niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 166


~~Anakin Skywalker~~

 [Dwudziesty czwarty dzień odwetu zygerriańskiego, orbita Coruscant]
   Ahsoka stwierdziła, że nie ma zamiaru rozmawiać. Jest zbyt skołowana, chciała aby dano jej chwilę. Anakin strasznie się zmartwił. Wręcz zawiódł się na sobie i na niej. Nie ufała mu? Coś się zmieniło? Przecież nie zrobił nic wielkiego, co miałoby sprawić, że dziewczyna przestała mu się zwierzać. Co takiego przed nim ukrywa? Nawet się nie pożegnali.
    Wyleciał tuż przed południem. Zabrał Fivesa i Appo do centrum dowodzenia i zaczął łączyć z nimi plany, które ustaliła rada, on sam i Legion 501. Bez Rexa to nie było to samo. Istniała jakaś wielka pustka, brak pewnego humoru, ostrożności, optymizmu perfekcyjności w wykonaniu prostych rzeczy, jak na przykład rytuał golenia głowy i czaszki. Gdzie podział się ten trzeźwy umysł? Czemu jakiś głupi rozkaz i łysy, dathomiriański łeb musiał to zabrać. Larwa zginęła od razu. Ktoś po niej rozpacza? Nie. Nawet Ahsoka, której ponoć tak zależało na Ventress. Ściema, kompletna ściema. Czemu jego droga padawanka wybrała tak idiotyczną ścieżkę? Nie chciał zwalać na nią całej winy, ale taka prawda - mogła zabić Ventress przy okazji, a nie okazywać skruchę.
    - Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nasza współpraca była owocna - zapewnił któryś już raz Appo.
    - Wiem, Appo. Komandorze, jestem pewny, że podołasz wyzwaniu, ponieważ jestem bardzo wymagający. Nie zamierzam cię porównywać do Rexa z tekstami "Rex umiał, ty nie" albo "Powinieneś tak, jak Rex...". Każdy popełnia błędy, które należy skorygować. On i ja uczyliśmy się współpracy ze sobą. Powtórzę ten proces, bo zależy mi na byciu zgodnym z tobą, doprowadzić nasz legion oraz wojsko Republiki do zwycięstwa - odpowiedział Anakin. - Odpocznijcie jeszcze lub, jak chcecie, sprawdźcie czy wszystko jest na miejscu.
    Stanął na mostku i wpatrywał się w niebieskie tło nadświetlnej. Można by rzec, że wracał do swoich korzeni. Zaczął się trząść na wspomnienie o awanturze w świątyni i późniejszego wrzasku w domu. Kiedy Ahsoka nie chciała nic mówić, poczuł się jak śmieć. Potem Obi-Wan przyszedł powiedzieć, że jest mu przykro iż muszą wracać do świata niewoli i zaczął wywody o matce. Anakin nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, wyklinać, wymigiwać się od misji. Powiedział, że to chrzani. Wrócił do domu i zaczął po raz kolejny się wydzierać, że ma dość, że wojna go wyniszczyła, że nie zapewni bezpieczeństwa żonie i dzieciom. Że jest słaby.
    Czemu w ogóle się zgodził na tę misję? Po co dał się tak łatwo przekonać, skoro i tak mu puściły nerwy i puszczą nie jeden raz podczas tejże bitwy. Na w ogóle Aayla się zgadzała? Nie ma problemów z tym, że musi odgrywać swoją straszną przeszłość niewolnika? Czy on jest jakimś dziwolągiem, czy po prostu za dużo do siebie bierze? Co z nim jest nie tak? Dlaczego przejmuje się swoją psychiką w momencie, kiedy ma ważniejsze rzeczy do roboty? Użalaniem się nad sobą nie uodporni się na widok tych strasznych kreatur. Ostatnio musiał wpakować się w sidła jakieś kobiety, co urzekł ją swoim wyglądem, a zwłaszcza odwagą. Zrobił z siebie niewolnika. Pozwoli na to po raz kolejny?

