poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Rozdział 212


~~Anakin Skywalker~~

[Parę godzin później, główne centrum dowodzenia Zygerrian w stolicy, Kiros]
       Konsoleta przedstawiała niebieskie obiekty uformowane na żołnierzy, maszyny oraz te ich przeciwników. Mimo rozwoju technologii, systemy oraz wyposażenie wojenne były wciąż sprawne mimo, że zostały wyprodukowane szesnaście lat wcześniej. Prawda jest taka, że dzieła Kaminoan są wręcz najlepsze. Są w końcu najlepszymi klonerami, a co za tym idzie - cała technologia, to urządzenia na bardzo wysokim poziomie.
       - Jednak stolica nie jest punktem zapalnym - podsumował Obi-Wan.
      - Najwidoczniej - zgodził się Anakin. - Teraz pytanie, wszystko na jednym szczeblu, czy jakieś inne miasto będzie głównodowodzącym.
       - Albo to pułapka - zasugerowała Ahsoka.
       - Dokładnie - potwierdził.
     - Będziecie potrzebowali do tego pomocy. Poproszę Radę o wysłanie mnie do was - zaproponował Kenobi. Możliwe, że wszystkie techniki na raz są zastosowane.
       - Wszystkie są na jednym szczeblu, pod koniec okazuje się, że jedno było główne, a stolica to pułapka, bo za łatwo poszło - dopowiedział sobie Skywalker.
       - Cóż za dedukcja, Anakinie - pochwalił go ironicznie Obi-Wan.
      - Spokojnie, trochę czasu minie zanim dotrę do czterdziestego pierwszego roku swojego życia. Na razie traktuj mnie jako swoje wsparcie, staruszku - odciął się młodszy.
       - Jeżeli będzie mu to dane - wtrąciła Tano. - Popatrz, jak się garbi. A jak idzie, to skrzypienie jego stawów słyszę będąc na drugim końcu świątyni.
       - Trochę słabo. Ja będąc na zewnętrznych rubieżach je słyszę - kontynuował dowcip jej mentor.
      - Może pora na spoczynek, co Obi-Wanie? W korpusach rolniczych byś odpoczął - zasugerowała.
      Nastała niezręczna chwila, którą Anakin przerwał:
      - To nie było na miejscu...
      - Spokojnie - opanował najstarszy Jedi. - Już praktycznie o tym zapomniałem.
      - O co chodzi? - zmieszała się padawanka.
     - Powiedzmy - zaczął Wybraniec. - że Obi-Wan od zawsze był taką sknerą, że żaden Rycerz Jedi go nie chciał. Dobrze, że nie chciał się wiązać.
       - Powiedzmy, że miał różne etapy w młodości i byłem dość kontrowersyjny. Na szczęście, Moc chciała mnie jako padawan Qui-Gona i nim zostałem - wytłumaczył Obi-Wan.
       - Tak to sobie tłumacz - zadrwił młodzieniec.
      - Dobrze. Idę po zgodę do Rady. Do zobaczenia za niedługo. Niech Moc będzie z wami. - Po tych słowach Kenobi zniknął z ich pola widzenia pozostawiając im dalszą część planu do ułożenia. Znając życie, nie dostosuje się do nich, tylko zechce wprowadzić swoje własne modyfikacje twierdząc, że tamten jest zbyt chaotyczny, więc zrobi na okrężną drogę, żeby wolniej poszło, a wynik i tak będzie ten sam. Bez sensu, zdecydowanie.
       - Będę musiała kiedyś popytać mistrza Yodę o historię poszczególnych rycerzy Jedi. Naprawdę muszą być ciekawe - stwierdziła togrutanka.
       -  Nie usłyszysz wszystkich - ostrzegł ją Anakin. - Dowód? Yoda nie opowie ci o planie Sifo Dyasa. Yoda nie jest wszechmocny, czy jakiś wieszczem z różnych planet, na przykład z Mirial. To zależy czy ktoś go dopuści, czy ktoś potrzebuje specjalnej troski. Yoda też ma swoje sprawy na głowie, musi nas wszystkich pilnować, doprowadzać do pionu. A największy problem tkwi w tym, że każdy ma jakiś talent. Te talenty są nie do okiełznania. Dlatego Yoda nie opowie ci wszystkiego, musiałby mieć naprawdę silny kontakt. To, że pomógł Obi-Wanowi zostać uczniem Qui-Gona, nie znaczy, że potem jeszcze uczestniczył tak bardzo w jego życiu. Z własnego doświadczenia wiesz, że od rozwiązywania twoich problemów jest twój mentor, nie przypadkowy Jedi. Dopiero pod nieobecność lub w nagły wypadek włącza się w to Yodę.
     - Czyli zostanie mi tylko podkradanie twoim dzieciom holoopowiadań na dobranoc - podsumowała dziewczyna.
       - Przyznaj, że to z czystej zazdrości. Tobie takich nie dali - zażartował.
    - Dobra, nakryłeś mnie. Moja niepewność jest spowodowana tylko i wyłącznie brakiem zapoznania się dziecięcym poznaniem historyjek o wielkich Jedi. Moje życie jest tak pozbawione koloru przez to...
    - Chwała Mocy, masz mnie! Swojego utalentowanego mentora, który dał ci możliwość naprawienia swojej sytuacji!
       - Większość na twoim miejscu byłaby dumna ze swoich osiągnięć militarnych oraz tych typowo dla rozwoju rangi Jedi, a według ciebie największym osiągnięciem jest spłodzenie bliźniąt? Jesteś niepoważny, mistrzu - zaśmiała się.
       Skywalker wybuchł śmiechem. Mimo wszystko, wiedział, że Ahsoka nie żartuje sobie z jego rodziny i miała świadomość, że dzieci, to dla niego wielka duma. Nie dlatego, że jest zaślepiony tym faktem lub zawyżonym ego, ale Moc tak chciała, iż wychował się w miłości matki, więc jej potrzebował. Potem poznał siłę uczucie do drugiej osoby, a małżeństwo, to dwuosobowa rodzina. Choć nie planował potomka i raczej plany odsuwał na na dalsze losy jego życia, nie żałował, że tak to wszystko się potoczyło. Ta trójka była dla niego wszystkim, największą dumą znajdującą się na tym samym poziomie co jego padawanka.
       - Dobrze. Panowie oraz pani komandor - zwrócił się do wszystkich zebranych. - Mamy bitwę do wygrania!
____________________________________
Wyjątkowo w poniedziałek, bo wczoraj zapomniałam xD CZEMU NIE MA KOMENTARZY, HALO XD
W te wakacje:
>Obejrzałam 4 seriale
>Zaczęłam 4
>Przeczytałam 14 książek i zostały mi jeszcze dwie
>Dwa wyjazdy
>Napisałam jakieś 30 postów
>Usunęłam ostatecznie zeza
>Spełniłam marzenie i zrobiłam kolczyka w przegrodzie nosowej
Za tydzień idę do 2 klasy technikum, a wy? Do której?

NMBZW!

niedziela, 12 sierpnia 2018

Rozdział 211


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu zygerriańskiego, Kiros]
     Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, a co za tym idzie - te najboleśniejsze i najskuteczniejsze najszybciej rozwiążą problem. Dlatego też Republika od razu wzięła sobie na cel stolicę Kiros, gdzie, jak ostatnim razem podczas wojen klonów, osiedlili się Zygerrianie i szerzyli postrach poprzez niewolnictwo. Togrutanie byli rasą znajdującą się na drugiej pozycji listy zawierającej dane o zniewalaniu ras. Taki popyt, co poradzić. Mężczyźni mają się nauczyć pracy, bo według "panów" wyglądają na słabych, a kobiety są niezwykle urodziwe, więc są przeznaczone do losu i wolałyby skończyć w kopalni.
       Kanonierki trzęsły się od salw wysyłanych przez wrogie oddziały, ale Anakin wiedział, że i tak się przedrą. Zawsze się przedzierali i wykonywali swoją robotę. Tak też będzie i tym razem, bo nie pozwoli, aby znowu go unieruchomiono, rozwalono cały plan tak, że by wrócił z pustymi rękoma, jak Obi-Wan i i Kit Fisto. Może i porywczość oraz jego złość nie bardzo szły w parze z celem i sposobem wykonania zadania, ale adrenalina tak zawładnęła nim w tamtym momencie, że nie potrafił się powstrzymać. Nie panował nad sobą i swoimi emocjami, dla niego liczyło się tu i teraz oraz to, żeby się nie dać. A przede wszystkim, nie stracić Ahsoki.
       - Prawie się przedarliśmy - informował Appo.
       - Przygotować się - ostrzegł Anakin. - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będziemy skakać.
       - Chyba na to wychodzi, panie generale - odpowiedział pilot.
       - Zejdź tak nisko jak tylko się da - polecił Skywalker.
       Kanonierka zatrzymała się na parę sekund w powietrzu na wysokości dachów domu. Żołnierze nie mieli zbyt wiele czasu na opuszczenie transportu, który został zestrzelony, akurat, chwała Mocy, w momencie, kiedy ostatni żołnierz wyskoczył. Anakin poczuł ukłucie w sercu i pustkę oznaczającą, że pilot stracił życie. Opłakiwanie strat postanowił zostać wić na później - czekała na niego walka do wygrania i wiedział, że polegli na pewno woleliby aby wpierw stanąć w obronie Republiki i to wcale nie z powodu wrodzonego celu, tylko klony posiadały swój własny rozum, wolę. To czy robili to z przymusu, czy było w tym choć krztyna chęci, to ich własny interes.
       Najgorsze w tym wszystkim było przyzwyczajenie do droidów. Zabijało się zwykłe, żywe osoby, do których nie dało się odbić strzału bez poczucia winy. Zawsze ból celnego trafienia zaznaczał się w Mocy, gdzie przez ułamek sekundy powodował chaos, a w tym wypadku, nawet ten skrawek tej jednej krótkiej sekundy, mógłby być ostatnią chwilą Jedi. Trudo jest się wyzbyć uczuć, kiedy jesteś obrońcą pokoju, masz żyć w spokoju i nie poddawać się emocjom, zwłaszcza tym negatywnym.
       Salwy pocisków z blasterów Zygerrian, jak zwykle nie dawały rady mieczom świetlnym. Co innego z sytuacją żołnierzy. Obydwie "rasy", to żywe, inteligentne osoby, wyszkolone. Mieli swoje techniki, tak więc, opierając się również na statystykach z ostatnich trzech lat, w porównaniu do wojen klonów, w odwecie zygerriańskim zginęło dwa razy więcej żołnierzy. Dlatego, w momencie bitwy o Kiros, Anakin musiał się skupić jeszcze bardziej, ponieważ w niezwykle dużym stopniu wpływała na niego śmierć każdego z jego kompanów. Legion 501 to nie tylko zbiór zmuszanych do walki mężczyzn, to grupa osób, która przeżyła wiele bitew, miała swoje trudne chwile, straciła dwóch przywódców na raz, z czego jeden wrócił. Wysyłano ich jako pomoc do osób z kompletnie innym zamysłem, nie potrafiących zrozumieć potrzeb podwładnych Anakina.
       Wraz z Ahsoką ukrył się za jednym z domów, aby przystąpić do dalszej części ofensywy.
       - Trzeba skasować tych w domu po lewej. Tam przechwytują kontakty z bazy - powiedział.
       - Do tego nadaje się bardzo zwinna osoba - odpowiedziała Tano.
      - Uważaj na siebie - poprosił, a po chwili dziewczyna zniknęła mu sprzed oczu poprzez salto, aby jak najszybciej dostać się do wcześniej wyznaczonego celu.
       Anakin gestem dłoni rozkazał natarcie i szedł przed siebie razem ze swoim wojskiem, aby zwrócono na nich większą uwagę niż na Ahsokę. Ta biegła i zgrabnie omijała oraz odbijała pociski. Nie wypadła w ogóle z wprawy, ale to zasługa tego, że cały czas ćwiczyła, mimo wcześniejszego braku uczestnictwa odwecie zygerriańskim. To już nie była ta sama dziewczyna, którą poznał w bitwie o Christophsis - to przede wszystkim dorosła kobieta mogąca decydować sama o sobie, a i tak została nadal padawanem. To przede wszystkim doświadczona Jedi - dojrzała, jak na prawdziwego kandydata na rycerza Jedi przystało. Duma zasłoniła wszelki ból i cierpienie krzyczące w Mocy. Duma z własnej padawanki napędzała go do działania, do tego, aby przestał patrzeć na straty choć przez chwilę, godząc się z realiami wojny, kroczył dalej naprzód, przeciwko Zygerrianom pozbawiając ich raz po raz życia.
       Kiedy Skywalker wraz z Legionem 501 był w połowie swojej pracy, Ahsoka kończyła zabijanie obstawy wejścia, żeby wtargnąć dalej. Problem tkwił w tym, że nie poinstruował co dziewczyna ma po tym dokładnie robić, ale mimo wszystko... wiedział, że sobie poradzi, choć pewnie nie tak, jak chciał, lecz... no dobra, to tylko jego durne, bezpodstawne obawy, bo zwyczajnie w świecie naszła go pewna chwila nostalgii, jakby jego uczennica znowu miała czternaście lat. Dziwne spaczenie nauczyciela - kiedy za bardzo ponosi go duma, trzeba krytykować, to ponoć jest zdrowe.
       Nie jest.
____________________________________

niedziela, 5 sierpnia 2018

Rozdział 210


~~Anakin Skywalker~~

[Coruscant, koszary WAR]
       Znowu Kiros.
     Tym razem byli przygotowani jeszcze lepiej. To nie jakaś tam bitwa przeciwko zachciankom Dooku tylko naprawdę walka o życie togrutan, których zniewolono w bardzo okrutny sposób. To nie potyczka z droidami - to wzajemna rzeź żywych osób pragnących dalej wieść spokojny żywot broniąc swoich priorytetów kosztem przeciwnika.
       - Jak emocje po długiej przerwie? - zapytał Ahsoki, która do niego podeszła. Postanowił ją zabrać na tę bitwę. Wiedział, że tęskniła za wspólną walką u jego boku, a on to odwzajemniał. Nie ukrywał mimo wszystko troski o nią. Nie wybaczyłby sobie tego, że mogłaby skończyć tak jak on trzy lata wcześniej. Skupił by się wtedy tylko na szukaniu jej. Aż wstyd przyznać, ale zaniedbałby rodzinę przemierzając galaktykę wzdłuż i wszerz tylko po to, by odnaleźć swoją uczennicę. Naprawdę by to zrobił, mimo że on siedziała w świątyni i czekała. Trzeba to zrozumieć, sama się bała, Obi-Wan jej zbytnio sam nie dopuszczał, a Skywalker nawet o to nie zabiegał. Bardziej zadowala go fakt, że została przy Padme, opiekowała się nią i nie wplątywały się kłopoty, a obie miały talent do ich znajdowania.
       - Cóż... - zaczęła dziewczyna - Fakt, to nie bitwa przeciw blaszakom, więc będzie trudniej, ale myślę, że jestem już gotowa. Przy twoim boku, nie widzę innego zakończenia prócz zwycięstwa.
       Jej słowa wiele dla niego znaczyły. Ahsoka naprawdę dojrzała i darzyła go większym szacunkiem niż wcześniej. Wykazywała się cechami Rycerza Jedi, mimo że nie chciała przyjąć tego tytułu. Anakin czasem się obwiniał, ponieważ wiedział, że w jakimś stopniu jego uczennica strasznie się tym ograniczyła, nie rozwija się tak, jak Jedi powinien, ale nie może jej tego zabronić. To jej wybór, nie potrafił odmówić, bo... bo Luminara miała rację. Za każdym razem sobie to powtarzał - Unduli miała rację.
       - Z jednej strony cieszę się, że Rex tego nie widzi - stwierdził Anakin.
     - Umarł haniebną śmiercią. Chciałabym, żeby tu był. Zawsze mnie pocieszał. Myślę, że nie siedziałabym przy nim tylko razem byśmy was szukali. Z Appo to nie to samo - przyznała.
      - Każdy ma w naszym sercu swoje miejsce. Rex też. Bez względu na to, jak doszło do tego, że żył, kim był i jaki los go czeka. Byliśmy gotowi na własną przegraną, cały czas jesteśmy. Rex przegrał bitwę z systemem, ze swoim przeznaczeniem, na co nikt z nas nie miał wpływu. Tylko Palpatine i Dooku. To jeden wielki spisek, który jakoś zażegnaliśmy. Teraz powstał nowy, zupełnie niespodziewanie tylko po to by ewentualnie nam namieszać. Daliśmy radę wtedy, to damy i teraz. Kaminoanie działają na naszych warunkach, mamy w końcu swój wkład w rozkazy, został opanowany wirus. Żaden klon nie zginie z własnej ręki. Rex jest przykładem dobrego żołnierza, honorowego. Nigdy nie skrzywdziłby swojego dowódcę, był po naszej stronie. Zawsze wierny. Wszyscy go doceniają, ma swoje własne odznaczenie, jest upamiętniony, a nie każdy klon na to zasłużył. Na pewno jest gdzieś tam, w Mocy, po drugiej stronie. Słucha nas, pomaga nam, daje wiarę. Motywuje. Czuję to. Czuję jego ducha walki w naszym legionie.
       - Ma pan rację, generale - wtrącił Fives. Zasalutował i przyłączył się do nich. - Legion gotowy, dowódco. Appo jeszcze kontroluje, zapina wszystko na ostatni guzik. Zaraz wylatujemy - zaraportował.
       - W takim razie nie każmy im na nas czekać - zadecydował Skywalker i w trójkę wmaszerowali na rampę ciągnącej się w kierunku włazu.
      - Co do Rexa, panie Generale. Każde nasze przyśpiewki mando, które śpiewamy przed bitwą, Legion przerobił na cześć Rexa. Pozwoliliśmy sobie na małą zmianę - pochwalił się żołnierz ARC.
       - To naprawdę godne pochwały - odparł Jedi. - A Rex zdecydowanie zasłużył na takie okazanie szacunku. Był jednym z najlepszych żołnierzy, jakie WAR mogło dostać. Zagrzewał do walki jak nikt inny. No i umiał niańczyć Ahsokę, a to jest wyczyn - zażartował.
       - Ah... te błędy czternastolatki - westchnęła Tano. - Bunt, używki i te sprawy. Wykonywanie rozkazów po swojemu, walka z droidami. Tak, to zdecydowanie normalne wśród młodzieży. A mieć  za opiekuna żołnierza-klona, to standard.
       - A nie mówiłem? Umiał ją wychować - potwierdził mistrz Jedi. - Oszczędził ci roboty, Fives.
       - To jedna z tych najważniejszych rzeczy, za które jestem mu wdzięczny - odpowiedział klon.
       Kiedy weszli do hangaru, zauważyli Appa wydającego rozkaz rozejścia się i czekania na bitwe. Na widok generała i komandosa zasalutował i wraz z nimi pomaszerował na mostek, gdzie znajdował się już admirał Yularen.
       - Wylatujemy - rozkazał Anakin.
      - Tak jest, generale - przyjął admirał i nakazał żołnierzom odpalić silniki krążowników, aby wzbić się w powietrze, a następnie, na orbicie, wskoczyć w nadprzestrzeń.
       Podejrzewał, że Ahsoka już nie zapomniała jak to jest widzieć wszędzie niebieskie tło, które dłuży się jakby w nieskończoność, ale zdecydowanie krócej przemierza się przestrzeń niż w rzeczywistości. To Anakin najbardziej kochał w statkach i ogółem w mechanice - zamontowanie jednej części, to krok do przodu w celu rozwoju i dalszego życia, na świecie, który tylko sobie obierzemy jako cel wyprawy. Taki hipernapęd sprawiał, że w bardzo krótkim czasie mógł zwiedzić tyle planet, na ile miał ochotę.
       Nadświetlna zawsze kojarzyła mu się z ucieczką, z lepszym życiem. Kiedy stał się Jedi, pragnął po prostu mieć spokój. Choć raz zaszyć się w jakieś dziurze. Kiedy Zygerrianie go uwięzili, zaczął doceniać jakie fizyczne możliwości dawała mu Moc i jej wola. Tak naprawdę, jego jedyną ostoją zawsze była i będzie Padme. To do niej wycofywał się myślami przez pierwszych dziesięć lat swojego życia w Zakonie. To u niej w apartamencie, trzymając ją w ramionach, osiągał pełen spokój, który zawsze potrzebował. Nie klitka, nie samotność, nie brak innych osób, brak kontaktu - tylko swój własny mały świat, gdzie uciekał swoim własnym hipernapędem - miłością.
       Takim hipernapędem wróci na Coruscant.
       Już wkrótce.
___________________________________
Wena jest! A na pewno była... nie no, nadal jest, ale w wakacje kończyłam seriale, które kiedyś zaczęłam oglądać, a teraz kończę książki, których nie skończyłam czytać, ale raczej pierwsze 3 dni będą takie intensywne, ale będę pisać, bo czeka mnie półtora tygodnia przerwy od komputera.
Czy rozdziały będą? Tak. Raczej Jawa je doda, pewnie coś mi poprawia (Bardziej niż pewne XD)

NMBZW!