niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 128


                                                    ~~Anakin~~

    Otwierając oczy oślepił go blask słońca, który tak naprawdę aż się odbijał, niczym od lustra, od bladej skóry pochylającej się nad nim Atari Orgeen.
    - Jak się czujesz? - zapytała troskliwie padawanka.
    - Jak... jak po kacu, chociaż nigdy nie byłem pijany - przyznał Skywalker.
    Atari parsknęła śmiechem, choć nadal zachowywała powagę ze względu na sytuacji.
    - Pytam na serio - ciągnęła.
    - Ja też odpowiadam na serio - odparł.
    - Dasz radę wstać? Pomogę Ci - zaoferowała dziewczyna i chwyciła go pod prawe ramię, przez co Anakin jęknął z bólu. - Co jest? - zaniepokoiła się.
    - Boli - odpowiedział. - Co się tak w ogóle stało? - chciał się dowiedzieć.
    Atari zawahała się. Sama nie wiedziała, jak mu odpowiedzieć. Przecież nie mogła powiedzieć tego tak po prostu, bo nikt się nie spodziewał, że najbardziej wierny żołnierz WAR zaatakowałby swojego oddanego generała. Wirus był zagnieżdżony we wszystkich klonach, ale Anakin zapewne nigdy nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Rex też na tym ucierpi, choć istniało wielkie prawdopodobieństwo.
    - Trafili cię - mruknęła.
    - Nie wierzę - powiedział - Po trzech latach byle blacha mnie trafiła. To się w głowie nie mieści.
    - To nie droid. To... to Rex - wyjąkała padawanka.
    - Nie... to nie możliwe! Co Ty mówisz? - mówił zmieszany.
    - To prawda - potwierdził podchodząc do nich Fives. - To Rex. Został skuty. Poza tym... dostaliśmy rozkaz, że każdy klon ma być obezwładniony i przy najbliższej okazji odesłany na Kamino i będzie tam przebywać dopóki temu nie zaradzą, a na razie nawet początku postępów nie widać.
    - A gdzie przebywa teraz? - dopytywał się Skywalker.
  - W kanonierce. Skończyliśmy tutaj, ale będziemy musieli wrócić. Generale, nasz medyk stwierdził, że protezę trzeba ściągnąć i to jak najszybciej - poinformował komandos.
    - Ruszajmy. Barriss się tobą zajmie - wtrąciła Orgeen i znowu spróbowała podnieść swojego "szwagra". Tym razem z pomocą żołnierza. Mimo syków i jęków ze strony Anakina, udało się im przerwać randkę z ziemią i przeprowadzić go do kanonierki, skąd mieli udać się na plac i powierzyć ich zadanie komuś innemu.
    Przez całą podróż na główny plac, Skywalker przypatrywał się dobrze Atari. Miejsce przebywania Ahsoki udawało się jej ukryć tylko dlatego, że jej odpowiedzi zbaczały na inny tor, a on choćby chciał wyczuć swoją padawankę, to po prostu nie mógł. Wcześniej jego próby wyczucia ucznia sprowadzały go na myśli o Padme, sam nie wiedział dlaczego, ale cały czas starał się nawiązać kontakt tylko z togrutanką. Tym razem, pojawiła się dziwna blokada, co go zaniepokoiło.
    Ręka zaczynała go boleć coraz bardziej. Stwierdził, że gdyby medyk nie ruszał jego protezy, to wszystko byłoby dobrze, a teraz... Moc wie co mu jest. No, ale... to Anakin Skywalker, wie najlepiej i może kwestionować poczynania doświadczonej osoby, mimo że sam obawia się używać Mocy w tym kierunku.
    Żeby tylko Barriss dobrze go potraktowała, w końcu przyjaciółka, ale zarazem potrafi go zdzielić za byle jaki błąd, który ona uważa za poważny, a jeśli chodzi o zdrowie... cóż, nigdy się z nią nie konsultował w tych sprawach, a tym bardziej w interesie jego pięknej połowie prawej ręki, więc czegóż może się po niej spodziewać? Możliwe, najgorszego.
   Siedział na pryczy do póki nie usłyszał i nie poczuł, że kanonierka dotknęła kostki brukowej wyłożonej na ulicach Naboo.
    Wrota otworzyły się, a on automatycznie wstał. Nie był kaleką, mógł sam iść. Jedyny problemem, jaki go obowiązywał, to uszkodzenie protezy, która coś mu zrobiła, ale nikt nie powiedział co. Bo czemu mówić wprost, skoro można milczeć i wzbudzać w nim tylko irytacje.
    Wyszedł i na jego gigantyczne szczęście przypatrywali się mu mieszkańcy Naboo, a wśród nich kto? Rodzina Padme! No lepiej być nie mogło! Wymarzone powitanie: wzrok jak na przestępce, tylko dlatego, że związał się z o pięć lat starszą kobietą, że będą mieć dziecko, a w przyszłości jeszcze jedno... lub dwa, ale to nie od nich przecież zależy.
    - Idziesz się przywitać? - zażartowała Atari klepiąc go po ramieniu.
    - Bardzo zabawne - odparł Skywalker.
   - Barriss na Ciebie czeka przy końcu budynku po prawej. Tam ma swoje "miejsce". Jeśli pozwolisz, ja pójdę porozmawiać ze swoją rodziną - powiedziała dziewczyna.
    - Czemu mnie pytasz o zdanie? - zdziwił się.
    - Bo to ty sprawujesz nade mną opiekę, nie? - przypomniała. - Miłego leczenia. Powiadom jeśli byś mnie potrzebował.
    - Przy raporcie, na pewno - odpowiedział i rozeszli się w swoje strony.
   Państwo Naberrie wyglądali jakby mieli zeza i nie wiedzieli czy patrzeć na niego, czy na Atari, która akurat się do nich zbliżała.
