niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 137


                                                   ~~Fives~~

  Bacznie obserwował miasto z góry szukając siedemnastoletniej Togurtanki, wzrostu metr siedemdziesiąt. Równie dobrze, mógł rozwiesić ulotki z flimsiplastu na każdym myśliwcu, który zjawi "Szukam Togrutanki". Nie, to słabe, brzmi, jak ogłoszenie matrymonialne. W każdym razie, na pewno by coś wymyślił, żeby tylko znaleźć zaginioną padawankę. Nie mógł zawieść Anakina, tak, jak... co? Czemu przyszła mu do głowy ta niedorzeczna myśl?! Przecież sam uważał, że Rex nic nie zrobił i próbował odwieść od tego przekonania swojego załamanego kapitana.
    - Fives, tam jest jakiś batalion. Zajmiemy się tym? - zapytał jeden z żołnierzy.
   - Jesteśmy w sektorze Separatystów, ale z drugiej strony, nie mogą od tak się oddalić. Zdecydowanie zostali wysłani na zwiad. A skoro wysłali nowe modele, to nie z byle jakiego powodu. Mam przeczucie, że tam może być nasza pani Komandor.
    - Mówisz, jak Jedi - skomentował jeden z klonów.
    - Czy mieć wyrażać się słowami "Mam przeczucia" musi od razu znaczyć, że naśladuje się Jedi? I czemu to w ogóle tak komentujesz, co? Masz jakieś złe zamiary? Wirus cię dopadł? - dopytywał Fives.
    - Nie, nie mam ochoty zabijać Jedi. Spokojnie, Fives. Wiemy, że przerasta cię ta sytuacja, ale nie miałem nic złego na myśli. Załatwmy te droidy! - zachęcił, kiedy znajdowali się coraz bliżej powierzchni.
   Zobaczyli, że jakiś droid wskazuje na nich swoim metalowym łapskiem, ale zaraz któryś z żołnierzy Republiki odstrzelił mu łeb. Ktokolwiek to był, zaczął całą jatkę. W sumie, nie mieli jakiegoś konkretnego planu, a to rzadkie zjawisko wśród żołnierzy, zwłaszcza komandosa.
    - Naprzód, panowie! Dalej! Rozwalić ich! - krzyczeli na łączu prywatnym. Zapewne, gdyby nie ćwiczyli tego od lat, ich bębenki uszne szlag by jasny trafił.
    Nie zaprzeczali, że nowe modele droidów spisywały się na medal, bo klonom opornie szło rozwalanie ich, a B1 i B2, to już bułeczka z masełkiem z najlepszej restauracji na Coruscant. Z przyzwyczajenia można wiele zdziałać, a do tego wpisywało się niszczenie automatów Separańców.
    Krzyk brata, który został postrzelony, to jeden z najgorszych dźwięków w galaktyce, a Fives nie miał innego zdania. Ale oni mogli się lekko mścić. Zabiłeś mi brata? Zginiesz tak czy siak, ty puszko.
    Po skończonej jatce, komandos zdjął hełm i rozejrzał się. Zza murku wyłoniła się czarna czupryna, a obok niej małe, niebieskie rogi. Po chwili jego oczom ukazała się, poszukiwana przez swojego Mistrza, Ahsoka Tano, a bok niej... nieznany Five'sowi człek.
    - Pani komandor, generał Skywalker cię szuka! Co ci się stało? - zapytał z niedowierzaniem. Jej wygląd był masakryczny. Na jej ciele, w tym na wielu ranach, osiadł pył, który może spowodować skażenie.
    - Cóż... chyba nie będzie zadowolony, jeżeli złożę mu raport - wypowiedziała między jękami bólu.
    - Czyli najgorsze się dopiero zaczyna - stwierdził komandos.
    - Fives, co to ma znaczyć? - zdziwiła się.
   - Pracę nad wyłączeniem rozkazu trwają, ale żołnierze nadal są podatni na tego wirusa... Rex strzelił do Generała. Nie możemy z nim normalnie porozmawiać. Jest skryty w sobie, fabryka wybuchła, ty twierdzisz, że generał nie będzie zadowolony...
    - Bo to ja spowodowałam wybuch fabryki - przerwała mu.
   - Nieprawda - zaprzeczył nieznajomych klonom człowiek. Pewnie jakiś cywil. - Nie zdążyli uwolnić nas wszystkich. Droidy zaatakowały, strzelali gdzie popadnie i... bum! - streścił całą historię.
    - Ale... nie Rex. Nie mógłby strzelić... - mówiła roztrzęsiona.
   - To dopada znienacka. Może ja będę następny. Jedi muszą się sprężać, jeżeli chcemy to zatrzymać.
   - Podrzucicie nas na plac? - poprosiła.
    - Po to tu jesteśmy - odpowiedział z uśmiechem.

                                          ~~Obi-Wan Kenobi~~

    To niemożliwe, że to słowa przepowiedni o wybrańcu. Nie mógł w to uwierzyć i cały czas przypominał sobie niektóre fragmenty, ponieważ nie zdołał zapamiętać wszystkiego na raz. Jak wiadomo, po jednym razie taki tekst - nie bardzo, a sławny Obi-Wan Kenobi przecież już miał swoje lata... niestety, wielu o tym zapomina... jak on większość tekstu, który, prawdopodobnie był o jego najlepszym przyjacielu... unikanym przez Obi-Wana Kenobiego, bo starszy strzelił focha i nikt zmiany doczekać się nie może.
    Kiedy wrócił ze służkami na plac, na drugi dzień rano został wysłany do stłumienia nowo utworzonej strefy Separatystów po drugiej stronie miasta. Królowa, wiekiem rządzenia, jak i skutecznością jej strategii, była podobna do senator Amidali i od razu poprosiła o wysłanie tam wojska. I tak już zabolał ich fakt istnienia "bazy" w jednej części miasta, reszty nie zamierzali oddać. Nie ma mowy!
    Po wypełnieniu misji, dostał przydział w pobliskim mieście, w celu pomocy Mistrzowi Plo Koon'owi i Bultar Swan. Separatyści zorientowali się, że tracą drugie ważne miasto i postanowili interweniować, a dwoje Jedi i mała garstka armii czekająca na posiłki nie dałaby sobie z tym rady. Separańce nigdy nie grali czysto... tfe! A czy na wojnie w ogóle ktoś gra fair? Wszystkie chwyty dozwolone, ale i tak, mimo wszystko, każdy się skarży, bo to niesprawiedliwe! Tak nie powinno być.
    Wezwał do siebie jeszcze jeden z batalion i pognał a północ od wodospadu znajdującego się obok pałacu.
    Słońce powoli zaczynało się nudzić trwającym dniem, więc bardzo powoli, aby potem szybciej, zaczęło zmierzać w dół, ku horyzontowi, a Obi-Wan czuł, że może swobodnie oddychać. Kolejny dzień już zaczyna mieć za sobą, kolejny dzień... bez przyjaciela. To zauważenie ponownie odebrało mu swobodne korzystanie z wszechobecnego tlenu.
    To o jego najlepszym przyjacielu mówi przepowiedni, to on będzie potrzebował pomocy Obi-Wan, a co robi Obi-Wan? NIC. Po prostu go olał, tylko dlatego, że Anakin chciał sobie ułożyć życie. Ile osób mówiło Kenobiemu, że źle postąpił? Że nie ma o co się obrażać, że tak miało się stać. On nie słuchał i teraz czuł się, jak kompletny idiota, bez uczuć, jak starzec, bo za wolno analizuje swoje uczucia. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mógł tego zrzucić na swój wiek.
    JESTEM IDIOTĄ, powiedział sobie w myślach.
    Miał tyle doświadczenia, ale stwierdził, że nic nie wie. Był ślepy, na co uczulał go Qui-Gon. Za młody, żeby wiele rzeczy zauważyć, choć wiele osób twierdziło, że jest niezwykle mądry za swoją spostrzegawczość. Za spostrzegawczość, która w tamtym momencie stała się nieważna. Nie potrafił dotrzymać obietnicy, nie pilnował Anakina, nie wspierał go, zwłaszcza w trakcie bitwy o Naboo. 
    - Generale, zbliżamy się do miasta - poinstruował go Cody.
    - Dobrze - odpowiedział Jedi i przygotował się do wyjścia. Jego kroki były chwiejne, jakby zaraz miały odzwierciedlić początek jego załamania psychicznego. Tak mu się wydawało, że jest już na skraju, że Moc chce go ukarać za złe pielęgnowanie przyjaźni oraz za zaprzestanie w ostatnim czasie. Tak, należało mu się. Pewność tego stwierdzenia nie zamierzała go opuszczać.
   Wrota kanonierki otworzyły się, a blask słońca chwilowo oślepił Mistrza Jedi. Kolejna kara, bo oślepiło go najgorzej w całym jego życiu.
    Czy to miało zwiastować fakt, że go więcej nie zobaczy?
    Tfe!
    Gdyby to były słowa - od razu by je wypluł, ale ta myśl, w jednej chwili, mocno zagnieździła się w jego umyśle.
    Anakinie, przyjacielu, mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. Bo ja cały czas nad tobą czuwam, bracie.
________________________________________________________
Moje pisanie rozdziałów to jakaś katastrofa, trzymajcie kciuki, żebym skończyła dziś 141 a jest dużo do wykończenia, zanim jutro pojadę na wycieczkę :/
Dedykacje dla: (Dawno nie było :P)
Soni - Poniatovsky, Patelnia i Caryca (Też se screena zrobiłam, a co xD) ♥
Madzi - Odblokuj musk >.<
I pozdrawiam Jawę, bo w końcu wróciła ^^ ♥

NMBZW! 

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 136


                                                       ~~Ahsoka~~

    - STANG! - wrzasnęła z bólu. Nie chciała się poddać. Nie w tym momencie, nie po takim strzale, nie po tym co już zrobiła. Niestety, jej widzimisię, a stan zdrowia miały odmienne zdanie w tym temacie. Ona chciała iść dalej, wręcz biegnąć, a żebro wolało zmusić ją do postoju i prawdopodobnie do śmierci, ale Darred jej nie zostawił. Wrócił się po nią i choć sam twierdził, że przeżywa wielkie katusze z powodu swojej nogi, to pomógł jej przejść. Ahsoka, mimo wszystko, dalej odbijała strzały swoim mieczem świetlnym. Jej towarzysz nie potrafił stwierdzić, jak ona to robi, na jakiej podstawie to działa.Wiedział jedno, dziewczyna jest niezwykła. Nawet, jak na Jedi.
    - Nie przedrzemy się - zawyrokował.
    - Nie bądź pesymistą. Nie mogę zawalić po raz kolejny! - upierała się dziewczyna. - Wychodź z tej uliczki.
    Skręciła w prawo i schowała się za murkiem, który tworzył taras. Idiotyczny pomysł na kryjówkę, zwłaszcza, że poczłapała do rogu, a tam na pewno ją zauważą, jeśli zechcą szukać w pomieszczeniu. Zorientowała się, jaki popełniła błąd, ale było już za późno.
    Stang! Ahsoka, co jeszcze zawalisz podczas tej bitwy? Niech ten dzień się skończy! Skoro mam tak dużo roboty, i przy okazji błędów, to czemu czas leci tak wolno?!
   Przyłożyła rękę do rany. Miała ochotę to jakoś skomentować... jakimkolwiek słowem, czy przekleństwem, po prostu chciała to ocenić, ale dokładnie słyszała kroki droidów i musiała siedzieć cicho.
    Mistrzu, wiem, że mimo wszystko mnie usłyszysz. Pomóż mi. Dalej tak nie damy rady.
    W uszach zaczęło jej szumieć, jak po dobrej wizycie w kantynie, głowa zaczęła boleć i wiedziała, że te wszystkie urazy wpływają na jej samopoczucie i odporność, a potrząsanie nią przez Darreda wcale nie pomagało. Najchętniej zebrałaby w sobie ostatnie siły i spoliczkowała go tak, jak nigdy w jej, jak i jego życiu.
    Energicznie - Moc wie, skąd znalazło się w niej tyle siły w tamtym momencie - odepchnęła jego dłoń i oparła się głową o murek. Zaczęła ciężko oddychać, ale cały czas starała się robić to, jak najciszej, co ją wykańczało, więc nic jej nie pomagało.
    - Gdzie oni są? - zapytał jeden z droidów.
    - Pewnie w budynku - założył drugi B1.
   - To jest Jedi, nie jest taki głupi, żeby znowu chować się po budynkach - skarcił pierwszy drugiego.
    Słyszała coraz mniej, jakby powoli traciła słuch lub mdlała.
    Jej umysł ogarnęła ciemność, miała wrażenie, że znalazła się w próżni, ale to uczucie nie trwało wiecznie. W końcu pojawił się głos.

                                                  ~~Palpatine~~

    Obserwował wszystkich i nie mógł znieść widoku, jak ta mała, przebrzydła togrutanka, Ahsoka Tano, bawi się jego w wojskiem w podchody. A ten cywil to skąd? Po co go za sobą ciągnie? Z jednej strony, trochę krzyżuje plany Palpatina, ale z drugiej strony ten mężczyzna ją tak spowalniał, że tylko dodawał Separatystom punktów. Szczerze, to sam miał już dość tej armii. Jego plany pokrzyżowały się, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo lekceważył Skywalkera. A już miał go w garści!
   Chwała Mocy, że jest coś takiego, jak plan awaryjny wymyślony na ostatnią chwilę! Ale i tak największym błogosławieństwem galaktyki jest niewyobrażalnie wielka genialność rozumu Palpatina.
    Wierzył w te tępe droidy, bo w sumie Jedi nie powybijali się nawzajem na Arenie Pentraki. To droidy wykończyły trzy czwarte z ponad dwustu Rycerzy świata, którzy przybyli na Geonosis. Zanim zjawiła się Republika, do wielu Jedi zawitała śmierć. Właśnie przez te droidy, ale większość galaktyki i tak to miała w zadkach banthy, bo Armia Republiki składająca się z klonów to... WAR tamto... ale i tak Jedi umierali! W mniejszych odstępach, ale umierali!
    Miał dość!
    Wyciągnął rękę w stronę pulpitu, aby skontaktować się z dowodzącym droidem. Ta dziewczyna z sekundy na sekundę coraz bardziej działała mu na nerwy. Zabicia Tarkina nigdy jej nie odpuści. Sam by się nią zajął, ale pragnął, aby zginęła w najbardziej haniebny sposób. Taka śmierć zaboli, jak nic innego. Ją, w ostatnich chwilach życia i potem, gdziekolwiek ześle ją Moc; jej bliskich - za to, że się tak dała załatwić. Głupi bachor.
    Zatrzymał rękę tuż przed naciśnięciem przycisku, otworzył szeroko oczy i nie mógł uwierzyć. Z jednej strony, w to co widzi na iluminatorze - Jedi w tym samym momencie padają na kolana i dziwnie się zachowują, a z drugiej sam poczuł coś niezwykłego, zagrażającego mu.
    Już potem nie było nic prócz ciemności, a jedynym dźwiękiem był kobiecy głos wypowiadającej następujące słowa:
 
W odpowiedzi na mroczne działania,
Poza wiedzą każdego, na nieznanym świecie,
Zrodzi się wrażliwe na Moc dziecię.
Na zapomnianej planecie, w niewoli go matka wychowa,
Tym samym nieświadomie przed złem uchowa.
Gdy trening Jedi rozpocznie, spokoju nie zazna,
W opiece Sitha mu przyjdzie dorastać.
A gdy strasznego konfliktu koniec zbliżać się będzie, ostateczna bitwa nadejdzie,
Dathomirianka, z pomocą ducha Mocy, przebiegłe ujawni knowanie,
 Do pojedynku z Sithem Wybraniec stanie.
 A gdy Jasna i Ciemna strona znajdą się na równowagi szczycie,
Uleci, dla niego, cenne życie.

_____________________________________________
PRZEPOWIEDNIA JEST MOJEGO AUTORSTWA.
Ok, ogarniam, że ostatnio długość rozdziałów, dupy nie urywa, ale tak ma być, jeżeli chodzi o ten xD Wszystko zaczyna się zmieniać, staram się pisać długie rozdziały, ale niezbyt wyrabiam z czasem.
Pozdrawiam wszystkich, którzy muszą poprawić sprawdzian z historii ustnie, mimo że się mieli napisane na piątkę. Co za wredne babsko...

NMBZW! 

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 135


                                                     ~~Świątynia Jedi~~

   Dzieci wrażliwe na Moc były... cóż, niezwykłe. Mimo że wojna nie obejmowała adeptów, to większość zrezygnowała z lekkich zabaw, jak na przykład berek. W świątyni nie groziło nim nic złego, nawet podczas ataku na Coruscant.
     Windu miał dobre serce, jak każdy, ale jako wzorowy Jedi, starał się unikać okazywania uczuć. Wiadomo, co za dużo to nie zdrowo. Anakin Skywalker, między innymi, jest tego przykładem. Poczynania Mace'a usprawiedliwiał jeszcze jeden fakt, posługiwanie się siódmą formą walki mieczem świetlnym, zwaną zażartość. Sam ją wymyślił i w pewnym sensie, to była jego zmora. Zarzucał temu zgubienie Depy, jej śpiączkę... stratę ważnej dla niego osoby.
    Wracając do kwestii jego dobrego serca, zwołał w jednej z salek posiedzenia dla młodzików, gdzie, jak najłagodniejszym tonem,  wytłumaczył im, że aktualna sytuacja na froncie, nie powinna być ich priorytetem. Mieli zachowywać się, jak wcześniej; skupiać się na treningach. Od początku wojny jest to samo. Czasem lżejsze sytuacje, czasem trudniejszy czas, ale w miarę dało się wyjść na prostą. Wtedy adepci się nie przejmowali, więc czemu teraz zamierzają?
   - Cóż, nie dziwię mu się, że tak zareagował - stwierdziła Ashla, kiedy wyszła ze swojego posiedzenia. Zwołano parę grup, a niestety tym razem Katooni nie przydzielono do tej samej.
    - Z tego co słyszałam, my mieliśmy poważniejszy wykład, ale nie wolno nam mówić młodszym. Przynajmniej do czasu wyjaśnienia pewnej sprawy. Wybacz, Ashla, i tak już za dużo powiedziałam. Nie powinnam - powiedziała tholthianka.
    - Spokojnie, rozumiem.
    Nagle stanęły, jak wryte, ale nie tylko one. Każdy Jedi w pobliżu zatrzymał się, a ich wzrok był nieobecny.
    - Katooni - zwróciła się młodsza do starszej. - Co się...
    Jej umysł ogarnęła ciemność i nastała wszechobecna cisza. Ale tylko na chwilę...

                                                ~~Luminara Unduli/Yoda~~

    - Nie możemy zostawić Wookie, a przecież brak nam żołnierzy. Mistrzu Yoda, my przegrywamy, a sytuacja z klonami wcale się nie poprawia - zauważyła Mistrzyni Jedi.
    - Ciemna strona ze wszystkich stron nas otacza - odparł Yoda.
    - Tak, najbardziej od trzynastu lat. Palpatine już wygra. Musimy wezwać posiłki, jak najszybciej. Nie utrzymamy tego. Czujesz to, Mistrzu.
    - Hmm...
    - Wydaje mi się, że zacząłeś to wszystko puszczać płazem, że się poddajesz. O co chodzi.
   - Coś niezwykłego wyczuwam - odpowiedział przymykając oczy. - Moc nieznajome sygnały przesyła mi. Strzec się musimy.
    - Ja wyczuwam, że żołnierze mają dość i będzie źle, jeżeli nie zatrzymają tego rozkazu.
    - Uspokoić musisz się, Luminaro. Złość... złość w tobie wyczuwam, a opanowana zawsze byłaś. Pomedytuj. Taak, pomedytować trzeba. W tej sytuacji, konieczne to jest. Medytować dawno nie medytowałem. Uspokoić musimy się oboje.
    - Mistrzu Yoda, to nie jest odpowiedni czas - ciągnęła dalej Unduli.
    - Mówić mi tego nie musisz. Świadomość mam - zareagował surowo.
    Odwrócił się, przeszedł parę kroków i nagle upuścił swoją gimerową laskę, po czym chwycił się za głowę.
    - Mistrzu Yoda. Co się dzieje? - zapytała i upadła na kolana chwytając się za głowę tak samo, jak wiekowy mistrz.

                                          ~~Anakin~~

   - Fives, proszę cię, weź kanonierkę, Corica i innych żołnierzy. Poszukajcie Ahsoki. Ja muszę porozmawiać z Atari. Natychmiast. Jeżeli uda mi się czegoś dowiedzieć, powiadomię cię - obiecał Skywalker i odszedł od Rex'a zostawiając go pod opieką medyka.
    - Co chcesz zrobić?- zapytała Barriss idąc w jego stronę w towarzystwie Aayli Secury.
    - Ona wie gdzie jest Ahsoka, a jej zbytnio nie umiem wyczuć. Nie wiem dlaczego - odpowiedział.
    - Ahsoka wie co robi. Cokolwiek w tej chwili robi. Też jej nie mogę wyczuć, bo ciemna strona wszystko przytłacza - tłumaczyła Twi'lekanka.
    - Ja nic nie czuję jeżeli chodzi o ciemną stronę - wyznał zdziwiony. - Nie kłamię.
    - To jest niemożliwe - stwierdziła Barriss.
    - A jednak. Nie wyczuwam nawet Sidiousa, a na pewno tu jest. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
   - To jest dziwne, Anakin. To co tu się dzieje jest szalone - przyznała Barriss i chwyciła się za głowę. -  Co... my nie powinniśmy tu w ogóle być. To nie powinno się stać. To moja wina! - dziewczyna upadła na kolana.
    - Barriss! - Anakin przykucnął i chwycił ją za ramiona. - Co ty wygadujesz? - zdziwił się patrząc na nią zmartwiony.
    - To moja wina - odpowiedziała cicho.
    Młody Jedi czuł na sobie wzrok teścia.
    - Mów o co chodzi. Nie mogę cię oskarżyć od tak... myślę, że ty sama się oskarżasz, a nie wiesz z jakiego powodu. Jeżeli chodzi o tę wojnę, wszystko mogę na siebie zrzucić, bo taka jest prawda. To jest zorganizowane dla mnie.
    - To moja wina! Moja wina! - jej ton głosu był coraz wyższy.
    - Barriss. Spokojnie - przemówiła Aayla.
    - Moja wina - prawie wykrzyczała.
    - Weź ją stąd - postanowił Skywalker.
   - Właśnie miałam to zrobić - poinformowała Secura i chwyciła Barriss pod ramię, po czym zaprowadziła ją do pałacu.
    - To moja wina - powtórzyła Offee.
    - Ciii... - Twi'lekanka cały czas próbowała uciszyć, a zarazem uspokoić swoją towarzyszkę.
    Anakin siłą woli powstrzymywał się od popatrzenia w stronę swojego teścia. Cały czas czuł na sobie jego wzrok! Bo? Bo uzna, że przyjaciółka Anakina to jakaś wariatka, a Jedi są nie zrównoważeni  psychicznie? A no tak, to już pewnie sam stwierdził, kiedy Skywalker ożenił się z jego córką i zrobił jej dziecko.
    Nagle Wybraniec poczuł się dziwnie. Miał ochoty z nikim rozmawiać, patrzeć na cokolwiek. Jakby chciał stracić wzrok w jakikolwiek sposób. Dotknął swojego czoła, jakby go coś opętało, choć Barriss nie ma jakieś choroby, którą mogłaby roznosić. No, ale tak - wszystko przeciw niemu, lepiej pokazać rodzinie Padme, że jest się kompletnym wariatem.
    Jego kpiny zakończyły się wtedy, kiedy jego umysł ogarnęła ciemność, poczuł, jakby latał i miał świadomość, że przez jego oczy przenika nienaturalnie jasne światło.
    Po chwili, słyszał już tylko tajemnicze słowa. 
__________________________________________ 
Ludzie! Cud! Poprawiłam rozdział przed dodaniem! :o
Rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, siostruni:
JAWY, bo dziś obchodzi urodziny i stara dupa z niej ♥

NMBZW! 

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 134


                                                     ~~Palpatine~~

     - Wiesz dokładnie, że śmierć Tarkina wcale nie ułatwia nam sprawy - powiedział Maul w postaci niebieskiego hologramu.
    - Od kiedy to jesteś tak przychylny Tarkinowi? Skakaliście sobie do gardeł, a nagle się nim przejmujesz? Przyznam rację, to źle, ale lepiej, że informacje umarły wraz z nim, niż dostały się w ręce Republiki. Prędzej czy później złamaliby go bez względu na to, jak długo był trenowany w odporności na perswazję Mocy - odparł Palpatine.
    - A co z tą dziewczyną? Ta mała Togrutanka przeżyła i broni się przed droidami z jakimś cywilem. Nie wie, że wszystko obserwujemy i mamy pod kontrolą.
   - Zabicie jej, to tylko kwestia czasu. Zorientowała się, że to ja działam na jej umysł, ale nie jest świadoma w jakim stopniu. To po części z mojej winy zginął Tarkin, ale to na nią spadnie odpowiedzialność zabicia cywilów i sama weźmie na siebie winę. Już to zrobiła. Jest pogubiona. Odpadnie psychicznie. Najpóźniej do jutra - zawyrokował Sith.
    - Co z Kenobim?
    - Czekaj.
    - Ile mam jeszcze czekać?! - zirytował się Zabrak.
  - A wyczułeś odpowiednią porę? Nie zmuszaj mnie do tego, żebym cię wymienił w celu pomszczenia Kenobiego.
    - Ile jeszcze zamierzasz się bawić z tą Republiką? Powinieneś już dawno ich wybić.
    - Moim atutem jest mydlenie oczu słabym. Zakończę to tak efektownie, że Jedi nie zdążą tego w porę pojąć. Już będzie po nich. Jakbyś nie zauważył, wyszedłem trochę z ukrycia. Te padawanki w tunelach już wyczuwają ciemną stronę Mocy. Za niedługo nasz cel, Padme Amidala, wyjdzie z kryjówki. Niech tylko ślepo uwierzy w swoje zwycięstwo.
    - Nie uda ci się tak zwabić Anakina Skywalkera. Bardziej będzie ci to mieć za złe.
    - I tym sposobem przejdzie na moją stronę, rozumiesz?
    - Skoro tak uważasz...
   - Sam zmusi się do takiego zachowania, że wszystko co zrobił po Jasnej Stronie Mocy, uzna za swoją największą porażkę. Zaczynając od jego najbliższych
    - Nowy plan?
    - Dokładnie.
    - Co zamierzasz zrobić?
    - Wysyłam ciebie i dwa bataliony nowych droidów do pobliskiego miasta.
    - Co ma drugie miasto do Kenobiego?!
   - Skończ już tym Kenobim! Uzależniłeś się od niego, czy jak? Odbiło ci przez te wszystkie lata. Rób co ci każę, a może ci się w głowie poprawi. Wyruszasz natychmiast.
    - Wszystkich?
   - Wszystkich. Mój plan poprzewraca Ahsoce w głowie gorzej niż tobie osamotnienie przez dwanaście lat.

                                                ~~Atari~~

    Atari dręczyła ta "wizja", którą nagle dostała. Z tego powodu, nie potrafiła się skupić na rozmowie z rodziną, ale to w sumie dobrze. Nie musiała przywiązywać uwagi do ich narzekań na Anakina, Padme, wojnę, Zakon Jedi, bo czemu nie? Zastanawiało ją czy robiąc to ostatnie, linczują ze zwykłej złośliwości, czy tak, jak większość galaktyki - bo Jedi to strażnicy pokoju, nie powinni walczyć.
    - Przepraszam. Muszę coś jeszcze załatwić w pałacu - oświadczyła w pewnym momencie i odeszła. Gryzło ją, że obrażali Anakina. Z jednej strony to mąż Padme, a z drugiej to przecież Atari chciała go obrażać i stwierdziła, że nadal tego nie zrobiła. Czy ma sobie odpuścić? Ahsoka nie odpuszcza, ale to nie jest konkurs "Bądź, jak on/ona wobec jego/jej Mistrza".
    Zaraz przy wejściu, skierowała się w stronę reaktora. To tam według raportów zginął Qui-Gon Jinn, a tajemniczy Sith rasy Zabrak poniósł klęskę.
    Dobra, szła tam, ale jakie to miało znaczenie? Co osiągnie stojąc tam, w miejscu, gdzie zginął mentor Obi-Wana? Albo mroczny Sith został przepołowiony w pół.
    Stanęła w wejściu i poczuła się, jak zrezygnowane dziecko. Czy ktoś jej powie, na co w tym pałacu tyle dróg? To dom królowej, a nie jedna z dróg do krainy Oz!
    - Mistrzu, za co? - powiedziała mając nadzieję, że Jinn, gdziekolwiek teraz jest i cokolwiek się z nim dzieje, usłyszy ją. - Wskaż mi chociaż drogę - poprosiła. Było tam parę szybów, a szukanie śladów śmierci sprzed trzynastu lat, to nie lada wyzwanie.
    Kiedy tak rozglądała się po tym całym... pomieszczeniu? Ukrytej powierzchni? Nie, to bez sensu.
    Coś ciągnęło ją, aby poszła w najbliższe przejście po prawej. Na sto procent Qui-Gon ją prowadził. Cokolwiek było celem jej małej podróży, zaufała nieżyjącemu Mistrzowi. Wiedziała, że nad nimi czuwa, że wie coś, o czy oni nie mieli pojęcia i prawdopodobnie zadanie, które opierało się na znalezieniu odpowiedzi, przydzielono jej.
   Korytarz do szybu wypełniały czerwone tarcze ochronne. Wyłączyła je wciskając odpowiedni guzik na panelu obok wejścia.
    Ruszyła przed siebie.
  W pewnym momencie usłyszała dźwięk ocierających się o siebie mieczy świetlnych. Automatycznie odwróciła głowę, ale nic za nią nie było. Ani za nią, ani przed nią, ani wokół niej.
    - Nieeeeeeeeeeeeee! - krzyk rozniósł swe echo na wszystkie strony. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo nic nie widziała.
    Zaczęła biec.
   Podeszła do przepaści. W głowie pojawiły się jakieś sceny niczym stopklatka. Śmierć Qui-Gona, klęska Maula, krzyk młodego Obi-Wana Kenobiego.
    Zachwiała się i z trudem utrzymała równowagę, po czym cofnęła się dwa kroki w tył.
    Przyłożyła palce do skroni, jakby zaczęła boleć ją głowa, ale nie - to nie było to.
    - Co się dzieje? - powiedziała zdziwiona.
    Upadła na kolana wsłuchując się w tajemnicze słowa.
________________________________________________
Ludzie! Byle do końca maja! A za rok będę mieć przesrane...
Mój plan na dziś, to spanie.

NMBZW!

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 133


         ~~Ventress~~
    Co mogła zrobić w tak nudnym miejscu, jakim jest Świątynia Jedi? Co raz bardziej pragnęła po raz kolejny stracić pamięć? Wszystkie dzieciaki bały się jej, jak jakiegoś wirusa czy bakterię, po której umrą. Ogólnie każdy patrzył na nią jak na dziwoląga! To strasznie ją peszyło i wyglądało jakby ta sztywna Jedi, Shaak Ti, była jej jedyną przyjaciółką, a Ventress nie chciała żadnej przyjaciółki Jedi. Ahsoka to nie jej przyjaciółka, ale to Asajj przyjęła ją pod swoje skrzydła. Padawanka Tano ma dług, co może spłacić pomagając wydostać się dathomiriance z tego miejsca.
    - Ventress - usłyszała swoje nazwisko.
    Kobieta otworzyła oczy i znowu zobaczyła tą czerwoną twarz Togrutanki, która tak strasznie jej zbrzydła.
    - Co chcesz? - zapytała chrypliwie. Pod dłońmi czuła przyjemny dotyk źdźbeł trawy.
    - Jesteś nam potrzebna - oświadczyła Jedi.
    - A to nowość - zadrwiła była uczennica Dooku.
    - To jest ważne. Wrócisz na Kamino - powiedziała kobieta.
    - Że co? Żartujesz sobie ze mnie? (O, ironio! Piszę to zdanie w Prima Aprilis! xD)
    - Nie. Czemu bym miała z ciebie żartować, to poważna sprawa.
   - Najpierw zostałam uwięziona przez jakieś białe, podobne do stalowych tyłków, istoty w szarej celi, gdzie dostawałam wizji. Potem zabraliście mnie tutaj, do mojej przeszłości, do której nie chciałam już wracać, do miejsca ogarniętego Jasną Stroną Mocy, gdzie mam do rozmawiania tylko ciebie, co nie jest zadowalające, a teraz chcesz mnie znowu wysłać do tych wariatów z piłkami w czaszkach?!
    - Prawdopodobnie, jako jedyna możesz wyłączyć ten rozkaz - odpowiedziała jej Jedi spokojnym tonem.
    - Nie obchodzą mnie wasze klony! Chcę stąd się wydostać! - wrzeszczała była lady Sith. Adepci znajdujący się arboretum zwrócili swe głowy w jej stronę.
    - Nie krzycz. Daliśmy ci swobodę, więc nie zakłócaj tutejszego spokoju - poprosiła togrutanka.
    - Nie wiem, jak włączyłam ten rozkaz. Rozumiesz?
    - Liczymy, że nawet na chybił trafił będziesz potrafiła go znieść.
    - A po wszystkim? Wypuścicie mnie, czy będę go wyłączała do usranej śmierci?
    - Nie dam rady przewidzieć ci przyszłości na siłę. Nie jestem tak silna. Proszę cię o pomoc.
    - To śmieszne brzmi.
   - Jestem tego świadoma. Trzymamy cię tu dla twojego bezpieczeństwa i różnych informacji. Wydobyliśmy z ciebie, tyle ile mogliśmy. Mamy świadomość, że nie na wszystkie pytania potrafisz odpowiedzieć, ale również mamy nadzieję, że sobie coś przypomnisz. I mam wrażenie, że sobie przypominasz, lecz nam nie mówisz.
    - Różne plamy. Urywki, których nie potrafię złożyć w całość, więc wy tym bardziej nie dacie rady. Jeżeli by wszystko dało się złożyć w jednolity "raport" z najmniejszym sensem, powiedziałabym ci.
    - Powiedzmy, że ci wierzę. Wyruszasz jutro - poinformowała Shaak Ti. - Teraz zaprowadzę cię do pokoju.

