niedziela, 8 lipca 2018

Rozdział 208


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu Zygerriańskiego, Tatooine]
       Żyjąc na Coruscant, nikt nie przejmował się tym, jaki śmigacz minął, prócz tych fanatyków, co zachwycali się każdą nowością aż za dosadnie. Kiedy Anakin znajdował się na polu bitwy podczas wojen klonów, nikt nie zwracał uwagi czym lata, tylko zależało wszystkim by usunąć mu się z drogi, bo zrobi rozróbę. Jak każdy uczestniczący w wojnie. Teraz, o dziwo, czuł się bardzo dziwnie lecąc tak nisko nad Mos Eisley. Zdecydowanie było to największe miasto na tej planecie, które swymi cenami w porcie przewyższyło popularność Anchorad i tym samym odebrało miano stolicy Mos Espie. Mimo wszystko, wiedział, że większe wrażenie zrobił by lecąc nad tymi dwoma, niż nad Mos Eisley, ale na tym zacofanym świecie, wszystko co obce robi sensacje. Wynikiem jego niewygody były trzy lata w kolejnej niewoli. Teraz jego podświadomość mąciła mu głowie podpowiadając, że handlarze niewolników najchętniej by go złapali i wsadzili kolejny czip. Cudownie jest mieć pokrzywdzoną psychikę. Żyć nie umierać!
       Kiedy minął sławny kosmoport skierował się do obszarów farm wilgoci, gdzie w jednej z nich zostawił grób matki. Oczywiście pod opieką jej męża. Dziwnie czuł się z tym, że ma potencjalnego ojca, skoro nigdy go nie było. Qui-Gon twierdził, że został poczęty przez Moc, a przez wszystkie lata nauki w Świątyni jego ojcem stał się Obi-Wan. Mimo tego, nawet gdyby losy Anakina potoczyły się inaczej, Anakin nie traktowałby Cliegga jak ojca. Nie przypadł mu do gustu podczas pierwszego spotkania, a jak ktoś wydaje się zły Anakinowi, to tak już zostaje na zawsze. Jego złość na Cliegga zrodziła się z tego, że po prostu stracił nadzieję. Matka mu wiele razy opowiadała o swoim synu, czekała na niego każdego dnia, a Lars powiedział Anakinowi prosto w twarz "Wątpię, że żyje". A ostatnimi resztkami żywota, wyznała, że jest dumna i że kocha swojego synka.
       R2 zapiszczał.
       - Nie było mnie tu sześć lat i widziałem tę farmę raz. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak ci zaufać. Jak zawsze - odpowiedział. To może dziwne, ale R2 to jeden z jego najprawdziwszych przyjaciół.
       Wylądował na skraju, parę metrów od domu. Na dźwięk lądowania na powitanie wyszedł mu młody mężczyzna, a wraz za nim młoda kobieta. Owen i Beru. Patrzyli z zaciekawieniem na myśliwiec, który osiadł na ich posesji, a kiedy kokpit się otworzył i ukazał się im Anakin, bardzo się zdziwili.
       - Witaj - powiedział Owen.
       - Jestem tu na chwilę - odpowiedział. - Przyjechałem do matki.
       - Zjedz chociaż obiad. Porozmawiajmy - zaproponował Lars.
     - Jasne - zgodził się Skywalker po krótkiej chwili i wyminął ich kierując się do grobu matki. Ostatnim razem znajdowały się tylko dwa groby. Teraz obok siebie stały trzy, między pomnikiem Shmi, a matki Owena stał Cliegga. Z daty wynikało, że umarł rok przed zakończeniem wojen klonów.
       Anakin klęknął przed grobem mamy. Czuł wzrok Owena na swoich plecach, a na schodach prowadzonych do domu usłyszał delikatne, kobiece kroki, które świadczyły o tym, że Beru weszła do środka.
       - Cześć, mamo - powiedział. - Pamiętasz, jak mówiłaś, że jesteś dumna? Nie zawsze robiłem wszystko, co przynosiłoby dumę. Zwłaszcza na wojnie. Ale jedną rzecz wykonałem dobrze... wyuczyłem padawana. Zabiłem Sitha i wygraliśmy wojnę. Podczas tych trzech lat ukrywałem małżeństwo z Padme. Urodziła mi dzieci. Pomimo że nie ma cię przy mnie fizycznie mam wrażenie, że widzę cię w oczach mojej córki. Ma na imię Leia. Jej starszym bratem bliźniakiem jest Luke. Problem w tym, że ich nie znam. Trafiłem do niewoli. Do Zygerrian. Siedziałem tam trzy lata, patrzyłem na przyjaciółkę jak ją krzywdzili. Miałem też  wiele czasu do myślenia. Doszedłem do wniosku, że naprawdę zepsułem sprawę. Nie wybaczę sobie tego, że nie przyleciałem w porę by cię uratować. Nie potrafię. Nie powinienem obwiniać Obi-Wana. Nikogo. Zdałem sobie sprawę. Zawsze o mnie dbał, martwił się i był dla mnie ojcem. Gdy mnie porwano, zadbał o Padme i dzieci. Mój brak upartości i postawienia na swoim jest winne. Czasem odpowiedzialność i dojrzałość po prostu się nie opłaca. Gdybym nie słuchał, uratowałbym cię...

       Wszedł cichym krokiem do domu. Beru stawiała talerze na blacie stołu. Cała trójka zasiadła do posiłku.
        - Naprawdę trafiłeś znowu do niewoli? - nie dowierzał Owen.
        Anakin kiwnął potwierdzająco głową.
        - Zastawiono na mnie i jeszcze jedną Mistrzynię Jedi pułapkę. Na szczęście w porę wycofaliśmy nasze oddziały żołnierzy-klonów. Jedi stawiają życie żołnierzy ponad swoje - odpowiedział.
       - Słyszałem wiele o tych klonach. Co jest prawdą? - zaciekawił się Lars.
       - To ludzie z krwi i kości. Są klonami pewnego sławnego łowcy nagród. Są mięsem armatnim jak każdy jeden Jedi. Bardzo dobrze wyszkoleni, ale mimo wszystko jednostki się różnią. Zależy jak je... wyselekcjonowali klonerzy. Zakon nie miał wpływu na to jak ich tam traktowali, ale po prostu mieli przy... produkcji dane sektory - ci oddziały specjalne, ci żołnierze ARC, ci zwiadowcy, tamci wywiadu. Wiele istnieje sektorów, nawet tych, gdzie żołnierze są dostosowywani do fauny i flory panujących na danej planecie.
       - Jak dużo ich jest? - wtrąciła Beru. - Wszystkich żołnierzy.
     - Kiedy przygotowywano żołnierzy do pierwszej wyprawy, była podana ich liczba. Z tego co powiedzieli mojemu mistrzowi, dwieście tysięcy było gotowych, milion w przygotowaniu. Potem przestali to liczyć. Nie było czasu. Produkcja, ciągle napływały nowe dane z bitew toczonych na wielu planetach równocześnie.
       - Dlatego odlecieliście? Bo zaczęła się wojna? Chciałeś w ostatnim momencie...? - domyślał się Owen.
       - Nie. Przyleciałem, bo wiedziałem, że mojej matce działa się krzywda. Miałem misje dzięki, której mogłem jakoś tu przylecieć, nie pozwalano mi wcześniej. Mój mistrz dotarł na Geonosis, planety od której zaczęła się wojna, na pewno słyszeliście. - Para pokiwała głową. - Wpadł w tarapaty, Separatyści go uwięzili. Dostałem zadanie pilnowania Padme. To ona uparła się, żeby lecieć mu pomóc, a ja miałem wykonywać swoją robotę polegającą na utrzymanie jej przy życiu - wytłumaczył Anakin.
        - Mówiłeś głośno, nie chciałem podsłuchiwać... - zaczął jego brat.
      - Pobraliśmy się tuż po rozpoczęciu wojen klonów. Przez trzy lata żyliśmy w tajemnicy. W końcowej bitwie nas ujrzano, potem sama to potwierdziła. Próbowano wejść w nasze życie z butami, ale z drugiej strony jestem Jedi, potem zaginąłem i Kanclerz się tak zdenerwował, że zaczął nakładać sankcję za naruszenie prywatności. Parę osób zapłaciło, ale uważanie, że to absurd nie trwało długo. Ich pieniądze pomogły spłacić dług Republiki. Media przestały ingerować w życie prywatne Senatorów.
       - A dzieci?
       - Urodziły się zaraz po tej bitwie. Bliźnięta. Luke i Leia.
       - Nam się jeszcze nie udało - skomentowała Beru, a Owen pogłaskał ją po dłoni.
       - Cierpliwość jest drogą do szczęścia, w które wy, zwykli cywile, wierzycie.
________________________________________WAŻNE!
Po pierwsze, pod poprzednim rozdziałem zostały wytłumaczone słowa Jabby. Przyznaję się, zapomniałam o tym, a miałam zrobić to od razu po skończeniu rozdziału... ups.
Po drugie, tak, jestem tępą dzidą, bo dwie soboty z rzędu zapomniałam dodać rozdziału na Anidali... za tydzień na pewno też NIE BĘDZIE, ale za dwa tygodnie już tak.
Po trzecie, jeju... dwie nowe osoby zaczęły komentować. Nie wiem ile to czytają, ale zachęcam do tego samego. Nie macie pojęcia jak mnie to uszczęśliwiło i dało powera do pracy! Napisałam na szybko jeden rozdział, zaraz zacznę kolejny... naprawdę jesteście moją osobistą Mocą.
Po czwarte, tak napisane obok - rozdziału za tydzień nie będzie, w piątek idę na operację. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko się udało.

NMBZW!

6 komentarzy:

  1. Okim mówisz że kto zaczał czytać

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam ci napisać, że zapomniałaś tłumaczenia, ale nie chciałam się narzucać, ani wytykać ci pomyłek.
    Sssuuuuppppcccciiiioooo!!! Fajnie, że Anieś spotkał swj w cudzysłowie rodzine XD. Szkoda, że zmarł jego przybrany ojciec. Chociaż Anakinowi to nie przeszkadza.
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Uznam to za spam, bo istnieje do tego zakładka.

      Usuń
    3. Fajny rozdział. Czytam od 120 rozdziału bodajże (nw czm trafiłem na 120 i zacząłem czytać) i już doszedłem tu w półtorej tygodnia. Tak bardzo lubię czytać.

      Usuń
    4. Karol, polecam chociaż od 50 rozdziału, jeżeli chodzi o względną umiejętność gramatyczną

      Usuń