~~Anakin~~
Otwierając oczy oślepił go blask słońca, który tak naprawdę aż się odbijał, niczym od lustra, od bladej skóry pochylającej się nad nim Atari Orgeen.
- Jak się czujesz? - zapytała troskliwie padawanka.
- Jak... jak po kacu, chociaż nigdy nie byłem pijany - przyznał Skywalker.
Atari parsknęła śmiechem, choć nadal zachowywała powagę ze względu na sytuacji.
- Pytam na serio - ciągnęła.
- Ja też odpowiadam na serio - odparł.
- Dasz radę wstać? Pomogę Ci - zaoferowała dziewczyna i chwyciła go pod prawe ramię, przez co Anakin jęknął z bólu. - Co jest? - zaniepokoiła się.
- Boli - odpowiedział. - Co się tak w ogóle stało? - chciał się dowiedzieć.
Atari zawahała się. Sama nie wiedziała, jak mu odpowiedzieć. Przecież nie mogła powiedzieć tego tak po prostu, bo nikt się nie spodziewał, że najbardziej wierny żołnierz WAR zaatakowałby swojego oddanego generała. Wirus był zagnieżdżony we wszystkich klonach, ale Anakin zapewne nigdy nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Rex też na tym ucierpi, choć istniało wielkie prawdopodobieństwo.
- Trafili cię - mruknęła.
- Nie wierzę - powiedział - Po trzech latach byle blacha mnie trafiła. To się w głowie nie mieści.
- To nie droid. To... to Rex - wyjąkała padawanka.
- Nie... to nie możliwe! Co Ty mówisz? - mówił zmieszany.
- To prawda - potwierdził podchodząc do nich Fives. - To Rex. Został skuty. Poza tym... dostaliśmy rozkaz, że każdy klon ma być obezwładniony i przy najbliższej okazji odesłany na Kamino i będzie tam przebywać dopóki temu nie zaradzą, a na razie nawet początku postępów nie widać.
- A gdzie przebywa teraz? - dopytywał się Skywalker.
- W kanonierce. Skończyliśmy tutaj, ale będziemy musieli wrócić. Generale, nasz medyk stwierdził, że protezę trzeba ściągnąć i to jak najszybciej - poinformował komandos.
- Ruszajmy. Barriss się tobą zajmie - wtrąciła Orgeen i znowu spróbowała podnieść swojego "szwagra". Tym razem z pomocą żołnierza. Mimo syków i jęków ze strony Anakina, udało się im przerwać randkę z ziemią i przeprowadzić go do kanonierki, skąd mieli udać się na plac i powierzyć ich zadanie komuś innemu.
Przez całą podróż na główny plac, Skywalker przypatrywał się dobrze Atari. Miejsce przebywania Ahsoki udawało się jej ukryć tylko dlatego, że jej odpowiedzi zbaczały na inny tor, a on choćby chciał wyczuć swoją padawankę, to po prostu nie mógł. Wcześniej jego próby wyczucia ucznia sprowadzały go na myśli o Padme, sam nie wiedział dlaczego, ale cały czas starał się nawiązać kontakt tylko z togrutanką. Tym razem, pojawiła się dziwna blokada, co go zaniepokoiło.
Ręka zaczynała go boleć coraz bardziej. Stwierdził, że gdyby medyk nie ruszał jego protezy, to wszystko byłoby dobrze, a teraz... Moc wie co mu jest. No, ale... to Anakin Skywalker, wie najlepiej i może kwestionować poczynania doświadczonej osoby, mimo że sam obawia się używać Mocy w tym kierunku.
Żeby tylko Barriss dobrze go potraktowała, w końcu przyjaciółka, ale zarazem potrafi go zdzielić za byle jaki błąd, który ona uważa za poważny, a jeśli chodzi o zdrowie... cóż, nigdy się z nią nie konsultował w tych sprawach, a tym bardziej w interesie jego pięknej połowie prawej ręki, więc czegóż może się po niej spodziewać? Możliwe, najgorszego.
Siedział na pryczy do póki nie usłyszał i nie poczuł, że kanonierka dotknęła kostki brukowej wyłożonej na ulicach Naboo.
Wrota otworzyły się, a on automatycznie wstał. Nie był kaleką, mógł sam iść. Jedyny problemem, jaki go obowiązywał, to uszkodzenie protezy, która coś mu zrobiła, ale nikt nie powiedział co. Bo czemu mówić wprost, skoro można milczeć i wzbudzać w nim tylko irytacje.
Wyszedł i na jego gigantyczne szczęście przypatrywali się mu mieszkańcy Naboo, a wśród nich kto? Rodzina Padme! No lepiej być nie mogło! Wymarzone powitanie: wzrok jak na przestępce, tylko dlatego, że związał się z o pięć lat starszą kobietą, że będą mieć dziecko, a w przyszłości jeszcze jedno... lub dwa, ale to nie od nich przecież zależy.
- Idziesz się przywitać? - zażartowała Atari klepiąc go po ramieniu.
- Bardzo zabawne - odparł Skywalker.
- Barriss na Ciebie czeka przy końcu budynku po prawej. Tam ma swoje "miejsce". Jeśli pozwolisz, ja pójdę porozmawiać ze swoją rodziną - powiedziała dziewczyna.
- Czemu mnie pytasz o zdanie? - zdziwił się.
- Bo to ty sprawujesz nade mną opiekę, nie? - przypomniała. - Miłego leczenia. Powiadom jeśli byś mnie potrzebował.
- Przy raporcie, na pewno - odpowiedział i rozeszli się w swoje strony.
Państwo Naberrie wyglądali jakby mieli zeza i nie wiedzieli czy patrzeć na niego, czy na Atari, która akurat się do nich zbliżała.
Anakin nie przejął się tym zbytnio. Wiedział, że i tak go nie zaakceptują, bo trudno w tych czasach o sprawiedliwość, zwłaszcza, jeśli nic takiego złego się nie zrobiło. Bo niby co się takiego stało? "Padme naraziła Anakina na wyrzucenie z Zakonu..." To skoro mieli go wyrzucić, to czemu cały czas jest członkiem wielkiej rodziny Jedi? I co on takiego nawyczyniał, że odbierają go, jak wroga? Bo ma o niecałe pięć lat starszą żonę? Bo będą dziecko? Bo ją ratował na wojnie, kiedy wpadła w tarapaty? No przecież on jej tam nie ciągnął, tylko zawsze musiał jej spieszyć na ratunek. Co jeszcze może być złe? Że nie zapewni jej normalnego życia? To co, miał zostać na Tatooine, jako niewolnik, a potem stać się farmerem?
Może to, co oni robią jest nie odpowiedzialne, ale dla niego to spełnienie marzeń, które nigdy nie były jego marzeniami, bo w całym swoim życiu nie spodziewał się, że tak potoczy się jego życie. Znaczy... skomplikowana sprawa, ale na pewno nie sądził, że go zostawią w Zakonie. Ba! Będą go prosić o powrót! Ale cały czas nadal nie wie co będzie dalej. Jak ma wychować dziecko, a potem następne, skoro nadal zostaje mu trening Ahsoki i służba w WAR, bo to niemożliwe, żeby po tej bitwie się wszystko skończyło.
- Barriss - wypowiedział głośno imię przyjaciółki, na co ona gwałtownie się odwróciła i popatrzyła na niego.
- Twoja proteza ma już chyba trzy lata, prawda? Nie dziwię się, że już po niej. Powinieneś przyjść w połowie czasu na wymianę - poleciła dziewczyna, a Anakin się zmieszał.
- Ale... - zaczął - Ja ją zmieniałem przed bitwą o Coruscant...
- To czemu nie mieliśmy tego w danych? Droid medyczny powinien je przesłać. Mimo braku kontaktu, doszłoby później.
- Tylko że w mojej wymianie protezy jedyny droid, jaki uczestniczył, to R2 - odpowiedział.
- Czekaj, co? - zdziwiła się Jedi. - Sam wymieniałeś tę protezę?
- Tak - przyznał.
- Siadaj tu - wskazała na jedną ze skrzynek.
Ściągnęła z jego protezy rękawiczkę, która i tak była źle założona, przez medyka sprawdzającego wcześniej stan mechanicznej ręki.
Jej oczom ukazały się przepalone obwody, wielka dziura i ropa między żywym ciałem, a kablami i metalem.
- Oszalałeś?! - wydarła się na niego.
- Nie jestem uzdrowicielem czy lekarzem. Myślałem, że wystarczy połączyć. R2 też tak sądził - odparł.
- Astrodroid to nie droid medyczny! Popatrz co zrobiłeś - nakazała mu.
- Widzę! Dasz radę? - zapytał.
- Dam, ale następnym razem, jeżeli znowu sam będziesz sobie zakładał protezę i po raz kolejny doprowadzisz swoją rękę do takiego stanu, to obiecuję Ci, że ani ja, ani żaden uzdrowiciel się tym nie zajmie. Za karę - zagroziła.
Wyjęła z większej apteczki strzykawkę, przychyliła mu głowę i wbiła igłę w koniec szyi, a inne w rękę. Odczekała chwilę, założyła specjalne rękawiczki i zaczęła wyciągać różne kabelki obrzydzona widokiem ropy i faktem, że musi w niej maczać swoje palce, nawet jeśli są chronione.
- Pomóc Ci? - zaoferował Anakin.
- Jak zmądrzejesz, to wystarczająco pomożesz całej galaktyce - odpowiedziała.
- Zamierzasz mnie ripostować? - domyślił się z uśmiechem.
- Nie mam na Ciebie siły. Zastanawiam się czy w ogóle będę potrafiła Ci to zdjąć. Nie obiecałam Ci, że dam radę, tylko odpowiedziałam na podstawie domysłów. Czyli wcale nie muszę się obwiniać, jeśli coś pójdzie nie tak. Przymknij się, bo Cię tak zostawię - rozkazała.
- Zaraz się zamknę, ale proszę, nie bądź taka zła. Popełniam błędy, owszem. Nie sądziłem, że jak mnie trafią... W sumie, to w ogóle nie pokładałem nadziei, że mnie trafią w protezę, ale na pewno nic by się takiego nie stało, gdyby nie ten głupi cel.
- Właściwie, to dobrze, że choć raz te głupie droidy trafiły i to w dobry punkt. Możliwe, że skończyłoby się to gorzej. Więc nie myśl sobie, że cel to pech.
- Barriss, to nie droidy - uświadomił ją Wybraniec.
- Jak to? - zdziwiła się przerywając na chwilę pracę.
- Jest mi potrzebna twoja pomoc. Musimy uchronić Rexa. To on mnie tak urządził. Uruchomił się wirus. Kamino nałożyło nowe rozkazy. Nikt nie może się dowiedzieć, co zrobił. Nie z wyższego dowództwa - wytłumaczył.
- Gdzie on jest? - zapytała.
- W Kanonierce. Fives został poproszony o niewydanie go - odparł.
- Zapewne będę musiała zostawić tę rękę "aby odpoczęła". Wtedy do nich pójdę i porozmawiam - obiecała i wróciła do wykonywanej wcześniej pracy.
______________________________________________
No wątku na cały rozdział, to chyba jeszcze nigdy nie było. Za pomocną radą Idy, będę starała się przyśpieszyć akcję w postaci dwóch lub jednego wątku, ale nie wszystkie rozdziały przyjmą taką postać :)
Tyyyyyyyyyyyyle weny wczoraj dostałam dzięki Imagine Dragons! 132 dziś kończe i od razu zabieram się za 133 :D Zakładka "Spis treści" została zaktualizowana.
WESOŁYCH ŚWIĄT <3 I MOKREGO DYNGUSA! :D
NIECH WIELKAMOC BĘDZIE Z WAMI! ♥
- Boli - odpowiedział. - Co się tak w ogóle stało? - chciał się dowiedzieć.
Atari zawahała się. Sama nie wiedziała, jak mu odpowiedzieć. Przecież nie mogła powiedzieć tego tak po prostu, bo nikt się nie spodziewał, że najbardziej wierny żołnierz WAR zaatakowałby swojego oddanego generała. Wirus był zagnieżdżony we wszystkich klonach, ale Anakin zapewne nigdy nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Rex też na tym ucierpi, choć istniało wielkie prawdopodobieństwo.
- Trafili cię - mruknęła.
- Nie wierzę - powiedział - Po trzech latach byle blacha mnie trafiła. To się w głowie nie mieści.
- To nie droid. To... to Rex - wyjąkała padawanka.
- Nie... to nie możliwe! Co Ty mówisz? - mówił zmieszany.
- To prawda - potwierdził podchodząc do nich Fives. - To Rex. Został skuty. Poza tym... dostaliśmy rozkaz, że każdy klon ma być obezwładniony i przy najbliższej okazji odesłany na Kamino i będzie tam przebywać dopóki temu nie zaradzą, a na razie nawet początku postępów nie widać.
- A gdzie przebywa teraz? - dopytywał się Skywalker.
- W kanonierce. Skończyliśmy tutaj, ale będziemy musieli wrócić. Generale, nasz medyk stwierdził, że protezę trzeba ściągnąć i to jak najszybciej - poinformował komandos.
- Ruszajmy. Barriss się tobą zajmie - wtrąciła Orgeen i znowu spróbowała podnieść swojego "szwagra". Tym razem z pomocą żołnierza. Mimo syków i jęków ze strony Anakina, udało się im przerwać randkę z ziemią i przeprowadzić go do kanonierki, skąd mieli udać się na plac i powierzyć ich zadanie komuś innemu.
Przez całą podróż na główny plac, Skywalker przypatrywał się dobrze Atari. Miejsce przebywania Ahsoki udawało się jej ukryć tylko dlatego, że jej odpowiedzi zbaczały na inny tor, a on choćby chciał wyczuć swoją padawankę, to po prostu nie mógł. Wcześniej jego próby wyczucia ucznia sprowadzały go na myśli o Padme, sam nie wiedział dlaczego, ale cały czas starał się nawiązać kontakt tylko z togrutanką. Tym razem, pojawiła się dziwna blokada, co go zaniepokoiło.
Ręka zaczynała go boleć coraz bardziej. Stwierdził, że gdyby medyk nie ruszał jego protezy, to wszystko byłoby dobrze, a teraz... Moc wie co mu jest. No, ale... to Anakin Skywalker, wie najlepiej i może kwestionować poczynania doświadczonej osoby, mimo że sam obawia się używać Mocy w tym kierunku.
Żeby tylko Barriss dobrze go potraktowała, w końcu przyjaciółka, ale zarazem potrafi go zdzielić za byle jaki błąd, który ona uważa za poważny, a jeśli chodzi o zdrowie... cóż, nigdy się z nią nie konsultował w tych sprawach, a tym bardziej w interesie jego pięknej połowie prawej ręki, więc czegóż może się po niej spodziewać? Możliwe, najgorszego.
Siedział na pryczy do póki nie usłyszał i nie poczuł, że kanonierka dotknęła kostki brukowej wyłożonej na ulicach Naboo.
Wrota otworzyły się, a on automatycznie wstał. Nie był kaleką, mógł sam iść. Jedyny problemem, jaki go obowiązywał, to uszkodzenie protezy, która coś mu zrobiła, ale nikt nie powiedział co. Bo czemu mówić wprost, skoro można milczeć i wzbudzać w nim tylko irytacje.
Wyszedł i na jego gigantyczne szczęście przypatrywali się mu mieszkańcy Naboo, a wśród nich kto? Rodzina Padme! No lepiej być nie mogło! Wymarzone powitanie: wzrok jak na przestępce, tylko dlatego, że związał się z o pięć lat starszą kobietą, że będą mieć dziecko, a w przyszłości jeszcze jedno... lub dwa, ale to nie od nich przecież zależy.
- Idziesz się przywitać? - zażartowała Atari klepiąc go po ramieniu.
- Bardzo zabawne - odparł Skywalker.
- Barriss na Ciebie czeka przy końcu budynku po prawej. Tam ma swoje "miejsce". Jeśli pozwolisz, ja pójdę porozmawiać ze swoją rodziną - powiedziała dziewczyna.
- Czemu mnie pytasz o zdanie? - zdziwił się.
- Bo to ty sprawujesz nade mną opiekę, nie? - przypomniała. - Miłego leczenia. Powiadom jeśli byś mnie potrzebował.
- Przy raporcie, na pewno - odpowiedział i rozeszli się w swoje strony.
Państwo Naberrie wyglądali jakby mieli zeza i nie wiedzieli czy patrzeć na niego, czy na Atari, która akurat się do nich zbliżała.
Anakin nie przejął się tym zbytnio. Wiedział, że i tak go nie zaakceptują, bo trudno w tych czasach o sprawiedliwość, zwłaszcza, jeśli nic takiego złego się nie zrobiło. Bo niby co się takiego stało? "Padme naraziła Anakina na wyrzucenie z Zakonu..." To skoro mieli go wyrzucić, to czemu cały czas jest członkiem wielkiej rodziny Jedi? I co on takiego nawyczyniał, że odbierają go, jak wroga? Bo ma o niecałe pięć lat starszą żonę? Bo będą dziecko? Bo ją ratował na wojnie, kiedy wpadła w tarapaty? No przecież on jej tam nie ciągnął, tylko zawsze musiał jej spieszyć na ratunek. Co jeszcze może być złe? Że nie zapewni jej normalnego życia? To co, miał zostać na Tatooine, jako niewolnik, a potem stać się farmerem?
Może to, co oni robią jest nie odpowiedzialne, ale dla niego to spełnienie marzeń, które nigdy nie były jego marzeniami, bo w całym swoim życiu nie spodziewał się, że tak potoczy się jego życie. Znaczy... skomplikowana sprawa, ale na pewno nie sądził, że go zostawią w Zakonie. Ba! Będą go prosić o powrót! Ale cały czas nadal nie wie co będzie dalej. Jak ma wychować dziecko, a potem następne, skoro nadal zostaje mu trening Ahsoki i służba w WAR, bo to niemożliwe, żeby po tej bitwie się wszystko skończyło.
- Barriss - wypowiedział głośno imię przyjaciółki, na co ona gwałtownie się odwróciła i popatrzyła na niego.
- Twoja proteza ma już chyba trzy lata, prawda? Nie dziwię się, że już po niej. Powinieneś przyjść w połowie czasu na wymianę - poleciła dziewczyna, a Anakin się zmieszał.
- Ale... - zaczął - Ja ją zmieniałem przed bitwą o Coruscant...
- To czemu nie mieliśmy tego w danych? Droid medyczny powinien je przesłać. Mimo braku kontaktu, doszłoby później.
- Tylko że w mojej wymianie protezy jedyny droid, jaki uczestniczył, to R2 - odpowiedział.
- Czekaj, co? - zdziwiła się Jedi. - Sam wymieniałeś tę protezę?
- Tak - przyznał.
- Siadaj tu - wskazała na jedną ze skrzynek.
Ściągnęła z jego protezy rękawiczkę, która i tak była źle założona, przez medyka sprawdzającego wcześniej stan mechanicznej ręki.
Jej oczom ukazały się przepalone obwody, wielka dziura i ropa między żywym ciałem, a kablami i metalem.
- Oszalałeś?! - wydarła się na niego.
- Nie jestem uzdrowicielem czy lekarzem. Myślałem, że wystarczy połączyć. R2 też tak sądził - odparł.
- Astrodroid to nie droid medyczny! Popatrz co zrobiłeś - nakazała mu.
- Widzę! Dasz radę? - zapytał.
- Dam, ale następnym razem, jeżeli znowu sam będziesz sobie zakładał protezę i po raz kolejny doprowadzisz swoją rękę do takiego stanu, to obiecuję Ci, że ani ja, ani żaden uzdrowiciel się tym nie zajmie. Za karę - zagroziła.
Wyjęła z większej apteczki strzykawkę, przychyliła mu głowę i wbiła igłę w koniec szyi, a inne w rękę. Odczekała chwilę, założyła specjalne rękawiczki i zaczęła wyciągać różne kabelki obrzydzona widokiem ropy i faktem, że musi w niej maczać swoje palce, nawet jeśli są chronione.
- Pomóc Ci? - zaoferował Anakin.
- Jak zmądrzejesz, to wystarczająco pomożesz całej galaktyce - odpowiedziała.
- Zamierzasz mnie ripostować? - domyślił się z uśmiechem.
- Nie mam na Ciebie siły. Zastanawiam się czy w ogóle będę potrafiła Ci to zdjąć. Nie obiecałam Ci, że dam radę, tylko odpowiedziałam na podstawie domysłów. Czyli wcale nie muszę się obwiniać, jeśli coś pójdzie nie tak. Przymknij się, bo Cię tak zostawię - rozkazała.
- Zaraz się zamknę, ale proszę, nie bądź taka zła. Popełniam błędy, owszem. Nie sądziłem, że jak mnie trafią... W sumie, to w ogóle nie pokładałem nadziei, że mnie trafią w protezę, ale na pewno nic by się takiego nie stało, gdyby nie ten głupi cel.
- Właściwie, to dobrze, że choć raz te głupie droidy trafiły i to w dobry punkt. Możliwe, że skończyłoby się to gorzej. Więc nie myśl sobie, że cel to pech.
- Barriss, to nie droidy - uświadomił ją Wybraniec.
- Jak to? - zdziwiła się przerywając na chwilę pracę.
- Jest mi potrzebna twoja pomoc. Musimy uchronić Rexa. To on mnie tak urządził. Uruchomił się wirus. Kamino nałożyło nowe rozkazy. Nikt nie może się dowiedzieć, co zrobił. Nie z wyższego dowództwa - wytłumaczył.
- Gdzie on jest? - zapytała.
- W Kanonierce. Fives został poproszony o niewydanie go - odparł.
- Zapewne będę musiała zostawić tę rękę "aby odpoczęła". Wtedy do nich pójdę i porozmawiam - obiecała i wróciła do wykonywanej wcześniej pracy.
______________________________________________
No wątku na cały rozdział, to chyba jeszcze nigdy nie było. Za pomocną radą Idy, będę starała się przyśpieszyć akcję w postaci dwóch lub jednego wątku, ale nie wszystkie rozdziały przyjmą taką postać :)
Tyyyyyyyyyyyyle weny wczoraj dostałam dzięki Imagine Dragons! 132 dziś kończe i od razu zabieram się za 133 :D Zakładka "Spis treści" została zaktualizowana.
WESOŁYCH ŚWIĄT <3 I MOKREGO DYNGUSA! :D
NIECH WIELKAMOC BĘDZIE Z WAMI! ♥