niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział 197


~~Yoda~~

       Nie wiedział czemu w ogóle zdecydował się na przyjście na to zebranie Senatu. To nie tak, że Jedi interesowali się polityką czy nie dotrzymują słowa wobec przyjaźni oraz współpracy z Kanclerzem. Temat był po prostu... niezbyt ważny. Choć takie uznano na za miód dla uszu poprzez przerywnik okrutnych czasów niewoli na wysoką skalę, to dla Mistrza Yody zdawały się być utrapieniem. Niedosyt informacji czy aktualizacji danych spraw niepokoiły go jeszcze bardziej niż podczas toku sprawy konfliktu.
       Jednak coś go tam ciągnęło, a jego serce zdawało się czekać na cudowną nowinę. Jak bardzo się mylił. Dwie godziny przesiedział bezczynnie słuchając  czegoś, co nie przyniosło dla jego priorytetów jakiś rezultatów. Przez wiele lat widział zagrożenie w Skywalkerze, ale ostatecznie stało się to złudzeniem, lecz wolał to przedstawiać jako zwykłą ostrożność. Zwyczajnie w świecie za dużo wstydu sobie przyniósł swoimi przeczuciami. Ponadto, chwała Mocy, niewielu patrzyło na to co się stało, tylko na to co jest tu i teraz. Najważniejsze pytanie "Gdzie jest Anakin?". Gdzie podział się ich Bohater Republiki? To martwiło Yodę. Niestety, jeden człowiek potrafił zaważyć o słabości Zakonu. Fakt faktem, Jedi bardzo dobrze sobie radzili patrząc na sytuacje, ale zawsze pojawia się komentarz "Gdyby Anakin żył/nie zaginął, to z Obi-Wanem..." wszystko z tą dwójką, byłoby lepsze.
       Yoda doszedł do wniosku, że wszystko straciło sens wraz z rozpoczęciem wojen klonów. Kiedy to Jedi zaczęli wymierać masowo, poprzez okrutną śmierć. Niesprawiedliwą, albowiem podczas konfliktu trudno o sprawiedliwość dla wszystkich stron. Każda strata sprawiała, że stary Mistrz popadał w jeszcze większą beznadzieję, a im bliższy Jedi, tym większy smutek. Przecież wszystko miało się zmienić, więc czemu z dnia na dzień jest coraz to gorzej, trudniej? Jak mają wychowywać Adeptów, kiedy końca i dobra nie widać? Właśnie, jak ma wychować dwójkę Skywalkerów, którzy już dawno mieli wstąpić do Zakonu, ale Senator uciążliwie zapobiega całkowitemu oddaniu dzieci do Świątyni. Na razie wszystko działa na jej warunkach, bo cały czas liczy na to, że jej mąż wróci i to on podejmie decyzje o przeniesieniu. W każdym razie, zawarli umowę. Na ten czas, dzieci spędzały od trzech do czterech dni w tygodniu, przez dwanaście godzin w Świątyni - na noc wracały do domu. Po wstąpieniu w szeregi Jedi, Padme będzie mogła ich widywać trzy razy w tygodniu, z czego tylko jeden dzień i jedną noc spędzą w domu. Z czasem spotkania będą się skracały, a ich wyłączne dwadzieścia cztery godziny przestaną istnieć. Gdyby Anakin... gdyby Anakin po prostu był, dzieci miałyby więcej możliwości, bo cały czas byłyby pod jego opieką - odpowiedzialnego Mistrza Jedi.
       Czy jak wróci, to tak się stanie?
       Nic bardziej mylnego. Nie był przy wychowaniu tej dwójki, nie zna się zbytnio na roli ojca i cokolwiek z nim się dzieje, znając jego zapędy - trochę zajmie mu czasu odnalezienie się w rzeczywistości. Potem będzie już za późno na zmiany w umowie. Tyle dobrze, że on będzie miał jak się z nimi widywać, Padme - już nie.
       Po skończonej debacie, Yoda udał się na spacer po gmachu Senatu. Po prostu wybrał dłuższą drogę do wyjścia. Jak na Yodę przystało, szedł wolno, ale to sprawiało, że wyciszał się najlepiej jak umiał, pogrążał się w swoich sprawach. Stety niestety, zważając na jego powolne kroki, Kanclerz Aang go dogonił.
       - Witaj, Mistrzu Yoda - wyrwał z zamyślenia Jedi.
       - Witaj, Kanclerzu. O przyziemnych problemach słyszeć miło jest - odpowiedział.
       - Mistrzu Jedi, czy mógłbym prosić cię o potowarzyszenie w powitaniu uchodźców na głównym lądowisku? Chcę, aby poczuli się bezpiecznie, żeby nie wątpili w fakt, że Jedi naprawdę ich bronią.
     - Z przyjemnością na propozycję przystanę i ochronę naszą potwierdzę. Na Republikę nasz konflikt spadł, obowiązkiem moim jest to, o co mnie prosisz. W drogę, Kanclerzu - oświadczył z przyjaznym śmiechem Yoda, a polityk poszedł za nim. W ciszy.
       Tak, ta cisza była potrzebna. Moc nie rozmawiała z nim bezpośrednio, ale dawała dziwne znaki. Sprawiała, że nieznana siła ciągnęła go na lądowisko. Tajemnica godna zainteresowania.
       Jak szybko uda mu się ją odkryć?
__________________________________________
Nie miała warunków do publikacji :x
W ogóle - komu został rok do osiemnastki? No mi XDD Nie! Nie mam dziś urodzin! Nie - nie chce atencji i życzeń -.-
Przeglądam właśnie stare screeny i zdjęcia... zmiany, zmiany, zmiany! :D

NMBZW!

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rozumiem wszystko, ale takie tematy są prywatne. Po co mówić o tym publocznie?

      Usuń
  2. Ja to tam mam wywalone na wszystko już. Wiem, że to są tematy nie bardzo, ale już trochę mnie ja sama nie obchodzę. Piszę czasami to czego nie chcę. Dziwne prawda? Jeśli chcesz usuń komętarz, jeśli jesteś za leniwa ja to zrobie! No jeśli chcesz możesz go zostawić... Dobranocka!!!

    OdpowiedzUsuń