                                       ~~Ahsoka~~

    Darred dostał po policzku raz. Potem drugi, trzeci. Po chwili czwarty, a od piątego już się powstrzymała, bo wiedziała, że po takiej dawce bólu powinno być więcej skutków niż tylko czerwone ślady na jego twarzy.
    Już sama nie wiedziała co począć. Czemu postrzelona noga wywołała u niego tak silne omdlenie? Po co on w ogóle wybiegł z ukrycia?! Była na niego wściekła. Jak trzydziestolatek może mieć mniej wody w mózgu niż ona? A może dlatego oboje przeżyli? Żeby jako dwie szalone osoby wyzwoliły połowę Theed? On dając się postrzelić, ona - zabijając innych. Idealny duet! Nawet przy Anakinie tak dobrze się nie bawiła.
    - Darred, idioto - mruknęła.
    - Wypraszam sobie. Inaczej mam na nazwisko - odparł z uśmiechem.
   - Żartujesz? (No nie xD Znowu? xD Też 1 kwietnia) Dostałeś po twarzy cztery razy tak mocno, że powinieneś się już dawno obudzić. Gdybym wiedziała, że reagujesz na "idioto", to już dawno zastosowałabym tę taktykę.
    - Ocknąłem się już po trzecim. Czwarty zaniżył moje chęci otwierania oczu. Dzięki, młoda.
    - Jak noga? Nie mam apteczki, ale mogę coś zdziałać Mocą, lecz ostrzegam - to może zająć dużo czasu.
    - W takim razie, odpuść sobie swoje sztuczki Jedi.
    Podniósł się chwiejnie mimo jej pomocy.
    - Powiedz mi, jak stąd mamy wyjść, żebym wiedziała, w którą stronę iść?
    - Na lewo powinno być tylne wyjście - stęknął.
    - Ale tam się zbierają droidy. Znaczy, zaczynały, więc powinno ich być tam więcej, a z tej... nie dasz rady z tą nogą - zawyrokowała
    - Jakoś przejdę. Nie rób ze mnie prawie martwego człowieka, dobra?
    - Nie myślę tak, a nawet nie wypowiedziałam tego okropnego zdania. Skoro tak usilnie twierdzisz, że sobie poradzisz, to wstawaj - powiedziała obojętnie i odwróciła się plecami. Sam skazał się na jej lekkie fochy. Martwiła się o niego, ale skoro sam chciał iść i uporczywie twierdzi tak, a nie inaczej, to poczeka, aż ją przeprosi i da sobie pomóc.
   Za plecami usłyszała jego jęki, kiedy wstawał, ale nie poprosił o pomoc. Kiedy odzyskał równowagę, po prostu obok niej przeszedł i zaczął powoli ich wyprowadzać z pomieszczanie.
    - Wszędzie są tylne wejścia? Czy projektowałeś to mieszkanie, że wiesz? - zapytała szeptem.
    - Większość domów ma tylne wyjścia, a w tej dzielnicy - wszystkie.
    Darred zaczął schodzić schodach. Nie zaszedł zbyt daleko, bo tylko dwa stopnie, a spowodowane to było tym, że droidy ich zauważyły.
    - Cudownie! - skomentowała Ahsoka i załączyła swoje miecze świetlne. - Idź szybko przy murku!
    Odbijała strzały schodząc jak najszybciej, aby w odpowiednim momencie zakryć Darreda.
    Kiedy skończyły się schody, mieli trzy metry ściany, która zakręcała w prawo, tworząc kolejną ulicę. Darred, jak na stan swojej nogi, bardzo szybko przemknął za Ahsoką i skręcił. Ona wycofywała się idąc tyłem i obijając strzały.
    - Wyczuwasz, czy ktoś jest po drugiej stronie, po prawej? - krzyknął.
    - Nie. Biegnij tam, osłaniam cię.
    Przemknęli na drugą stronę, wchodząc w jakąś uliczkę, ale tuż przy samym rogu, Ahsoki żebro zdecydowało się na randkę z pociskiem.
    Bolało.
_______________________________________
Pytanie niedzieli:
"Gdzie post?!"
Opublikowałam go w niedzielę... ale była ustawiona data na 19 kwietnia... ;__; Rynce opadają. Skąd, jak i gdzie to się zmieniło?! Tak więc, zmieniłam na dzisiejszą datę... i biorę się za 137 i za 138 rozdział, bo wchodzę w kulminacyjne punkty, z nadzieją, że tego nie spartolę :D
Mam nadzieję, że majówka się udała :) Mi tak! :D

NMBZW!