    Anakin nie przejął się tym zbytnio. Wiedział, że i tak go nie zaakceptują, bo trudno w tych czasach o sprawiedliwość, zwłaszcza, jeśli nic takiego złego się nie zrobiło. Bo niby co się takiego stało? "Padme naraziła Anakina na wyrzucenie z Zakonu..." To skoro mieli go wyrzucić, to czemu cały czas jest członkiem wielkiej rodziny Jedi? I co on takiego nawyczyniał, że odbierają go, jak wroga? Bo ma o niecałe pięć lat starszą żonę? Bo będą dziecko? Bo ją ratował na wojnie, kiedy wpadła w tarapaty? No przecież on jej tam nie ciągnął, tylko zawsze musiał jej spieszyć na ratunek. Co jeszcze może być złe? Że nie zapewni jej normalnego życia? To co, miał zostać na Tatooine, jako niewolnik, a potem stać się farmerem?
    Może to, co oni robią jest nie odpowiedzialne, ale dla niego to spełnienie marzeń, które nigdy nie były jego marzeniami, bo w całym swoim życiu nie spodziewał się, że tak potoczy się jego życie. Znaczy... skomplikowana sprawa, ale na pewno nie sądził, że go zostawią w Zakonie. Ba! Będą go prosić o powrót! Ale cały czas nadal nie wie co będzie dalej. Jak ma wychować dziecko, a potem następne, skoro nadal zostaje mu trening Ahsoki i służba w WAR, bo to niemożliwe, żeby po tej bitwie się wszystko skończyło.
    - Barriss - wypowiedział głośno imię przyjaciółki, na co ona gwałtownie się odwróciła i popatrzyła na niego.
    - Twoja proteza ma już chyba trzy lata, prawda? Nie dziwię się, że już po niej. Powinieneś przyjść w połowie czasu na wymianę - poleciła dziewczyna, a Anakin się zmieszał.
    - Ale... - zaczął - Ja ją zmieniałem przed bitwą o Coruscant...
   - To czemu nie mieliśmy tego w danych? Droid medyczny powinien je przesłać. Mimo braku kontaktu, doszłoby później.
    - Tylko że w mojej wymianie protezy jedyny droid, jaki uczestniczył, to R2 - odpowiedział.
    - Czekaj, co? - zdziwiła się Jedi. - Sam wymieniałeś tę protezę?
    - Tak - przyznał.
    - Siadaj tu - wskazała na jedną ze skrzynek.
    Ściągnęła z jego protezy rękawiczkę, która i tak była źle założona, przez medyka sprawdzającego wcześniej stan mechanicznej ręki.
    Jej oczom ukazały się przepalone obwody, wielka dziura i ropa między żywym ciałem, a kablami i metalem.
    - Oszalałeś?! - wydarła się na niego.
   - Nie jestem uzdrowicielem czy lekarzem. Myślałem, że wystarczy połączyć. R2 też tak sądził - odparł.
    - Astrodroid to nie droid medyczny! Popatrz co zrobiłeś - nakazała mu.
    - Widzę! Dasz radę? - zapytał.
   - Dam, ale następnym razem, jeżeli znowu sam będziesz sobie zakładał protezę i po raz kolejny doprowadzisz swoją rękę do takiego stanu, to obiecuję Ci, że ani ja, ani żaden uzdrowiciel się tym nie zajmie. Za karę - zagroziła.
    Wyjęła z większej apteczki strzykawkę, przychyliła mu głowę i wbiła igłę w koniec szyi, a inne w rękę. Odczekała chwilę, założyła specjalne rękawiczki i zaczęła wyciągać różne kabelki obrzydzona widokiem ropy i faktem, że musi w niej maczać swoje palce, nawet jeśli są chronione.
    - Pomóc Ci? - zaoferował Anakin.
    - Jak zmądrzejesz, to wystarczająco pomożesz całej galaktyce - odpowiedziała.
    - Zamierzasz mnie ripostować? - domyślił się z uśmiechem.
    - Nie mam na Ciebie siły. Zastanawiam się czy w ogóle będę potrafiła Ci to zdjąć. Nie obiecałam Ci, że dam radę, tylko odpowiedziałam na podstawie domysłów. Czyli wcale nie muszę się obwiniać, jeśli coś pójdzie nie tak. Przymknij się, bo Cię tak zostawię - rozkazała.
    - Zaraz się zamknę, ale proszę, nie bądź taka zła. Popełniam błędy, owszem. Nie sądziłem, że jak mnie trafią... W sumie, to w ogóle nie pokładałem nadziei, że mnie trafią w protezę, ale na pewno nic by się takiego nie stało, gdyby nie ten głupi cel.
   - Właściwie, to dobrze, że choć raz te głupie droidy trafiły i to w dobry punkt. Możliwe, że skończyłoby się to gorzej. Więc nie myśl sobie, że cel to pech.
    - Barriss, to nie droidy - uświadomił ją Wybraniec.
    - Jak to? - zdziwiła się przerywając na chwilę pracę.
    - Jest mi potrzebna twoja pomoc. Musimy uchronić Rexa. To on mnie tak urządził. Uruchomił się wirus. Kamino nałożyło nowe rozkazy. Nikt nie może się dowiedzieć, co zrobił. Nie z wyższego dowództwa - wytłumaczył.
    - Gdzie on jest? - zapytała.
    - W Kanonierce. Fives został poproszony o niewydanie go - odparł.
    - Zapewne będę musiała zostawić tę rękę "aby odpoczęła". Wtedy do nich pójdę i porozmawiam - obiecała i wróciła do wykonywanej wcześniej pracy.
______________________________________________
No wątku na cały rozdział, to chyba jeszcze nigdy nie było. Za pomocną radą Idy, będę starała się przyśpieszyć akcję w postaci dwóch lub jednego wątku, ale nie wszystkie rozdziały przyjmą taką postać :)
Tyyyyyyyyyyyyle weny wczoraj dostałam dzięki Imagine Dragons! 132 dziś kończe i od razu zabieram się za 133 :D Zakładka "Spis treści" została zaktualizowana.

WESOŁYCH ŚWIĄT <3 I MOKREGO DYNGUSA! :D

NIECH WIELKAMOC BĘDZIE Z WAMI! ♥  

niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 127


                                                 ~~Anakin~~

    Rozciął droida na pół, a jego czyn sprawił, że poczuł niewyobrażalną ulgę. To dziwne, nigdy tak się nie działo. Jak przecięcie kawałka blachy, może przynieść jakiekolwiek ukojenie? Zresztą, od paru godzin wszystko co mu się udawało, sprawiało, że stawał się niezwykle spokojny i zaczął uważać, że jego wspominanie tragicznej przeszłości może mieć na to wpływ, lecz nigdy nie miał zwyczaju poprawiać sobie humoru czymś małym. Cenił sobie ważne osoby w życiu, ewentualnie rzeczy i to one sprawiały, że nagle był radosny, na jego twarzy gościł uśmiech.
    Rozwalenie tego droida byłoby bardzo świetną zabawą gdyby rywalizował z Ahsoką, jak to często im się zdarzało od samego początku.
    Jak zwykle ruszyły na niego tępe roboty sądząc, że pokonają go bez żadnego trudu, co wydawało się śmieszne. Czyli - nic nowego.
    Pozwolił sobie spojrzeć ukradkiem na swoją "szwagierkę". Dawała sobie, jako tako, radę, ale próba ukrycia kłamstwa utrudniało jej całkowite skupienie się, jej twarz okryło rozkojarzenie. Atari zawsze była taka skupiona, odpowiedzialna, dzielna, a czasami wyglądała jak bezbronny adept, który wiele umie... w skrócie - cofała się do swojej przeszłości.
    W sumie, jego głowa też była zaprzątnięta czymś zupełnie innym niż chwila obecna. Nie chodziło o Padme, nie mógł o niej myśleć, więc tego nie robił. Intrygował go wybuch fabryki. Miał wrażenie, że coś go do tego miesza. Tak, zapewne to ciemna strona Mocy, ale... coś jeszcze.
    Chciał warknąć na ze złości.
   Czemu ta bitwa tak bardzo utrudniała mu myślenie? Dlaczego wszystko było zamglone przez ingerencję Palpatina? Naprawdę, miał tego dość. Od wielu lat wadził jego i innych Jedi za nos, przyćmiewał ich próby dowiedzenia się jakiejkolwiek rzeczy przez Moc. Ten człowiek strasznie działał mu na nerwy. Oczywiście - celowo. Anakin dobrze rozszyfrował zagrywki Sitha, ale nadal nie mógł sobie wybaczyć, że dał się tak oszukać.
    "Będziesz najpotężniejszym Jedi"
    Anakin znalazł w sobie siłę tylko dlatego, że cały czas mu to wmawiano. Ślepo wpatrywał się w Papatina i nie chciał słuchać zdania nikogo innego, bo liczyło się dla niego to, że to właśnie sam Kanclerze tak bardzo w niego wierzył. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - Skywalker był tym, który miał przywrócić równowagę Mocy. Palpatine jako Sith potrzebował ucznia, a posiadanie tak silnej w Mocy osoby jak sam Anakin Skywalker... to potęga...
    Cóż, uważano go za Wybrańca, ale Anakin wcale tak się nie czuł, a zapewnienia Kanclerza były tylko odskocznią. Teraz jego uczucia wróciły ze zdwojoną siłą. Uważał się za jeszcze bardziej słabą osobą niż wcześniej, bo dał się omotać. Jego chęci na ochronienie kogokolwiek, malały.
    Więc, czy zdoła ochronić Padme zanim coś jej się stanie na tej planecie?
    Powinna zostać na Coruscant, ale uparła się... czemu?  Czemu nie mogła sobie choć raz odpuścić? Dlaczego musi zawsze postawić na swoim i zagrażać sobie, a zwłaszcza teraz, kiedy jest w ciąży? Tyle razy sobie zadawał te pytania, a nadal nie rozumiał. Zapewne wiele osób stwierdzi, że idealnie się dobrali, bo oboje uparci, ale... nie. Przecież...
    - Generale, uważaj! - wykrzyczał jeden z żołnierzy.
    Anakin nie zdążył w porę zareagować. Zanim się odwrócił, strzał trafił w jego protezę.
    Jedi zaczął się trząść. Czuł porażenie w całym ciele do póki nie upadł nieprzytomny na podłogę.
    - Co... co ja zrobiłem?! - wykrzyczał zrozpaczony Rex.

                                             ~~Ahsoka~~

    Szli jak najszybciej przez łąkę. (Widzisz, Jawa? We własnej fikcji moją odmianę depczą xD) Jeżeli to w ogóle można było nazwać chodem. Oboje kuleli, pojękiwali z bólu, ale to Ahsoka najlepiej się trzymała i to nie dlatego, ze wspierała się Mocą, bo tego nie robiła, ale próbowała stłumić ból najlepiej jak tylko umiała.
    - Jak ty w ogóle masz na imię? - Stwierdziła, że to dobry moment.
    - Darred, a ty?
    - Ahsoka.
    - Gdzie my w ogóle idziemy? - zapytał Darred, jak marudzące dziecko.
    - Przed siebie - odparła oschle padawanka.
    - Zawsze jesteś taka zła na wszystko i bezczelna? - zagadał po chwili.
   - Co? - zdziwiła się dziewczyna. Potrząsnęła głową orientując się w końcu co powiedział. - Eh. Wybacz. Zauważę, że chcę dotrzeć jak najszybciej do naszego miejsca dowodzenia na tej planecie. Jest widoczne, ale jeszcze bezpieczne. Chcę chociaż Ciebie uratować. Wybacz, że to powiem - zaczęła po chwili. - Powinniśmy nie żyć. Tak samo jak oni. Nie jest mi łatwo żyć z myślą, że zabiłam tyle niewinnych os...
    - Nie zabiłaś. - przerwał jej.
    - Z Twojego punktu widzenia może i tak, ale gdybym tam nie poszła, pożyliby trochę dłużej.
    - I tak by wybuchły, przecież...
   - Ale to nasze wejście spowodowało szybki wybuch. To przez nas padł strzał. To logiczne! - zirytowała się dziewczyna. Nagle zaczęła się zastanawiać czy każdy cywil, czy może tylko ludzie byli tak bardzo niekumaci i sądzili, że wszystko jest takie łatwe. A może to ona źle wszystko rozumiała? W sumie, to miała to gdzieś. Już całkowicie oszalała.
    - Nie musisz zwalać na siebie całej winy. Prędzej czy później, wykończysz się psychicznie.
   - Posłuchaj, nie chcę być dla Ciebie niemiła, krzyczeć, ale, błagam, przestań. Mam prawo tak sądzić. Powinnam nie żyć, rozumiesz? Już bardzo dawno. Naprawdę, nie wiem co w ogóle robię jeszcze w świecie żywych. Nie wiem czy kiedykolwiek się pogubiłeś, ale śmiem twierdzić, że nie. Żyjesz na spokojnej planecie, gdzie niewiele jest konfliktów. Widziałam zbyt wiele, przeżyłam zbyt wiele. Życie Jedi nie jest łatwe, ani kolorowe. Czasami żałuję, że nie jestem zwyczajną osobą, jak Ty i mieszkać tutaj lub na jakieś neutralnej planecie, gdzie nic mi nie grozi. Ciesz się z tego kim jesteś i że w ogóle przeżyjesz, bo chociaż Ciebie chcę ocalić.
    Dotarli do skraju miasta i weszli w pierwszą lepszą uliczkę.
   Wiedziała, że będzie jej się trudno przedostać do głównego placu, ale próbowała wypełnić się optymizmem, który mógłby zarazić również Darreda.
    Nagle zza budynku wyskoczył droid zaczął do nich strzelać.
   Ahsoka szybko włączyła swój miecz świetlny (który dziwnym trafem, wraz ze shoto, nadal wisił przy jej pasie) i zaczęła odbijać jej w jego stronę uciekając za kolumny podtrzymujące balkony.
    Popatrzyła się w prawo, a jej oczy o mało nie wyszły z orbit.
    - Co? - szepnęła zdezorientowana. - Wiesz może gdzie jesteśmy?
    - Z tego co widzę to w zachodnio-północnej części miasta. Jeśli chodzi o ulice, to...
    - Nie, nie o to.
    - To o co? Co się dzieje?
    - Jesteśmy w bardzo dobrym miejscu jeśli chodzi plan Republiki.
    - Ale... - Wiedział, że jest jakieś "ale".
   - Ale jeśli chodzi o stan teraźniejszy, to jesteśmy w piekle. Republika miała zając to miejsce już dawno, a nie ma ich tu. Musiało ich coś zatrzymać... nie możemy wyjść z tego obszaru od tak, ale nie możemy tu też zostać. - Wyjrzała ostrożnie za kolumnę. - Z tego co widzę, to Separatyści sprowadzili nowe bronie oraz droidy, których nie znamy. Każdego Jedi kariera kiedyś się kończy. To najbardziej tyczy się Padawana. Wiesz o co chodzi, nie? To co mówiłam o sobie nie było bezpodstawne. W prowadziłam w nas najbliższe, a zaraz największe bagno w tym mieście.
    - Czy... czy mimo wszystko zdołasz nas stąd wyciągnąć?
    - Nie usłyszałeś ode mnie i nie usłyszysz słowa "obiecuję", ale postaram się.
    Zamknęła oczy.
    Ja tu jestem. Ja żyję. Pomóżcie mi...

                                         ~~Padme~~

   Padme zamarła.
  Znaleźli je? To przecież niemożliwe. Sądziła, że dobrze się ukryły, że są bezpieczne... czyżby się myliła? Znowu zawiodła? Dziewczyny były padawankami i nie mogły się zmierzyć z tym kimś na powierzchni, bo od razu zginą.
    - Co robimy? - szepnęła Amidala.
   - Wyczuwa nas, ale nie wie gdzie jesteśmy. Powinnyśmy się jak najszybciej oddalić, ale to niemożliwe. Jeśli ruszymy się zbyt szybko, to nas znajdzie. - odszepnęła Ekria.
    - Dobra, tak czy siak - chodźmy. - postanowiła Wysy.
    - Przepraszam, że was w to wpakowałam. Naprawdę. - powiedziała smutno żona Skywalkera.
   - Nie masz za co nas przepraszać. - odparła najmłodsza i chwyciła podopieczną za dłoń, by wpłynąć na senator swym darem. - Ruszajmy. - poleciła dziewczyna i poszła dalej nie puszczając kobiety.
    Ekria prowadziła.
   Poruszały się powolnie i bardzo cicho. Dziewczyny wiedziały, że ktokolwiek jest na górze - usłyszałby, a na razie nie jest w stanie zidentyfikować ich, ponieważ nie jest świadom tego, że pod nim znajdują się tunele. To daje dziewczynom przewagę.
__________________________________________ 
Witam was z nowym szablonem autorstwa nikogo innego, jak Wiki. Jestem jej stałą klientką i kocham jej pracę, kocham ją i dziękuję jeszcze raz ♥♥
Dedykacja dla wszystkich <3

NMBZW! 

niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 126


                                                   ~~Ahsoka~~

    Poczuła pod policzkiem nieprzyjemną ziemię, a na drugim, oraz reszcie ciała, denerwujący pył, który miała ochotę jak najszybciej z siebie zetrzeć, a potem wbiec do odświeżacza by wszystko z siebie zmyć.
    Nawet wstyd.
   Miała wrażenie, że jest się z czego wstydzić, choć nie bardzo wiedziała co się stało, gdzie się znajduje, czy coś złego zrobiła, ile była nieprzytomna... czuła się, jakby została przeszkodą w jakimś maratonie biegania, a uczestnicy zamiast ją omijać - deptali ją.
    Ruszyła prawą dłonią i dotknęła jakieś cieczy. Nie zamierzała dowiedzieć się co to jest.
   Chciała otworzyć oczy, podnieść się, spojrzeć co ją otacza, na jakim jest świecie... musi być na zewnątrz, bo jej ciało smagał wiatr, a wciągając powietrze pochłaniała w nozdrza zapach trawy i rzeki. Z oddali przychodziły do niej dźwięki stworzeń oraz wody lecącej z wodospadu.
    Z drugiej strony, pragnęła zasnąć w tym środowisku. Przespać wszystkie godziny, które wojna jej zabrała, a pozostając w Świątyni mogłaby je wykorzystać na słodki, spokojny sen.
    - O nie... - Usłyszała męski głos dochodzący z bliska.
    Skąd obok niej znalazł się jakiś facet?
    Naprawdę niczego nie rozumiała. Skąd mogła to wywnioskować. Niczego sensownego nie pamiętała...
    - Mistrzyni Jedi, słyszysz mnie? - Mężczyzna szturchnął jej ramię, na co ona zareagowała sykiem.
    Bolało.
   - Je-estem pada... wa... nem. - wysapała. Wszystko ją rwało, ale zdołała przekręcić głowę w jego stronę.
    Ujrzenie jego twarzy sprawiło, że zaczęła sobie przypominać.
    Blokada Naboo, trwająca bitwa, pojedynek z Tarkinem, wybuch Fabryki...
   Uniosła się gwałtownie i zawyła z bólu, ale mimo tego cały czas próbowała się podnieść. Pożałowała tego. Widziała przed sobą same trupy i zastanawiała się, jak przeżyła z tym człowiekiem. Przecież nawet jak odbiegli, to było to niebezpieczne.
    Zobaczyła, że mężczyzna kuśtyka, a jego spodnie są poplamione krwią. W sumie, nie była lepsza. Jej ubranie też zabarwiła czerwona ciecz, a najbardziej na brzuchu i w tamtym miejscu odczuwała największy ból... nie, jednak nie w tamtym.
    Największy ból zagnieździł się w jej sercu.
   Mogła tego nie ruszać. Wszyscy, którzy zginęli - żyliby. Gdyby nikt nie ruszył tych bomb - znalazłby się czas i życie we wszystkich tych jeńcach nadal by istniało.
    Złamała regulamin. Jej działania zabiły niewinne osoby.
    Poczuła względem siebie obrzydzenie. Już nigdy nie spojrzy w lustro, bo - na Moc, czemu?! - nie da rady na siebie patrzeć. Będzie jak Barriss, nikt jej nie zaakceptuje. Zdała sobie sprawę, jak przez co musiała przechodzić jej przyjaciółka. Z tego nie dało się uratować. Takich błędów się nie zapomina. Zawsze większość pozostanie przeciwna i to się nigdy nie zmieni.
    A Anakin?
    Zawiodła Anakina strasznie! Na pewno jej nie wybaczy.
    Rada ją wydali z Zakonu. Nie posłuchała rozkazów i poszła za Tarkinem, po czym go zabiła, a na pewno był im potrzebny. Potem zorganizowała tajną akcję i zabiła parędziesiąt niewinnych osób! Za to mają ją po prostu zostawić w Zakonie? Po co ona w ogóle wracała? Czemu zawsze musi stwarzać problemy? Nikt od początku jej nie chciał, dlaczego miałoby się to zmienić? Ale czy faktycznie będzie umiała przyjąć do wiadomości, że ją wydalają? Znowu? Wcześniej wyrzucili ją, bo jej nie wierzyli, ale teraz zostanie skazana za coś co zrobiła. Świadomie, choć pojęła swój błąd zdecydowanie za późno.
    - Czy... czy wszystko w porządku? - zapytał niepewnie mężczyzna.
    - Nie. - przyznała szeptem bez wahania. Nie potrafiła z siebie wydobyć choć jeden stopień wyższy tonu.
    - Nie da się nikogo uratować. Co robimy?
    - Spróbuję Cię stąd wyprowadzić... ale nic nie obiecuję. Nie potrafię spełniać obietnic. Teraz to widzę. - stwierdziła.
     - Więc... chodźmy.

                                  ~~Padme~~

    - Mamy niezły czas. - stwierdziła Ekria. - Chyba dwunasta dopiero dochodzi.
   - Czyli przy takim tempie możemy jeszcze załatwić dwie grupy. W ogóle, ile jeszcze mamy do uwolnienia? Czy idziemy na ślepo? - zapytała niepewnie Wysy.
    - Pół na pół. - odparła Padme.
    - Ale jak to? - zdziwiła się najmłodsza.
  - Cóż, to wy ich sondujecie. Ponadto, dostałam pewne informacje gdzie są. - Padme się uśmiechnęła.
    - Skąd? - drążyła Ekria.
    - Była mapa, prawda? To tam wyznaczyli grupy, które chcieli uwolnić w danym czasie. Widziałam ją. O dziwo nic nie podejrzewali. - tłumaczyła dalej Amidala.
    - Jesteś niemożliwa. I to jeszcze w ciąży. - podsumowała Wysy.
   - Ciąża to nie niepełnosprawność. Po prostu potrzebuję opieki, którą Wysy daje mi aż za dużo. Jesteśmy tu bezpieczne. - zapewniła.
    Czasami dźwięki zapalających i gaszących się lamp przyprawiały ją o dreszcze, mimo że przecież nic jej się tam nie mogło stać.
     - Wyczuwam coś. - powiedziała barolianka.
     - Lepiej nie wychodźmy. - ostrzegła Wysy.
     - Wysy ma rację. To Ciemna Strona Mocy!
____________________________________________________ 
Rozdział krótki, bo krótki. Nie wyduszę z siebie ani słowa więcej jeśli chodzi o ten rozdział :/

NMBZW!

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 125


                                  ~~Anakin~~

    Atari nie była z nim szczera i dobrze wiedziała o tym, że ją przejrzał i że na pewno będzie domagać się prawdy, ale jeszcze tego nie okazywał. Ahsoka zrobiła coś niewłaściwego. Znał jej zagrywki, ale ostatnio stała się inna, jakaś dziwna.
   Togrutankę bardzo trudno było zrozumieć. Zastanawiał się czy nawet Atari próbowała ją rozszyfrować, lecz zdawało się, że Orgeen nic nie zauważyła. Albo po prostu rozumiała? Nie potrafił tego jakkolwiek ogarnąć... w sumie, nawet swojego życia nie ogarnął przez te wszystkie lata, a w tym momencie zdaje się po prostu doszczętnie sypać, ale to nie ważne.
    Nie, to jednak jest ważne. Bo co jeśli nie umie pomóc Ahsoce skoro sam nie umie się odnaleźć? A co go dokładnie zbiło z tropu? Oczekiwanie dziecka? Palpatine? Obi-Wan? Dłużenie się wojny? Był nią zmęczony, to fakt. Wojna to straszne zjawisko, pochłania życie niewinnych osób oraz przysparza im cierpienia. To męczące, ale z drugiej strony - będzie nudno.
    Co tak naprawdę zapewniało mu atrakcje? Częste ruszanie się? Możliwość "zabawy" w dowódce czego Jedi zazwyczaj nie robili? Te zawody podczas bitew z Ahsoką "Kto zniszczy więcej droidów/myśliwców"? Ukrywanie małżeństwa? Uciekanie w nocy ze Świątyni do Padme podczas przepustki? Ogólne posiadanie tajemnicy, co do Jedi jest niepodobne? Odizolowanie się w jakiś sposób od Obi-Wana, po tym jak został obarczał winą za śmierć matki?
    - Atari, już czas. - powiadomił ją beznamiętnym tonem. Może to przyniesie mu wolność od jej dziwnych zachowań na temat "Jakim tonem się do mnie wyrażasz".
    - Jasne. - przyjęła dziewczyna.
    Anakin odczuwał jak kanonierka się zniża. Przygotował się aby wyskoczyć i od razu złapać miecz, bez zbędnego zabierania sobie potrzebnego czasu. Po raz pierwszy od początku wojen klonów poczuł głód w żołądku przed akcją. Zjadł porządną porcję na śniadanie, a nawet o pustym żołądku się tym nie przejmował. Czy trawienie jedzenia z rana miało związek, że psychicznie nie czuł się dobrze z powodu bawienia się w berka z Atari próby nie wyczuwania Padme... wiedział jedno - Amidala była na niego mimo wszystko zła. Okazała mu swym zachowanie to wystarczająco dobrze, żeby ją zrozumiał.
    Czy to również przez to Atari ma do niego żal?
   Chyba popadał w paranoję, skoro myślał o takich rzeczach w takiej chwili, w której nie mógł myśleć o swojej żonie, co osłabiało jego chęci do okazania swych nabytych, a zarazem jakże zdumiewających zdolności.
    Skądś... skądś miał wrażenie, że nie jest sam. Że nie tylko on się zaczyna dziwnie zachowywać.
    - Co to?! - krzyknęła do komunikatora Atari.
    Usłyszeli wielkie "Bum" i zakłócenie w Mocy. Wrota kanonierki się otworzyły na wysokości dachów budynków przez co w ostatniej chwili można było zobaczyć wybuch jakiegoś obiektu, który potem został otoczony dymem.
    Zmartwienie uszło wraz ze strzałami wydobywającymi się z broni droidów typu B1.

                                        ~~Padme~~

   - Dobra, gdzie teraz? - zapytała Ekria, kiedy zeszła. - Powiedziałaś jej. - bardziej stwierdziła niż zapytała Ekrie patrząc na stan Amidali.
    Padme prawie dochodziła do siebie. Jej załamanie trwało chwilę, ale musiała się z tego otrząsnąć. Trudno było stwierdzić czy bardziej rozpacza, że to ogółem się stało czy dlatego, że nic nie mogła zrobić. Czy to ciąża ją tak osłabiła psychicznie? Wspominając ostatnie miesiące widziała silną kobietę zdolną zrobić większość rzeczy przydatnych dla Republiki. Nadal tak wyglądała, lecz ona tak się nie czuła. Nie miała pewności siebie. Nadopiekuńczość Anakina wcale nie pomagała...
    W jednej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo jest im trudno żyć, jakim są małżeństwem. Nie ufają sobie, cały czas próbują uchronić drugiego sądząc, że popełni jakiś błąd, co oznacza braku wiary w możliwości. Czemu siebie okłamują? Hah, pytanie bardzo łatwe - żeby nie dopuszczać do siebie tej myśli, a ona to zrobiła. Co z tego, że się sobą opiekują. Anakin przez większość czasu na Coruscant... nie był jej Anakinem. Okłamywał ją bardziej, jego sprawa z Palpatinem i radą Jedi dobiła bardziej ją niż Jedi, a oskarżenie jej o mówienie jak Separatystka to szczyt bezczelności. Jakim prawem sobie na to pozwoliła? Dlaczego puściła mu to płazem? Owszem, mają inne poglądy, ale żeby tak ją zbesztać? O nie...
    - Pani Senator, wszystko w porządku? - zmartwiły się dziewczyny.
    - Tak. - odparła kobieta, odsłaniając twarz. Jej dłonie strasznie się trzęsły. - Możemy iść dalej.
    - Nie jestem pewna. Twój stan psychiczny... - zaczęła Wysy.
    - Jest dobrze. - zapewniła Padme.
    Wysy chwyciła ją za rękę i skupiła się próbując zatrzymać wszystko, co ma zły wpływ na płód.
   - Na pewno? - zapytała, mimo że pytanie z jej ust po czynności wykonanej przed chwilą brzmiało zapewne idiotyczne, to było jak najbardziej trafne pod względem psychicznym, bo właśnie o to chodziło w nagłym pogorszeniu samopoczucia Padme Amidali.
    - Tak. - potwierdziła uparcie Padme.
    Dwie padawanki chwyciły ją za ręce i pomogły wstać.

                                         ~~Asajj Ventress~~

    Dostała przytulny, jak na Jedi, pokój, ale nie czuła się w nim dobrze, jak i w całej Świątyni. Szczerze mówiąc, wolała wrócić do swojej rzeczywistości, jako ukrywająca się była Lady Sith będąca aktualnie Łowczynią Nagród żyjącą w brudzie oraz środowiskach najniższej warstwy społecznej.
    Podczas nauki u Hrabiego Dooku niczego jej nie brakowało. Miała swoją twierdzę, a w niej wygodnie łóżko, jedzenie, które przekraczało granicę jej potrzeb, armię droidów gotową na jej rozkazy, a mimo tego, lepiej czuje się na ulicach przepełnionych prostytutkami, klubami, pijanymi bezdomnymi. Panowały tam wieczne skandale i spory o długi czy bójki, ale to dawało jej spokój i pomysły. Widziała, jak te osoby żyją, dawało to jej różne pomysły na realizację danych misji jako Łowczyni Nagród. W końcu sama kiedyś żyła jako niewolnica...
    Sama nie mogła uwierzyć czemu pokładała swą wiarę w tego małego Smarka o imieniu Ahsoka Tano. Przez jeden miesiąc jej wróg zamienił się w przyjaciela. Początkowo na bazie "Wróg mojego wroga - jest moim przyjacielem", ale w pewnym momencie stała się kimś więcej przez samą obecność i niektórymi rozmowami, kiedy chciały poznać co działo się "po drugiej stronie" konfliktu. 
    Poszukaj!
    Jakiś znajomy głos wydarł się w jej głowie.
    Tu tego nie ma! Szukałam gdzie się da! Uważaj, przez Ciebie...
    Wyszliśmy z nadprzestrzeni, brawo!
    Nie patrz na mnie, jakby to była moja wina! Nie uważasz, ja szukam gdzie się da, a Ty wydzierasz się bez powodu i...
    Zygerrianie?
    Wypowiadasz ich nazwę rasy jakbyś wiedział o ich obecności tutaj...
____________________________________________
Witam was z pancake'sami z masłem orzechowym... i mlekiem i miałam pisać 130 rozdział, a chyba pójdę rozwiązywać ćwiczenia z języka obcego :/
Mam nadzieję, że ok i mimo że mam w tym tygodniu 3 sprawdziany, to się nie poddam i jakoś rozdzielę mój czas :D
Życzę wam miłej niedzieli i weny!

NMBZW!