niedziela, 11 czerwca 2017

Rozdział 180


~~Świątynia Jedi~~

[Trzydziesty pierwszy dzień odwetu zygerriańskiego, Coruscant, Świątynia Jedi]
     - Obi-Wan już wystartował - powiadomiła Shaak Ti. Nie potrafiła ukryć smutku. Nie udało im się obronić jednej planety, a niewolnicy przywiezieni z Zygerrii byli przetransportowani na Ryloth tylko dlatego, że miała to być jedna z planet, gdzie Zygerria planowała umieścić wszystkich niewolników przeznaczonych do danych celów. Kenobi dowiedział się tego tuż przed wylotem, podczas gdy musieli się jak najszybciej ewakuować. Wszystko szlag trafił, ale wracają cali i zdrowi.
     Ogromną zagadką było wylądowanie Barriss w salach uzdrawiania z powodu "Przedawkowania". Po badaniach i testach oraz lekach stwierdzono, że znajdował się w jej żyle wyciąg z cilony, czyli nic innego jak informacja, że brała igiełki śmierci, co potwierdziła dziwnie odmieniona... Ahsoka. Stara Ahsoka, dawna Ahsoka. Pyskata, w miarę rozważna i rozweselona. Nie dziwna, zamknięta w sobie i wiecznie trenująca. Po prostu: Ahsoka Tano.
     W czasie, kiedy Offee zajmowała się Stass Allie, Ahsoka w miarę możliwości zabawiała adeptów. Przeprosiła Ashlę, co też wszystkich zaskoczyło. Te dwie togrutanki nigdy się nie kłóciły, to było po prostu nieprawdopodobne. Nie były w żaden sposób powiązane, więc jakim cudem się pokłóciły? Tylko prawdziwe rodzeństwo się kłóci.
     Ahsoka mimo wszystko cały czas czuwała nad Barriss próbując ją odratować z tego amoku, ale stan dziewczyny był po prostu stabilny, lecz ciężki. Dziewczyna raczej sama dochodziła do wniosku, że przyjaciółka będzie następną osobą, którą pożegna raz na zawsze.
     Zakon miał co raz to lepsze kontakty z Senatem, lecz ostatnio ich głównym zadaniem było uspokajanie wszystkich w związku z narastającym zagrożeniem ze strony zygerrian. Senat chciał wojny pomiędzy Republiką, a Zygerrianami, a Zakon wyraźnie powiedział, że to ich sprawa, nie trzeba się w to mieszać. Senatorowie odpowiedzieli jednoznacznie - skoro Jedi weszli do wojny Republiki z Separatystami, jako żołnierze, to Senat Republiki śmiało może wejść w ich konflikt jako zaplecze polityczne. Mace Windu przyznał przed całą Republiką, że Zakon postępuje dość samolubnie, jeśli chodzi o jakieś sprawy bez użycia broni. Zwyczajnie w świecie - wątpił, że da się z nimi normalnie porozmawiać bez maskarady. Udowodnili to Obi-Wan i Kit Fisto. Separatyści byli jako tako na poziomie, nawet Obi-Wanowi udawało się grać na czas, urządzając jakieś rozmowy dla zyskania czasu. Tu jest jeden z argumentów, który ujawnia, że będzie trudno, a jeszcze trudniej przechytrzyć.
      Yoda stwierdził, że czuję się coraz gorzej. Ale nie z powodu starości, nie z powodu tego, że mógł zachorować. Dziwne przeczucia i niewiedza. Treningi prowadził, jak zwykle. Nawet lepiej bo nawet bez próśb dawał pokaz swoich umiejętności, ale przyznał przed Radą, że jest strasznie rozkojarzony, jak nigdy. Widać było, że sytuacja z Zygerrią dawała mu w kość. Przecież nawet wojny klonów tak na niego nie działały. Odparł, że kryje się za tym jakaś tajemnica, spisek, który oni będą musieli odkryć, a chętnie przyjąłby odpowiedź na jego rozmyślania już teraz.
      Największa nadzieja w sprawozdaniu Obi-Wana...

~~Padme Amidala~~

     Czy było jej trudno? Cóż, sama nie potrafiła tego stwierdzić. Dzieciaki kończyły prawie miesiąc, że więc obchodzenie się z nimi jak z jajkiem z delikatną skorupką się skończyło. Teraz wystarczyło obchodzić się z nimi tylko jak z jajkiem. Raz bywały marudne, raz rozweselone i dało się do nich pogadać, ale Padme i tak przeżywała katusze. Nie to, że ich nie kochała czy nie cieszyła się z ich obecności w jej życiu. Zwyczajnie w świecie zajmowanie się dwojga dziećmi w nocy jest po prostu trudne. Jedno obudzi drugiego, weź nakarm dwójkę uśpij... całe szczęście, że miała przy sobie służkę, bo bez Anakina w sumie było jej ciężko.
     Parę dni samotności dawały się we znaki. Przyzwyczaiła się, że praktycznie od samego początku Anakin z nimi był, pomagał jej, spełniał się w roli ojca, męża. Czasem go tylko w ciągu dnia nie widywała, ale to mało znaczące. Bo tak wyglądała rodzina. Każdą wolną chwilę spędzali razem, śmiali się, zajmowali dziećmi jak należy, poświęcali im czas.
      Tylko parę dni...
      Z zamyśleń nad datapadem wyrwał ją pojękiwanie małej. Lubiła te chwilę, kiedy dziewczynka nie budziła brata. Wyszła z salonu i pognała do pokoju dzieci. Dziewczynka na widok matki zaczęła się uśmiechać. Ta mała cwaniara tak bardzo ją uszczęśliwiała.
     Usłyszała otwieranie drzwi windy i usilne prośby o rozmowę z nią. Wzięła dziewczynkę na ręce i podeszła do salonu.
      - Motee, o co chodzi? - zapytała spokojnym głosem.
     - Przyszła Padawanka Jedi, Wysy. Mówi, że to pilna sprawa. Jest dość rozgoryczona - odparła służka.
      - Niech wejdzie - poleciła kobieta.
    Amidali ukazała się dziewczyna z nieogarniętymi włosami, zdyszana i strasznie zmieszana. Wyglądała jakby biegła, a przecież w drodze na góre, w windzie, naprawdę można było odpocząć. Stan nie wskazywał na nic innego, jak wielki strach, wręcz przerażenie. Po prostu złe wieści. Zdawało się, jakby padawanka dusiła się wiadomościami, które kazano jej z siebie wydobyć. Padme czekała ze zniecierpliwieniem, miała wrażenie, że słowa mogą ją strasznie zaboleć, wręcz zwalić z nóg, ale coś nie pozwalało jej usiąść czy zabezpieczyć siebie i dziecko.
     - Ch-chodzi o-o-o m-m-misję n-na Ryloth - zająknęła się Wysy.
     - Anakin...
_______________________________________ 
Ze względu na problemy techniczne, jutro notki nie będzie! ://

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz