środa, 20 lutego 2019

Rozdział 244


~~Leia Amidala Skywalker~~

[250 dzień piątego roku odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
       Nie mieli innego wyjścia, zostali skazani na takie życie, choć i mogli dziękować Mocy za lepsze życie, bo cały czas mogli spotykać się ze swoimi rodzicami, stały kontakt, nocowania w domu, wyznawanie miłości i opieka. Ktoś mógłby powiedzieć, że są zbyt przywiązane, ale wiedzieli jakie mają obowiązki i co musieli robić rodzice. Czy Leia i Luke tęsknili za nimi, gdy ci znajdowali się na misji? Bardzo, ale tak już było i nie mogli tego zmienić. Gdyby tworzyli normalną rodzinę, to ojciec wraz z matką chodzili by do pracy za marne pieniądze, a bliźnięta do szkoły.
       Ale praca nie budziła tak wielkiego ryzyka, jak walka na froncie za Republikę oraz idee, w które się wierzyło i chciało obronić.
     Leia i Luke od zawsze mieli wpojone na czym polega śmierć i wiedzieli na co piszą się ich rodzice działając w sprawie Republiki. Ponadto, rodzeństwo żyło w przekonaniu, że nigdy nie poznają ojca, ze względu na plan Zygerrii.
       - Ahsoka mnie unika - poskarżył się Luke.
       - Ma swoje sprawy, przecież nie może się nami wiecznie opiekować - zauważyła dziewczynka.
       Z drugiej strony, jej brat miał rację. Z Tano, działo się coś dziwnego tego dnia. Przeszła obok nich i nawet nie raczyła się przywitać, jakby ich chciała zauważyć lub żyła w zupełnie innym świecie. Ahsoka zawsze była skłonna do rozmowy z nimi i każdą jedną chwilę wykorzystywała, aby zagadnąć oraz poradzić cokolwiek. Fakt, zdarzyło jej się znikać, lecz tego dnia cały czas znajdowała się w Świątyni.
       Czyżby chodziło o zamach z poprzedniej nocy?
      Nie miała żadnej podstawy by się zamartwiać czy czuć się winną. Przecież nikt nie miał na to wpływu i nikt tego nie przewidział, nawet sama Rada, więc czemu miałaby się oskarżać o narażenie życia bliźniąt? Mimo tak młodego wieku miały świadomość, że ani tata ani mama nie będą jej z tego rozliczać, ani chować urazy. Padawanka starała się jak tylko mogła, stawała na rzęsach, aby wszystko szło zgodnie z danym planem i chroniła wszystkich w około. Mimo rozkazu - zawsze z własnej woli. Za każdym razem gdzieś tam w niej kryła się ochocza pomoc, a nawet próby wyręczania innych, aby nie musieli się przemęczać.
       Przykładna Jedi.
       Niezwykła osoba.
       Synonim do słowa empatia.
       Taka była Ahsoka.
       Leia nie widziała lepszego stanowiska na miejsce jej najbliższej cioci. Z drugiej strony żałowała, że Ahsoka nie została Rycerzem Jedi. Młoda Amidala pragnęła takiej mistrzyni jaką jest Ahsoka. Luminara nie jest zła, jak można by tak twierdzić? Potężna Mistrzyni, bardzo cierpliwa i zdecydowana, ale Leia w głębi duszy czuła się winna, że mirialanka musiała naginać zasady swojej rasy przestrzeganą od wieków. Unduli to tradycjonalistka, przywiązana do starych obyczajów na tle spokoju, bo Jedi nie brali udziału w żadnych konfliktów. Nie popierała wojen, zawsze wybierała spokój i racjonalne decyzje.
       Cudowna mentorka.
       Ale córka wybrańca zawsze wyczuwała dziwną niechęć. Znaczy... niechęć to zbyt mocne słowo, ale pewien żal i tęsknotę. Ahsoka mówiła Lei o Barriss Offee, przykładna padawanka, idealnie dobrana do Luminary, a mała Amidala? Miała charakterek po ojcu i niestety zbyt zakorzenione przywiązanie do członków rodziny, więc czuła się dość niewygodnie, zwłaszcza, że Luminara traktowała ją na dystans, bo Leia nie spełniała pewnych kryteriów.
       Mimo wszystko, wiedziała, że Unduli chce dla Lei jak najlepiej.
       - Może ma gorszy dzień? - powiedziała bratu.
       - Ten dzień jest dziwny. Leniwy.
       Miał rację.
       Nie czuli, że żyli. Tak, jakby po prostu trwali.
       Egzystencja.
       Wszystko to zmieniło się o zachodzie słońca.
       Przeszywający ból.
       Roztargane wszystkie umysły.
       Pustka.
       Wszechobecny krzyk wszystkich Jedi stacjonujących w świątyni.
       Wybuch emocji.
       Rozdarta psychika.
       Nicość.
       Zagubienie.
       Płacz.
       Zło.
       Ciemność.
       Pustka.
       Czy równowaga Mocy została zachwiana?
________________________________________
Hejka, naklejka! Praca wre, ale się nie poddaję!

NMBZW!

4 komentarze:

  1. *Peeks from the corner* Hey?
    No patrz, Oti, zostawiam Cię samopas na kilka lat a ty już rozdziałów nie sprawdzasz... Ech... Tęskniłam za tym :')
    Resztę rozdziałów nadrobię... Eeee... Kiedyś. Albo poproszę kogoś o streszczenie, bo jak Ahsokę kocham, nie pamiętam, kiedy urwałam blogi...
    Wow, widzę, że twój styl pisania się podniósł, jest lepiej, chociaż mam flashbacki do starych, krótkich rozdziałów, ale po co pchać na siłę 2k sów, jeśli to samo można opowiedzieć w 200 c;
    Ta końcówka jest taka... Enigmatyczna. Podoba mi się i jestem pewna, że padnę, zerknąć jak to się rozwinie <3
    NMBZT!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  2. Bum headschot!
    Ja nie posiadam się ze zdziwienia, że nadal ten blog istnieje i nadal jest tworzony :D w ogóle jak to poszło do przodu, jak ostatnio czytałem to był jeszcze etap Wojnoklonowania, a tu już Wojnodomowanie z Imperialnymi mendami. Także szacuneczek się należy za nieprzerwaną pracę kiwi od wielu wielu lat :D
    A jakby co to nie ma co się przejmować, Rządy Cienia umarły śmiercią trwałą i nieodwracalną, chociaż miło, że nadal widnieją wśród polecanych <3 :D tutaj nawet nie chodzi o to, że mi się nie chce, ja nadal tworzę ten świat, ale on jest cały czas płynny, wiele rzeczy się zmienia i to co już opublikowane jest totalnie nieaktualne :D
    Szardeczniasto pozdrawiam :D niech szmoc będzie z tobą Kiwi, królowo lajków :P
    Adaś ta pierdoła
    PostScriptum: kto umieścił przycisk "wyloguj się" w miejscu gdzie powinno być "publikuj"...

    OdpowiedzUsuń
  3. W ogóle ja tam wyżej napisałem "headschot" przez "sch" tak po niemiecku dziko, teraz patrzę, że mi się taka germanizacja polski jak za zaborów wtrąciła XD

    OdpowiedzUsuń