niedziela, 21 października 2018

Rozdział 220


~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
       Wprawdzie, kwit jego życia trwał podczas wojen klonów. Teraz zastanawiał się, co było lepsze - ciągła walka z droidami, czy ten obiecany wcześniej względny spokój po zakończeniu wojny. Ile trwał? Parę godzin? Czuł się wtedy po prostu dziwnie. W takiej samej sytuacji znalazł się, gdy wygrał wyścig Boonta Eve Classic - coś mu podpowiadało, że nic już nie będzie po staremu, ale nigdy nie spodziewał się, że zostanie uwolniony. Miał nawet obawę, że Watto ich sprzeda, w końcu nie wierzył w jego wygraną. Spodziewał się, że straci ogromną sumę, co zostało potwierdzone, kiedy szukał matki. Inaczej by się nie zgodził, niewolnicy i ich ilość podnosiła statut.
       Wybuch wojen klonów nie był jakoś drastyczny i wcale zbyt wiele nie zmienił - Anakin zawsze twierdził, że życie Jedi jest bardzo ekscytujące; pełne przygód, misji na przeróżne planety. Aha, no na pewno. Z jednej strony, mały chłopiec zdawał sobie sprawy, że czeka go trening, ale za długo to trwało. Nie ukrywał, że po prostu się zawiódł, lecz jego czekanie przyniosło efekty. Szczerze powiedziawszy, jego pragnienia zaspokoiła wojna niż cichy trening. To, ile się tam nauczył, jak wiele się dowiedział... sam teoretyczny trening w porównaniu z tym, to nic. I choć przyznanie się do tego przed świadkami, to rzecz absurdalna, on w głębi duszy zawdzięczał wojnie klonom najlepsze lata swojego życia.
       Tej nocy przyśnił mu się zwyczajny sen.
       Nie.
     Jedi nie miewają takich snów. Wszystko ma swój sen i może zniszczyć czyjeś życie, jeśli jak najszybciej nie odkryje się jego znaczenia. Problem w tym, że Anakin nie miał bladego pojęcia co mógł zwiastować Palpatine ubrany w czarną szatę i stojący na mównicy w środku senatu. Nie mówił nic. Ten sen był krótkim urywkiem, jakby ktoś wyciął z życia pewną scenę. Dla niego trwało to chwilę, tak naprawdę pojawił się w jego umyśle na całego jego dziewięć godzin snu. Czy to mówiło, że Republikę zagładę? Albo oznaczało, że jego próby obalenia Republiki, to w jakimś stopniu jedyny spokój życia Skywalkera? A może... ponowne spotkanie? Odżył? Czy może Anakin... nie. To niemożliwe. Czemu po przez Palaptine'a Moc podsuwałaby informacje, że to koniec?
       To nie koniec.
       Obudził się zdziwiony, ale nie zalany potem, a powinien, jeżeli miałby to być pewien koszmar. On się tak nie czuł. Wydawało mu się, że po prostu zasmakował zwykłego snu, po raz pierwszy w życiu. W końcu nosił miano Wybrańca, jakiś wyjątek? Lub największa zgroza... ale na pewno nie czekała go śmierć! Zdecydowanie przesadzał.
       - W porządku? - zapytała Padme. - Od paru minut leżysz i nic nie mówisz.
       - Myślę - przyznał.
       - Nad czym?
      - Nad całym moim życiem. Jak przebiegało. Codziennie o nim rozmyślam i nadal nie dostałem odpowiedzi na swoje pytania - wyznał.
       - Czego próbujesz dowieść? - zdziwiła się.
       Zastanowił się chwilę nad tym, czy lepiej żeby poznała prawdę czy po prostu milczeć. Nie miał przed nią tajemnic, to ona go zawsze rozumiała, niekoniecznie potrafiła pomóc - to jasne, każdy ma swoje problemy, ale zawsze wysłuchiwała, wspierała i kochała go bez względu na wszystko.
       - Czy kiedykolwiek byłem spełniony. - Wybrał prawdę. Rzadko kiedy okazywał strach, po prostu mu niewolno i został nauczony, aby jak najszybciej go tłumić oraz zakryć innymi uczuciami, jak odwaga w idealnym stopniu, który nie doprowadzi go do zguby.
       - Nikt, kto trafił w wir tła codziennego życia, nie znajdzie odpowiedzi. Nie, kiedy wojna zaczyna się zaraz, gdy poprzednia dopiero co się skończyła. Nie odnajdziesz spokoju aż do końca tego konfliktu - stwierdziła.
       - Dlatego musimy wykonać tę misję. To jeden z tych ważniejszych kroków do końca.
       - Anankin... podczas wojen klonów byliśmy tak blisko schwytania Grievousa czy Dooku, a nadal nam się wymykał. Nie możemy nic zakładać, jeśli znowu Republice zacznie przeciekać przez palce każda dobra okazja. Nie żebym wątpiła, ale ciągłe powtarzanie, że to ważny cel, to nie wszystko.
       - Jestem tego świadomy - uspokoił ją mąż. Tylko że świadomość to jeszcze nie wszystko. Najpierw naprawdę trzeba dokonać rzeczy, które wszyscy od nich oczekiwali. Problem w tym, że nikt nie miał takich umiejętności by dowiedzieć się, co dokładnie, krok po kroku, sekunda po sekundzie, wydarzy się na danej misji. Wizje Mocy to nie wszystko. Anakin dziwił się jak mógł tak bardzo wierzyć w niezwykłość Jedi. Nie różnili się niczym od zwykłych istniejących istot. Po prostu mieli pewne umiejętności, dzięki którym mogli między innymi posługiwać się mieczem świetlnym i wyczuwać coś, czego inni nie potrafili. Ale czy to faktycznie czyni ich wszechmogącymi? Co tak naprawdę im to daje? Żyli w zamknięciu, odosobnieniu od innych i używali tego tylko w swoim kręgu.
       Prawda była taka, że stali ramię w ramię z resztą armii Republiki, byli takim samym mięsem armatnim. Udowodnili to na Arenie Petranaki podczas pierwszej bitwy w historii wojen klonów. Gdy przybyła armia klonów, droidy skupiały większą uwagę na żołnierzy w białych pancerzach, a wcześniej, z dwustu Jedi, przeżyła tylko garstka. W czym pomogła im Moc? Wszystko tyczyło się ilości, a miecz świetlnym, z którym mają jakieś połączenie, niewiele zdziała, nawet jeżeli statystyki wynosiły, iż na jednego Jedi przypadało tysiąc droidów bojowych separatystów.
       Jak dużą przeszkodą dla nich będą stanowić drzewa i roślinność planety Endor?
____________________________________
Heloł!
Kto ma już trzy jedynki?! To ja! Ale poprawię!

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz