niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 64


                                                                    ~~Ahsoka~~

 Zamiast pojawienia się kolejnych chwil procesu, które znała już wręcz na pamięć, przed oczami stanęło jej czarne tło. Poczuła mocny ból w kręgosłupie. Czuła się jakby ktoś stał za nią i rzucał w jej ciało miliony igieł. Padła na kolana, nie mogąc znieść okropnego bólu. Czuła się, jakby miała zaraz umrzeć. Zbyt bardzo cierpiała.
 Poczuła kolejny ból, lecz tym razem w lewym nadgarstku. Spojrzała na część ciała, która zaczęła ją boleć. Nadgarstek był owinięty bandażem, podobnie jak i nadgarstek jej przyjaciółki. Biały opatrunek zaczął zmieniać powolutku barwę na różową i z każdą chwilą coraz ciemniejszy kolor. Togrutanka przeraziła się i zaczęła odwijać biały materiał. To co się działo pod opatrunkiem, było przerażające; brzydkie; mdlące... Cała rana była powiększana, a krew leciała z niej obficie. Ahsoka prawą ręką zakryła sobie usta by nie krzyczeć i jednocześnie nie zwymiotować.
 Kolejny ból w okolicach kręgosłupa był o wiele gorszy. Z ust młodej dziewczyny wydobył się cichy jęk. Nie mogła już wytrzymać. Każdy moment bólu, był dla niej strasznie męczący. Niestety to nie był
koniec. Całe jej ciało ogarnęło uczucie wbijających noży. Nawet w twarz. Chciała krzyknąć, ale nie umiała jak. Zupełnie zapomniała jak to się robi. 
 Obok lewej ręki poczuła jakiś płyn. Z nadgarstka zaczęła lecieć obficie krew. Rana była jeszcze bardziej brzydka. Można było zauważyć, że zbiera się tam też ropa. Po chwili nadgarstek zaczął boleć o wiele gorzej niż jej całe ciało. Nie umiała stwierdzić czy czuła się, jakby odrywali jej rękę, cieli czy kawałek po kawałki szatkowali. Nie mogła znieść tak wielkiego bólu na raz i spróbowała po raz kolejny krzyknąć najgłośniej, jak tylko w tej chwili potrafi. O dziwo udało jej się. Krzyczała bardzo głośno...
********
 -Ahsoka!-odezwał się dziewczęcy głos, trzymając ją za ramię.-Dlaczego tak głośno krzyczysz?
-Sen. Ale to nie była wizja. Po prostu mnie wszystko boli.-wytłumaczyła togrutanka przyjaciółce.
-Nie wiem czy czasem połowy Świątyni tym snem nie obudziłaś.
-Która godzina?
-Prawie trzecia w nocy. Śpisz od dziewiętnastej.
-Przepraszam, że Cię obudziłam.-Padawanka Wybrańca zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że nie pozwala spać swojej przyjaciółce. Też dość ucierpiała, a ona ściąga ją z łóżka z krzykiem w ciągu nocy.
-Nic się nie stało. Zagrzać Ci herbaty? Ta jest już zimna.-zaproponowała Atari.
-Nie. Wypiję tą.-Po tych słowach wzięła od Orgeen kubek z resztą herbaty i zaczęła pić. Gdy kubek był pusty odłożyła go na miejsce i ułożył się wygodnie na łóżku.
-Dobranoc.-życzyła jej dathomirianka i sama położyła się do swojego łóżka.
 Ahsoka zamknęła powoli oczy, a pod powiekami pojawił się mrok, a następnie kolejna część procesu, która się nie pojawiła przedtem, przez "koszmar".

                                                              ~~Anakin~~

 Odkąd uratował Palpatina, co raz częściej gościł w jego gabinecie. Nadal uważał, że źle zrobił zabijając nie uzbrojonego Dooku. Wojna może i szybko się skończy, ale nie wolno mu było. Od początku wojny jego życie i rozmyślenia były skomplikowane. Złamał jedną z zasad Jedi dla małżeństwa i uważał, że wcale go to nie psuje, jak mówiła Rada. Według niego było wręcz przeciwnie, ale nie oznaczało to, że nie było mu ciężko tego ukrywać. Z jednej strony się cieszył, że łamie zakaz, by spędzić u boku Padme większość życia, ponieważ tylko ona go dobrze rozumiała, ale z drugiej strony musiał okłamywać Obi-Wana. W każdej chwili, w której przebywał ze swoim byłym Mistrzem, oszukiwał go. Oszukiwał wręcz każdą osobę,-prócz Ahsoki- którą spotkał, ale już niedługo. Koniec wojny był blisko, a on wiedział, że długo w Świątyni nie "posiedzi". Ale czy aby na pewno?
 Cieszył się, że wrócił na Coruscant, ale w tej chwili nie miał co robić, przez co zaczął kroczyć po korytarzach świątynnych uważając, że prawdopodobnie po jakimś czasie znajdzie jakieś zajęcie. Z Obi-Wanem spędził większość czasu, jak i większość swojego życia. Wiele mu zawdzięczał, lecz czasami drażniło go to, że mimo iż jest już Rycerzem Jedi, to jego przyjaciel nadal go kontrolował, upominał... wszystko było w pewnym sensie dla "jego dobra". Nie miało to dla niego zbyt dużego sensu.
 Szedł dalej przed siebie. Barriss przebywa od jakiegoś czasu na Felucii wraz z Zonderem, a Ahsoka... ze swoją padawanką miał mniej więcej taki sam kontakt, jak na początki kiedy przebywała na Kaliida Shoals. Nie miał pojęcia czy to Yavin nie informował Świątynie, czy to Rada nie chciała powiedzieć, czy w ogóle interesują się zdrowiem padawanki, która poświęciła życie dla zwycięstwa.
 Skierował się ku hangarowi, w którym był już dzień wcześniej. Mimo iż już wczoraj większość naprawił lub ulepszył, uważał, że może coś można będzie tam zrobić jeszcze. Nie mógł iść do Padme, która i tak jest w senacie, do którego poszło w duchu ucieszona. Skywalker nie popierał tego. Wyczuwał, że robi coś co nie jest dobre. Może mniej by się stresował, gdyby jej stan zdrowia był normalny, ale ona jest w ciąży. Nie chciał aby się przemęczała, ale nie chciał jej nic zakazywać. Najważniejsze dla niego jest by była szczęśliwa wraz z dzieckiem i żyła. W tym momencie to jest jego jedyna biologiczna rodzina.

