niedziela, 30 października 2016

Epilog Sezonu #1 (Rozdział 150)

Dziękuję Wice za grafikę ♥

~~Anakin Skywalker~~

   Wszedł dzielnym krokiem na dziedziniec. Na twarzach ludzi i innych kreatur widniał uśmiech oznaczający radość z zakończenia bitwy, co do tego - Anakin nie miał wątpliwości. Mimo radosnych rozmów, wielu zwróciło na niego uwagę i bacznie obserwowało młodego Jedi, który szedł w ich stronę. Jednymi z obserwatorów była rodzina Naberrie. W sumie, to nie miał czasu się nimi przejmować. Mimo że w żaden sposób nie oberwał ani w nogę ani w żebra, to czuł się, jakby w tamtym miejscu został pokiereszowany, a w oczach mieszkańców kuśtykał.
    Zatrzymał się w połowie drogi do schodów. Nie z powodu jakiegoś bólu, zatkania się czy zmęczenia. Szła do niego. Zmęczona, a zarazem pełna energii. Radosna na jego widok i jednocześnie pogrążona w smutku. Zmartwiona, równocześnie pełna optymizmu. Jak lekki motyl wpadła w jego ramiona i ścisnęła go mocno, jakby chciała być pewna, że to naprawdę on. Czuł na sobie wzrok cywilów, ale miał to głęboko. Miał gdzieś czy cała galaktyka się dowie. Teraz było mu już wszystko jedno.
   - Kocham cię, Annie - szepnęła z ulgą.
   - Też cię kocham - odparł. Opuścił ją na podłogę i nie wypuszczając jej twarzy z dłoni zapytał - Gdzie Ahsoka?
   - Ona... - zaczęła kobieta, ale nie umiała się wysłowić. Niemoc i blokada psychiczna malowała się na jej twarzy.
    - Nie żyje - powiedział Obi-Wan.
  Anakin zacisnął powieki. Miał cichą nadzieję, że Ojciec bagatelizował sprawę albo Córka postanowiła wrócić, albo Moc jeszcze się nie zregenerowała i nie zdążyła usunąć tej iluzji pustki w jego sercu.
    - Zabiłem ją - przyznał się.
    - Co ty mówisz? - zdziwiła się Padme, a Obi-Wan zmarszczył brwi popierając jej pytanie.
    - Córka - odpowiedział.
    Obi-Wan otworzył usta z zaskoczenia.
    - O co chodzi? - zapytała Aayla. - Jaka córka?
    - Nie zrozumiesz - stwierdził Jedi i wyminął Padme.
   - Idź do Ahsoki - polecił mu Obi-Wan dotykając jego ramienia jak za dawnych czasów. - Potem do ciebie przyjdę i porozmawiamy o tym. - Skywalker popatrzył mu w oczy i poczuł, że jest jak dawniej. Ruszył w stronę drzwi pałacu, nie oglądając się za siebie, mimo wymiany zdań o nim:
    - Ciekawe czy Yodzie też tak odpowie - zastanowiła się Aayla.
   - Nie odpowie, bo nie będzie z nim rozmawiać. Ma rację, nie zrozumiesz. Nikt oprócz mnie nie zrozumie. Ta rozmowa zostanie między nami i nikt nie ma prawa o niej wiedzieć. Przykro mi, Padme - zwrócił się do pani senator.

~~Padme Amidala~~

    - Nie chcesz się dowiedzieć o co chodzi? - zapytała rozdrażniona Barriss. Zdecydowanie chciała się dowiedzieć co się stało. - Nie chcesz wiedzieć, czy Anakin przypadkiem nie zwariował? Jak przy zdrowych zmysłach można stwierdzić, że się kogoś zabiło...
    - Obi-Wan powiedział, że ta rozmowa zostanie między nimi, więc naszym obowiązkiem jest to uszanować - odpowiedziała spokojnie Padme.
    - To twój mąż!
    - Co ty nie powiesz - zażartowała Amidala.
    - Padme...
    - Barriss, nie bądź niemądra. Od trzech godzin narzekasz, że powinni chociaż mi powiedzieć. Nie powiedzą. Skoro wy nie zrozumiecie, to ja tym bardziej. Może mam styczność z Mocą, bo jestem blisko z Jedi, ale nie mam przez to jakichś niezwykłych umiejętności. Usiądź wreszcie i daj sobie spokój. Ważne co z Ahsoką.
    Padme zdawała się być zmartwiona jeszcze jedną poważną sprawą. Nie potrafiła tego ukryć.
    - Co się dzieje?
    - W sensie?
    - Martwi cię jeszcze jedna rzecz. Bardzo poważna, ale jesteś nadzwyczaj opanowana. Zdaje się, że aż za bardzo. - Moc wróciła do Barriss. Dziewczyna czuła się silniejsza.
    - Moje... dziecko... Wysy powiedziała, że nie żyje. Nie rusza się. Rozumiesz? Jestem tu z martwym płodem. Nie chcę być narzekała, bo opóźnisz ratunek dla mnie. To dla mnie niebezpieczne. Lecę na Polis Massę wraz z klonami. Wysy podtrzymuje mój stan, ale nie na długo. Nie wiem czemu jestem spokojna. Powinnam płakać, jak każda matka, ale jestem bezsilna na płacz. Za dużo się zdarzyło.

~~Obi-Wan Kenobi~~ 

    -... a przy ostatnim uderzeniu nastąpił wielki huk, głośniejszy niż burza. Zmieniła się barwa nieba. To dodało mi siły. Przebiłem Palpatine'a mieczem. Uniosłem się w górę. Czułem taki błogi stan. Spokój. Nagle obok mnie pojawiły się duchy Plo, Yaddle, Qui-Gon... Ahsoka... nie miałem pojęcia co tam robiła, może to było związane z przygodą na Mortis. Ostatnia pojawiła się mama. Zapytałem czy to koniec, bo ostatni wers w przepowiedni brzmiał "Uleci dla niego cenne życie." Ostatecznie pojawili się Ojciec, Syn... i Córka. - Łzy spływające Anakinowi po policzkach ewidentnie go dławiły. Podczas całego monologu, ani razu nie puścił dłoni swojej martwej padawanki. Wręcz przeciwnie, ściskał ją jeszcze mocniej. - Wszystko ułożyło się w całość. Ahsoka nie żyła, bo skąd by się wzięła córka? Kiedy to się skończyło, ona sama potwierdziła, że opuściła jej ciało i oświadczyła, że nie zamierza tam wrócić, bo ten świat ją przeraża. Zapadła się pod ziemię, dosłownie. Nie słuchała moich próśb. Myślałem, że nie mówiła prawdy, Moc mi nic nie podpowiedziała. Kiedy tu wróciłem... ona nie kłamała. Moc wróciła i czuję stratę Ahsoki bardzo wyraźnie. "Uleci dla niego cenne życie.". Życie bliższych jest dla mnie najcenniejsze. To o niej mowa w przepowiedni. To niesprawiedliwe!
    Anakin opuścił głowę na łóżko dziewczyny i ponownie zaczął płakać. Nie wstydził się swoich łez, jest tak samo istotą ludzką, jak każdy. Skąd ten idiotyczny stereotyp, że tylko kobiety mogą płakać?
    Obi-Wan przybliżył się do swojego byłego padawana i przytulił go jak syna. On również uronił łzę.
    - Stwarzam niebezpieczeństwo. Tobie też groziło coś złego. Przepraszam za to, że cię okłamałem i zataiłem przed tobą moje małżeństwo. Przepraszam, że cię wiele razy zawiodłem, przepraszam, że nie byłem dobrym mentorem dla Ahsoki...
    - Przepraszam za wszelkie niezgodności, za to, że powstrzymałem cię przed wyprawą na Tatooine. Miałeś rację, nie powinienem cię zatrzymywać, twoja mama by żyła. Przepraszam, że zachowałem się tak dziecinnie, po dowiedzeniu się o małżeństwie, ale brak zaufania mnie zranił oraz zranił mnie fakt, że chcesz mnie opuścić odchodząc z Zakonu. Nie powinienem się denerwować, też zataiłem przed tobą parę związków, o których z czasem się dowiedziałeś, a ja nie chciałem ci tego wytłumaczyć.
    Skywalker podniósł się a razem z nim Obi-Wan.
   - Myślisz, że powinienem odejść? Odejść od Padme? Dla jej bezpieczeństwa? Zacząłem nad tym myśleć. Myślę, że to jedyne słuszne rozwiązanie w tej sprawie. Dla niej i dziecka.

~~Padme Amidala~~

    Kiedy transportowiec medyczny wylądował na wielkim placu, ta zaczęła do niego zmierzać. Wraz z nią poszła Stass Allie i Barriss. Wysy i Ekria zostały, aby posprzątać po droidach. Wszystkie zostały wyłączone, a to była zagadka niewyjaśniona. Nadal nie wiedzieli co do tego doprowadziło, więc śledztwo dopiero się zaczynało.
    Anakin wyszedł jej na spotkanie. Miała się z nim pożegnać mówiąc wszystko o dziecku. Gdzie się potem spotkają? Nie miała pojęcia. Spojrzała w lewo i zobaczyła parę metrów od siebie rodzinę. To niewiarygodne, że rodzice patrzyli na nią - a ona na nich - z taką obojętnością.
    - Gdzie się wybierasz? - zdziwił się. W jego oczach dojrzała czerwone zabarwienia. Płakał.
   - Na Polis Massę - odparła. Poczuła w gardle gulę. Teraz zbierało się jej na płacz. To był trudny moment i zdała sobie sprawę, że dopiero teraz sobie uświadomiła, że jej dziecko nie żyje. Naprawdę jest martwe.
    - Po co? - zapytał.
    Pierwszym odruchem były jej łzy.
    - Nasze dziecko nie żyje - jęknęła między łzami. Nogi się pod nią ugięły, ale Anakin w porę ją złapał.
    Nie wierząc w to, co słyszy, opadł na kolana wraz z małżonką.
    - Mieliście dobrą opiekę, to nie jest możliwe! - zaprzeczył.
    - W jednej chwili przestało żyć. Przecież dbałam o nie... jak tylko mogłam. Mówili, że z Wysy nic mi się nie stanie... - Kobieta puściła męża i chwyciła się za ogromny brzuch po czym jęknęła z bólu.
    - Padme, co się dzieje? - zmartwił się.
    W kroku, na tkaninie jej spodni, zaczęła tworzyć się mokra plama.
    - Odeszły jej wody płodowe! - zauważyła Stass Allie.

~~Polis Massa~~

   - Anakin - zwróciła się do Skywalkera Barriss. Jedi popatrzył na mirialankę, a ona w odpowiedzi kiwnęła głową w, co oznaczało "Tak". Mężczyzna popatrzył na Obi-Wana, po czym ruszył przed siebie do sali, którą obserwował, gdyż tam leżała jego żona.
    Wszedł do środka. Stass Allie była obrócona plecami do niego. Anakin obszedł pryczę na której leżała Padme i chwycił ją za rękę, a kobieta popatrzyła na niego.
    - Annie - odezwała się Amidala.
    - Jestem przy tobie, najdroższa - odpowiedział młody Jedi.
    Mistrzyni Allie szeptała coś z jednym z androidów chirurgicznych. Anakin usłyszał parę słów, ale nadal patrzył głęboko w piękne, czekoladowe i zmęczone oczy swojej żony.
    Do sali weszła Barriss.
   - Stass - zwróciła się do tholthianki. Nie wiadomo czy była szczęśliwa czy zaniepokojona. Mirialanka podała Allie wyniki. Twarz starszej Jedi przybrał minę zdziwienia, gdy popatrzyła na datapad. Wymówiła nazwisko Anakina, gdyż każdy się tak do niego zwracał.
   - Padme nosi bliźnięta - oznajmiła mu z uśmiechem. Wybraniec popatrzył się na Naberrie szczęśliwym wzrokiem.
    Dwa droidy chirurgiczne wraz ze Stass Allie podeszły bliżej. Padme ścisnęła mocniej dłoń Skywalkera, który zaczął ją głaskać po czole.
    Amidala nie wiedziała ile minęło czasu, ale miała dość. Bolało ją bardzo, ale znosiła to.
   Nagle usłyszała płacz dziecka. Anakin oznajmił, że to chłopiec i puścił jej rękę by wziąć od uzdrowicielki swojego synka i przybliżył się z nim do pryczy.
    - Luke - wypowiedziała imię swojego nowo narodzonego syna. Anakin nawet nie zastanawiał się nad imieniem dla dziecka, ale bardzo podobał mu się pomysł żony.
    Mimo tego, że chłopiec właśnie się urodził, już było widać, że jest bardzo podobny do Anakina
    Senator pogłaskała dzieciątko po policzku, po czym znowu poczuła ten straszy ból.
    Anakin podał Barriss synka, by się nim zajęła.
    Krzyki Amidali ucichły, ale zaraz potem pojawił się kolejny płacz malutkiego dziecka.
    - Dziewczynka - powiedziała tholthiańska mistrzyni.
    - Leia - postanowiła senator. Skywalker podszedł do o kilkanaście lat od siebie starszej mistrzyni, by zabrać swoją córeczkę. Popatrzył się na jej malutką twarzyczkę i go zamurowało. Jego oczy stały się szkliste. To, co ujrzał było nieprawdopodobne.
    Kiedy spotkał Padme, miał przeczucie, że kiedyś się z nią ożeni i to się spełniło. Wiele razy obiecywał jej, że jak wojna dobiegnie końca, to odejdzie z zakonu i spędzi resztę życia wraz z nią i ich potomstwem, lecz nie spodziewał się tego, co ujrzał. Jego córeczka była piękna, ale nie bez przyczyny. Wyglądała, jak Padme... nie! Jak Anakin! Albo... niee... wyglądała dokładnie jak Shmi, którą zostawił, a dziesięć lat później umarła w jego ramionach. Tak, jakby zrobiono to specjalnie - jakby Shmi umarła, by trzy lata później powrócić w ciele jego małej córeczki.
    - Jest śliczna - powiedziała Amidala.

~~Mistrz Yoda~~

    Po skończonej bitwie, usiadł na swoim foteliku, na którym zasiadał podczas posiedzenia Rady Jedi. Zamknął oczy i pogrążył się w medytacji. Teraz, kiedy droidy zostały zwyczajnie w świecie wyłączone, mógł odpocząć i rozmyślać. Ponadto, Moc była sprawniejsza. Lepiej mu się z nią porozumiewało, zdawała się być... posprzątana. Czuł się wolny...
    Spróbował nawiązać kontakt z tamtą stroną. Zawsze sprowadzał się do tego, co się dzieje po śmierci, a skoro coś kogoś interesuje, to zwyczajnie się tym zajmuje. Wierzył, że skoro Moc została oczyszczona i nikt, ani nic jej nie ograniczało, to będzie mu po prostu łatwiej w zdobywaniu kolejnej wiedzy.
    Nie mylił się.
   W pewnym momencie osiągnął szczyt. Nie wiedział czy faktycznie spuszczenie Mocy ze smyczy miało na to wpływ, czy dobrze się przeszkolił, ale znalazł się w stanie błogosławienia.
    - Mistrzu Yoda, ja jeszcze wrócę.

~~~~

  W ciemnym pokoju, tuż pod ścianą, została postawiona prycza. Kawałki jasnego materiału zwisające z mebla poruszyły się pod wpływem wiatru wywołanego otwarciem drzwi. Okrycie uformowało się w kształcie osoby rasy togruta. Znak Zakonu Jedi idealnie dopasował się do wzrostu oraz idealnie odznaczył ciało, chude nogi, piersi, splecione dłonie na brzuchu. Niewątpliwie, coś nie pasowało.
    W życiu każdego coś jest nie tak. Jest masa luk, których nie dostrzega nikt - nawet my sami. Kwestia tego, że brakuje nam umiaru. Nie umiemy zatrzymać się i przewertować przynajmniej ostatnich dni. Nie potrafimy dobrze analizować. Czy po śmierci zaczniemy wreszcie prawidłowo funkcjonować? Czy wreszcie się opamiętamy i zaczniemy dostrzegać błędy? Czy będzie wtedy za późno? Czy zlekceważymy nawet własną śmierć?
    Tkanina zsunęła się z połowy ciała gwałtownie podnoszącej się Togrutanki. Jej niebieskie oczy były szeroko otwarte. Ciężko dysząc wpatrywała się w korytarz.
____________________________________CZYTAĆ, BO WAŻNE!
W ostatniej chwili zdecydowałam, że opublikuję sezon drugi, który już dawno jest zaczęty. Opublikuję ZA TYDZIEŃ W NIEDZIELĘ.
A teraz coś ode mnie...
Nie wiem, czy ktokolwiek z was ma pojęcie, jak trudno mi się pisało ten rozdział, jak trudno mi się piszę słowo za słowem i jak trudno jest mi publikować tego posta. Nie kończę z blogiem - to fakt, ale kończę historię, dla której ten blog powstał. To, co będzie się działo w drugim sezonie wymyśliłam na przełomie lutego i marca, ale dopiero teraz zdecydowałam, że go napiszę i w tej chwili decyduję, że nie kończę z blogiem.
Mówiłam, że ten rok będzie obfitował w zmiany. Jedną ze zmian jest wkroczenie w zupełnie nowy styl pisania, nową historię. Ale te zmiany niczym nie dorównają rokowi 2013.
Wraz z założeniem bloga, zmieniło się wiele rzeczy i cofać się nie chcę. Z tego powodu, czuję jakby mi ktoś wyrywał cząstkę serca, choć wszystkie zmiany nie wymażą się z mojego życia, historii świata, którą tworzy KAŻDY. Z rokiem 2013 są powiązane 3 osoby, którym zamierzam podziękować:
Ida/Jawa - jeżeli ktoś mi powie, że przyjaźń z neta nie istnieje, to mu zleję dupę, jak nikt inny. Kochana siostro, kocham cię i dziękuję za to, że przy mnie byłaś, jesteś i jestem w stu procentach pewna, że BĘDZIESZ. Dziękuję za to, że mnie wspierasz, pomagasz, poprawiasz, śmiejemy się ze swoich błędów ortograficznych, literówek (przepłynołem, żuć, por). Ogólnie - ZA WSZYSTKO
Sonia/Oswin - Patelnio, siostro, twój Poniatosky cię kocha. O moja siostro, o mą miłość do ciebie sama Caryca jest zazdrosna! XD Dziękuję za poprawy, za pokazanie mi dwa lata temu Słodkich Kłamstewek, szalone shipy, one-shoty, komentarze, za pomoc, za rozmowy wideło
Wika/Annie - znamy się? XD Moja kochana cioto, dziękuję ci za wszelaką pomoc, za wpuszczenie mnie i Idy do tego grona, za akceptację, wszelką naukę i cierpliwość. Dziękuję również za cudowne szablony i grafiki, za wspólną, dwuletnią współpracę, w której często mamy odmienne zdania. Dziękuję
Dziękuję każdemu, kto choć NA CHWILĘ się tu zatrzymał. Każdemu kto czyta te wypociny, każdemu odważnemu herosowi, co przebrnął przez początek XDD Dziękuję za komentarze, rady, pochwały i hejty dotyczące dedykacji (których, de facto, już nie będzie).

NIECH MOC ZAWSZE BĘDZIE Z WAMI! 

niedziela, 23 października 2016

Rozdział 149

(Proponuję czytać przy piątej piosence z playlisty pt.: "Scars")

                                                             ~~Padme, Wysy, Ekria~~

    - Co? - zdziwiła się Wysy stojąc z uniesionym mieczem. Uderzyłaby nim w jakiegoś droida, lecz wszystkie zostały... wyłączone. Po prostu. Zastanawiała się, jak to możliwe. Czemu Separatyści mieliby dezaktywować swoją armię, skoro mają tak ważną bitwę do wygrania? Czy na innych planetach Separatyści również ponieśli klęskę?
    - Jak trzynaście lat temu. Zapewne na polach Jar Jar przeżywa powtórkę - skomentowała Padme wychodząc z kanału. Było jej ciężko. Brzuch wyglądał, jak wielka piłka i strasznie jej zawadzał. Zwłaszcza, że parę chwil wcześniej, dowidziała się, że jej dziecko... nie żyje.
    Pociągnęła nosem. Jej oczy były czerwone od łez, a policzki oblewały brzydkie rumieńce.
    - Skończmy to. Chodźmy do punktu zbornego.
    - Na pewno? - upewniła się Ekria
    - Wiem, że się upierałam i wiem, że potrafię być impertynencka, ale nie dam rady iść. - Głos jej się załamał, a ona sama o mało nie upadła.
    Dziewczyny chwyciły panią senator pod ramię i wycofały się.
    - Czekajcie - poprosiła Wysy patrząc w niebo.
    Chmury kompletnie zniknęły, a piękny błękit zaczął zmieniać barwę na nocny granat. W Mocy wyczuwała mrok i nadchodzącą zmianę.
    - Co się dzieje? - zdziwiła się Ekria.
    Po chwili mimowolnie wygięły się. Z ich otwartych ust wydobył się mały obłoczek. Ten stan trwał jakieś pięć sekund, które doprowadzały Padme do szaleństwa. Dziewczyny wróciły do normalności.
 - Czujesz to? - zapytała oczarowana barolianka.
    - Równowaga... została przywrócona. Mistrz Skywalker tego dokonał - oświadczyła święcie przekonana Wysy.
  - Annie - rzekła Amidala dotykając przez tkaninę kombinezonu wisiorek z kawałka japoru.
    - Wracajmy natychmiast - zdecydowała Ekria.

                          ~~Obi-Wan~~

     Oboje zauważyli zmianę nieba, a przede wszystkim - zmianę w Mocy. Wszystko stało się takie radosne i dało mu siłę do walki. Do wygranej. Jego pewność była szybsza niż refleks Maula. Sith nie zdążył się obronić, dlatego zdziwienie w jego oczach zdawało się być większe niź trzynaście lat wcześniej, a cios jeszcze bardziej bolesny - tym razem ostateczny.
    Kiedy ciało Zabraka opadło na ziemię, Obi-Wan, odwrócił się w stronę Bultar i armi Separatystów... która się zdezaktywowała. Tak po prostu. Ktoś je wyłączył, ale tym razem to nie Anakin. Jego przyjaciel tym razem pomógł mu pokonać dawnego wroga i usatyswakcjonował Obi-Wana. Dowiódł, że Obi-Wan wywiązał się z obietnicy złożonej Qui-Gonowi. Anakin był Wybrańcem i przywrócił równowagę w Mocy. Jinn miał rację. We wszystkim.
    - Czułeś to - bardziej stwierdziła Bultar.
    - Czas wracać - zadecydował Obi-Wan. - Coś mnie niepokoi.
    - Przecież wygraliśmy. Wygraliśmy z Palpatinem. Wszystko pójdzie prościej - powiedziała.
    - Cody, wezwij kanonierkę - zwrócił się do klona Obi-Wan.
    Kiedy Obi-Wan wydał już wszystkie polecenie i WAR zaczęła sprzątać ten cały bałagan, Jedi wraz ze swoimi batalionami do kanonierek i skierowali się w stronę Theed. Kenobi był, jak zwykle zmęczony, przez co się przeklinał. Zmęczenie - ludzka rzecz, ale zawsze inni musieli po nim sprzątać. Ogólnie WAR musiała sprzątać po Separatystach. Czy oni pofatygowali się, żeby ich żołnierzy zbierać z pola bitwy i żegnać ich tak, jak przystało? Oni to robili z droidami - jakby nie patrzeć, każdy zepsuty droid nadawał się na złom, zwłaszcza ten, który dostał wiązką z blastera.

~~Barriss~~

    Barriss klęczała nad martwym ciałem przyjaciółki. Skóra Togrutanki wyglądała ohydnie, dlatego wiele osób pomyślało, że dziewczyna tym się martwi. Wręcz przeciwnie, Barriss była przerażona swoim wspomnieniem, przecież nie chciała wracać do tamtej chwili, nie zamierzała cierpieć kolejny raz przez swoje błędy, bo... bo...
    Bo zła ja ma rację - jestem słaba. Nie uchroniłam się przed jakimś opętaniem, trudno mi było znaleźć w sobie jakąkolwiek siłę, żeby przestać przejmować się opinią innych, przeżyłam kolejne ataki, w tym ten, nie zdołałam pomóc przyjaciółce i klęczę tutaj bezsilna, nie mogę nic zmienić. To koniec.
    - Nie zostawiaj mnie - poprosiła ze łzami. Gdyby Ahsoka miała włosy, Barriss odgarnęłaby je czule z jej czoła. - Nie możesz odejść. Nie poradzę sobie bez ciebie. Anakin nie poradzi sobie bez ciebie, Obi-Wan...
    Jak na zawołanie, kanonierka z bohaterem Republiki wylądowała na placu głównym. Kenobi wygramolił się z kanonierki wydając polecenia Cody'emu. Kiedy wreszcie pofatygował się spojrzeć przed siebie, zamurowało go. Oszołomiony ledwo rzuszył przed siebie. Zdawało się, że zaraz zawiodą go nogi.
   - O nie - powiedział ze świeczkami w oczach. 
    Podszedł i przyklęknął przed trupem swojej niedoszłej padawanki. Pogłaskał ją po czole, jakby miał zwykły stan podgorączkowy. Jej skóra była jeszcze chłodniejsza niż zwykle. Jedi trudno było patrzeć na wychudzone i oszpecone ciało dziewczyny. Wróciła do wyglądu podczas swojej pierwszej śmierci. Bał się otworzyć jej powiekę. Pod siną skórą prawdopodobnie znajdowały się żółte źrenice - przepełnione Ciemną Stroną Mocy.
 Barriss popatrzyła na niego. Nawet nie próbowała ukryć łez. Wróciła wzrokiem do twarzy swojej martwej przyjaciółka.
  - Znalazłam w sobie siłę, bo ty też ja znalazłaś. Jak ja teraz ją znajdę? Jak po tym wsopomnieniu mam dać sobie radę? Gdzieś tam.jesteś. Wierzę, że znajdziesz w sobie siłę po raz kolejny.
___________________________
Dzień dobry! Remont niby się kończy, ale i tak wracam za tydzień. Wena niby jest. Dziś postaram się napisać coś więcej ;-;
Zgadnijcie kto zaliczył glebe na stromych schodach i żyje? Tsa, to ja ^^
Witam, żegnam i pozdrawiam z moim osobistym Obi-Wanem Kenobim (A niech któraś z zdradzi coś więcej, to ma przesrane) kończącym 30 2 miesiące i który się zachwyca piszcząć, a argumentuje to "eue eue, au, g, aguu" xD 💖

NMBZW!

niedziela, 16 października 2016

Rozdział 148

Dziękuję za grafikę, Wika. Jesteś niezastąpiona ♥

~~Ahsoka Tano~~

    Obudziła się zdezorientowana. Wszechobecna biel oślepiła ją na dłuższą chwilę, co zwiększyło jej ból głowy. Zastanawiała się czy faktycznie dobrze z jej pamięcią, czy bitwa, którą pamiętała, była wymysłem jej alkoholowego upojenia. Co najlepsze - żadnej imprezy nie pamiętała, a biała przestrzeń przyprawiała ją o dreszcze.
    Wstała trzymając się za głowę, jakby chciała uspokoić swą psychikę. Przecież nie mogło być z nią aż tak źle!
    - Halo? - odezwała się.
    HALO!
    HALo!
    HAlo!
    Halo!
    - Czy to mój koniec? - Ahsoka upadła na kolana i zaczęła szlochać. Jeżeli tak ma wyglądać koniec każdego to wolała już ten niesprawiedliwy świat żywych. Życie pośmiertne ma trwać wieczność. Ile lat już minęło podczas, którego tu przebywa?
    - Nie. - Usłyszała dziewczyna. Rozejrzała się zdezorientowana.
    - Kto tu jest? - zapytała przez łzy.
    - To ja - oświadczył męski głos. Ahsoka słysząc skąd pochodzi, odwróciła się gwałtownie. Znała tę twarz, wręcz doskonale. Nie dość, że wiele razy widziała ją w archiwach Jedi, to jeszcze często musiała ją sobie zobrazować w myślach.
