niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 85


                                                                     ~~Naboo~~

 - Pani, spójrz! - polecił Kapitan Panaka królowej, wiedząc, że to i tak nie była ona, lecz każdy wraz z prawdziwą królową popatrzył w niebo. Na często pięknym zachodzie słońca, gdzieniegdzie pojawiały się niezwykłe błyski. Nie były to gwiazdy, które lśniły zupełnie inaczej. To co teraz widzieli, było oznakami walki między Separatystami, a Republiką. W sercu władczyni narodziła się nadzieja na lepsze dni... ale bez matki.
- Nie powinno minąć dużo czasu, za nim wygrają. - stwierdziła prawdziwa Apailana w stroju walczącej służki.
- Bez względu na to ilu jest Separatystów, Republika nas wyciągnie. Jestem przekonana. - powiedziała Nyria.
- Za czasów mojej służby zawsze trafiali się władcy, którzy nie wątpili w Republikę. Nie dziwą mnie Twoje słowa, Wasza Wysokość, ale mam na uwadze jeszcze inną rzecz. Gunganie. Idziemy ich prosić o pomoc, a nie wiemy czy już ich nie zaatakowano. Palpatine wie, gdzie są ukryte, mógł im powiedzieć, a droidy wiedzą, że ta rasa jest rasą podwodną. Nie będzie to dla nich trudne. - przedstawił swoje myśli Sio Bibble.
- Ale nie znają Świętego Miejsca, Palpatine też nie znał. Jedynie kto wie z poza naszej służby o tym ukryciu, to Anakin Skywalker. Służki królowej Amidali nadal tutaj służą. Nikt nic nie powiedział. To, że znają miejsce zamieszkania Gungan, nie oznacza, że znają wszystkie ich miejsca. - odpowiedziała prawdziwa Królowa. - Nyria, tu się musimy rozstać. - stanęła przed służką, patrząc w jej oczy ze smutkiem. - Rób to, co każe Ci umysł, doświadczenie i serce. Wierzę w Ciebie. Wezmę ze sobą dwóch żołnierzy. - poinformowała Panakę, nie obracając się nawet o jeden stopień.
- Pani, to może być za mało. - ostrzegł ją mężczyzna.
- Nie będzie za mało, wystarczy na tę drogę. Sądzę, że mnie obronią. - Po tych słowach na znak Kapitana, podeszli do niej dwoje żołnierzy. - Powodzenia. - życzyła im i wraz ze swoją "obstawą" zginęła za drzewami.

                                                             ~~Plo Koon~~

 Nie umiał odróżnić śmierci od życia. Nie miał pojęcia czy obrazy przedstawione w jego umyśle są informacją, że nadarzą się nowe, czy to po prostu pożegnanie. Tak bardzo nie chciał nikogo zostawiać. Wyczuwał gdzieś Ahsokę, wypełnioną determinacją; nadzieją, ale też smutkiem. Nie chciał jej zawieść. Nie spisał się przed jej odejściem z Zakonu i nie spisze się umierając. Nie powinien. Wyciągnął ją z planety, gdzie była pozbawiona miłości, obiecał jej bezpieczeństwo... teraz to niepewne. Oczywiście, wierzył, że Anakin Skywalker podoła temu zadaniu, ale sam Koon, nie będzie mógł zobaczyć i widzieć, że jest bezpieczna, dzięki niemu. Była zanim to się stało, ale czy będzie dalej?
 Na początku słyszał niewyraźne bełkoty i dźwięki, które po krótszej chwili zostały stłumione przez ciemność, osłabienie i pustkę. Nie miał pojęcia jak długo czekał na to by usłyszeć wszystko co chciał. W każdym razie, trafił na środek rozmowy.
- Musicie odstawić Koona na Coruscant. Najlepiej, żeby zrobiła to Padawanka. - Pierwszy głos był znajomy. Agen Kolar.
- Jak to?! - zapytała głośno zdziwiona uczennica. Raz, ale nie wyraźnie słyszał jej głos. Był przekonany, że go uratowała.
- Na Naboo żaden Padawan nie dostał pozwolenia prócz dwóch. - odpowiedział Zabrak.
- Jedna z nich to Ahsoka Tano. - domyśliła się dziewczyna.
  Ahsoka..., pomyślał Kel Dorianin
- Skywalker miał do tego mieszane uczucia. Wzięliśmy ją, bo Skywalker dawniej pomógł przezwyciężyć inwazję. Jest dobrym pilotem i Ahsoka także. Rada sama kazała jej lecieć ze względu na umiejętności.
- A druga?
- Atari Orgeen. Jest to tak jakby jej rodzinna planeta. Ma dobre zdolności strategiczne. Podczas pobytu w Świątyni brała samodzielny udział w ćwiczeniach symulacyjnych, wtedy przyjrzeliśmy się jej lepiej. Amidala tam leci i ktoś musi się nią zająć. Myślę, że to najlepszy ochroniarz dla niej. Wracaj na Coruscant z Plo... - nie dano mu skończyć.
- Chcę tam lecieć. - zdecydował Koon próbując podnieść się z pryczy.
- Wybacz, przyjacielu, ale nie możemy Cię puścić. - odpowiedział członek Rady.
- Zanim tam dolecimy da się wiele zrobić z moim stanem zdrowia. - zauważył Plo.
- Plo...
- Decyzja powinna należeć też do mnie.

                                                                 ~~Asajj Vetress~~

 - Nie pamiętałam nic! - próbowała tłumaczyć się Dathomirianka. Mówiła najszczerszą prawdę. Nie tłumiła jej w sobie. Teraz o wiele łatwiej przechodziło jej to przez gardło. Poczuła jakąś zmianę w sobie, ale nie zamierzała dać jej ujrzeć światła dziennego. Nadal chciała zatrzymać na zewnątrz to, z czego wszyscy ją znali.
- A teraz pamiętasz? - spytał trochę lekceważąco Kaminoan.
- Nie byłam tu sama. Ta osoba mnie oszukała i uciekła. Teraz wszystko pamiętam.
- To brednie.
- Widocznie wymazał mi pamięć! Przypomniałam sobie wszystko, jak poczułam ból innych Jedi.
- Ciekawe... - mruknął chamsko
- Nie wiesz dlaczego taka jestem. Śmierć Jedi ma coś z tym wspólnego, ale to nie jest Twoja sprawa. Mówię teraz prawdę, czy mi wierzysz czy nie.
- Zabiłaś klony. - zauważył
- Broniłam się. Gdybym była bardziej winna i robiła to celowo z własną pamięcią - uciekłabym, ale zostałam. Moja nudna cela daje mi w kość i wiem, że mi się należy.
- Nie wierzę jakoś w Twoją dobroć, moja droga. Poczekasz na Jedi. - ruchem dłoni, żołnierze wyprowadzili ją do jej klitki. Jak co dzień z utęsknieniem czekała na noc. Nie dawała rady tu już wytrzymać. Czy ktoś jej już w ogóle wierzy? Czy komuś na niej zależy? Została sama, a jej jedynym przewodnikiem była Moc. Niewidzialna aura, z którą Dathomiriańce nie chciało się kontaktować w tym momencie.
 Ponownie zamknięto ją w celi. Mimo grubych ścian, słyszała ciężkie krople deszczu. Jedyny raz, kiedy nie padało podczas jej wizyty, to w czasie bitwy. Słuchanie przez wiele dni tego samego dźwięku było nużące. Odechciewało się jej nawet uciekać. Nic sobie jeszcze nie poukładała. Amnezja zagubiła ją w życiu i w myśleniu. W jednej chwili robiła co jej się żywnie podoba, a w drugiej ktoś kieruje jej mózgiem niczym kukiełką. Była przekonana, że już niedługo stąd zostanie wyciągnięta i odnajdzie się. Będzie taka jak dawniej. O dziwo na obietnicę, przypomniała się jej blizna Skywalkera, która była jej dziełem. Był jej wrogiem, mimo że jego małomastkotka już nie.
____________________________________________
Nic się już nie udaje, łeee ;___;
Ja wiem, że to krótkie, ale już się poprawiam. Obiecuję .__.

NMBZW!

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 84


                                                                  ~~Bail Organa~~

 Niezapowiedziane zebrania, nie były czymś co uwielbiał. Wręcz przeciwnie, nie lubił gdy go wyrywano na przykład z rozmów z żoną. Zazwyczaj wcale się nie spóźniał, ale nadszedł dzień kiedy musiało to nastąpić. Nie był na to w ogóle przygotowany. Zapewniano go, że będzie miał spokój, a tu nagle wezwanie na posiedzenie.
 Idąc... a raczej biegnąc truchtem przez czerwonawe, ozdobione wzorkami, słyszał ciche szmery, które roznosiły się głośno po całej sali. Widocznie musieli już dawno rozpocząć, pomyślał. Zaraz po tym usłyszał głos Aanga. Nowy Kanclerz, początkowo dobrze wywiązywał się ze swojej roli.
 Kiedy Kanclerz zaczął przemawiać, Bail zajął swoje miejsce.
- Wiem, że nie miało być żadnych takich wezwań, ale nie spotkaliśmy się tu z byle powodu. - Wstęp jakim zaczął, oznaczało, że Organa wcale się nie spóźnił. Odetchnął z ulgą, rozluźniając się na krześle. - Naboo została zaatakowana jak nigdy. Droidy zaczęły rozstrzelać miejscową ludność. Nie mamy pojęcia czy to jakieś zwarcie, czy Separatyści robią to celowo. Jak wiecie, Naboo jest jedną z ważnych planet, dlatego nie przysłałem was tu z byle powodu. Armia została tam wezwana, sądzę, że to będzie koniec wojny. Jeżeli stoi za tym Palpatine, nie mam zamiaru go znowu aresztować, by ponownie uciec. Jest potrzeba by go zabito, tak więc klony zrobią to natychmiast. Do puki Palpatine jest na wolności, nie uda nam się odbudować lepiej Republiki. Użerając się z nim nadal będzie panować chaos. Jednym z ważniejszych spraw na początku to długi. Nie uda się szybko tego uregulować, ale w miarę powinniśmy się starać. Zabijając jego. zabijemy doszczętnie wojnę. Żołnierze, którzy zostali, będą kończyć resztkę. Nie potrzebujemy jak na razie żołnierzy, możemy zakończyć ich produkcje. Jeżeli chcecie - zwrócił do Kaminoan. - możecie dalej ich ćwiczyć i zostawić te, które już wyprodukowano. Proszę by nie lecieć na Naboo, nawet Pani, Senator Amidala. - zwrócił się do służki byłej Królowej, nie mając pojęcia z kim ma do czynienia.

                                                                   ~~Ahsoka~~

 Siedzenie w jej myśliwcu, było jak najbardziej wygodne, więc rozluźnianie się przed bitwą działało. Zamykając oczy, wytężała słuch. W okół wszyscy krzyczeli, rozkazywali, sprawdzali, naprawiali... byle, żeby nic nie zawiodło. Dawno nie walczyła. Nauka ją trochę przerosła, ale była jej potrzebna. Wiele się nauczyła przez te parę miesięcy i gdyby Skywalker jej słuchał, mogłaby nauczyć go parę rzeczy, ale teraz liczyła się bitwa.
- Znowu zamierzasz wlecieć do środka? - zapytała z uśmiechem Mistrza.
- Mam już wprawę, ale Ty nie próbuj. - ostrzegł ją.
- Zawsze zabierasz dla siebie najlepszą zabawę. Od małego.
- Gdyby tak nie było, nie byłbym sobą.
- Racja.
- Co z Padme?
- Odmówiła.
- Stang. - syknął rozdrażniony wieścią o sprzeciwie małżonki.
- Ułoży się. - odpowiedziała Ahsoka zamykając kokpit. - Jestem gotowa. - poinformowała. Jej Mistrz także potwierdził gotowość, a zaraz za nim ponowiło czynność. Słysząc odpowiedni dźwięk, który oznaczał przybycie do Sektora Hommel. Wylatujące myśliwce kierowały się na statki Separatystów.
- Tego jest więcej niż podczas inwazji! - Skywalker był zdziwiony. Widocznie separańskie wojska nie zamierzały kończyć wojny swoją porażką.
- Admirale, skontaktuj się Barriss! Powiedz, że ma przygotowywać myśliwce! - poleciła Yularenowi.
- Atari, bierz Padme stąd jak najszybciej! - rozkazał gdy wrogie krążowniki otworzyły ogień.
- Chcę wam pomóc, nie mogę lecieć! - sprzeciwiła się.
- Bierz ją i nie dyskutuj! - krzyczał na nastolatkę.
- Klon... - zaczęła, ale nie dano jej skończyć.
- RÓB CO CI MÓWIĘ, JUŻ! - Dziewczyna zdecydowanie była bardzo zażarta. Z tego co słyszał wiecznie sprzeciwiała się razem z Ahsoką. Owszem, jej pomoc była potrzebna. Ufa klonom, ale jeżeli ponownie mają tak oszaleć, to nie chciał ryzykować.
- Poszła, nie krzycz więcej na nią. - poprosiła Bultar Swan. Zorientował się, że ostatni rozkaz, był zbyt głośny i gniewny. Nie chciał ją tym urazić. O zbyt wiele osób musiał się martwić.
- Nie wybaczy Ci szybko. - ostrzegła go Tano.
- Później będzie czas na przeprosiny. - odparł skupiając się na nadlatujących droidach - sępach. Gdy znalazły się w odpowiedniej odległości rażenia, zaczęły strzelać. W tym samym czasie, piloci Republiki również otworzyły ogień. Skywalker czuł się trochę, jak na bitwie o Coruscant, która miała niedawno miejsce. Podczas wybuchów; harmiderów; strzałów, zdążył ujrzeć najbliższy statek Federacji, który był obok największego krążownika, gdzie przebywało najwięcej droidów. - Ahsoka, zostawię Cię na jakiś czas, Barriss zaraz powinna być.
- Niech Moc będzie z Tobą.

                                                              ~~Atari~~

 Miała ochotę go zamordować. Ona rozumiała, że się martwi, ale aż tak nie musiał na nią krzyczeć. Nawet nie pozwolił się jej wysłowić. Klęła i przezwała go na wszystkie języki i sposoby, które znała. Mimo że było to mamrotaniem pod nosem, jej kuzynka dobrze słyszała wszystkie słowa. Z bardzo lekkim uśmiechem zastanawiała się, gdzie Atari nauczyła się takiego słownictwa.
- Atari nie denerwuj się. - poprosiła Padme.
- Ty nie wiesz o co mi chodzi. - odpowiedziała zatrzymując się.
- To znaczy?
- Nie chcę by Ahsoka też tak skończyła.
- Jak?
 Atari obróciła się.
- Nikt prócz mnie, nie wie jak dokładnie zginęła cała załoga z moim Mistrzem. Wcale nie uratowałam się podczas ataku myśliwcami. Byłam cały czas na krążowniku. Nie udało nam się zdobyć planety. On nadzorował desant myśliwcami. Przegrywaliśmy, a mimo to on dalej walczył. W pewnym momencie Kapitan kazał mi iść z nim. Wołał Admirała, ale on odmówił. Weszliśmy do frachtowca i odlecieliśmy. Jest powiedziane, że Kapitan uratował mój i jego myśliwiec, ale ze względu na to, że myśliwce mogły wybuchnąć, wyrzuciliśmy je. Yoda i Mistrz Windu wiedzieli, że nie jest nas trójka i, że tylko naszej dwójce udało się przeżyć. Tak naprawdę Admirał chciał umrzeć z krążownikiem, a mnie miał tak ocalić mentor. Kapitan został poproszony, by mnie chronić. Pogrzeb... spalili tylko materiały. Nie było tam ciała. Rozpadło się wraz z myśliwcem. Boję się, że jeżeli znowu ucieknę, to samo spotka Ahsokę i Anakina. Anakin wraz z Bultar opiekują się teraz mną i Ahsoką. Wydał mi podobny rozkaz.
- Teraz się tak nie stanie. Nie uciekamy na zawsze. Zaraz wrócimy. Nie minie dużo czasu, kiedy będzie nas więcej. Barriss za niedługo przyleci. Chodź. Mi też nie jest łatwo ich opuścić.
- Mam nadzieję, że tego nie pożałuję.
- Moc jest z Tobą.
 Weszły po rampie do statku, a zaraz po tym wyleciały z hangaru. Atari wpatrywała się przez chwilę przed siebie na toczącą się bitwę. Chociaż myśliwce były trochę dalej, umiała ujrzeć dwie Delty 7, które wyróżniały się specyficznymi manewrami. Tak bardzo nie chciała by coś się im stało. Byli dobrymi pilotami i przyjaciółmi. Obiecała sobie, że jeżeli Wybraniec wyjdzie z tego cało, to da mu popalić. Nie zamierzała od tak mu wybaczyć tego, że na nią krzyczał. Jego ton głosu był zdecydowanie groźniejszy niż ten, którym rozkazywał jej mentor. Były groźne; pełne obawy; a zarazem nadziei. Pamiętała je, jako ostatnie słowa Mistrza. Każda jego przestroga; informacja; polecenie; wszystkie jego słowa z nauk odzywały się w jej głowie, gdy tylko przypominała sobie jakieś wspomnienie, jak na przykład tłumaczenie danego zdania, którego ona nie rozumiała.
 Krótko trwające przemyślenia podczas patrzenia na przebieg bitwy, zostały przerwane wraz ze skokiem w nad przestrzeń.
_________________________________________
LUDZIE! Bądźcie ze mnie dumni! Wreszcie poczytałam całe i poprawiłam >.>
Dedykacja dla:
Patataja ♥
Soni <3
Brato-Wnuczki :*
Ismeny :*
Adama ^-^ 

NMBZW!  

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 83


                                                                     ~~Padme~~

 Nie każdy ma okazję doznać bólu jakim jest atak planety, która liczy się ponad wszystko. Kocha całym sercem, a każdy jej ból jest wielkim bólem dla danej osoby. Takie wydarzenie przeżyła Padme Amidala mając zaledwie czternaście lat. Liczyło się dla niej dobro planety. Ból z powodu cierpień jej świata, nie był jej obcy. Podczas początków jej rządów Federacja rozpoczęła inwazję na Naboo. Ona musiała się ukrywać, a jej poddani cierpieli. Do tej pory się za to nienawidzi, ale dało to jakieś plusy. Ujrzała, że sama może sobie poradzić z tym wszystkim, wystarczą tylko chęci. Tylko ją nabrała ochota na pojednanie się z Gunganami i połączenie z nimi sił by przezwyciężyć inwazję. Wygrali, a każda następna królowa ich szanowała. Żaden z mieszkańców się nimi nie interesował, aż do sojuszu. Teraz każdy kto miał zostać urzędnikiem lub władcą musiał mieć z nimi dobry kontakt, nawet jeżeli przeszkadzała mu ta rasa. Razem mieli większe szanse na wygranie wojny. Bez względu na to, czy lubią rasę czy nie, mają mieć do nich szacunek i nie zachwiać spokoju, który udało się utworzyć Amidali.
 Siedząc w kajucie rozmyślała o Jar Jarze. Był na Naboo i nie dostała od niego wieści. Na pewno by ją poinformował, ale widocznie nie miał jak. Miała nadzieję, że nic mu się nie stanie. Ten Gungan miał zachowanie, które wnerwiało wszystkich, ale zrobił bardzo dużo. Nie tylko z jej winy jest spokój na ich planecie. Gdyby nie Binks nigdy nie wpadłaby na ten pomysł. Qui-Gon umarł w walce przeciwko Sithowi, by Jedi nie byli zagrożeni, ale to najbardziej on przyczynił się do rozejmu. On uratował Jar Jara przed wojskiem w lasach, zabrał go ze sobą, a teraz razem Amidala reprezentuje z nim sektor Hommel .
 Wstała z pryczy. Była zmęczona, a mimo to nie chciało jej się zasnąć. Nie było to dobre dla jej stanu. Nie umiała zasną, zbyt bardzo się martwiła co też było złe. Miała nadzieję, że Anakin jej szybko nie wyczuje, chociaż to i tak nie ma sensu. Zobaczy ją. Jest na innym krążowniku, a gdy wysiądą będą na jednej planecie. Wścieknie się, ale co mogła na to poradzić? Jej planeta, jej dawne rządy... musiała tu być. Musiała walczyć na trochę inny sposób.
-Dobrze się czujesz?-spytała Atari wchodząc do kajuty.
-Tak.-odpowiedziała kuzynka.
-Barriss będzie parę minut po nas. Ekria się Tobą zajmie i Wysy.
-Nie są chyba uzdrowicielkami... Anakin nic nie wspominał by były. Przynajmniej Ekria.
-To skomplikowane, ale... Wysy umie leczyć na specyficzny sposób. Nie bardzo mogę mówić, ale myślę, że w tej bitwie wyjdzie to na jaw. Ekria się trochę nauczyła. Będą mieć Cię pod opieką.
-Pamiętam jak spotkałam Cię po raz pierwszy. A później byłaś w swoim ciele. Byłaś taka roześmiana. Nie zapomnę uczucia, kiedy zaczęłam Cię traktować jak przyjaciółkę. Jak odleciałaś by podróżować po Enklawach, co dzień się o Ciebie martwiłam, a teraz jest na odwrót. Szybko wyrosłaś.
-Odwdzięczam się. Oni są moją rodziną tak, jak Ty, ale... z Tobą byłam najbliżej. Nie sądzę, że gdyby relacje z wami wszystkim były takie same, pojęłabym inną decyzję.
-Spotkałam Chazera. Straszny lizus z niego.-stwierdziła z uśmiechem.
-Widocznie musiałaś go zachęcić do żartobliwego szacunku. I może myślał o naszym pokrewieństwie...

                                                                 ~~Separatyści~~

 Droid typu B1 stał przed holograficzną postacią Nute Gunray'a. Wielki Plac Theed był opustoszały z powodu ucieczki mieszkańców, przepełnionych strachem. Kilku z nich nie żyje, ale droidy nie były świadome, co zrobiły.
-Oszaleliście?! Kto wam kazał zabijać cywili?!-wrzeszczał v-ce król.
-Dzięki nim mieszkańcy...-zaczął automat, ale nie dano mu skończyć. Tuż za nim pojawiła się postać o czerwonej twarzy, pokrytej tatuażami, która przecięła blaszaka na pół.
-Przypilnuj tego.-rozkazał mu Gunray. Osoba skinęła głową i przerwała połączenie.
 Służenie mu tej "żabie", nie było dla niego czymś wspaniałym. Nie po raz kolejny. Powtórka z ostatnich trzynastu lat; znowu musiał się słuchać, by zdobyć ważną planetę dla ich strony. Przynajmniej cieszył się, że dano mu walczyć. Nadal czuł zmieszanie po wielu spędzonych latach w ciemności i samotności, myśląc tylko o zemście na Obi-Wanie Kenobim. W tym momencie znał swojego przeciwnika w miarę dobrze. Wiedział, jakie osoby są w miarę dla niego ważne. Jedna z tych Jedi jest ważna i dla niego i Wybrańca. Ta dwójka jest teraz pokłócona, więc sądził, że będzie łatwo obojgu pokonać, ale mimo wielkich chęci, Ten, który ma przywrócić równowagę Mocy w galaktyce jest zarezerwowany dla Sidiousa. Skywalker był dla Sitha ważny, ale Maul nie zamierzał pozwolić na to, by ktoś go zastąpił. Nie przyłączył się po to by być zdradzony, ale wzrastać w siłę. Pomoc Dathomiranki była mało potrzebna.
 Popatrzył się w górę. Niewątpliwie Jasna Strona Mocy jest już blisko, a wraz z nią Obi-Wan Kenobi. Wreszcie dopnie swego i zemści się. To była kwestia czasu. Był bardziej pewny siebie niż zwykle. Odpowiadało mu to.
 Wciągnął nosem więcej powietrza niż zwykle. Dopiero wtedy poczuł zapach wody, drzew i trawy, który unosił się w powietrzu. Wielu mieszkańców przyzwyczaiło się do tego, ale nadal czuli woń otaczającej ich przyrody.

                                                           ~~Anakin i Ahsoka~~ 

 -Ahsoka!-krzyknął do Padawanki. Twarz dziewczyny nie była już czerwona i bez wyrazu. Powróciła ta sama osoba... prawie. Wewnątrz nadal panował ból.
-Co się stało?-spytała.
-Nie wiesz czy Atari planowała zabrać ze sobą Padme?
-Nie, a co?
-Skontaktuj się z Atari. Powiedz jej, że Padme ma wracać.
-Nie sądzę, że aż tak oszalała.
-Stwierdzać szaleństwo będziemy, jak zacznie walczyć, ale nie jest taka głupia. Myślę, że po prostu chce tu przebywać, ale to też jest niebezpieczne.
-Znajdziemy jakiś sposób. Po za tym, jeżeli teraz się zatrzymają nie damy rady sami obronić.
-Niech Moc nas nie opuści. Atari się oberwie.
-Tobie wtedy też.
-Nie ode mnie, tylko od kogoś innego. Nie sądzę, że Rada puści od tak.-Po tych słowach odszedł zostawiając ją samą.
 Nie minęło wiele sekund kiedy patrzyła wryta w punkt, który stała Deturi. Dziewczyna nie była uśmiechnięta, ale wyraz twarzy miała... spokojny i nie opanowany. Nawet najmniejsza część miny nie wyrażała obrzydzenia do innych ras. Togrutanka słyszała nienaturalnie miły głos dziewczyny wobec klonów... w ogóle nie było widać, żeby to była Killara. Zdecydowanie była to przygrywka wojenna. Gdy przyjdzie co do czego uczepi się każdego kogo nie znosi włączając w to Tano, Barriss wraz z Orgeen. Dziewczyna była wredną rasistką, usuwała każdego kto "zagrażał" jej przyjaźni z Chazerem i komuś zazdrościła, co było niedozwolone. Zanim przybyła do Świątyni, jako bardzo małe dziecko rozumiała słowa ojca, który był Mandalorianinem. Był jednym z tych najgorszych i zdecydowanie wdała się w niego córka. Matka była taka sama.
 Killara po jakimś czasie ujrzała przeciwniczkę. Mina wcale jej się nie zmieniła. Nadal była uśmiechnięta i mila. Jedynie wyraz w oczach stał się inny. Dla zwykłego śmiertelnika było to wręcz niezauważalne. W niebiesko-zielonych źrenicach dziewczyny krył się dziwny blask. Zapowiadało to tylko jedno; dokuczanie któreś z nich, mające nastąpić jeszcze tego samego dnia.
-Pani Komandor.-zwrócił się do niej Rex.-Coś nie tak?
-Nie ważne. Stało się coś?
-Nie, ale miałaś dziwną minę.
-Nie przejmuj się.
-Wybacz, że pytam, ale czy wiadomo coś o Generale Plo?
-Nie. Nic. Przepraszam, ale muszę skontaktować z Atari. Ma trochę przeskrobane.
-Oczywiście.
____________________________________________
Uważam, że ten raczej mi się nie udał :x

Chcę Was zaprosić na dwa wspaniałe blogi, które nie są moje, ale są świetne
"Never Let Me Go..." autorstwa Ismeny <3
"Rządy Cienia" autorstwa Adama, który dopiero zaczyna, ale zapowiada się ciekawie!

NMBZW!

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 82


                                                                 ~~Apailana~~

 Jaka była w tym wszystkim różnica? Ona nie była na to przygotowana, nikt jej nie ostrzegł, nie zakłócono połączenia... nie jest odważna jak Amidala. Jej zdanie osobie, była w tej sytuacji skromne, co nie pomagało ani jej, ani mieszkańcom planety. Po raz kolejny zakłócono ciszę na Naboo. W tym momencie jedynym szczęściem nazwana została udana próba nawiązania kontaktu z Republiką o przysłanie sił.
 Patrzyła w okno widząc w dali wiele czołgów, droidów idących niczym defilada, droidy sępy... była pewna, że już za parę minut Theed stanie się własnością Separatystów. Stała tak bez ruchu nie wiedząc nawet co to da w tej sytuacji. Słyszała, że wiele osób biegało po pałacu w te i wewte.
-Królowo, radzę się przebrać.-oświadczył Panaka wchodząc pośpiesznie do komnaty.
-Już idę.-odpowiedziała poważnie i twardo. Sama była zdziwiona swoim głosem. Nie sądziła, że aż tak dobrze uda jej się wysłowić. Nie chciała pokazać bezsilności, którą czuła w środku. Świat, którym rządziła jej potrzebował. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek skrzywdził mieszkańców Naboo. Nie była pewna czy ludzie wierzą jej dostatecznie, ale jeżeli uda jej się to wszystko zwalczyć, będą czuć się bezpiecznie. Była drugą królową po Amidali i żadnej tak bardzo nie ufali jak Padme.
 Weszła do specjalnej garderoby, gdzie czekały służki. Jedną z nich była Nyria - sobowtór Apailany. Była o dwa lata starsza, ale niska podobnie jak jej królowa. Dziewczyna nie miała łatwego zadania. Podszywała się pod władczynie by zapewnić jej bezpieczeństwo, a tamta miała grać służącą. Dla każdej królowej nie było to łatwe. Powinny same stawić temu czoła, a musiały się ukrywać.
 Zmywając makijaż jej oczom ukazała się inna osoba. Nie każdy mógł zobaczyć królową w takiej wersji. Podczas jakieś bitwy mieszkańcy mogli ją dostrzec, ale nigdy nie mieli pojęcia, że to ona. Dla zmyłki, służąca nakładała specjalny puder i szminkę.
-Dziękuję.-rzekła Apailana do Nyrii.
-Uważaj na siebie, Pani.-odpowiedziała zmartwiona.
-Powodzenia.-Po słowach władczyni, Nyria podążyła pierwsza, a za nią reszta wraz z żołnierzami. Wszyscy byli uzbrojeni w blastery i szli w stronę placu, by zacząć jakoś ewakuować ludzi zanim przybędzie Armia Republiki. Podchodząc do głównych drzwi zaczęły padać strzały. Pociski leciały w stronę budynków, a ludzie zaczęli uciekać. Na tej samej uliczce mieszkała rodzina Królowej, która przeniosła się wraz z wybraniem córki na Królową. Dziewczyna miała tylko młodszą siostrę mającą zaledwie cztery lata. Jej płacz oznaczający strach poznałaby wszędzie, przez co śmiało mogła ujrzeć matkę biegnącą przez plac pomiędzy strzałami. Małą Feylę trzymał ojciec, który zdążył dobiec do pałacu, który gdzieś w piwnicach miał im zapewnić ochronę. Niestety matka nie zdołała. Droidy zaczęły strzelać w ludzi, nie ważne czy są niewinni. Jedną z takich osób była właśnie ona. Ginęła na oczach córki, która nie mogła nic na to poradzić.
-Mamo!-krzyknęła Apailana. Jej głos dławił nadchodzący płacz. Miała wielką chęć by tam pobiec, ale Panaka ją zatrzymał. Musieli jak najszybciej znaleźć się w bezpieczniejszym punkcie, ale w głowie Kapitana przez chwilę panowała pustka.

                                                        ~~Atari i Padme~~

 Z Ahsoką nie łatwo było teraz rozmawiać. Jedyna osoba, jaka miała na nią wpływ, był Anakin. Przez cały dzień przebywał w Świątyni, by zaprowadzić ją na śniadanie, obiad i kolację. Dziewczyna nie chciała jeść. Wolała siedzieć w pokoju i rozmyślać nad życiem, które potoczy się dalej bez jej dawnego mentora. Mieli nadzieję, że na pewno nie będzie zawsze siedzieć w pokoju i dojdzie do siebie. Pilnowanie Padawanki dało trochę do myślenia Skywalkerowi. Co raz chętniej przychodził do Świątyni. To, że Rada pozwoliła zatrzymać mu małżeństwo, dziecko i wyznaczyła jego przyszłość, która jest korzystna, sprawiło, że poczuł się potrzebny. Nie uważał się za ciążący balast. Rada wreszcie zaczęła mu ufać, a on mógł podejmować decyzje bez żadnych uprzedzeń Windu. Czuł, że Korun często miał na to ochotę, ale co raz łatwiej było mu się powstrzymywać i nabierał jakiegoś rozumu. Wybraniec powolutku zyskał w jego oczach należny dawno szacunek. Ogólnie Anakin zmienił się w oczach każdego z Jedi. Był osobą, która dostała prawo by żyć z rodziną co go napędzało. Niestety w oczach Obi-Wana stracił jakiekolwiek przypisane mu przydomki, przez byłego przyjaciela.
 Za to dla Padme był zawsze jej ukochanym Anniem bez względu na to co się działo. Jedynie co się w nim zmieniło to właśnie ta chęć, ale dla niej to była mała drobnostka. Wręcz niezauważalna. Jak zwykle się martwił o Ahsokę. Można powiedzieć, że przez parę lat wyręczał Atari. Przyjaciółka Togrutanki, akurat teraz nie miała żadnego wpływu na nią. Sama nie umiała ją pocieszyć. W przypadku Orgeen, całą winę można zwalić na trudną sytuację w jej rodzinie. Nie umiała się skupiać na niczym innym niż na tym jednym problemie. Amidala także była tym zmartwiona. Z tego powodu codziennie widywała się ze swoją kuzynką. Niestety w jeden dzień było im dane spokojnie rozmawiać.
-Orgeen.-odpowiedziała do komlinku Atari.
-Do dwudziestu minut masz być w koszarach WAR. Zaatakowano Naboo. Ahsoka też leci, nie musisz się martwić. Niech Senator Amidala najlepiej nie rusza się z Coruscant. Nie jest to mój rozkaz. Musisz jak najszybciej przylecieć. Nie mamy wiele czasu. Podobno droidy pozwoliły sobie na zbyt wiele tym razem. Wyruszaj już.-powiadomiła padawankę mentorka, po czym się rozłączyła.
-Nie mogę tu zostać!-sprzeciwiła się Senator.
-Wybacz, Padme, ale nie możesz lecieć w Twoim stanie. Za parę dni wchodzisz już w ten miesiąc. W każdej chwili możesz urodzić, a nie wiadomo ile to potrwa.-powiedziała Jedi.
-Atari, ja tu nie dam rady siedzieć wiedząc, że moja planeta jest znów okupowana przez te same osoby. Po za tym jak obie słyszałyśmy, posunęli się tym razem za daleko. Nie wiem co robią, ale się dowiem, bo lecę.
-Nie możesz. Anakin też się z tym zgadza.
-Ile ja razy Wam bym nie chciała pozwolić na lot na wojnę.
-My nie jesteśmy w ciąży.
-Na tej bitwie będą spokojnie miejsca. Nie zamierzam bawić się w strzelanie. Chcę pomóc. Po za tym możemy obie wytłumaczyć to, o czym tak często myślimy.
-Nie wolno Ci tam lecieć. Anakin mnie zabije.
-Są tam na pewno jakieś uzdrowicielki.
-Nie są uczone by odbierać poród.
-Ale zaopiekują się mną. Nie proszę Cię o pozwolenie, Ati. Ja podjęłam decyzję, że lecę. Motee mnie zastąpi. Do obrony Naboo włączą się także dawne służki. Sabe może za mnie walczyć, nikt raczej się nie skapnie.
-Ech... ubierz się najszybciej jak się da. Idę poinformować Kapitana Typho. Jak Anakin będzie się rzucał, to masz mnie bronić.
-I tak podzielacie to samo zdanie, więc nie widzę sensu.

                                                               ~~Barriss~~

-Naboo?-zdziwiła się Secura. Naboo nie była atakowana od trzynastu lat. Owszem, był nanowirus oraz przyłączenie się Gungan z Separatystami na chwilę, przez jednego z nich i jego umiejętność panowania nad mózgiem. Zamach na kanclerza podczas festiwalu Światła, ale od bardzo długiego czasu nie atakowano tej planety. Była nadzwyczaj spokojna, a Separatyści postanowili ją zaatakować prawdopodobnie by wojna się utrzymała lub tam miał być rozstrzygnięty cały spór. Twi'lekanka coś czuła, że wydarzą się tam wielkie rzeczy, a Offee nieświadomie ją w tym popierała.
-Tak. Wybaczcie, że musimy Wam zabierać przyjemność z powrotu do domu. Myślę, że powinniście jeszcze wiele pospać. Możliwe, że zobaczenie przyjaciół da Wam siły.-odpowiedziała Shaak Ti.
-Ahsoka tam będzie?-spytała z nadzieją Barriss.
-Tak, ale jest w złym stanie. Plo Koon został zestrzelony przez klony w czasie tego dziwnego incydentu. Wolffe ma nadzieję, że jeszcze żyje, ale nie jestem pewna. Ślad w Mocy po nim zaginął. Nie czujemy go. Może Mistrz Yoda... oni za niedługo skończą. Może wtedy się dowiemy. Trochę osłab. Tyle osób zginęło.-odpowiedziała.
-Jakoś musimy sobie poradzić. Mam nadzieję, że Mistrz Plo żyje.-rzekła Aayla.
-Wszyscy mają taką nadzieję. Lećcie i połóżcie się spać spokojnie. Może uda nam się zyskać jakieś informacje, a wy powinniście na prawdę odpocząć. Zonder, Mistrz Kolar nie może się doczekać aż Cię zobaczy. Twoje postępy są zadowalające z tego co słyszałam.-poinformowała z uśmiechem padawana Ti. Chłopak zawarczał w swoim języku z zadowolenia. -Niech Moc będzie z Wami.-dodała na koniec.
-Niech Moc będzie z Tobą.-odpowiedziała cała piątka.
-Admirale.-odezwała się starsza z kobiet.-Kierunek Naboo.
-Oczywiście, Pani Generał.-odpowiedział na baczności i zaczął wydawać rozkazy.
-Trochę to dziwne, że właśnie Naboo.-stwierdziła Mirialanka.
-Tak, ale jest w tym coś i sądzę, że myślisz to samo co ja.-odpowiedziała jej koleżanka.
-Chodźmy odpocząć tak, jak radziła Mistrzyni Ti.-zaproponowała dwudziestolatka.-Chyba czeka na nas o wiele więcej pracy niż wcześniej.
__________________________________________
Ja wiem, że miał być one-shot Świąteczny, ale poniedziałek, przed świętami blogger mi go usunął. Był bardzo długi i wszystko diabli wzięli ;__; Przepraszam was za to, ja również rozpaczam ;__; Jakiś o-s może się pojawi - nie wiem, ale teraz chcę się skupić na nn, bo strasznie to zaniedbałam przez tego one-shota >.<
DEDYKACJA Z PRZEPROSINAMI DLA WSZYSTKICH <3
SPÓŹNIONE, ALE SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU <3

NMBZW!