niedziela, 28 września 2014

Rozdział 72


 ~~Asajj~~

 Różnorakie obrazy zaczęły szybko przelatywać przez jej umysł. Mimo że było to błyskawicznie, dla dathomirianki działo się to w spowolnionym tempie. Mała, łysawa Dathomiranka została oddana w niewolę gangsterowi  Hal'Stedowi. Rattatak. Zamieszki. Śmierć jej pana... wszystko odbiło się to na malutkiej; słodkiej; bladej postaci, która była przerażona i krzyczała "Mistrzu!". Wtem przed nią stanął człowiek. Trzymał w rękach niezwykłą broń. Zaraz po tym widziała swoje szkolenia w Świątyni, dorastanie... aż wreszcie: śmierć mentora. Na zawsze znienawidziła Jedi i Zakon. Żyła w nienawiści do wszystkiego, aż do momentu walk na arenie, kiedy zjawił się niejaki Hrabia Dooku. Był zadowolony ze zdolności, które pokazała. Tak stała się jego uczennicą i nową Separatystką.
 Wiele walk i pojedynków przemknęło jej przed oczami, ale tylko kilka zostało jej najdłużej. Młoda Togrutanka, młody ciemno-blond mężczyzna oraz mężczyzna w ciemniejszych włosach i wieku średnim. Cała trójka była Jedi i najczęściej pokazywała się razem. Nagle zaczęły pokazywać się ich pojedynki. Ona kontra jedna z trójki, dwójka z nich.
 Później przez głowę przemknęło jej wiele zdań, słów, liter... nagle zatrzymało się na obrazie mrocznej planety. Otoczona przez kilka prawie zamaskowanych; chudych kobiet, które patrzyły na nią wrogo. Nagle pojawiła się starsza kobieta, która zabrała ją do jakiegoś obozu. Nagle nastąpiły obrazy, które przedstawiały zamachy na Hrabię Dooku. Następnie był pokazany Zabrak, który leżał i był otaczany magią Wiedźm. Później zaatakowanie wraz z nim Dooku.
 Kolejne obrazy zaczęły przelatywać jej przed oczyma. Teraz działo się wszystko w bardzo szybkim tempie, aż do zatrzymania się na obrazie kiedy atakuje Togrutankę podobną do tej, co widziała wcześniej. Tym razem była bez mieczy. Nad jej szyją były skrzyżowane dwa czerwone miecze świetlne i wyglądało to, jakby to Ventress je trzymała, bo tak też było.
 Następnie uciekała z tą samą młodą dziewczyną przed kanonierką zaraz po tym, jak poprosiła ją o pomoc. Późniejszymi wizjami atakuj żołnierzy-klonów, którzy przybyli kanonierką, przed którą wcześniej uciekały. Potem znalazły się w jakimś magazynie, gdzie rozdzieliła się z Togrutanką i po chwili przed jej oczami nastąpiła ciemność. Nie widziała nic więcej po za ciemnością. Lecz zaraz znowu zaczęło wszystko szybko przemykać jej przed oczyma. Znowu widziała siebie i Togrutankę. Ponownie poprosiła ją o pomoc. Następnie pojawiły się obrazy, które przedstawiało jej i nastolatki życie. Szukały jedzenia, spały w jakieś dziurze na wyjętych matach ze śmietnika. Później widziała szukanie mieczy świetlnych, aż później pożegnanie z dziewczyną. 
 Kolejne obrazy, które również znowu zaczęły przemijać z szybką prędkością, przedstawiały jej losy odzwierciedlające życie, które prowadziła przed kolejną prośbą dziewczyny. Aż wreszcie nastała kolejna scena, która działa się w normalnym tempie. Poczuła ostry ból w plecach, a następnie walczyła z zakapturzoną postacią. Po jakimś czasie było wiadome, kto jest ową osobą. Maul...
***
 Udało się. Czuła, że się udało, ale żałowała. Ból, który czuła po śmierci kilkuset Jedi pozostawił pamiątkę. Kolejny ból, który doprowadził ją do upadnięcia na kolana.
-Ahsoko... wybacz mi.-rzekła z poczuciem winy.

                                                         ~~Rada Jedi/Królowa Apailana~~

 W samym środku komnaty Najwyższej Rady Jedi, widniał hologram przedstawiający posturę niedawno wybranej i najmłodszej dotychczas królowej Naboo - Królowej Apailany. Mimo tak młodego wieku, poddani szanowali ją równie tak samo jak niegdyś Królową Amidalę. Amidala została wybrana na królową pod koniec trzynastego roku życia. Natomiast Apailana - pod koniec dwunastego. Różnica kryje się w tym i w paru owych sprawach. Amidala miała duże poparcie i poddani bardzo jej ufali. Czy Apailana zasłuży na podobny los? Moc nie umiała tego przewidzieć, przynajmniej według Koruna - Mace'a Windu. Skontaktowali się z królową by omówić sprawę dawnej Królowej Naboo oraz Anakina Skywalkera.
-Ludzie ją popierają.-powiedziała o byłej Królowej, która rządziła w czasach jej początkowego życia.
-Potrzebujemy Anakina Skywalkera. Myślę, że można dla niego nagiąć przepisy.-odezwał się po raz któryś Mace Windu.
-Będą ich prześladować. Trzeba utrzymać tajemnicę między nimi, Wami, mną i rodziną Senator Amidali.-zaproponowała królowa.
-To dobry pomysł, Wasza Wysokość. Sądzimy iż jego dziecko będzie wrażliwe na Moc i będzie musiało tu zostać. Od zabicia Palpatina, będą mogli żyć spokojnie.-odezwał się Saesse Tiin.
-Nie sądzę, że Skywalker wróci. Odszedł z własnej woli.-zauważyła Shaak Ti.
-Potrzebujemy go. Po za tym każda osoba wrażliwa na Moc, jest skazana na trening w Świątyni Jedi.-odpowiedział Windu. Nie zamierzał wyrywać dziecka Skywalkerowi, ale musiał go oddać. Było pewne, że są wrażliwe na Moc, więc nieuniknione było to, że trafi do domu Jedi tak czy siak. Musiał go puścić dobrowolnie. Mace nie zamierzał po raz drugi użyć siły, a tym bardziej na dziecku Senator Amidali. Nie było dnia, w którym nie obwiniał się za to, że musiał tak brutalnie odebrać rodzinie Orgeen, małą Atari, która została uznana za część rodziny Naberrie. Skoro jest uznana i tak się traktują, to nie mógł ponownie zrobić to jej rodzinie, a tym bardziej rodzonej. Owszem, Padme traktowała Atari niczym rodzoną kuzynkę, mimo że nią nie było, ale nie wykluczało by to zdenerwowania po tym, jakby się tego dowiedziała. Coś gorszego od zabrania Dathomirianki siłą, było zabranie dziecka Naberrie. Nie oddałaby go, ale uznałaby to za słuszne, lecz problem tkwi nie w jej decyzji, lecz w Skywalkera. Chciał skończyć z Mocą, ale oddanie synka bądź córki Zakonowi Jedi, spowodowałoby rozwalenie rodziny, dla której odszedł. Dla niego nie wchodziło to w grę.
-On nie odda tak szybko dziecka.-powiedziała Togrutanka.-Ale Amidala zrobi to co słuszne.-dodała.
-Jeżeli Anakin będzie tutaj z dzieckiem, to pozwoli.-odezwał się Agen Kolar.
-Sio Bibble, będzie jedynie o tym wiedzieć z naszej służby. Padme mu ufa. Rodzina jeszcze. To zaufane osoby.-powiedziała Królowa.
-Rada i posłanki mogą wiedzieć. Reszta nie.-stwierdził Korun.
-I tak się ktoś zorientuje. Będą podobni. Nie każdy Jedi jest tak jaki, jak ma być.-powiedział Kit Fisto.
-Ahsoka ma jeszcze innych przyjaciół. Na pewno się dowiedzą. -powiedział Saesse Tiin.
-To już nie moja sprawa. Zrobicie to, co słuszne. Ja tylko utrzymam to w tajemnicy.-powiedziała dziewczyna.
-Czyli wszystko usta...-Koruński Jedi przerwał swoją wypowiedź czując ostry ból. Niewątpliwie wielu Jedi ginęło. On to czuł. On to wszystko czuł. Czuł nie umiejąc określić kto dokładnie umiera. Ból psychiczny był nie do zniesienia. Nie umiał określić czy to sztylet przebija jego serce, czy wiele igieł, które nie pozostawiły wolnej przestrzeni się przekuły mu serce. Oba były tak samo bolesne.
-Co się dzieje?-spytała przerażona królowa. Jej młoda twarz była zapewne blada, pod makijażem.
-Jedi giną.-Ton głosu Windu, był nie do ocenienia. Z przyzwyczajenia mówił bezwzględnie, ale dało się wyraźnie wyczuć obawę i strach.
-Jak to?-spytała.
-Nie wiem. Coś jest nie tak. Wielu Jedi zginęło w tym samym czasie.-odpowiedziała Shaak Ti. Jej oczy były szeroko otwarte bez wyrazu, próbując odszukać coś w głąb czegoś, co nie istnieje.
 Drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wbiegły dwie siedemnastoletnie Togrutanki. Nie było to kulturalne, ale były mocno przerażone.
-Kto ich zabija?-spytała od tak nie zauważając, że tuż na samym środku widnieje hologram Królowej Naboo. Za to jej przyjaciółka przeciwnie. Gdy tylko zauważyła postać Apailany, ukłoniła się z szacunkiem, a Ahsoka po chwili dezorientacji podobnie uczyniła.
-Nie wiadomo Ahsoko.-odpowiedział Kit Fisto.
 Zaraz po tym nadeszło połączenie z więzienia. Przed nimi stał Komandor Fox, który był dowódcą specjalnym na Coruscant.
-Generale Windu. Proszę wybaczyć, ale mam ważną wiadomość.-rzekł ze spokojnym tonem.
-Mów.-poprosił Korun.
-Palpatine uciekł, a Mass Amedda nie żyje. Zginął przez strzał w serce. Prawdopodobnie Palpatin go zabił.-odpowiedział.-Dostaliśmy jeszcze materiał z Kamino, który kazano przekazać.-dodał i zniknął.
-Królowo. Na ten czas raczej skończymy. Wszystko już ustalone.-stwierdził.
-Tak. Dobranoc.-pożegnała się i zniknęła. Jej posturę zastąpił obraz Asajj Ventress w jednym z pomieszczeń domu Żołnierzy-Klonów. Wcisnęła pewien guzik, a po kilkudziesięciu sekundach zgięła się w pół. Po dłuższej chwili wstała. Na ekranach pojawili się Jedi umierający z rąk klonów.
______________________________________________
Niech wena idzie, bo zwariuję x.x
Dedykejszyns for Ewryfink :3 <3

NMBZW! 

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 71


                                                             ~~Asajj Ventress~~

 -Dalej!-krzyknął Maul na Dathomiriankę. Wszędzie leżały martwe ciała Żołnierzy-Klonów, a w niektórych miejscach ciała Kaminoan próbujących wcześniej zatrzymać tą dwójkę.
 Ventress skądś pamiętała drogi, przez które przechodziła wraz ze Swym towarzyszem. Jakaś mała cząstka niej podpowiadała jej cicho, że robi to wbrew sobie i ważnej dla niej osoby, mimo że jeszcze o niej nie wiedziała. Mimo tego biegła dalej zabijając klony. Cel był niedaleko, ale po co tam biegła? Nie znała nawet powodu. Po prostu jej kazano i miała to zrobić wbrew Swojej woli bo on i ktoś tak chciał. Czuła się jak nic nieznacząca marionetka. Jak zabawka, która zostanie zastąpiona nową lub wyrzucona, bo z niej wyrośli. Było to okropne uczucie. Sama się dziwiła, że coś takiego czuła. Przecież Maul ją cenił. Mówił jej to. Często odpowiadał po długiej chwili jakby mu uprzykrzała mu życie, mimo że nic złego nie robiła. Może samo "opiekowanie się mną" sprawia mu zawód? -zastanawiała się w duchu. Nie wiedziała nawet dlaczego wybrał ją. Teraz według byłej Lady Sith, byli lepsi od niej. Czuła się dziwnie ze Swoim tokiem myślenia. Po raz pierwszy od dłuższego czasu się tak czuła. Nigdy nie miała problemu ze Swoimi myślami, a teraz nagle przeszkadzały jej.
 Zatrzymali się w pewnym momencie. Jej towarzysz wciągnął nosem głęboko powietrze, a później je wypuścił.
-Jedi...-szepnął.-Leć do punktu, a ja się nimi zajmę. Znajdź panel sterowania i wciśnij sześćdziesiąty szósty guzik.
-Dobrze.-odpowiedziała i pobiegła dalej, a on w zupełnie inną stronę. Nie minęło wiele czasu, kiedy dobiegła do masywnych drzwi. Były szczelnie zamknięte, więc była zmuszona do przebicia ich i wycięcia sobie własnego przejścia. W środku było pięciu Kaminoan, których z łatwością zabiła. Po co miała wcisnąć przycisk? Na co to było? Zostaje przydzielona do czegoś, a nawet nie ma pojęcia do czego. Ale nie miała zamiaru się sprzeciwiać. Zrobiła to, co jej kazano. Przycisnęła wskazany guzik, a później przez około minutę stała jak słup, czekają aż zacznie się coś dziać. Poczuła jakby setka osób umierała. Na ekranie pojawiły się obrazy śmierci wielu Jedi. Drzwi się otworzyły, przez co Dathomirianka obróciła sie gwałtownie. W drzwiach stało sześciu klonów. Ich broń była wycelowana w nią. Jej miecze świetlne... sądzili, że jest Jedi! Zrozumiała. Klony zabijają Jedi. Włączyła miecz i pozbawiła ich głów, a następnie szybko podbiegła do panelu. Próbowała jakoś to wyłączyć, ale się nie udało. Ostatnią jej deską ratunku była Moc, której zaraz użyła. Powoli czuła jak słabnie. Zbyt bardzo jej użyła, by sprawić iż klony przestaną wariować. Sama nie wiedziała dlaczego tak robiła. Nienawidziła Jedi, więc dlaczego ich ratowała? Czuła z nimi więź. Więź, której raczej nie zerwie. Odczuwała śmierć Jedi niczym inni Rycerze; Padawani; Mistrzowie Jedi, którzy przeżyli.

                                                                  ~~Ahsoka~~

 Nie wierzyła, że jej Mistrz mógłby się posunąć do takiej rzeczy. Rozumiała wszystko, byle nie to! Opuścił ją. Opuścił na zawsze. Wiedziała, że go spotka. Będzie chodzić z Atari w odwiedziny, ale jak skoro nadal nie powiedziała tego co między nimi jest? Znienawidzi ją. Znienawidzi ją własna przyjaciółka. Po której stronie stanie Barriss? - pomyślała z niepokojem. Znała ją dłużej niż Ati, ale Mirialanka wiedziała o całym tym zamieszaniu. Będzie z nią, jako druga przyjaciółka, którą okłamywała. Lecz Ahsoka nie mogła na to pozwolić. Musi kazać Barriss siedzieć cicho, ale to też będzie złe. Okłamują ją we dwie, ale skąd miała wiedzieć, że Ati nie wie?
 Weszła swobodnie do pokoju dathomiriańskiej przyjaciółki. Chciała przyjść do niej w zupełnie innej sprawie, ale teraz to nie była taka sobie zwyczajna sprawa. To było poważne. Coś, o czym ona powinna wiedzieć od większości czasu niż Tano.
-Co się stało?-spytała zaniepokojona wyrazem twarzy przyjaciółki, Orgeen.
-Anakin odszedł z Zakonu.-Zdziwiła się, że mówi to tak lekko. Myślała, że będzie jej trudno wypowiedzieć przynajmniej jedną literkę tego zdania, ale przeszło jej to z wyraźną swobodą.
-Dlaczego?-spytała strasznie zdziwiona.
-Bo się ożenił z Padme.
-Coś podejrzewałam, że jakąś rzecz ukrywa.. ale nie taką. Ślub z Wybrańcem?
-Atari... ja o tym wiedziałam. Nie miej mi tego za złe. I tak Anakin się o mnie bał. Kiedy się przyznawał, kazał mi nie przyznawać się do niczego. Mogłam wylecieć i nie wracać. To było dla mnie niebezpieczne. Padme też się martwiła. Zapewne chciała Cię utrzymać w czystości. Obwinia się za to, że to przez nią Anakin robi takie rzeczy. Nie chciałaby, żebyś ucierpiała. Wybacz mi, że Ci nic nie mówiłam. Nie sądziłam, że nie wiesz. Dlatego powiedziałam też Barriss. Wyciągnęła to ode mnie. Za dużo ukrywałam. A gdy Padme mi powiedziała, że nic nie wiesz... wybacz Nam.
-Za co? Padme chciała mnie uchronić. Z tego co wynika z Twojej wypowiedzi oznacza, że Wy też nie chciałyście bym popadła w kłopoty, w jakie wy weszłyście. Dziękuję.-po tych słowach przytuliła przyjaciółkę. Przez całą tą sytuację, którą Jedi uważali za jakiś skandal czuła się bezpiecznie. Miała przyjaciół, którzy chcieli ją uchronić. Była wdzięczna Mocy, że spotkała takie osoby.-To będzie nasza tajemnica. Jutro pójdę do Rady. Poudaję wkurzoną i pójdziemy ich odwiedzić.-powiedziała, po tym jak oderwały się do siebie.
-Dobrze.
-Jakieś wieści od Barriss?
-Żadnych. Martwię się o... aaa.-Togrutanka chwyciła się za głowę podobnie, jak jej przyjaciółka. Poczuły ostry jak brzytwa. Poczuły ulatującą Moc z całego Zakonu. Wielu Jedi ginęło. Nie umiały nawet wyczuć czy są wśród nich ważne dla nich osoby. Czy jest tam Barriss, Obi-Wan lub Bultar, a nawet ich przyjaciele z dzieciństwa. Nie umiały określić czy ktoś tam jest z ich bliskich. Ale wyczuły jedno. Że ktoś kto był w miarę blisko to zrobił. A raczej nie ktoś, a większość osób.
-O co chodzi? Kto ich zabija?-spytała Dathomirianka kiedy to wszystko ustąpiło.
-Nie wiem. Chodźmy do Rady.-Po tych słowach pobiegły w stronę Komnaty Najwyższej Rady Jedi. Było ciemno. Dochodziła prawie północ. Planeta-miasto zwana Coruscant, była żywa nawet nocą. Pojazdy przelatywały szybko w te i wewte. Z okien drapaczy chmur zawsze wylatywało światło, które oświetlały planetę. "Miasto" nigdy nie spało. Wiecznie było obudzone. Zazwyczaj najlepiej działały kluby nocne, które były idealną; chwilową skrytką dla bandytów tylko po to, aby się na chwilę zabawić i pić wiele trunków.

                                                                      ~~Anakin~~ 

 Cały pochłonięty dożywotnim spokojem, śnił będąc wtulonym w swoją żonę. Nie było już dla niego zmartwień. Teraz... dopiero teraz poczuł się tak naprawdę wolny. Nawet idąc z Qui-Gonem na statek kiedy został uwolniony, nie czuł się tak wolny jak teraz. Teraz mógł spokojnie żyć ze swoją rodziną w spokoju wiedząc, że nic im nie grozi. Gdzie żaden holonet i zagrożenie ich nie znajdzie. Wszystko to sprawi, że prawie wszyscy zapomną. Prawie. Tano nigdy nie zapomni. Wraz z Atari będą ich odwiedzać. To było pewne, ale tym nie dadzą zapomnieć Radzie. Ale na pewno tak łatwo nie będzie. Każdy znał jego i Obi-Wana. Dla nich pięć słów "Anakin Skywalker i Obi-Wan Kenobi" to była nadzieja w wojnie. Nadzieja na lepsze jutro. Wojna się kończy, a oni się do tego przyczynili, więc zapomnieć nie będzie łatwo. Dawny mentor Wybrańca do śmierci będzie walczył o dobro Republiki, co doprowadzi do myśli "A co z Anakinem Skywalkerem? Gdzie jest?". Kiedy on umrze, pozostanie to samo pytanie w myślach, jak i na ustach obywateli Republiki, czy wrogów.
 Otworzył gwałtownie oczy i zaczął szybko oddychać. Nie mógł opisać bólu, jaki czuł w sercu i w Mocy. Przez cały czas nie wiedział co się dzieje i o co chodzi z całym tym bólem. Spał sobie spokojnie przytulony do Padme, a nagle dorwał go ból, który najbardziej bolał w okolicach serca, który wytwarzał miłość otaczającą bardzo ważne dla niego osoby. Prócz bólu, który odznaczał ból fizyczny, czuł ból innych osób, które też czują to co on. Podobny ból psychiczny, który on odczuwał, też wyczuł od Mistrza Yody. Wiedział, że to od niego, ponieważ nikt prócz Skywalkera nie mógł odczuć takiego bólu.
 Wziął ostrożnie lewą; żywą rękę, którą obejmował żonę równocześnie dotykając żywą dłonią ich, jeszcze nienarodzonego dziecka. Usiadł i w obu dłoniach schował twarz, próbując zastanowić się nad tym, co się teraz dzieje. Nie miał siły zaglądnąć w Mocy. Nie chciał jej używać. Nie chciał robić nic, co było związane z Zakonem Jedi. Miał dość tego wszystkiego. Wiedział, że musi zajrzeć, ale chciał to olać. Chciał zostawić to wszystko obojętnie, ale nie mógł. Choćby chciał to wszystko zostawić, zawsze będzie go coś łączyło z Zakonem. Sam fakt, że był wrażliwy na Moc. Wspomnienia... wspomnienia były nieuniknione. Mimo że skrzywdził takim kłamstwem Obi-Wana to zawsze będzie go pamiętał. Dzięki byciu Jedi miał tak wspaniałego przyjaciela. Ahsoka... Ahsoka była jego padawanką. Dzięki byciu Jedi ją poznał. Dzięki byciu Jedi naprawił czy przerobił wiele maszyn, o jakich w dzieciństwie nie marzył. Umiał to robić, ale bycie Jedi sprawiło, że mógł to udoskonalić. Dlatego wiedział, że nie może tego aż tak ominąć zboku. Cały ten ból, odczuwał od Jedi. Nie mógł sobie od tak chować twarzy w dłoniach próbując to wszystko odgonić, dlatego usiadł normalnie zastanawiając się co dalej. Nie mógł działać, bo nie był Jedi. Musiał; chciał, ale też zarazem nie chciał tego robić.
-Anakin.-łagodna wypowiedź jego imienia wypłynęła z ust Padme. Wiedziała, że nie spał. Wiedziała odkąd się tylko poruszył. Teraz, kiedy siedziała wraz z nim trzymając dłoń na jego; do połowy żywym; prawym ramieniu, czekała na wyjaśnienia. On wyczuwając to nie odezwał się ani słowem. Po prostu spojrzał na nią z wielką miłością w niebieskich oczach, nie chcąc jej w żaden sposób stracić.
_________________________________________________
Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeść Wszystkim! Mamy już 71 rozdział. Sama nie wiem, jak do tego doszło, ale to dzięki Wam, prawda? ^-^ DZIĘKUJĘ :*
Dam dedydki za wczorajszy dzień.
Oczywiście dla Patataja , z którą wczoraj wiernie kibicowałam Polsce na pół finale. Emocje były, że ja nie mogę! Po prostu dziękuję Ci za te chwile :* Dziś powtórka <3
Dla Ali Skywalker, z którą wczoraj udało mi się porozmawiać wymienić się opinią co do postaci z SW :D 

NMBZW! 

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 70


                                                                      ~~Anakin~~

 -Anakin oszalałeś?!-krzyknęła rozdrażniona Padme. Przyznanie się o wszystkim Radzie, nie było dobrym pomysłem. Rozumiała, że Anakin ma dość, ale to wszystko przyniesie złe rzeczy. Nie chodziło tu tylko o nią i jej postawa w Senacie, ale Jedi żeniący się ze starszą od Siebie panią Senator, to może być skandal. To przez nią Bohater Republiki chce odejść, a wojna nie skończona. To on ma jutro zabić Palpatina, a jego ma już nie być w Zakonie, nie mówiąc o tym, że nie chce zabić Sitha.
-Padme ja mam tego dość. -powiedział to już po raz któryś w tej rozmowie.
-Chcesz być przez resztę życia być prześladowany przez HoloNet w KAŻDEJ chwili? Bo ja nie.-W umyśle kobiety pojawił się artykuł, który zapewne tam będzie. Co powiedzą rodzice?, pomyślała. Rodzcie chcieli... ba! Pragnęli by ich młodsza córka porzuciła służbę publiczną i wreszcie się ustatkowała. Drugim powodem dla porzucenia służby było jej bezpieczeństwo. Od samej inwazji trzynaście lat temu, chcieli by to się skończyło, ale cieszyli się, że ludzie jej ufają i była dobrą władczynią. Po skończeniu kadencji siostra z matką mówiły, aby zaczęła wreszcie żyć normalnie. Znaleźć męża, dzieci... ale była królowa przystąpiła na prośbę królowej Jamilii i postanowiła reprezentować Swoją planetę w Senacie Galaktycznym, jako Senator z Naboo. Dzięki temu spotkała ponownie Anakina. Dzięki temu poznała smak miłości, do której w ogóle jej się nie spieszyło. Rodzice powinni się z tego cieszyć. POWINNI, ale tego nie zrobią. Ona była starsza od Swojego męża. W dodatku był Jedi. Niezwykłym Jedi, który w bardzo młodym wieku przyszło mu się zmierzyć z wojną, na której stracił rękę i stał się Bohaterem Republiki. Co pomyślą inni? Że jest z nim dla lepszej sławy? Pochopne wnioski będą wyciągane wiecznie, nawet jeżeli ona go kocha bezgranicznie za to jaki jest naprawdę, a nie za to jaki jest na bitwach czy gdzie indziej. Nikomu niej i matki nie pokazał Swojego prawdziwego JA. Jako Jedi nie bał się wyznać jej miłości. Nie bał się przy niej uronić łez po śmierci rodzicielki.
-Nie, ale nikt się nie dowie. Obiecuję, że przekonam Radę by nikomu nie mówiła dlaczego odszedłem. Nie ucierpimy na tym. Ani My, ani dziecko.-wypowiadając ostatnie słowo przyłożył lewą dłoń do brzucha żony.
-A Obi-Wan? Stracisz przyjaciela.
-Obi-Wan nie ma tu nic do rzeczy.
-A Ahsoka?-To pytanie go zabolało. Nadszedł dzień, którego się obawiał. Będzie musiał ją zostawić. Była dla niego ważna i bliska, a teraz ją zostawi. Walczył o to by wróciła i była dalej jego Padawanem, a teraz ją zostawi komuś innemu. Może Atari będzie chciała ją wziąć niekiedy w odwiedziny. Na pewno będzie chcieć, ale prawda jest taka, że młody mężczyzna nie umiał przewidzieć nawet z pomocą Mocy co się wydarzy. Musiał polegać na własnej mądrości i myślą, że czekają jego jak i Radę niespodzianki.
-Nie wiem. Jakoś to będzie. Wrócę za niedługo.-pocałował żonę w czoło i ruszył ku Świątyni Jedi ostatni raz. Już nigdy nie ujrzy murów budowli, która służyła za postój między domem matki na Tatooine, a mieszkaniem Padme. Za niedługo będzie mieszkać niedaleko jezior i wodospadów tak, jak zaplanowała Padme. Tam urodzi się ich dziecko. Mimo wszystkiego będzie je kochać tak mocno, jak Padme czy Matkę, ale nie ukrywał przed Amidalą, że chciałby córkę. Córeczkę, która będzie równie piękna jak jej matka. Będą szczęścliwi. Z dala od od Senatu, wojen i Jedi. Jedi możliwe nie całkiem, ale będą. Jakby nic nigdy po za nimi nie trwało.
 Doleciał do Świątyni w bardzo krótkim czasie. Miał nadzieję, że narada nie będzie trwała długo i tak też było. Trwała zaledwie pół godziny. Z pośród wszystkich Senatorów wybrano tylko trzech w tym Senator Aang, którego poznał w czasie kolacji zorganizowanej specjalnie dla niego przez panią Senator z Naboo. Nie interesowało go to zbytnio. Dalszymi myślami zastanawiał się jak to wszystko powiedzieć.
Wchodząc do Komnaty Rady Jedi ujrzał prawie wszystkich z wyjątkiem Barriss i Luminary, które podczas trwania narady -walczyły, ponieważ Separatyści nie postanowili się poddać na Felucii i Kashyyk. Aayla i Mistrz Yoda po naradzie dołączą do posłanek oraz przekażą informacje, lecz Secura przez nasilenie ataku wroga, nie usłyszy tego, co Wybraniec ma do powiedzenia. Ale za to usłyszy to Obi-Wan. Mimo że nie interesuje go jego zdanie, to bał się jego reakcji. Nie sądził, że po tym się pogodzą, bo Obi-Wan według niego nie będzie nie zwracał uwagi na to, ile on miał bab. A Ahsoka... ona może ucierpieć na tym, że wie, więc przywołał ją ruchem dlonie i powiedział bardzo cicho:
-Obiecaj mi coś.
-Ale co? -spytała zdziwiona identycznym szeptem.
-Że się nigdy nie przyznasz.-odpowiedział.
-Do czego?
-Później się dowiesz, ale obiecaj mi teraz, że NIGDY się nie przyznasz.
-Dobrze. Obiecuję.-Po tych słowach wyprostowała się z mętlikiem w głowie.
-Możesz już iść Mistrzyni Secura. Niech Moc będzie z Tobą.-życzył jej Windu.
-I z Wami.-życzyła Twi'lekanka i po chwili już jej nie było.
-Ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia? -spytał Korun. Cisza trwała ponad trzy sekundy, a dla Skywalkera niekończące się godziny.
-Ja.-odpowiedział Anakin.
-Słuchamy Cię.-odpowiedział Mace. Wybraniec wyszedł na środek.
-W czasie bycia Jedi popełniłem dużo błędów łamiąc kodeks, a zwłaszcza na Wojnie. Lecz największy taki błąd popełniłem tuż przed zaangażowaniem się w walkę na Wojnie. Nie. Tu nie chodzi o matkę. -powiedział do Yody.-Po Geonosis. Wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Po moim wyzdrowieniu... ożeniłem się.
-Co powiedziałeś?-spytał groźnie nie dowierzając Windu.
-Ożeniłem się.
-Z Padme?-słowa Obi-Wana nie było ni stwierdzeniem ni pytaniem.
-Tak.-odpowiedział i od razu dodał.-Nie. Ona mnie do niczego nie zmuszała. To co teraz robię, jest wyłącznie moją decyzją. Ona mi niczego nie kazała. To ona spowodowała, że dobrze walczyłem. Teraz kiedy jest koniec wojny, mogę odejść. Nie pasuję tu nawet jeżeli to moje powołanie. Nie czuję się z tym dobrze.
-Czy ktoś o tym wiedział?-spytał Mace.
-Nie.
-Mistrzu...-zaczęła Ahsoka. Jej zdezorientowanie było spowodowane poczynanie jej mentora, a wyglądało jakby była zdziwiona tym co usłyszała.
-Dziecko, które nosi jest Twoje,  prawda?-spytała Shaak Ti.
-Tak. Proszę o tylko Was jedno. By nikt się nie dowiedział o tym. To moja tajemnica i sprawa. Mam dość HoloNetu oraz nie chcę by prześladował ani mnie, ani Padme, ani moje dziecko. Odchodzę i chcę tylko abyście dochowali tej tajemnicy. Przynajmniej to.
-Dobrze. Ale nie bądź zdziwiony jeżeli sami się domyślą.-ostrzegł Korun.
Anakin odpiął pas wraz z mieczem i położył na środku Komnaty. Nie był już Jedi, więc nie mógł go już nosić i po za tym nie był mu już potrzebny. Mógł prowadzić życie jak dawniej, lecz teraz - jako wolny człowiek. Wolny człowiek z żoną i dzieckiem. Daleko od wojen i sporów. Najdalej od tego wszystkiego. Nic prócz ich rodziny, nie będzie dla nich istnieć. To było dla niego idealne życie, ale jeszcze lepsze by było, gdyby matka żyła. Gdyby była tuż przy nim i widziała jego szczęście. A Ahsoka? Też by chciał być przy niej, wspierać ją.
 Padawanka wyszła zza jego fotela, podeszła do niego i przytuliła tak, jakby nie chciała go w ogóle wypuścić. Był dla niej ważny. Rozumiała dlaczego podjął tę decyzję. I tak nie mogła tego zmienić. Zapewniał ją, że jest dla niego ważna, że jest dla niego jak siostra, ale jej zdanie tu się nie liczy. Nie może mu nic zabronić, mimo że więź Padawana i Mistrza była silna, to nic nie mogła poradzić. Szanowała to jak nikt inny.
-Wybacz mi.-odezwał się do niej.-Wybacz mi za wszystko. Za to co robiłem na początku; za to czego się przed chwilą dowiedziałaś; wszystkie, przykre rzeczy, które Ci wyrządziłem. Wybacz mi.-oderwali się od siebie i Skywalker położył dłonie na jej ramionach.-Wiesz dokładnie, że Ci ufam. Chciałem Ci powiedzieć w każdej chwili, ale też byś musiała się pożegnać z Zakonem, a nie dawno wróciłaś.
-Czy kiedyś Cię jeszcze zobaczę?-Po pytaniu byłej uczennicy, stanął mu obraz twarzy matki po tym, jak zadał jej podobne pytanie.
-Mam nadzieję. Zawsze będziesz mile widziana, ale to nie ja Ci teraz daję pozwolenie. Przyrzeknij mi coś.-Kiwnęła głową.-Oddaję Cię teraz w ręce Obi-Wana bo zakończenie treningu na Rycerza Jedi pod jego okiem jest bardzo dobre. Gdyby nie on nie nauczył bym Cię tego wszystkiego co do tej pory. Więc przyrzeknij mi, że go nie zawiedziesz tak, jak ja jego. Jestem mu za wszystko wdzięczny, mimo że inaczej mu to dziś pokazałem, to niech będzie dumny z Ciebie. Przyrzeknij też, że nigdy nie weźmiesz ze mnie takiego przykładu.
-Przyrzekam.-odpięła miano od swojego lekku i położyła na dłoni teraz juz byłego mentora.- Miano oznacza, że jestem Twoją uczennicą. Skoro nią już nie jestem, to moim obowiązkiem jest Ci go oddać.
  Wziął od niej miano i ostatni raz się przytulili.
-Niech Moc będzie z Tobą.
-I z Tobą.
 Skywalker obrócił się życząc wszystkim Jedi tego samego i ruszył ku wyjściu czując na sobie wiele spojrzeń, ale najbardziej ten jeden. Ten, w którym czuć było zawiedzenie; smutek; mętlik... mimo że spojrzenie było oddalone wiele parseków od Coruscant, to mężczyzna czuł, jakby jego były przyjaciel był w domu. Po raz ostatni szedł korytarzami Świątyni. Lecz nie jako Jedi. Jako Jedi szedł ostatni raz przez korytarze zmierzając na posiedzenie Rady. Teraz już naprawdę idzie ostatni raz. Jako wolny człowiek, który zazna w miarę normalne życie...
                                                      ~~Palpatine~~

