niedziela, 12 sierpnia 2018

Rozdział 211


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu zygerriańskiego, Kiros]
     Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, a co za tym idzie - te najboleśniejsze i najskuteczniejsze najszybciej rozwiążą problem. Dlatego też Republika od razu wzięła sobie na cel stolicę Kiros, gdzie, jak ostatnim razem podczas wojen klonów, osiedlili się Zygerrianie i szerzyli postrach poprzez niewolnictwo. Togrutanie byli rasą znajdującą się na drugiej pozycji listy zawierającej dane o zniewalaniu ras. Taki popyt, co poradzić. Mężczyźni mają się nauczyć pracy, bo według "panów" wyglądają na słabych, a kobiety są niezwykle urodziwe, więc są przeznaczone do losu i wolałyby skończyć w kopalni.
       Kanonierki trzęsły się od salw wysyłanych przez wrogie oddziały, ale Anakin wiedział, że i tak się przedrą. Zawsze się przedzierali i wykonywali swoją robotę. Tak też będzie i tym razem, bo nie pozwoli, aby znowu go unieruchomiono, rozwalono cały plan tak, że by wrócił z pustymi rękoma, jak Obi-Wan i i Kit Fisto. Może i porywczość oraz jego złość nie bardzo szły w parze z celem i sposobem wykonania zadania, ale adrenalina tak zawładnęła nim w tamtym momencie, że nie potrafił się powstrzymać. Nie panował nad sobą i swoimi emocjami, dla niego liczyło się tu i teraz oraz to, żeby się nie dać. A przede wszystkim, nie stracić Ahsoki.
       - Prawie się przedarliśmy - informował Appo.
       - Przygotować się - ostrzegł Anakin. - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będziemy skakać.
       - Chyba na to wychodzi, panie generale - odpowiedział pilot.
       - Zejdź tak nisko jak tylko się da - polecił Skywalker.
       Kanonierka zatrzymała się na parę sekund w powietrzu na wysokości dachów domu. Żołnierze nie mieli zbyt wiele czasu na opuszczenie transportu, który został zestrzelony, akurat, chwała Mocy, w momencie, kiedy ostatni żołnierz wyskoczył. Anakin poczuł ukłucie w sercu i pustkę oznaczającą, że pilot stracił życie. Opłakiwanie strat postanowił zostać wić na później - czekała na niego walka do wygrania i wiedział, że polegli na pewno woleliby aby wpierw stanąć w obronie Republiki i to wcale nie z powodu wrodzonego celu, tylko klony posiadały swój własny rozum, wolę. To czy robili to z przymusu, czy było w tym choć krztyna chęci, to ich własny interes.
       Najgorsze w tym wszystkim było przyzwyczajenie do droidów. Zabijało się zwykłe, żywe osoby, do których nie dało się odbić strzału bez poczucia winy. Zawsze ból celnego trafienia zaznaczał się w Mocy, gdzie przez ułamek sekundy powodował chaos, a w tym wypadku, nawet ten skrawek tej jednej krótkiej sekundy, mógłby być ostatnią chwilą Jedi. Trudo jest się wyzbyć uczuć, kiedy jesteś obrońcą pokoju, masz żyć w spokoju i nie poddawać się emocjom, zwłaszcza tym negatywnym.
       Salwy pocisków z blasterów Zygerrian, jak zwykle nie dawały rady mieczom świetlnym. Co innego z sytuacją żołnierzy. Obydwie "rasy", to żywe, inteligentne osoby, wyszkolone. Mieli swoje techniki, tak więc, opierając się również na statystykach z ostatnich trzech lat, w porównaniu do wojen klonów, w odwecie zygerriańskim zginęło dwa razy więcej żołnierzy. Dlatego, w momencie bitwy o Kiros, Anakin musiał się skupić jeszcze bardziej, ponieważ w niezwykle dużym stopniu wpływała na niego śmierć każdego z jego kompanów. Legion 501 to nie tylko zbiór zmuszanych do walki mężczyzn, to grupa osób, która przeżyła wiele bitew, miała swoje trudne chwile, straciła dwóch przywódców na raz, z czego jeden wrócił. Wysyłano ich jako pomoc do osób z kompletnie innym zamysłem, nie potrafiących zrozumieć potrzeb podwładnych Anakina.
       Wraz z Ahsoką ukrył się za jednym z domów, aby przystąpić do dalszej części ofensywy.
       - Trzeba skasować tych w domu po lewej. Tam przechwytują kontakty z bazy - powiedział.
       - Do tego nadaje się bardzo zwinna osoba - odpowiedziała Tano.
      - Uważaj na siebie - poprosił, a po chwili dziewczyna zniknęła mu sprzed oczu poprzez salto, aby jak najszybciej dostać się do wcześniej wyznaczonego celu.
       Anakin gestem dłoni rozkazał natarcie i szedł przed siebie razem ze swoim wojskiem, aby zwrócono na nich większą uwagę niż na Ahsokę. Ta biegła i zgrabnie omijała oraz odbijała pociski. Nie wypadła w ogóle z wprawy, ale to zasługa tego, że cały czas ćwiczyła, mimo wcześniejszego braku uczestnictwa odwecie zygerriańskim. To już nie była ta sama dziewczyna, którą poznał w bitwie o Christophsis - to przede wszystkim dorosła kobieta mogąca decydować sama o sobie, a i tak została nadal padawanem. To przede wszystkim doświadczona Jedi - dojrzała, jak na prawdziwego kandydata na rycerza Jedi przystało. Duma zasłoniła wszelki ból i cierpienie krzyczące w Mocy. Duma z własnej padawanki napędzała go do działania, do tego, aby przestał patrzeć na straty choć przez chwilę, godząc się z realiami wojny, kroczył dalej naprzód, przeciwko Zygerrianom pozbawiając ich raz po raz życia.
       Kiedy Skywalker wraz z Legionem 501 był w połowie swojej pracy, Ahsoka kończyła zabijanie obstawy wejścia, żeby wtargnąć dalej. Problem tkwił w tym, że nie poinstruował co dziewczyna ma po tym dokładnie robić, ale mimo wszystko... wiedział, że sobie poradzi, choć pewnie nie tak, jak chciał, lecz... no dobra, to tylko jego durne, bezpodstawne obawy, bo zwyczajnie w świecie naszła go pewna chwila nostalgii, jakby jego uczennica znowu miała czternaście lat. Dziwne spaczenie nauczyciela - kiedy za bardzo ponosi go duma, trzeba krytykować, to ponoć jest zdrowe.
       Nie jest.
____________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz