niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 81


                                                                    ~~Ahsoka~~

 Umieranie było rzeczą naturalną, ale zazwyczaj każda osoba odczuwała opuszczenie nieżyjącego po informacji o tym wydarzeniu. W przypadku Jedi było to bolesne podczas tego procesu. Nic nie ukryje się przed osobą wrażliwą na Moc. Czuje śmierć drugiej, z którą się przyjaźnił, spędził dzieciństwo, mógł polegać na nim, był byłym Padawanem lub Mistrzem. Pękająca więź przyjaciela jest do zniesienia, ale zrywająca się "lina" łącząca Mentora i Ucznia - była niezwykle bolesna dla duszy. Osoba, która przekazała Ci tak dużo wiedzy, poświęcała czas by nauczyć czegoś ważnego oraz pożytecznego, opiekował się Tobą; Padawan... wysłuchał i cenił, że to co mu właśnie przekazywano jest potrzebne, odwdzięczał się za każdy trening i naukę, martwił się o nauczyciela, co także było wynagrodzeniem. Taka więź łączyła Plo i Ahsokę. Nie byli Mistrzem i Padawanem, ale Koon towarzyszył jej odkąd tylko była w Świątyni, pomagał jej, był oparciem, przyjacielem, a także miał być jej przyszłym Mistrzem. Zastąpiono go. Rozumiał. Dla niego Anakin był dla niej dobrym nauczycielem. Rozumieli się, byli tacy sami... niczym rodzeństwo. Lecz nikt nikogo miejsca nie zajął. Choć Ahsoka ma komu ufać, to Atari oraz Barriss są najlepszymi przyjaciółkami i nikt ich nie zastąpi, ani jedna drugiej. Obie były na równi. Skywalker... osoba nie zwykła pod wieloma względami. Był uznawany za Wybrańca i zbytnio nie ufał osobom, ale jej tak. Kolejny był Obi-Wan. Drugi brat, między którym przyjdzie jej wybierać. Zdecydowanie nie pasował jej ten spór. Jedyną jej deską ratunku był Plo Koon, który zaginął, a Moc w nim malała. Czuła to.
 Ile już siedziała w pokoju? Nie liczyła. Zatracając się w psychicznym bólu przyszłej straty straciła rachubę czasu. Atari chciała jej towarzyszyć, ale dziewczyna odmówiła jej bez uczuciowym głosem wpatrując się w szarą ścianę. Nie chciała by dziewczyna zakrzątała sobie nią głowę nawet jeżeli były przyjaciółkami. Miała wrażenie, że nie ma już sensu ryzykować dla niej życia. Między innymi dla jej osoby zrobił to Kel Dorianin. Czuła się jak osoba, której nikt nie chciał pomagać, a ten kto zrobi inaczej - po prostu zginie. Tak było po prostu od zawsze. Kiedy jako mała dziewczynka straciła wiarę, że ktoś jej pomoże i zaczęła się do tego przyzwyczajać, zjawił się on. Zabrał ją do Świątyni i napełnił wielką nadzieją, a tu nagle ona prysła. Za każdym razem kiedy było z nim coś nie dobrze, chodziła smutna, zmartwiona, a teraz nie ma wszystkiego. Z jakiegoś powodu wierzyła, że gdzieś tam jest, Że może żyć, ale sądziła - aż wstyd było jej to przyznać -, że nie ma żadnego ratunku. Nie wiadomo gdzie zleciał, a każdy trafiony przez klona Jedi - umierał.
 Zmęczoną już samą sobą przestraszył cichy dźwięk, który pojawił się na wskutek naciśnięcia guzika, znajdującego się po drugiej stronie drzwi. Niewątpliwie ktoś chciał z nią porozmawiać, czego ona na razie nie potrzebowała. Nawet nie próbowała sprawdzić kto się do niej dobija. Była tak pozbawiona sił tym wszystkim, że odechciewało się jej wszystkiego, lecz tamta osoba jej nie pozwalała. Sama weszła do pokoju. Był to wysoki Mistrz Jedi zwany potocznie Anakin Skywalker, Bohater Republiki oraz Wybraniec, który ma przywrócić równowagę Mocy w galaktyce.
-Ahsoka, ja wiem co się stało.-oświadczył po wejściu.
-I?-spytała. Była zdziwiona swoim głosem oraz tym, że w ogóle zdołała coś z siebie wydusić.
-Wiem, jak to jest.-odpowiedział
-Znaleźli choć... jego ciało?
-Nie. Szukają go. Myślę, że jeszcze żyje.
-Nie wyczuwam go!-Na to mężczyzna już nie odezwał się choć jednym słowem.

                                                           ~~Plo Koon~~


 Umieranie w taki sposób było dla niego śmieszne, ale tego nie okazywał. Sam przecież czuł, że umierał. Zginie w idiotycznej dla niego śmierci, acz ciekawej. Został trafiony przez klona pilota, a druga rzecz to to, że został pokonany przez żołnierza. Nawet nie umie pojąć co skłoniło Żołnierza do takiego czynu. Była to zdrada, w której Kel Dorianin musiał ucierpieć, leżąc nie wygodnie we wraku myśliwca, co tylko sprawiało gorszy ból w wielu miejscach. Trochę myślał nad tym, czy maska jest dobrze uszczelniona. Nie potrzebował tlenu, a raczej musiał go unikać. Na wszystkich światach prócz jego własnej ojczyzny musiał mieć założoną maskę.
 Cały czas przed jego oczyma widniał obraz uśmiechniętej, szczęśliwej Małej Soki mająca już siedemnaście lat. Tyle Jedi sprowadził do Świątyni i się z nimi zaprzyjaźnił, lecz tak na prawdę tylko z nią tak bardzo się zaprzyjaźnił. Nie umiał wytłumaczyć jaki wpływ na niego miała ta dziewczynka. Nie chciał jej zostawiać, bo dzięki Mocy był świadomy, że ona go potrzebuje. Opuszczenie jej nie było dla niego łatwe. Wręcz przeciwnie. Doznawał małego uczucia smutku, opuszczenia, nie zrozumienia... a to wszystko płynęło od jednej osoby. Ahsoki Tano. Zastanawiał się czy ona go czuje. Sam był bezsilny jakby ubywało z niego życie. Było to tak smutne doznanie. Myślenie o młodej przyjaciółce, która jest słabsza psychicznie pod względem straty bliskiej osoby, okazywało się najgorszymi katuszami jakie sobie kiedykolwiek sobie wyobrażał.
 Myślałby tak zapewne jeszcze przez długi czas, ale nawet nie wiedział co sprowadziło ciemność przed jego oczyma. Jedynymi, bardzo słabymi doznaniami przed mroczną nicością, było mrowienie w Mocy i cichutkie głosiki, których nawet zwykła istota kosmosu nie zdołała by ich usłyszeć.

                                                          ~~Palpatine~~

 Jak wszystkie jego "wspaniale niecne" plany szły tak, jak sobie to od kilku dni zaplanował, doskonale. Był dumny z siebie, ale ostatecznym zwycięstwem dla niego będzie przekabacenie Skywalkera na swoją stronę czego z resztą nie mógł się doczekać od wielu lat. Próbował raz, ale nie udało mu się. Do trzech razy sztuka, a zostały mu dwie. Obiecał sobie, że tym razem na pewno się uda. Zabije tych co staną mu na przeszkodzie. Nie uważał, że jego przyszły uczeń jest aż tak szalenie zakochany w Amidali by nie mógł bez niej żyć. Po za tym wystarczy pozbyć się jej i Tano, a Obi-Wan z tego co mu wiadomo wypadł z gry. Nadal miał swoich szpiegów, a jeden z nich był klonem. Jakież one są naiwne!- myślał często, zwłaszcza po tej akcji. Tak łatwo było mu przekonać Żołnierza, gadając mu bzdury za pomocą Mocy. Najcudowniejsze we wszystkim było to, że Kenobi był również słaby i naiwny. Nic nigdy nie podejrzewa i jest za bardzo ufny. Nigdy nie wyczuje czy ktoś go zdradził czy nie. Nie ma pojęcia czy ktoś widzi i słyszy do czego się przyznaje jego "przyjaciel". Jedynie jego osłabi przejście Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy.
 Tym razem osobiście postanowił się pofatygować dla Republiki i lecieć z Separatystami na miejsce ofensywy na daną planetę. Nie miał już po co się ukrywać skoro każdy wiedział kto kim na prawdę jest. Uciekł by ukryć się przed Republiką tylko dla zorganizowania dobrego planu. Dla niego miał ogromny sens, zwłaszcza gdy pomagał mu Tarkin. Admirał był na pierwszym miejscu ze wszystkich, którzy mu pomagali. W nim raczej widział przyszłą, dobrą współpracę przeciwko Republice, czyli coś czego nie robił względem innych. Reszty się pozbywał, więc Wilhuff mógł czuć się wyróżniony pod tym względem. Lecz jednak mężczyzna czuł niepokój. Wiedział, że Palpatine chciał mieć Anakina jako ucznia, a uczeń mógłby mu zagrozić. Pamiętał jak na Mortis wywyższał się co do przyjaźni z byłym Kanclerzem. Ten pierwszy wiedział o tajemnicy tego wpływowego człowieka, a drugi miał się dopiero z nią lepiej zapoznać. Wybraniec zdecydowanie jest ważniejszy dla Sitha z powodu wrażliwości na Moc, ale Tarkin nie miał zamiaru popchnąć się w cień. Też musiał być ważny i zamierzał się wybić w miarę lepiej na jego przypadek jako bycie wojskowym.
 Admirał podszedł do Dartha Sidiousa. Najpierw na widzieli niebieskie tło rozczepiające się z czarnymi paseczkami, a następnie planeta zwana Naboo. Tuż przed nimi znajdowały się statki Federacji. Już za chwile zaczną inwazję, wybijając na samym początku Gunganów, którzy są armią świata przepełnionego wodospadami; gęstymi lasami; bagnami, a przede wszystkim - spokojem.
__________________________________________
WAŻNE!!!
Miałam strasznie zakręcony i zapracowany tydzień, a musiałam pisać 3 ff. Jeden mam skończony, zostało o-s na Święta i nn. Zróbmy tak, do Świąt zostało tylko dwa tygodnie. Jak na razie, mam zapowiedziane tylko dwa sprawdziany, ale będą łatwe według mnie. Nie umiem się skupić na dwóch rzeczach zbytnio, więc umówmy się, że nie dodam nn aż do Świąt i w dniach od 21 Grudnia do 23 grudnia, powitam was one-shotem na święta. Od razu chcę uprzedzić, nie będzie on tematyczny, ale będzie najdłuższy i będzie poświęcony na tą chwilę. Nie mam do tej pory pomysłu na tematyczny, ale rozwija mi się pomysł na tamten. Zrozumcie mnie, umówmy się tak.
Dedykuję ten rozdział, mojej najlepszej przyjaciółce PATATAJOWI <3

NMBZW!

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 80


                                                                        ~~Atari~~

 Nie jest łatwo chodzić po Świątyni Jedi kiedy ma się tu jakiś przeciwników zwłaszcza takich, którzy mają do Ciebie jakiś problem od wielu lat i teraz ma większe powody, bo ofiara ma przyjaciółkę, która spowodowała zamach na Świątynię Jedi. Niewątpliwie ona wraz z Ahsoką taką miała. Wredną rasistkę, która była o wszystko zazdrosna i nie zbyt dobrze sobie radziła. Nie mając też na kogo, zwaliła na nie swoją zniszczoną przyjaźń. Zawsze ktoś kogo nie lubiła dostawał w kość. Zawsze jej coś nie pasowało. Niestety nie umiała tego dobrze maskować. Kiedy Atari zjawiła się po raz pierwszy w Świątyni, Chazer do niej podbiegł i był nią oczarowany. Zazdrość w oczach małej blondynki. Sama sobie nawet żaliła w nocy co dokładnie zazdrości rówieśniczce. Ona miała grube; piękne; brązowe włosy, zaś Deturi piaskowe; cienkie; za piersi włosy. Obie niewątpliwe były ładne i każdy mógł to przyznać, ale Motessa zainteresowała tylko jedna z nich - Atari. Jego uczucie do niej było wyraźnie silne, ale tylko dla niego. Nikt prócz niego tak dokładnie nie wiedział co czuł do Ati od najmłodszych lat. Nawet Wido Niro, będąc jego najlepszym przyjacielem nigdy się nie dowiedział. Po prostu było wiadomo, że takie rzeczy najlepiej zachować dla siebie.
-Uważaj jak łazisz!-Głos Killary, miał w sobie wiele pretensji.
-To poproś o dobudowanie specjalnych korytarzy wyłącznie dla Ciebie.-odpowiedziała Orgeen.
-Blade larwy nie będą mi rozkazywać.
-Jak taka rasistka może być Jedi?
-Jak Wiedźma z Dathomiry może być Jedi? To jest pytanie. Zapewne rozsadzisz całą Świątynię. Jest się czego obawiać.
-Przeginasz!
-To odejdź i zabierz ze sobą dwa opętańce.
-Zabije Cię!-Dathomirianka miała już się rzucić dziewczynie do gardła, ale dwie ręce przytrzymały ją od tyłu.
-Ati!-krzyknął Chazer.-Co jej znów zrobiłaś?-spytał wnerwiony Killary.
-Ona jak zwykle ma jakieś pretensje. Mówi i jak jej ktoś dokopie to wnerw.-wytłumaczyła jego była przyjaciółka.
-Ja?!-krzyknęła rozgoryczona kuzynka Amidali.- Posłuchaj mnie uważnie! Następnym razem tego gorzko pożałujesz!-Dla potwierdzenia jej złote tęczówki zrobiły się mroczniejsze.-Zrobię Ci straszną krzywdę! I nikt nie będzie miał prawa mnie powstrzymać! Będę mieć głęboko gdzieś, co będziesz wtedy odczuwała, strasznie Cię zaboli!
 Chazer Motess przyjaźnił się z Orgeen od samego początku, a Det to wyraźnie przeszkadzało, więc chciała się pozbyć rywalki jak najszybciej, lecz nie udało jej się tracąc tym samym przyjaciela. Chłopak widział, że nadal chcę ją zniszczyć by go odzyskać nie mając pojęcia, że jego to bardziej odpycha. Był za Atari, ale nie chciałby zobaczyć tego co przed chwilą obiecała. Owszem, Deturi zachowywała się chamsko, źle i niestosownie będąc Jedi. Skojarzyło mu się, jak kiedyś Ati zadała pytanie  Killarze o jej ojca, ale nie pamiętał odpowiedzi. Podejrzewał, że będzie mieć to wszystko z nim wspólnego. Była wredną rasistką.
-Pff...-odpowiedziała tylko krzyżują ręce na piersi. Dathomirianka zmrużyła oczy, wyrwała się z ucisku przyjaciela, po czym poszła w inną stronę.

                                                                  ~~Cato Neimoidia~~

 Zejście z tak bardzo stromego klifu nie jest łatwym zajęciem. Żołnierze klony wiedzieli, że nie zdołają sami temu podołać za pomocą specjalnych lin. Miasta były położone na wielkich mostach uważanych za cud architektury. Walki odbywające się w powietrzu, sprowadzały myśliwce do doliny, która była z resztą strasznie nisko. Nikt prócz Wolffe nie wiedział, że podejmą się ważnego zadania czyli szukania Generała. Właściwie nikt prócz niego i kilku klonów nie widział co się stało z ich Generałem, lecz jeżeli przyjdzie im podołać temu zadaniu zrobią to natychmiastowo i bez szemrania wstaną i ruszą, ale na razie musieli zwalczyć wojsko Konfederacji. Po przez budynki miast w jednej sekundzie przelatywało kilkaset pocisków ze strony automatów Separatystów i Żołnierzy z Kamino. Neimoidianie ukryli się zapewne w skarbcach, które były gdzieś w górach dlatego byli bezpieczni i nic im nie mogło się stać. Właściwie byli egoistami. Martwili się o to, co było ich. Teraz kiedy rządy Palpatina upadły prawdopodobnie będą mogli odzyskać tą planetę, bez większych buntów. Aktualnie ten jest drugim najdłuższym, plus żołnierze muszą zmierzyć się z tym sami, bez generała, który zaginął. Na ich "szczęście" nie musieli czekać długo na pomoc innych Jedi. Przybyli do paru godzin od wezwania ich do pomocy. Jedna część będzie walczyła dalej, a druga znajdzie Plo Koona. Nie był zwykłym Mistrzem Jedi. Był bardzo mądry; cierpliwy; spokojny; nigdy nie krzyczał, lecz głośno wydawał polecenia; jednym z najpotężniejszych Jedi, choć nie wielu wiedziało z po za Świątyni. Był ceniony przez Klony, nie mogli pozwolić by ich Generał zaginął, a oni nic nie zrobili. Wolffe raczej by się najbardziej obwiniał. To on po bitwie jako Komandor zazwyczaj z Koonem rozmawiali o stratach.
 Gdy natarcie powstańców trochę ustało, Wolffe wraz z Padawanką Ire Etake i małym odziałem wyruszyli na poszukiwania Koona. Nie było to łatwe. Kanonierka musiała lecieć ostrożnie, by nie została zestrzelona. Pilot, który widział upadek Generał, przeżył i jego szwadron został wymieniony z nowym. Poszedł wraz z nimi odszukać dowódcy. Miał odczucie, że jako numer drugi w swoim szwadronie był obarczony tym "wypadkiem".
 W powietrzu unosiła się gęsta mgła, ale dzięki hełmom klonom było łatwiej oddychać. Niestety Ire nie. Była ona ludzką dziewczyną z brązowo-zielonymi oczami. Wyglądały niczym drzewa zamknięte w źrenicach, a jej oczy miały niesamowity kształt. Włosy od czubka głowy były czarne, a od dziesięciu centymetrów rozjaśniały się do blondu. Padawanka podsiała je w miarę długie. Według Komandora była nawet ładna, ale także poważna. Bardzo uważnie skupiała się na zadaniu, które je powierzono. Nie była zbyt rozmowna. Zdecydowanie to ją bardzo odróżniało od Tano. Jak żałował, że jej nie ma z nimi! Porozmawiałaby, wymieniłaby się obawami... bardzo dawno jej nie widział. Nie wiedział nawet gdzie jest, ale miał przeczucie, że wie co się mniej więcej stało z jej przyjacielem. Zaufanie, które za każdym razem żołnierz dostrzegał w jej wzroku było niesamowite. Oboje mogliby za drugiego życie poświęcić by ten był żywy. Problem w tym, że ona po jego śmierci nie odnalazła się zbytnio, a on znosiłby to o wiele gorzej niż po jej odejściu. Do tej pory klon-dowódca pamiętał jego jego lekkie zawieszenie pokazujące, jak cierpi będąc opuszczony przez dziewczynę, ale nie wiedział dokładnie dlaczego taki był. Owszem, z tego powodu co podejrzewał, ale też tego, że wrzuciła go do jednego worka z tymi, którzy byli przeciwko niej. Próbował ją znaleźć, ale zdecydowanie nie pokazywał swoich uczuć, jak to zrobił Skywalker podczas jej poszukiwania. Widok jej z Ventress nie był dla niego wesoły, tylko wręcz przeciwnie. Jego wieczny spokój ogarnął strach, przed obawą zejścia nastolatki na Ciemną Stronę Mocy. Była uczennica Hrabiego Dooku, była niebezpieczną pomocą dla dziewczyny. Była na wszystko zła, a najbardziej na zdradzieckiego mentora.
-Uważajcie!-poleciła żołnierzom Padawanka. Mieli zaraz zejść ze stromej górki, ale wydawało się to nie realne. Zejście było samobójstwem.-Nie ruszajcie się. Trzeba wezwać kanonierkę. Inaczej nie zejdziemy.-Jej głos nie brzmiał na poważny, ale był. Miała typowo dziewczęcy głos jak na swój wiek, ale zdecydowanie mieszał się z głosem dziesięciolatki.
 Nie musieli długo czekać na kanonierkę. Nie oberwało im się od Separatystów, a było to widać przez zero rys. Skoro wtedy Konfederacja ich nie zauważyła, to teraz tym bardziej powinni ich nie zauważyć. Mieli nadzieję, że tak będzie, ale pewności zero. Te uczucia było dokładnie widać w ich oczach, które odbijały małe cząstki góry przebijające się przez mgłę. Padawance nadal było ciężko oddychać w tym klimacie o tak wczesnej porze. Żałowała, że nie może mieć takiego hełmu, ale pokazywała swoją odwagę. Wiedziała, że te klony były przyzwyczajone do Ahsoki Tano - wiernej Padawance Wybrańca. Z tego co słyszała, Togrutanka wraz ze swoim mentorem była bardzo wyrozumiała i nigdy nie powiedzieli złego słowa do i o żołnierzach. Zawsze traktowali ich jak równych sobie. Dla nich nie byli TYLKO istotami, które tylko walczą, jak z resztą dla każdego Jedi, ale dla nich byli istotami najbardziej szanowani. Śmierć jednego z nich, była wielką porażką, a zwłaszcza podczas tych większych masakr. Skywalker będąc Wybrańcem Mocy i Tano, jako jego uczennica nie uznawali się za idealnych Jedi. Wręcz przeciwnie. Z resztą, choćby każdy chciał głębiej o tym pomyśleć i tak nie zdołałby dojść do realnej prawdy, jaka była bardzo ukryta przed resztą galaktyki.
-Pani Komandor, widać tam dym.-oznajmiło pilot do Etake.
-Czuję malejącą Moc... to Mistrz Koon!-oznajmiła. Spotkała Koruna wiele razy z czego większość była stawanie przed Radą. Każdy zapamiętywał specyficzną acz zarazem taki sam rodzaj Mocy przepływający przed danego Mistrza Jedi. Nie umiałaby go nie poznać. Dokładnie pamiętała, jak doskonale dało się wyczuć jego poszukiwanie potencjału w Padawanie lub w Adepcie. Cenił każdego i próbował dowiedzieć się jak Jedi odnajdzie się w ćwiczeniach, do których każda istota wrażliwa na Moc była uczona. Mimo że Mistrz tracił siły, nadal doskonale można było wyczuć tę cechę.
_____________________________________________
Proszę państwa, za niedługo grudzień! ^-^ Kto się cieszy?
Dedyk dla:
Wiki
Przemka
Igi

NMBZW!     

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 79


                                                                     ~~Barriss~~

 Trzy godziny nie zapewniły jej odpoczynku za te wszystkie nie przespane noce, w których wiecznie pokazywała na co ją stać i niszczyła droidy, ale zapewniała jej na chwilę obecną. Zamknęła swoją kajutę tak, by nikt nie mógł wejść i miała długą chwilę prywatności. Mimo że kąpała się przed snem, to postanowiła ponownie się odświeżyć, ale tym razem dokładniej i bardziej relaksująco. Wychodząc z odświeżacza miała na sobie tylko miękki ręcznik jej włosy były mokre i spryskane jedynie odżywką, która zapobiegała przesuszeniu się organów Miralian. Z kieszeni swojego stroju wyciągnęła miniaturową figurkę, przy której zawsze medytowali Mirialanie mający specyficzne pojęcie o Mocy. Dziewczyna postawiła ją na małym podeście i zrzuciła z siebie ręcznik. Lubiła medytować nago.(To nie jest mój wymysł, lecz prawda :) ) Usiadła i skrzyżowała nogi po czym zaczęła się unosić. Nikt nie miał prawa jej przerwać i nie mógł z powodu blokady drzwi, dlatego spokojnie, jakby była w swoim pokoju w Świątyni rozluźniła się i wyciszyła. Czuła Moc, która dawała Jedi wiele możliwości. Bardzo dawno nie medytowała z powodu bitwy, dlatego czuła się, jakby robiła to po kilku latach, a nie od niespełna dwóch tygodni. Czuła wreszcie spokój i przyjaźń jej bliskich osób. Mogła śmiało zobaczyć przez Moc, co ją trapiło, a nie wiedziała i nie dawała rady się nad tym skupić w boju.
 Czuła jak Moc powoli ją otula i daje jej większe bezpieczeństwo. Miała czas pomyśleć w Mocy o wielu sprawach, których nawet nie znała, a tliły się głęboko w niej. Wiedza, że nic nie grozi jej bliskim przyjaciołom bardzo ją rozluźniła. Choć kosmos był zimny, wewnętrzny spokój ogrzewał ją. Była na prawdę spokojna, a w ciągu dnia, mimo że się taka wydawała - nie. Ile jeszcze osób nic o niej nie wiedziała. Wszystko to kryła pod udawaną, szczerą ciekawością. Normalny żywy osobnik nigdy by na to nie wpadł, a Jedi - zwłaszcza teraz - nie ciągnęło ich by ją poznać, a ona także nie czułą, by było to konieczne. Wspaniałe osoby, miała tuż przy sobie.

                                                             ~~Ahsoka~~

 Jeszcze tego samego dnia pod wieczór  Rada ponownie zebrała się w Sali Narad Wojennych. Nadeszło połączenie z Cato Neimoidia. Pojawiła się mało oczekiwana osoba. Wolffe - Komandor 104 Batalionu, który prawie zawsze towarzyszył Plo Koonowi, nie był w towarzystwie swojego Generała. Był zupełnie sam. Jego twarz była bez wyrazowa, ale Jedi śmiało rozszyfrowali, że bardzo trudno powstrzymywał ujawnienia swojego zakłopotania, troski i bezradności.
-Coś się stało?-spytała Shaak Ti. Skywalker wrócił do Apartamentu Padme wraz z Radą stwierdzając, że nie ma czego tu szukać i lepiej by pomógł żonie. Padawankę oraz jego przyszywaną szwagierkę zostawił pod opieką Mistrzyni tej samej rasy co jego uczennica. Dziwnie to trochę się odbyło, a dziewczyna nie miała wątpliwości, że będzie tak jeszcze przez wiele lat. W każdym razie było dobrze i raczej lepiej może być tylko wtedy, kiedy nastanie całkowity pokój i skończą się Wojny Klonów, które do tego zmierzają.
-Kilka pilotów zestrzeliło myśliwiec Generała Koona. Żołnierze zostali zatrzymani i będę poddani odpowiedniemu procesowi. Nie jesteśmy pewni co do Mistrza Jedi. Nie wiadomo gdzie spadł, ale zamierzamy go jak najszybciej szukać.-odpowiedział.
-Na pewno jakiś Jedi i jego oddziały wracają tą drogą lub są nie daleko. Wyślemy wam jak najszybciej pomoc by go znaleźć. Jaka sytuacja wojenna?
-Są jeszcze walki, ale myślę, że z pomocą szybko wykończymy droidy i będziemy mogli pośpiesznie poszukać Generała Plo.-stwierdził Komandor.
-Oczywiście. Niech Moc będzie z Wami.-życzyła im Ti.
-Wzajemnie Pani Generał.-życzył jej tego samego, po czym ukłonił się i znikł.
 Tano cofnęła się dalej w cień. Jej usta były lekko otwarte, oddychanie przysparzało jej wiele trudu w tamtej chwili. Nie mogła się pogodzić z tym co usłyszała. W głowie pojawiła się prawie pustka. Cały czas próbowała sobie wyobrazić życie bez Mistrza Plo, ale nie umiała. Sama nie pamięta zbyt wiele z dzieciństwa na Shili. Była mała oraz nie chciała ich pamiętać. Życie bez Mistrza Plo nie miało żadnego sensu. Wiedziała, że może tak się stać, ale dopiero teraz pojęła, że to jest o wiele gorsze niż była w stanie sobie wcześniej wyobrazić. Według samej siebie nie była jeszcze na tyle dojrzała, by Koon mógł ją teraz zostawić na lodzie nie żegnają się z nią. Pamięć dźwięku jego głosu oraz obrazy wspomnień nic nie stawało jej przed oczami. Nie było żadnej retrospekcji i wprawdzie to ją najbardziej zabolało. Zapomniała ważne rzeczy, które były związane z Kel Dorianinem. Było to zapewne chwilowe, a dla niej trwało całą wieczność.
-Ahsoko...-rzekła do niej zaniepokojona Mistrzyni tej samej rasy.
-Tylko nie Mistrz Plo.-odpowiedziała kręcąc głową w prawo i lewo. Jej głos miał mieszaninę błagania; niedowierzania; a nawet jakby miała komuś zabronić zabicia jej niedoszłego Mistrza.
-Soka, znajdziemy go.-Atari sama nie wiedziała czy to jest pewne. Z resztą trudno było jej wypowiedzieć te słowa.
-Dlaczego? Większość jest cała, a tu nagle Mistrz Plo... nie wiadomo gdzie jest... czuję go. Czuję jak słabnie. Żyje, ale słabnie.-poinformowała je dziewczyna.
-Znajdzie się. Wiesz, że nie pozwolimy mu umrzeć.-zapewniła ją togrutańska Mistrzyni.
-Wiem.-odpowiedziała.
-Atari, zabierz ją do siebie i opiekuj się nią przez całą noc. Ja poinformuje resztę. Niech odpocznie.-poleciła Dathomiriance Shaak Ti.
-Oczywiście Mistrzyni.-zgodziła się dziewczyna i biorąc przyjaciółkę pomocniczo pod ramię i wyprowadziła Togrutankę.-Soka spokojnie.-poprosiła dziewczynę kładąc dłonie na jej ramionach, gdy wyszły.-Obie czujemy, że żyje, a zwłaszcza Ty.
-Tak, ale czuję jego ból. To nie byle co. On na prawdę cierpi, aż wreszcie umrze. Muszę tam lecieć.
-Nie pozwolą Ci. Wiesz, że go znajdę.
-Ja nie będę tu spokojna.
-A tam tym bardziej. Ty będziesz chciała dalej szukać bez tchu, a inni będą mieli dość. Każdy postój lub błędne miejsce, gdzie go nie ma sprawi, że będziesz bardziej się martwić. Nie możesz się bać. Musisz wierzyć. Wiem, że ostatnie tygodnie były na prawdę trudne, ale mimo tego wszystkiego musimy się odnaleźć w sytuacji bez niepotrzebnych emocji. Jesteśmy Jedi. Wiem, że trudno się tego wyzbyć od razu, ale ja już zaczęłam i z dnia na dzień jest co raz lepiej. Skoro mi to pomogło, to Tobie też. Jesteśmy prawie takie same.
-Masz racje.

                                                            ~~Anakin~~

 -Padme, spokojnie. Da się to wszystko rozwiązać. Wszystko wróci do normy.-zapewnił Amidalę mąż. Mimo że wiadomość o kontakcie z rodzicami żony nie były miłe, nadal miał dobry humor nie spodziewając się, jakiegokolwiek powiadomienia o tym, że czyjeś życie z członków Zakonu Jedi jest zagrożone.
-Martwię się cały czas...-spróbowała wyjaśnić, ale nie umiała dobrać słów.
-Nie powinnaś. Dziś mają być wybory. Po za tym wojna się kończy. Urodzisz dziecko na Naboo tak, jak chciałaś.
-Co z zachowaniem klonów?
-Kamino jeszcze dziś ma przysłać raport i zacznie się sąd dla Ventress. Wiemy, że na pewno na Kasyyyk Luminara i Mistrz Yoda żyją. Barriss i Aayla także.-Choć wiedział, że nie powinien jej oszukiwać, nie chciał jej mówić o Zygerrii. Może zbyt bardzo się o nią troszczył, ale nie chciał by się za dużo stresowała.-Co do innych jeszcze nie wiadomo. Dobrze się w ogóle czujesz?
-Tak. Po prostu nie mam co ze sobą zrobić. Mam trochę ograniczone obowiązki odkąd zaszłam w ciążę.
-Myślałem, że się przyzwyczaiłaś.
-Nie za bardzo. Podobnie jak Ty do Ahsoki.
-Dziękuję za przypomnienie.
-Nie ma za co.
-Rozmawiałaś z Atari?
-Tak, a co się stało?
-Dobrze się z nią dogaduję, ale myślę, że nawet jest trochę zamknięta przed Ahsoką.
-Słyszała wszystko. Poprosiłam ją o to by się nie mieszała zbytnio, by nie ucierpiała. Mimo że jej słowa były prawdziwe i wiedziałam, że na prawdę możemy sobie zaufać, i tak jej zabroniłam. Może nie powiedziała o tym Ahsoce. Tak jakby chciała się jej odwdzięczyć za to, że ona ją chroniła przed naszą tajemnicą. To jest i złe i dobre. W każdym razie troszczą się o siebie. Ich przyjaźń jest niesamowita. To jest zagmatwane. Twoja Padawanka i moja przyszywana kuzynka są przyjaciółkami od czternastu lat, a ja Cię znam od trzynastu.
-Yoda ją do mnie przydzielił... myślisz, że coś wiedział?-spytał z uśmiechem.
-Raczej nie. Idę się przygotować.-Po tych słowach wyszła z salonu w stronę odświeżacza.
________________________________________________
Mwhihihihihihihi... :P Dobra, dedyk dla:

Filozofa Patataja <33
Ali :*
Brato-Wnuczki <3

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 78

 

                                                                     ~~Ahsoka~~

 Treningi będąc często męczące, Jedi nie sprawiało to żadnego problemu. Każdy Padawan, a nawet Mistrz Jedi uczył się czegoś nowego. Bycie Jedi to bardzo długa nauka kończąca się w czasie śmierci, a zaczynająca się w czasie narodzin. Każda żywa osoba w kosmosie wiecznie się uczy, ale każdy w innej roli. Kanclerz uczy się jako władca, inni jako Senatorowie, jeszcze inni pracując nawet w życiu codziennym. Każdy był ciekawy, jak innemu powodzi się w życiu. Każdy miał swoje zdanie; rytuały, ale nikt wszystkiego nie wiedział. Wszystkich zżerała ciekawość, jak jest tam, gdzie ich nie ma. Jak jest w apartamencie jednego z Senatorów, jak przebiegają treningi żołnierzy lub Jedi. Obrady Senatu widzieli na wielkich ekranach, które były wywieszone w wielu zakątkach planet, by można było je zobaczyć, ale wielu osobom chodziła po głowie myśl "Jak to jest przebywać tam w środku i uczestniczyć w tym wszystkim?". Ahsoka znała na to odpowiedź. Samo przebywanie tam oznaczało uczestniczenie. Dla niej polityka nie była czymś tak ekscytującym, jak bitwy czy wysiłek fizyczny, co było jedną z  przyczyn, które sprawiły, że stała się Padawanką Wybrańca. Oboje z Mistrzem nie przepadali z polityką. Mistrz unikał rozmów z Senatorami, ale paru lubił. Ona natomiast miała podobnie, ale nadal nie wiele z tego ogarnęła. Jej mentor nie umiał wytłumaczyć swojej ideologi. Nawet nie umiał dobrać u złożyć słów do skrócenia swojej filozofii w tym temacie.
 W drodze do Sali Narad Wojennych spotkała swojego Mistrza. Był w połowie pewnego korytarza, a ona na początku więc przyśpieszyła, lecz w pewnym momencie musiała biec by go dogonić, ponieważ stwierdziła, że normalnym chodzeniem tak szybko do niego nie dotrze. Też się spieszył, ale sądziła, że rozmowa może ich spowolnić. Nie bez powodu zostali oboje wezwani. Może gdyby chodziło o kogoś innego, nie śpieszyli by się tak bardzo, ale tu chodziło o Barriss. Nareszcie po tak długim czasie skontaktowała się ze Świątynią. Po raz pierwszy będzie można ją zobaczyć. Odkąd Mistrzyni Secura rozłączyła się pod koniec trwała bardzo ważnej narady po złapaniu Kanclerza, nie mieli żadnego kontaktu Felucią i jej sytuacją wojenną, a tym bardziej z Gnerał Offee. Jedynie co było im wiadomo to to, że nie wyczuli jej śmierci, ani żadnego innego Jedi walczącego na tej planecie.
-Barriss.-odezwała się Tano po tym jak weszła do pomieszczenia i zobaczyła przezroczysto-niebieską posturę wiernej przyjaciółki.
-Ahsoka.-powiedziała również ucieszona Mirialanka.
-Dlaczego się tak długo nie odzywałaś?-spytała z lekkim wyrzutem oraz dużym zaniepokojeniem Togrutanka.
-Właśnie miałam tłumaczyć. Udało mi się połączyć z Wami dopiero przed chwilą, a tu nagle Ty weszłaś. Wspaniałe powitanie, siostrzyczko.-odpowiedziała z uśmiechem. O prawie cztery lata młodsza dziewczyna widząc i wiedząc, że fizycznie nic się jej nie stało była o wiele bardziej spokojna, lecz co do psychicznej zdrowości młodej kobiecie o randze Rycerza Jedi, nie była pewna.
-Opowiadaj Mistrzyni Offee.-poprosiła Shaak Ti.
-Odkąd wylądowaliśmy z Zonderem na powierzchni planety, wszystko szło zgodnie z planem, ale później zaczęło się wszystko psuć. Namierzono nas, ale udało mi się skontaktować z Securą. Później trochę musieliśmy na nią czekać. Udało się jej nas uwolnić zaczęła się wojna powierzchni i na orbicie. Mieszkańcy szybko zdążyli się schować. Wszystko szło w miarę dobrze. Wojsko mogło dostarczać mieszkańcom trochę jedzenia. Kiedy była Wasza wielka narada, ofensywa Separatystów zaczęła się nasilać. Nie mieliśmy pewności czy można było puścić Aaylę. Kiedy odeszła, jak na złość zaczęło się wszystko psuć. Sprowadzili więcej blaszaków z nową bronią. W pewnym momencie wpadliśmy z Drake'm na ten sam pomysł ze zrzuceniem na ich stronę jedną najnowszych min bo oboje stwierdziliśmy, że była odpowiednia pora. Dopadliśmy jedną oboje. Ja jemu, a on mi chciał wyszarpać minę. Wszystko działo się szybko. W tym samym czasie też popchnęło nas martwe ciało żołnierza. Za nim upadliśmy z bombą, która zaraz miała wybuchnąć, Aayla zdążyła wypchnąć nam ją przy użyciu Mocy i siły fizycznej. Wybuchła między blaszakami za nim jeszcze spadła na ziemię. Później wyrzuciliśmy jeszcze pięć, co dało nam jakieś fory. Gdyby nie Aayla zginęłabym ja, Padawani i dużo Żołnierzy. Ja mogłabym nawet zginąć, ale nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
-Ważne, że jesteś cała, Barriss.-rzekł Anakin.
-Inaczej nie miałabyś kogo męczyć?-zadała mu pytanie z uśmiechem.
-Po mniejszej części.-odpowiedział z uśmiechem.
-Skywalker ma racje.-odezwał się Windu.-Dobrze, że wszyscy żyjecie i jesteście cali. Sądzę, że powinniście wrócić już do domu.
-Mistrzu Windu, jest jeszcze jedna poważna sprawa.-Głos Mirialanki był nie pewny i zmartwiony.
-Tak?-zachęcił ją do mówienia Korun.
-Kiedy poszłyśmy z Ekrią na przed ostatni zwiad udało nam się znaleźć doridy. Zostałyśmy zmuszone podejść bardzo blisko, niż wymagał tego zwiad. Usłyszałyśmy walkę. Sądziłyśmy, że to mieszkańcy. Okazało się, że to Zygerrianie. Nie wiem o co im chodzi, ale niszczyli blaszaki. Uciekłyśmy stamtąd. Złożyłyśmy raport i teraz powiadamy o tym Was. Jest to raczej najważniejszy temat naszej konsultacji.-stwierdziła.
-Zygerrianie zaatakowali też Yavin.  Dwóch nie żyje i było paru rannych w tym ja.-przypomniała Tano.
-Ahsoka...-odezwała się nie dowierzając przyjaciółka.
-Nic mi nie jest. Widzisz, że jestem przecież cała.-upomniała ją Togrutanka.
-Co oni zamierzają?-spytał zdziwiony Skywalker.
-Nie mam pojęcia. Trzeba będzie wszystko jeszcze omówić i wszystko przygotować.-odpowiedział Mace.-Wyślemy Wam wymianę. Teraz niech oni powalczą. Należy się Wam odpoczynek po tej akcji.
-Dziękuję. Niech Moc będzie z Wami.-powiedziała z ukłonem.
-Niech Moc będzie z Wami.-powtórzył z nią Windu, po czym młoda Jedi rozłączyła się.

                                                                   ~~Palpatine~~

 Mustafar była planetą, na której było gorąco, ale także mroczne, co pozwalało mu się skupić i zatonąć w Ciemnej Stronie Mocy. Tam mógł objaśnić te wszystkie plany, jak zaatakować i przejąć Naboo. Planeta zawsze była mocno związana z Republiką. Skoro nie spodziewają się ataku, mogą śmiało się zacząć od tych ważniejszych rzeczy. Najpierw Naboo, a następnie Coruscant. Nikt nie miał prawa im przeszkodzić, a tym bardziej Republika Galaktyczna. Nie tak zamierzał przejąć władzę z Ciemną Stroną, ale tak, jak teraz planował też się da, chociaż wtedy byłoby mu łatwiej. Jak bardzo chciał posiąść Wybrańca i siać spustoszenie na Jedi... niestety było coś co go powstrzymywało. Jeżeli będzie trzeba - zniszczy je. Zniszczy je obie. Młodszą jak i starszą. Byleby pozyskać swojego przyszłego ucznia. Wiedział doskonale, że to one go powstrzymują. W całej trójce było czuć szczęście. Już przecież miał pozbyć się Ahsoki, ale ona wróciła i ponownie wypełniła pustkę w sercu młodego Jedi. Potrzebował stracić osoby, które są mu bliskie. Wiedział jaką rzeź spowodował w wiosce Tuskenów przez śmierć matki. Wtedy był wściekł i czuł tylko zemstę, która tak na prawdę nic nie przyniosła. Palpatine był współczujący, ale dla niego ważne były negatywne dla Jedi uczucia Skywalkera. Było mu to bardzo potrzebne. Według Sitha, ale tak na prawdę wiedział Anakin nie skłoni się tak szybko, jak ostatnio, ale wierzył, że jest to wykonalne. Jest w nim wiele sprzecznych emocji, które pomogą do tego dojść. Nawet jeżeli młody mężczyzna próbuje je wyplenić, to nie da zrobić tego szybko w tak szybkim czasie. Po za tym już od dawna jest za późno według Sitha. Przez tyle lat próbowano wyzbyć się z Wybrańca tych sprzecznych emocji, a on zamiast tego - tylko je doskonalił, a mając taką pyskatą Padawankę jak Tano nie było wcale trudno bardziej się do w to "wtopić". Dziewczyna miała podobne zachowanie do niego. Po części właśnie pomogło, ale sama jej obecność zniweczyła jego plany. Ale obiecał zemstę i że zdobędzie Wybrańca.
___________________________________________________
Proszę Państwa, czemu nikt nie mówi, żebym notkę wstawiła, hm? :P Zwłaszcza Ala, ojojoj. Dobra. Jakoś jest. Jak będą błędy to nie zabić! :P
Pozdrowienia od Fari, która po mnie przyszła, lalalala :P
Dedyk dla wszystkich <3

NMBZW!

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 77


                                                                  ~~Obi-Wan~~

 Nie sądził, że kiedykolwiek Anakin mógłby zrobić mu coś takiego. Stanowczo zabronił z Mistrzem Yodą, jemu i Padme, ale oni złamali zakaz. Można było się tego nawet spodziewać, ale Kenobi nie mógł pogodzić się z tym, że jego niedoszła padawanka, o tym bardzo dobrze wiedziała. Jej zdołał wybaczyć nie wiedząc dlaczego, skoro tak go oszukała, ale jej wybaczy. Lecz jeżeli chodzi o jego dawnego przyjaciela, to raczej nie. W zasadzie nie wiedział co ma zrobić, jeżeli chodzi o Anakina. Chciałby mu powiedzieć wszystko co o nim sądził w tej sytuacji, ale nie umiał pozbierać tego w słowa. Nawet głośno nie umiał wysłowić się na ten temat. Dziękował Mocy, że Rada nie poprosiła go o zdanie w tej sprawie. Wiedział, że nie dałby rady wydukać choć jednej litery. Patrzenie na byłego ucznia było wielkim wyzwaniem. Nie sądził, że kiedyś go tak bardzo zawiedzie. Rozumiał łamanie rozkazów czy zakazów, które przy jego małżeństwie były błahostkami. Ale najbardziej w tym wszystkim współczuł Ahsoce. Mimo że wiedziała, musiała wybrać. Może myślał egoistycznie, ale naprawdę pragnął by wybrało właśnie jego. Żeby nie popełniła podobnego błędu, jak jej mentor. Była młoda i miała dość rozumu, ale często brała przykład ze Skywalkera, więc i teraz mogła wziąć. Nie wiedział czy w każdym z tych wyjść było po pięćdziesiąt procent, czy jest większa różnica.
-Generale.-Wyrwał go z zadumy Cody.-Melduję, że z zachodu nadchodzi pięć plutonów Droidów Bojowych. Prawdopodobnie wiedzą gdzie się znajdujemy.-poinformował.
-Dobrze. Dziękuję. Zbieraj żołnierzy.-polecił.
-Tak jest.-Klon potwierdził rozkaz stojąc na baczność, po czym odszedł wykonując to, co mu kazano.
 Kenobi poszedł za nim. Podczas kilkudniowego przebywania na Utapau, największym zwycięstwem było zabicie Generała Grievousa, który zabił wielu Jedi. Od jego śmierci walczyli z dużymi batalionami separańskich blaszaków. Teraz kiedy mieli trochę odpoczynku, nadciągały drugie. Ostatnie przemyślenia, były pierwszymi od przybycia na planetę. Nigdy nie miał czasu. Cały czas był w biegu dzielnie walcząc o Republikę. Pokonał Generała - to jedno zwycięstwo. Wyzwolić całą planetę - całkowite zwycięstwo. Bitwa na Utapau była jednych z końcowych. Niestety nie Mistrzowi Jedi nie udało się powstrzymać Rady Separatystów. Nie udało mu się też usłyszeć na jaką planetę zostali przetransportowani. Tak czy siak był przekonany, że Rada szybko ich wychwyci. Wojna się skończy wraz z zatrzymaniem Federacji Handlowej, Gildii Kupieckiej i innych ważnych instytucji maczających palce dość głęboko u Separańców.
 Stanął na podeście, z którego wyraźnie było widać zbliżające się bataliony blaszaków. Nie minęło dużo czasu, kiedy zaczęła się ofensywa na Wojska Republiki. Klony oraz ich Generał - Jedi zaczęli się bronić. Od razu na start zbito około dwadzieścia blaszaków, a automaty zdołały zabić w tym czasie tylko trzech klonów. Kenobi ze wszystkich sił próbował ochronić swoich żołnierzy, ale wiedział, że i tak się nie da. Z lekkim zadowoleniem patrzył, jak niszczyli droidy. Separatyści sami o nie nie dbali, więc wszystko szło na marne. Cały metal, był niepotrzebnie wykorzystywany. Jedynie co sprzyjało złowrogiemu przeciwnikowi, to to, że nie musieli brać na siebie poczucie winy za zmarłe klony. Wielu Jedi zdążyło się dobrze poznać z klonami, a tym czasem musieli się pożegnać nie mogąc powiedzieć im "Żegnaj". Nie wszystkim klonom mają okazję pokazać szacunek, który jest nawet większy, niż żołnierzy do Jedi. Większość wrażliwych na Moc przeżyła starcie z Separatystami, klony nie. Zawsze ginęło ich wiele. Były to żywe istoty, które urodziły się po to, by żyć dziesięć lat w spokoju, walczyć przez jakiś czas, a później umierać. Normalne osoby uznają to, jako śmierć niczym zdeptany robak.

                                                                   ~~Zygerria~~

 Jedynie co oświetlało dość duże pomieszczenie, były ledwo przebijające się przez ciemne zasłony promienie słońca. Pięciu Zygerrian siedziało w okół wielkiego kręgu wyznaczonego kafelkami podłogowymi z wzorami różniącymi się od reszty. W jednym punkcie stało większe krzesło. Był to Zygerrian przewodzący wszystkimi. Na jego twarzy był namalowany chytry uśmiech, po którym ślad pozostanie na bardzo długo. Był dumny z siebie i swoich rozkazów. Zaatakował już Enklawę Jedi Yavin, o której wiedział ze swoich tajnych źródeł oraz Felucię, gdzie jego wojska na razie niszczy droidy bojowe Separatystów, a następnie wykończy wojsko Republiki. Zamierza podbić jeszcze kilka planet, a ostatecznie - Coruscant. Każdą z planet zamierzał zniewolić, jak niegdyś Rakatanie. Obiecał sobie, że jego Imperium będzie o wiele lepsze i będzie trwało o wiele, wiele dłużej. Tak widział przyszłość Zygerrian, ale miał obawę, że jego następcy mogą coś zepsuć, ale to nie oznaczało zostawienia tego od tak. Na swojego zastępcę zamierzał dać osobę, która zajmie się tym wszystkim równie dobrze jak on oraz przekazać mu, aby osoba, zasiadająca za niego, była mu wierna. Cała ta zasada, będzie trwała przez resztę wieków, w których Zygerrianie będą rządzić galaktyką. Będą mieć największą władzę, a po Republice zostaną jedynie wspomnienia oraz jakieś opowiadania lub plotki. Jedi nigdy ponownie nie powstaną ze swoim tymczasowym rządem. Nie będzie osób wrażliwych na Moc, a jeżeli stanie się sytuacja, w której pojawi osobnik wrażliwy na Moc - będzie wykorzystany w ich celach.
-Nie spotkaliśmy się tu z byle powodu. Udało nam się zaatakować na razie dwie planet. Na jednej toczy się walka między Republiką, a Separatystami, na drugiej ucierpiało paru Jedi i dwóch zginęło. Może nie jest to zbyt wielkie zwycięstwo, ale na Felucii kończymy z Separatystami, a za niedługo Republika też nie przeżyje. Kolejnym celem jest Naboo. Jedna z najbardziej, a raczej to ona jest zbliżona do Republiki najbardziej ze wszystkich planet i nawet tych, które były od dawna blisko z Republiką. Dlaczego tamten cel? Właśnie też dlatego, ale będą tam też Separatyści. Podsłuchaliśmy ich. Na ratunek przyjdzie pewnie wielu Jedi, a w tym Bohaterowie Republiki. Sądzę, że to wygramy.
-Bohaterowie Republiki? Żartujesz sobie? To Jedi, którzy wygrali wiele bitew i są dobrze wyszkoleni. Chcesz narazić nasze wojska?-spytał drugi Zygerrian od jego lewej.
-Zależy czy ma się na nich jakieś haki. Znając ich tajemnice, można wiele.
-Skąd mamy je znać? Po za tym Jedi nie mają tajemnic.-Tym razem wyraził się osobnik, który był pierwszy po jego prawej stronie.
-Mylisz się. Jedi są jacy są. Pozwoliłem sobie na wysłanie szpiega do Świątyni. Jedi są zbyt zajęci szukaniem Kanclerza, który uciekł. Nawet nie wiecie ile sekretów Anakina Skywalkera udało mu się zdobyć, a Jedi tego nie zauważyli. Podobnie było z zamachem. Teraz tamta dziewczyna ma niezbyt miłe relacje w "domu". Wszyscy się od niej od wrócili, prócz Rady, padawanki Skywalkera i jej przyjaciół. Reszta obgaduje ją na każdym kroku, a młoda Bohatera robi zamieszanie. Po tygodniu nastąpił niestety koniec jego szpiegostwa. Dziś w nocy kontaktując się z nami, napotkał Adeptkę. Myślał, że spróbuje, ale nie udało mu się. Podobno uciekł i nie zauważono go. Adeptka miała może z sześć lat.
-Oby było tak jak mówił. Nie możemy się zdradzić. Musimy jak najszybciej zacząć ofensywę na Naboo i inne światy, a na koniec Coruscant.-odpowiedział pierwszy  po lewej. Była to chyba najbardziej zaufana mu osoba z całej czwórki.
-Coruscant nie będzie można zaatakować łatwo, ale zakładam, że to wygramy.
-Separatystów odcięli.
-Im więcej nasi żołnierze będą się bronić, tym Jedi będą mieli większe poczucie winy, że zabijają żywe istoty, które działają na korzyść naszego rządu. To my im będziemy zagrażać nie nasze wojska, które zamierzam brać z niewinnych rodzin, ale kto nie odważy się walczyć za planetę, która za niedługo będzie rządziła i wybije wszystkich Jedi? Przypilnuję, żeby Zygerria miała największe wpływy i najlepiej się nam żyło. By wszystko było pod dostatkiem, a kiedyś przypilnują tego moi następcy. Z racji tego, że Jedi będą zmuszeni zabić niewinnych mieszkańców, którzy zostali wywołani - nie będą mieć takiego wielkiego zapału do walki.
-Liczę na to, że masz racje.-odezwał się po raz pierwszy piąty osobnik całego zbiorowiska.
-Mój plan jest nie zastąpiony. Zapewniam Cię.
_______________________________________________
Jak są błędy, to ja się zabiję! x.x Do Polaków:
Jak tam długi weekend? :) Cieszycie się, że we wtorek już jest święto? Ja nie mogę się doczekać :)
Dedyk dla:
Soni ♥ 
Brato-Wnuczki <3
Ali :*
Martyny :*

NMBZW!  

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 76


                                                                     ~~Padme~~

 Zachód słońca na Coruscant był piękny. Podążając po galaktyce, jako Senator widziała wiele zachodów słońca, ale nie wszystkie były urzekające. Wprawdzie spodobały się jej trzy. Coruscant, Naboo oraz Tatooine. O dziwo miała z tymi miejscami wiele wspomnień. Naboo: całe dzieciństwo; bycie królową; postawienie do pionu relacji między mieszkańcami lądu, a Gunganami, którzy mieli własny, podwodny świat. Kolejną była Tatooine, która miała aż dwa słońca, na które można było patrzeć z podziwem. Mimo że piaszczysta planeta, nie miała wspaniałych mieszkańców i idealnych domów, ale miała piękny zachód słońca. Z planetą miała jedyne piękne wspomnienie. Związane z Anakinem, który mimo wieku, jest jej mężem i będzie ojcem jej dziecka. Tatooine ma także smutne wspomnienia. Tam Shmi Skywalker była katowana, przez co zmarła w ramionach syna. Dziesięć lat wcześniej, Padme także tam wylądowała przez trudną sytuację na jej ojczystej planecie. Panowała tam wtedy inwazja Federacji Handlowej. Jedyną dobrą stroną, było właśnie spotkanie dziewięcioletniego chłopca, który teraz pełnij w jej życiu rolę w męża.
 W trakcie kiedy sortowała swoje sukienki, przyszła do niej młodsza służka. Jej młoda twarz była łagodna i lekko uśmiechnięta. W oczach dziewczyny krył się podziw, jak u każdej służki na początku. Podziw względem jej osoby. Była cenioną osobą z ważnymi stanowiskami na ich ojczystej planecie, od najmłodszych lat. Teraz, mimo że była ciężarną kobietą, radziła sobie bardzo dobrze. Miała wiele obowiązków i wykonywała je tak, jak zwykle wcale się nie przemęczając. Była w dobrym stanie. Wszystko szło lekko. Była kobietą, która emanowała zdrowiem i szczęściem.
-Pani.-rzekła służka.-Połączenie z Naboo.
-Dziękuję Ci Elle. Mogłabyś się zająć tymi sukienkami?-spytała Senator.
-Oczywiście.-odpowiedziała młodsza, po czym się ukłoniła i zajęła się tym o co ją poproszono.
 Amidala powoli udała się do salonu. Nie uważała, że mogło być to coś aż tak poważnego, by wymagało wielkiego pośpiechu. Szczerze, to nawet nie wiedziała kto zamierza jej coś przekazać. Po tym jak usiadła na wygodnej, kremowej kanapie, załączyła komlink. Przed jej oczyma stanęła jej Wysokość Królowa Apailana. Senator już miała się podnieść, gdy królowa zaprotestowała tej czynności. Jej młoda twarz była niewinna, zakłopotana i przepełniona winą.
-Pani Senator, przepraszam panią.-powiedziała żałośnie.
-Ale za co?-spytała zdezorientowana kobieta.
-Przyjęłam dziś na audiencji Twojego ojca. Wyrwało mi się o Tobie. On nic nie wie, prawda?
-Nie. Nie powiedziałam im jeszcze. Co dokładnie wie.
-Wie, że jesteś w ciąży. Nic więcej.
-Cóż... i tak mi wiele do powiedzenia zostało. Sama nie wiedziałam od czego zacząć. Mogłabym Ci raczej podziękować. Ułatwiłaś mi sprawę.
-Przepraszam jeszcze raz, Pani Senator.
-Nic się nie stało. Na prawdę. Poradzę sobie. Proszę nie zawracać sobie głowy.-zapewniła ją Amidala.
-Przepraszam. Powodzenia.-życzyła jej królowa, a kobieta odpowiedziała podobnie, po czym się rozłączyły. Jak na zawołanie, po chwili nadeszło kolejne połączenie również z Naboo. Senator wiedziała kto to. Jej rodzina. Jej myślenie nad tym co zamierza im powiedzieć, trwało krótką sekundę, ale nadal nie wiedziała jak się odezwać, lecz odebrała. Przed nią ukazała się trójka ludzi. Matka, siostra i ojciec. Nie chciała nawet próbować odczytać emocji z ich twarzy.
-No siostrzyczko, kim jest ten szczęściarz?-spytała z uśmiechem siostra.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś?-spytała matka.
-To nie jest łatwe. Ile ja bym musiała mówić...-odpowiedziała.
-Kto jest ojcem?-spytał Ruwee.
-Mój mąż.-Sola o mało nie zakrztusiła się powietrzem. Nie umiała uwierzyć w to co słyszała!
-Od kiedy Ty masz męża?!-spytała wreszcie zdziwiona.
-Od trzech lat.-odpowiedziała jej siostra.
-I nic nam nie powiedziałaś?-spytała Jobal.
-Tajemnica musiała zostać tajemnicą.
-Kto to jest?-spytał ojciec. Mimo że było to dla niej trudne, chciała mieć już za sobą tą wyjawioną informację.
-Anakin.
-Padme, wyszłaś za mąż za o pięć lat młodszego Jedi?-spytał zdziwiony i lekko sfrustrowany Naberrie.
-Tak.
-Co na to Rada?-spytała Sola.
-Nie wiem. Anakin poszedł przedwczoraj i się przyznał... a później odszedł z Zakonu.
-Opuścił Zakon dla Ciebie?! On jest Bohaterem Republiki!-Już trochę starsza twarz ojca, była zdenerwowała. To nie był koniec. Mimo że nie powinno się na nią krzyczeć, to rozumiała jego złość. Anakin sam chciał opuścić dla niej Zakon, mimo jej sprzeciwów, ale czy do ojca to dotrze? Wiedziała, że kiedyś to zrozumieją. W końcu to miłość.
-Próbowałam go powstrzymać, ale sam to zrobił. To nie była moja wina.
-Ale zrobił to dla Ciebie!
-Nie zmuszałam go! Sam podjął tę decyzję. Wrócił już. Musiał.
-Bo Ty go zmusiłaś?
-Do niczego go nie zmuszam!
-Dlaczego nie wybrałaś kogoś innego? Myślałaś co będzie w HoloNecie?
-Nie będzie nic w HoloNecie bo to zostanie tajemnicą między królową, nami i Radą.
-Ale może wypłynąć. Myślałaś chociaż?
-Myślałam o tym co dzień przez te trzy lata! Jeszcze coś?-Nie czekała na odpowiedź. Po prostu się rozłączyła. Nie miała ochoty słuchać. Nawet nie umiała sobie przypomnieć czy spodziewała się lepszej czy gorszej reakcji.
-Padme?-odezwał się młody głos, na którego dźwięk Senator obróciła się. Atari szła powolnym krokiem w stronę kanapy.
-Słyszałam wszystko.-oświadczyła jej siadając obok i obejmując ją ramieniem.
-Nie mieszaj się w to. Nie ma potrzeby.
-To, że w części byłam z wami w rodzinie, to z Tobą utrzymywałam najbliższy kontakt. Ile razy ich widziałam? Cztery pięć? Ciebie widziałam o wiele więcej razy. Ty też jesteś moją mentorką.
-I dlatego radzę Ci się nie mieszać nie potrzebnie. Bądź "czysta"
-Oj tam. Muszę.

                                                                ~~Ahsoka~~

 Dlaczego większość Jedi twierdzi, że Tano ma łatwo? Chciałaby znać odpowiedź na to nurtujące ją pytanie. Twierdzono też, że ma o wiele większy talent. Nie wiedziała, dlaczego tak twierdzili, ale wiedziała jedno - nie miała wcale łatwo. Czy większy talent? To zależało od tego, czy ona się bardziej przyłożyła. Na akceptację Anakina musiała pracować długo i ciężko, za nim zaczął ją traktować poważnie. To, że się jakoś dogadywali, nie oznaczało, że nie widziała w oczach wymagania, co do niej. Musiała dać z siebie wszystko, by to co teraz było między nimi - powstało. Nie było to na pewno łatwe, jak uważają wszyscy. Było, jest i zapewne będzie trudno jeszcze przez długi czas. W Wojnach Klonów miał wiele wrogów, co za tym szło - ona też miała. Miała wrogów takich, jak on. Jako jego Padawanka była na to skazana. Była skazana na pojedynki z Asajj Ventress czy Generałem Grievousem. Cieszyła się, że nie kazano jej walczyć z Hrabią Dooku. To, że go lekceważyła słowami, to nie miałaby odwagi się z nim zmierzyć. Jej Mistrz, już kilka razy się z nim zmierzył, a przy pierwszym razie stracił koniczynę, co zakłóciło jego połączenie z Mocą. Mimo że nie wielu do końca wierzy, że Skywalker jest tym wybranym, to prawdopodobnie Moc go uratowała. Samo rzucenie się na tego Sitha, jest równe z głupotą nawet w jego przypadku. Drugi Bohater Republiki również ucierpiał, mimo dość dużego talentu.
 Twierdzenie, że ona ma wszelkie luzy nie jest prawdą. Jest przeciwieństwem. Zawsze, przez niego mogła ucierpieć z ręki wrogów na różne sposoby.
______________________________________________
Tak, tak wiem, zdjęcie omylne :P Musiałam coś co by mniej więcej odzwierciedlało porządki w szafie :P
To ten... mam wcześniej internet! :3 Dodaję, dziękuję za uwagę, do zobaczenia za tydzień.
Dedyczek dla wszystkich <3

NMBZW!

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 75


                                                                   ~~Anakin~~

 Po raz kolejny stanął przed radą, lecz teraz przed jedenastoma członkami, a nie dwunastoma. Słońce, które wzeszło kilka godzin wcześniej raziło go oczy, lecz znosił to o wiele lepiej niż minę Obi-Wana. Był zawiedziony i obojętny. W ogóle nie patrzył na byłego padawana, którego uważał za przyjaciela. Ahsoka trzęsła się z nerwów. Nie wiedziała czy kiedykolwiek sobie wzajemnie wybaczą. Kenobi sam nie był bez skazy, ale Anakin wraca, więc nie wiedziała, po której stronie ma stanąć. Jeżeli stanie po stronie mentora - straci drugiego brata, niedoszłego Mistrza. Jeżeli wybierze jego... sama nie wiedziała co zrobi Anakin. Sam oddał ją pod opiekę Negocjatora Jedi, bo chciał dla niej dobrze. Pragnął się pogodzić i chyba raczej by się nie obraził. Uszanowałby to, ale i tak została w punkcie wyjścia. Jej jedynym sposobem na utrzymanie prawdziwej neutralności w tej sytuacji, jest zostać Padawanem Mistrza Plo. Odnalazł ją, przywiózł i to on miał ją uczyć. Wszystko potoczyło się inaczej. Ona i Skywalker są po prostu identyczni. Oboje narwani, oboje się nie słuchają, oboje mają tendencję do łamania zasad i rozkazów.
 Propozycja, którą złożyła mu Rada była kusząca. Z jednej strony nie chciał wracać. Sam się dziwił dlaczego tak szybko podjął tę decyzję. Było to prawdopodobnie pod wpływem emocji. Ahsoka na nim polegała, Padme... jeżeli Palpatine zamierza robić coś, co może zagrażać jej i dziecku zgodził się. Będzie bezpieczna w Świątyni. Dziecko i tak miało być wrażliwe. Mimo że nie pasował tutaj, widział jakąś nadzieję.
-Zgadzam się.-odpowiedział prosto w twarz Korunowi. Ten podał mu miecz, który mężczyzna przypiął do pasa na swoje dawne miejsce. Wróci do Rady. Chociaż tego nie czuł, to w głębi duszy się cieszył, ale nie śmiał spojrzeć na Obi-Wana. Kątem oka widział jego minę. Jeszcze nigdy jego twarz nie była tak zawiedziona. Nawet nie odpowiedzialność młodego Skywalkera go tak nie zbulwersowała. Mężczyzna sam nie wiedział czy były mentor był mu obojętny, przez to wszystko, czy jednak czuć jakieś poczucie winy. Powinien wcale się nim nie przejmować. On się przyznał. Przyznał się do małżeństwa, a Kenobiemu brakło odwagi by przyznać się do romansu z trzema kobietami. Powinien dawno powiedzieć to radzie, a mimo to nie zrobił tego tak, jak Obi-Wan. Od razu pobiegłby na skargę, a były uczeń trzymał by buzie na kłódkę dochowując tajemnicy przed całą Galaktyką.
-Usiądź na swoje miejsce. Czeka nas wiele rzeczy do omówienia.-rzekł spokojnie Windu, prosząc gestem dłoni.

                                                               ~~Apailana~~

 Stała przed oknem z rękoma złączonymi z tyłu. Przez okienne witraże przedzierały się promienie słońca, co było tu codziennością, a pochmurna pogoda wraz z deszczem - bardzo rzadko. Nawet podczas inwazji było słonecznie. Przynajmniej tak słyszała. Urodziła się miesiąc po inwazji. Wszystko to, co słyszała zostało potwierdzone przez ludzi, którzy brali w tym udział, ale dopiero kiedy zasiadła na tronie. Kapitan Panaka z chęcią opowiedział jej o wszystkim. Amidala zasłużyła na szacunek, który dostała od mieszkańców. Tak wiele jej zawdzięczano i ufało. Jamillii udało się podtrzymać relacje z Gunganami, by nie doszło do sporu, który nie dawno został zażegnany. Teraz obowiązek należy do młodej trzynastolatki. Obiecała, że będzie się starać ze wszystkich sił. Nie chciała zawieść mieszkańców. Kochała planetę i chciała, aby mieszkańcom wiodło się jak najlepiej.
-Królowo.-Zza jej pleców odezwał się głos Kapitana Panaki. Dziewczyna obróciła się powoli w jego stronę. Kapitan ukłonił się lekko, co wyrażało szacunek dla jej wysokości. Mężczyzna był jedną z osób, któremu ufała, jeżeli chodzi o rady i bezpieczeństwo. Tak wiele królowych już uchronił.
-Tak?-spytała. Jej głos był naturalnie dziewczęcy jak na jej wiek.
-Pan Ruwee Naberrie prosił o audiencję.-przekazał. Apailana poszła w stronę jednej z sal, gdzie przyjmowała gości takich, jak pan Naberrie. Był to wspaniały człowiek. Można powiedzieć, że to dzięki braniu z niego przykładu, jego córka osiągnęła tak wiele.
-Dzień dobry.-powitała go mile. Ojciec byłej królowej skłonił się lekko odpowiadając podobnie.-Co słychać? Wszystko dobrze.
-Tak. Oczywiście. Jak najlepiej. Dziękuję za troskę.-odpowiedział.-A Pani, Wasza Wysokość?
-Jak najlepiej. Wczoraj przyjęłam Radę Jedi. Musi się pan bardzo cieszyć.-stwierdziła wskazując na fotel.
-Ale z czego jeżeli można wiedzieć, Wasza Wysokość?
-Że spodziewa się pan nowego wnuczka.
-Jak to?-spytał zupełnie zbity z tropu
-Pan nic nie wie?
-A co miałbym wiedzieć? O co chodzi, Wasza Wysokość?
-Może niech Pan lepiej porozmawia z Senator Amidalą. Nie powinnam zaczynać tego tematu, przepraszam.
-Czy Padme jest w ciąży?-spytał nie dowierzając.
-Na prawdę, lepiej by Pan sam z nią o tym porozmawiał. Nie potrzebnie się wtrąciłam.
-Nie nic się nie stało, Królowo.
-Może omówmy to, po co się tu znaleźliśmy.-zaproponowała.
-Oczywiście.-odparł z lekkim uśmiechem.
 Czuła się strasznie. Myliła się, ale nie rozumiała dlaczego nic nie wiedzą. Przecież to rodzina, a tutaj takie rozczarowanie. Stwierdziła, że w ogóle nie powinna się odzywać skoro nic nie wiedziała. Była to niezręczna sytuacja.

                                                               ~~Asajj Ventress~~

  Na Kamino cele wcale nie były jakieś nadzwyczajne. Tak samo twarde oraz szare ściany z podłogą. Prycza także była twarda, posłana jedynie cienkim prześcieradłem, małą poduszką i grubszym kocem, by nie zamarznąć. Asajj, mimo że była z tych wielkich złoczyńców, wiedziała,  że zasłużyła sobie na takie warunki, a nawet gorsze. Jej pamięć zaczęła wracać. Mogła wreszcie się normalnie zastanowić i pomyśleć nad sensem tego wszystkiego. Tak wiele popełniła złych czynów w tym zabijanie, a teraz jakoś jej to nie przychodziło. To, że jakoś cofnęła ten rozkaz, nie było sobie od tak chop siup. Ktoś ją zmienił. I tym kimś zdecydowanie była Ahsoka Tano. Przez jeden miesiąc musiała się z nią utrzymywać w dolnych poziomach planety-miasta. Ten miesiąc wystarczył by przypomniała sobie wspaniałe uczucie mając styczność z dobrem. To jej Mistrz uczył ją po Jasnej Stronie Mocy, ale to też jego śmierć wprowadziła ją na złą drogę. Mimo że ponownie odróżniała dobro od zła, to czuła chęć robienia złych rzeczy. Nadal nie czuła pomsty za Mistrza. Jak każdy Jedi, miała wpojone, że zemsta nie jest dobrą rzeczą. Sprowadza na złą ścieżkę, a zamiast przynieść ulgę sobie, krzywdzi się bardziej i wiele innych rzeczy. Teraz to przyznała, ale nadal chciała czynić zło. To ją wzmacniała. Zapominała o całym bólu straty prawdziwego przyjaciela i pokazać każdej swojej ofierze, która wcześniej sobie u niej nagrabiła, przez co przechodziła, kiedy zabijano ważną dla niej osobę. Matka Talzin niby ją rozumiała, a prawda była inna, nawet jeżeli kobieta miała mistyczne Moce. Ventress traktowała Dooku, jako kolejnego opiekuna, a jednak się myliła. Jest to kolejny wróg, którego niestety nie zdołała zabić. Była to dla niej wielka porażka. Wewnątrz przechodziła katusze. Chciała pokazać, że nie powinno się kpić z jej uczuć, ale nie udało jej się. Nie pokazała na co ją stać. O dziwo nie wyczuwała Hrabiego. Kiedyś mogła wyczuć wszędzie, teraz - w ogóle. Jedynie co jej przychodziło na myśl, to jego śmierć. Było to całkiem możliwe. Skywalker mógł go wreszcie pokonać. Jeżeli tak było, to dziękowała mu w duszy, ale to była jej wielka tajemnica. Nigdy mu za to nie podziękuje twarzą w twarz. Byłaby to dla niej hańba, którą nawet przyznanie samej sobie takiego czegoś jest wstydem. To, że powróciło w niej jakieś dobro, nie oznacza, że wypleniły z niej zło płynące z Ciemnej Strony Mocy. Zawsze będzie ją prowadziło, bo nadal czuła tą zemstę, ale jest pod pewnym względem dobra. Ale nikt o tym nie wiedział oraz nikogo nie obchodziło. Teraz była tą złą co zawsze, którą w jakiś sposób dało się schwytać i oddać w ręce swoich władz.
_________________________________________________ 
Czy tylko ja mam tak zapierniczony ten tydzień nauką? -.- Ale spokojnie. Znajduje czas by pisać i weny mam nawet sporo :P
Dedyk dla Ali, z którą właśnie piszę <3

NMBZW!  

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 74


                                                                      ~~Ahsoka~~

 Czuła wielki ciężar na sercu i w umyśle. Nie przespała nocy, podobnie jak Atari, która skontaktowała się z Togrutanką kiedy ta, była w Salach Uzdrawiania z małą Ymel. Nadal była na siebie zła, że nie zdołała zobaczyć kto wyrządzi krzywdę małej adeptce. Mimo że mówiono jej aby się nie przejmowała, to była zawiedziona. Każdy błąd, który popełniła odbijał się na niej mocno. Wiedziała, że się zmieniła. Bierze na siebie zbyt dużo niż wcześniej. Spędziła u Atari całą noc siedząc i rozmawiając, lecz tamtej nie udało się pocieszyć Ahsoki. Próbowała ją rozweselić lub pocieszyć, ale bez skutku. Przez to też się zaczęła obwiniać o byle błahostkę. Nie umiała pocieszyć przyjaciółki. Był to dla niej cios. Cios świadczący o tym, że nie daje rady nawet pocieszyć najlepszej przyjaciółki. Wyrwać z świata, gdzie wszystkie błędy bierze się na swoje barki, niczym skazaniec noszący dwie tony.
 W środku "pół żywe", na zewnątrz "tryskające" energią, szły przez ulice Coruscant. Szły przez spokojniejsze uliczki, gdzie były stragany, sklepiki z warzywami lub owocami, a także z ubraniami. Był dzień wolny. Na tej planecie nie przejmowano się wojną, aż do pierwszej bitwy. Wiele osób w takie dni, mogły oderwać się od groźnej rzeczywistości, ale raczej spacery Jedi im tego nie ułatwiały, dlatego dziewczyny zamierzały iść szybko. Jedi w spokojnej uliczce wskazywał na to, że w pobliżu było jakieś zagrożenie, mimo że cel na to nie wskazywał. Nikt nie wiedział, że sławny Skywalker i Padme się pobrali. Nikt nie wiedział, po prostu każdy żył w przekonaniu, że łączy ich służba. Ile razy pokazywali się we wspólnym towarzystwie? Jedi był tylko jako ochrona. Owszem, była taka prawda, lecz Anakin dbał o bezpieczeństwo Amidali nie tylko w celach służby. Martwił się o nią każdego dnia. Myślał o niej każdego dnia. Zawsze poświęcał choć jedną sekundę na tą czynność. Od ślubu była to dla niego tradycja.

                                                                       ~~ Anakin~~

Ranek był dla niego spokojny, mimo że jego plany na świetne wyspanie nie powiodły się. Nadal ból go męczył. Nie wiedział, jak to ukoić. Musiał porozmawiać z żoną, ale nie chciał jej martwić, ale nie chciał mieć nic wspólnego już z Jedi, więc nie może się tym przejmować. Lecz problem w tym, że wszystko to co go dotknęło tej nocy było niewątpliwie związane z Zakonem. Chciał jej się wyżalić. Najbardziej jej ufał, ale obiecał, że już nigdy do tego nie wrócą. Nigdy nie wrócą do Jedi. Będą żyć spokojnie, jakby byli normalnymi Republikanami. Ale i tak to nic nie zmieni. Będzie ta prawda. Prawda, w której on Jedi - Wybrańcem. Będzie odczuwał różne rzeczy związane z tym wszystkim. Bez wyjątku. Nie był z tego zbytnio zadowolony.
 W trakcie kiedy siedział i dumał na szklanej ławeczce stojącej na końcu łóżka, do sypialni weszła Padme odziana w granatowy szlafrok. Była zaniepokojona. Twarz mężczyzny była kamienna. Nie dało się z niej nic odczytać, mimo że dla niej było to łatwe. W ogóle nie mrugał oczami i były puste. W nich także nic się nie kryło. Wszystko było pozbawione wyrazy.
-Annie.-rzekła. Dopiero po jej głosie wyprostował się "wylewając" na twarz i w oczy wszystkie uczucia, które się w nim kryły. W czasie wojny nie był tak zmartwiony i zdezorientowany.-Co się stało?
 Miał ochotę powiedzieć jej wszystko. Problemem było to, że nie chciał mówić jej o Zakonie. Obiecał jej to, ale mimo wszystkiego - nie umiał opisać swojego stanu.
-Jedi umierają... cierpią.-Za nim wypowiedział te słowa, musiał się zastanowić parę sekund nad ruchem. Nie mógł cofnąć swoich swoich słów. Musiał czekać na komentarz Amidali.
-Dlatego dziś w nocy nie spałeś.-bardziej stwierdziła niż spytała.
-Nie wyobrażasz sobie tego bólu. Nie umiem go opisać.
 Więcej wytłumaczenia nie potrzebowała. Wiedziała co go trapiło i zaczęła się martwić. Zawsze będzie związany z Zakonem i uczucie nigdy go nie ominie. Chciała mu powiedzieć parę słów na ten temat, lecz nie umiała. Nawet gdyby umiała, nie zdążyłaby. Jej mąż wstał błyskawicznie i patrzył się przed siebie. Naberrie obróciła się. W jej mieszkaniu znajdowała się Atari i Ahsoka.
-Cześć.-przywitała się Atari. Sama nie wiedziała jak zwrócić się do dej dwójki. Po raz pierwszy widziała ich razem, otoczonych wzajemną miłością, którą przed nią ukrywali. Była im bardzo wdzięczna. Nie chcieli by była zagrożona tak, jak Ahsoka. Wiele ryzykowali, a zwłaszcza ona. Już raz była po za Świątynią, ale wróciła. Bardzo to się liczyło dla Skywalkera. Dopiero co wróciła, a nie zamierzał pozwolić jej na kolejne opuszczenie murów domu Jedi.
-Witajcie.-powiedziała togrutanka, próbując się uśmiechnąć.
-Nie było mnie jeden dzień, Smarku. Już się stęskniłaś?-spytał próbując rozluźnić lekko atmosferę.
-Nie tylko ja. Cała Świątynia. A najbardziej Rada.-odpowiedziała poważnie.
-Czułeś to, prawda?-spytała go Atari.
-Bardzo wielki ból. Jedi giną.
-Tak. Plus jeszcze Palpatine uciekł.-dodała Tano.
-Co?!- Skywalker nie umiał pojąć informacji, którą przed chwilą usłyszał. Nie mieściła mu się w głowie. Sith, którego złapał - uciekł.-Czy to on stoi za tym wszystkim?
-Nie wiemy. Działo się to tej samej nocy.-odpowiedziała Orgeen.
-Mistrzu, Rada chcę byś wrócił.-rzuciła Togrutanka. Nie zamierzała się obwijać w bawełnę. Nikt nie odpowiedział, więc zaczęła tłumaczyć o co chodzi w prośbie.-Miałeś go zabić i musisz to zrobić. To Twoja rola by go odnaleźć. Zakon na Ciebie liczy.
-Odszedłem Ahsoko. Nie wracam.-odpowiedział je.
-Jest większe prawdopodobieństwo, że Wasze dziecko będzie wrażliwe na Moc.-powiedziała Atari.-Rada ma plan, ale musisz ich wysłuchać.
-Nie będziemy mogli wychowywać dziecka?-spytała zdruzgotana Amidala.
-Padme, jeżeli wysłuchacie Rady to się dowiecie, jak to wszystko będzie przebiegać.-powiedziała do kuzynki Dathomirianka.
-Nie wrócę.-odpowiedział były niewolnik.
-Dlaczego? Pozwolą Wam być razem.
-Nie chodzi o to, Atari. Nie odszedłem tylko z tego powodu. Nie czuję się jak Jedi, rozumiesz? Dla mnie tam nie ma miejsca. To nie jest życie dla mnie.
-Jesteś Wybrańcem.
-Masz dowód? Nie. Nie ma tam miejsca dla mnie. Rada mnie nie docenia. Od zawsze.
-No to zaczną Cię doceniać.
-To się nie zmieni.
-Miałeś wizję Mocy, że tak twierdzisz?
-Wiem po prostu, że się to nie zmieni.
-Nie masz pewności.
-Nic nie wiesz, Atari.
-Spokój.-powiedziały w tym samym czasie Padme z Ahsoką.
-Anakin, wróć. Tak będzie najlepiej.-stwierdziła Naberrie.
-Obiecałem Ci coś i nie zamierzam złamać tej obietnicy.-odpowiedział jej mąż.
-Nie wiedzieliśmy, że tak będą się toczyły sprawy. Później uporamy się z planami na przyszłość. Teraz ważniejsze jest schwytanie Palpatina.-Amidala rozumiała dokładnie jaka jest stawka.
 Skywalker sam nie wiedział co ma myśleć. Z jednej strony chciał złapać Palpatina i zaprowadzić go ostatecznie przed oblicze sprawiedliwości. Z drugiej; chciał żyć z Padme w odosobnieniu od tego wszystkiego. Tyle razy jej obiecywał, a teraz ona sama chce to zmienić. Nie wiedział czym sobie na to zasłużył. Był rozdarty pomiędzy jedną, a drugą stronę. Czuł wiarę Ahsoki w spełnienie wszystko co chciałaby, czyli też jego powrotu. Nie było go jeden dzień, ale dziewczyna nie wyobrażała sobie życia bez niego w Świątyni. Ta więź kiedyś musiała się rozwiązać, ale na razie o tym nie myśleli. Nie myśleli o tym, że opuszczą siebie jako Mistrz i Rycerz Jedi. Że już jeden nie będzie musiał pilnować drugi. Będą na jednej równi. Ona będzie mogła mieć padawana i przekazywać mu wszystko, czego nauczyła się od Anakina. Ale nie myśleli o tym. On myślał o chwili, która spełniła się poprzedniego wieczoru.
 Trzy pary oczu były w niego zapatrzone. W dużym, niebieskim salonie panowała napięta cisza, która podkreślała wyczekanie trzech kobiet na decyzje byłego Jedi. On stał nieruchomo myśląc co począć w tej sytuacji. Choć dla innych ta sytuacja wydawałaby się banalna - dla niego zdecydowanie nie była. Musiał wybrać między obowiązkiem i prośbą ukochanej; a obietnicą, którą ją złożył już dawno temu, za nim na jego drodze stanęła Ahsoka.
 Mimo wszystko zdecydował na jedno. Decyzję będzie pamiętał do końca życia. Będzie wspominana zapewne przez długie lata. Albo odzwierciedli szczęście, albo przyniesie mu wielkiego pecha, którego nie będzie się dało za żadne skarby cofnąć.
-Wracam.-powiedział wreszcie.
______________________________________________________
Lalalalalalalalala... :P On musiał wrócić... :P Wiem, że tylu to pisało, ale ten rozdział jest napisany dawno temu i z mojej decyzji :P
Dedyk dla:
Patataja ♥ i Jainy ♥

NMBZW! 

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 73



                                                                      ~~Ahsoka~~

 Przez większość nocy nie mogła zasnąć. Dzięki Ventress, Jedi ginęli. jedynie co podnosiło ją na duchu to to, że żałowała. Lecz nadal czuła ból. Śmierć tylu Jedi odcisnęła się mocno na jej młodym sercu. Nic nie mogła na to zaradzić. Nadal nie wiedziała czy ktoś z ważnych jej osób żyje. Wyczuć też nie umiała. Każda próba powodowała echo, które dudniło jej w całym ciele, a najbardziej w umyśle. Nie pomagało jej się to skupić, przez co nie mogła nawiązać kontaktu z Mocą. Było to nie do zniesienia. Wieczna niewiedza, wieczne zmartwienie... musiała czekać na raporty, które przedstawią w nie wiadomo kiedy. Ale było coś co zdecydowanie podnosiło ją na duchu. Nazajutrz miała udać się z Atari do Anakina i Padme. Miały przekazać informacje i przekonać Skywalkera do powrotu. Nie myślała, że może się nie zgodzić. Że właśnie po to odszedł. Dla niej było ważne, że go zobaczy. Po niespełna jednym dniu może go zobaczyć. Stęskniła się. Wróciła, powalczyła, rozdzieliła się, znowu wróciła... on opuścił Zakon. Nie miało to dla niej sensu. Wszystko się psuło. Zawsze coś stawało na drodze. Potrafiło to uszanować. Potrafiła uszanować, że chciał być szczęśliwy. Że chciał żyć inaczej, nie jak Jedi. Wiedziała, że woli miłość. Że woli kochać i posiadać rodzinę niż być w Jedi. Ale wiedziała, że zależy mu na niej. Była jego padawanką i przyjaciółką. Nie chciałby wymienić ją na kogoś innego. Znała jego sekrety, a on zabronił jej je wyjawić tylko po to, by była bezpieczna, a on był szczęśliwy. Ale co z nią? Przecież ona tak nie była szczęśliwa. Było dobrze, kiedy on był w Zakonie. Była za tym by wrócił. Wiedziała, że jakoś się ułoży. Była dobrych myśli.
 Od kilku godzin leżała na nieskazitelnie pościelonym łóżku z oczami wbitymi w szary sufit. Jej pokój nie był nadzwyczajny, ale pod pewnym względem oryginalny. Podłoga była zrobiona na wzór pasków na lekku i jedynie to było wyjątkiem. Reszta - podobna do innych pokoi. Szare ściany i sufit. Proste łóżko i pościel. Obok łóżka jedynie szara, podłużna etażerka. Prostota to coś co miało sprzyjać Jedi i tak było w przypadku Tano. Patrzenie się w szary sufit pozwalało jej intensywnie myśleć, niż patrzenie się na różne wzory, czy podziwiać jakiś kolor, który nigdy się nie znudzi. Szarość... była pusta i nudna od zawsze. To pozwalało jej się skupić. Ale nie na długo. Wreszcie musiała się namyślić i skończyć, co miało miejsce. Nie mogła też zasnąć. Wiedziała, że próba skontaktowania się z kimś nie było słuszne, ale musiała. Nic nie robienie w tej sytuacji sprawiało, że mogła w każdej chwili oszaleć. Wbrew woli Rady, musiała wreszcie działaś. Była posłanką i powinni dawać jej takie pozwolenia, ale nie dali. Nie miała do tego prawa i rozumiała to, ale musiała. Po prostu musiała.
 Wstała na nogi rozciągając się. Kręgosłup od kilku godzin był drętwy. Nie zmieniała pozycji od kilku godzin. Całe ciało było obolałe, ale dla nie był to pikuś. Schyliła się - co pozwoliło rozruszać parę mięśni - po miecze, które leżały na etażerce i przypięła je do pasa, by mogły swobodnie obijać się o jej chude uda, po czym ruszyła przed siebie. Próbowała skontaktować się przez bardziej większe łączę niż komlink. Rada chciała czekać na połączenia od Jedi. Niby najpierw członkowie Rady i jedna posłanka, ale jeżeli Jedi żyją też będą musieli się skontaktować. Od przypadku połączenia tworzy się kolejka, na którą togrutanka nie chciała czekać. Sama chciała się skontaktować tylko z trzema osobami. Z tymi, o których najbardziej boi. Strach prowadzi do cierpienia, a ona właśnie kierowała się takim strachem. Jeżeli im się coś im się stanie lub któryś z nich umrze, ona będzie cierpieć. Wszyscy to są przyjaciele. To jest rodzina, która na prawdę o nią dba.
 Szła przez ciemne korytarze, które pochłaniał mrok nocy. Swoich zmysłów musiała używać jedynie niekiedy, ponieważ większość drogi prowadziła przez korytarze, które po jednej stronie miały okna rozświetlające korytarze światłami wyłaniających się z wielu okien drapaczy chmur. Na korytarzach było pusto i cicho. Jedynie co dało się usłyszeć, to stąpanie Togrutanki. Jej buty nie były płaskie, ale podeszwa była lekko twarda. Nikt prócz niej tam nie był. Jedi nie przemierzają obszernych korytarzy Świątyni o tej godzinie, a tym bardziej adepci, którzy nie powinni. Padawani też nie powinni, ale ich tyczyło się to w mniejszym stopniu. Lecz dziewczyna - przynajmniej według niej - miała poważny powód. Niewiedza zaczęła podniszczać ją od środka. Nie była cierpliwa podobnie jak Anakin.
 Krzyki. Dziewczęce krzyki było słychać wyraźnie. Były one... dziecinne. Padawanka Wybrańca doszła do wniosku, że to była Adept. Adeptka, której niewątpliwie coś się działo, przez co Ahsoka pobiegła w stronę echa przerażonego zgiełku dziewczynki. Dziewczynką, która krzyczała była Adeptka, która miała długie; czekoladowe; spięte w warkocz włosy. Twarz wyglądała znajomo. Była to Ymel. Jej gardło było ściśnięte przez duże, męskie dłonie. Wiedziała, że nie był to osobnik rasy ludzkiej, ale nie zauważyła do jakiej rasy mogły należeć.
-Ymel!-krzyknęła dziewczyna. Napastnik puścił małą i zaczął uciekać.-Zostań tu!-poleciła adeptce i pobiegła za złoczyńcą. Nie miała pojęcia jak się dostał do Świątyni. Zdecydowanie nie był to Jedi, ponieważ nie czuła od niego wrażliwości na Moc, która jest przewodnikiem życia Jedi. Tajemnicza osoba niespodziewanie rzuciła się na okno, które rozbiło się przez siłę jego ciała. Razem z kawałkami szkła. Tano zauważyła, że okno było nowe. Było to to samo miejsce, przez które wyskoczyła Barriss podczas pojedynku z jej Mistrzem. Widać było, że jest nowe. Była to pamiątka po zamachu, a teraz pozostanie pamiątka po sobie, która nawet nie ujawniła swojej twarzy. Nie było widać jakiej jest rasy. Zaczęła obwiniać się, że nie próbowała lepiej zadziałać. Nie mogła zobaczyć kto to był. Zrezygnowana wróciła do biegiem do Ymel.
-Coś Ci jest?-spytała gdy pojawia się przy dziewczynce. Mała kurczowo trzymała się za prawe ramię. W szparkach między paluszkami dziewczynki, zaczęły wypływać kropelki krwi. Ymel nie płakała, ale było widać na jej twarzyczce skupienie i walkę z łzami. Taki cios, dla sześcioletniego dziecka ogromnym bólem, a ona próbowała być twarda. Twarda, jak czteroletnie dziecko, które stłucze sobie kolano i musi nie płakać. To samo było teraz. Bycie Jedi nie jest łatwe, ale czy ktoś kiedykolwiek spodziewał się napadu w środku Świątyni w dodatku na adepta? - Zabiorę Cię do Sal Uzdrawiania.-Wzięła dziewczynkę na ręce, by droga minęła szybciej. Zaraz po ty zadała jej dziewczynce pytanie.-Co Ty tu w ogóle robiłaś? Nie powinnaś chodzić o tej porze.
-Coś złego wyczułam. Najbliżsi Jedi są dopiero na drugim piętrze, więc chciałam powiedzieć. Nie umiałam czekać do rana. A tu nagle ktoś mnie zaatakował. Wiesz kto?-spytała.
-Niestety nie.

                                                               ~~Barriss~~

 Na Felucii zagościł średniej siły wiatr, pod którego biegła z Ekrią. Czuła go na twarzy, jak i kosmyki włosów, które nie poprawiła od kilku dni. Na głowie miała swój stary kaptur, których chronił jej głowę. Jej organy, mimo że kryły się pod dłuższymi włosóami, nadal musiały być chronione, ale tylko dlatego, że dziewczyna nie miała specjalnego środka przeciw wysuszeniu, które zaleciła jej Padme. Nie miała tego przy sobie tym razem, lecz kaptur dobrze ją chronił. Kosmyki przeszkadzały jej trochę, ale nie miała kiedy je spiąć dokładnie. Na bitwę poświęca się odpowiedni czas, w którego grafiku mieści się tylko jedno - walka. Nie było tam poprawiania włosów, mimo że i tak Jedi byli obojętni, lecz każdemu coś przeszkadza.
 Zatrzymała się w jednym miejscu, słysząc roboty bojowe i inną broń, która nie była bronią klonów. Dała znak padawance, by była cicho i nie załączała miecza dla bezpieczeństwa, lecz miała robić to co ona, czyli w tym momencie spokojnie i cicho iść. Poruszały się cicho, by tylko nie zwrócić i nie wkopać się do walki, która mogła nie być ich. Felucianie nie byli uzbrojeni w taką broń i się schowali w podziemiach by tylko nic im się nie stało. Obrona ich domu należała do Republiki. Jedi zgadła. Nie była to Republika przeciw droidom. Nie była to nawet walka mieszkańców przeciw droidom. Byli to Zygerrianie, którzy z  łatwością niszczyli blaszaki nadające się później tylko na złom.
 Dziewczyna dała znak uczennicy i odbiegły pośpiesznie w stronę, z której przybiegły.
-To byli Zygerrianie.-powiedziała barolianka, gdy zatrzymały się wiele metrów od miejsca, w którym zobaczyły coś co zupełnie zbiło obie z tropu.
-Mhm.-odpowiedziała równie zdziwiona i lekko zdyszana Offee.
-Co oni tam robili?
-Nie wiem, ale trzeba wracać do punktu zbiorczego. Cokolwiek jest przyczyną tamtej walki, nie możemy w nią wejść. Nie wiemy o co idzie. Musimy zostawić Felucian tutaj w ukryciu i najwyżej przysłać innych Jedi. Trzeba to jak najszybciej wyjaśnić. Jeżeli wchodzą w Wojny Klonów, to niestety wojna się nie kończy. Musimy wracać. Chodź.
 Bieg wspierały Mocą, by jak najszybciej dobiec do Aayli Secury. Młoda Jedi ufała Twi'lekance bo wiedziała iż jest mądra. Barriss sama taka była, ale była jeszcze młoda by wszystko to pojąć. Całe życie, które wydaje się wszystkim proste - jest skomplikowane bardziej od zamachu.
___________________________________________
Czy tylko ja mam tak dużo nauki? :c Można oszaleć prawda? :D Wczoraj spotkała mnie niespodzianka. Patrząc na statystki byłam wręcz zdziwiona, więc... dziękuję Wszystkim .___.
Dedykacja dla:
Idul - wracaj proszę :C <3 
Soni - my jesteśmy jakieś durne xD <3
Brato-Wnuczka - co ja bym bez Ciebie zrobiła? <3
Ali Skywalker - tak super się z Tobą gada. Czekam aż gg założysz :**

NMBZW!

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 72


 ~~Asajj~~

 Różnorakie obrazy zaczęły szybko przelatywać przez jej umysł. Mimo że było to błyskawicznie, dla dathomirianki działo się to w spowolnionym tempie. Mała, łysawa Dathomiranka została oddana w niewolę gangsterowi  Hal'Stedowi. Rattatak. Zamieszki. Śmierć jej pana... wszystko odbiło się to na malutkiej; słodkiej; bladej postaci, która była przerażona i krzyczała "Mistrzu!". Wtem przed nią stanął człowiek. Trzymał w rękach niezwykłą broń. Zaraz po tym widziała swoje szkolenia w Świątyni, dorastanie... aż wreszcie: śmierć mentora. Na zawsze znienawidziła Jedi i Zakon. Żyła w nienawiści do wszystkiego, aż do momentu walk na arenie, kiedy zjawił się niejaki Hrabia Dooku. Był zadowolony ze zdolności, które pokazała. Tak stała się jego uczennicą i nową Separatystką.
 Wiele walk i pojedynków przemknęło jej przed oczami, ale tylko kilka zostało jej najdłużej. Młoda Togrutanka, młody ciemno-blond mężczyzna oraz mężczyzna w ciemniejszych włosach i wieku średnim. Cała trójka była Jedi i najczęściej pokazywała się razem. Nagle zaczęły pokazywać się ich pojedynki. Ona kontra jedna z trójki, dwójka z nich.
 Później przez głowę przemknęło jej wiele zdań, słów, liter... nagle zatrzymało się na obrazie mrocznej planety. Otoczona przez kilka prawie zamaskowanych; chudych kobiet, które patrzyły na nią wrogo. Nagle pojawiła się starsza kobieta, która zabrała ją do jakiegoś obozu. Nagle nastąpiły obrazy, które przedstawiały zamachy na Hrabię Dooku. Następnie był pokazany Zabrak, który leżał i był otaczany magią Wiedźm. Później zaatakowanie wraz z nim Dooku.
 Kolejne obrazy zaczęły przelatywać jej przed oczyma. Teraz działo się wszystko w bardzo szybkim tempie, aż do zatrzymania się na obrazie kiedy atakuje Togrutankę podobną do tej, co widziała wcześniej. Tym razem była bez mieczy. Nad jej szyją były skrzyżowane dwa czerwone miecze świetlne i wyglądało to, jakby to Ventress je trzymała, bo tak też było.
 Następnie uciekała z tą samą młodą dziewczyną przed kanonierką zaraz po tym, jak poprosiła ją o pomoc. Późniejszymi wizjami atakuj żołnierzy-klonów, którzy przybyli kanonierką, przed którą wcześniej uciekały. Potem znalazły się w jakimś magazynie, gdzie rozdzieliła się z Togrutanką i po chwili przed jej oczami nastąpiła ciemność. Nie widziała nic więcej po za ciemnością. Lecz zaraz znowu zaczęło wszystko szybko przemykać jej przed oczyma. Znowu widziała siebie i Togrutankę. Ponownie poprosiła ją o pomoc. Następnie pojawiły się obrazy, które przedstawiało jej i nastolatki życie. Szukały jedzenia, spały w jakieś dziurze na wyjętych matach ze śmietnika. Później widziała szukanie mieczy świetlnych, aż później pożegnanie z dziewczyną. 
 Kolejne obrazy, które również znowu zaczęły przemijać z szybką prędkością, przedstawiały jej losy odzwierciedlające życie, które prowadziła przed kolejną prośbą dziewczyny. Aż wreszcie nastała kolejna scena, która działa się w normalnym tempie. Poczuła ostry ból w plecach, a następnie walczyła z zakapturzoną postacią. Po jakimś czasie było wiadome, kto jest ową osobą. Maul...
***
 Udało się. Czuła, że się udało, ale żałowała. Ból, który czuła po śmierci kilkuset Jedi pozostawił pamiątkę. Kolejny ból, który doprowadził ją do upadnięcia na kolana.
-Ahsoko... wybacz mi.-rzekła z poczuciem winy.

                                                         ~~Rada Jedi/Królowa Apailana~~

 W samym środku komnaty Najwyższej Rady Jedi, widniał hologram przedstawiający posturę niedawno wybranej i najmłodszej dotychczas królowej Naboo - Królowej Apailany. Mimo tak młodego wieku, poddani szanowali ją równie tak samo jak niegdyś Królową Amidalę. Amidala została wybrana na królową pod koniec trzynastego roku życia. Natomiast Apailana - pod koniec dwunastego. Różnica kryje się w tym i w paru owych sprawach. Amidala miała duże poparcie i poddani bardzo jej ufali. Czy Apailana zasłuży na podobny los? Moc nie umiała tego przewidzieć, przynajmniej według Koruna - Mace'a Windu. Skontaktowali się z królową by omówić sprawę dawnej Królowej Naboo oraz Anakina Skywalkera.
-Ludzie ją popierają.-powiedziała o byłej Królowej, która rządziła w czasach jej początkowego życia.
-Potrzebujemy Anakina Skywalkera. Myślę, że można dla niego nagiąć przepisy.-odezwał się po raz któryś Mace Windu.
-Będą ich prześladować. Trzeba utrzymać tajemnicę między nimi, Wami, mną i rodziną Senator Amidali.-zaproponowała królowa.
-To dobry pomysł, Wasza Wysokość. Sądzimy iż jego dziecko będzie wrażliwe na Moc i będzie musiało tu zostać. Od zabicia Palpatina, będą mogli żyć spokojnie.-odezwał się Saesse Tiin.
-Nie sądzę, że Skywalker wróci. Odszedł z własnej woli.-zauważyła Shaak Ti.
-Potrzebujemy go. Po za tym każda osoba wrażliwa na Moc, jest skazana na trening w Świątyni Jedi.-odpowiedział Windu. Nie zamierzał wyrywać dziecka Skywalkerowi, ale musiał go oddać. Było pewne, że są wrażliwe na Moc, więc nieuniknione było to, że trafi do domu Jedi tak czy siak. Musiał go puścić dobrowolnie. Mace nie zamierzał po raz drugi użyć siły, a tym bardziej na dziecku Senator Amidali. Nie było dnia, w którym nie obwiniał się za to, że musiał tak brutalnie odebrać rodzinie Orgeen, małą Atari, która została uznana za część rodziny Naberrie. Skoro jest uznana i tak się traktują, to nie mógł ponownie zrobić to jej rodzinie, a tym bardziej rodzonej. Owszem, Padme traktowała Atari niczym rodzoną kuzynkę, mimo że nią nie było, ale nie wykluczało by to zdenerwowania po tym, jakby się tego dowiedziała. Coś gorszego od zabrania Dathomirianki siłą, było zabranie dziecka Naberrie. Nie oddałaby go, ale uznałaby to za słuszne, lecz problem tkwi nie w jej decyzji, lecz w Skywalkera. Chciał skończyć z Mocą, ale oddanie synka bądź córki Zakonowi Jedi, spowodowałoby rozwalenie rodziny, dla której odszedł. Dla niego nie wchodziło to w grę.
-On nie odda tak szybko dziecka.-powiedziała Togrutanka.-Ale Amidala zrobi to co słuszne.-dodała.
-Jeżeli Anakin będzie tutaj z dzieckiem, to pozwoli.-odezwał się Agen Kolar.
-Sio Bibble, będzie jedynie o tym wiedzieć z naszej służby. Padme mu ufa. Rodzina jeszcze. To zaufane osoby.-powiedziała Królowa.
-Rada i posłanki mogą wiedzieć. Reszta nie.-stwierdził Korun.
-I tak się ktoś zorientuje. Będą podobni. Nie każdy Jedi jest tak jaki, jak ma być.-powiedział Kit Fisto.
-Ahsoka ma jeszcze innych przyjaciół. Na pewno się dowiedzą. -powiedział Saesse Tiin.
-To już nie moja sprawa. Zrobicie to, co słuszne. Ja tylko utrzymam to w tajemnicy.-powiedziała dziewczyna.
-Czyli wszystko usta...-Koruński Jedi przerwał swoją wypowiedź czując ostry ból. Niewątpliwie wielu Jedi ginęło. On to czuł. On to wszystko czuł. Czuł nie umiejąc określić kto dokładnie umiera. Ból psychiczny był nie do zniesienia. Nie umiał określić czy to sztylet przebija jego serce, czy wiele igieł, które nie pozostawiły wolnej przestrzeni się przekuły mu serce. Oba były tak samo bolesne.
-Co się dzieje?-spytała przerażona królowa. Jej młoda twarz była zapewne blada, pod makijażem.
-Jedi giną.-Ton głosu Windu, był nie do ocenienia. Z przyzwyczajenia mówił bezwzględnie, ale dało się wyraźnie wyczuć obawę i strach.
-Jak to?-spytała.
-Nie wiem. Coś jest nie tak. Wielu Jedi zginęło w tym samym czasie.-odpowiedziała Shaak Ti. Jej oczy były szeroko otwarte bez wyrazu, próbując odszukać coś w głąb czegoś, co nie istnieje.
 Drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wbiegły dwie siedemnastoletnie Togrutanki. Nie było to kulturalne, ale były mocno przerażone.
-Kto ich zabija?-spytała od tak nie zauważając, że tuż na samym środku widnieje hologram Królowej Naboo. Za to jej przyjaciółka przeciwnie. Gdy tylko zauważyła postać Apailany, ukłoniła się z szacunkiem, a Ahsoka po chwili dezorientacji podobnie uczyniła.
-Nie wiadomo Ahsoko.-odpowiedział Kit Fisto.
 Zaraz po tym nadeszło połączenie z więzienia. Przed nimi stał Komandor Fox, który był dowódcą specjalnym na Coruscant.
-Generale Windu. Proszę wybaczyć, ale mam ważną wiadomość.-rzekł ze spokojnym tonem.
-Mów.-poprosił Korun.
-Palpatine uciekł, a Mass Amedda nie żyje. Zginął przez strzał w serce. Prawdopodobnie Palpatin go zabił.-odpowiedział.-Dostaliśmy jeszcze materiał z Kamino, który kazano przekazać.-dodał i zniknął.
-Królowo. Na ten czas raczej skończymy. Wszystko już ustalone.-stwierdził.
-Tak. Dobranoc.-pożegnała się i zniknęła. Jej posturę zastąpił obraz Asajj Ventress w jednym z pomieszczeń domu Żołnierzy-Klonów. Wcisnęła pewien guzik, a po kilkudziesięciu sekundach zgięła się w pół. Po dłuższej chwili wstała. Na ekranach pojawili się Jedi umierający z rąk klonów.
______________________________________________
Niech wena idzie, bo zwariuję x.x
Dedykejszyns for Ewryfink :3 <3

NMBZW!