 Siedząc na marmurowej; zimnej podłodze ani trochę nie zmęczony, tęsknił za wszystkim co było mu dane jako Kanclerzowi, a najbardziej za władzą. Mógł stworzyć własne Imperium z pomocą Anakina, a tym czasem młodego Jedi coś trzymało. Zabicie Obi-Wana byłoby pestką, a tym bardziej tą smarkule. Ale co innego Senator Amidala... tak bardzo bał się jej stracić. Dla niej oddałby wszystko. Nie potrafił bez niej żyć. Trudne byłoby przeciągnięcie Wybrańca, ale wykonalne. Palpatin sam dla siebie był genialny.
 Strzał i odgłos upadającego ciała zdezorientował Sitha. Kolejne takie odgłosy dawały mu do zrozumienia iż ktoś atakuje strażników. Nie mając czasu na wyczucie osobnika, wstał pospiesznie czekając na osobę, która także jest wrogo nastawiona do Republiki. Po paru minutach tak też się stało. To Tarkin. Głupio było mu przyznać, że zapomniał o Kapitanie, ale był mu wdzięczny.
-Dobrze się spisałeś, ale uwolnienie mnie nie będzie łatwe.-przemówił do sprzymierzeńca. Ten wyciągnął specjalną kartę i wyłączył zabezpieczenie.
-Nie ma za co, lecz trzeba się spieszyć mój Panie.-zwrócił się do byłego Kanclerza i pobiegli przez korytarz więzienia, który nie był przydzielony dla byle kogo. Nagle napotkali celę Mas Ameddy.
-Panie nic nie mówiłem.-poinformował go. Sith kazał kompanowi zwolnić tarczę.-Dziękuję Panie.-odpowiedział pokornie.  Niespodziewanie Palpatine wyrwał Tarkinowi broń i strzelił prosto w serce byłego sługi.
-Byłby większym balastem niż dotychczas. -wyprzedził odpowiedzią Sith pytanie Tarkina. Pobiegli dalej, a będąc przy wyjściu usłyszeli alarm, który oznaczał jego ucieczkę.
__________________________________________________
Witaaaaaaaaaaaaaaam ^^ Czy tylko mnie szkoła wykańcza? -.-
Dedyk dla Wiki, Jainy i Martyny :**

NMBZW!

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 69


                                                                     ~~Ahsoka~~

 Może i hangar Świątyni Jedi przywoływał bardzo złe wspomnienia Togrutance, ale o dziwo się cieszyła, że znowu w nim stoi. Cieszyła się, że ponownie stoi w za murami Świątyni Jedi, w której jest bezpieczna. Może nie całkiem, bo są zdrady i zamachy, ale... uważa, że w osiemdziesięciu pięciu procentach jest tam bezpieczna, przed czyhającym na nią zagrożeniem. Rozejrzała się wkoło. Jak zwykle panował tam hałas. Naprawiano coś, droidy pomagały, chodziły/latały/jeździły w te i wewte, niekiedy same ze sobą się kłóciły, że coś jest źle. Wśród tych wszystkich maszyn ujrzała R7-A7. Ten droid towarzyszył jej prawie za każdym razem. Obok zielono-złotego robota, pojawił się kolejny. Miał on niebieskie barwy i nr R2-D2. On jej towarzyszył bardzo często. Skoro on tu jest, to Anakin również.
-Ahsoka!-krzyknął ktoś. W jej stronę biegła różowo-włosa, niska jeszcze piętnastolatka. Jej długie włosy opadały jej swobodnie na ramiona i plecy. Jedynie wyznaczone kosmyki na pasemka miały inny kolor. Tym razem był to czarny...
-Wysy!-Togrutanka ucieszyła się, że widzi swoją przyjaciółkę.-Jak dobrze Cię widzieć.
-Witaj Wysy.-Atari także powitała dziewczynę.-Dlaczego czarny?-"wyjęła" pytanie z ust Ahsoki.
-Zagrożenie. W porządku? Ati Twoja ręka...-zaczęła młodsza, ale Orgeen jej przerwała:
-Nic się nie stało. Z tym co się przytrafiło Soce, to moja ręka to pikuś.
-No właśnie. Jakby Twój Mistrz się pytał dlaczego wyczuwałam Ciebie, to nic nie mów.-poprosiła dziewczyna.
-Wyczułaś mnie?-spytała zdziwiona Ahsoka.
-Oczywiście. Mam tak, że jak kogoś uzdrowię, to czuję jak cierpi fizycznie.-odpowiedziała.-Proszę Cię nie mów mu nic.-poprosiła.
-Dobrze. Wiesz gdzie jest Rada?
-Tak. Centrum Komunikacyjne.
-Dzięki. Spotkamy się później.-Obie szesnastolatki pobiegły w wskazany kierunek.
 Nie zajęło im to długo. W ponad dwie minuty przybiegły do drzwi Centrum Komunikacyjnego. Spotkały tam dwóch strażników. Miecze mieli cały czas wyłączone, ale obrócili się w ich stronę, a jeden zaczął mówić spokojnie:
-Przykro mi padawanki, ale nie możecie wejść. Trwa ważne zebranie Rady.
-Jestem posłanką Najwyższej Rady Jedi.-poinformowała Tano.
-A ty?-spytał drugi strażnik Orgeen.
-Nie. Idź ja poczekam.-powiedziała z uśmiechem Atari, a jej przyjaciółka weszła do środka pomieszczenia. Było tam ciemno. Hologramy Mistrzów Jedi znikały i robiło się co raz ciemniej, ale to nie oznaczało, że Mistrz Fisto nie zwróciłby uwagi na otwierające się drzwi i wchodzącą Togrutankę. Mistrz Windu to samo.
-Padawanie Tano, dobrze Cię zobaczyć całą i zdrową.-W głosie Windu było słychać nutkę radości.
-Mnie Ciebie także Mistrzu.-Po chwili przeszedł obok niej kładąc przelotnie dłoń na jej ramieniu i podążył wraz z Mistrzem Tiin, Fisto, Kolarem i Mistrzynia Ti do wyjścia. Po chwili została sama ze swoim Mistrzem. Miała mu tyle do opowiedzenia... tyle pytań, a nie wiedziała od czego zacząć.
-Przykro mi z powodu całej tej sytuacji.-zaczęła.
-Jest jeszcze dużo do zrobienia Ahsoko. To się szybko nie skończy. Dobrze, że jesteś. Nie miałem rozmawiać z kimś, kto mnie rozumie, za nim przyleciałem na Coruscant.-dodał.
-Gdzie Obi-Wan?
-Na Utapau. Zabił Grievousa.
-Naprawdę?-spytała zdziwiona.-Czyli wojna się kończy.-bardziej stwierdziła niż spytała.
-Tak. Żałuję, że Cię z nami nie było przez te trzy miesiące. Zdarzały się ciekawe historie, ale nie było łatwego kontaktu z Obi-Wanem. Podobno się zmieniłem.
-Czyli mam rozumieć, że kiedy mnie nie ma przez dłuższy czas, Ty się zmieniasz?
-Nie wiem. Cieszę się, że jesteś.-uśmiechnął się do nie, a ona odwzajemniła gest.
-Mogę Cię o coś spytać?
-Tak.
-Jak to jest być Jedi spodziewającym się dziecka?-Po słowach swojej Padawanki, Skywalker parsknął śmiechem.
-Skąd wiesz?
-Trzy miesiące temu odwiedziłam Padme i mi powiedziała.
-Chodź. Atari czeka.

                                                          ~~Padmé i Anakin~~

 Nie widziała żadnego sensu w tej sytuacji. Wprawdzie w ogóle nie wiedziała co ma o tym myśleć. Sith w Senacie w dodatku Kanclerz. Ona mu ufała, setki Senatorów... Anakin mu ufał! Teraz przejrzała na oczy, że były kłamstwa w jego wypowiedziach. We wszystkim co robił. Na razie nie umiała sobie wyobrazić, jak on sterował pod czas wojny, obiema stronami. Wiedzieć każdy ruch Separatystów i Separatystów i skądś przewidzieć jak się potoczy bitwa. Oszukał wszystkich, bez wyjątku. Tyle lat w błędzie... w dodatku przesunięcie wyborów na Kanclerza... to wszystko było ukartowane.
 Sąd był pełny od Senatorów. Po drugiej stronie swoje miejsca mieli Jedi. Większość Rady była, jako hologramy. Patrzyła na ich twarze, które czekały aż to wszystko się zacznie. Nie było posłanek Rady. Nie dziwiło ją to. Luminara była z Yodą na Kashyyyk i przejęła dowództwo. Barriss i Secura na Felucji. A Ahsoka... Ahsoka o dziwo weszła do sądu wraz z Atari i Anakinem. Jej przyszywana kuzynka od razu ją ujrzała i uśmiechnęła się, ale zaraz na jej twarzy pojawiło się pomieszane zdziwienie ze zdezorientowaniem. Wyczuła, że w miejscu gdzie przebywała jej przyszywana kuzynka, nie była tylko ona. Był ktoś jeszcze.
 Skywalker cały czas obserwował żonę i także wyczuł, że jej kuzynka może się czegoś domyślać. Nie zamierzał tego, aż tak długo ciągnąć. KONIEC. Jak tylko Palpatine zostanie skazany na śmierć przyzna się przed Radą do małżeństwa, ale będzie walczył by Padme na tym nie ucierpiała. Miał dość ukrywania się. Wojna się kończyła, a on jej coś obiecał na tą chwilę i dotrzyma obietnicy. Obiecał sam sobie, że nigdy nie złamie żadnej dotrzymanej obietnicy, a będzie dążył do jej spełnienia.
-Trzeba iść.-powiedział Fisto.
-Gdzie?-spytał zdziwiony Wybraniec.
-Wyprowadzić Palpatina.-odpowiedział Nautolanin.
-Nie tknę go więcej. Wolę się spalić w lawie, niż dotknąć go chociażby mikroskopijną częścią ciała, rozumiesz?
-No to wybacz mi, ale nie będziesz się palić w lawie. Chodź.
 Anakin niechętnie wstał i pomaszerował obok Mistrza Jedi w stronę lochu, gdzie przebywał Sith.
-Ostatni raz robię coś, co jest z nim związane.-powiedział twardo.
-I tak jak już nic przecież nie będziesz robić.-odpowiedział z uśmiechem Kit.
-A pomaganie w egzekucji?
-Jesteś Wybrańcem. Zniszczenie Palpatina, zapewne należy do przepowiedni.
 Doszli do celi, gdzie miał przebywać Lord Sith do tego procesu. O dziwo nie stawiał się. Przebywał tam i było go czuć w Mocy bardzo wyraźnie. Młody mężczyzna nadal nie umiał pojąć, jak nie mógł wyczuć tego 'smrodu' Ciemnej Strony Mocy. Uważał, że to co podobno stało się na Mortis to jego idiotyczny obraz w głowie lub sen. Nie wierzył nadal w przepowiednie. Dla niego to był nic nieznaczą cy mit.  Bo czczy Wybraniec dałby się tak omotać? Według niego: Nie. Żaden z niego Wybraniec i nie ma czego szukać w Świątyni. Zaraz po egzekucji opuszcza Zakon... i Ahsokę. 
 Wraz ze swym towarzyszem wyprowadzili skutego Sitha na środek sali sądowej. Dokładnie w to samo miejsce, gdzie kilka miesięcy temu stała jego Padawanka. Teraz tak jakby role  się odwróciły. To nie była Jedi stoi przed pełnoprawnym Kanclerzem, tylko były Kanclerz przed pełnoprawnym Jedi-Mace'm Windu. Wszystko co ma się tu dziać ma widzieć cała galaktyka tak, jak widziała ukazanie prawdy o Palpatinie.
 Senatorowie wznieśli krzyki oburzenia podobnie jak po zaprezentowaniu im dowodu tego kim naprawdę jest Palpatine. Mimo że Sith prosił o wyłączenie kamer w swoim gabinecie, to i tak wszystko było zapisane, gdzieś na tajnych dyskach, z których odzyskał wszystko Anakin.
-Drodzy Senatorowie i obywatele Republiki, na pewno nikomu nie było łatwo pogodzić się z  tą prawdą, ale niestety tak jest. Palpatine przyczynił się do sprowadzenia Wojny na Republikę; zaburzenia pokoju na wielu planetach; zadłużenia Republiki, z czego nie łatwo nam wyjść; a co najgorsze, przyczynił się do prawie całkowitego zburzenia ładu Republiki. Ostatnie lata nie były dla Nas łatwe zwłaszcza, gdy nadeszła Wojna. Teraz kiedy się kończy, przychodzimy z dobrymi nowinami, czyli śmiercią Generała Grievousa, którego...-W sali jak i zapewne po za murami sądu, wzniosły się okrzyki radości-... zabił jeden z Bohaterów Republiki - Obi-Wan Kenobi.- Kolejne okrzyki radości.- Mamy nadzieję, że przywrócimy Republice ład. Nie chodzi o czasy przed Wojnami Klonów, które są tak zwanym spokojem, chodzi o o wiele lepszy ład. Ład, w którym z nowo wybranym Kanclerzem stworzymy zasady, które będą dla nas wszystkich najlepsze. Ład, który spowoduje, że nieżyjący Jedi nie polegli na marne. Wszyscy Jedi są świadomi tego, że ostatnie czasy zburzyły Republikę oraz obowiązek Jedi. Wiemy, że nie podobało się Wam to, że uczestniczyliśmy w Wojnie ponieważ jesteśmy Obrońcami Pokoju i nie powinniśmy się w to mieszać. Prawda jest taka, że walczyliśmy w imię pokoju,  który za niedługo nastąpi i przyczynimy wszyscy razem, ale najpierw pozwólcie nam zakończyć wojnę i wtedy zrobimy to, co dla Republiki będzie najlepsze.- W senacie rozległy się odgłosy zgody.-A teraz, jeszcze dziś za chwilę proszę zgłosić się na nowego Kanclerza Republiki i jutro nastąpią wybory. Mam nadzieję,  że wybierzemy sprawiedliwie Kanclerza i wraz z nim podejmiemy się jutro oficjalnej decyzji egzekucji tego człowieka. Człowieka, który sprowadził na Republikę kolejne czarne czasy, które Nam teraz przyjdzie przezwyciężyć.
______________________________________________
Heeeeeeeeeeejoooooooooooooooooooooo :D Mam nadzieję, że pierwszy tydzień minął dobrze :D
Dedyk dla wszystkich, nawet dla anonimów ^^ A hejterzy won, bo Wasze zdanie mnie nie interesuje, ponieważ są ludzie, którym się to podoba... 

NMBZW!