~~Zygerria~~
[Endor]
- Wytropić mi te zakichane futrzaki, natychmiast! - nakazał Kabar. Był wściekły. Ewoki rozgromiły jego maszyny zwykłymi kamieniami. Co najlepsze, ukamienowali żołnierzy wywiadu, których Kabar wysłał. To jakiś chory żart. Przecież te małe futrzane dziwadła nie mogły go od tak pokonać! Na początku Kabarowi wydawało się to naprawdę proste, przecież te małe stworki nic nie mogły mu zrobić, a tu okazuje się, że bawią się w partyzantkę, w dodatku darami od natury. Z zwykłymi, drewnianymi dzidami ganiali dwóch agentów, a ci kretyni jeszcze uciekali w popłochu. Zastanawiał się, czy to jego wojsko jest tak niekompetentne, czy to te pasożyty wbrew pozorom są nad wyraz inteligentne.
Podrapał się paznokciem w brodę. Z jednej strony, jego poza była bardzo luźna - siedział zgarbiony, jedna ręka z opierała się na podłokietniku, a dłonią pocierał swą brodę. Jego prawa dłoń luźno zwisała, a łokciem znajdowała się na jego kolanie. Z drugiej strony, wódz strasznie się denerwował, ale nauczył się pokazywać tylko skrawek swoich uczuć. Jeśli mógł sobie na to pozwolić. To zależało od towarzystwa, w którym się znajdował lub jaki akurat mój humor mu dopisywał.
- Powiem ostatni raz. - Postanowił. - Lepiej mnie słuchajcie, matoły. Nie minie wiele czasu, zanim Republika nas tu wyśledzi i pomoże tym małym zwierzynom. Więc, albo się postaracie ich unieruchomić, abyśmy zyskali z tej planety jak najwięcej, albo pójdziecie na pożarcie za uniemożliwienie nam uruchomienia bazy. Ja nie mam zamiaru obrywać za waszą niesubordynacje! Rozumiecie?!
Wszyscy zebrani pokiwali twierdząco głową.
- Wątpię - odparł. - Mówiliście tak wiele razy wcześniej, a i tak robicie po swojemu. Banda bezmózgowców! - wrzasnął.
Musiał opracować coraz więcej planów. Kto wie ile mają tu wiosek. Mogła to być leśna odmiana Coruscant, a on nie miał zbyt wiele czasu na wytropienie osad. Musiał zasilić bazę już teraz. To jeden z lepszych miejsc w galaktyce. Zygerrianie budowali sieć, więc potrzebowali mało zaludnionej, wręcz nie do wykrycia, planety, która połączyłaby to wszystko w całość. Stamtąd można skupić swoje siły w drodze na Coruscant. Stolica Republiki zostałaby wręcz otoczona, a ich posiłki napotykałyby opór na każdej możliwej drodze, co spowodowałoby, że przeciwnicy Zygerrian ponieśliby klęskę w tym konflikcie.
- Doceńcie moje poświęcenie. Daję wam ostatnią szanse, którą najprawdopodobniej schrzanicie. Jesteście nieudacznikami. Nawet klony mają więcej rozumu od was! - Wyznał. Niestety, po raz kolejny ich oszukał. Problem w tym, że żołnierze Zygerrii żyli w przeświadczeniu, że klony są zaprogramowane niczym droidy. Nic bardziej mylnego. Od zawsze żołnierze Republiki mieli jakąś swoją własną wolę, pomimo że nikt im nie pozwalał na inne życie, bo zostali stworzeni do śmierci za ich Republikę. Nawet gdy fizycznie wyglądali i czuli się na trzydzieści lat, nadal byli tak samo sprawni jako podczas wojen klonów. Właśnie dlatego dowódcy armii Zygerrian okłamywali tak swoją piechotę - żeby nie bali się, że mogą przegrać. Łatwiej zniszczyć droida i jego myślenie niż żywą, choćby pozornie, wolną osobę.
- N-nie zawie-edziemy - odezwał się jeden z upokorzonych.
- Czyżby? - zapytał szyderczo Kabar. Naprawdę nie miał nadziei na jakąkolwiek poprawę z ich strony. Jeżeli się nie zmienią, Republika nadal będzie istnieć. Zygerria ma się stać potęgą, która budzi postrach wśród wszystkich. W wizji Zygerrian nie było miejsca na Republikę i ich zwierzątka obronne Jedi.
Już w krótce, wszystko się zmieni.
_______________________________________
Krótki, bo krótki. No sorrka. Ale! Za tydzień się to zmieni, nie mam pojęcia co mi się dzieje, w piątek i wczoraj napisałam jednego wieczoru po dwa rozdziały, dziś zaczęłam kolejny. Wena jak na razie dopisuje, więc pewnie powiecie "DAWAJ ONE-SHOTA". Wiem, że lubicie, ale nie zmuszę się, żeby pisać coś, na co nie mam weny. Mam parę zaczętych, ale mam też szkołę, więc skoro ten blog jest ważniejszy, to poświęcam mu najwięcej uwagi.
NMBZW!
Podrapał się paznokciem w brodę. Z jednej strony, jego poza była bardzo luźna - siedział zgarbiony, jedna ręka z opierała się na podłokietniku, a dłonią pocierał swą brodę. Jego prawa dłoń luźno zwisała, a łokciem znajdowała się na jego kolanie. Z drugiej strony, wódz strasznie się denerwował, ale nauczył się pokazywać tylko skrawek swoich uczuć. Jeśli mógł sobie na to pozwolić. To zależało od towarzystwa, w którym się znajdował lub jaki akurat mój humor mu dopisywał.
- Powiem ostatni raz. - Postanowił. - Lepiej mnie słuchajcie, matoły. Nie minie wiele czasu, zanim Republika nas tu wyśledzi i pomoże tym małym zwierzynom. Więc, albo się postaracie ich unieruchomić, abyśmy zyskali z tej planety jak najwięcej, albo pójdziecie na pożarcie za uniemożliwienie nam uruchomienia bazy. Ja nie mam zamiaru obrywać za waszą niesubordynacje! Rozumiecie?!
Wszyscy zebrani pokiwali twierdząco głową.
- Wątpię - odparł. - Mówiliście tak wiele razy wcześniej, a i tak robicie po swojemu. Banda bezmózgowców! - wrzasnął.
Musiał opracować coraz więcej planów. Kto wie ile mają tu wiosek. Mogła to być leśna odmiana Coruscant, a on nie miał zbyt wiele czasu na wytropienie osad. Musiał zasilić bazę już teraz. To jeden z lepszych miejsc w galaktyce. Zygerrianie budowali sieć, więc potrzebowali mało zaludnionej, wręcz nie do wykrycia, planety, która połączyłaby to wszystko w całość. Stamtąd można skupić swoje siły w drodze na Coruscant. Stolica Republiki zostałaby wręcz otoczona, a ich posiłki napotykałyby opór na każdej możliwej drodze, co spowodowałoby, że przeciwnicy Zygerrian ponieśliby klęskę w tym konflikcie.
- Doceńcie moje poświęcenie. Daję wam ostatnią szanse, którą najprawdopodobniej schrzanicie. Jesteście nieudacznikami. Nawet klony mają więcej rozumu od was! - Wyznał. Niestety, po raz kolejny ich oszukał. Problem w tym, że żołnierze Zygerrii żyli w przeświadczeniu, że klony są zaprogramowane niczym droidy. Nic bardziej mylnego. Od zawsze żołnierze Republiki mieli jakąś swoją własną wolę, pomimo że nikt im nie pozwalał na inne życie, bo zostali stworzeni do śmierci za ich Republikę. Nawet gdy fizycznie wyglądali i czuli się na trzydzieści lat, nadal byli tak samo sprawni jako podczas wojen klonów. Właśnie dlatego dowódcy armii Zygerrian okłamywali tak swoją piechotę - żeby nie bali się, że mogą przegrać. Łatwiej zniszczyć droida i jego myślenie niż żywą, choćby pozornie, wolną osobę.
- N-nie zawie-edziemy - odezwał się jeden z upokorzonych.
- Czyżby? - zapytał szyderczo Kabar. Naprawdę nie miał nadziei na jakąkolwiek poprawę z ich strony. Jeżeli się nie zmienią, Republika nadal będzie istnieć. Zygerria ma się stać potęgą, która budzi postrach wśród wszystkich. W wizji Zygerrian nie było miejsca na Republikę i ich zwierzątka obronne Jedi.
Już w krótce, wszystko się zmieni.
_______________________________________
Krótki, bo krótki. No sorrka. Ale! Za tydzień się to zmieni, nie mam pojęcia co mi się dzieje, w piątek i wczoraj napisałam jednego wieczoru po dwa rozdziały, dziś zaczęłam kolejny. Wena jak na razie dopisuje, więc pewnie powiecie "DAWAJ ONE-SHOTA". Wiem, że lubicie, ale nie zmuszę się, żeby pisać coś, na co nie mam weny. Mam parę zaczętych, ale mam też szkołę, więc skoro ten blog jest ważniejszy, to poświęcam mu najwięcej uwagi.
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz