piątek, 23 maja 2014
Rozdział 63
~~Anakin~~
Był szczęśliwy. Czuł, że dąży do pełni szczęścia. Tyle uczuć tłumiło się w nim w związku z nowiną, którą usłyszał od żony. Może i nie miał pełnej rodziny, ale się uzupełnia. Zapełni się tak, że będzie ponownie szczęśliwy, chociaż wolałby, aby matka nadal żyła i zobaczyła, jak teraz wygląda jego życie. Jak jest wolny. Tak wolny jak ona. Bez pana. Po prostu normalne, wolne, szczęśliwe życie, jak zawsze marzyli.
Pierwszą noc od powrotu na Coruscant, po długich pięciu miesiącach spędził u Padme. Po raz pierwszy po tak długim czasie spał spokojnie. W ostatnim czasie nie spał zbyt dużo, a na pewno nie tak jak tej nocy. Zawsze tylko drzemki, które trwały maksimum trzy godziny. Nie więcej. Rzadziej sypiał, kiedy Ahsoki już nimi nie było. Obi-Wan odzwyczaił się proponowania mu snu, ale Ahsoka nie. Niekiedy miała rację, ale niekiedy uważał, że to niepotrzebne. Brakowało mu jej...
Wszedł do centrum komunikacyjnego. Panował tam półmrok i cisza, która była przerywana paroma słowami Mistrzów. Od poprzedniego dnia, od zachodu słońca na Coruscant, nikt nie widział w Świątyni młodego Skywalkera. Łącznie z młodym Jedi było tam sześciu Mistrzów.
-Dobrze, że jesteś.-powiedział Windu.
-O co chodzi?-spytał. Sekundę później przyszedł sygnał. Obi-Wan wcisnął odpowiedni guzik, a chwilę później pojawił się hologram Mistrzyni Imy Tero. Atrakcyjna Zeltorianka miała poważny wyraz twarzy.
-Dzień dobry. Chciałabym powiadomić, że w czasie Bitwy o Coruscant, zaatakowano Yavin.-powiedziała Ima.
-Separatyści?-spytał Saesse Tiin.
-Nie. Zygerria.-odpowiedziała Tero.
-Jak to Zygerria?-zdziwił się Fisto.
-Nie wiem. Mamy dwie ofiary. Sześciu rannych w tym Padawanka Orgeen.-powiadomiła.
-A co z Ahsoką?-spytał zaniepokojony Anakin.
-To co ona zrobiła... jest niesamowite.-stwierdziła Tero.-To poświęcenie... w dodatku przeżycie tego.... to jest nie prawdopodobne.
-To znaczy?-spytał Mistrz wspomnianej Jedi.
-Zdetonowała nieaktywną bombę na czołgu. W ostatniej chwili odskoczyła, ale to i tak nic nie dało. Jest poraniona i ma złamane niektóre kości, ale żyje. Sama doszła do sal i jeszcze długo nie spała. To wielki skarb dla Zakonu.-odpowiedziała Ima.
-Wielki.-zgodził się Anakin.
Nie przysłuchiwał się już dłużej raportów. Usiadł i zaczął myśleć o Ahsoce. Nie mógł uwierzyć, że takie coś zrobiła. Ryzykowała życie. Od takiej detonacji mogła zginąć, a tym czasem poświęciła poświęciła się dla wielu Jedi. Ahsoko... jestem z Ciebie dumny siostrzyczko.-zwrócił się do niej w myślach. Zaczynał żałować, że tak ją traktował na początku, ale nie było to aż takie złe. Kłótnie, które zaszyły mu się w pamięci były wspaniałymi wspomnieniami. Dobrze było się z nią podroczyć, ale nie było to teraz ważne. Nie było ważne, że dała mu tak idiotyczne przezwisko na początku. Zaczął przeklinać siebie za to, jak ją nie chciał na początku. Po raz kolejny powtórzył w myślach zdanie, który wypowiedział do Padawanki, kiedy miała wrócić na Coruscant. "To nie Tobie powinni zazdrościć Mnie, tylko Mi Ciebie."
Nie wiedział nawet kiedy ta cała narada się skończyła. Po prostu Obi-Wan położył mu rękę na ramieniu i wyszli.
-Co myślisz, o Ahsoce-spytał Kenobi byłego padawana.
-Jestem z niej dumny.-odparł.
-Żałuję nie jest moim uczniem.-Obi-Wan wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
-Cóż. Przykro mi, ale to nie oznacza, że nie jestem Ci wdzięczny.
Nastąpiła długa cisza. Anakin wrócił myślami do Padme i do ich nie narodzonego dziecka. Cieszył się, mimo wszystko. Nie było dla niego ważne czy ich odkryją. Ważne dla niego było, by byli szczęśliwi. Cała trójka i żeby Ahsoka wróciła cała i zdrowa.
~~Ahsoka~~
Z zamkniętymi powiekami syknęła z bólu. Czuła jakby wbijano jej w ciało grube, ostre rzeczy. Ręce i nogi ją bolały. Nie wiedziała czy jest jakaś część jej ciała, która w ogóle nie boli. Zamiast ciemnej, mrocznej pustki, którą widziała cały czas, zobaczyła wirujący świat. W wielu miejscach poczuła ból. Wspomnienie jak spadła z górki tuż po zdetonowaniu bomby. Były tam wysypane ostre kamienie, a szary piach sprawił, że wszystko ją gryzło.
Otworzyła oczy i zaczęła się podnosić do pozycji siedzącej.
-Soka nie-zaprotestował dziewczęcy głos. Obok pryczy, na której spoczywała togrutanka siedziała jej przyjaciółka. Po jej twarzy było widać, że jest zmęczona. Jedną z dłoni miała położoną na łóżku obok przyjaciółki. Nadgarstek był zabandażowany i doskonale opatrzony.
-W porządku?-spytała Ahsoka.
-Tak, ale nie martw się o mnie. Twój stan jest ważniejszy.-odpowiedziała Atari uśmiechając się łagodnie, po czym pomogła siostrze ponownie się położyć.
-Nie prawda.
-Prawda. Ahsoka. Zygerria wysłała duże wojsko i je odpieraliśmy długo, a skończyło się tylko dlatego, że ty o to zadbałaś najbardziej. Statki, które były na orbicie odleciały. Nie wiadomo dlaczego akurat oni zaatakowali, ale ty najbardziej przyczyniłaś się do zwycięstwa. Wszyscy Jedi już wiedzą.
-A co z Coruscant?
-Wygraliśmy. Anakin jest już i też się dowiedział pewnie. Zazdroszczę mu padawanki.
-Nie przesadzaj.
-Nie przesadzam!-roześmiała się.-Jak wyzdrowiejesz wracamy do domu.
-Teraz nawet możemy.
-Nie teraz. Ahsoko nie jesteś na siłach. Pewnie za dwa dni będziesz, może już za tydzień wrócimy. Po za tym musimy być obie pod okiem uzdrowiciela.-Orgeen posmutniała na twarzy.
-Co jest?
-Nigdy jeszcze nie czułam tak wielkiego bólu, jak wtedy kiedy nóż trafił w żyłę. Gdy mnie tu przyniesiono dopiero wtedy wyciągnęli mi nóż. Mogłam zginąć, a tym czasem żyje i nadal czuję ten wielki ból. Wszystko jest prawie w porządku, lecz nadal strasznie boli. Tyle krwi...
-Chyba Wysy Cię zaraziła. Jesteś prawie niezniszczalna!-stwierdziła z rozbawieniem Ahsoka.
-To co ona ma to talent, który wręcz każdy chciałby posiadać.
-Jest jedyną osobą, która ze mną porozmawiała normalnie. Nie dlatego, że jestem padawanką Anakina Skywalkera, lub mnie przezywać... jest inna niż wszyscy...
W tej samej chwili do sali weszła jedna z trzech Uzdrowicielek Jedi, które przebywały na Yavin i opiekowały się dwoma przyjaciółkami.
-Widzę, że ktoś się obudził.-stwierdziła z uśmiechem Quarreńska Mistrzyni.-Atari jeżeli chcesz tak dalej się upierać, to przynajmniej będziesz musiała brać leki, które Ci zalecę.-Dathomirianka kiwnęła głową na znak, że się zgadza.-Jak się czujesz Ahsoko?
-Dobrze, ale wszystko mnie boli.-odpowiedziała siedemnastolatka.
-Już niedługo nie będzie Cię boleć. Już jutro ból będzie ustępować pomału.-powiadomiła Mistrzyni.-Podam Ci jakieś leki.
Dopiero co się obudziła i już miała dość. Najchętniej zasnęłaby i poczekałaby w śnie na moment, kiedy wrócą do domu. Kiedy wróci na wolne Coruscant. Chciałaby zobaczyć znowu swojego Mistrza. Spojrzeć mu w oczy i ewentualnie znowu popyskować, złamać zakaz... Tak wiele chciała, ale szybko tego mieć nie mogła. Większość z tego co jej się marzy, nigdy nie będzie.
____________________________________
Tak wiem. Wszystko pierniczę ;-; W sumie od samego początku to szajs jest i tyle ;-; Przepraszam, że musicie czytać to coś, co nie równa się z waszymi. Wybaczcie ;-;
Wybaczcie mi za różne błędy. Wiem, że was zawiodłam i tym razem ;u;
Mam nadzieję, że głosy na ankiecie będą szczere ;)
Dedyk dla tych, którzy czują, że są dla mnie wszelką podporą i radą ;) (Parę osób jest :P)
DZIĘKUJĘ WICE ZA NOWY SZABLON :* Muszę Ci coś kupić w podzięce :)
NMBZW!
piątek, 16 maja 2014
Rozdział 62
~~Anidala~~
W sumie, ratowanie Obi-Wana nie jest aż tak złe, i było tak i tym razem. Tyle, że tym razem było trochę ciężej. Ponownie ramię, w ramię zmierzyli się z Dooku, podobnie jak trzy lata wcześniej, gdy oficjalnie wybuchła wojna, której się spodziewano. Ale pojedynek na Niewidzialnej Ręce był zupełnie inny. Zamiast okaleczonego Wybrańca oraz jego rannego mentora, było martwe ciało Sitha. Jego śmierć nastała tylko dlatego, że Kanclerz namówił do tego Skywalkera. Kazał mu zabić nie uzbrojonego i stwierdził to, jako wyrównanie rachunków, a tego też nie wolno im robić. Lecz dla Anakina najważniejsze było, że już po wszystkim. Że po pięciu, ciągnących się do nieskończoności miesięcy wraca na Coruscant. A co najważniejsze; wraca do żony. Do Padme. Nareszcie wraca, po dziesiątym ratunku swojego przyjaciela, mimo że dla Kenobiego przygoda na Cato Neimoidii się nie liczy, ale dla młodszego to się liczyło. Wszystkie ratunki Obi-Wana się dla niego liczą. Nie ma, że nie.
Szedł ku holu Senatu za tłumem senatorów, którzy otaczali Kanclerza i na myśl przyszło mu, co się dzieje z Ahsoką. Czy wróciła i walczyła o dom, czy nadal tam jest? O dziwo nie umiał tego wysondować. Był zmęczony i czuł, jakby Moc przed czymś go ostrzegała, ale nie wiedział dlaczego. Jego myśli i oczy powędrowały by odszukać Padme, ale nie widział jej nigdzie. Zamiast ją zobaczyć, podszedł do niego Senator Organa. Rozmawiali o tym, dużym zwycięstwie i ucieczce Grievousa. Jedi usłyszał coś, o tym, że Senator Alderaanu będzie robił, co tylko będzie mógł, ale nie przysłuchiwał się dokładnie temu. W ciemności holu, niedaleko jednej z kolumn, stała sylwetka młodej, pięknej kobiety. Widział ją, ale nikt nie umiałby tego zobaczyć.
-Przepraszam.-odezwał się w pewnym momencie.
-Oczywiście.-odpowiedział Organa, a Skywalker odszedł parę kroków ku żonie.
Nie pamiętał kiedy ostatnio trzymał ją w ramionach. Zapomniał już jak kojąca jest jej bliskość. Jak uspokaja. Te pięć miesięcy były tak długie, że sprawiły iż zapomniał o tym wszystkim. Prócz jej wyglądu w w głowie, nie miał nic co by o niej mu przypominało. Wiedział, że dla niej walczył, ale wszystkie te chwile z każdym dniem szły daleko w niepamięć, czego bardzo nie chciał. Jest jedną z trzech osób, która mu została po matce, a tym czasem na bitwach o niej niestety zapominał. O Ahsoce trochę mniej, ale martwił się o nią. Martwił się czy daje sobie radę. Czy ją spotka szybko, czy będzie musiał czekać.
-Żyjesz.-odezwała się wreszcie. Na dźwięk jej głosu, poczuł w sercu ciepło. Wreszcie usłyszał jak do niego przemawia. Nareszcie, ponownie mógł usłyszeć jej, spokojne bicie serca.
-Tak.-odpowiedział spokojnie czując pełną ulgę, ale zaraz poczuł, że coś jest nie tak.-W porządku?-spytał biorąc delikatnie w dłonie twarz Padme. Nie wiedziała nawet jak mu to wyznać. Była szczęśliwa, lecz nie mogła wiedzieć czy to wyznanie zabrzmi tak bardzo szczęśliwie, jak teraz się czuła.
-Annie...ja jestem w ciąży.
~~Ahsoka~~
Nikt prócz dwóch padawanek, które większość swojego życia spędziły razem, nie znał się na walce na wojnie i w ogóle okropnych bitwach. Teraz kilkunastu Jedi przyszło dziewczynom na pomoc i pomagali im najlepiej, jak tylko byli w stanie. Ale dla tych dwóch było to ważne. W końcu; lepsza taka pomoc, niż nic.
Jeden... drugi... trzeci... i dość dużo Zygerrian umarło, ale nie obeszło się bez rannych i martwych w szeregach Republiki.
-Potrzebne nam wsparcie, ale nie mamy łączności.-W tle wypowiedzi Orgeen, było słychać brzęki miecza świetlnego i strzały z broni wroga.
-Spróbuję coś zrobić.-powiedziała Tano i zostawiła Dathomiriankę samą z innym.
Pobiegła schować się za jedno z drzew, po czym wyłączyła miecze. Chwyciła za swój komunikator i zaczęła w nim przebierać w kabelkach. Próbowała użyć jedną ze sztuczek, których nauczył ją jej Mistrz, by jakoś skontaktować się z kimś i przysłać jedną z Republikańskich flot. Mimo że walczyła by wygrać, czuła, że się im to raczej nie uda. Było ich kilkunastu, a żołnierzy Zygerrian było o wiele więcej. I tak już są ranni i jeden martwy Jedi, no i kolejny pół żywy, którego zabrali aby spróbować go uratować, a reszta nadal walczyła i się nie poddawała. Nikt nie wiedział dlaczego zaatakowano tą planetę i dlaczego akurat oni. Owszem. Spodziewano się ataku, ale ze strony Separatystów, bo Dooku mógł rozkazać atak na tę cenną Enklawę Jedi tak samo, jak na Świątynię Kryształów na Ilum.
Złapała mały zasięg; ale wiedziała, że dojdzie to, do któregoś z krążowników i przyjdzie pomoc. Stwierdziła, że raczej na Coruscant jest wystarczająco sił i mogą wziąć jedną, ale Coruscant to najważniejsza planeta ze wszystkich. Jest stolicą Republiki. Jest tam wiele ras, które muszę się teraz pewnie ukrywać.
-Potrzebujemy pomocy!-Informacja była krótka, ale wyraźna. Dziewczyna miała nadzieję, że ktoś im pomorze.
Usłyszała znajomy głos i zerwała się ze swojego drzewa nie zbaczając na to, gdzie rzuciła komlink. Pobiegła do przyjaciółki, robiąc uniki przed nadciągającymi pociskami. Znalazła Orgeen obok zarośli, leżącą z wbitym nożem w lewą rękę, a dokładniej w żyłę.
-Ati.-powiedziała zmartwiona Ahsoka, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. To nie jest bezpieczne. To nie jest prawda! To musi być sen!-krzyczała w myśli, ale na głos powiedziała:
-Trzymaj się.-Po tych słowach spojrzała w lewą stronę. Młody, twi'leński padawan biegł w jej stronę, by zanieść ją do sal uzdrawiania.-Wybacz, że odeszłam zamiast Ci pomóc. Zawiodłam Cię.
-Nie prawda Soka. Niech Moc będzie z Tobą.-powiedziała Dathomirianka i zabrano ja z "pola bitwy".
Padawanka Wybrańca w stała i pobiegła na przody i od razu zabiła jednego Zygerriana. Myślała, że skoro raz zawiodła Ati, to nie może jej zawieść kolejny raz, mszcząc się za nią. To nie jest dozwolone dla Jedi i Atari przestrzega tej zasady mimo, że większość łamie i jest jaka jest. Ahsoka podobnie przestrzega tą zasadę, ale teraz, w tym momencie taki zapał do walki, może wyglądać jak zapał przez zemstę, czego ona w ogóle nie czuła. Nie czuła i nie zamierzała się mścić. Zabijała bo musiała, nie wiedząc czego tak naprawdę chcą. To nie są Separatyści, ale mogli współpracować jak w ataku na Kiros, który i tak wygrała Republika. Może i długo to trwało, ale wygrali.
Zabijała na wszystkie sposoby. Odbijając strzały, pozbawiając głowy, wbijając miecz w pierś. Nagle zaczęła dokładniej rozumieć, o co chodzi innym z tym, że Jedi nie powinni walczyć na wojnie. Myśl jak szybko przyszła jej do głowy, tak odleciała, gdzieś daleko. Teraz musiała walczyć o życie Jedi. Nie bardzo obchodziło ją własne.
Wzbiła się w górę i pozbawiła trzech żołnierzy głów. Następnych atakowała od tyłu, by reszta mogła lepiej atakować, ale uważała też na swoje tyły. Działała na dwa fronty, puki nie zabiła tych na samych przodzie. Posuwała się dalej zabijając. Nie dała się. Zdziwiło ją, że reszta się nie rusza, ale po chwili zrozumiała o co im chodzi. Zygerria miała o wiele lepsze "zabawki" niż Separańcy, w tym czołgi. Jej ostatnim ratunkiem, była improwizacja.
Zabiła następnego Zygerriana, próbując sobie utorować drogę do czołgu. Nie wiedziała co tak dokładnie chce zrobić, jak tam dotrze. Zdała się po prostu na Moc i podążała w stronę maszyny, która miała posłużyć jej w zwycięstwie o Yavin. Zabiła jeszcze jednego i wskoczyła na pojazd.(For Wika: Wzięła karnister z benzyną i zaczęła ją wylewać, po czym Mocą ochlapała Zygerrian. Ahsoka odeszła parę kroków dalej wyłączając miecze. Wyciągnęła zapalniczkę i jednego papierosa, po czym go zaświeciła i zaczęła palić. Raz. Dwa. Trzy. Cztery i wyrzuciła w bęzyne, po czym płomienie stawały się większe. Togrutanka patrzyła na zaczynające się palić ciała i poczuła, że zwyciężyła. Masz XD) Wyłączyła shoto i popatrzyła się w stronę Jedi. Jeden wyczuł jej zamiary i rzucił w jej stronę minę, używając Mocy. Złapała ją bez problemu i weszła do środka. Żołnierz czekał już na nią, trzymając w dłoni nóż. Zaczął ją atakować, ale ona się bez problemu. W pewnym momencie się zdezorientowała i nie zablokowała ciosu dobrze, przez co została zraniona w ramię. Sycząc z bólu, złapała przeciwnika za nadgarstek i dokładnie zaginając rękę, chwyciła go zaszyje i przy użyciu Mocy sprawiła, że był nie przytomny. Nauczyła ją tego Barriss i teraz po raz pierwszy tak zrobiła. Mogła przyznać, że dobrze jej to wyszło, ale nie było teraz czasu na cieszenie się tym wyczynem. Otworzyła ponownie klapę i nacisnęła guzik miny. Nie włączyła się. Stang!, krzyknęła w myślach i wypuściła minę z rąk, po czym zasiadła za sterami, aby zniszczyć dwa czołgi, pomiędzy którymi była. Wcisnęła spust i nic nie stało. Zobaczyła, że brakuje pocisku.
-Świetnie! Wszystko musi się walić, kiedy ja chcę coś wreszcie pożytecznego osiągnąć!-krzyknęła zdenerwowana i zrozpaczona Tano. Postanowiła pogrzebać w bombie, ale jeżeli zrobi, grozi jej śmierć. Nie sądziła, że uda jej się ustawić wybuch tak, by miała parę chwil na wyjście.
Wzięła bombę w ręce i zaczęła w niej coś grzebać. Uważała, by nic nie pomylić. Starała zamaskować podenerwowanie przez spokój, którego Moc jej nie podsyła. Już drugi raz musi poświęcić życie w czołgu, ale tym razem jest sama i ma małe szanse na przeżycie, jeżeli uda jej się naprawić broń.
Myślała, że naprawienie miny zajmie jej o wiele dłużej, ale nie. Został ostatni ruch, by ją zasilić, więc wyskoczyła na zewnątrz. Nie przyglądała się zbytnio walce, ale widać było, że działania Ahsoki były raczej jedyną szansą na wygraną. Popatrzyła się w bok. Lufa drugiego czołgu kierowała się w jej stronę. Drugi czołg to samo. Poczekała, aż będą skierowane pod odpowiednim kątem do niej. Mimo że była raczej zadowolona ze swojego planu, nie sądziła, że uda jej się uciec nawet po wyjściu na górę. Nie czekała tylko na wygraną. Ona wręcz odliczała sekundy do śmierci, która ma zakończyć jej życie, które raczej mimo wszystkich złych rzeczy, było wspaniałe i szczęśliwe, chociaż nie ukrywała, że chciałaby sobie jeszcze trochę pożyć.
Oba czołgi skierowały lufy w tym samym czasie i pod tym samym kątem, w stronę padawanki. Przełożyła ostatni kabel i rzuciła go w głąb czołgu, na którym stała, a po chwili nastąpił wybuch. Wszystko to, działo się bardzo błyskawicznie. Dwa czołgi zostały odrzucone, a kawałki zniszczonego wleciały do ich luf, aż w głąb maszyny, po czym nastąpiły kolejne wybuchy. Jedi schowali się w ostatniej chwili. Większość Zygerrian już nie żyła, ale byli tacy co przeżyli. Dokładnie pięciu Uszli z życiem i uznali to za szczęście. Byli poparzeni na większości częściach ciała. Nawet na twarzy. Niestety dwóch z nich, byli bardzo mocno poranieni. Tracili obraz przed oczami. Tracili poczucie bycia częścią tej galaktyki. Czuli jakby miało coś się chwilę później z nimi stać. Coś nowego. Coś innego. Coś czego nigdy w życiu nie czuli. Było to dziwne dla nich, ale nie mogli zgadnąć co się z nimi dzieje. Dla nich nie było już sensu życia. Nie wiedzieli dlaczego już im się nic nie chce. Było to jeszcze bardziej dziwne zjawisko. Nie chciało im się i wręcz nie mogli nic zrobić. Nawet ruszyć. Czuli jak ich ciało drętwiało. Raz, po raz każda kość, nerw... Nie wiedzieli, że tak na prawdę ich przygoda w świecie żywych, już się kończy. Umierali.
Czekano siedem minut, aż się wszystko uspokoi. Ze zniszczonych machin leciał wysoki, rzadki, czarny dym, który krztusił i drapał okropnie w gardło. Jedi zabrali martwych Zygerrian, a żywych wzięli do sal, by później ich przesłać. Jednego stan było ciężki, ale było większe prawdopodobieństwo, że przeżyje. Trochę się nimi przejmowano, ale niestety nikt nie pomyślał, gdzie jest Ahsoka Tano. Nikt nie zauważył ją na czołgu podczas walki. Nikt nie widział co robiła. Ostatni raz mieli ją przed oczyma, kiedy ucierpiała jej przyjaciółka i zabierano ją z pola bitwy. Później już jej nie widzieli i nie słyszeli. Jakby zniknęła, mimo że była cały czas na widoku.
W pewnym momencie przyszedł Twi'lek, który zabrał ranną Atari.
-Gdzie Padawanka Tano?-spytał krążąc wzrokiem, próbując ją znaleźć.
-Nie widziałam jej odkąd zabrałeś Atari.-powiedziała pewna Jedi, a reszta powiedziała to samo.-Ale żyje. Czuję to.-dodała.
-Ja także.-przytaknął jej Twi'lek.
-Jest!-powiedziała selkathcka dziewczyna.
Za zniszczonymi czołgami była droga, która prowadziła w dół, gdzie był mały staw. Tą samą drogą wchodziła Padawanka Wybrańca, która była brudna, posiniaczona i ledwo się trzymała na nogach, lecz spojrzenie miała twarde. Nie przejmowała się, że czuje się źle i cudem wyszła z tego cało. Nie przejmowała się niczym. Po prostu czuła, jakby nic takiego wielkiego się nie stało, chociaż dla innych nie było to normalne.
________________________________________
Soundtrack z Niezgodnej daje wenę :3 Faari... Beating Heart! xD
Anidala for Iga i Wika. Moja krzywa morda czeka na lanie ;)
Patataj najlepszego, całość dla Ciebie. Wybacz za tą żyłę xD Seteczki :* ♥
NMBZW!
piątek, 9 maja 2014
Podrozdział 62 (przeskok)
Trzy miesiące, to bardzo dużo czasu. Przez ten cały czas Padawan Jedi - Ahsoka Tano spędziła na planecie Yavin, a dokładniej w Enklawie Jedi, która się tam mieściła. Jej przyjaciółka Atari Orgeen - która jest przyszywaną kuzynką żony Mistrza Ahsoki (tak musiałam xD) - znała bardzo dobrze to miejsce. Można powiedzieć, że nawet lepiej niż samą Świątynie. Nie zapomniała korytarzy własnego domu, choć tak bardzo tam nie była.
Wracając do tematu... Ati oprowadziła przyjaciółkę, wytłumaczyła co i jak, po czym miały wolne, a na drugi dzień zaczęła się praca oraz nauka i tak było przez cały dzień, lecz nie można tego, aż tak ująć...
W tym samym czasie jej Mistrz Anakin Skywalker i jej nie doszły Mistrz Obi-Wan Kenobi, przeżyli jeszcze bardzo dużo bitew, w tym ostatnia była na Cato Nemodii. (tutaj mowa o wydarzeniach, które działy się w książce "Labirynt Zła", gdzie są przedstawione wydarzenia tuż przed wydarzeniami w "Zemsta Sithów". W skrócie "Labirynt Zła" jest w stępem do "Zemsta Sithów" i polecam wam książkę ^-^) Ostatecznym powrotem do domu była bitwa o Coruscant, gdzie został porwany Kanclerz Palpatine, przez Generała Grievousa. Całą bitwę, każdy z was zna, ale w filmie nie było pokazanej Ahsoki, bo jej tam w ogóle nie było, ale tutaj jest. Tak więc zapraszam, na to krótkie opowiadanie, które pokazuje sytuację Tano, kiedy była na Yavinie podczas trwania Bitwy o jej dom...
~~~~~
W pomieszczeniu było ciemno, a rozświetlało je niebieskie, hologramowe światło, które padało na ściany. Hologramem była postać nautalańskiego Mistrza Jedi- Kita Fisto. Jego zazwyczaj wesoła twarz, była wręcz przerażona.
-Wyślijcie sygnały jak najszybciej. Do puki jeszcze będziemy mogli się kontaktować, to tak zrobimy i przekażemy nowe informacje, a na razie prosimy, o taką pomoc. Skywalker i Kenobi są już w drodze, ale to i tak niewiele da.-powiedział.
-Oczywiście-powiedziała Mistrzyni Ima Tero.
-Ja mogę polecieć!-wyrwała się Tano.
-Nie Ahsoko. Zostań tam, gdzie jesteś.-poprosił nautolanin
-Ale Anakin...-zaczęła togrutanka.
-Nie. Na pewno chciałby, abyś została tam gdzie jesteś, niż ryzykowała życie na tak wielkiej bitwie.-przerwał jej szybko, acz łagodnie Fisto.
-To mój dom. Mam prawo, o niego zawalczyć!
-Nawet Ci najbardziej doświadczeni padawani są schowani wraz z Adeptami. Zostań tam gdzie jesteś.
-Nie mogę zostawić tak Anakina! Muszę mu pomóc!
-Niech Moc będzie z Tobą.-powiedział miło i zniknął.
-Ja nie mogę tu zostać, jeżeli tam się dzieją takie rzeczy!-krzyknęła siedemnastolatka.
-Soka...-zaczęła Atari.-...wiem, że gdzieś tam jest Mistrzyni Bultar i choćbym chciała jej pomóc tak, jak ty Anakinow, to nie mogę. Musimy tu zostać, chociaż też tego nie chcę. Chciałabym tam być.
-Wiem Ati. Ale ja nie mogę tu tak siedzieć bezczynnie.-odpowiedziała jej przyjaciółka.
Chociaż cały czas szarpały ją nerwy i troska o braci, została tam gdzie jest. Niestety nie odzywała się do Atari, a dathomirianka do niej. Wiedziały, że jeżeli się do siebie odezwą, to mogą w każdej chwili wybuchnąć. Obie były wnerwione, chociaż Orgeen to bardzo dobrze maskowała, czego nie robiła na pewno Ahsoka. Padawanka Wybrańca, która chodziła wciąż z naburmuszoną miną i wyglądała jakby miała kogoś zaraz zabić, co niezbyt jej służyło.
Po kilku godzinach znowu spotkały się w pół ponurym pomieszczeniu do komunikacji. Próbowano skontaktować się Coruscant, ale wszystko na marne. Przez dwadzieścia standardowych minut próbowano, połączyć się ze Świątynią lub z Senatem i nadal nic, aż wreszcie się udało. Lecz nie tak jak każdy chciał. Gdy tylko przed nimi pojawił się hologramowa postać Mistrza Kolara, od razu zgasł. Wyglądało to, jakby Separatyści odkryli, że Jedi kontaktują się urządzeniem, na które nie zadziałało przerwanie łączności przez Separańców, ale prawda była inna i odgadła ją właśnie Ahsoka. To nie na Coruscant im przerwano, tylko właśnie na Yavin. Wszyscy byli zdziwieni prócz Tano.
-Pewnie już wiedzą.-stwierdziła zaniepokojona Tero.
-To nie u nich. To tutaj.-powiedziała togrutanka.
-Jak to?-zdziwiła się Ima. Po chwili usłyszeli głośny alarm.
-Dajcie to nam załatwić. Wiemy jaka jest wojna, więc damy sobie radę.-powiedziała Atari. Mistrzyni kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
-Chodź!-poleciła Posłanka Najwyższej Rady Jedi przyjaciółce i pobiegły w stronę wejścia. Na korytarzach mijano dużo Jedi i musiały ich jak najszybciej ominąć. Nie miały przy sobie żołnierzy-klonów, ani żadnych Jedi, którzy chociaż raz byli na jakieś bitwie i walczyli przeciwko separatystycznych blaszaków.
Wybiegły na schody, które nie były ani za długie, ani za krótkie; co miało oznaczać harmonię, którą tak cenią Jedi. Zbiegły parę stopni w dół. Usłyszały dźwięk silników statków, które je atakowały. Popatrzyły na niebieskie, bezchmurne niebo, którego piękno zapowiadało wspaniały, słoneczny dzień. Statki były... dziwne.
-Separatyści sprawili sobie chyba nowe zabawki.-stwierdziła z lekką kpiną Orgeen.
-To nie Separatyści.-poinformowała ją Ahsoka. Atari popatrzyła się zdziwiona na przyjaciółkę, oczekując na kolejną część jej wypowiedzi, która po chwili została wypowiedziana.-To Zygerria.
___________________________________________
Jes. Dys ys podrozdział xD Mam nadzieje, że wam się podobał. Wena mnie naciągnęła dzięki rady Barto-wnuczki, które to dedykuje ♥ TY SPOJLEROMANIE TY JEDEN TY! <3 XD
NMBZW!
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział 61
~~Ahsoka~~
Nadszedł dzień odlotu na Yavin, na którym nie wiadomo ile będzie. Musiała pożegnać swoich przyjaciół, podobnie jak Atari. Trudno było się jej pożegnać z Ashlą i Katooni, a jeszcze trudniej z Barriss. Nie chciała się z nią rozstawać. Lot na wojnę nie wymagał aż takiego smutku, bo mogą się w każdej chwili zobaczyć na jakieś bitwie, albo mogą wiedzieć kiedy, któraś z nich umrze. A ta sytuacja była inna. Trzeba się rozstać nawet na cztery lata, a nawet nie będą wiedzieć czy umarły, bo może się tak stać, że nie wyczują. Można powiedzieć, że enklawy Jedi nie mają kontaktu z galaktyką. Atari nie wiedziała, że Ahsoka jest padawanką Wybrańca i, że jest tak zaangażowana w wojnę. Nie miała kontaktu z najlepszymi przyjaciółmi, bo musiała tyle tam siedzieć. Dziewczyny uważały to bardziej za zgrozę, niż za misję.
-Niech Moc będzie z Wami.-powiedziała Barriss przytulając przyjaciółki.
-I z Tobą.-odpowiedziały równocześnie, po czym weszły na rampę statku.
Ahsoka siadła za sterami wraz z rówieśniczką i popatrzyła się na galaktyczne miasto. Kiedy będzie mogła je ponownie zobaczyć? Kiedy będzie mogła w nim ponownie żyć? Kiedy znów popatrzy się tutaj w gwiazdy nocą? Nie wiedziała. Nikt tego nie wiedział i nie będzie wiedzieć jeszcze pewnie przez bardzo długi czas.
Statek wzbił się w powietrze i zaczął kierować się ku orbicie Coruscant. Był już prawie wieczór. Zachód słońca był piękny jak zwykle, mimo tak zaludnionej planety przepełnioną tyloma budynkami i fabrykami.
Na orbicie planety wskoczyły w nadprzestrzeń, pozostawiając za sobą świat, który jest ich domem.
***
W tych murach była bardzo bezpieczna. Nawet teraz biegając przez korytarze świątynne. Otaczały ją okna i ściany zazwyczaj kremowe. Biegła po prostu patrząc się przed siebie, nie oglądając się na tyły i w boki. Ale kiedy przed nią pojawiło się wielkie okno, zauważyła, że nic za szybą nie ma. Nic prócz głębokiej bieli, rażącej w oczy. Budynki Coruscant znikły. Na niebie nie było ani jednego śmigacza. Nie było w ogóle nieba. Nie wiedziała na jakiej planecie była. Czy na Coruscant, czy gdzie indziej. Była zdezorientowana i zdenerwowania. Pobiegła do wyjścia najszybciej jak tylko umiała. Próbowała odnaleźć się z myślą, że jest w Świątyni Jedi. Tak na prawdę wszystko było pomieszane. Droga do Aborteum prowadziła do Centrum Komunikacyjnego, co było bardzo dziwne. Nagle ni stąd ni zowąd, znalazła się w senacie. Biegła przez korytarze i zatrzymała się przy jednej z platform, która służyła jakiemuś senatorowi z danego układu. Gdy chciała spojrzeć na salę senacką, zobaczyła faunę Shili, a dokładnie znaną jej łąkę, która się wcale nie zmieniła.
Zobaczyła tam motyle i nieświadomie zaczęła do nich biegnąć. Nie czuła się Jedi. Nie czuła Mocy. Była wolna. Była znowu małą dziewczynką. Czuła się taka lekka, jak te kolorowe owady, za którymi biegła szybciutko usilnie próbując złapać chodź jednego, przypatrzeć się mu, a później wypuścić, by patrzeć jak wolno fruwa. By zobaczyła jak są wolne, równie tak samo jak ona w tej chwili, biegając po krótko ściętej, porośniętej rosą trawie. W pewnym momencie się przewróciła. Poczuła mokre kropelki na jej ubraniu i obróciła się na plecy. Była na piaszczystej planecie. Widziała fabryki i różne budynki, zrobione z czerwonawego piasku.
Była znowu w swoim siedemnastoletnim ciele i ciągnęło ją do jednej z tutejszych fabryk. Pobiegła w stronę wejścia a podpierała ją niewiadoma siła. Poczuła lekki wiatr na twarzy, aż do momentu, kiedy była w środku. Środek nie był taki jak w każdej geonosiskiej fabryce. Znalazła się w sali tronowej Jabby. Było pusto. Krążyła po wielkim pomieszczeniu, a w pewnej chwili stanęła na kratę, która się pod nią otworzyła. Było to miejsce, gdzie nikt nie chciałby stanąć. Spadając pod nią, można było zginąć i to zaraz miało się stać dziewczynie. Śmierć. Ale mimo wylądowania nie zginęła po chwili. Wręcz wpadła do wody. Gdy wypłynęła na powierzchnię, zobaczyła wodospady. To Naboo.
Podpłynęła do wodospadu, za którym była mała jaskinia. Wyszła z wody o dziwo sucha i poszła w głąb jaskini, po czym skręciła w prawo. To była Świątynia na Ilum. Była ubrana w specjalną kurtkę, w której było jej ciepło. Szła dalej przed siebie. Wydawało jej się, że zna drogę. Wydawała jej się bardzo znajoma. Dlaczego, tak myślała, dowiedziała się, kiedy się zatrzymała. To było miejsce gdzie znalazła swój kryształ do miecza świetlnego. Podeszła tam, ale nagle do czegoś dobiła. Wyglądało to na szybę, ale był to lód. Dotknęła go, a następnie uderzyła z całej siły. "Zapora" zaczęła pękać, a kilka chwil później się posypała. Wraz z nią, znikało miejsce jej kryształu i jeszcze jej podłoże. Po sekundzie zaczęła spadać. Nie krzyczała. Pozwoliła by ją ciągnęło w dół...
***
Otworzyła gwałtownie oczy i poczuła coś przy skroni. Była to jej dłoń lekko zaciśnięta w pięść, na której opierała głowę właśnie na prawej skroni.
Ten sen nie był wcale wyjątkowy. Najzwyklejszy, ale za to jaki dziwny. Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie nie śni o rzeczach, które się działy w trakcie odnalezienia sprawcy; ale z drugiej nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Nie. To nie może być raczej normalny sen nawet, jeżeli tak wyglądał, stwierdziła w myślach togrutanka.
-W porządku?-spytała Atari, która siedziała spokojnie na fotelu obok.
-Tak. Ile spałam?-spytała Ahsoka, przyjaciółkę.
-Czterdzieści pięć standardowych minut. Co Ci się śniło.
-Nie wiem, jak to opowiedzieć, ale nie był to nareszcie sen, w którym były ukazane sytuacje, po zamachu.
-To chyba dobrze-e. Prawda?
-Raczej tak, ale na prawdę ten sen był dziwny.
-Nie wiem. Nie przejmuj się tym. Ważne, że się wyspałaś... przynajmniej tak myślę.
-To dobrze myślisz-Togrutanka uśmiechnęła się do przyjaciółki.
~~Anakin~~
-Ta bitwa będzie się jeszcze trochę toczyć.-powiedział Rex do swojego generała, kiedy patrzyli jak inni żołnierze zabierają swoich, martwych braci do kanonierek.
-Obi-Wan szybko nie wymyśli czegoś porządnego, a bez konsultacji z nim nic na razie nie możemy zrobić.-powiedział z lekkim rozdrażnieniem Skywalker. W środku cały się gotował. Jego były Mistrz kazał mu nie podejmować żadnej decyzji bez niego, co było niesprawiedliwe. Gdyby nie on, - według Anakina- ta wojna by się dawno skończyła.
-No to na razie jesteśmy nie do użytku.-stwierdził Kapitan.
-Niestety. Odpocznijcie, a później zbierz ludzi. Ja coś wymyślę. Najwyżej mi się dostanie. Nie możemy przecież tak długo na niego czekać. Zaraz spotka Grievousa i to przegramy.
Rex oddalił się i postanowił odpocząć tak, jak poradził mu Generał. Nie chciał przegrać tej bitwy, ale mógł zginąć. Ale jego śmierć raczej tak nie przerażała. On tak jak i jego bracia, zostali stworzeni by ginąć. Każdy klon; każdy kadet, który się szkolił na prawdziwego żołnierza, był szkolony na śmierć. A Rex przeżycie tego wszystkiego, uważał za cud.
Po dwudziestu pięciu standardowych minutach, Anakin wymyślił plan. Tak czy siak jeżeli się spaści, to ma asa w rękawie. Improwizację działań w trakcie bitwy. Tak. To było coś, co umiał doskonale ze swoją padawanką, zaraz po doskonałej umiejętności pilotarzu.
Po objaśnieniu planu, Kapitan Rex podzielił żołnierzy na małe bataliony, które miały atakować według planu ich Generała. Kapitan martwił się lekko o Anakina. Dostanie za nich wszystkich, ale to jego plan i musi ponieść konsekwencję za klony, które są akurat pod jego dowództwem. Kapitan nie chciał sprawiać kłopotu i miał nadzieje, że tego nie robi. Ale on wie, że też nie jest bez winy. On też dowodzi swoimi braćmi i też musi ponieść jakieś konsekwencję nawet, jeżeli ktoś by tego nie chciał. Już raz na Umbarze popełnił błąd i nie chciał zrobić tego ponownie. Nie chciał ich, a przede wszystkim nikogo zawieść.
-Czas na nas Rex-poinformował łagodnie, stojącego bez ruchu Kapitana Anakin.
-Tak jest generale.-odpowiedział mu Żołnierz.
Pięć kanonierek LAAT wzbiło się w powietrze, by polecieć na kolejną rozróbę na stepach Tirbin. Na stepach jest bardziej niebezpiecznie niż na zamkniętym terenie, jak na przykład miasto. Na stepie wiele się działo. Była otwarta przestrzeń. Każdy mógł zaatakować kogoś od tyłu. Wszyscy byli rozproszeni i od nikogo raczej nie mogli mieć nawet najmniejszej pomocy. Tylko jedna osoba oraz ewentualnie druga, która była obok niego, była zdana na siebie i swoje umiejętności.
OBOWIĄZKOWO CZYTAJ KRECHĘ! V
________________________________________
Mam nadzieję, że chociaż tyciupkę wam się podobało xD
... in the fire, fire, fire... :3 ♥
Żeby nie było czasem "Co jest kurde?!", to uprzedzam, że za tydzień będzie streszczenie trzech miesięcy ponieważ, robię przeskok, bo nie chcę was zanudzać. Jak zrobię przeskok to będzie już Anidala, co bardzo pewnie Iga chcę i od razu robię normalną, a nie inną tak, jak to Ci to będzie pasować, bo sama wiem, że wyszło mi to idiotycznie >.< Na pewno będzie opis walk, bynajmniej się o to postaram. Także proszę czekać. Nie będzie to; drugi sezon, a ten pierwsz czy coś, tylko po prostu normalny przeskok ;) Możliwe, że nn będzie dłuższe ;3
Dedyk dla:
Fari, Patataja, Brato-wnuczki i Wafloweej bo zawsze jesteście przy mnie i pomożecie ♥♥♥
NMBZW!
Subskrybuj:
Posty (Atom)