niedziela, 6 maja 2018

Rozdział 201


~~Anakin~~

[Miesiąc później, Coruscant]
       Pozwolił sobie na dłuższy sen. Słyszał jakieś pomrukiwania dzieci, ale nie zwracał na to uwagi. Wyłączył swój bardzo wyczulony zmysł i odpłynął w kompletną czerń. Wrócił do normalności. Nie śniła mu się Padme, dzieci, Ahsoka, Obi-Wan, matka i wszyscy inni, którzy byli dla niego ważni i chciał ich zobaczyć, z każdym dniem coraz bardziej, kiedy to uwięziono go w celi. Niestety, nie bardzo udały się jego plany. Tak jak podejrzewał na początku - córka stała się jego oczkiem w głowie, a trzyletnia rozłąka niewiele zmieniła. Musiał ją poznawać na nowo, ale od razu ponownie połączyła ich więź. Było między nimi coś, przez co nie bała się kiedy świadomie zobaczyła go po raz pierwszy, mimo że widywała go tylko w tej dwudziestotrzyletniej wersji załączonej na holoobrazie, a on wrócił z pokaźnym zarostem.
       Dziewczynka wskoczyła na łóżko rodziców i wczołgała się pod ramię ojca, tak, jakby ją przytulił. Specjalnie go łaskotała, a on tylko ułożył swoje usta w podkówkę. Nie bardzo go to ruszyło, ale przewrócił swoją córeczkę, która leżała na jego piersi i mocno ściskała jego szyję. Zdrową ręką pogłaskał ją po główce, po czym pocałował.
       - Kocham cię, Malutka - powiedział i spojrzał na swojego syna, który przyszedł do pokoju z tostem w lewej dłoni i miśkiem w prawej. - Co mi przyniosłeś? - zapytał go ze śmiechem. Luke uśmiechnął się łobuzersko i nadal zajadał się swoim śniadaniem nie widząc możliwości dzielenia się  ze swoim ojcem. Praktycznie - z nikim.
       Anakin wstał z Leią i postawił ją na ziemi a sam poszedł w stronę salonu. Usiadł na przeciwko Padme, która sprawdzała dokumenty w datapadzie. Nie brała już na siebie tak wiele, jak wcześniej, ale wszystko miała na tip top, często przed czasem, nie odkładała nic na później, jeśli nie było to konieczne. Im szybciej załatwione sprawy - tym więcej czasu dla siebie. Zwłaszcza, że ten konflikt Republika znosiła... lżej. Wojny klonów były ogromne w straty życia jak i pieniędzy. Pochłonął obie strony tak bardzo, że wszyscy się pogubili. Na bieżąco oceniali stan polityczny i wielu, nawet sam Kanclerz stwierdził, że w porównaniu, teraz jest łatwiej. To co najgorsze - już przeżyli i niewiele ich już zdziwi, a niewolnictwo cały czas się rozwijało na światach, gdzie Republika nie miała wpływu.
       - Nic nie zjesz? - zapytała dalej wpatrzona w dokumenty.
       - W Świątyni zjem z Obi-Wanem i Ahsoką - odparł. - Młodej przyda się trening. Dość ciężki.
      - Mówisz tak trzy razy w tygodniu.* Czyli za każdym razem, kiedy idziesz do Świątyni na cały dzień - zauważyła Padme. Tym razem już patrzyła już na niego, a na jej twarzy malowało się rozbawienie.
       - Nie było mnie trzy lata, trzeba nadrobić. Trzy standardowe w jednym i idzie się uporać. Jeden z trzech jest aktualny, dwa pozostałe nadrabiające. Poza tym mi też jest ciężko - przyznał teatralnym tonem i z ręką na na piersi. - Muszę się przestawić na sale, a miałem otwartą przestrzeń na wojnach klonów. A zanim wrócę na front, to trochę minie.
       - Wiesz, że rutyna i tęsknota dłuży czas?
       Kiwnął głową.
      - Twój powrót ją przerwał. Niby trwamy w planie: dwa dni domu, trzy dni w Świątyni, dwa dni spośród tych trzech idą z tobą dzieci. Ale to i tak nic nie da. Te cztery miesiące miną tak szybko jak ten jeden.
       Usiadł obok niej.
       - Wrócę z każdej - obiecał i pocałował wierzch jej dłoni.
       Ich rozmowę przerwał dźwięk stłuczonego talerzyka. Luke i Leia stali nad częściami porcelany, popatrzyli na siebie, a potem odwrócili główki w stronę rodziców i na raz powiedzieli "Pseplasam". Anakin i Padme patrzyli na dzieci bez wyrazu. Nie widzieli w tym ani powodu do śmiechu, ani do złości. Nie żeby wychowywali ich bezstresowo. Po prostu Padme nauczyła ich słów "Proszę, przepraszam, dziękuję" w koniecznych sytuacji i byli świadomi swoich czynów. Za dyscyplinę był odpowiedzialny zakon. Posprzątanie zabawek, kubeczków po piciu, czy talerzyków; to zachowania, które każde dziecko ma wpajane przez rodziców. To, że raz im coś spadło przypadkiem, nie oznaczało kary czy złości, bo to bez sensu? Czy nauczy ich to czegoś? Jeszcze się zbuntują, sami zezłoszczą, a dzieci nie kontrolują emocji. W przypadku bliźniąt, wychowanie jakie zapewnili im rodzice jest po prostu najbezpieczniejsze.
      - Odejdźcie od tego, dobrze? - poprosił łagodnie. Uważajcie, żebyście nie nadepnęli na coś. Usiądźcie, a ja to porządnie posprzątam.
       - Chodźcie obok mnie - poleciła matka. Odłożyłą datapad na stolik i usadowiła ich na kanapie. - Jak to się stało, że talerzyk upadł? - zapytała.
       - Podbiegliśmy do niego - wytłumaczyła Leia.
       - Wzięliście szybko po toście, talerz uniósł pod ciężarem waszych rączek i upadł - dopowiedziała kobieta.
       Bliźnięta pokiwały głową, jak synchronizowane i dalej zajadały się śniadaniem.


       - Jeszcze raz - polecił Anakin. Oboje z Ahsoką byli zalani potem, a mimo to walczyli wręcz ze sobą. Anakin musiał rozdzielić swoje siły. Lewą ręką nokautował Ahsokę, a prawą po atakował, ale nie nie zamierzał bić swojej padawanki. Robił to tylko po to, żeby Ahsoka się wybroniła i nauczyła się walki z droidem. Oczywiście, nie wkładał w to jakoś dużo energii, bo mogłaby sobie rękę połamać lub wywołać taki ból, że kompletnie by się zdezorientowała. W wojnach klonów, kiedy żołnierz Republiki odważył się uderzyć pięścią droida Separańców, zawsze płacił za to życiem wyłącznie przez rozpraszający ból. Mimo że obecny konflikt nie zawierał droidów zaprogramowanych do walki, to Tano miała tym wzmocnić swoje siły. O, i jeszcze siłownia pod jego nieobecność. Wszystko bez użycia Mocy. Z bardzo prostego powodu - z Mocą wszystko stawało się silniejsze. Im sprawniejszy jesteś fizycznie - tym lepszy będziesz z pomocą Mocy.
       Ahsoka zaczynała opadać z sił, ale nie zamierzała się poddać. Pierwsze półtora godziny biegała. Trzy razy po dwadzieścia minut, dziesięć minut przerwy, po czym dwa razy to samo. Następnie zaczęły się ćwiczenia z mieczem. Po pięćdziesiąt na każdą rękę, z każdego stylu i każdej z siedmiu form. Ósmej nie. Zazwyczaj starano się jej nie uczyć padawanów. Z bardzo prostego powodu - była tak agresywna, że można łatwo stracić balans ze względu na czerpanie emocji w trakcie jej używania. Anakin bardzo rzadko jej używał, zwłaszcza, że znał po prostu podstawowe ruchy, a sam się potem dziwił, że jakoś wyszedł z tego cało. Obiecał sobie w trakcie wojny, że po zakończeniu jej, poprosi o naukę Windu. Jak widać - nie udało się. Przesiedział trzy lata w jakieś zatęchłej celi. Teraz stwierdził, że poczeka aż Ahsoka zostanie mianowana na Rycerza Jedi i razem wezmą nauki od Mistrza Windu.
       Ale czy faktycznie pozwoli jej odejść, Luminaro?**
________________________________________
*Według standardowego kalendarza galaktycznego - tydzień miał 5 dni, a rok 10 miesięcy + 3 dni świąteczne
**Jakby kto nie ogarnął, czemu pyta Luminary, to odsyłam do Serialu z 2008 roku, Wojny Klonów S2E06

NMBZW!

1 komentarz:

  1. Nie wiedziałam, że tyle dni ma kalendarz galaktyczny... Zauważyłam mały błąd: po pierwszej gwiazdce powtórzyłaś dwa razy 'juz' ale poza tym wszystko ok.
    Rozdział superowy!!! Kocham to! Anakin mógłby złamać rękę Ahsoce. Przecież tak go denerwuje ;)
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń