnęła mu kaptur. Otworzyła szeroko oczy.  Poznałaby wszędzie tą twarz. To spojrzenie. Dokładnie tak jak jego brata. Osobę, która próbuje ją zabić znała bardzo dobrze. Maul Opress.

                                                          ~~Barriss~~

 Przez te dwa dni świetnie się bawiła z Ashlą i Katooni. Zobaczenie ich ponownie i porozmawiać o różnych sprawach; pośmiać się, jakby nigdy nie było wojny. Ale tak samo jak i one żałowała, że nie ma z nimi Ahsoki. Chciała, żeby przynajmniej w jej urodziny się ponownie spotkały, ale także chciała by być z nią także w urodziny Ashli w Świątyni. No i oczywiścia chciałaby się ponownie posprzeczać z Anakinem, jak to mieli oboje w zwyczaju.
 Nie wiedziała co z sobą zrobić. Pomodliła się nad ołtarzykiem, a teraz leży na łóżku pozbawiona jakichkolwiek zajęć. Na szczęście szybko sobie przypomniała, że jej przyjaciółką jest pewna pani senator starsza od niej o siedem lat i pochodzi z Naboo. Wstała i przyciągnęła swój miecz mocą, po czym przypięła go do pasa i ruszyła ku hangarowi. Mijała Adeptów w różnym wieku. Przypomniała sobie jak kiedyś, gdy miała najwyżej cztery lata bawiła się piłeczką w Świątyni i spotkała wtedy Yodę, który uśmiechnął się wtedy do niej po raz pierwszy. Podobny obraz pojawił się przed jej oczyma gdy uzdrawiała pewnego klona.
 Uśmiechnęła się do siebie i szła dalej obserwując dzieci wrażliwe na moc, które radośnie bawią się na korytarzach świątynnych nie zważając na to, że w galaktyce toczą się walki na śmierć i życie.
___________________________________________________________
 Kaboom! Przybyłam. Podziękujcie Idce. Gdyby nie ona, nie myślałabym co wieczór o tym, co zrobić po napisanej już dawno notce. Albo...dobra. Pożyjemy zobaczymy co przyniesie wena.
Dedyki dla:
Mati- masz Luksokę :*
Idki- za tą twoją sadystyczną wenę wrodzoną + czekam z milkami na Ciebie ^^ <3
Wiki- za to, że mi cały czas pomaga mimo, że jej nie słucham, co ją podobno bawi xD :*

Następny rozdział będzie dopiero wtedy, gdy u Idy będzie co najmniej 5 komów pod notką każdy od innej osoby. Ten kom Idki się nie liczy więc muszą jeszcze co najmniej dwie osoby sensownie  skomentować! ;)

NMBZW!  

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 50


                                                                    ~~Ahsoka~~

 -Widzę, że dla Luksa nadal jesteś najzdolniejszą osobą jaką zna?-spytała Steela podchodząc do stojącej padawanki. Togrutanka popatrzyła na nią dziwnie. Była...oschła.
-Nie rozumiem...-odrzekła Tano.
-O to...-jej wypowiedź przerwał głośny wybuch. Nad niebem latały droidy sępy strzelając w wieże pałacu. Dzięki swoim dobrym zmysłom młoda Jedi usłyszała czołgi i marsz droidów typu B1 i B2. Krzyknęła do klonów by ustawiły się n pozycji dokładnie w tej samej chwili co Steela wykrzyczała rozkazy do wojska Onderon. Same przyszykowały się do walki. Padawnka włączyła miecz, a Gerrera w raz ze swoim bratem przygotowała swoją dłoń. Lux także i stanął obok Tano. Za tą czwórką stanęli wszyscy żołnierze czekając na blaszaki, które od razu na wejście otworzą ogień jak zwykle.
 Togrutanka opuściła trochę swoje miecze. Spoczęła i nie stała już na baczności. Jej kąciki ust podniosły się. Oczy były przepełnione, złością, dezorientacją, lekkim strachem, niepewnością i zarazem odwagą. W jej oczach pokazały się jej uczucia. I jej ucisk na mieczach się trochę rozluźnił. Patrzyła w dal i jako togrutanka widziała o wiele dalej niż człowiek. Widziała go. Na widok jego twarzy w jej głowie pojawiły się wspomnienia. Jako czternastoletnia padawanka stanęła z nim twarzą w twarz nie myśląc zbytnio co na to powie "Rycerzyk" jak to miała w zwyczaju wtedy tak nazywać swpjego mistrza. Generał Grievous. Generał armii separatystów. Wielu Jedi już zginęło z jego ręki, a ich miecze są dla niego jak trofea. Tylko kilki Jedi przeżyło pojedynek z nim. A jedną z tych kilku osób była właśnie togrutańska padawanka jednego z Boahterów Republiki. Dla niego  i Ventress- gdy Sithanka była jeszcze uczennicą Dooku- była "Małomaskotką Skywalkera".
 Blaszak szedł przed siebie, a za nim podążały jego droidy, którymi rządził jak chciał i niszczył gdy się tylko wkurzył, albo gdy źle coś zrobiły. W oczach miał złość co także dokładnie widziała dziewczyna. Opanowała się z powrotem. Jej dłonie zacisnęły się mocno na mieczach. Każda jej komórka ciała była przygotowana na atak tego blaszaka ze skradzionymi mieczami jej "braci i sióstr". Z każdą sekundą wojsko separatystów się zbliżało. Lux chciał zacząć strzelać, ale Ahsoka go powstrzymała ręką, a sama wyszła półtora metra w przód. Wzbudziła się w niej większa odwaga. Generał zatrzymał się dziewięć metrów przed nią.
-Nie strzelajcie.-rozkazał swoim droidom.-Sam najpierw się rozprawię z tym nic niewartym bachorem.- włączył swoje cztery miecze. Dwie sekundy po tym ją zaatakował. Padawanka zablokowała jego cios i odepchnęła po czym sama zaatakowała. Posługiwała się wszystkimi formami, prócz VII. Wzbiła się w górę za pomocą mocy tak, że mieczami z góry zaatakowała Grievousa, który się obronił. Po wylądowaniu odepchnęła go mocą w stronę ściany z jednego budynku, ale cały czas była przygotowana do jego kolejnego ataku. Nie łatwo zabić tego cyborga. Wszyscy myśleli, że Padawanka Anakina Skywalkera może go zabić, ale według Ahsoki mylili się. Jedynie kto mógł go pokonać to Obi-Wan. Sama uważała, że jest normalną Padawanką tak jak inni mimo, że to spotkało ją wielki "honor" czyli bycie Padawanem Wybrańca.
 Cztery miecze generała separatystów skrzyżowały się wraz z mieczem i shoto dziewczyny. Ponownie otuliła się mocą i pozwoliła jej sobą prowadzić. Znowu była skupiona i nie chciała pozwolić na ponownie zajęcie planet przez niego i jego blaszaków. Z Sokan z mieniła na Soresu i zaatakowała go. Teraz ona była górą. Niestety nie trwało to długo bo największa cecha cyborga się "odezwała". Tchórzliwość. Grievous wskoczył na dach i uciekł na wschodnie stepy Onderon. Padawanka pobiegła za nim.

                                                         ~~Steela Gerrera~~

 Gdy Grievous wylądował na dachu, dał znak swoim droidom by zaczęły strzelać do wojska, które broniło Steeli rodzinną planetę. Fives teraz dowodził wojskiem republiki, a dziewczyna wojskiem Onderon. Dla Gerrery szło to o wiele lżej niż przy powstaniach. Uważała, że ta łatwizna jest przez wiele treningów, lecz nie wiedziała jak bardzo się myliła. Droidy się cofały, a Republika wychodziła co raz bardziej w przód niszcząc je. Tak jeszcze przez kilka chwil, aż doszli na stepy. Wpadli w pułapkę. Przed nimi rozpościerała się falanga ponad setki droidów.(Wika pomogła <3) Steela zrozumiała dlaczego tak szybko i łatwo poszło. Po raz pierwszy żałowała, że nie ma z nimi Ahsoki. Ogarnął nią strach, kiedy droidy podniosły na nich broń. Wojsko pod rozkazami Steeli zaczęły strzelać i powybijały kilka droidów, ale one także się broniły. Dawni rebelianci wraz z klonami rozbiegli się na wszystkie strony, co dało im minimalnie większe szanse na wygranie. Była rebeliantka wzięła na siebie droidy-zabójcy. Z powodu, że było ich około dwudziestu, dziewczyna strzelała i cofała się jednocześnie co było wielkim błędem. Zabiła dwóch i przypomniała sobie, że ma granaty przy sobie, ale były tylko dwa.
-Saw!-krzyknęła do brata i rzuciła mu je. Wiedziała, że im bardziej się przyda, a sama chciała jakoś poradzić sobie z tą kupą złomu. Dość sprytną kupą złomu.
 Jakimś trafem zabiła dwa kolejne blaszaki na raz. Strzelając do kolejnych cofała się nadal w tył. Zniszczyła kolejnego. Niestety jeden strzelił w jej lewe ramię co spowodowało wielki ból, lecz się nie poddawała. Była silna i odważna. Cofnęła się kolejne dwa kroki w tył, nie wiedząc co ją z tyłu czeka. Może droid, może bomba...wszystko było możliwe, ale ona się tym nie przejmowała. Skupiła się na tym co było przed nią i niszczyć, co było jej teraz największym priorytetem. Zabiła kolejnego. Z tyłu robotów zauważyła Luksa. Rozwalił trzy. Połowa z tego co zostało wzięła się za niego, a druga nadal strzelała do Gerrery. Cofnęła się o kolejne cztery kroki. Jeden z automatów zauważył, że stanęła prawie na przepaści. Strzeli kilka metrów od jej nogi. Ziemie zadrżała pod nią i runęła wraz z nią w dół klifu. Czuła jakby coś ciągnęło ją w dół. Poczuła bardzo wielki ból i widziała już tylko ciemność.

                                                            ~~Ahsoka~~

 Poturlała się brudząc się jednocześnie ziemią. Popatrzyła się na blaszaka gniewnie. Przyciągnęła swoje miecze, które leżały wyłączone niedaleko niej. Wstała i włączyła oba miecze. Nagle poczuła drżenie w Mocy. Śmierć. Śmierć kogoś kogo znała. Prócz śmierci poczuła żałobę wielu osób. Wyczuła, że wśród rebeliantów. 
 Usłyszała silniki statku, który ni stąd ni zowąd się pojawił nad nimi na niebie. Grievous podskoczył do góry i zniknął w wnętrzu statku. 
 Padawanka pobiegła do miejsca gdzie ostatni raz widziała rebeliantów. Biegła szybko wspierając się mocą jednocześnie. Na placu ich nie było, ale biegła po śladach, który zostały stworzone przez szczątki droidów. Zauważyła żołnierzy na klifie. Szybko tam podbiegła. Wszyscy patrzyli w dół ze smutkiem w oczach, więc Ona także spojrzała w dół. Zobaczyła tam martwe ciało Steeli, które przytulał Saw rozpaczając. Nad nimi stał Lux i miał świeczki w oczach, które także pojawiły się w oczach Tano. Zeskoczyła z klifu i wylądowała za pomocą mocy, przez co była żywa.
-Bardzo mi przykro.-powiedziała cicho. Choćby chciała to nic zrobić nie mogła. Saw popatrzył się na nią. Z jego oczu leciały łzy. Nie było w tym nic dziwnego. Jego siostra, którą bardzo kochał nie żyje.
 Jedi i Lux spojrzeli na siebie. Ich oczy były przepełnione smutkiem.
________________________________________________________________
Fari wygrała życie, a ja se; tu piszu, piszu :D
Macie dłuższą 50 na życzenie Mati.
Macie z Idką Steelę lecącą z klifu. W końcu kiedyś to musiało nastąpić, nie? xD
Dedyk dla:
Fari
Idki
Brato-wnuczki

NMBZW!