    - Qui-Gon Jinn - bardziej stwierdziła niż zapytała.
    - Tak. Może wreszcie się poznać - uśmiechnął się.
    - Powiedziałeś, że to jeszcze nie mój koniec - przypomniała.
    - W pewnym sensie.
    - To znaczy?
    - Jestem tu, aby ci wytłumaczyć.
    - Każdym się tak zajmujesz? 
    - Jeszcze Ventress.
    - Co z nią? 
    - Wraca na Kamino w celu wyłączenia wirusa.
    - Słucham? - zapytała marszcząc czoło.
   - Wszystko jest z góry zaplanowane, ale zawsze po drodze napatoczy się zmiana. Nie jesteśmy tu przypadkiem. Nasze spotkanie czekało na tę chwilę, ale niekoniecznie w tej postaci. Każda przyszłość ma wady.
    - Co to ma wspólnego z Ventress?
    - Jej zanik pamięci miał odegrać dużą rolę, ale tylko w wyłączeniu wirusa.
    - Czy ona...
    - Nie wiem. Cała Moc jest osłabiona. Nie mamy wiele czasu. Masz wielkie znaczenie w galaktyce. Opiekowałaś się Anakinem i teraz musisz dokonać wyboru. Bardzo trudnego.
    - Jakiego?
    - Powrotu.
    - Chcę powrotu.
    - Pamiętaj, że wszystko ma swoje konsekwencje.
    - Które jest gorsze?
    Qui-Gon milczał.
    - To próba?
    - Tak.
    - Wracam
    - Musisz się zastanowić.
    - Nad czym? Nie dostaję żadnej podpowiedzi, co mi szkodzi, co? Chcę wrócić.
    - Musisz uzyskać zgodę córki. Jej zachowanie...
******
    - Ojcze, nie zamierzam tam wrócić! Tamten świat... jest okropny. Jasna strona Mocy nie działa tak, jak powinna! - krzyczała córka
    - Jeśli ze mną wrócisz, zdołamy to powstrzymać - przekonywała Ahsoka.
    - Nigdzie się nie ruszam! Przykro mi, nie wrócę z tobą. Poproś kogoś innego - odmówiła podobnie.
    - Obawiam się, że nie ma takiej możliwości - odezwał się Qui-Gon.
    Ahsoka cofnęła się osłabiona. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
    - To znaczy... że nie żyję? Nie wrócę? W tak haniebny sposób umarłam dwa razy?
   - Niekoniecznie haniebne. Przywracanie równowagi mogło skończyć się źle dla każdego dziecka do około czternastego roku życia. Ty pierwotnie umarłaś w wieku piętnastu lat. Moja córka opuszczając twoje ciało, razem z tobą emanowała wielką Mocą. Dzięki temu uchroniłaś wszystkie dzieci do piętnastego roku życia, bo w tym wieku umarłaś. Zabezpieczyłaś na wszelki wypadek piętnastoletnie dzieci, bo nie wiadomo czy faktycznie byłyby odporne - wytłumaczył Ojcec.
    - Przykro mi, Ahsoko, ale nie zamierzam wrócić - oświadczyła ponownie córka.
    - Błagam...
    - Uratowałam ci raz życie, nie wiedziałam, że tak to się skończy.
    - Czemu? Czemu nagle stałaś się tak egoistyczna? Najpierw ochoczo oddajesz mi swoje życie, a teraz... teraz nie zamierzasz ponownie wrócić, bo tobie się nie podoba?
    - To nie ma sensu! Za pięć...
    - Milcz! - rozkazał Ojciec. - Nie możesz ujawnić jej przyszłości, jeżeli jest możliwość, że wróci!
    - Nie wróci, bo ja nie chcę tam wracać! - krzyknęła po raz ostatni i zaczęła znikać, a wraz z nią Ahsoka.
    - Ja mogę ją zastąpić. - Z otchłani wydobył się kobiecy głos.
   - Shmi Skywalker. Nikt nie pozwolił ci się wtrącać! Ty masz wrócić pod inną postacią, musisz trochę poczekać.
    - Niee... NIE! - Ahsoka popatrzyła na swoje dłonie, a potem desperacko spojrzała w stronę Ojca i Qui-Gona. - Niee...
    Zniknęła.
    - Qui-Gonie, mam dla ciebie zadanie.
____________________________________________
Pamiętacie, jak mówiłam, że ten rok, to rok zmian? Mam remont, dwa tygodnie mnie w domu nie ma, nie Mam dostępu do komputera, a przez to - brak weny. Ponadto, zabrałam już 5 pał z czego 3 z fizyki : // Za tydzień koniec remontu, więc wszystko powinno wrócić do normy ;)
,Na drugim blogu, pojawił się one-shot, zapraszam! 

NMBZW!

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 147


                                                ~~Anakin~~

    Niebieskie, laserowe ostrze skrzyżowało się ze szkarłatnym. Sith uśmiechnął się złowieszczo, ale Anakin miał pewność, że Palpatine go nie uśmierci. Lord Sithów tylko tego pragnął - Anakina po swojej stronie. Wybrańca. Jeszcze parę godzin wcześniej skrzywiłby się na samo myśl tego przydomka, ale teraz jakoś mu było lżej. Cały tekst pasował do niego i jego sytuacji życiowej, ale niewiele rozumiał w kwestii "Dathomirianki".
    Obrócił się z mieczem za sobą, dobił czerwoną klingą i znowu stanął twarzą w twarz z byłym Kanclerzem Republiki. W oczach młodego Skywalker widoczna determinacja sprawiała, że Palpatine zaczynał mieć jakieś wątpliwości w swoich planach, ale zdecydowanie nie zamierzał się poddawać. Anakin to zbyt cenna osoba.
   Miecze znowu zaczęły się od siebie odbijać dopełniając taniec Jedi i Sitha. Niewiele osób w galaktyce ma świadomość, jak bardzo ważny jest ten pojedynek, jak wielkie ma znaczenie dla wszystkich.
    Wyczerpany długim pojedynkiem Anakin poczuł miłość i troskę swoich bliskich.
    Ogarnęła go niezwykła siła. Zaczął jarzyć się jasnym światłem, co zdezorientowało Palaptine'a. Ta chwila niepewności wystarczyła, by go zabić - Anakin Skywalker wykręcił cylinder, uwolnił się spod blokady przeciwnika i wymierzył cios w jego serce.
    Biały słup światła wystrzelił z hukiem w niebo rozcinając chmury. Planetę Naboo zaczęły spowijać ciemności.
    Wyciągnął miecz z ciała Sitha, wyłączył go, upuścił i sam upadł na kolana.
    W okół niego zaczęły się pojawiać osoby, na których faktycznie mu zależało. Najpierw pojawił się Plo Koon - on umarł ostatni. Klony, potem Ahsoka...
    - CO?! - Próbował dotknąć jej policzka, ale oddalała się. Zostawiała go... ona umarła? - Przecież żyłaś... jak to możliwe? Ahsoka... Smarku...
   Później znowu pojawiły się klony, a następnie Yaddle - nie mógł jej uratować, za jej śmierć strasznie się obwiniał
    Przed jego oczami ukazała się twarz Qui-Gona...
    - Mistrzu... - Anakin poczuł się, jak bezradny niewolnik.
    Ostatnia pojawiła się mama, mimo że powinna być jeszcze przed Yaddle, ale nie zamierzał wnikać. Cieszył się, że widzi matkę. Ona jedyna nie uciekła. Położyła mu dłoń na ramieniu i popatrzyła na niego z dumą w oczach.
    - Mamo... czy to koniec?
    Oddaliła się z nagłym smutkiem.
    - Mamo! Nie zostawiaj mnie! Mamo!
    Przyłożyła palec do ust, jakby poleciła mu, żeby zataił jakąś tajemnicę. 
   Zaczął się podnosić. Anakin nie brnął w górę sam. Kiedy odrywał się od podłoża, z ziemi zaczęli wyłaniać się Ojciec, Syn i Córka.
    Córka.
    CÓRKA.
    CÓRKA TU JEST... TO ZNACZY, ŻE AHSOKA...
    ZABIŁEM AHSOKĘ.
    ZABIŁEM AHSOKĘ.
    - NIEEEEEEEEEEEE! 
   - PRZYWRÓCIŁEŚ RÓWNOWAGĘ MOCY, ANAKINIE - przemówił Ojciec. - JESTEŚ TYM WYBRANYM, ANAKINIE. 
    - NIE. NIE KOSZTEM ŻYCIA AHSOKI! 
    - "A gdy Jasna i Ciemna strona znajdą się na równowagi szczycie, 
Uleci, dla niego, cenne życie." - zacytowała Córka.
    - NASZE ZADANIE ZOSTAŁO WYKONANE, DZIECI. WRACAJMY, SKĄD PRZYSZLIŚMY.
   - BARDZO DOBRZE SIĘ SPISAŁEŚ - pochwaliła go Córka, po czym zerknęła na brata, który kierował się ku kostce brukowej.
    - Wróć do niej - poprosił Anakin.
    Córka popatrzyła na Ojca i wraz z nim poszła w ślady brata.
    - SŁYSZYSZ?! DAJ JEJ ŻYCIE! ZWRÓĆ MI AHSOKĘ!
    Upadł na kolana z bardzo dużej odległości. Strasznie zabolało, ale miał to gdzieś. Ahsoka nie żyła, pozbawił ją życia. Jego Ahsokę. Jego Padawankę. Jego Smarka. Jego siostrzyczkę. Czuł się, jak potwór, pragnął umrzeć za to, że wyrządził Ahsoce taką krzywdę. Jak teraz na niego spojrzą. Jak on sam spojrzy w lustro, w swoje niebieskie oczy, których tak się brzydził. Mógł kazać komuś innemu zabić tego dziada. Ahsoka by żyła.

                                            ~~Lux Bonteri~~

   Wyszedł z małego statku z grupą żołnierzy i od razu zaczęli atakować droidów. Bardzo szybko poszło im pozbycie się strażników. Przystąpili do drzwi, Lux przeładował blaster. Saw wykopał drzwi zaczęli strzelać w kolejne droidy.
    - Batis, podkładaj ładunki. Będziemy cię osłaniać - krzyknął Lux i dalej szedł przed siebie.
    Wtargnęli do wielkiej sali i Lux trafił Nute'a Gunraya, oraz Shu Mai.
    Zaraz za żołnierzami z Onderon wtargnęli Zygerrianie. Ich dowódca nie był zbyt miły i Bonteri nie dał się zwieść jego obietnicom. Kiedy któreś nocy Lux usłyszał, że Zygerrianin chce się ich pozbyć, to uśmiechnął się pod nosem. Wszystko miał przygotowane. Miał nadzieję, że nie słyszeli nic o bombach, które podłożyła Batis, bo cały plan szlag trafi.
    Kiedy już podłogę wyścielały trupy, Lux podbiegł do komputerów.
    - Ej! - krzyknął zdrajca. - Co ty robisz przy tych komputerach?!
    - Chcę wyłączyć armię Separatystów, przecież nie przyszedłem tu grać - odszczekał senator.
    - Nie tym tonem, ty mały rebeliancie. Wynoś się! - krzyknął Zygerrian.
    - Co?! Chyba kpisz - parsknął Bonteri.
    - Rozstrzelę ci łeb - zagroził dowódca przykładając mu lufę do skroni.
   - Już, wychodzę - odparł posłusznie chłopak i ruszył ku drzwiom szybkim krokiem, póki nie trafiono go w łydkę.
    - Zabić ich! - rozkazał Zygerrianin.
    Jeden z Onderońskich żołnierzy pomógł Luksowi przebiec na lądowisko, a reszta ich osłaniała. Kiedy byli wystarczająco blisko statku, Lux krzyknął:
    - Batis, odpalaj!
    Zaraz po tym kobieta została trafiona. Lux rzucił się na podłogę obok jej ciała, wyjął detonator zza jej pasa i wcisnął czerwony guzik.
    Nastąpił wybuch.
__________________________________________
To jest właśnie kulminacyjna część bloga ^^ Znaczy, pierwszy wątek :P
Dedykacja dla:
WSZYSTKICH!

NMBZW!

niedziela, 2 października 2016

Rozdział 146


    Zła ja rzuciła się na mnie.
    Przygniotła mnie... do ziemi? Nie wiem. To w ogóle dało się nazwać ziemią?! Tu wszędzie było czarno!
    Dotknęła mnie coś o wiele gorszego niż dotąd. Skąd wiem? Nie mam pojęcia, ale... było inne. Jakby psychika została zamieniona w siłę fizyczną, z którą nikt, ani nic, nie mogło się równać. Jak to możliwe?
    Nie poznawałam sama siebie. Nie mogłam uwierzyć, że to ja. Niee... to nie mogłabym być ja. A co jeśli to po prostu coś innego albo mój wymysł? Jeżeli to sen, to chcę by ktoś mnie uratował. Jestem słaba, chcę pomocy. Nie powinnam o to błagać, ale muszę!
    Nie... to nie jest sen.
    - To twój największy koszmar! - krzyknął jakiś demon w moim drugim ciele.
    Nie mogę się wyrwać z ucisku. Nie czuję nic, ale wiem, że nie umiem się ruszać - a przynajmniej moja świadomość - więc coś musi mi to uniemożliwiać.
    Chcę...
    Chcę...
    Chcę ją zniszczyć.
    Tak.
    Chcę ją pokonać.
     - CO?!
    Oddano mi czucie.
    Popycham ją do tyłu, po czym staję na własne nogi i ruszam na nią. Ona nie będąc jeszcze gotową została skopana, a zarazem wytrącona ze świadomości sytuacji. Była kompletnie zbita, ponieważ to ja właśnie zaczęłam nad nią górować. To ja się przełamałam. To ja odzyskałam na tyle sił by wygrać z samą sobą lub czymś co utknęło w moim klonie na zawsze.
    Wygram w z tym. Czuję satysfakcję, ale nie wiem czy powinnam. Mogę tak się zachowywać?
    - To Ty jesteś słaba.
    Zdziwiłam się. Chciałam powiedzieć to w myślach, ponieważ sądziłam, że nie uda mi się rzec tego na głos, a jednak... a może to idzie w odwrotną stronę?
    - Hmmm... - wypróbowałam, ale też wypowiedziałam to normalnie.
    Czy to znaczy, że pamięć też odzyskam?
    - Nie! Nie odzyskasz już niczego! Zniszczę Cię! Nie pokonałaś mnie i nie sądź, że Ci się to uda!
    Znowu się na mnie rzuciło.
    Coś rozbłysło.
    Światło koloru, którego nazwy zupełnie zapomniałam.
    Miałam świadomość jednego:
    P R Z E G R A Ł A M.

******
    - NIE! JESTEŚCIE ZARAZĄ, JEDI! ZARAZA! ZARAZA! SZUMOWINY! OHYDNE ROBALE!* - krzyczał ktoś.
    To ja.
    To był mój głos.
    Wiem gdzie jestem.
    Kim jestem.
    Jak się czuję...
    Zmęczona a zarazem silna, by walczyć z tym, co mnie źle kieruje i źle mówi.
    Chcę się wydostać z tej sytuacji, a zarazem nie. Dobrze mi tak. Dobrze mi z prawdą, odzyskaną pamięcią, lecz nie jestem pewna, czy długo tak potrwa.
    Byłam zdziwiona, bo ja prawdziwa powinnam przecież już dawno umrzeć, po tym jak Zło mnie przejęło, a jednak nie. Jednak mam swoją pamięć, której Zło nie chciało mi pokazać. Jestem przekonana, że już dawno wygrałam. Przez parę miesięcy byłam pod wpływem czegoś silnego ode mnie. Odnalazłam się już dawno, ale nie miałam o tym pojęcia. Wygrałam próbując się wydostać i bić się o swą wolność nad ciałem. Opętanie nie przejmie nade mną władzy. Jestem jedyną władczynią siebie. Ktokolwiek mnie opętał, nie postarał się zbyt dobrze. Nie przegrałam. Walczę nadal i nie zamierzam przestać.
    Jestem Barriss Offee i jestem silną Jedi.
_____________________________________________________
*Źródło: Rozdział 4
Cześć wszystkim! Mam nadzieję, że dobrze minął wam ten tydzień? Ja z niecierpliwością czekam, aż się skończy ;__: Był do bani, za dużo pecha... a wszystko zaczęło się od zepsucia telefonu. Rozumiecie to?! Miałam telefon półtora miesiąca, spadł z FOTELA na DYWAN i poszedł wyświetlacz. Wiecie co jest zabawniejsze? Szkła hartowane jest w całości! GDZIE TU LOGIKA?!
Kolejnym przegrywem jest fakt, że usunęło mi wczoraj dwa posty. Ten i jeszcze jeden, a tamten przez wariacje bloggera zapisałam w połowie ;__; Blogger, ty gnojku!
Ja spadam na chrzciny!

NMBZW!