                                                            ~~Ashla~~

 Cały czas miała przed oczami wielu adeptów różnych ras, którzy byli prowadzeni przez młodych Padawanów do bezpiecznego miejsca, w razie kiedy Świątynia miałaby być zaatakowana. Każdy adept był przerażony, mimo że kazano mu zachować spokój i wierzyć Mocy. Najgorzej mieli Ci, którzy są najmłodsi, ale nie tylko oni. Ashla bała się do tej pory. Nigdy jeszcze nie czuła takiego przerażenia. Bała się, że zginie tak młodo i bała się, że Ahsoka lub Barriss mogą zginąć. Jedynie co ją podniosło troszkę na duchu to to, że walczyły gdzie indziej. Od mirialanki nie dostali wieści od kilku dni, ale co innego z jej przyjaciółką tej samej rasy. Wiedziała, że coś jest nie tak, a potwierdziło to zachowanie Mistrza Skywalkera. Był zmartwiony, ale próbował to jak najlepiej ukryć przed nią, lecz na marne. Nie wolno było jej przebywać w pomieszczeniu, kiedy nadeszła wiadomość z Yavin. Dziewczynka nie mogła wyczuć, co tak naprawdę dzieje się z jej; o jedenaście lat starszą przyjaciółką. Była młoda, były daleko od siebie i jeszcze coś to wszystko zakłócało i mogło to być to, co chcieli przed nią ukryć.
 Siedziała na łóżku z podciągniętymi nóżkami pod brodę czując strach, który towarzyszył jej podczas bitwy o Coruscant. Siedziała tak do puki nie przyszła po nią Ymel.
-Hej. Nadal?-spytała dziewczynka. Wiedziała, że jej togrutańska przyjaciółka nadal się bała. Ymel jest jej drugą przyjaciółką zaraz po Katooni. Owszem, lubiła Sotri, ale to z Ymel zawsze utrzymywała lepsze kontakty, a później z Katooni.
-Tak. Krążą jakieś plotki o Ahsoce?-spytała z lekką nadzieją. Plotki nie były fajne i miłe. Wręcz przeciwnie. Plotki to najgorsza rzecz, ale teraz mogła wiedzieć co się dzieje z Ahsoką.
-Nadal to samo, ale usłyszałam, że ktoś coś mówił o Yavin, i że coś jest niemożliwe. Nie wiem o co bo nie usłyszałam dokładniej. Ale przecież nie mogę podsłuchiwać. To nie moja sprawa, nie?-powiedziała ludzka dziewczynka.
-Tak. Dziękuję Ci.-Na ustach togrutanki pojawił się uśmiech. Zamknęła oczy na cztery sekundy i otworzyła. Było widać, że była zmęczona. Cały czas się bała i mimo że nastała wielka bitwa o stolicę Republiki Galaktycznej, chodziła cały czas na treningi, lecz półprzytomna. Martwiła się o Ahsokę, bała się nadal... tyle myśli, obaw, nadziei i innych kłębiło się w jej główce. Można powiedzieć, że stawała się odpowiedzialna. Odkąd siedemnastoletnia Padawanka Wybrańca poleciała na Yavin, sześcioletnia adeptka zmieniała się z każdym dniem. Była bardziej odpowiedzialna; pomysłowa; odważna, ale z każdym dniem pojawiały się nowe lęki, nowe problemy dla niej.
-Chodź coś zjeść.-zaproponowała Ymel.
-Nie jestem głodna.-stwierdziła druga.
-Nie ma tak. Idziesz.-postanowiła brunetka ciągnąć przyjaciółkę za nadgarstek. To, że Ashla nie miała apetytu mało ją interesowało. Ona prawie w ogóle nie jadła! Dla dziewczynki to było niedopuszczalne. Nie pozwoliła by togrutanka się zagłodziła i postanowiła, że będzie robić wszystko co w jej mocy, by nie pozwolić na to, aby odmówiła posiłku. Były za młode.
___________________________________________
Nie wiem jak to mi wyszło. Proszę o wyrozumiałość. Tydzień był do bani. Dziękuję. Do widzenia.
Dedykejszyn dla wszystkich :)

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz