niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 105


                                             ~~Obozy na Naboo~~

   5 dni po przejęciu planety przez Separatystów. Rodzina Naberrie
    To było... straszne? Dziwne. Kompletną paranoją?
   Nie.
   To była wojna, a dokładniej Wojny Klonów.
   Ruwee nie mógł uwierzyć w jakich czasach przyszło mu żyć. Każdy widział, jak Republika powoli upadała, ale mimo wszystko się trzymała, a ten fakt dawał mu wielką nadzieję i opłacało się. Mocno wierzył, że rząd przyśle jakiś ratunek co wkrótce nastąpiło. Może czas dłużył się w nieskończoność, ale jakby teraz na to wszystko popatrzeć, to wcale nie było tak długo. Jak na taką blokadę, szybko im to zajęło.
   Skąd wiedział o wielkiej powadze sytuacji?
   Droidy nie uważały na to czy ktoś usłyszy jak rozmawiają czy wymieniają się rozkazami. A może właśnie chcieli, by mieszkańcy wiedzieli, jak bardzo są uwięzieni i kiedyś wreszcie będą musieli się poddać, bo królowa tak długo nie pociągnie? Nie był tego pewny. Twierdził, że ponownie im się to nie uda. Znowu mieli bardzo młodą królową, ale nie sądził, że dziewczyna podda się tak łatwo. Brała przykład z jego córki, bo było warto. Padme była dla nich symbolem walki, bo pokazała, że uda im się pokonać wojsko federacji oraz by pojednać się z Gunganami, wystarczą dobre chęci.
   Wielu mieszkańców sądziło, że to właśnie blokada trzynaście lat temu była najgorszym okresem w ich życiu, ale gdyby się porządnie przyjrzeć to właśnie teraz jest o wiele gorzej. W tym momencie nie będzie tak łatwo, ale jego córka zrobi wszystko, by tylko uwolnić swą ojczyznę z rąk najgorszych w galaktyce osób.
   Doceniał jej starania, ale nadal był rozdrażniony tym, co zrobiła. Nie powinna się tak zachowywać. Matka z córką najpierw były zafascynowane Anakinem, ale jak spełniły się ich wygłupy, to był już problem nie mówiąc o tym, że ukrywała to przez trzy lata. Powaga sytuacji była taka, że chłopak mógł wylecieć za ich głupie pomysły, ale również sam sobie był winien. Zgodził się, jak nie zaproponował tego. Patrząc na wiadomości z HoloNetu... po nim jednak wszystkiego można było się spodziewać. Nie hamował się przed wieloma rzeczami, ale był w pełni oddany klonom i nie chciał by ginęli nawet, jeśli byli do tego stworzeni. Separatyści perfidnie wykorzystywali ten fakt.
   - Republika zaczyna atakować. - powiedział w pewnej chwili jeden z droidów do drugiego. Nie umknęło to uwadze starszego człowieka. Planeta nie mogła długo zostać w rękach Separatystów. Pomoc Republiki była nieunikniona.
   - Słyszałeś słowa szefa? Podobno Republika próbuje się odbudować. - odpowiedział drugi.
   - Nie uda im się to. - odparł pierwszy z wielką pewnością.
   To były tylko droidy, po za tym strasznie głupie i Separańców. Ufanie im słowom nie było rozsądne. Nie mieli racji i ojciec byłej królowej Naboo dokładnie o tym wiedział. Jego nadzieja tkwiła w Republice, która trochę się zmieniła, ale wiadomość o tym, że próbują przywrócić dawną świetność była bardzo podnosząca na duchu. Jeżeli chodzi o tę informację, to im wierzył. W resztę  - w ogóle.

                                                  ~~Ahsoka~~

   - Musimy oczyścić pałac jak najszybciej. - powiedziała dziewczyna. Jeszcze wiele droidów znajdowało się w budynku, a oni za wolno sobie radzili. Na zewnątrz Separatyści przysłali wsparcie, dlatego musieli czekać aż Aayla Secura przybędzie ostatecznie główny plac. Droidy, które tam lądowały od razu wchodziły do pałacu, więc odbicie reszty pomieszczeń było jeszcze trudniejsze.
   - Staramy się, Komandorze. - odpowiedział spokojnie Fives.
   - Wiem. - upewniła żołnierza. - Problem jest w tym, że Separatyści nie dają za wygraną. To będzie o wiele trudniejsze niż inne bitwy, nawet jeśli znowu mamy walczyć z tymi głupimi robotami.
   - Pod twoimi rozkazami na pewno nam się uda.
 Jego wiara naprawdę ją ucieszyła. Nie wyobrażała sobie Legionu 501 bez niego, Rexa i Corica oraz nie mogło się odbyć bez Cody'iego.
   Dziewczyna uśmiechnęła się do niego promiennie. Był dobrym człowiekiem. Nie ważne co inni myśleli o żołnierzach, dla niej zawsze będą osobami, na których można polegać nie tylko na polu walki.
   Zza rogu wydobył się dźwięk strzału i zaraz po tym przed oczami przeleciała czerwona smuga.
   Dziewczyna po raz kolejny włączyła miecz świetlny i pognała przed siebie, a jej celem było zniszczenie tych paru droidów. Nie umiała określić czy to te, które przed chwilą weszły nieproszone, czy te, które tkwiły tu dłużej. W sumie, to nawet nie miało znaczenia. Po co miała się przejmować czymś bezsensownym? Ważne było ich zniszczenie i to jak najszybciej. Nie mogli się już tam długo cackać. Apailana potrzebowała schronienia, a wraz z nimi, mieszkańcy Naboo. Tylko w dobrze strzeżonym pałacu mogli czuć się bezpiecznie. Oczywiście Ci z innych miast mieli zapewnioną pomoc Bultar w innym punkcie. Z Theed i okolic mieli opiekę na głównym placu. I tak będzie.
   Padawanka usłyszała dalekie, ciężkie kroki stąpające w równym rytmie. Nadchodziły kolejne.
   - Idźcie pilnować najbliższego wejścia. - poleciła paru żołnierzom i pognała z resztą dalej.
   - Ahsoka. - odezwała się w komunikatorze Atari.- Mistrzyni Secura jest niedaleko. - powiadomiła. - Właściwie, to już są kanonierki.
   - Dobra. Ja biegnę dalej. Skontaktuję się jeszcze z Sio Bibble, jak sobie radzą. - odparła i zrobiła to, co postanowiła.

                                                 ~~Padme~~

   Po raz drugi w życiu stanęła na żywo twarzą w twarz z młodą królową. Była niższa, jej twarz była niewinna i młoda. Miała oczy pełne strachu i obawy. Widać, że nie chciała uciekać, ale nie miała innego wyjścia. Całe szczęście, że teraz mogła liczyć na lepszą Republikę, która się zmieniała na dobre z każdą godziną.
   - Królowo. - ukłoniła się Naberrie.
   - Pani Senator. - odwzajemniła ukłon Apailana. - Tak dobrze cię widzieć!
   - Republika działa. Pałac zaraz zostanie odbity i będziesz mogła tam wrócić i być bezpieczna. Twoja służka już tam idzie. Naszym zadaniem jest Cię tam dostarczyć. My wysiadamy w połowie drogi - poinformowana.
   - Nie boisz się tu być w takim stanie? - zmartwiła się dziewczyna zdrowiem byłej władczyni.
   - Myślę, że lepiej będzie, jeśli przebywam tutaj. Są sprawy, które nie dotyczą jedynie tej planety, a ja jestem w to niestety zamieszana. - odparła Padme.
   - Mam nadzieję, że przejdziesz przez to wszystko żywa i bezpieczna. - wyraziła się dziewczyna. - Nie mam zamiaru mieszać się w te sprawy. Wiem, że nie powinnam.
   - Nie zrozumiałabyś i takie wyjście jest dla Ciebie o wiele lepsze. - zapewniła kobieta.
   - Pani Senator, nie mamy wiele czasu. - przypomniała jej Ekria stojąc prawie na baczność, ale była rozluźniona. Wiedziała, jak ma się zachować. Kulturę miał każdy.
   - Masz rację. - przyznała Amidala. - Chodźcie.
   Kobiety weszły do wnętrza kanonierki, po czym poleciały w stronę Theed biorąc po drodze służbę królowej. Przy granicy miasta, kanonierka obniżyła się by zostawić Senator i dwie Jedi.
   - Co teraz pani zrobi? - zapytał żołnierz-klon.
   - Na pewno coś co ułatwi wam pracę. Spokojnie, wiem doskonale co trzeba począć. Opiekujcie się królową. - poleciła.
   - Oczywiście. Powodzenia. - życzył jej.
   - Niech Moc będzie z Wami. - powiedziała Ekria.
   Kanonierka podniosła się do góry i poleciała przed siebie.
   One zaś pobiegły wzdłuż granicy. Padawanki po prostu biegły i ufały Padme. Same nie wiedziały co robi. Miały jedynie pojęcie o tym, że czegoś szukała, ponieważ patrzyła w uliczki.
   - Gdzie biegniemy? - spytała różowo włosa nie wytrzymując niewiedzy.
   - Do pałacu. - odpowiedziała Padme.
   - CO?! - Wysy zatrzymała się, jakby uderzyła w mur. - Czy Ty sobie żartujesz? Przecież tam lecieli!
   - Nie biegniemy tam, gdzie oni. Tłumaczenie tego wszystkiego byłoby za długie. Kiedy dotrzemy do celu, same będziecie mieć obraz tego, co chcę zrobić. A powody i wszystko inne poznacie później. Lepiej się pospieszmy. - ponagliła dziewczyny i ruszyła dalej.
_________________________________________
105 rozdział to chyba niezły wynik, nie? :P
Na dzisiaj i jak na pierwszą połowę 2015 roku, to tyle. Koniec. Oczywiście nie, że wielki "The End", bo jak widzicie - nie skończyło się jeszcze i mówiłam dwa tygodnie temu, że połowy jeszcze nie ma. Robię sobie przerwę na dwa miesiące. Będzie to już 3 raz. Dwa lata temu zaczęłam tuż przed wakacjami, a nie miałam warunków do pisania, więc jakoś tak wyszło. W tamtym roku potrzebowałam odpoczynku, a w tym roku też. Nawet nie wiecie jak trudno się pisało 109 i 110 rozdział. Dwa miesiące przerwy to idealny czas, bo dla mnie już 2 tygodnie to jest odpoczynek, ale teraz chcę się zregenerować po dziesięciu miesiącach. Oczywiście pewnie napiszę na zapas jakąś notkę i piszę one-shota, który się pojawi w trakcie wakacji... ja mam taką nadzieję, to zależy od weny i chęci.
Nazwijmy te 10 miesięcy rokiem mojego pisania. Tak, więc dziękuję każdemu, kto tu był: Soni, Wice, Idze, Martynie (ta czwórka jest tu dość długo, prawie od zawsze), Ali (którą nam gdzieś wcięło :<), Adamowi, Margaret, Akirze, Karsie, Cadowi i przede wszystkim:
MIRZE ♥
Margaret napisała, że nie widzi gadżetu... cóż, ja od wtorku go już widzę. Ja go mam, mogę obserwować co kto dodał. Przykro mi, że tak się stało, że nadal nie jest w pełni "zdrowy". Jak dla mnie nadal stały wygląd bloga, dla innych może nie. Proszę was... nie, błagam was (Dzięki, Padme x)) ) powiedzcie mi czy go widzicie czy nie. Muszę wiedzieć czy nadal z tym kombinować. (Pewnie i tak to zrobię, ale powiedzcie)
Co do komentowania blogów, nie będzie to długo, pewnie nie będę mieć jak wypisywać błędów - uroki telefonu. Ale komentować i czytać zawsze będę, bez obaw. 
Życzę wam świetnych wakacji, udanych, bez szkód, z pomysłami i wariacjami itp!

 NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 104


                                                 ~~Ahsoka~~

   Plac wcale nie był trudny do przemierzenia. Stało tam parę droidów co było niczym w porównaniu z zagrożeniami, które nie raz przeszła, a były o wiele, wiele gorsze.
   Co do pałacu... wtedy zaczynały się schody. Dosłownie i w przenośni.
   Najpierw wbiegła po betonowych stopniach stawiając nogę co trzy, a następnie zaczęły się wcześniej wspomniane schody zwane potocznie automatami, których było tu w większej ilości niż na głównym placu, ale dało się to przejść. Na jednego Jedi przypadło wiele robotów od Separatystów, więc to co teraz zamierzała zrobić nie było niczym nadzwyczajnym, ale spektakularnym może tak. Większość Jedi twierdziło, że ona i jej Mistrz mają niezłe wejścia jeżeli chodzi o jakąkolwiek bitwę czy ratunek osoby będącej po ich stronie w czasie wojny. Chyba że nadepnęli mu na odcisk, to już inna sprawa. Starał się nie brać udziału w takich rzeczach, a jak już musiał, to z wielki grymasem i niechęcią.
   Jej miecz oraz shoto były cały czas włączone. Gdy miała stanąć już na szczycie schodów, z pomocą Mocy wzbiła się w powietrze i wylądowała przed droidami, których od razu rozcięła w poprzek. Inne sądziły, że nie skończą jak ich ziomki, więc zaczęły strzelać do młodej Jedi, ale od razu poniosły klęskę z rąk dziewczyny.
   Padawanki pognały w stronę, gdzie odczuwały najwięcej oznak życia istot. Liczyli na nich, więc nie było co zwlekać. Gdy tam dotarły, w "kupie" siedziało wielu żołnierzy oraz nadworni, którzy albo nie zdążyli uciec, albo po prostu zechcieli zostać by się temu wszystkiemu przyglądać i powiadomić później królową o działaniach wroga na terenie jej planety.
   Zabiły tam droidy, które miały pilnować więźniów. Jak zwykle jęczały ze zdziwienia, bo nikt im nie wpoił tego, że nie mają szans z Jedi, że zawsze będą przerobione na złom nawet przez Separatystów. Przykładem tych drugich był Grievous, który, stety czy niestety, już nie żył. Dziewczyna zmierzyła się z nim już dwa razy, a pierwszy raz raczej z własnej głupoty. Dostało jej się później, ale przecież ratowała R2! Jako na padawana, to był może głupi wyczyn, ale dała radę. Przeżyła.
   - Rozkujcie ich. - poleciła żołnierzom, gdy skończyła się ta cała jatka.
   - Dobrze Cię widzieć, Mistrznie Jedi. - zwrócił się do niej Sio Bibble.
   - Padawanki. - poprawiła go Ahsoka. Gubernator po raz kolejny nieświadomie popełnił ten sam błąd, tylko że w trzy lata temu kiedy zjawił się tu jej Mistrz.
   - Dobrze Cię widzieć, gubernatorze. - przywitała go Orgeen kiedy skończyła ustalać następny cel z klonami.
   - Atari. - Sio rozpoznał ją, mimo że nie wyglądała jak ta mała dziewczynka, która kiedyś po raz pierwszy została mu przedstawiona przez Padme. - Dobrze Cię widzieć. Wyrosłaś.
   - Tak. - przyznała.
   - Co z Twoją kuzynką? - zaciekawił się.
   - Jest tu, zamierza jakoś pomóc, mimo sprzeciwu wielu osób. Dla jej bezpieczeństwa. - odpowiedziała.
   - Słyszałem. - potwierdził jej informację.
   - Teraz szuka królowej. Wiesz, gdzie może być?
   - Gunganie. - odparł tylko.

                                              ~~Padme~~

   - Padme. - odezwała się w komunikatorze jej kuzynka. - Apailana jest gdzieś w pobliżu Gungan. - powiadomiła.
   - Lecimy akurat w tamtą stronę. - odpowiedziała. - Dzięki. Trzymaj się. Niech Moc będzie z Tobą. - życzyła kuzynce. Tak, wierzyła w te "zabobony". Była świadkiem jej działania, a będąc w małżeństwie z Jedi i ogólnie blisko współpracując z Jedi wierzyła coraz to bardziej i było to dla niej już czymś oczywistym. Po za tym, Yoda widział w niej sprzymierzeńca. Można było jej ufać w takich sprawach.
   Paru również sądziło, że to nie przypadek, że tak chciała Moc, by mieli sprzymierzeńca z zewnątrz. Niektórzy również myśleli, że też ma w sobie Moc, jak Jedi. Umiała wiele przewidzieć, była sprytna  niczym Jedi, również bardzo spokojna. Zawsze zachowywała rozsądek w trudnych sytuacjach.
   Ahsoka często zastanawiała się jak to możliwe, że taka zawsze zachowująca spokój kobieta, zakochała się w tak narwanym człowieku jakim jest Anakin Skywalker, ale również wcale jej się nie dziwiła i też z tego powodu zastanawiała się dlaczego uważają jej Mistrza za nieodpowiedzialnego. Umiał utrzymać Wojnę, przyjaźń, żonę i padawana oraz - oczywiście - jeszcze żołnierzy. Starał się ich nigdy nie zostawiać na pastwę losu. Zawsze się nimi opiekował z całych sił. To była odpowiedzialność i może właśnie jeszcze ta cecha urzekła panią senator. Urok jego twarzy... w sumie też. Był przystojny, na co leciało większość kobiet. On przed wszystkimi pokazywał, że jest tego świadomy, ale jako Jedi nie mógł mieć partnerki i większość o tym wiedziała. Po za tym był wierny Padme. Nie zrobił by jej czegoś, co by ją zraniło. Sam by się załamał.
   Amidala znała go odkąd był małym chłopcem, dzięki niemu zdołała dolecieć do stolicy Republiki i zdać sobie sprawę, że to w jej rękach leży los Naboo, ponieważ na Kanclerza Valorum nie można liczyć. Również dzięki niemu udało się później zwalczyć droidy, gdy ten w wieku dziewięciu lat wysadził od środka stację.
   - Jest tam! - zauważyła Ekria.
   - Lecimy dalej. - poleciła pilotowi kanonierki.
   - Co ty robisz? - zdziwiła się Wysy. - Królowa tam była.
   - To nie była królowa. - zaczęła wyjaśniać Naberrie. - Był tam Kapitan Panaka. Widział mnie i pokazał mi palcami znak, że wiedzą gdzie iść, czyli ktoś się z nimi kontaktował. Druga sprawa: to nie była królowa. To służka.
   - Wyglądała jak królowa! - stawiała przy swoim Padawanka.
   - Ale to nie była ona. Królowa na Naboo ma do dyspozycji pięć służek. Jedna z nich ma wyglądać prawie jak królowa. Osoba, którą tam widzieliście była służką. Królowa jest gdzie indziej. Tam na placu mnie nie ma, ale jest moja dawna służka - Sabe. Kiedy atakowali, ona się schowała z innymi, bo miały przeczucie, że będą potrzebne. W sensacie też mam służki. Trzy lata temu nie zginęłam w wybuchu, ale zginął mój sobowtór, Corde. Zadaniem takich służek jest poświęcenie życia. Nie jest mi z tym wygodnie, ale tak trzeba. Tym razem nie zginą. To co wam teraz powiedziałam, to ściśle nadworna tajemnica.
   - To by wyjaśniało czemu królowe mają taki makijaż na całą twarz. Kiedy służka Cię zastępuje, trudno odgadnąć kto kim jest, bo nigdy nie widziano całej twarzy królowej bez makijażu. Nie licząc działań wojennych, oczywiście. Nikt nie wie, że widzi prawdziwą twarz królowej. - domyśliła się Ekria.
   - Dokładnie. Jesteś bardzo mądra. - skomplementowała dziewczynę kobieta.
   - Przepraszam. Nie miałam pojęcia. - odezwała się Wysy.
   - Nie wiedziałaś. - przypomniała Amidala.
   - Taa... - mruknęła dziewczyna dopiero później zdając sobie sprawę, że mogło to urazić panią Senator. - Wybacz. - dodała szybko.
   Naberrie kiwnęła głową.
   - Pani, chyba widzę kogoś ze służby. - wtrącił pilot po jakimś czasie.
   - Zniż się. Możliwe, że to właśnie królowa.
___________________________________________
Stwierdzam, że fajnie mi się pisze po północy :D
Dedykacja dla:
Soni <3 
Margaret 
Akiry

NMBZW! 

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 103


                                                  ~~Ahsoka~~

   Kanonierki zmierzały w stronę pałacu królowej gdzie osiedlili się Separatyści. Brutalnie i bez pozwolenia.
   Dla Jedi droidy to był po prostu pikuś, ale jeżeli znajdzie się tam Maul... nie. Ahsoka zdecydowanie nie była jeszcze na to gotowa. Słyszała trochę o Maulu. Mimo że zmierzyła się z Grievousem, który zabił wielu Jedi, to obawiała się dawnego ucznia Sidiousa, choć nie było go przez wiele lat po tym, jak Obi-Wanowi nie udało się go jednak zabić, po śmierci swojego byłego Mistrza - Qui-Gona Jinna.
   - Czy Gunganie pomogą? - zadał pytanie Fives. Po jakimś czasie wahań czy spytać lub nie, wreszcie doszedł do wniosku, że "raz się żyje". W przenośni i dosłownie. Mógł w każdej chwili zginąć i tego pytania by nie zadał, chociaż nawet było logiczne. Przecież ta planeta była również domem rasy, z której pochodził ambasador Binks.
   - Oczywiście. - odparła od razu Tano.
   - Wybacz, Pani, za to głupie pytanie. - powiedział.
   - Nie jest głupie. Nie wiemy w jakim czasie nam pomogą, gdzie się znajdują. Przynajmniej ja. Tylko Obi-Wan i Anakin wie gdzie mogą przebywać. Są jedynymi osobami z zewnątrz.
   Fives uśmiechnął się. Nie było tego widać, ponieważ nosił hełm, ale Ahsoka to wyczuła.
   Co raz lepiej było widać piękny pałac. Każdy władca dobudowywał własną część ich domu, więc wygląd budowli nie zatrzyma się na jednym etapie, chyba, że ktoś go zburzy. Owszem, będzie się dało odbudować, lecz jednak to nie będzie to samo. Pałac ma swoją historię zresztą jak wszystko, więc jeżeli coś zacznie się od nowa, to wszystko co dawne już nie wróci.
   - Myślisz, że mieszkańcy skończyli tak jak ostatnio? - zapytała Atari.
   - Nie mogli ich wszystkich zabić. Może to dziwnie zabrzmi, ale... dziwny zbieg okoliczności. Klony, jak i droidy, na jakiś czas zwariowały. - zauważyła Padawanka Skywalkera.
   - Czy Palpatine jest aż tak szalony? - zastanowiła się głośno Orgeen. - Rozumiem my, ale niewinne osoby?
   - Chce nas jak najszybciej powykańczać. Wykończenie nas jest jednym z mniejszych celów, które uzupełniają ten jego większy. - doszła do wniosku uczennica Wybrańca.
   - Anakin też jest jego częścią. - dodała Dathomirianka.
   - Tak, dość dużą. To jak elipsa podzielona na ćwiartki.
   - Elipsa to jego wielki plan. Dwie ćwiartki na dole to zbiór jego mniejszych planów, a Anakin...
   - To dwie górne. Obejmuje duuuużą część. - dokończyła przyjaciółka, jakby czytały sobie w myślach.
   - Jedynych z tych mniejszych planów... jesteś tam ty. - przypomniała padawanka Bultar.
   - Wiem, ale nic mi nie będzie.
   - Jesteśmy na miejscu, komandorze. - wtrącił Fives.
   - Droidy prowadzą jeńców. - zauważyła wyższa Padawanka.
   - Damy radę. - zapewniła Ahsoka. - Ruszamy! - poleciła.

                                                       ~~Anakin~~

   Jak zwykle wzięto go do czegoś, czego nie lubił - posyłki. Tak, był chłopcem na posyłki niczym posłanka rady.
   Pytanie, które zadawał sobie... jeden... dwa... trzy... cztery... bardzo wiele razy, przez cały czas podróży do miejsca, gdzie znajdowali się Gunganie, było pytaniem "Dlaczego ja?". (A teraz wszyscy! "Truuuudnee sprawyyyyyyyyyy" xD) Nie ukrywał, że wolałby tu nie przychodzić sam, ale z Obi-Wanem, z którym jak na złość jest nie lekko pokłócony, o sprawy, które noszą bardzo krótką nazwę czyli: "Miłość" lub jak ktoś woli dłuższe - "Małżeństwo".
   Dotarł do świętego miejsca. Tuż przed nim znajdował się Boss Lyonie, teraźniejszy przywódca Gungan.
   - Mistrz Skywalker. - powitał Rycerza Jedi.
   - Bossie Lyonie. - odparł z ukłonem. - Przychodzę w imieniu Republiki by prosić Cię o pomoc.
   - Nasza czekać na wasza. Królowa też. - odpowiedział.
   - Królowa kontaktowała się z wami? - zapytał lekko zdziwiony.
   - Ona tu być, a później odejść. Machiny być niedaleko i szukać jej. My być gotowi by stanąć do walki po wasza stronie. - rzekł Gungan.
   - Wyprowadźcie ich w takim razie gdzieś na otwartą przestrzeń. Dajemy wam wolną rękę. Jeżeli chcecie pomocy, załatwimy ją. Żołnierze i Jedi są od tego by pomóc. Ta walka musi być ostatnią w tej wojnie.
   - Nasza rozumieć powagę sytuacji. - powiedział Lyoni. - Nasza również przyjmować i dziękować za wasza pomoc. Przydać się. - przyznał.
   - Także, udanej walki. Niech Moc będzie z Wami. - życzył, po czym się ukłonił i pobiegł w stronę miasta.
   W czasie trasy przyznał, że trzeba było wziąć zwierzę jak ostatnim razem, a nie męczyć się biegnąć, ale już nie da się tego odkręcić. Powrót tam byłoby niepotrzebną głupotą. Po prawie połowie drogi, stwierdzić, że jest się zmęczonym, wrócić i pożyczyć żywy transport, było strasznie idiotyczne i zupełnie pozbawione sensu.
    Gdy tak biegł, w pewnym momencie jego oczy ujrzały kanonierki, ale nie zamierzał ich wołać. Niech lecą tam, gdzie mają lecieć, a on co metr już był bliżej co oznacza, że drugi koniec miasta również jest blisko.
   Stanął na chwilę i chwilę po tym usłyszał wybicie szyby i "krzyk" droida, który rozbił się o klif, ale o dziwo nie wpadł do wody.
   - Oho, Ahsoka wkroczyła. - skomentował całą tę sytuację i pobiegł dalej.

                                                         ~~Maul~

   Zamierzał być cierpliwy i czekać na Obi-Wana, aż sam przyjdzie i to jest nieuniknione. Sith nie miał zamiaru go ścigać, bo to byłoby bez sensu, ale czekać poczeka, bo mu się to bardziej opłaci. Jedi nie zapomniał jeszcze pojedynku sprzed trzynastu lat na tej planecie i jego przeciwnik również. Po raz kolejny i ostatni raz spróbuje wyrównać rachunki i był przekonany, że mu się to uda, bo inaczej dla niego być nie mogło.
   Nagle przed nim stanął Tarkin. Maul gdyby mógł, dawno by go już zabił, bo tak bardzo człowiek działa mu na nerwy. Nie może jednak zlekceważyć Palpatine'a. Tarkin był mu na coś potrzebny, ale dla ucznia, był wręcz bezużyteczny. Ta mała Togrutanka mogłaby zginąć raz dwa, a on zamierzał się z nią bawić nie wiadomo po co i na co.
   - Czego chcesz? - zapytał groźnie.
   - "Twój pałac" zaatakowany, a Ty tu sobie od tak siedzisz? - zdziwił się.
   - To idź go bronić, może w zamian za to sprawią Ci jakąś fajną trumnę i pogrzeb. - odparł.
   - Twoje mówienie o tym o czym myślisz jest... hmm... irytujące. Bo widzisz, nie wiele osób obchodzi co właśnie ty sądzisz. - powiedział Wilhuff nie kryjąc szczerości i chęci ubliżenia wrogowi, a zarazem współpracownikowi.
   - Przeżyłem gorsze rzeczy od Ciebie, więc Twoje słowa odzwierciedlające Twe głupie marzenia mnie nie obchodzą. Wynoś się stąd bo i tak nie masz mi nic inteligentnego do powiedzenia. Żegnam. Niech Moc Cię opuści.
   - Uważaj, żeby Ciebie zaraz nie opuściła. Jesteś ślepy, omylny i łatwowierny osobom, które chcą Cie tylko wykorzystać.
   - To Ty taki jesteś.
   - Nie. Jeżeli Palpatine złapie Anakina, to Ty mu już nie będziesz potrzebny zwłaszcza po tym, jak wiele razy i niechętnie się nad Tobą ulitował.
   - Nie wierzę Ci. Zginiesz z mojej ręki, a jak nie, to przez tą małą. Ja będę patrzeć i się cieszyć.
________________________________________
Mamy 103 rozdział. Doszłam dawno do 100. A o to powód dlaczego zaczęłam pisać:
Odejście Ahsoki.
Szczerze? Nie wiem czemu, nie wiem jak, ale kocham oglądać fragment nawet jeżeli już od samego początku są strumienie łez. Gdy obejrzę cały odcinek - jest źle. Gdy tylko ten fragment - jest nawet ok i chyba daje mi pomysł :) Dlaczego to piszę?
W piątek w godzinach 16-18, blog skończył 2 LATA!
Mówiłam wam o tym odcinku, bo od tego się zaczęło. Szczerze? Na początku myślałam "Za rok skończę". Wtedy dodawałam codziennie, ale wyszło co tydzień. I co jest teraz? Ludzie, nie ma nawet połowy xD Tak, zanudzę was jeszcze trochę :P Ale powiem tak:
W życiu każdego człowieka są wzloty i upadki, prawda? Każdy je przeżywa. Ja całe dwa lata mimo wszystko mogę nazwać "Najlepszym okresem mojego życia, który potrwa jeszcze długo". I tak jest. Spotkałam wspaniałych ludzi i jak na tę chwilę: nie chcę zmieniać takiego życia. :))
Dodałam do playlisty parę utworów c: 
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! ♥

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 102


                                                  ~~Ahsoka~~

  W którą stronę dokładnie leciała? Nie wiedziała. Pod nią znajdowały się pola, łąki, jeziora, rzeki, a niedaleko również wodospady. Był piękny zachód słońca, a zaczynała się bitwa. Okropne starcie a w tle piękna przyroda. Jaki to miało sens? Po co atakować planetę, która jest pełna spokoju i piękna? No tak... spokój. Zadaniem Sidiousa od zawsze było zachwianie pokoju do własnych celów, a wtedy stworzy własny, ale czy dla każdego?
  Już wywołał chaos, jak go przywróci? Teraz Jedi wraz z nowym Kanclerzem robią wszystko by spłacić długi i przerwać wojnę na ich zwycięstwie. Podczas raportu z Naboo, sami dostali raport ze stolicy.
  W ciągu paru dni, wiele rzeczy uległo reformom. Klony przestaną się rodzić - Republika również postanowiła nie mówić wobec klonów "produkcji", mimo że było to prawdą. Jako że byli istotami żywymi, Aang zawsze uważał, że się rodziły i obywatele Republiki przystali na tę propozycje. Do końca trwającego miesiąca mieli to zakończyć. Paru zaufanych senatorów zarwało dwie nocy i dwa dni - z małymi przerwami - by pomóc przejrzeć wszystkie papiery. Udało im się znaleźć wiele rzeczy, które nie były potrzebne, a zostały zakupione nawet podczas panowania Finisa Valorum. Zebrano wszystkie te rzeczy, ich ceny zostały obliczone na teraźniejszą wartość i sprzedano je za pół ceny opłaty. Wydawało się to wręcz bezsensu, ale nie było. Wszystko to, co zostało wystawione - sprzedano. Gdyby oddali za tyle ile miało to kosztować, to musieliby długo czekać na zyski. Tak dostali nawet bardzo dużo.
  W ciągu tych paru godzin powstały licytacje, które zwiększyły kwotę kredytów w skarbcu Republiki. W ten sam dzień, planety również się przyłączyły do podobnych akcji. Nie obracali tylko tymi rzeczami, które posiadali za sprawą Kanclerzy, ale również i te, które po prostu mieli. Ze sto procent zysków, każda zostawiła sobie czterdzieści pięć, a pięćdziesiąt pięć oddała Republice, która zostawiła sobie piętnaście, a czterdzieści przeznaczyli na długi.
  Wszystko to zaczęło się od decyzji Aanga, który sam podjął decyzję nie mówiąc senatowi, ale oświadczył to później. Oczekiwał od wszystkich zażaleń, przekleństw i sprzeciwów, których nie było. Każdy zaakceptował jego poczynania, bo przewidzieli, że tylko wyjdzie im na dobre i każdy miał rację.
  Podczas tych całych akcji szacunek odzyskali również Jedi. Wraz z Kanclerzem omawiali prawa. Niektóre wyrzucano, inne zaś zostawiano, a następne dodawano. Oczywiście nie zamierzali zostawić tej korekty od tak sobie. Na kolejnym posiedzeniu rady dali wszystkim obywatelom wybór. Mogli coś pozmieniać. Jeżeli ktoś coś wymyślił, od razu wchodziło na ankietę i każde miało wiele głosów. Wszystko to, znalazło się w prawie, niektóre dodano do starych.
  Ustanowiono również wspólnotę między obrońcami Republiki, a rządem. Jedi musieli przystawali na decyzje Palpatina, ale nie zawsze się z nimi zgadzali. Twierdzili, że nie ma sensu się sprzeczać z osobą, która tak naprawdę była Sithem, ale to nie oznaczało, że przestali być tym, kim byli wcześniej. Zawsze bronili Republiki, choć w Wojnach Klonów nie tak, jak powinni. W każdym razie, brali teraz udział w całej tej zmianie na lepsze, dlatego przy każdym innym Kanclerzu, jeżeli nie będą zgadzać się z jego poczynaniami, mogą się mu sprzeciwić, a wtedy obywatele będą mogli wybrać odpowiednią dla nich decyzję. Oczywiście nie będzie to obowiązywało byle błahostek.
  Podsumowując to kilkudniowe zajście, wiele osób widziało Republikę jako biedną, wręcz bez kredytów, bo większością spłacali długi. Pomiędzy tym co posiadali, a tym co mieli oddać: była duża różnica, ale to dopiero początek. Wszystko wróci do lepszego porządku.
  Ahsoka miała w to wkład. Jej obowiązkiem było pomóc by wygrać tę bitwę i ostatecznie zakończyć Wojny Klonów. Obiecała to.
  Nie do końca sama, nie do końca o tym wiedziała, ale obiecała.
  Nie każdy ją znał w Republice. Kogo obchodziła dziewczyna, która cały czas chodziła z Bohaterami Republiki. Ona również nie znała większości, ale robiła to dla nich.
  Dla Jedi.
  Dla siebie.
  Dla rodziny, którą tworzyły najbliższe jej osoby.
  Dla pokoju.

                                               ~~Asajj Ventress~~

  Statek wyszedł znad przestrzeni. Przed nimi pojawiła się planeta, która była przepełniona małymi światełkami. Noc. W nocy ta planeta była piękna, ale na pewno nie cicha. Praktycznie nigdy nie spała zawsze na niebie latały różne środki transportu, nawet gdyby senat się palił, nawet po tak dużej zmianie Republiki w ciągu tych dwóch dni. Było tu wiele osób, którym nie zależało i nie przejmowało się Wojną, ani nic związanym z Separatystami oraz rządem, którego stolicą jest planeta, na której przebywali. Woleli się nie mieszać, ale nie mogli być pewni swojego bezpieczeństwa na tym świecie. Skoro Separańcy zaatakowali już Coruscant, to inni też by potrafili. Nie sądzili, że ta planeta już jest dobrym schronieniem. Nie zważano na to czy znajdowały się tu osoby nie mające nic wspólnego z tym wszystkim.
  Wylądowali na platformie, która wychodziła z hangaru Świątyni Jedi.
  Kobieta wstała i wyciągnęła nadgarstki by Jedi mógł ją skuć. (Na czas podróży uwolnił ją od kajdanek gdy spała.) Był trochę zdziwiony. Sama się mu poddała, sama chciała być uwięziona. Nie wyrywała się, nie próbowała go zabić. Była kiedyś uczennicą Dooku, a mimo to nie chciała nikomu zrobić krzywdy.
  Czy naprawdę tak bardzo się zmieniła?
  Gdy wychodzili ze statku, w ich stronę podążali Mace Windu, Shaak Ti, Kit Fisto oraz strażnicy.
  Nie wiedziała co powiedzieć, więc w ogóle się nie odzywała. Była przekonana, że wygada się podczas przesłuchania, co raczej jest nieuniknione. O co będą pytać?, zastanawiała się. Co zrobią kiedy nie będę znać odpowiedzi?
  Czuła się kompletnie zagubiona, co było prawdą. Nie umiała się w ogóle odnaleźć w tym wszystkim. To jej wina. Czemu dała się tak głupio zaskoczyć?
  - Zabierzcie ją. - poleciła Togrutanka strażnikom. - Zaraz ją przesłuchamy. - dodała, po czym zaraz się zdziwiła, ponieważ Dathomirianka uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
  Gdy oskarżona odeszła, Shaak Ti pozwoliła zapytać:
  - Co się jej dokładnie stało?
  - Właściwie nie wiem. Nie stwarza w ogóle problemów. Wręcz przeciwnie. Jeżeli ją przesłuchacie, dowiecie się przez co to może być. - odpowiedział Jedi. - Powiedziałbym wam, ale nie chcę nic przekręcić. Wolę, żebyście usłyszeli wprost od niej. Będziecie mogli lepiej zrozumieć tę sytuację.
  W tym samym czasie, Ventress została doprowadzona do pomieszczenia, gdzie oczekiwano na proces. Ahsoka opowiedziała jej o tym miejscu w chwili kiedy dołączyła do byłej uczennicy Dooku. Później nigdy więcej nie mówiły o przeszłości, Jedi; Republice; Separatystach, choć kobieta widziała, że Ahsoka myśli o przeszłości.
  Ile będę musiała czekać, aż przyjdą?, zastanawiała się.
  Nie wyczuwała wszystkich członków Rady, więc nie miała pojęcia jak to wszystko się odbędzie.
  Tak czy siak i tak zginę za dawne czyny, zawyrokowała sama sobie bez pomocy członków Rady Jedi.
__________________________________________
Na rozdział w ogóle nie miałam pomysłu, ale pierwszy wątek mnie tak wciągnął, że pisałam i pisałam.
Przed chwilą skończyłam pisać 107 rozdział. Nawet nie wiecie jaka jestem zmęczona i potrzebuję odpoczynku ;-; Ale wytrzymam te 3 razy. Trzymajcie za mnie kciuki :P
Dedyk dla:
Soni <3
Martyny :*
Margaret
Akiry

NMBZW!