[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
Budynek i dom Jedi stanowił prawdziwą ostoję dla wielu z nich. Szczerze powiedziawszy, żaden nigdy nie powiedział, że nie tęskni za tym domem. Może nie mówił tego konkretnie dla jakieś osoby, ale na pewno przyznawał to sobie w myślach. Nawet Anakin, który uważał za swój dom - określenie swojego szczęścia i ostoi, niekoniecznie budynku - najpierw piaskowe mieszkanie - bo tak gdzie mieszkała jego mama, tam był jego dom - a potem apartament senator Amidali. Domem można nazwać tylko to miejsce, gdzie można czuć się szczęśliwym i kochanym. Bez względu na to, czy Jedi wyzbywali się przywiązania, to właśnie Świątynia stanowiła tę jedną miłość, mimo że nikt nie śmiał się nazywać tej rzeczy po imieniu. Dla nich, prawdziwym węzłem był spokój, oddanie oraz wszechobecna Moc. Bez względu na to, czy ktoś potajemnie - czy teraz już jawnie, bo celibat może nie został zniesiony, ale nie występuje nic takiego, jak łamanie prawa - uważa inny obiekt za swoje miejsce, do którego ZAWSZE może wrócić i ktoś zawsze na niego będzie czekać.
Wielu Jedi szeptało, niekoniecznie potajemnie, że wątpi w to, iż dzieci Skywalkera będą chciały się przenieść do Świątyni Jedi, gdzie ich miejsce. Przywiązanie do rodzica, które dziecko zdobywa w pierwszych dziesięciu latach swojego życia jest najważniejsze. To one decydują o tym, jakie relacje utworzone zostaną w przyszłości. Rozłąka naprawdę potrafi dać wiele, dlatego też dzieci, otoczone przez Padme i Anakina niezwykłą miłością już nawiązały nierozerwalną więź. Cała ta sytuacja zadziwiała wszystkich, bo dzieci znały swoje przeznaczenie i pomimo tak dużego przywiązania, które przez rozłąkę tylko zacznie rosnąć w siłę, bez żadnych przeszkód dołączyły do Zakonu Jedi.
Dwuosobowy klan bliźniąt przyciągał niezwykłą uwagę, a ich treningi zawsze obserwowały tłumy. Nigdy nie traktowano ich, jak wyjątek. Ćwiczono ich tak samo, jak resztę. Jedyne, co się różniło to to, że mieli indywidualne ćwiczenia ze swoimi Mistrzami i choć raz w tygodniu ze swoim ojcem. Anakin nigdy nie pchał się do trenowania młodego pokolenia, a nawet jeśli ze swoją padawanką utworzył więź mistrza i padawana, to jedynymi młodzikami, dla których zrobił podobny wyjątek, to jego pociechy. Wielu adeptów pragnęło, aby choć raz przeżyć doświadczenia męczącej sesji z samym Wybrańcem.
Pomimo pewnej normalności, do której wrócił zakon Jedi, pozostało wszystko to, czego nie można już usunąć - pamięć po wydarzeniach. Straty wynikające z toczonych dwóch wojen, zmiana kodeksu pod względem łagodnego traktowania miłości i związków, nowe program ćwiczeń ze względu na brak możliwości przewidzenia, kiedy dany konflikt się skończy. Poza tym, wszystko to, co się dzieje w życiu każdego, nawet w tle, ma wpływ na to, jacy się stajemy. Dlatego też, Świątynia Jedi zmienia się wraz z tym, jak zmieniają się Jedi i ich światopogląd. A pomimo tego, nadal wszyscy są sobie wzajemnie oddani i próbują uporać się ze wszystkim, co ich spotyka na drodze żywota.
Niektórzy kryją się ze swoimi zmianami, inni wywlekają je na zewnątrz, a reszta nie potrafi się ukryć i nie ma pojęcia czego chce od Mocy, co by ją uszczęśliwiło. Do trzeciej kategorii zaliczała się Ahsoka Tano, która sama w sobie potrafiła przyznać, że nie potrzebowała przyjaciół, bo to nic nie da. Skoro ona nie potrafiła sama się uporać ze swoimi problemami, to jak inni mogą jej pomóc? Jedynie, czego pragnęła to pewnej ucieczki, do bezpiecznego świata... zatracić się w kimś, w miłości z kimś. Zostawiła jedną osobę, lata temu, a mogła śmiało się związać i prawdopodobnie już wcześniej wydostać się z własnego więzienia utworzonego przez zupełnie zrujnowaną psychikę. Ale czy ma po prostu wpaść w jego ramiona? Jak gdyby nigdy nic? Czy wytłumaczenie tego wszystkiego utworzy jej ponownie drogę do jego serca? Ma idealną szansę, wrócił na Coruscant.
Z miłością jest tak, że to największa zmora, jaka może nas spotkać. Szczęście - cierpienie. Ucieczka - zguba. Bezpieczeństwo - zagrożenie. Raj - więzienie. Nie ma niczego innego, co mogłoby mieć tyle samo mocnych, jak i złych stron. Żadne inne zjawisko, nie uzupełnia się tak, jak to. Nie istnieje żadne uczucie, które z dnia na dzień coraz bardziej raniłoby nas w równym stopniu co uszczęśliwiało. Zaryzykowanie jest warte? Nie.
Znaczy tak...
Nie?
Znaczy... nie wiem. Problem w tym, że to uczucie może nas oraz nam zepsuć życie. To, co nas zmienia, to inni. I każdego, bez względu na to, czy go lubimy czy nienawidzimy - niestety kochamy, bo miłość jest wszędzie obecna. Dlatego Jedi i ich cały Zakon nie potrafi się odnaleźć. Zakon tworzą osoby żyjące i świadome, że niekiedy jeden krok, bardzo często z powodu miłości, może zaważyć tragicznie o czyimś losie.
____________________________________
Ruszam z masowym tworzeniem one-shotów i powrotem na Anidalę - konkretnym!
Proszę o komentarze, czy się cieszycie!
NMBZW!