niedziela, 1 lipca 2018

Rozdział 207


~~Anakin Skywalker~~

       Po śmierci matki obiecał sobie, że już więcej nie wróci na Tatooine. Parę miesięcy później wysłano go tam ze śmierdzącym synem Jabby, którego uratował z Ahsoką z rąk Asajj Ventress wykonującej niecną intrygę Hrabiego Dooku. Po dobrze wykonanej misji ponownie przyrzekł sobie, iż nigdy więcej. A tu co? Rada, jak zwykle pokrzyżowała jego plany, bo czemu by nie? I to jeszcze przed powrotem do służby. Skywalker sądził, że Mace Windu nadal ma złudne nadzieje - niby Jabba miałby się ulitować nad nimi po niezwykle wzruszającej historii, co przeszli z Aaylą przez trzy lata?
       - Wszystko w porządku, R2 - odpowiedział na piski droida. Mimo że program wbudowany do jego myśliwca tłumaczył słowa, to Anakin bardzo dobrze znał język swojego małego przyjaciela.
       Skierował się myśliwcem w stronę pałacu Jabby the Hutt. Z lewej strony biegły Jawy, które miały złudną pewność, że coś z jego myśliwca będzie ich. Nic bardziej mylnego - R2 nie pozwoli, a nawet jeśli, to zanim cokolwiek udałoby im się ukraść, Anakin by już wrócił.
       Kiedy grodzie otworzyły się, Gammoreanie unieśli broń w celu zatrzymania Jedi. Ten, ruchem dłoni, zbył ich poprzez perswazję Mocy. Wszedł pewnym krokiem, a na miejscu powitał go Bib Fortuna.
       - Jestem członkiem Rady Jedi. Przybyłem negocjować z Jabbą - przemówił Anakin.
       - Wielki Mistrz Jabba ma masę spraw na głowie... - zaczął tłumaczyć Twi'lek.
     - Jeżeli Zygerria napadnie na Tatooine, to dopiero będzie mieć wiele pracy. Jestem Anakin Skywalker. Uratowałem jego syna. Muszę się widzieć z Jabbą natychmiast - zażądał.
       Doradca zawahał się na chwilę, ale dłonią wskazał by Wybraniec szedł przed siebie w stronę wielkiej sali. Kiedy się tam znaleźli, Fortuna wyszeptał po Huttańsku do Jabby.
       - Czoubaso! Kii czai czai kan kiuta?*
       - Przybyłem negocjować umowę, która zapewni ci pomoc w wypadku ataku - zaczął Jedi.
       - Bargon uan czii kospah** - uniósł się Jabba.
       - Wysłuchaj mnie. Wiem, że taki atak jest planowany. Trochę się dowiedziałem. I to nie dlatego, że byłem sprytny, ale wzięli mnie w niewolę. Próbowali wyciągnąć cokolwiek, a przy tym mówili, do czego dana informacja jest im potrzebna. Jedna z nich, to atak. Twoja reputacja ciągle rośnie. Ponadto, nasz wywiad, wie, że już za niedługo zostaniecie napadnięci. Pomyśl, ilu łowców nagród stanie w twojej obronie? Liczą na zyski, a żeby je mieć, trzeba żyć. Jeżeli trafią w niewolę, to skończą się ich interesy, a potem życie. Nie uda im się stamtąd wydostać żadnymi fizycznymi sztuczkami. Ledwo stamtąd wyszedłem żywy.
       - Sądzisz, że tylko Jedi są silni? Wielu jest lepszych od was - wtrącił z pogardą Bib Fortuna.
      - Zgodzę się, ale powiedziałem "Fizycznymi sztuczkami". Gdyby nie Moc, w którą Jedi wierzą, nie stał bym tutaj, tylko nadal tkwiłbym w celi - zauważył Anakin. - Nie wiecie co to Moc, ale uwierzcie mi, że żeby jej użyć, musiałem zbierać siły trzy lata. TRZY LATA. Nie udawało się złamać krat, unieść czegokolwiek. Mają dobry system i trochę już to rozszyfrowałem, więc pracujemy nad tym, aby się temu przeciwstawić. Nasi klonerzy, najlepsi technicy w galaktyce opracowują, jak nie być podatnym na ich urządzenia. Nasza armia wygrała wojny klonów i dobrze radzi sobie również z mięsem armatnim. Nadal potrzebujesz argumentów? Jeśli wtargną na Tatooine, to pierwszym celem będziesz ty. Wybacz, za to co powiem, ale twoją bronią są interesy. Nie ruszasz się stąd nigdzie, nie dasz rady sprawnie uciec, jeśli zaatakują nagle i ze wszystkich stron. Jeżeli naszej armii nie udałoby się ich dostatecznie powstrzymać, to przynajmniej ułatwią ci ucieczkę. Zastanów się. Proszę - nalegał Skywalker.
       Jabba zamyślił się.
       - Jest jeszcze ranek - zauważył Rycerz Jedi. - Wrócę tu o zachodzie słońca. Dam ci czas. Popytaj doradców. Nie skreślaj naszej propozycji od tak. Co możesz nam w zamian zaoferować, również pozostaje w twoich rękach. Ja mogę potem to wynegocjować.
       - Iniki.***
       Anakin wyszedł z pałacu. Poszło łatwiej niż myślał. Nawet miał rację co do Jaw - nie udało im się nic zdziałać, a on już wrócił. Na jego widok natychmiast uciekły. Od zawsze były płochliwe i bardzo nieuczciwe. Uśmiechnął się na wspomnienie, jak raz zirytowały Watta tak bardzo, że ze złości kazał pracować Anakinowi dłużej niż miał. Kiedy wrócił do domu, jego matka odetchnęła z ulgą. Bała się, że coś mu się stało. Właśnie... jego mama.
       Kobieta, która po prostu zaszła w ciążę. Nie miała żadnego mężczyzny, Anakin nigdy nie miał ojca, do póki nie został Jedi, o czym tylko marzył. Ona, mimo tak abstrakcyjnych planów syna, zawsze gdzieś czuła, że się spełnią. Anakin po prostu to wiedział. Wiedział, że bez względu jak bardzo jego pomysły były zwariowane lub niebezpieczne, ona zawsze w niego wierzyła - nawet w obliczu śmierdzi coś - na pewno Moc - podpowiadała jej, że jeszcze go ujrzy i się z nim pożegna. Że popatrzy na niego oczami pełnymi dumy. Że zobaczy go, jako Jedi.
       Ona gdzieś tam była i widziała go. Widziała każdą jego decyzję - dobrą, jak i złą. Cały czas przy nim czuwała i nie opuściła go na krok. Zwłaszcza teraz. Przecież ma Leię.
__________________________________
Stwierdziłam, że przerwę sobie zrobię w pisaniu i poczytam. Jest oki :))
Proszę o pare komentarzy, naprawdę XD
*Witajcie, co tu robisz?
**Nie zawrę takiej umowy
***Dobrze.
NMBZW!

4 komentarze:

  1. Superowe, ale tylko, żeby mi tu Jabba nie odrzucił Ankina, ani wzią jako moneta przetargowa dla Zygerii. To będzie złe!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda,że niy ma tego w sw

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja... Najlepszy blog o geiezdnych wojnach na jaki trafilam :) nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń