niedziela, 2 września 2018

Rozdział 213


~~Anakin Skywalker~~

[Trzeci rok odwetu zygerriańskiego, Kiros]
       Obi-Wan przybył szybciej niż się spodziewali. Do tamtego momentu nic nie wskazywało na to, żeby Zygerrianie mieli zaatakować ich posterunek. Najwyraźniej czekali na trzeciego Jedi, aby się lepiej zabawić. Mimo wszystko, to nie było zdrowe, bo WAR nie miało co do tamtego czasu robić. Nie żeby pomoc zniewolonym - których uwolnili, oczywiście - ich nie satysfakcjonowała, no, ale przybyli tu walczyć i rozwalić okrutne rządy na tejże planecie.
       - Zajmę się miastem na wschodzie, wy bierzecie zachód - postanowili ostatecznie.
       - Mistrzu Kenobi, zachód jest bardziej strzeżony - zauważyła Ahsoka.
       - Was jest dwoje, ja jeden. Do tego będę chronić stolicy jednocześnie - odpowiedział najstarszy.
      - Po prostu ma za stare kości i nie może się przemęczyć. Brudna robota jak zwykle przypada nam - dopowiedział Anakin.
       - Dokładnie tak. Żebyś wiedział - droczył się z nim były mentor.
      - Wyruszamy - zarządził Skywalker. - Kapitanie Appo, zbieraj ludzi i kanonierki. Wyślijcie prośbę o wsparcie powietrzne. Przyda nam się na sto procent. Dwie eskadry.
       - Wszyscy przygotowani, czekamy na pańskie rozkazy - poinformował żołnierz.
       - Doskonale. W drogę - nakazała togrutanka.
       Szli ramię w ramię w stronę jednej z grup przydzielonej do danej kanonierki. Nie stracili zbyt wielu żołnierzy - wprawdzie dziesięciu - jak na wcześniejsze oszacowania, dlatego humor wszystkim dopisywał. Fakt, nikt nie zwróci życia poległym, ale to naprawdę niewielu, jak na żywych przeciwników. Są pozytywy i negatywy - zawsze były, bo takie są realia. We wszystkich aspektach, w każdej sekundzie należało dostrzec plusy oraz minusy. Obiektywizm, to dar, na który niewielu stać, więc należy się nim kierować częściej niż raz na jakiś czas lub gdy sytuacja akurat tego wymaga.
      Uwielbiał ten dreszczyk emocji, kiedy kanonierka wzbijała się w górę. Choć czasem przyprawiało go o mdłości ze względu na niepewny wynik starcia, to zawsze próbował jakoś się zachęcić. Przecież walczył w imię dobra... jego dobra... dobra, którego przyjęła Republika. W każdym razie, zawsze szedł jako obrońca pokoju. To trochę dziwne, bo powinien siedzieć, a nie być częścią wojny. Lecz jak ma zapewnić pokój, jak nie tym, że powstrzyma osoby ze sprzecznymi - według Republiki, oczywiście - ideami ograniczającą wolność oraz wyznającą niemądry sposób rządzenia. Choć, czy w wojnach klonów, Separatyści naprawdę mieli dobre powody? Przecież to tylko gra Palpatine'a, a tak naprawdę chcieli w miarę pokojowo żyć na swoich warunkach. Ale ostatecznie zechcieli się posłużyć armią, hegemonia i te sprawy, aż w końcu znaleźliśmy się tu! W odwecie zygerriańskim. Przez jeden, durny plan byłego Kanclerza jego obiecanki cacanki. Przez jedną obronę Kiros w trakcie wojen klonów. Idiotyczne, prawda?
       - Wolałam szczęk blach oraz charakterystyczny dźwięk wbijanego pocisku droida. A przecięcie mieczem świetlnym? Miód dla uszu - odezwała się nagle Ahsoka.
      - Na pewno to lepsze niż ostatni gardłowy krzyk, który jest oznaką tego, że zabijamy żywe osoby- zgodził się z padawanką.
       - Nie są nieuzbrojeni i atakują nas. Nie jest aż tak źle, mistrzu - uspokoiła go.
       - Ale jest coraz trudniej - uświadomił ją.
      - Czy widzisz jakieś zalety końca tego? Widzisz jakikolwiek koniec? Jest jakiś czuły punkt? - zastanowiła się Tano.
     - Nie. Są dwa cele zygerrian: niewolnictwo i wybicie Jedi za zemstę i rozbój poprzedniego imperium. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie znamy poszczególnych osób kierujących tym. Nie ma jakieś osoby, która by się ukrywała. Wątpię, że w ogóle się ukrywa. Nie potrafimy znaleźć jednostki niewyróżniającej się zupełnie niczym na tle innych. To bardziej uwłaczające niż poznanie antagonisty wojen klonów - zastanawiał się głośno.
       - Czyli to nigdy nie będzie mieć końca?
       Skywalker zamyślił się bardziej niż powinien. Dobrze, że potrafił się oderwać od tego w porę, aby nie ocknąć się dopiero, kiedy otworzą się wrota kanonierki. W każdym razie, Tano zadała bardzo trafne pytanie. Co zostanie końcem całego konfliktu? Jak coś bez sensu, może skończyć się z sensem? Wszystko w tamtym czasie było bez sensu. Nawet to, że żył też nie miało sensu. No bo kim on jest? Jedi na posyłki w wojnie? Czy ktokolwiek dostawał za to profity? Charytatywnie się udzielał, a prawda jest taka, że nawet czas z rodziną mu zabierano. Nic mu nie dawano. Parę chwil wolnego i co? To tyle? Nie zapomnijmy o cudownych wakacjach - całe trzy lata atrakcji. Niektórzy piszą pamiętniki, aby utrwalić wspomnienia, jemu zapewnią to blizny spowodowane tą rozrywką. O Aayli nie wspominając. O ile z sytuacji Anakina da się jeszcze jako tako pożartować, tak o przeżyciach tej Twi'lekanki raczej nikt się odważy.
       To właśnie niewiele z tego, co daje im bycie Jedi. Czym jest w ogóle ich Zakon? Naborem do wojska czy kształcenie wrażliwych na Moc, co by się tylko nie powybijali i służyli tym innym. Ale gdzie? Na polu bitwy, gdzie cięli mieczem świetlnym co popadnie? Po co im w ogóle miecz świetlny skoro są obrońcami pokoju? Powinni być neutralni albo nosić przy sobie broń ogłuszającą, a mają w posiadaniu coś, czemu żadnych blaster nie da rady. A mimo to, nadal trwają. Przestrzegając kodeksu, zasad. W imię dobra.
       Jakiego dobra?
       Wolności.
       Czyjej wolności?
       - Koniec nadejdzie wraz z końcem Jedi.
_________________________________________
Pięć komentarzy albo nie wstawiam. Budzimy się XD

NMBZW!

3 komentarze:

  1. Super rozdział! Robi się coraz ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega.... mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mega mi się podoba czekam na next 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super rozdział! Ale skorzystam z okazji i zapraszam: https://ahsokatanonewstory.blogspot.com/
      Naprawdę fajny blog!

      Usuń