~~Barriss Offee~~

[Dwudziesty drugi dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
    Depresja bywa zaraźliwa. A na pewno jej, bo zazwyczaj, kiedy coś rozwali kosztem utraty czegoś przez innych, na przykład życia, to nagle wszystko się sypie, wszyscy mają zły humor i wszyscy nagle dążą do jakiegoś załamania się, jak nie do samobójstwa. Kompletne wraki osobowości, brak poczucia humoru i optymizmu. Najbardziej brakowało jej Ahsoki, która jako najlepsza przyjaciółka powinna jej pomagać, a gdzieś zniknęła, zostawiła ją, zignorowała, w ogóle się nie pokazywała. Kiedy już doszło do jakieś rozmowy, była inną osobą. Jej przyjaciółka zniknęła.
    Kolejną, wielką porażką stała się strata jej padawana. Zdecydowanie, wielu mogło jej pozazdrościć takiego zdolnego podopiecznego. Nigdy w życiu nie spieszył się z nauczeniem czegoś na siłę. Jeśli mu coś nie wychodziło, nie wstydził się poprosić i nauczyć. Miał świadomość, że do wszystkiego potrzeba czasu. Kiedy już się nauczył, do końca dnia potrafił ćwiczyć dalej by się doskonalić. Jego determinacja, to jedna z niewielu przepięknych rzeczy, które Barriss ujrzała w czasie swojej egzystencji.
    Jej dawna nauczycielka okazała się żadną pomocą. Barriss nie miała tej odwagi co jej padawan, bała się prosić kogoś o radę, zwłaszcza po całym zamieszaniu z opętaniem. Wiedziała, że Luminara jej nie pomoże, a tylko zacznie wywody o tym, czego nie może i nie powinna robić. Dziewczyna szukała zupełnie innego pocieszenia. Próbowała jakoś odreagować. Wiele razy, od momentu śmierci swojego ucznia, zastanawiała się nad tym, by nie wypróbować czegoś cywilizowanego. Wiele razy była świadkiem jakiegoś wyluzowania przez różne kreatury, wtedy ją to obrzydzało, teraz wydawało się dla niej jedynym ratunkiem. Istniał jedyny problem - Moc. Nie dało się jej od tak zlekceważyć. Potrafiła pogrążyć, zdemaskować, uśmierzać coś, co powinno dać siłę, po prostu: komplikowała.
    Igiełki śmierci.
    Do tej pory uzależniała się przez pewien czas botą, ale stwierdziła, że zaczyna obcować z Ciemną Stroną Mocy, więc zwyczajnie w świecie zrezygnowała, choć pozwalała osiągnąć całkowite zespolenie z Mocą. Igiełki śmierci to przede wszystkim wyciąg balo z grzyba, który mógł osłabić jej kontakt z Mocą, co w sumie było jej na rękę. Miała dość jej sygnałów, które tylko pogłębiało jej załamanie. Kolejny fakt: skracało życie, zwłaszcza, że z każdą kolejną dawką pragnienie zwiększało się. Stwierdziła, że warto zaryzykować dla chociażby jakiegoś doświadczenia.
    Podeszła do pryczy śpiącej Ahsoki i przemówiła cicho:
    - Wybacz mi, Ahsoko. Dawne czasy przeminęły. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz moje czyny.
   Założyła kaptur swojej narzutki. Jej ubrania miały charakter lekko cywilny, ale raczej nikt nie zorientuje się kim jest. Miecze zostawiła w swoim pokoju lekceważąc nauki, które wpajano jej od najmłodszych lat: Miecz świetlny to twoje życie.
    Szła przed siebie, a jej celem były poziomy klubów, różnych spelun, burdelów i wszelakich dziur śmierdzących stęchlizną.
    Szła ku jakieś zmianie.
    Szła ku nowemu życiu.
    Szła ku nowym doświadczeniom.
    Szła ku nowym błędom.
_________________________________________
Jedna z lepszych notek jak dla mnie :D
Rozdziały się piszą, wena jest. Wszystko spoko. 

NMBZW!

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście, rozdział bardzo dobry. Same problemy bohaterów zmuszają nas do myślenia o naszym życiu...
    Barriss, tak mi jej szkoda. Oprócz Ahsoki nie ma nikogo, kto mógłby ją podnieść na duchu. Luminara jest taką "idealną" Jedi, nie rozumie utrapień innych...
    Niestety ani talentu do pisania długich komentarzy nie mam, ani weny. Dlatego to by było na tyle.

    NMBZT, Sue. :)

    OdpowiedzUsuń